Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Europejczyk. Tom III - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Wrzesień 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Europejczyk. Tom III - ebook

W trzecim tomie „Europejczyka” w sposób dobitny autor stara się ukazać sposoby, dzięki którym pewna skorumpowana grupa pracowników zakładu, która niezbyt przychylnie była usposobiona do tak zwanych „aussiedlerów” przybyłych z Polski stara się swoimi sposobami uprzykszać im i tak niełatwe życie.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8126-161-6
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Rozdział I — Człowiek z innej planety 1—75

Rozdział II — Hollywood niestety, ale bez miraży 75—196

Rozdział III — Japonia — Mudaj i experci 197- 284

Rozdział IV — Doczekałem się miana „Komunistycznego..

psychoterrorysty 284—322

Rozdział V — Wyszedłem naprzeci przeznaczeniu 322 361

Zakończenie 361 370

Index nazwisk 371—374

— 1 —

ROZDZIAŁ- I

CZŁOWIEK Z INNEJ PLANETY

W czwartek, w dniu 28 maja, oglądaliśmy zupełnie„nowe przedstawienie”, ponieważ w tym dniu, odbywały się wybo-ry do„Betriebsrat”(czyli do Rady zakładowej).Pomyślałem sobie„wybory jak wybory”. I nie byłoby w tym nic dziwne-go, ani też nadzwyczajnego, gdyby nie to, że? Otóż właśnie! Proszę mi wierzyć, że ja do dziś, nie potrafię sobie wytłu-maczyć pewnych zdarzeń i ponadto, nie potrafiłem sobie również udzielić odpowiedzi„tylko”na dwa pozornie bła-che pytania? Po pierwsze, to z jakiego powodu kartki wy-borcze były przygotowane w dwóch kolorach? Przy czym, kartki w kolorze żółtym, zostały wręczone robotnikom.Na-tomiast kartki zielone, otrzymywali pracownicy umysłowi? I tak właściwie, to można by już tą sprawę zostawić w spo-koju i przejść do drugiego pytania, gdyby nie to, że „pion techniczny“,(do którego między innymi byli zaliczani ślusarze),otrzymał kartki wyborcze w kolorze zielonym. A przecież ci pracownicy, podobnie jak i my, byli takimi samymi jak my „robolami”! I być może, że znów w tym miejscu ktoś powie, ze ja jestem strasznie małostkowy? Być może. Lecz proszę mi wierzyć, że ja w mojej książce, staram się przekazać poszczególne zdarzenia, oraz fakty, które między innymi„dzięki”tego rodzaju na pozór „małostko-wym wydarzeniom”, potrafiły w tym zakładzie wytworzyć taki niezwykle specyficzny klimat”.Można by odnieść wra-żenie, że jeśli chodzi o wybory, to czy by tutaj jeszcze o nich można by coś ciekawego dodać? Otóż tak, ponieważ okazało się, że jest to dosyć interesujące„pole do pisania”! Bowiem, w okresie trwania„kampanii wyborczej”(kwie-cień-maj),to znów z pracy została zwolniona kilkuosobowa

— 2 —

grupa kobiet, oraz kilku mężczyzn. Wśród nich byli rów-nież ci doszkalający się już od dłuższego czasu, przyszli a nie doszli „Sztaplerfahrer'y.Szkolenie w okresie jednego miesiąca „nowego”pracownika,(mając na uwadze „tylko” jego wynagrodzenie),kosztuje pracodawcę około 1800 DM. Wśród tych, nie tak dawno przyjętych pracowników, którzy zostali przyjęci na miejsce tych, którzy po okresie „przepra-cowania”trzech miesięcy, zostali zwolnieni, to między unny. mi znalazł się również„nowy”, młody ślusarz. Już w krótce okazało się, że jest to człowiek, który jest pełen energii i zapału i którego, gdyby chcieć porównać do tych naszych ślusarzy, to wypadałoby go nazwać„Człowiekiem z innej planety“.Ponieważ on, będąc ślusarzem, to w przeciwień-stwie do swoich kolegów ślusarzy, był człowiekiem uczyn-nym, chętnym, rozmownym i komunikatywnym! Mówiąc o nim, można by powiedzieć, że aż dziwne, że on był Czło-wiekiem? I właśnie on, ten„człowiek z innej planety“,w krótkim okresie czasu, potrafił sobie wśród nas wszystkich zaskarbić zaufanie do tego stopnia, że podczas wyborów otrzymał najwięcej bo 79 głosów, stając się tym samym członkiem Rady Zakładowej, oraz członkiem Prezydium Rady! W rezultacie, po ukonstytuowaniu się„tego ciała”, ten „człowiek z innej planety”został wybrany na zastępcę przewodniczącego Betriebsrat.Być może, że w tym wszyst-kim, zostało tutaj„coś”popełnione(mając na uwadze jego króciutki staż pracy w tym zakładzie, a jednak być może, że i nie)?Osobiście, to tego rodzaju „szczegóły”mnie nie interesowały! Jednak skądinąd, to wszyscy o tym wiedzą, że by móc zostać wybranym do tego rodzaju„ciała“,to nieste-ty, ale w danym zakładzie, to by należało jednak popraco-wać nieco dłużej! Fakt pozostał faktem i„człowiek z innej planety“,został wybrany do Betribsrat. Oczywiście, że prze-wodniczącą Rady Zakładowej, w dalszym ciągu była ta

— 3 —

sama osoba, to znaczy (ciocia tego„77”),która jak do tej pory, tak mnie, jak i wielu innym„mnie podobnym”, jeszcze w niczym nie pomogła! I ta pani, od wyborców otrzymała 51 głosów.To właśnie z nią już niejednokrotnie rozmawia-łem w mojej sprawie, przedstawiając jej te wszystkie upod-lenia, których wobec mnie dopuszczają się poszczególni „przełożeni”, wśród których (o czym ona doskonale wie-działa),był również jej bardzo bliski krewny, to znaczy „77”).Ja, po wstąpieniu do Związków Zawodowych liczy-łem na jej pomoc i jej poparcie. Lecz jednak z uwagi na jej bierną wobec mnie postawę, zacząłem się zastanawiać, czy ja nie powinienem w„mojej sprawie”porozmawiać z tym miłym i uczynnym człowiekiem, o którym by można powiedzieć, że do nas przybył z innej planety? W pewnym dniu, spotkaliśmy się i w czasie rozmowy, częściowo mu przedstawiłem moje sprawy i problemy, a on wsłuchiwał się w to wszystko, co ja mu przekazywałem? Odnosiłem ta-kie wrażenie, że on słuchając mnie, stara się zapamiętać każde moje słowo? Od dnia naszej rozmowy, ułynęły już dni i tygodnie i już zacząłem przypuszczać, że i on w tej mojej sprawie, również nic nie zmieni? Jednak w dniu 2 maja 1994 roku, po siedmiu miesiącach poniewierki, zaczą-łem pracować przy„M-19”! Przy czym, z moich notatek wynikało, że ostatni raz, przy tej maszynie, to jeszcze było mi wolno pracować w dniu 22 października 1993 roku! W tym momencie, uświadomiłem sobie, że po siedmiu mie-siącach nieustannej pracy przy„wenzu“,wreszcie znów zacznę pracować jako Maschinenführer przy „M-19”! Jednak okazało się, że pomimo moich najszczerszych chęci, to muszę powiedzieć, że mój„start”przy tej maszynie nie wypadł mi tak, jak ja bym sobie tego życzył! Nie potrafiłem się również wykazać swoimi umiejętnościami, pamiętając przecież o tym, że ja (zdaniem mojego

— 4 —

prześladowcy).w osobie„77”),to „nie mam ręki do„M-21“,a przy„M-19“,też nie byłem orłem”! Jednym słowem, w tym dniu, pomimo najszczerszych chęci, nie dane mi było z tą maszyną odpowiednio powalczyć! A powodów ku temu by-ło dosyć sporo. Po pierwsze, to maszyna nie była w pełni sprawna, z uwagi na„Bremse“,(czyli hamulec),przy którym właśnie grzebano! Po drugie, to gdyby nawet maszyna była w pełni sprawna, to z uwagi na brak„Aufklebe“,(czyli przy-lepnych kartek informacyjnych),to i tak nie miałbym pra-wa jej uruchomić! I po trzecie, to z uwagi na jej fatalny stan(maszynę zastałem w bardzo brudnym stanie), i to do tego stopnia, że poszczególne jej detale, koniecznie należa-ło wyczyścić! Oczywiście, że w tym czasie moi„osobiści terroryści”, przemierzali halę wzdłuż i wszeż, przyglądając się moim poczynaniom i po chwili, w sposób ostentacyjny wykazywali swoje niezadowolenie, kręcąc tymi (swoimi pustymi głowami),raz w lewo, to znów w prawo, jak gdyby chcieli tym sposobem uzyskać odpowiedź na stawiane przez siebie pytanie, które zapewne by brzmiało: „A któż to znów wpadł na taki głupi pomysł, aby go postawić przy tej maszynie”? W międzyczasie, dotarła do mnie jedna z„koleżanek”, która była „skoczkiem”, podejmując ze mną taką oto rozmowę: „Widzę że znów cię dali na dziewiętna-stkę”? I ona, nie czekając na moją odpowiedź, tak mówiła: „Oni to zawsze tak robią, jak ktoś idzie na urlop i wtedy o takim jak ty nagle pamiętają i sobie przypominają, że przecież i ty potrafisz przy tej maszynie pracować, a tak na co dzień, to prawie że ciebie nie znają“?Co ja na te oczywiste„prawdy”miałem jej powiedzieć? Na drugi dzień„Mona Lisa“,oraz jej koleżanka, która również była Vorarbeiteriną, nagle sobie przypomniały, że ja rzeczywiście potrafię pracować przy tej maszynie? I ta moja „sielanka” trwała tylko do końca tygodnia.

— 5 —

A już przypuszczałem, że jednak w mojej sprawie już „coś” drgnęło! Lecz niestety, jednak się myliłem. W tym samym czasie, jeden z kolegów (pochodzenia tureckiego),pracując przy wenzu uległ wypadkowi! Lecz dla mnie, to (wprawdzie przykre, bo przykre wydarzenie),nie było aż tak ważne! Po-nieważ w„nowym”tygodniu miałem się o tym przekonać, że moje nadzieje i oczekiwania, spaliły na panewce! Wie-działem, że z uwagi na„punkt widzenia”mojego zawistne-go wroga,(to znaczy„77”),który w żaden sposób nie potrafiłby sobie tego wyobrazić, abym ja mógł być Ma-schinenführerem, chociażby z uwagi na mój(jego zda-niem)„ograniczony umysł”. Z tego też właśnie powodu, zo-stałem przydzielony na pobyt stały do pracy przy wenzu! Co miało znaczyć, że ja z uwagi na powyższe, już nigdy nie będę dopuszczony do prowadzenia jakiejkolwiek maszyny! Natomiast ja, tkwiąc w tym stanie myślowym, w dalszym ciągu z największą uwagą przypominałem sobie wypowie-dzi poszczególnych mężów stanu i tych innych trzeźwo myślących ludzi, którzy w tym czasie, dosyć często mówili o prawach człowieka.Proszę mi wierzyć, że konfrontując ich wypowiedzi z tym wszystkim co się ze mną w tym zakła-dzie działo, to doprawdy, że nikt by w to nie uwierzył, że to ma miejsce w tym Kraju, w naszej demokratycznej Europie i że to może być prawdą! Po przepracowaniu kolejnych trzech dni przy wenzu, w następnym tygodniu udało mi się uzyskać cztery dni wolne od pracy.Dzień 12 maja, był dniem Wniebowstąpienia. Aby móc uzyskać kolejny„wolny dzień”, to w zamian„za to”, poświęciłem jeden dzień z mojego urlopu.Natomiast, sobota była tym trzecim dniem, a po sobocie, jak zawsze, tak i tym razem, była niedziela! Chociaż tym sposobem, mogłem się nieco zrelaxować po tych kolejnych sponiewieraniach. I jak przystało na „po-rządny”zakład, to po tak długim okresie przerwy w pracy,

— 6 —

to oczywiście, że należało sie spodziewać nowych zarzą-dzeń. I rzeczywiście, że w poszczególnych„punktach czy-telniczych”, jak i w gablotach, wisiało nowe„Info“,które tym razem, dotyczyło spraw porządkowych. Po pierwsze, to nam przypominano, że„Karty pracy przy zegarze, wolno nam odbijać tylko wtedy, kiedy już, lub jeszcze posiadamy na sobie robocze ubrania.Wszyscy i to bez względu na płeć, mają nosić na swych głowach, te same i takie same czapki”! A tak prawdę mówiąc, to czym my mieliśmy przy-krywać te nasze głowy, które trudno by można nazwać czapką? Ależ tak, bo jeszcze wówczas kiedy zaczęto się przymierzać do przemundurowania nas, to w tym czasie, przykrywaliśmy nasze głowy najprzeróżniejszymi „fasona-mi czapek”, z pośród których, tylko ta jedna czapka z daszkiem, którą proponowano dla mężczyzn,(że już nie wspomnę o tych udanych furażerkach),to była rzeczywi-ście udana! Jednak zapomnijmy o furażerkach i postarajmy się przystosować do tego nakrycia, które nam„77” tak oto zalecał: „Z dniem dzisiejszym, bez względu na płeć, wszy-scy mają nosić te przykrycia na głowę, które zostały wyko-nane z gęstej gazy”! No i dobrze i w porządku! Jak tak trzeba i tak należy, to dlaczego nie? Zgodnie z zaprogramo-wanym przez„77”„nocnym rozkładem jazdy“,to zarówno ten„nowy młody”, jak i jego„nauczyciel“,regularnie praco-wali tylko i wyłącznie na nocnej zmianie! Jeśli przypadek zdarzył, że ten młody pracował na innej zmianie, to wów-czas wyjątkowo pracował na zmianie popołudniowej i tyl-ko przy„M-22“.To znaczy przy tej maszynie, która pakowa-ła drożdże! Prawdę mówiąc, to już łatwiejszej maszyny do obsługi, niż„M-22” nie było! Mnie nikt i nigdy, nie propono-wał przyuczenia się do tej maszyny? Lecz po co ja o tym mówię? Przecież trzeba o tym wiedzieć, że ja nie jestem tym, który tutaj przybył, z byłego DDR-u!

— 7 —

Tym samym, ja nie jestem „Ossi“!Ja po prostu, jestem tym, którego tutaj nazywają„Aussi“ i jeszcze na dodatek, jestem tym, który przybył z Polski! Przynajmniej w tym zakładzie, okazało się, że ta„wspólna droga do socjalizmu”, po której Polska, jak i DDR, miały kroczyć, to pozostawiła po sobie cień, którego przez okres najbliższych lat, to nawet najbar-dziej upalne słońce nie będzie w stanie rozjaśnić! I co w tym wszystkim było ciekawe, to to, że nie tylko „77”, czy też ten jego„najnowszy kolega”, ale również i ci pozostali „ko-ledzy”, którzy przybyli z byłego DDR-u, zachowywali się podobnie? Lecz biorąc to wszystko, tak na tak zwany„zdro-wy rozum”, to wiadomym było, że oni nie mogli ponosić za to winy, że w ich umysłach jeszcze drzemały te od kilku dziesiątek lat, zakorzenione„DDR-owskie”zasady! Oczywi-ście, że nie wszyscy z tych„Aussi”, którzy przybyli z Polski. byli w ten sposób traktowani. W tym miejscu pragnę do-dać, iż te spostrzeżenia, wynikają tylko i wyłącznie z moich osobistych doznań, oraz własnych obserwacji. Właśnie w tym celu, pragnę się posłużyć przykładem, który ukazuje zupełnie inną i dodałbym w tym miejscu, że właściwą formę opieki, która spotkała co niektórych„Aussi”, to zna-czy tych, którzy podobnie jak i ja przybyli z Polski.

W pewnym dniu, w telewizji oglądałem program, który został właśnie im (to by miało znaczyć, że między innymi i takim jak ja)poświęcony! Można by powiedzieć, że każde-mu z nich, dopisało szczęście! Między innymi, wśród nich był młody inżynier, który w krótkim czasie, awansował na stanowisko kierownicze, w dużym zakładzie przemysło-wym. A oto i kolejny przykład: Były żołnierz Ludowego Wojska Polskiego, po odpowiednim przeszkoleniu, uzyskał pracę w wojsku, oraz otrzymał wysoki stopień wojskowy i pełni swoją służbę na odpowiedzialnym stanowisku.

— 8 —

Jeszcze inny przykład: Młoda skrzypaczka, została przyjęta do filharmonii, która była znana nie tylko w kraju, ale i za granicą! Jeszcze inny przyklad: Młoda, dobrze zapowiadają-ca się szpadzistka, została otoczona troskliwą opieką. Lecz nie tylko te przykłady, ale również i szereg innych, które mógłbym tutaj przytoczyć, mogłyby świadczyć o możliwo-ści uzyskania dobrego życiowego startu i tym samym, wej-ścia w nowe środowisko, by móc doznać „splotu życiowego szczęścia”! W języku potocznym, ten splot tak zwanego życiowego szczęścia, przyjęło się nazywać integracją.

Jednak na tle tych przytoczonych przeze mnie przykładów, które przed chwilą wymieniłem, oraz wielu innych, da się zauważyć, że w większości przypadków ta nazwijmy to umownie mianem „układnośći zdażeń w naszym życiu”, w większości jest zależna od dozy szczęścia, oraz od przypad-ku. Ponieważ z tym szczęściem, to jest tak, że jednym to szczęście na codzień sprzyja, natomiast ci inni, niestety ale muszą na nie czekać! Jak łatwo się można domyśleć, to ja byłem tym, który czekał!

Od pewnego czasu, dało się zauważyć, że jeśli chodzi o tego„77“to tak, jakby go nie było? Inaczej mówiąc, to nikt z nas nie wiedział, z jakiego powodu nastąpiła cisza (i to nie tylko w eterze)?Byli i tacy, którzy poruszając ten temat, to zaraz pytali: — „Czyżby się znów szykowała jakaś nowa zawierucha“?Dzień 23 maja, został przez takich jak ja, na-zwany„dniem polowania na czarownice”! A to z tego po-wodu, że Vorarbeiteriny prawdopodobnie otrzymały od „77” „nowe“ polecenie służbowe! Bowiem z dniem dzisiej-szym te„panie”, miały obserwować każdegopracownika/cę z chwilą jego/jej wejścia na halę, czy przypadkiem ten „ktoś nie odbije karty, będąc jeszcze w swoim „cywilnym” ubraniu?

— 9 —

Z uwagi na powyższe, cała załoga doszła do wniosku, że „77“jest i że żyje, oraz, że jeszcze jakoś po swojemu, bo po swojemu, ale jednak myśli! No i się zdarzyło, ponieważ jed-na z koleżanek (i to w tym dniu, nie tylko ona jedna), przez zapomnienie, weszła w swoim ubraniu na halę, za co się jej tyle dostało, że aż przykro jest o tym wspominać! Ale nic to, bo w dniu 24 maja, potrafiłem się utwierdzić w tym przekonaniu, że ja, w przeciwieństwie do tego, co„77”o mnie myśli, to wcale nie jestem aż na tyle głupi, jak to się jemu wydaje? Ponieważ w tym dniu, okazało się, że ja rzeczywiście (jeszcze) i jednak potrafię myśleć (w co ja oczywiście, nigdy nie wątpiłem).I co ciekawe to to, że nawet potrafiłem(jeszcze) myśleć i to dosyć logicznie. Jednak przejdźmy do „sedna sprawy”! Już nieco wcześniej o tym wspominałem, że w tym zakładzie (a być może, że i w innych również?),to ci pracownicy, którzy zostali przyjęci do pracy, nie są poddawani żadnym badaniom wstępmym, że już w tym miejscu nie wspomnę, o potrzebie poddawa-nia ich (to znaczy„roboli”), tak zwanym, badaniom okreso-wym!(i to z uwagi na to, że profil produkcyjny tego zakła-du jest nastawiony na żywność, którą w tym zakładzie się paczkuje)!W tym dniu, zostaliśmy wezwani na stołówkę i nikt z nas nie wiedział po co i na co? Czyżby znów tylko po to, żeby móc go ujrzeć i przez pewien czas przysłuchiwać się jego charczącym wypowiedziom? Lecz wkrótce okazało się, że tym razem zanosiło się, na zupełnie„coś nowego”! Ponieważ„77”głaszcząc się po swojej wyłysiałej głowie, rozpoczął swoją mowę tymi słowy: „Informuję was wszyst-kich o tym, że w dniu dzisiejszym została zwolniona z pracy jedna więźniarka, z tego powodu, że miała w głowie wszy! I w związku z powyższym, proszę wszystkich o to, aby każdy/a z was zgłaszał nam, to znaczy mnie osobiście, względnie pani Wiron, lub do działu personalnego, o tego

— 10 —

rodzaju przypadkach zauważalnej u swoich koleżanek, lub kolegów chorobie, względnie innych tego rodzaju obia-wach”! Muszę powiedzieć, że w tym momencie, w którym usłyszałem o tych wszach, to z wrażenia, włosy (na głowie) stanęły mi dęba! I w jednej chwili, to wszystko, co ja przed chwilą usłyszałem, wydało mi się wprost niemożliwe!„Jak to”, pomyślałem sobie.To dopiero tego rodzaju przypadek, by miał doprowadzić do przestrzegania w tym zakładzie pewnych (zdrowotnych)zasad? I zaraz w tej samej chwili przeleciało mi przez myśl, a jeśliby przyjąć, że ktoś z nas „roboli”jest nosicielem, tych (dla przykładu) obecnie „naj-modniejszej”chorobyXX wieku? A tak przy okazji, to cieka-we, że nikt(i to włącznie z„77“) nie wie o tym, że w tym zakładzie pracują tacy, którzy mają liszaje, lub tacy, którzy śmierdzą na odległość? I czy wreszcie i na miłość Boską, tutaj nie jest znane i niezbędne przeprowadzanie badań profilaktycznych? A jeśli nie, to czy ja miałbym się stać inicjatorem tej sprawy, o której jeszcze właściciel tego zakładu nie chce słyszeć? Być może, że dzięki temu moje-mu„tępemu myśleniu”, to zostanę uznany za „odkrywcę”, gdybym w tym, oraz i w innym zakładzie zaproponował tylko to, że każdy pracownik, który pragnie w tym zakła-dzie podjąć pracę, to powinien dostarczyć potwierdzenie swojego stanu zdrowia? Przecież (jeszcze) w tym czasie, to (dzięki Bogu i nie tylko),w naszym Kraju, Służba Zdrowia to podobno stoi na wysokim, jeśli nie na bardzo wysokim poziomie? Jednak po pierwsze, to w jaki sposób, a jeszcze inaczej, to jakim„językiem”ja miałbym im (to znaczy, tym moim zwierzchnikom)przekazać tego rodzaju poradę, czy też informację? I po drugie, to jak ci moi „zwierzchnicy”by zareagowali, gdyby oni odemnie usłyszeli to, co ja chciał-bym im powiedzieć? Całe szczęście, że nie miałem takiej możliwości, by im móc to wszystko wygarnąć!

— 11 —

Ja w dalszym ciągu, pracuję przy„wenzu“.I w tym miejscu, tytułem uzupełnienia moich informacji dodam, że praca przy wenzu nie polega tylko na odbieraniu z jego wnętrza gotowych kartonów. Ponieważ w przypadku, kiedy maszyna produkuje„Sosenbinder“,wówczas„wenzowy“,(to znaczy ja),musi w tym samym czasie, włożyć do kartonu (na prze-mian jasny i ciemny) produkt o nazwie„Sosenbinder“!W wyniku tego rodzaju„operacji“,(przynajmniej w moim przypadku),to w bardzo krótkim czasie, tak na dłoniach, jak i na palcach u rąk, występowało ścieranie się naskórka! Ten fakt, po raz pierwszy, zgłosiłem Vorarbeiterin’ie Mona Lisie. I nie powiem, bo zaraz po tej rozmowie, otrzymałem białe„ochronne”rękawiczki, które niestety, ale w niespełna cztery dni później, już były całkiem dziurawe i już się nadawały tylko do wyrzucenia! Więc ponownie, zgłosiłem się do„Mona Lisy“.Lecz tym razem już rękawiczek nie otrzymałem i w sposób zgodny z jej„kulturą bycia”, moja „przełożona”nakrzyczała na mnie ile tylko chciała i to miało znaczyć, że już jesteśmy po rozmowie! Czasem udało mi się je zdobyć od moich naprawdę fajnych koleżanek, które były„skoczkami“.Jednak i one, nie zawsze mi mogły je„załatwić”. W pewnym dniu postanowiłem, że tą sprawę muszę doprowadzić do końca! I w związku z tym, zwróci-łem się do „Mona Lisy“z prośbą, aby mi załatwiła rękawi-czki, ponieważ na dłoniach i na palcach mam zdarty naskórek. A ona na to: „A inni jak pracują przy wenzu, to jakoś rękawiczek nie potrzebują“?Odpowiedziałem jej, że ci inni, to przy wenzu pracują zaledwie jeden, lub dwa dni.Natomiast ja(wprawdzie to nie wiem, za jakie grzechy) ale prawdopodobnie zostałem przydzielony do pracy przy wencu, już na całe życie! Lecz mimo moich argumentów, to i tak rękawiczek nie otrzymałem! W tym czasię, zupełnie niespodziewanie, pojawił się Herr „Technik-BHP”-owiec i

— 12 —

zaraz na wstępie mnie zapytał: „Panie Erdmann, a jakie to tym razem pan rości sobie pretensje”? Ja mu odpowiedzia-łem, że tym razem, chodzi o rękawiczki, które z uwagi na moją ciągłą pracę przy wenzu, bardzo szybko się zużywają i właśnie prosiłem o nowe.BHP-owiec zrobił duże oczy i po chwili, powiedział, że on mnie nie rozumie? Więc mu zacząłem tłumaczyć, że te rękawiczki w czasie pracy, mają chronić skórę przed ścieraniem i to zarówno na dłoniach, jak i na palcach! On spojrzał na mnie i z ironią powiedział: „Tych rękawiczek pan teraz nie dostanie, bo najpierw, to będziemy musieli to przetestować? Ten fakt podaję do wiadomości tylko dlatego, aby w całej ostrości móc ukazać ten rzeczywisty ich nie tylko„mechanizm działania”, ale i sposób myśleni, który był w tym zakładzie stosowany.

A oto i moje kolejne spostrzeżenia. W dniu15.VI.94 roku, wszystko przemawiałoby za tym, że w niezwykle krótkim czasie, zdołaliśmy się dochować kolejnego „experta“!Po-nieważ zauważyliśmy, że ten„młody nowy“już uczy innych, pomimo, że jeszcze sam niczego dobrze nie potrafi. W tym dniu, ten„młody”wyjątkowo„pracował”na rannej zmianie. Lecz to co on robił, to w żaden sposób nie można by nazwać pracą, ponieważ on najzwyczajniej w świecie, po prostu się„obijał”, udając przy tym, że pracuje! Natomiast Vorarbeiterin’y udawały, że tego nie widzą? I„w tym wszy-stkim”, najdziwniejsze jest to, że jak dotychczas, to nikt z nas jeszcze nie był o tym przekonany, czy„77“ rzeczywiście był, czy też nie, w pracy obecny?

W dniu dzisiejszym, Ali (po raz pierwszy),został przydzie-lony do pracy przy wenzu i jest wściekły! Przez cały czas udaje, że przy wenzu, nie potrafi pracować, pragnąc tym sposobem otrzymać inne zatrudnienie? Okazuje sie, że on również potrafił po swojemu myśleć?

— 13 —

Również i przy naszej„M-21“,nie dzieje się najlepiej, ponie-waż wenz co chwilę„nawala”! To znaczy, te dwa widelce się zacinają i w tym czasie, karton trzeba przytrzymywać ręką. A to jest bardzo niebezpieczne! Właśnie w czasie pojawia-nia się tego rodzaju feleru, to prawie, zawsze zdarzały się wypadki! Bär doskonale o tym wie, lecz co można na to poradzić, jeśli on sobie na wszystko gwiżdże! I być może, że z uwagi na nadmiar zakładowych expertów, to w tym za-kładzie dzieje się tak, a nie inaczej! To znaczy, że tych ex-pertów(od siedmiu boleści),jest wszędzie pełno, tylko, że robić (już nie mówiąc o rozsądnym myśleniu),to nie ma komu? Z uwagi na ten istniejący „stan rzeczy”, to Medyce-usz(na polecenie„Mona Lisy“),zaczął sam naprawiać te widelce przy wenzu, bo żadnego ślusarza, to nawet i ze świeczką byś nie znalazł!

21.04.94 (wtorek) zaliczam do jednego z dni, nieco bardziej urozmaiconych. A oto i moje odniesione wrażenia, które wpisałem do notanika: „W dniu dzisiejszym pracowałem na popołudniowej zmianie.Gdzie ja dzisiaj nie byłem? Od godziny14-tej zacząłem pracować na „Umpackung'u.Na-stępnie, zostałem przeniesiony do pracy przy„M-18“i po pewnym czasie, wróciłem na„Umpackung“.Następnie zo-stałem przerzucony, do pracy przy„M-17“i po pewnym czasie ponownie wróciłem na „Umpackung”, skąd po kró-tkim czasie zostałem przeniesiony do pracy przy„M- 13“ i to tylko po to, by po„otarciu się o maszynę”, ponownie móc wrócić na„Umpackung“?Z moich obliczeń, jednoznacznie wynikało, że ja w dniu dzisiejszym, miałem „przyjemność” być zatrudnionym przy siedmiu stanowiskach pracy! Z chwilą, gdy przechodziłem z miejsca na miejsce,(starając się przy tym„grać wariata”)to starałem się sprawiać takie wrażenie, że ja z tego „obrotu sprawy” jestem coraz bardiej

— 14 —

dumnym i pewnym siebie! W momencie, gdy w takiej dumnej i wyniosłej pozie, przechodziłem koło tych koleża-nek, które lubiły i które znały żarty, to one mnie pytały: „A z jakiego powodu, dzisiaj chodzisz taki napuszony i taki strasznie dumny”? A ja, tak jakby czekając na to pytanie, z zachowaniem całej powagi, im odpowiadałem:- „Przecież same widzicie, że ja w tym zakładzie jestem niezastąpiony i co nie daj panie Boże, jeśli mnie kiedyś tutaj zabraknie, to chyba beze mnie ten zakład splajtuje”! Oczwiście, że kole-żanki, po mojej odpowiedzi, oraz dodatkowych uwagach, słysząc to, wybuchały śmiechem, którego tutaj, to można by powiedzieć, że brakowało tak, jak na lekarstwo! W żaden sposób nie potrafiłem sobie wyjaśnić, tej panującej w tym zakładzie„organizacyjnej beztroski”! Przecież w tak kuleją-cym zakładzie,(moim zdaniem),to tego rodzaju czynniki jak koordynacja, oraz organizacja pracy, powinny być ze sobą spójne! W tym miejscu, powiedzmy to sobie wreszcie jasno i otwarcie, że powołanie „77“na stanowisko szefa produkcji,(a tak właściwie, to jego zatępcę),nie miało przyświecać innemu celowi, jak tylko uzdrowieniu, tego trwającego w tym zakładzie przecież już od dawien dawna organizacyjnego niedowładu! Lecz co można na to pora-dzić, jeśli właściciel zakładu dzięki zabiegom pani Wiron, (która była(„77”ciotką) powołał na stanowisko kierowni-cze takiego osobnika, który jeszcze nie tak dawno temu pracował na rampie, a jeszcze nieco wcześniej (będąc jeszcze w DD-erze)był tym, o którym już nieco wcześniej wspominałem? Ale to już nie moje w tym zmartwienie, po — nieważ w tej chwili, to najważniejszym było to, że„77“żyje i że również„dzięki”niemu powstaje coraz to większy bałagan, w którym nawet te jego„genialne”i notorycznie ukazujące się„Infa”, już w niczym nie pomagają! Lecz niestety, ale tylko co niektórzy o tym widzieli, że w tym

— 15 —

zakładzie, trzeba i należy rozpocząć „Pracę od podstaw“! I już wiadomym było, że ten„genialny uzdrowiciel”, nie jest w stanie, z tym wszystkim sobie poradzić! I być może, że on, z uwagi na niesamowity„nawał pracy”od pewnego czasu, zaprzestał swoich słynnych przemarszów po hali? Stąd też, on obecnie przesiadywał w swoim„akwariumie“i tylko od czasu, do czasu, przez mikrofon wzywał do siebie „Mona Lise“,zapewne nie zdając sobie z tego sprawy, że tym samym, uniemożliwia jej kontynuowanie tej nieustan-nie bezcelowej wędrówki po hali? Okazało się, że jego po-mysły i zamierzenia,(o których on swoim chlebodawcom nieco wcześniej wspominał),nie były łatwe do spełnienia! Natomiast jego cele, przy tym były bardzo przejrzyste! Jego zamysły, oraz wcześniej proponowane zmiany,(które miały na celu uzyskanie w tym zakładzie oszczędności)jego zdaniem miały polegać na obniżeniu poszczególnym pracownikom (to znaczy, że nie wszystkim, tylko tym przez siebie upatrzonym„ofiarom”),grupy zaszeregowania, a w ostateczności, doprowadzenia ich do opuszczenia zakładu na„własne żądanie”! Bowiem wówczas (jego zdaniem),by zaistniała możliwość zatrudnienia następnych „nowych” osób„chętnych do dopracy“,którzy oczywiście, że na wstę-pie by otrzymywali o wiele niższe wynagrodzenie!

Spójrzmy zatem, co ciekawego na rannej zmianie, w dniu dzusiejszym działo się na hali? Po rozejrzeniu się„w tere-nie”, z ogromnym zdziwieniem stwierdziłem, że Bär przy-stąpił do oliwienia niemal wszystkie ruchomych części jego ulubionej maszyny? Pomyślałem sobie„świat się wali czy co”? Przecież nie kto inny jak właśnie on, nie tak daw-no temu, stawiał mi zarzut mówiąc, że„maszyny nie należy oliwić”, dopowiadając przy tym, wyimaginowane przez sie-bie kłamliwe prawdy, które kierownictwo zakładu (jak

— 16 —

zapewne pamiętamy),jako„ze wszech miar słuszne”! Stąd też ja, przyglądając się w tej chwili jego poczynaniom, po-myślałem sobie, że w tym zakładzie, dzieją się cuda” i (jak to inni mówili),że„to nie jest zakład pracy, tylko to jest istny cyrk, lub jeszcze inaczej, że: „to już jest „Kindergar-ten”, (czyli przedszkole)!

Czerwiec1994 roku, był upalny! W dniu 4 czerwca pracowa-łem na zmianie popo- łudniowej przy„M-20”, ocywiście, że przy wenzu. A oto, co z tego dnia wpisałem do mojego notatnika: „Pit jest mokry i ja również. Karolina* przez ca-ły czas żuje gumę i jest wściekła! Nie chciała pracować ani przy taśmie, ani przy wenzu i już sama nie wiedziała czego chce! Wezwała więc„Mona Lisę“i wszczęła z nią awanturę, twierdząc, że ona w takich warunkach nie będzie pracowa-ła(ona była„Wessi“).Karolina po wyzwaniu„Mona Lisy” od „Alte Hexe“(czyli od starej czarownicy),prawdopodob-nie dzięki temu została przenesiona do pracy przy„M-24”na nową halę, gdzie już nie było tak upalnie. Tutaj okna posiadały„automatyczne”zasłony i cała hala, była dobrze klimatyzowana.Natomiast ja w tych warunkach, w dalszym ciągu musiałem pracować przy wenzu! Na jej miejsce przy-były więźniarka, która w krótkim czasie, po rozejrzeniu się „w terenie”stwierdziła, że ona w tych warunkach, również nie jest w stanie pracować! A maszyna, jak na złość, w tym dniu pracowała bezbłędnie!

Oto i kolejna„fotografia”, z dnia 7.07.94.r.-„Jedna z praco-wnic pochodzenia tuturczynka,(która od dłuższego czasu pracowała przy„M-19”),w tym dniu miała pracować ze mną na zmianę przy wenzu i przy taśmie. Po upływie bardzo krótkiego czasu, ta „koleżanka” niestety, ale z każdą chwilą traciła swój dotychczasowy spokój i w pewnej chwi-li na cały głos, zaczęła wykrzykiwać: „Niech tutaj dadzą

— 17 —

dwóch następnych idiotów, żeby nas zmienili! Przecież my jesteśmy ludźmi, a nie maszynami”! I wykrzykując te słowa, ze złością rzucała paczki na ziemię! Jednak z chwilą, kiedy ta nagromadzona w niej złość zaczęła z niej ustępować, to mi powiedziała: „Gdyby mi kazali tak jak tobie, pracować przy wenzu, to im po prostu odmówię“.Idalej:-„To trzeba głupich, żeby przy wenzu tak bez przerwy tyrać i to za ta-kie pieniądze“.Tyż prowda” powiedziałem sobie w duchu.

Na naszej„dziejowej arenie“mamy nowe wydarzenie! Ten młodziutki„nowy“,uległ wypadkowi! Co za fatalna! Ponie-waż do maszyny„dostał mu się”palec i to z paznokciem! Lecz cóż, każdy z nas przy tego rodzaju „wydarzeniach”.to mówił, że za to powinien odpowiadać BHP-owiec! A jeśli chodzi o ten wypadek, to się słyszało i takie głosy: „Kto to widział, żeby temu„nowem”, przy tak krótkim stażu pracy, udzielać aż takich i do tego jeszcze tylu kompetencji? W tym miejscu, również można by powiedzieć, że to„tyż jest prowda, co też te ludziska o tym mówią”! Jako, że naprawdę, jeśli chodzi o niego, to on robił co chciał, gdzie chciał, jak chciał i kiedy chciał!

Wnikając nieco głębiej w moje„spostrzeżenia i przekazy”, to by można powiedzieć, że wokół mnie, działo się„coś”, co na pozór można by traktować, jako „zupełnie coś drobne-go”? Jednak ja, przypuszczam, że dla„prawdziwego znawcy tego przedmiotu”, to te pozornie„zupełnie drobne „cosie” by mogły stanowić znakomity materiał dowodowy na to, że„w tym naszym wcale, że(nie)duńskim państwie”to dzia-ło się wcale, nie najlepiej! Ten„nowy“,z uwagi na doznaną kontuzję, oczywiście, że przebywa na zwolnieniu chorobo-wym.Natomiast Karolina, na wieść o tym, że w przyszłym tygodniu ma ze mną pracować przy wenzu, to nie przybyła

*Karolina-imię zostało zmienione

— 18 —

do pracy z powodu,(nazwijmy to umownie),złego stanu zdrowia? Inna„koleżanka”, która nie tak dawno, została przyjęta do pracy, stwierdziła, że jeśli ją w przyszłym tygo-dniu przydzielą do pracy przy wenzu, to najpierw sobie z„77”porozmawia i go zapyta, czy dla niej, to już naprawdę nie ma innej, to znaczy „normalnej pracy”? Jeśli chodzi o mnie, to ja tego rodzaju zdarzenia, oraz wypowiedzi, nazy-wam po prostu„rodzynkami“!Natomiast mineraolog, to zapewne, określiłby je mianem „skarbami naszej ziemi”. Stąd też i ja, nie przypadkiem, mój okres pobytu w tym zakładzie, nazywam„skarbnicą wiedzy o żciu”, dzięki któ-rej mam możliwość spostrzegania wszelkiego rodzaju nie-doskonałości. A już w sposób szczególny, przypatrywania się, niewłaściwym sposobom zawiadywania tym zakładem.

Prawie wszystkie dzienniki, o tym donoszą, że znajdujemy się w przededniu ogromnego wydarzenia, które (jak co niektórzy powiadają),może nam, to znaczy mieszkańcom naszej Planety Ziemia, zgotować niespodzianki. Ponieważ jutro, to znaczy w dniu 20.VII.1994 roku, pozostała reszta meteorytów, zdaniem naszych uczonych, wali w Planetę Jupiter! Lecz to wszystko, wydarzy się dopiero jutro! Nato-miast dopiero w dniu dzisiejszym, zostało stwierdzone to, że ten, od którego z daleka śmierdzi, zostawia„M-21”, w straszliwie brudnym stanie! A tak poza tym, to zdaniem„ko-legi“Pit’a, to również i„Staubsauger“(czyli odkurzacz)jest wciąż pełny, czyli nie opróżniony! Natomiast „Kucharz“ (czyli„kolega śmierdziel”),te Pita„drobne uwagi”przyjmu-je tak, jak to czynią psy, kiedy są mokre. Podobnie i on, po dotarciu do niego kolejnej„porcji zarzutów”, powiedział „To i tak dobrze, że Pit o tym wszystkim tam wyżej nie donosi“.I mówiąc to, po chwili, puszczał w moją stronę takie kąśliwe „perskie oczko“,mówiąc: „A może i donosi“?

— 19 —

Tym bardziej, że Pit od pewnego czasu, zaczął się„wysoko nosić”, myśląc, że jest kimś lepszym od nas? I co ciekawe to to, że jak do tej pory, to nawet i źrodła zawsze dobrze poin-formowane i miarodajne, nie potrafiły do końca wyjaśnić tego„Pito-fenomenu”? Natomiast Pit, w chwilach szcze-rości, przekazywał mi wszelkie detale, stanowiące o począt-kach kariery każdej z „naszych”Vorarbeiterin. Właśnie to od niego się dowiedziałem, że„one“wszystkie, w tym zakła-dzie to zaczynały pracować jako sprzątaczki! Oczywiście, że sprzątanie nie jest niczym poniżającym.No ale? Przecież i my, po przyjeździe do tego Kraju, to aby móc jakoś żyć, to sprzątaliśmy gdzie się tylko dało, wychodząc z założenia, że„Żadna praca, człowieka nie hańbi”! Jednak w tym przy-padku, to uważałem, że jeśli te byłe „Panie sprzątaczki”w międzyczasie awansowały na Vorarbeiterin’y, to jednak po-winny,(już nie mówię żeby w pełni),ale chociaż „odrobin-kę“chcieć się doszkolić! W tym przypadku przedstawiam wzór, który jest godny naśladowania! Mam tu oczywiście, na uwadze, tą już nieco wcześniej wspomnianą, byłą polską sprzataczkę, która w drodze awans, uzyskała stanowisko kierownika działu personalnego! Lecz ona, w przeciwień-stwie do tych„naszych pań”, uważała za celowe, by ukoń-czyć jakąś stosowną szkołę. I ta była polska sprzątaczka, ukończyłaTechnikum Ekonomiczne! A te nasze Vorarbei-teriny? Przecież z nimi, to z uwagi na ich(nie) odpowiedni poziom, to nawet nie można było porozmawiać! Bo od razu na ciebie i to bezpodstawnie wrzeszczały i jeszcze do tego, tak głośno, żeby wszyscy na hali to słyszeli! Jak się zdołałem przekonać, to tak zwany„poziom intelektualny“ co niektórych moich „kolegów”, również co nieco odbiegał od uznanej i przyjętej„normy“.I nie kto inny, jak właśnie ten„kolega“,(który nie tak dawno temu potwierdził, że ja mu zostawiłem brudną maszynę),to się okazuje, że ma i to

Darmowy fragment
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: