Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gajcy - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
19 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gajcy - ebook

Wydanie publikacji zostało dofinansowane przez Wydział Filologiczny oraz Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.

Mało jest poetów, których życie stało się symbolem losu całego pokolenia. Niewątpliwie należy do nich Tadeusz Gajcy – jeden z najważniejszych przedstawicieli rocznika 1920. Nazwano ich Kolumbami, bo odkryli nieznany wcześniej kontynent terroru, cierpienia, strachu i śmierci. Wybitnie utalentowany poetycko redaktor podziemnego czasopisma „Sztuka i Naród”, przekonany o swojej wyjątkowości, żył jak jego rówieśnicy – intensywnie, szybko i twórczo – czując nadchodzącą śmierć. Zginął na powstańczej reducie w wieku dwudziestu dwóch lat, a dowódcy natychmiast wnioskowali o przyznanie mu Krzyża Walecznych. Opublikował dwa szczupłe tomiki poetyckie, które przeszły do historii literatury. Do dziś zwracają uwagę oryginalną fantastyką, którą przeszywa lęk, dziecięcą wrażliwością, utkaną z obrazów apokaliptycznej grozy, wreszcie poczuciem absurdu chwili dziejowej, obserwowanej z niedowierzaniem – jak rodzaj przerażającej groteski.

Po ponad siedemdziesięciu latach od śmierci Gajcego muszą nas nurtować pytania: Kim był ten młodziutki poeta i dramaturg? Co wiązało go z ultraprawicowym środowiskiem „Sztuki i Narodu”? Czym wzbudził niechęć Czesława Miłosza, która nie ostygła do XXI wieku? Pod czyim nazwiskiem ukrywa się w powieści „Kolumbowie rocznik 20” Romana Bratnego? Czy faktycznie zginął wraz ze Stroińskim „podniesiony na tarczy eksplozji”?

Stanisław Bereś prześwietla tragiczne życie poety, sięgając do wspomnień rodziny oraz znajomych, ale przede wszystkim dogłębnie analizując jego twórczość.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8049-394-0
Rozmiar pliku: 8,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dla oznaczenia najczęściej cytowanych pozycji używam w tekście następujących skrótów, opatrując je numerem strony albo – w wypadku rozmów i filmów – właściwym time code’em, określającym minutę i sekundę rozpoczynającą nagranie.

AHM – Archiwum Historii Mówionej, Muzeum Powstania Warszawskiego, relacja Bohdana Hryniewicza

FBM – Lidia Klimczak, Fujarką był mi grom i pocisk…, „Wrocławski Tygodnik Katolicki” 1974, nr 30

GO – Lesław M. Bartelski, Genealogia ocalonych. Szkice o latach 1939–1944, Kraków 1974

HA I – rozmowa telefoniczna Stanisława Beresia z Danutą Hanusz-Ambroziewicz, 15.03.2015

HA II – rozmowa telefoniczna Stanisława Beresia z Danutą Hanusz-Ambroziewicz, 17.03.2015

P – Tadeusz Gajcy, Pisma. Juwenilia – przekłady – wiersze – poematy – dramat – krytyka i publicystyka literacka – varia, pod red. Lesława M. Bartelskiego, Kraków 1980

PT – Portrety twórców „Sztuki i Narodu”, pod red. Jerzego Tomaszkiewicza, Warszawa 1983

SS – list Wandy Sucheckiej-Strzeleckiej do Stanisława Beresia, listopad 1986

SZM – Józefa Radzymińska, Spotkanie z matką poety, „Kierunki” 1972, nr 36

ŚTG – Ślady. Tadeusz Gajcy, scen. i real. Hanna Etemadi, Polska 1994

WGD – W gałązce dymu, w ognia blasku… Wspomnienia o Wacławie Bojarskim, Tadeuszu Gajcym, Onufrym Bronisławie Kopczyńskim, Wojciechu Menclu, Zdzisławie Stroińskim, Andrzeju Trzebińskim, zebrał i oprac. Józef Szczypka, Warszawa 1977Wstęp

Mija właśnie siedemdziesiąt jeden lat od zakończenia drugiej wojny światowej. Osiem miesięcy wcześniej dopaliło się powstanie warszawskie, w którym zgorzały karty życia i twórczości młodych, wyjątkowo uzdolnionych poetów pokolenia 1920, zwanych często Kolumbami, gdyż odkryli nieznany wcześniej kontynent terroru, cierpienia, strachu i śmierci. Ale też braterstwa, miłości, poezji i bohaterstwa. W czasie tych siedmiu dekad, wystarczających, by urodziło się i dobiegło do swego kresu nowe pokolenie, o wiersze, dramaty i publicystykę autorów podziemnej Warszawy toczono prawdziwe boje. Dziś są one lekturami szkolnymi oraz tematami matur z języka polskiego. Mimo to dziwić nas może, że życiu i twórczości jednego z nich, który zginął w wieku dwudziestu dwóch lat, opublikował konspiracyjnie dwa szczupłe tomiki poetyckie, dwa dramaty, garść próz oraz artykułów, poświęca się opasłą monografię. Wyjaśnienie jest proste: to krótkie życie było tak intensywne, dramatyczne i twórcze, że przekroczyło wymiar zwykłego losu i nabrało cech symbolu, w którym skupił się – jak w soczewce – dramat całego pokolenia. A zatem domaga się szczególnej uwagi. Tym bardziej że ocalone z pożogi utwory – których liczba oscyluje wokół setki – świadczą, że na warszawskiej barykadzie poległ wyjątkowy talent. Uświadamiają nam one rozmiar tej konkretnej straty, ale również straty tych wszystkich chłopców i dziewcząt, którzy wraz z nim ruszyli do powstania.

W poetycką przyszłość Tadeusza Gajcego już od dnia urodzin wierzyła jego matka, choć nie była egzaltowaną intelektualistką, ale mocno stąpającą po ziemi akuszerką. Może dlatego, że w jej rodzinie objawił się już wcześniej ogromny talent – jej brat, który jako Stanley Barry, tancerz, zrobił oszałamiającą karierę w Paryżu. Zwiastuny, że jej syn ma również talent – w tym wypadku literacki – pojawiły się już w latach licealnych. Najpierw sygnalizowali go nauczyciele, a potem poeci tej miary co Wojciech Bąk, Józef Czechowicz, Józef Łobodowski oraz Władysław Sebyła. Nadzieje względem Gajcego wyrażali również surowi i sławni profesorowie z podziemnego kompletu polonistycznego: Wacław Borowy, Witold Doroszewski, Julian Krzyżanowski, Maria Ossowska, Zofia Szmydtowa, Władysław Tatarkiewicz. Były to największe nazwiska polskiej humanistyki. Praktycznie od ręki potencjał twórczy młodzieńca doceniono też w redakcji podziemnego miesięcznika „Sztuka i Naród” (SiN), drukując jego pierwszy wiersz, jaki napłynął na konspiracyjny konkurs poetycki, a potem wciągając go do prac nad pismem, którego stał się ostatnim formalnym redaktorem. Publikował w nim pod kilkoma pseudonimami, najczęściej jako Karol Topornicki.

Pod wielkim wrażeniem wierszy Gajcego był Jarosław Iwaszkiewicz, który nie taił zachwytu dla jego talentu: „masz w swojej osobowości cały urok warszawskiego proletariatu, który ubóstwiam – pisał. – Zgrzytam zębami z zazdrości, czytając te wiersze, chciałbym mieć jeszcze w sobie to bijące źródło”. W wielkie możliwości poetyckie Gajcego wierzył były żagarysta Jerzy Zagórski, który agitował za wciągnięciem go do redakcji SiN-u, bo lepiej niż inni potrafił docenić katastroficzną wyobraźnię młodzieńca. Mniej entuzjastyczny był drugi członek Żagarów – Czesław Miłosz, ale dlatego że nie znosił Konfederacji Narodu (KN), której członkami byli młodzi redaktorzy „Sztuki i Narodu”. Irytowały go ich nacjonalistyczne poglądy oraz patriotyczne kaskaderstwo, które uważał za prowokowanie losu. W Historii literatury polskiej palmę pierwszeństwa wśród pokolenia Kolumbów przyznał jednak właśnie Gajcemu („Najbardziej pośród tych poetów utalentowany Tadeusz Gajcy”), choć ideowo, duchowo i uczuciowo bliższy mu był Krzysztof Kamil Baczyński, już w czasie okupacji kreowany na nowego Słowackiego. Również Zbigniewowi Herbertowi, który prowadził z noblistą zaciekłe spory o dobrą pamięć poetów generacji 1920, bliżej było do autora Białej magii (ze względu na staranne wykształcenie, arystokratyzm ducha i „anielskość”), ale jednak za najlepszego poetę pokolenia apokalipsy uznał także Gajcego. Porównując ich obu, orzekał na jego korzyść: „Pisze językiem męskim, zdecydowanym, zaborczym, ale bezsilnym wobec potężnej grozy. Słowa jakby na krawędzi przepaści. Strofa równo odmierzona, kamienna. Metaforyka oszczędna, silnie zabarwiona intelektualnie. Każdy wiersz sprawia wrażenie – zamknięcia, oblężenia, ciemności. U obu poetów ani cienia narodowej frazeologii czy egzaltacji patriotycznej. Poczucie fatalizmu i daremnej (ale nie bezsensownej) ofiary”. O Gajcym Herbert myślał zresztą często. Dwa miesiące przed swoją śmiercią napisał o nim: „Najbliższy krewny Norwida, najpewniej chyba ów późny wnuk, który nie minie obojętnie pisma. Materia jego poezji z ognistego proroczego snu”. Nawet sędziwy Leopold Staff, klasyczny do szpiku kości, a zatem odporny na wizjoneryzm, awangardowość, apokaliptykę i wyobraźniowy barok, właśnie autora Homera i Orchidei uznał za „poetę największych nadziei”. Nie od rzeczy będzie również przypomnieć, że postać Karola Dębowego – poety i redaktora podziemnego pisma „Prawda i Naród” – w kultowej powieści Kolumbowie rocznik 20 Romana Bratnego nosi wiele cech Gajcego.

Można więc powiedzieć, że te opinie podważają powszechne od czasów wojny, a narzucone przez Kazimierza Wykę przekonanie o poetyckim prymacie Baczyńskiego wśród Kolumbów. Najwybitniejsi poeci polscy XX wieku preferowali bowiem raczej lirykę Gajcego, łączącą dziecięcą świeżość z eschatologiczną grozą i wizyjne rozpasanie z poszukiwaniem męskiego tonu. Ale oczywiście tego typu rankingi nie mają sensu, bo zarówno tragizm losu, jak i typ talentu zbliżały do siebie tych dwóch młodych poetów w sposób wyjątkowy. Obaj zresztą byli siebie wzajemnie ciekawi, ale nie potrafili przekroczyć niewidzialnej, dzielącej ich bariery. Może politycznej, a może tej samej, która dzieliła Mickiewicza i Słowackiego. Obaj – mimo wyjątkowych zdolności literackich i wyobraźni, które ze wszystkim się mogły kojarzyć, ale nie z wojskiem – z uporem rwali się do konspiracji i jej niebezpiecznych, orężnych spraw, choć na pewno nie były ich przeznaczeniem. Ale się nim, na ich własne życzenie, z wszystkimi możliwymi konsekwencjami, stały. Na nic były sygnały ostrzegawcze. W wypadku Gajcego wyjątkowo wyraźne, wręcz alarmujące: w wyniku nieudanej akcji składania wieńca pod pomnikiem Kopernika, w centrum stolicy, pod samym nosem granatowej policji, zginął Wacław Bojarski, a Zdzisław Stroiński wylądował na Pawiaku, gdzie cudem ocalał. Gajcy, sprawca nieszczęścia, wyszedł z opresji cało, ale czystym trafem. Przez długie miesiące, dręczony poczuciem winy, powtarzał: „my poeci do niczego się nie nadajemy”. Ale jednak z niczego się nie wycofał, a nawet wręcz przeciwnie – już po kilku miesiącach został redaktorem naczelnym „Sztuki i Narodu”, o której Miłosz sarkastycznie pisał, że jej kolejne „numery zaczynały się niemal z reguły od nekrologu poprzedniego redaktora”. Bo rzeczywiście zarówno wokół tej redakcji, jak i jej autorów krążyło jakieś mroczne fatum: Onufry Bronisław Kopczyński zginął w Auschwitz, Bojarski – od kuli żandarma, Andrzej Trzebiński – w ulicznej egzekucji. Kiedy po jego śmierci redakcję obejmował Gajcy, w podziemiu otwarcie mówiło się już o czarnej serii, rodziła się konspiracyjna legenda. Poeta czuł na sobie oddech losu, czego dowodzą jego wiersze i wspomnienia tych, którzy przeżyli. Sztafeta śmierci dopełniła się w powstaniu warszawskim. Zginęli w nim trzej ostatni redaktorzy pisma – Stroiński, Gajcy, Wojciech Mencel. Wraz z nimi tysiące podobnych im młodych ludzi, a wśród nich Baczyński, który już dwa lata wcześniej, w wierszu Ten czas, doszedł do wniosku, że jedną nogą są jeszcze w środku życia, ale drugą już „po drugiej stronie lustra”, w krainie literackich figur i symboli. „My sami – tacy mali, krok jeszcze – przejdziem w mit” – pisał zaintrygowany, że to się dzieje naprawdę, w dodatku tak prozaicznie i banalnie. Życie to niebawem potwierdziło – finał rozegrał się wśród ruin i gruzowisk, w kurzu, krzyku i dymie.

Nie tylko w Polsce bohaterska śmierć za ojczyznę jest w najwyższej cenie. Gdy giną młodzi, wyjątkowo utalentowani poeci, ofiara ta zyskuje szczególne znaczenie. Nic dziwnego więc, że po wojnie „poeci warszawscy”, jak nazywał ich Miłosz, stali się przedmiotem wyjątkowej estymy, wręcz uwielbienia rodaków, na przekór ich własnym, gorzkim słowom, że zostanie po nich „złom żelazny / i głuchy, drwiący śmiech pokoleń”. Wbrew pozorom nie była to kokieteria, bo podobne przeczucia co Borowski wyrażali wszak Gajcy w poemacie Do potomnego („ty – podniesiesz na mnie kamień / lub rzucisz z wzgardą ziemi grudę”) oraz Baczyński w wierszu Wiatr („obcy człowieku, / co kości odkopiesz białe: / Kiedy wystygną już boje, / szkielet mój będzie miał w ręku / sztandar ojczyzny mojej”). Ta pesymistyczna zgodność, która nas dzisiaj dziwi, wymaga zastanowienia: oni faktycznie nie spodziewali się marmurów i pomników. Słuszność ich przeczuć potwierdził Herbert w cytowanym już Przesłaniu Pana Cogito, przypuszczalnie nawiązującym do Gajcego: „pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę / a kornik napisze twój uładzony życiorys”. A także w odwołującym się do Pieśni Borowskiego Epizodzie w bibliotece („Pozostaną po nas w czarnej ziemi rozrzucone głoski. Akcenty nad nicością i prochem”) oraz w Poległym poetom („Ten kopczyk wierszy darń zarośnie”). Jest więcej niż prawdopodobne, że to właśnie o poległych poetach-powstańcach myślał Herbert, pisząc słynne zdanie: „tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek / : Gilgamesza Hektora Rolanda / obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów”. Książę poetów jasno mówił, że w komunistycznej Polsce za bohaterstwo nie płaci się laurowymi wieńcami i miejscami w encyklopediach, lecz „chłostą śmiechu” i zapomnieniem.

Bo rzeczywiście szykowano im bezpotomną przyszłość. Komunistyczne władze wiele zrobiły, by zdyskredytować podziemną armię polską, podważyć patriotyczny sens powstania warszawskiego i wymazać pamięć o jego bohaterach. Dotyczyło to tym samym twórczości poległych w nim i w czasie całej okupacji poetów. Drukowano ją niechętnie, na ogół po jednym, dwa wiersze w rocznicowych numerach czasopism, dzieląc ich na „lepszych” i „gorszych” politycznie. A dawało się to robić tym łatwiej, że „Sztuka i Naród”, wydawana w Warszawie od kwietnia 1942 do lipca 1944 roku, na łamach której publikowali wspomniani już Bojarski, Gajcy, Mencel, Stroiński i Trzebiński, a także Lesław M. Bartelski, Zbigniew Łoskot, Stanisław Marczak-Oborski, Tadeusz Sołtan, Kazimierz Winkler, Stanisław Ziembicki, była pismem ultraprawicowej Konfederacji Narodu, spadkobierczyni przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego Falangi (Ruchu Narodowo-Radykalnego). Nawet dla polskiego państwa podziemnego stanowiła ona problem, bo Armia Krajowa afiliowała ją dopiero w 1943 roku. Po wojnie władze komunistyczne skazały ją na zapomnienie. To samo zresztą próbowały zrobić z całą Armią Krajową. Na KN były szczególnie cięte, gorliwie wymazując z kart historii oraz polskiego piśmiennictwa jej członków. Bez wątpienia uosabiali to wszystko, co było im wrogie.

Na szczęście okazało się to niemożliwe, bo wbrew wysiłkom komunistów Kolumbowie stali się obiektem adoracji i kultu – szczególnie wśród młodzieży. Od zakończenia wojny, w dniach, w których Polacy czczą pamięć swoich zmarłych, kwatery powstańcze na Powązkach przemieniają się w ognistą łąkę, rozpłomienioną setkami tysięcy świec i kaganków.

Ten stały, milczący nacisk musiał robić wrażenie nawet na komunistycznej nomenklaturze. Bardzo dużo dla podtrzymania pamięci o poetach-powstańcach zrobili ich towarzysze broni, którzy z uporem walczyli o publikacje utworów poległych kolegów. Swoją istotną cegiełkę dorzucili krytycy, literaturoznawcy i pisarze. Ale nie stało się to od razu, lecz w wyniku skomplikowanego, rozłożonego na kilka dziesięcioleci procesu. Oczywiście czytelnicy od początku potraktowali twórczość Kolumbów jak przedmiot kultu, na pniu wykupując ich książki, choć nigdy nie były one łatwe w odbiorze (szczególnie poezja). Jest zresztą rzeczą ciekawą, że traktowali ich twórczość jako jednorodną, nie uświadamiając sobie, że wojennych pisarzy dzieliły jednak ogromne różnice polityczne. Nie dostrzegali ich czasem nawet krytycy. Dostrzegały je za to znakomicie władze i jej usłużni „doradcy”.

Ten skomplikowany proces przywracania SiN-owców historii literatury jest mało znaną a pasjonującą historią zaangażowania się weń wielu ludzi dobrej woli (poświęcony mu jest podrozdział Faszyści z SiN-u). W powracających jak bumerang – niemal co dekadę – dyskusjach na temat postaw i liryki twórców z kręgu „Sztuki i Narodu” wzięli udział najwybitniejsi polscy literaturoznawcy, krytycy, publicyści i pisarze kilku pokoleń. Wśród nich szczególnie ważne miejsce przypada Miłoszowi, który znał SiN-owców osobiście i do końca życia prowadził z nimi poetycki i polityczny spór, a także Herbertowi, który – również do ostatnich dni – bronił ich pamięci. We wszystkich tych sporach i dyskusjach niechęci osobiste i polityczne zmagały się z podziwem dla poetyckiego talentu i dzielności poetów walczącej Warszawy. „Dzieje ich są bohaterskie, porażające i absurdalne – pisał u kresu życia autor Doliny Issy. – Ich pismo głosiło ideologię polskiego nacjonalizmu (polskie imperium). ich namiętność narodowa była odpowiedzią na niemiecki nacjonalizm i nosiła piętno lekkomyślności, jeżeli nie szaleństwa. Wierzyli w odkupiającą moc ofiary z życia złożonej dla kraju”. Te pamięciowe zaduszki, prowadzone niemal do grobowej deski przez największych polskich poetów naszych czasów, są zjawiskiem niezwykłym. Aż trudno uwierzyć, że dotyczą dwudziestolatków, którzy w mrokach podziemia dopiero zaczynali swą drogę twórczą, a zatem byli po prostu debiutantami

Niestety na edycje ich dzieł trzeba było czekać nieraz długo. Sporo szczęścia miał Baczyński, który – ze względu na lewicową orientację i troskę luminarzy polskiej humanistyki – funkcjonował w PRL-u na specjalnych prawach i już w 1961 roku doczekał się opasłego tomu Utworów zebranych. Dobre duchy chroniły również Gajcego, bo już w 1952 roku – co można uznać za cud – opublikowano jego Utwory zebrane. Szesnaście lat później ukazały się Utwory wybrane, a potem Pisma. Jego redakcyjni koledzy czekali już jednak na podobne edycje aż do lat siedemdziesiątych, niektórzy nawet do osiemdziesiątych. Bogu dzięki ciągle znajdował się ktoś, kto przekazywał dalej pałeczkę tej sztafety pamięci. W jej drodze nie da się przecenić legendotwórczej roli bestsellerowej Genealogii ocalonych Lesława M. Bartelskiego (cztery wydania po sto tysięcy egzemplarzy), kultowej powieści Romana Bratnego Kolumbowie rocznik 20, literaturoznawczych prac Zdzisława Jastrzębskiego, wspomnieniowych tomów Instytutu Wydawniczego PAX, takich jak Portrety twórców „Sztuki i Narodu” czy W gałązce dymu, w ognia blasku, wydań popularyzatorskich w stylu Dwudziestoletnich poetów Warszawy Jana Marxa oraz licznych przedsięwzięć bibliograficznych i edytorskich. Ilość kieszonkowych i bibliofilskich zbiorków z wierszami Kolumbów, wydawanych z okazji kolejnych rocznic powstania, a często i bez okazji, jest dziś już niepoliczalna. Są wśród nich, oczywiście, książki Gajcego, a nawet albumy muzyczne z piosenkami do jego słów (Gajcy! oraz Gajcy Szyc Pierończyk).

Jeśli zważymy, jak bardzo komunistyczne władze blokowały publikacje SiN-owców, trzeba przyznać, że walka ludzi dobrej woli o ich spuściznę oraz miejsce w historii literatury była imponująca. Już w początkach lat siedemdziesiątych Stanisław Edward Bury naliczył osiem autorskich wydań książkowych SiN-owców, sto szesnaście ich utworów na łamach dwudziestu ośmiu polskich czasopism, przedruki w pięciu antologiach poetyckich, adaptacje sceniczne, radiowe i telewizyjne ich dramatów (między innymi Homera i Orchidei i Misterium niedzielnego Gajcego), artykuły oraz wspomnienia pióra ponad dziewięciuset pisarzy i krytyków. Do tego dochodzi sześćdziesiąt pozycji książkowych, napisanych przez siedemnastu autorów (na przykład Bartelskiego, Jadwigę Bandrowską-Wróblewską, Zdzisława Jastrzębskiego, Jerzego Kwiatkowskiego, Stanisława Podlewskiego), których większe lub mniejsze partie poświęcone zostały poetom SiN-u. Już wtedy finalizowano prace nad Bibliografią czasopisma konspiracyjnego i grupy poetyckiej „Sztuka i Naród (1944–1970), która ostatecznie jednak nie wyszła drukiem, co roku ukazywały się nowe utwory znanych poetów, dedykowane lub poświęcone redaktorom SiN-u (autorstwa między innymi Iwaszkiewicza, Herberta, Miłosza, Macieja J. Kononowicza, Stanisława Marczaka-Oborskiego, Jerzego Niemojowskiego, Bolesława Taborskiego, Jerzego Zagórskiego), również takie, które bezpośrednio odnosiły się do Gajcego (na przykład Zbigniewa Jerzyny, Stanisława Stabry, Agnieszki Zabielskiej, Andrzeja Ogrodowczyka). Gdyby dziś ktoś chciał zewidencjonować tę literacką memuarystykę, stanąłby przed zadaniem tytanicznym, bo znalazłby się u stóp papierowej góry. Byłaby to zresztą pewnie syzyfowa praca, ponieważ ogromna liczba utworów poświęcona tej tragicznej formacji nie posiada bezpośrednich „adresów”. Kto jest w stanie na przykład jednoznacznie dowieść, które z klasycznych już wierszy Herberta, takich jak Do Marka Aurelego, Las Ardeński, Poległym poetom, Epizod w bibliotece, Przesłanie Pana Cogito, powstały z myślą właśnie o nich? Bronisław Maj, znawca liryki Gajcego i Herberta – uważa, że wszystkie. Ja byłbym ostrożniejszy i powiedziałbym, że większość. Nie ma jednak wątpliwości, że literatura polska wzniosła Kolumbom (wbrew ich pesymistycznym przeczuciom) znaczący postument. Dziś już tak wielki, że jego pełnych kształtów nikt nie jest w stanie ogarnąć.

Anno Domini 2016 mało kto sobie uświadamia, jak bardzo kręta i czasochłonna była droga poetów z SiN-u na pierwsze karty literatury polskiej. Namiętności i różnice zdań na temat ich wierszy oraz poglądów politycznych przetrwały aż do naszego stulecia. Walka ta zresztą wciąż jeszcze trwa i zapewne nie skończy się tak długo, jak długo spierać się będziemy o silnie prawicową koncepcję polskiego państwa. Dla jednych – wymarzoną, dla drugich – trudną do przyjęcia, dla pozostałych – znienawidzoną. Nie ma wątpliwości, że to jeden z najbardziej zaciętych i długotrwałych sporów w historii literatury polskiej – równoległy do dyskusji o znaczeniu i sensie powstania warszawskiego, w którym Konfederacja Narodu poniosła tak ciężkie straty, że nie podniosła się z nich nigdy, a jej literacki organ „Sztuka i Naród” zakończył swą krótką i bujną historię. Nie bez powodu więc wielu Polaków uważa go za symbol walki o polską kulturę, bo był to wszak najambitniejszy podziemny periodyk literacki. Stworzony i kolportowany w warunkach straszliwego terroru. Śmierć w boju jego trzech ostatnich redaktorów stanowi ukoronowanie legendy. Szczególnie Gajcego i Stroińskiego. Nierozłączni przyjaciele, wysłani do obrony reduty przy ulicy Przejazd, bronili jej, ramię w ramię, przed falowymi szturmami doborowych oddziałów niemieckich i nie opuścili, choć mieli na to zgodę dowódcy. Po kilku dniach nieudanych ataków Niemcy wysadzili placówkę w powietrze. „Gajcy, Stroiński, byli podniesieni / W czerwone niebo na tarczy eksplozji” – pisał Miłosz w Traktacie poetyckim. „Dwóch poetów jak race wzniosło się w powietrze” – wtórował mu Iwaszkiewicz w wierszu Niepogrzebani. Każdemu Polakowi taka śmierć kojarzy się z bohaterską śmiercią Ordona na reducie 54 oraz Wołodyjowskiego i Ketlinga w Kamieńcu Podolskim. Ale legendy nie zawsze są wierne faktom, więc i tutaj istnieje wątpliwość, czy poeci z SiN-u faktycznie polegli razem, gdyż ciało Stroińskiego znaleziono po wojnie pod gruzami ich placówki, a Gajcego na terenie pobliskiego Arsenału. Czy to oznacza, że przeżył o parę godzin lub dni swojego przyjaciela? Może tak, a może nie. Ale jest pewne, że obaj zginęli na tym samym odcinku, z którego nie chcieli się wycofać. Obaj też zostali uhonorowani wysokimi odznaczeniami bojowymi: Gajcy – Krzyżem Walecznych, Stroiński – Orderem Virtuti Militari.

Nie jest jednak dobrze, gdy pamięć o bohaterach pokrywa patyna patosu, przeradzając ich w postacie ze szkolnych czytanek, zwłaszcza że nieraz wypadali ze swoich ról, bo grali w upiornej tragedii, a byli przecież zwyczajnymi ludźmi. Na placówce błaznowali, by stłumić lęk, pomiędzy atakami wroga popijali trójniak króla Stasia, odkryty w piwnicach ratusza, i uganiali się z bagnetem za świnią, ale nie umiejąc jej zaszlachtować, zastrzelili ją, po czym ugotowali, bo dokuczał im głód. Właśnie wtedy, czekając na kolejny atak, Gajcy napisał na papierowej torbie swój ostatni wiersz – bluźnierczą makabreskę, w której „wszyscy święci” obżerają się flakami powstańców po krwawej jatce z setkami ofiar na ulicy Kilińskiego. Nawiązywał w ten sposób do wydarzenia sprzed dwóch dni, którego był świadkiem. Bez wątpienia złamał w tym tekście wszystkie zasady decorum.

Śmierć poety na barykadzie – to obraz o ogromnej symbolicznej sile. Dlatego Gajcy ma trwałą pozycję w polskim panteonie kultury. Ale czy barykada to właściwe miejsce dla nadwrażliwych i utalentowanych artystów? To pytanie, które w naszym kraju padało często. Niesie ono ze sobą odpowiedź, że raczej nie. Ale jakoś nikt nigdy nie poważył się powiedzieć tego wprost. Co należałoby bowiem wobec tego zrobić – internować ich przed wybuchem powstania? Tego dylematu nie da się rozstrzygnąć. I takich rozważań ta książka nie podejmuje, bo jej celem nie jest nakręcanie emocji, ale opis unikatowego zjawiska literackiego. Jest ona podsumowaniem tego wszystkiego, co dziś wiemy o życiu poety i co ustalili krytycy i literaturoznawcy.

Siłą rzeczy jestem ogniwem tego łańcucha, bo w 1992 roku opublikowałem w wydawnictwie PEN książkę Uwięziony w śmierci. O twórczości Tadeusza Gajcego, która liczyła sobie około 200 stron (9 arkuszy). Gajcy. W pierścieniu śmierci liczy sobie 712 stron (około 29,4 arkusza), a zatem trzy razy więcej. Jakkolwiek obie te pozycje mają ze sobą wiele wspólnego, bo wiedza humanistyczna się wszak kumuluje, to jednak też mocno się różnią. Nie tylko zresztą objętością, choć i ona ma swoje znaczenie. Wybitni poeci zasługują bowiem na pokaźne książki, gdyż otwierają drzwi do nieznanych światów i stawiają ważne pytania. Liryka Gajcego na pewno zasługuje na szczególne miejsce w historii polskiej literatury. Stanisław Pigoń ze smutkiem powiedział, że jesteśmy narodem, którego losem jest „strzelać do wroga z brylantów”. Warto dodać, że istnieje jaśniejsza strona tego fatum: brylanty owe możemy na szczęście podziwiać w nieskończoność.Podziękowanie

Książki, tak jak ludzie, bywają dłużnikami, bo sporo zawdzięczają radom i informacjom wielu osób. Bez ich dobroci, przyjaźni, kompetencji i duchowego wsparcia nie byłyby sobą lub w ogóle by nie powstały. Dlatego z głębi serca dziękuję: red. Danucie Hanusz-Ambroziewicz, Agnieszce Baranowskiej, Marcinowi Barczowi, Wojciechowi Bartelskiemu, śp. prof. Władysławowi Bartoszewskiemu, Maciejowi Bociańskiemu, red. Stefanowi Bratkowskiemu, Berenice Bratny, Romanowi Bratnemu, dr Barbarze Broszkiewicz, prof. Januszowi Deglerowi, Hannie Etemadi, śp. Mieczysławowi Gajcemu, prof. Urszuli Glensk, Annie Kucie-Gajcy, dyr. Jarosławowi Klejnockiemu, prof. Jackowi Leociakowi, Józefowi Lisowi, prof. Janowi Miodkowi, prof. Piotrowi Mitznerowi, prof. Andrzejowi Strzeleckiemu, Monice Sznajderman, Barbarze Wiśniowskiej, red. Tomaszowi Zającowi.Przypisy

Ta wielokrotnie powtarzana informacja nie znajduje niestety potwierdzenia w dokumentach Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie, Biura Odznaczeń Kancelarii Prezydenta RP, Muzeum Powstania Warszawskiego, Studium Polski Podziemnej w Londynie, Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie.

Akt urodzenia Tadeusza Gajcego, paginowany zespół rękopiśmienny pn. „Metryka Tadeusza Gajcego i dwa listy: Chmury (Stroińskiego) i NN (wierszem)”, Zakład Rękopisów Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. Rps 10841 IV.

Dylematy związane z właściwym brzmieniem nazwiska Gajcego szerzej omawia Andrzej Tauber-Ziółkowski w tekście „Siwa młodość” (Portret Tadeusza Gajcego) . Węgierskiego pochodzenia rodziny Gajcych, o czym pisze Jerzy Tomaszkiewicz, nie potwierdza brat poety Mieczysław Gajcy (rozmowa telefoniczna S. Beresia z M. Gajcym z dnia 19.02.2015).

Por. zbiór świadectw ze szkoły powszechnej oraz gimnazjum w zbiorach Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie (sygn. 60–94).

Kazimierz Dybowski, szkolny kolega z klasy, w filmie dokumentalnym Hanny Etemadi Ślady. Tadeusz Gajcy wspomina: „Siedzieliśmy obok siebie przez pewien czas w jednej ławce z Tadeuszem Gajcą. On się u nas wówczas nazywał Gajca , byłem zaskoczony, kiedy się dowiedziałem po wojnie, że Gajca był poetą i pisarzem” . Wypowiedzi bohaterów tego filmu na potrzeby książki zostały zredagowane.

Np. odnalezione przy zwłokach poety świadectwo urodzenia, wystawione 3 października 1942 r., oraz kenkarta (w zbiorach Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza).

Lesław M. Bartelski utrzymuje, że Gajcy urodził się przy ul. Smoczej 1 .

„Ulica Dzika, róg Stawek – wspomina Mieczysław Gajcy – to jest właśnie to miejsce, gdzie się urodziliśmy. Przypatruję się okolicy, ale chyba nic poza drzewami pamiętającymi naszą młodość nie ocalało. Był to zupełnie inny krajobraz” .

Zob. np. poemat Ziemia oraz Opowieść z innego świata .

Stefan Gajcy został zatrudniony przez swojego szwagra Muszyńskiego, który miał własną firmę w Charkowie.

Stefan Gajcy urodził się 14 sierpnia 1897 r. w Warszawie (wg Anny Kuty-Gajcy) lub w mazowieckiej wsi Stanisławów (wg Bartelskiego ), zmarł 19 października 1971 r., jego żona Irena zaś, również warszawianka z Marymontu, przyszła na świat 10 października tego samego roku co mąż, a zmarła 1 kwietnia 1971 roku. Oboje zostali pochowani wraz synem w kwaterze A 27-7-24. „Jako narzeczeni pisywali do siebie listy , cechowała je nuta poezji. Rodzina Gajcych była liczna, ojciec miał sześciu czy siedmiu braci, jeden z bratanków, Czesław, zginął pierwszego dnia Powstania na Mokotowie, ale nie wiadomo, jakiego oddziału był żołnierzem” .

Kiedy 2 sierpnia 2009 r. prezydent RP Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Gajcego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za osiągnięcia w działalności na rzecz rozwoju polskiej kultury”, Antoni Gajcy (syn Mieczysława), który odbierał odznaczenie, zdziwił się, bo prezydent powiedział na całą salę: „Pana babcia wyciągnęła nas obu na świat” (relacja ustna M. Gajcego z dn. 2.02.2015).

Tu warto zwrócić uwagę na ciekawą koincydencję kalendarzową: nie tylko dziadkowie Gajcego, ale i jego rodzice byli urodzeni w tych samych latach.

Dziadek Gajcego Zmarzlik (1867–1942) pochodził z niezmiernie bogatej rodziny posiadaczy ziemskich, niestety ich wielka fortuna została całkowicie przehulana przez jego ojca, a zatem pradziadka poety, który był po prostu birbantem. Z całego majątku ocalał tylko dom na Marymoncie (inny niż ten, w którym mieszkał w czasie okupacji poeta).

Halina Radzymińska-Mularczyk (dla przyjaciół Halszka), żona Romana Bratnego, publikująca po wojnie pod nazwiskiem Joanna Żwirska.

„mąż mój, Marian – wspomina matka Gajcego – pisał wiersze, chociaż był ślusarzem. Jak pani przyjdzie do mnie – mówi do Józefy Radzymińskiej – to pokażę taki jeden z roku 1920, pisany do mnie, wtedy narzeczonej, bardzo ładny. Chociaż nie taki jak Tadzika wiersze, o nie. Te są najpiękniejsze” .

Jak twierdzi Józefa Radzymińska, Irena Gajcy „już przed urodzeniem Karola rozczytywała się w poezji Słowackiego, a wyśmiewającym się z jej upodobań rówieśnicom odpowiadała hardo: »Bo jak urodzę pierwszego syna, to on będzie poetą, zobaczycie, może nawet takim jak Słowacki!«” .

A. Archicińska, Gdy myślę Paryż… Penser Paris…, Warszawa 2011, s. 160–162.

W czasie okupacji w budynku szkoły, która znalazła się na Umschlagplatzu, Żydzi oczekiwali na wywóz transportami do Treblinki.

Ważną rolę babki w religijnym formowaniu chłopca potwierdza Joanna Żwirska: „Ona uczyła go pierwszych słów modlitwy, prowadziła do kościoła; lubił służyć do mszy i ogromnie mu się podobały skrzydlate, prześliczne anioły…” .

W czasie okupacji na wewnętrznym dziedzińcu tego kościoła, gdzie znajdował się piękny ogród, odbywały się konspiracyjne spotkania młodzieży.

Świadectwo ukończenia siedmioklasowej Publicznej Szkoły Powszechnej nr 120, ul. Stawki 4/6, rok szkolny 1934/35 (archiwum rodziny Gajcych).

Świadectwa szkolne w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie (ibidem) pozwalają głębiej wejrzeć w wyniki Gajcego z lat 1929–1934 (brak świadectwa z pierwszej klasy 1928/29): religia – 4,3,5,4,5,5; język polski – 3,4,4,4,3,3; rachunki z geometrią – 3,3,3,3,3,3; przyroda żywa (od 1930 do 1933) – 4,3,4; fizyka z chemią (od 1933) – 3; geografia i nauka o Polsce (od 1931) – 3,4,3,4; historia – 3,3,4,4,4 (w 1930 nie klasyfikowano); rysunki – 3,4,3,3,4,4; roboty ręczne – 3,3,3,3,3,4; ćwiczenia cielesne – 3,4,3,4,4,4; śpiew 4,3,4,3,4 (od 1930); ocena ogólna – 3,4,4,4,3,4.

T. Z. Zapert, Poeta z etykietą faszysty, „Rzeczpospolita”, 14.08.2009, http://www.rp.pl/artykul/348583.html?print=tak&p=0, dostęp: 12.08.2015.

Ojcowie marianie objęli swoim patronatem Ruch Narodowo-Radykalny, a Kościół jawnie wyrażał dla niego sympatię, obejmując nią również Młodzież Wszechpolską (Por. W. Mysłek, Kościół katolicki w Polsce w latach 1918–1919. Zarys historyczny, Warszawa 1966, s. 586).

O prawicowym profilu ideowym szkoły pisze Wojciech Jaruzelski, jej uczeń z rocznika Gajcego: „ rodzice wybrali dla mnie warszawskie gimnazjum ojców marianów. Szkołę o tradycji endeckiej. Rzeczywiście w gimnazjum marianów na Bielanach pracowało wielu nauczycieli, którym była bliska filozofia Narodowej Demokracji Uczniowie nosili w klapie marynarki mieczyki Chrobrego, endecki symbol. W naszym gimnazjum tradycja Narodowej Demokracji nie była jednak oficjalnie głoszona. Oficjalnie, jak w każdej przedwojennej polskiej szkole, obowiązywał kult Marszałka Piłsudskiego” (M. Motas, Jaruzelski i przypadek w historii, http://www.konserwatyzm.pl/artykul/3678/jaruzelski-i-przypadek-w-historii, dostęp: 26.02.2016).

Świadectwa gimnazjalne dowodzą, że w latach 1936–1939 uzyskał następujące wyniki: sprawowanie – 5,5,5,5; religia – 5,5,5,4; język polski – 4,4,4,4; łacina – 4,4,4,4; język niemiecki – 4,5,5,4; fizyka z chemią – 4,3 (1938–1939); matematyka – 3,3,3,3; przyrodoznawstwo – 5,4 (1936, 1938); geografia i nauka o Polsce współczesnej – 5,4,3,4; historia – 4,3,3,3; roboty ręczne – 4,4,4,4; ćwiczenia cielesne – 4,5,4,4; ocena ogólna – 4,4 (1935–1936).

Taką wersję podaje m.in. Tauber-Ziółkowski , jednak nie potwierdził jej brat poety. Rzecz jest intrygująca, ponieważ szczegółowość i dokładność większości danych szkicu „Siwa młodość” (Portret Tadeusza Gajcego) świadczy, iż jego autor czerpał informacje od najbliższej rodziny, zapewne ojca i matki, żyjących jeszcze w okresie powstawania Portretów twórców „Sztuki i Narodu”.

Konspiracyjne imię Gajcego, podpisującego się na łamach „Sztuki i Narodu” pseudonimem „Karol Topornicki” (a także „Witold Orczyk”, „Roman Oścień”, „Constat”). W podziemiu nawet bliscy koledzy nie znali nieraz swoich prawdziwych nazwisk. Po wojnie, ze względów sentymentalnych, często używali nadal okupacyjnych pseudonimów w kontaktach prywatnych. Osobiste przywiązanie poety do swego pseudonimu akcentuje Natalia Bojarska: „ używał tego nowego nazwiska i imienia tak chętnie, że byli ludzie zwracający się do niego per »Karol«, czy »panie Karolu«, przekonani, że tak się rzeczywiście nazywa” .

T. Z. Zapert (Poeta z etykietką…, op. cit.) podaje, iż poeta zamieszkał w nim już w 1936 roku.

Potwierdza to Tadeusz Sołtan: „W jego stosunku do matki była nuta szczególnie silnego, głębokiego przywiązania. Szacunek łączył się tu ze szczerym, jednoczesnym pragnieniem okazania wszelkiej pomocy ” . Znacząca rola matki w poezji Gajcego każe Wiesławowi P. Szymańskiemu dokonywać porównań z liryką Słowackiego .

T. Z. Zapert, Poeta z etykietką…, op. cit.

W rzeczywistości sprowadzono je z rodzinnej wsi Choryń, gdzie zmarł w 1879 roku.

W drugiej klasie gimnazjum lektury zostały podzielone na dwa cykle: „Drzewiej – Rodem z puszczy” oraz „Krzyż i miecz” . Por. też: T. Tomasik, Homer na wojnie, czyli od psychologii męskości do etyki męskości (Gajcy), w: idem, Wojna – męskość – literatura, Słupsk 2013, s. 286.

Informację potwierdził Wojciech Jaruzelski: „Uczyłem się w jednej klasie z Tadeuszem Gajcym . Lubiłem Tadeusza, on mnie chyba też. Obaj byliśmy najlepsi w klasie z przedmiotów humanistycznych – z języka polskiego i historii” (M. Motas, Jaruzelski i przypadek…, op. cit.).

W zbiorze Pism Gajcego zostały one umieszczone w dwóch działach: Juwenilia oraz Varia. Wszystkie wiersze z tego okresu były przez poetę datowane.

T. Z. Zapert, Poeta z etykietą…, op. cit.

Zgodnie z zarządzeniem Heinricha Himmlera „dla polskiej ludności Wschodu nie mogą istnieć szkoły wyższe niż 4-klasowa szkoła ludowa. Celem takiej szkoły ma być wyłącznie proste liczenie, najwyżej do pięciuset, napisanie własnego nazwiska, wiedza, iż boskim przykazaniem jest być posłusznym Niemcom, uczciwym, pracowitym i rzetelnym. Czytania nie uważam za konieczne” .

Edmund Jankowski (1912–1991) – wybitny znawca literatury XIX w., zwłaszcza twórczości Elizy Orzeszkowej, po wojnie profesor Instytutu Badań Literackich PAN.

Ciekawie i kompetentnie o tych zagrożeniach, jak i o całym systemie podziemnej edukacji ojców marianów pisze Tauber-Ziółkowski .

T. Z. Zapert, Poeta z etykietą…, op. cit. Niestety cytowane wyżej opisy komplementów ze strony Sebyły, Bąka, Łobodowskiego i Czechowicza wydają mi się mało wiarygodne, ponieważ nieznane jest ich źródło (brak takich listów w korespondencji młodzieńca), a co gorzej, w okresie okupacji Gajcy mógł spotkać w Warszawie wyłącznie Bąka, gdyż we wrześniu 1939 r. Czechowicz zginął w Lublinie, Sebyła znalazł się w obozie w Starobielsku, Łobodowski zaś na Węgrzech. Z kolei przedwojenne wiersze Gajcego reprezentują poziom uczniowskich juweniliów, więc trudno sobie wyobrazić, by tak wybitni poeci mogli na nie zwrócić uwagę.

Legendarna „Tuśka”, za którą Tadeusz Borowski z pełną świadomością ryzyka poszedł do zastawionego przez Niemców „kotła”, trafiając w 1943 r. – podobnie jak ona – do Auschwitz; po wojnie jego żona.

W liczącym około czterystu stron zespole rękopiśmiennym, zachowanym w zbiorach Biblioteki Narodowej (sygn. Rps 10842 III, 10843 IV), odnajdujemy staranne zapiski Gajcego z wykładów, konspekty przeczytanych lektur z zakresu historii literatury, językoznawstwa, filozofii, edytorstwa i teorii literatury, a także referaty przygotowane na zajęcia podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego. Wszystkie te notatki cechuje niezwykła dbałość o precyzję zapisu oraz iście prymusowska przejrzystość.

Wspomnienie Wandy Leopold, zob. Z dziejów podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego. Wspominają: Tadeusz Kotarbiński, Henryk Hiż, Krystyna Dąbrowska, Jerzy Pelc, Julian Krzyżanowski, Wanda Leopold, Tadeusz Manteuffel, Jadwiga Karwasińska, Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Tadeusz Sołtan, Warszawa 1961, s. 157, 158. Zob. szczególnie wspomnienia Juliana Krzyżanowskiego, Wandy Leopold, Tadeusza Sołtana.

Ibidem, s. 166, 167.

Kiedy na zjeździe młodych literatów i naukowców w 1946 r. Wiktor Woroszylski zaprotestował przeciwko powierzaniu redakcji pism „wrogom politycznym”, mówiąc o ich faszystowskich koneksjach („składali hołd ideom najbardziej nienawistnym”), i przywołał nazwisko Trzebińskiego, „w tym momencie – piszą Anna Bikont i Joanna Szczęsna – na podium wyskakuje związany z »Pokoleniem« Tadeusz Borowski, który przyjaźnił się w czasie okupacji z Trzebińskim – poetą z narodowo-radykalnej grupy »Sztuka i Naród«, rozstrzelanym przez hitlerowców – i zaczyna krzyczeć: »Któż dał wam prawo sądzić, może się mylili, ale nie żyją, jak możecie czepiać się ludzi, którzy nie mogą wam odpowiedzieć«” . W wersji książkowej: „Kto dał wam prawo szydzić z ludzi, którzy nie mogą się bronić? – zawołał. – Może się mylili, może pisali niemądre wiersze, ale oni nie żyją!” (eaedem, Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu, Warszawa 2006, s. 63, 74).Źródła fotografii

Wszystkie fotografie nieujęte w poniższym spisie pochodzą z archiwum rodziny Gajcych.

s. 30, 37, 195: Wikimedia Commons

s. 36: A. Archicińska, Gdy myślę Paryż… Penser Paris, Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Francuskiej, Warszawa 2011

s. 47, 125, 136: Archiwum Hanny Etemadi

s. 54, 341: Narodowe Archiwum Cyfrowe

s. 84, 118, 212, 215, 216, 217, 223, 246, 248, 259, 521, 621: Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie

s. 96: Archiwum rodziny Bartelskich

s. 114: Archiwum rodziny Bartoszewskich

s. 106, 282, 397, 433, 471, 472: Biblioteka Narodowa

s. 118, 287: Archiwum Stanisława Beresia

s. 125: Archiwum Andrzeja Mularczyka

s. 187: J. Grużewski, S. Kopf, Dni powstania. Kronika fotograficzna walczącej Warszawy, Warszawa 1957

s. 209, 335: Muzeum Powstania Warszawskiego

s. 129, 231, 238, 239, 259, 261: Biblioteka Sejmowa

Dołożono wszelkich starań, by odszukać właścicieli praw autorskich zdjęć wykorzystanych w książce. W przypadku ewentualnych niejasności wydawca zapewnia, że prawa wszystkich właścicieli będą respektowane.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: