Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Emigracja polska w obec ! Boga i narodu - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Emigracja polska w obec ! Boga i narodu - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 292 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

EMI­GRA­CY­JA POL­SKA

W OBEC BOGA I NA­RO­DU

PRZEZ

Wa­le­re­go Wie­lo­głow­skie­go.

"(Bóg) Bę­dzie są­dził na­ro­dy; na­peł­ni upa­ści: po­tłu­cze gło­wy wie­lu na Zie­mi"

Psalm CIX.

WRO­CŁAW,

CZCION­KA­MI C. H. STOR­CHA I SPÓŁ­KI.

1848.

(Na­kła­dem Au­to­ra.)

DO

J.W. JANA SKRZY­NEC­KIE­GO,

GE­NE­RA­ŁA, WO­DZA NA­CZEL­NE­GO WOJSK POL­SKICH WRO­KU 1831 KOM­MAN­DO­RA KRZT­ŻA WOJ­SKO­WE­GO POL­SKIE­GO, I OF­FI­CE­RA KRZY­ŻA FRAN­CUZ­KIE­GO LE­GJI HO­NO­RO­WEJ.

Sza­now­ny Ge­ne­ra­le!

Pierw­sze moje dzieł­ko (Pol­ska w obec Boga) ofia­ro­wa­łem Ojcu Świę­te­mu, jako Po­lak Chrze­ścia­nin, Na­czel­ni­ko­wi Chrze­ściań­stwa. – Obec­ne zaś, po­wa­żam się To­bie Sza­now­ny Ge­ne­ra­le po­świę­cić, w uczu­ciu po­wstań­ca pol­skie­go Wo­dzo­wi Chrze­ści­jań­skie­mu. – Ko­muż bo­wiem słusz­niej mógł­bym zło­żyć pra­cę ty­czat­cą się dwóch głów­nych za­dań Wia­ry i Na­ro­do­wo­ści, jak To­bie Ge­ne­ra­le, któ­ry je­steś ich su­mien­nym i szla­chet­nym wy­obra­zi­cie­lem. – Synu kon­fe­de­ra­ta Bar­skie­go: w Two­ich ży­łach pły­nie ta krew po­czci­wa, któ­rą mi­łość Oj­czy­zny do po­świę­ceń za­pa­la, a Wia­ra Świę­tym ogniem pod­sy­ca. Ty no­sisz w pier­si Two­jej ten duch pod­nio­sły, któ­ry się z zie­mi ku Nie­bu pią­trzy, a opro­mie­nio­ny ła­ską wra­ca na grunt Oj­czy­sty, po­tęż­ny i płod­ny w bo­ha­tyr­skie czy­ny. – Ty po­sia­dasz Ge­ne­ra­le, wszel­kie wa­run­ki na Wo­dza Chrze­ści­jań­skie­go, i na ry­ce­rza zbaw­cę, w tych trud­nych chwi­lach, a w trud­niej­szych jesz­cze oko­licz­no­ściach ja­kie prze­cho­dzić bę­dzie­my. – Masz ra­mie kute ze sta­li, – ser­ce czy­ste i bez ska­zy, uczu­cie praw­dy Bo­żej, – a wie­dzę, oraz nie­sły­cha­ną od­wa­gę ry­cer­skie­go Two­je­go rze­mio­sła. – Ale Ge­ne­ra­le, to nie­jest do­syć!…. Wszak mia­łeś już w ręku Two­jem Het­mań­ską bu­ła­wę, a po kil­ku zwy­cięz­twach wy­pa­dła Ci z dło­ni, czy­li ra­czej: da­łeś ją so­bie znie­cier­pli­wio­nym ro­da­kom wy­trą­cić… Dla cze­go to Ge­ne­ra­le?…, oto: bo za­pew­ne w pół po Bo­że­mu, a w pól po ziem­sku dzia­ła­łeś, i ztąd ani mia­łeś ca­łej siły jaką daje krew, ani ca­łej, jaką duch przy­spa­rza. By­łeś wie­rzą­cy i po­boż­ny, a prze­cież nie­ste­ty! zbyt na świat ob­gled­ny. – Przy boku no­si­łeś oręż, a zgub­na po­ku­sa po­da­wa­ła Ci w rękę pió­ro dy­plo­ma­tycz­ne. – Ser­cem, by­łeś po­wsta­niec,– ry­cerz, – wódz, – Het­man Chry­stu­so­wy, – wy­bra­ne na­rzę­dzie mi­ło­sier­dzia Pań­skie­go, a gło­wą zsze­dłeś do ziem­skiej po­li­ty­ki. Zni­ży­łeś więc Twe­go du­cha, – a Bóg wi­dząc iż dzie­lisz za­ufa­nie mię­dzy Nie­go, a świat, ode­brał Ci urząd. – Tak jest Ge­ne­ra­le! temu przy­pisz, iż spra­wy oswo­bo­dze­nia pol­ski nie do­koń­czy­łeś.

Przy­zna­ję: iż w ota­cza­ją­cych Cię ży­wio­łach mia­łeś głów­ne prze­szko­dy: bo ogniem Two­je­go ser­ca trud­no Ci było roz­to­pić lody ów­cze­snej pol­skiej nie­wia­ry, i du­chem ob­dzie­lić pu­ste z Boga pier­si; lecz wła­śnie: Kie­dy zim­no w koło się­bie czu­łeś, na­le­ża­ło Ci Wo­dzu, go­rą­cy pro­mień z Nie­ba po­ży­czyć, a nim i sie­bie i dru­gich roz­pa­lić. – W Xię­gach Ma­cha­be­uszów, a nie w trak­ta­tach kró­lów ziem­skich było Twej wie­dzy i Twe­go roz­pa­łu źró­dło. Ale sta­ło się!…, upa­dłeś Ge­ne­ra­le, jak wie­lu na świe­cie lu­dzi zna­mie­ni­tych upa­da, któ­rzy wyż­szej ła­ski zu­ży­tecz­nić nie po­tra­fi­li.

Dzi­siaj: na­uczo­ny do­świad­cze­niem, a tu­łac­twem i pra­cą su­mien­ną wy­ro­bio­ny, prze­sze­dłeś w my­śli po­ka­ja­nej, ubie­żo­ną ściesz­kę Two­ich dla kra­ju po­świę­ceń, i do­strze­głeś w niej uster­ki, któ­re z szla­chet­nem wy­rze­cze­niem się mi­ło­ści wła­snej gło­śno przy­zna­jesz, i su­ro­wo sam oce­niasz. – Jest to wiel­kie i za­szczyt­ne mój Ge­ne­ra­le, bo na tę od­wa­gę osą­dze­nia sie­bie sa­me­go, du­sza mała ani ską­pe ser­ce się nie­zdo­bę­dzie, ale szu­ka ra­czej zło­że­nia winy na dru­gich. Bóg Ci za­płać Ge­ne­ra­le, za tę szla­chet­ną od­wa­gę i za ten bu­du­ją­cy przy­kład zwy­cięz­twa nad sobą: ale to nie do­syć nasz wo­dzu!…, bo skoń­czyć nie mo­żesz na sa­mem przy­zna­niu winy, ale wyż­szem po­świę – i ce­niem po­we­tu­jesz szko­dę. – Spo­tka Cię zaś Ge­ne­ra­le ry­chła ku temu spo­sob­ność, bo wie­rzę su­mien­nie: że Cię Pan Bóg ku spra­wie zba­wie­nia oj­czy­zny na­szej po­wo­ła. – Wie­rzę w Two­je prze­zna­cze­nie: a znasz mnie Ge­ne­ra­le iż po­chle­biać nie umiem, a To­bie tem mniej: że nas wię­cej jak ziem­ski sto­su­nek łą­czy. – Wszak­że co praw­da: to w obec Boga i świa­ta wy­rzec po­wi­nie­nem, choć­by mnie góry kry­ty­ki i prze­śla­do­wa­nia przy­ci­snąć mia­ły. – Czu­ję więc: iż na To­bie leży wy­brań­stwo Boże i obo­wią­zek słu­że­nia spra­wie. Cie­bie Opatrz­ność z umy­słu od­da­li­ła ze szran­ków na­szych zwad po­li­tycz­nych, abyś du­cha na próż­no nie sza­fo­wał, ale go zna­lazł peł­nym, w chwi­li kie­dy przyj­dzie roz­pra­wa z ob­cym nie­przy­ja­cie­lem. –,

Do tego więc urzę­du, – do tej spra­wy, – trud­nej, – nie­sły­cha­nej, – naj­krwaw­szej może, ale sta­now­czej, go­tuj się w du­chu Ge­ne­ra­le. – Wy­swo­bo­dzaj się wcze­śniej z zie­mi i z sie­bie, abyś był wol­ny, – wol­ny przed Bo­giem i ludź­mi. – Abyś nie­zna!: jeno Boga w Nie­bie, a Pol­skę na zie­mi, a w tył się nie oglą­da­jąc, szedł na­przód z wia­rą, ku jed­ne­mu ce­lo­wi i za jed­ną my­ślą. – Weź Boga w ser­ce Ge­ne­ra­le! a gdy przyj­dzie chwi­la zbli­żo­ne­go już nad pol­ską mi­ło­sier­dzia: roz­puść wszyst­kie po­tę­gi Two­je­go du­cha, i roz­mieć po ca­łej pol­sz­ce żar Twe­go za­pa­łu, aby wy­buch­nął pod Nie­bo je­den pło­mień ofiar­ny z ofiar­ne­go zie­mi pol­skiej oł­ta­rza, i aby wszyst­kie Du­chy bło­go­sła­wio­ne z Nie­bios, i wszy­scy lu­dzie do­brej woli w oj­czyź­nie, świę­tym a nie­zwy­cię­żo­nym za­stę­pem, szli w du­chu wspól­nej za kraj ofia­ry, i w Imie krzy­ża zwy­cię­ży­li ziem­skie dzi­siaj pie­kło.

Tego, Oj­czyź­nie mo­jej, – tego i To­bie ży­czę Ge­ne­ra­le, za­pew­nia­jąc Cię, o głę­bo­kiem usza­no­wa­niu i naj­od­dań­szych uczu­ciach, z ja­kie­mi mam za­szczyt zo­sta­wać, Two­im naj­niż­szym słu­gą.

Wa­le­ry Wie­lo­głow­ski.

Pi­sa­łem: w Al­twas­ser (na Szlą­sku) dnia 15. Sierp­nia 1848 roku.

Wstęp

Gdy­by tyl­ko czło­wiek mial ży­cie ro­śli­ny, toby już cier­piał, sko­ro­by go z wła­snej wy­rwa­no zie­mi a na obcy grunt prze­nie­sio­no; i gdy­by nie­czuł wię­cej od zwie­rzę­cia, toby utę­sk­niał za no­ra­mi swo­je­mi a ku tej stro­nie czę­sto się oglą­dał, gdzie prze­ska­kał mło­de lata, gdzie wy­dep­tał mno­gie ściesz­ki. – Ależ czło­wiek wię­cej cier­pi i boli nie­zmier­nie, gdy du­szą ode­rwa­ny od tych któ­rych ko­cha, a z któ­re­mi wspól­ną ma na tej zie­mi pra­cę i cel zba­wie­nia, opusz­cza kraj, bę­dą­cy splo­tem jego du­cho­wych związ­ków i skła­dem wszyst­kich pa­mią­tek, łą­czą­cych go z prze­szło­ścią, przy­szło­ścią i ży­ciem obec­nem. – Ten stan wy­łą­cze­nia, da się tyl­ko po­rów­nać z karą ja­kiej ule­gli pierw­si oj­co­wie nasi, gdy ich Bóg z raju ziem­skie­go wy­pę­dził. I dla tego to: nikt wy­żej oce­nić nie jest zdol­nym oby­wa­tel­stwa na­ro­do­we­go, jak wy­gna­niec któ­ry go utra­cił, a cią­gle o niem ma­rzy, i cią­gle od­zy­skać pra­gnie.

Lecz na­próż­no­bym się po­ry­wał skre­ślać to uczu­cie, któ­re się wię­cej w za­pa­dłem a iskrzą-cem oku wy­gnań­ca, w zwier­cia­dle łzy jego, oraz w po­ora­nej przez smu­tek twa­rzy, jak w sło­wach ma­lu­je, po­wiem tyl­ko: że to jest ja­kaś tę­sk­no­ta niby du­szy czysz­co­wej za zba­wie­niem, lub czło­wie­ka żyw­cem po­grze­ba­ne­go za ry­chłym ra­tun­kiem. – Co się zaś w ser­cu wy­gnań­ca dzie­je, gdy sły­szy o no­wym oj­czy­zny uci­sku lub prze­śla­do­wa­niu, poj­mie tyl­ko ten, któ­ry przez kra­ty wię­zie­nia pa­trzył na znie­wa­gę mat­ki lub ko­chan­ki, lub któ­ry z brze­gu mo­rza przy­glą­dał się z trwo­gą i roz­pa­czą, jak łodź na któ­rej były jego zona i dzie­ci, mor­skie roz­bi­ja­ły bał­wa­ny, i co­raz da­lej ku głę­bi­nie nio­sły.

Rzec prze­to moż­na: iż za­ko­cha­nie się w kra­ju ro­dzin­nym, i cią­gła za nim tę­sk­no­ta a łak­nie­nie oj­czy­ste­go po­wie­trza, two­rzy nie­mal osob­ną na­mięt­ność w czło­wie­ku, któ­ra wszyst­kie prze­wyż­sza­jąc, opa­no­wu­je wła­dze jego fi­zycz­ne i mo­ral­ne, zwra­ca one gwał­tow­nie ku wy­łącz­ne­mu ce­lo­wi ra­tun­ku oj­czy­zny, i nie­sie je czę­sto przez sfe­rę sa­mych nie­po­do­bieństw i il­lu­zyi, w świat rze­czy­wi­sty, po­świę­ceń i ofia­ry. – To uczu­cie, wzma­ga się i ro­śnie w mia­rę cza­su, trud­no­ści i prze­szkód, za­ostrza się i har­tu­je w nie­bez­pie­czeń­stwach, uśmie­cha się mę­czeń­stwu, i nie­zmor­do­wa­ne a za­wsze sil­ne, szu­ka przed­mio­tu swo­jej mi­ło­ści na wszyst­kich dro­gach, a choć­by na­wet i na bez­dro­żach. – Sło­wem: wy­gna­niec, ów wol­no­ści apo­stoł, a prze­cież mi­ło­ści oj­czy­zny nie­wol­nik, wy­ry­wa się ku zie­mi ro­dzin­nej całą po­tę­gą du­szy, ser­ca i cia­ła.

i nie dziw: bo oj­czy­zna dla każ­de­go jest fur­tą do nie­ba. – Ile kto w kra­ju lub dla kra­ju do­bre­go przy­ro­bi, tyle przed sąd Boży w za­słu­dze przy­nie­sie, a ile w oj­czyź­nie za­nie­dba, tyle Bogu dłuż­ny. Z punk­tu więc re­li­gij­ne­go: każ­da du­sza któ­ra tę­sk­ni za do­sko­na­łem i wiecz­nem szczę­ściem, musi, czy to z wia­ry lub prze­czu­cia, mie­rzyć swoj po­chód we­dle ziem­skiej w oj­czyź­nie za­słu­gi, i nikt bez­kar­nie tego szcze­bla, ani po­mi­nie, ani prze­kro­czy. Nie­chaj nam zaś nie bre­dzą so­fi­ści, i zmar­z­łe fi­lan­tro­py, iż Bóg nie-ba­czy na po­je­dyn­cze na­ro­do­wo­ści, ale uwa­ża tyl­ko na ludz­kość całą. – Jest to fałsz, któ­rym się za­sła­niać ra­dzi sa­mo­lu­by, nie­chęt­ni do speł­nie­nia oj­czy­stych obo­wiąz­ków, i chcą­cy ukryć ego­izm albo tchó­rzo­stwo pod płaszcz re­li­gij­ne­go niby to – ko­smo­po­li­ty­zmu.

Bóg po­sta­no­wił i uświę­cił ro­dzi­nę, któ­ra jest po­cząt­ko­wa­niem na­ro­do­wo­ści, czy­li mniej­szem kół­kiem ple­mien­ne­go spo­łe­czeń­stwa; – jak­że­by więc nie­miał ba­czyć na na­ród cały, bę­dą­cy po­wszech­ną ro­dzin ro­dzi­ną, i łań­cu­chem jed­no­ple-mien­nych po­ko­leń, wy­ra­bia­ją­cych się stop­nio­wo, do speł­nie­nia woli Bo­żej na zie­mi, we­dle praw i na dro­dze szcze­gól­ne­go po­słan­nic­twa każ­de­mu na­ro­do­wi w cza­sie na­zna­czo­ne­go. Tak jest:

oj­czy­zna, czy­li na­ród jest ro­dzi­ną ro­dzin, tak, jak oj­co­stwo jest w ma­łym za­kre­sie oj­czy­zną in­dy­wi­du­ów; i dla tego to lud nasz, któ­ry wy­łą­czo­ny z po­li­tycz­ne­go ży­cia, nie­ro­zu­miał spo­łe­czeń­stwa we­dle więk­sze­go roz­mia­ru, dom ojca i pu­ści­znę ro­dzi­ciel­ską, oj­czy­zną swo­ją na­zy­wał.

Wresz­cie: róż­ni­ca po­mię­dzy na­ro­da­mi, we­dle praw krwi i du­cha, czy­li we­dle ple­mien­no­ści i za­sad re­li­gij­nych usta­no­wio­na, nie wy­łą­cza ani ła­mie wca­le pra­wa har­mo­nii ja­kie rzą­dzi całą ludz­ko­ścią. – Owszem, jak róż­no­barw­ne ko­lo­ry tę­czy, sta­pia­ją się w jed­nym bia­łym pro­mie­niu, a osob­ne tony zle­wa­ją się w jed­nym zgod­nym ak-kor­dzie, tak też i na­ro­dy, za­cho­wu­jąc swo­ją in­dy­wi­du­al­ność łą­czyć by się mo­gły z sobą w har­mo­nij­nej zgo­dzie, i two­rzyć ro­dzi­nę na­ro­dów, ma­ją­cych cel po­wszech­ny, a ży­cie osob­ne.

Słu­ży więc ten Bogu naj­le­piej i słu­ży ra­zem ludz­ko­ści, któ­ry w miej­scu swe­go prze­zna­cze­nia to jest we wła­snej oj­czyź­nie, pra­cu­je dla jej do­bra i dla jej po­stę­pu. – Ko­cha rów­nież Boga, ten, któ­ry po­świę­ca się dla naj­bliż­sze­go bo ro­dzin­ne­go spo­łe­czeń­stwa; a ztąd tez przy­to­czyć tu bę­dzie stó­sow­nem, wiersz na­sze­go po­ety współ­tu­ła­cza, któ­ry tak po­grze­bo­wą mowę nad trum­ną jed­ne­go z wy­gnań­ców pol­skich koń­czy: „In­nych do­wo­dów nie bę­dzie po­trze­ba; „Wska­żesz rany za pol­skę, a wpusz­czać do nie­ba.” (Gó­rec­ki.)

Oh! tak jest nie­za­wod­nie: Bóg Po­la­ka o spra­wy pol­skie, Fran­cu­za o fran­cuz­kie a Wło­cha o wło­skie naj­przód za­py­ta, i są­dzić bę­dzie su­ro­wo tych, któ­rzy bez­pie­czeń­stwa wła­snych na­ro­do­wo­ści swych nie­strze­gli i nie­bro­ni­li jak i tych któ­rzy ła­miąc pra­wo har­mo­nii i spra­wie­dli­wo­ści na obcą na­ro­do­wość na­pa­da­li, a wresz­cie i tych, któ­rzy na roz­bój z za­ło­żo­ne­mi pa­trzy­li i pa­trzą rę­ka­mi.

Lecz są­dzić może Bóg naj­su­ro­wiej bę­dzie nas wy­gnań­ców, któ­rzy­śmy Arkę pol­skie­go przy­mie­rza z Bo­giem i ludz­ko­ścią upro­wa­dziw­szy, nie­po­nie­śli­śmy bi­tym praw­dy go­ścień­cem, ale błą­dzi­li­śmy z nią i sza­rza­li po ma­now­cach, swa­rząc się o dro­gi, i fcfó­cąc kto ją po­nie­sie, i kto z przo­du, a kto z tyłu za nią pój­dzie?!

Wszak­że i tu, mniej z ser­ca, jak z nie­ro­zu­mu i krew­ko­ści grzech pły­nął. – Mniej roz­my­słem jak nie­na­my­słem grze­szy­li­śmy. Dla tego, bę­dzie nam Bóg i na­ród mi­ło­sier­ny a prze­ba­czy uster­ki, dla wiel­kich bo­le­ści na­szych, i dla cięż­kiej za kra­jem tę­sk­no­ty, któ­ra nie­mal zmy­sły nam mie­sza­ła. – Prze­ba­czy nam Bóg, bo wi­dzi że­śmy pol­skę bar­dzo umi­ło­wa­li, a czę­sto tyl­ko z sza­łu mi­ło­ści, błą­dzi­li.

Oh! ufam Boże, iż nam prze­ba­czysz, i wy-ro­zu­misz, boś Sam w Świę­tem czło­wie­czeń­stwie Zba­wi­cie­la, pła­kał nad oj­czy­zną Two­ją Je­ru­za­lem, i łza­mi T woj emi, mi­łość ziem­skiej oj­czy­zny uświę­cił. – Ty tak­że Sam oce­nisz smu­tek i po­ło­że­nie wy­gnań­ca, boś był rów­nie tu­ła­czem, a przez cały ży­wot Twój nie mia­łeś gdzie gło­wy zło­żyć.

Ty więc Boże, a za świat cały cier­pią­cy Tu­ła­czu, na­tchniesz mnie, abym w pi­śmie wy­dał, co w du­szy mej z Two­jej ła­ski no­szę i co w ser­cach współ­bra­ci mo­ich czy­tam. – Dasz mi du­cha praw­dy i bez­stron­no­ści, a tę praw­dę taką jesz­cze przy­oble­czesz mi­ło­ścią, iżby się sta­ła ra­czej uzdro­wie­niem zbo­la­łych serc i uko­je­niem w żalu, a nie nową ob­ra­zą ich du­cha, i ko­ścią nie­zgo­dy.

O Emi­gra­cji w ogól­no­ści i o jej po­trój­nym cha­rak­te­rze.

Wimy: iż za­kres zie­mi za­ję­ty przez ród jed­no­ple­mien­ny, a ma­ją­cy wspól­ny cel re­li­gij­ny i po­li­tycz­ny na­zy­wa się kra­jem. Lud­ność zaś jed­no-ple­mien­na ten za­kres ob­sie­dla­ją­ca, na­zy­wa się na­ro­dem. – Kraj i na­ród ra­zem wzię­ty, przy­bie­ra na­zwi­sko od ple­mie­nia, i jest dla każ­de­go z rodu czy­li z na­ro­du Oj­czy­zną. – Te­raz więc: wy­łą­cze­nie z oj­czy­zny jej człon­ków, czy to do­bro­wol­ne lub przy­mu­szo­ne na­zy­wa się Emi­gra­cy­ją czy­li wy­chodz­twem.

Trzy są ro­dza­je emi­gra­cyi, a ztąd tak­że trzy od­dziel­ne jej cha­rak­te­ry: pierw­szy ro­dzaj na­zwie­my: prze­my­sło­wy; dru­gi: po­li­tycz­ny czy­li op­po­zy­cyj­ny; a trze­ci: apo­sto­stol­ski. – Nad każ­dym z nich za­sta­no­wi­my się po­krót­ce.

Do pierw­sze­go ro­dza­ju emi­gra­cyi na­le­żą naj­przód ci: któ­rzy do­bro­wol­nie z prze­lud­nio­ne­go usu­wa­ją się kra­ju, i szu­ka­ją chle­ba na zie­mi, przez ni­ko­go nie­za­ję­tej. – Tym wy­chodź­com przy­kre­go nie­czy­ni­my wy­rzu­tu. Cho­ciaż bo­wiem żad­na myśl wyż­sza ale sam tyl­ko zwie­rzę­cy in­te­res z kra­ju ich wy­da­la, prze­cież tyle mamy dla gło­du wy­ro­zu­mie­nia, iż uspra­wie­dli­wia­my lu­dzi (niż­sze­go szcze­gól­niej du­cha) któ­rzy uczu­ciem za­cho­waw­czem skło­nie­ni, po­świę­ca­ją wyż­sze wzglę­dy, dla ra­to­wa­nia ga­sną­ce­go w nich ży­cia. – Ci lu­dzie wresz­cie, ob­sie­dla­jąc się na pu­stych ob­sza­rach, (któ­re opatrz­ność z umy­słu trzy­ma w za­so­bie dla głod­nych) nie-czy­nią ni­ko­mu krzyw­dy, i bu­du­ją dru­gą oj­czy­znę, wśród wy­kar­czo­wa­nych przez sie­bie bo­rów i pól nie­uży­tych.

Ale dry­gi pod­dział tego sa­me­go ro­dza­ju mniej pra­co­wi­ty a wię­cej chci­wy, sta­no­wią wła­śnie ci: któ­rzy dla ze­bra­nia bo­gactw na­cho­dzą kraj już ob-sie­dlo­ny, i piją z nie­go ko­rzy­ści, for­te­lem ra­czej jak pra­cą lub za­słu­gą zy­ska­ne. – Ten pod­dział na­zwie­my emi­gra­cy­ją pa­so­żyt­ną i w tręt­nem oby­wa­tel­stwem. – Nie­mo­że­my mieć dla tych lu­dzi ani po­bła­ża­nia ani li­to­ści: gdyż na zie­mi ob­cej nie-przy­cho­dzą szu­kać chle­ba, ale zło­ta; nie­przy­cho clzą pro­sie, ale wy­dzie­rać, –nie­przy cho­dzą wcie­lić się w na­ród, ale ra­czej przy­piąć się do na­ro­do­we­go cia­ła. – Nie god­ni tez są sza­cun­ku: bo są zbie­ga­mi z wła­snej oj­czy­zny, i dla brud­ne­go ła­kom­stwa po­świę­ca­ją obo­wiąz­ki wzglę­dem ro­dzin­ne­go kra­ju; – Sta­wia­ją wy­żej pie­niądz i do­bro­byt nad uczu­cie, nad god­ność i nad związ­ki du­cha, a przy­jąw­szy za ha­sło: „ibi­pa­tria ubi bene” ni­ko­go i nic nie­ko­cha­ją prócz zy­sków, a w tych zy­skach sie­bie. Za nic się nie po­świę­ca – nie ro­sną w zwyź, ale wszerz, nie po­stę­pu­ją ze spo­łe­czeń­stwem, ale go przez dueh ego­izmu co­fa­ją – prze­staw­szy być oby­wa­te­la­mi wła­snej, nie­chcą i nie­umie­ją być oby­wa­te­la­mi przy­bra­nej oj­czy­zny. Nie­ma­ją za sobą prze­szło­ści, a nie­śmie­ją na wąt­pli­wym grun­cie ob­ce­go kra­ju przy­szłość swą bu­do­wać. – Sło­wem: to prze­krad­ko­we ich oby­wa­tel­stwo pły­ną­ce z du­cha prze­myśl­nej chci­wo­ści, ni­żej ich sta­wia od zwie­rząt, ro­bią­cych szko­dę w cu­dzym ła­nie i ni­żej od pi­ja­wek, któ­re przy­najm­niej złą krew z cia­ła anie do­brą wy­sys­sa­ją. – Oh Bogu dzię­ki! iż ta­kie­go ro­dza­ju Emi­gra­cyi nie­by­ło nig­dy z pol­skie­go ple­mie­nia, i że wo­lał każ­dy po­lak mrzeć ra­czej gło­dem na wła­snej zie­mi, jak się­gać po kło­sek na za­gon cu­dzo­ziem­ca. – Lecz w czem jest szko­da, i szko­da nie­zmier­na, to ze na­sza pol­ska, go­ścin­na i do­bro­dusz­na, wszyst­kich włó­czę­gów do sie­bie przyj­mu­jąc, za­po­mi­na­ła: „iź się strzedz naj­wię­cej na­le­ży do­mo­we­go zło­dzie­ja.”

Trze­ci po­thl­tiał tego sa­me­go ro­dza­ju obej­mu­je owych lu­dzi wę­drow­nych, któ­rzy się tu­ła­ją po świe­cie z upodo­ba­nia lub rze­mio­sła, bez żad­ne­go szla­chet­ne­go celu, bez na­uko­we­go ani po­li­tycz­ne­go za­mia­ru, a więc też bez żad­nej dla kra­ju ko­rzy­ści. – Lu­dzi tego pod­dzia­łu naj­wła­ści­wiej bę­dzie na­zwać ie­row­ni;a?ni, bo jak pta­stwo wę­drow­ne prze­no­szą się z pola w pole, i prze­cią­ga­ją z kra­ju w kraj, że­ru­jąc po ła­nach któ­re nie sia­li, i po ogro­dach któ­rych nie­sa­dzi­li. Ko­smo­po­li­ci ze zbyt­ku, próż­niac­twa lub pło­cho­ści, albo że­bra­ki przez spodle­nie du­cha, opusz­cza­ją kraj wła­sny w któ­rym już im nud­no, a szu­ka­ją za gra­ni­cą albo mar­nej roz­ryw­ki, albo po­ni­ża­ją­cej jał­muż­ny. Bo­gat­si z nich opła­ca­ją obcą go­ścin­ność, utra­tą wła­sne­go ma­jąt­ku, zdro­wia i cza­su; a ubo­gie włó­czę­gi żyją kosz­tem ska­czą­cej na łań­cu­chu mał­py, lub tań­cu­ją­ce­go niedź­wie­dzia. – Dzię­ki Bogu, iż przy­najm­niej tych dru­gich nie wy­da­je pol­skie ple­mie bo wie­śniak nasz prze­kła­dał­by naj­cięż­szą w Oj­czyź­nie pra­cę, nad taki za­ro­bek i nad po­ni­ża­ją­cą mię­dzy ob­ce­mi włó­czę­gę. Co zaś do pierw­szych, to może po­trze­ba w tej chwi­li są­dzić ich ła­god­niej, bo wy­jazd za gra­ni­cę jest dla nich pew­nym od­po­czyn­kiem po la­tach tylu spę­dzo­nych w nie­wo­li, i pew­nem sił za­czerp­nie­niem do przy­szłe ofia­ry. Jed­no coby tyl­ko su­mien­nie im ra­dzić moż­na: to, aby cza­su i pie­nię­dzy za­gra­ni­cą le­piej uży­wa­li, i nie­sta­ra­li się wła­śnie za­po­mi­nać o pol­sz­ce, – o jej nie­szczę­ściach, o cię­ża­rach jej po­ło­że­nia, lecz ko­rzy­sta­li z chwi­lo­wej wol­no­ści, aby swo­bod­niej nad środ­ka­mi ra­tun­ku my­ślić i one przy­go­to­wy­wać mo­gli.

Dru­gi ro­dzaj emi­gra­cyi po­li­tycz­nej czy­li op­po­zy­cyj­ne) ma tak­że trzy swo­je pod­dzia­ły. – Do pierw­sze­go na­le­żą ci, na któ­rych cią­ży ta­jem­ne ja­kieś prze­kleń­stwo Boże i kara, jak to ńp: na ży­dach i cy­ga­nach.

Do dru­gie­go zaś pod­dzia­łu ci: któ­rzy do­znaw­szy po­raż­ki w wal­ce z obcą siłą, lub na­wet z więk­szo­ścią wła­sne­go spo­łe­czeń­stwa, szu­ka­ją cza­so­we­go na zie­mi są­sia­dów schro­nie­nia, w je­dy­nym celu aby oso­bi­stą tyl­ko wol­ność ubez­pie­czyć, i ukryć się przed gro­żą­cem im prze­śla­do­wa­niem.

Do trze­cie­go wresz­cie pod­dzia­łu emi­gra­cyi po­li­tycz­nej na­le­żą owi: któ­rzy nie­mo­gąc po­ko­nać prze­ma­ga­ją­cej siły nie­przy­ja­ciół, albo prze­pro­wa­dzić we wła­snym kra­ju my­śli lub zmian uwa­ża­nych za zba­wien­ne, wy­cho­dzą z kra­ju z całą wol­no­ścią du­cha, jako co­fa­ją­cy się chwi­lo­wo hu­fiec, lub po­bi­ta op­po­zy­cyi a, ale ra­zem jako żywa i zbio­ro­wa prze­ciw ob­cym gwał­tom lub urzę­do­wem nad­uży­ciom pro­te­sta­cy­ja. – Ci lu­dzie siłą fi­zycz­ną prze­mo­że­ni, ale nie­zwy­cię­że­ni, po­ko­na­ni na cie­le ale nie pod­da­ni w du­chu, prze­no­szą tyl­ko wal­kę na inne pole, ale jej nie­koń­czą, od­są­dza­ją się w tył, aby le­piej sko­czyć na przód. – Nie cho­dzi im o wła­sne bez­pie­czeń­stwo lub in­te­res, bo go owszem po­świę­ci­li dla do­bra ogól­ne­go i dla wol­no­ści na­ro­du, (czy to traf­nie lub mniej traf­nie po­ję­tej.) – Czy­nią oni za­tem peł­niej­szą ofia­rę z sie­bie dla wszyst­kich, i przyj­mu­ją do­bro­wol­ne z na­ro­du wy­łą­cze­nie, w du­chu po­trzeb­ne­go za kraj mę­czeń­stwa. – Dla tego też uno­sząc (mi­mo­wol­ny czę­sto) z na­ro­du sza­cu­nek, zy­sku­ją go na­wet u sa­mych nie­przy­ja­ciół, a w kra­jach wol­nych i cy­wi­li­zo­wa­nych znaj­du­ją obok współ­czu­cia, chęt­ną i przy­ja­zną go­ścin­ność.

Trze­ci ro­dzaj emUjrnc­tji któ­ry Apo­stol­skim na­zy­wa­my, tem się róż­ni od po­przed­nich, iż z Oj­czy­zny uno­si na wy­gna­nie myśl wyż­szą, a tę dla przy­szłej ko­rzy­ści na­ro­du wy­ra­bia, i w niej sani się kształ­ci. – Wzo­rem zaś i je­dy­nym przy­kła­dem dla ta­kiej emi­gra­cyi, jest i bę­dzie po wszyst­kie wie­ki Bóg nasz i Zba­wi­ciel, któ­ry pod­da­ny sile ziem­skiej jako czło­wiek, a przez te siłę w nie­mow­lęc­twie juz Swo­jem ści­ga­ny, od­da­lił się z Oj­czy­zny gdzie go cze­ka­ło przed­wcze­sne mę­czeń­stwo, i unió­sł­szy z sobą świę­tość przy­szłe­go po­słan­nic­twa, go­to­wał się do sta­now­czej za ży­wych i umar­łych ofia­ry. Uszedł On więc tyl­ko z pod noża dzie­cio­boj­ców, aby pod­rósł na wy­gna­niu do śmier­ci krzy­żo­wej. – Wi­dzi­my tez, iz w cią­gu Świę­te­go w ob­cej zie­mi tu­łac­twa, nie­uczył się w roz­mo­wie z Bo­giem, jak­by sie­bie bro­niąc dru­gich za­bi­jać, ale ra­czej, jak umie­ra­jąc za dru­gich, ob­dzie­lić ich ży­ciem praw­dy i przy­go­to­wać im nie­śmier­tel­ność.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: