Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gdy ogień gaśnie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gdy ogień gaśnie - ebook

Ojciec John kontroluje wszystko i wszystkich.

Lubi zasady. Szczególnie tę o nie rozmawianiu z Obcymi. Zna Prawdę. Wie, co jest dobre, a co złe. Ojciec John wie, co nadchodzi…
Jednak Moonbeam zaczyna wątpić. Zaczyna widzieć kłamstwa, które kryją się w słowach Proroka.
A co, jeśli jedynym sposobem, by uwolnić się od ciemności, jest rozniecić ogień?

„Gdy ogień gaśnie” to przejmująca i ekscytująca historia o dążeniu do prawdy i poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania. To opowieść, od której nie sposób się oderwać, emocjonalny rollercoaster, który wiezie czytelnika przez różne stany – od bezradności, poprzez złość i smutek, aż po pełen nadziei spokój.

"Przerażająca, infekująca i piękna powieść. Szkoda, że mogłaby być prawdziwa. Na szczęście dowodzi, że każdy może zostać bohaterem. Nie bój się walczyć o siebie" - Katarzyna Bonda

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8073-800-3
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

...ODPŁYWAM...

...czuję się tak, jakby moją dłoń spowijał ogień. Otwieram oczy. Wszystko wokół jest białe, słychać pikanie, nade mną majaczy kształt bez twarzy. Próbuję krzyczeć, ale nic się nie dzieje. Tak bardzo się boję, że nie mogę myśleć. Potem oczy uciekają mi z orbit i...

...przygląda mi się mężczyzna. Jego twarz to same oczy nad białą maską. Pokazuje wielką igłę. Gapię się na nią tylko, nie mając odwagi drgnąć, a gdy wbija ją w moje ramię, nic nie czuję, bo potworny ból dłoni blokuje inne bodźce. Lekarze. Wiem, co to za jedni. Będąc dzieckiem, widziałam ich w telewizji, gdy jeszcze mogliśmy ją oglądać, ale nigdy dotąd na własne oczy. Prorok grzmi w mojej głowie, że lekarze to agenci RZĄDU, a każdy z nich jest sługą węża, jego głos odbija się w mojej czaszce, trzęsie mózgiem, aż kurczy mi się żołądek. Z przerażenia nie mogę oddychać, gdy lekarz przykleja mi plastrem do skóry wbitą w rękę igłę i podłącza do niej rurkę biegnącą od woreczka z mlecznobiałym płynem. Coś mówi, ale nie rozumiem. Płyn zaczyna pełznąć rurką w dół, do mojego ramienia, a ja nie mogę się poruszyć. Udaje mi się złożyć myśl ponad wyjącym między uszami głosem Ojca Johna – myśl o tym, co się ze mną stanie, gdy biały płyn znajdzie się we mnie i czy wciąż będę sobą, gdy znów się obudzę...

...lampy nade mną oślepiają, ból znacznie zelżał, a plastikowy worek na końcu rurki jest pusty. Mogę unieść głowę na tyle, by dostrzec wielką rękawicę bandaży owijających moją lewą dłoń. Lekarz staje czasem przy moim łóżku i przygląda mi się. Czasami słyszę odległe, podniesione głosy, a innym razem płaczę i nie mogę się uspokoić. Na przemian pocę się i marznę, i wszystko jest źle. Chcę wracać do domu, bo nawet tam byłoby mi lepiej niż tutaj.

Mężczyzna w kapeluszu i mundurze pyta mnie o imię, ale Ojciec John grzmi w mojej głowie, więc nie odpowiadam. Znowu pyta, ja znów nie odpowiadam, więc przewraca oczami i odchodzi...

...kobieta w mundurze każe komuś podnieść mnie na łóżku, czyjeś palce sięgają pode mnie, naciskają na skórę, ciągną po łóżku i podpierają plecy poduszką. Kobieta w mundurze mówi: „Od razu lepiej”, a ja prawie wybucham śmiechem, bo nic nie jest lepiej, ani trochę lepiej. „Czy wiesz, kto wzniecił pożar?” – pyta, a ja kręcę głową. „Kto rozdał broń?”. Kręcę głową. „Czy widziałaś Johna Parsona po rozpoczęciu strzelaniny?”. Kręcę głową. „Co zaszło w głównym budynku? Co tam robiłaś?”. Kręcę głową. Patrzy na mnie przeciągle, a gdy znów się odzywa, jej głos jest zimny. „Dziewczyno, zginęli ludzie. Wielu ludzi. Zacznij odpowiadać”. Pochyla się nade mną. Nie wiem, co zamierza, więc odwracam głowę. Przy jej pasku dostrzegam złotą odznakę z napisem Biuro Szeryfa Hrabstwa Layton. Serce mi zamiera i słyszę swój własny wrzask. Kobieta w mundurze odskakuje i wytrzeszcza oczy, zdziwiona. Słyszę kroki. Ktoś biegnie. Moje serce rusza, a ja rzucam się na łóżku i wrzeszczę wniebogłosy. Czyjeś dłonie obezwładniają moje ręce i nogi, lekarz opuszcza ku mnie kolejną igłę i...

...z ciemności wypływa mrowie twarzy moich Braci i Sióstr. Włosy ludzi, których znam od zawsze, stoją w płomieniach, skóra spływa im z czaszek, a ich krzyk niesie bezustannie te same dwa słowa: „TWOJA WINA TWOJA WINA TWOJA WINA TWOJA WINA TWOJA WINA”. Odwracam się od nich i próbuję uciekać, ale ziemia pod moimi stopami zmienia się w ruchome piaski. Tonę po kostki, a wtedy koniuszki czyichś palców omiatają moje ramiona i kark. Jestem przerażona, ale nie krzyczę, bo nie jestem w stanie otworzyć ust. Mogę tylko brodzić w atramentowej czerni, wlekąc się naprzód w poszukiwaniu drogi powrotnej...

...przy łóżku stoi mężczyzna w ciemnym garniturze. Pocę się, a moja dłoń naprawdę boli, jakby żądlił ją rój owadów. Umieram ze zmęczenia. Moje ciało wydaje się zrobione z betonu i ołowiu, a powieki są najcięższą rzeczą na świecie. Mężczyzna mówi, że mnie przenoszą, chcę spytać dokąd, ale Ojciec John grzmi w mojej głowie: „Nigdy, pod żadnym pozorem, nie rozmawiaj z Obcymi”, więc wydaję z siebie tylko rzężący szept. Mężczyzna mówi, że nie wie. Zbieram resztkę sił i pytam, kto ocalał z pożaru. Krzywi się i odchodzi...

...pędzel, który trzymam w ręce, ocieka chabrowoniebieską farbą. Wiem, że śnię, ale wszystko mi jedno, bo i tak nie chcę się obudzić. Stoję przed drewnianą ścianą i ją maluję. Słyszę odległy szum fal u podnóża klifów. Czuję dym unoszący się z komina i wiem, że gdy spojrzę w dół, zobaczę pod stopami zieloną trawę. Ale nie patrzę w dół. Maluję deskę, którą mam przed sobą, a potem następną. I następną...

...inny mężczyzna w takim samym ciemnym garniturze odczytuje listę imion z kartki. Słucham. Honey, Rainbow, Lucy i Jeremiah. Płaczę. Co za ulga! Mężczyzna uśmiecha się do mnie – to pierwszy uśmiech, jaki widzę, odkąd leżę w tym łóżku – i wraca do czytana, ale wkrótce kończy, więc ulga ustępuje smutkowi, a łzy nie przestają płynąć, bo lista jest bardzo, bardzo krótka...

...sufit przesuwa się nade mną, gdy dwóch lekarzy przetacza łóżko korytarzem do pustej metalowej skrzyni, która trzęsie się, grzechoce i przyprawia mnie o nudności. Próbuję sięgnąć ścian, ale jeden z lekarzy siłą przyciska mi ręce do łóżka i moją lewą dłoń przeszywa ból przeraźliwy jak skowyt. Krzyczę, więc lekarz rzuca: „Przepraszam”, ale oczy ma zimne, a usta ukryte pod maską. Słyszę „biiip”, czuję wstrząs i do skrzyni wpływa fala chłodnego powietrza. Znów mnie wiozą, widzę wąski skrawek nieba – tak niebieski jak ściana z mojego snu – a potem podnoszą mnie i wtaczają do kolejnej skrzyni z metalu, ale w tej pełno jest półek, skrzynek, buteleczek i urządzeń, których nie rozpoznaję. Z bliska, spode mnie, dochodzi charkot uruchamianego silnika. Brzmi trochę tak jak czerwony pick-up, którym jeździł Amos, ale ten jest znacznie głośniejszy i wściekły...

...kobieta o dobrej twarzy, w białym uniformie, pomaga mi wstać z łóżka, w którym leżę, odkąd się ocknęłam, i delikatnie opuszcza mnie na inne, w białym kwadratowym pokoju z jednym oknem osadzonym wysoko na ścianie. Każe nacisnąć pomarańczowy przycisk przy drzwiach, jeśli czegoś będzie mi trzeba. Mam ściśnięte gardło. Proszę, żeby nie wychodziła, na co ona przytula mnie, więc znów płaczę, a głos w tyle głowy wścieka się potężnie, bo od dzieciństwa tyle nie płakałam, ale nie umiem przestać. „Ćśśś, ćśś” – mówi kobieta o dobrej twarzy, głaszcząc moje włosy. „Już dobrze, wszystko się ułoży”, po czym łagodnie oswabadza się z mojego uścisku i uśmiecha. Wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi. Kładąc się na łóżku, słyszę ciężki szczęk metalowego zamka...

...odpływam...SIEDZĘ NA CIEMNOCZERWONEJ SOFIE. Nie mogę powstrzymać drżenia nóg, ręka naprawdę boli, a ja próbuję odsunąć od siebie strach, ale i tak się boję, bo nie wiem, co ze mną będzie.

Nie wiem nawet, gdzie jestem.

Ten pokój jest większy od mojego pokoju w Bazie, ale i tak dość mały. Ma jasnoszare ściany, ciemnoszarą wykładzinę na podłodze, ciemnoczerwoną sofę i szeroki stół z dwoma krzesłami wsuniętymi pod blat po przeciwnej stronie, przodem do mnie. Wszystko jest gładkie i czyste, na stole widzę jakąś maszynkę, a znad drzwi obserwuje mnie kamera. Kobieta o dobrej twarzy w białym uniformie, siostra Harrow, przyprowadziła mnie tu przed pięcioma minutami. Gdy popchnęła drzwi, dostrzegłam na nich napis: „Pokój Rozmów Indywidualnych NR 1”.

Zanim wyszła, spytała, czy czegoś potrzebuję. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Słyszę szczęk zamka i wstrzymuję oddech. Drzwi otwierają się i wchodzi jakiś mężczyzna. Jest niski, ma gęstą brodę, rzednące włosy i głębokie zmarszczki po obu stronach przyjaznych oczu. Nosi białą koszulę, krawat i skórzaną torbę na ramieniu. Odsuwa jedno z krzeseł, siada, wyciąga z torby stos notatników i przyborów do pisania i starannie układa je przed sobą na stole. Kiedy osiąga pożądany efekt, wciska przycisk w maszynce, czeka, aż zaświeci się zielona lampka, i uśmiecha się do mnie.

– Dzień dobry – mówi.

Nie odpowiadam.

Pamiętam, że wcześniej, gdy leżałam półprzytomna w łóżku, pytałam o coś mężczyznę w garniturze. Ale teraz myślę jaśniej, a niektóre sprawy tak głęboko wplotły się w tkaninę mojej tożsamości, że nie pamiętam czasu, kiedy ich tam nie było. Trudno mi obejść je rozumem, nawet teraz, gdy stało się to, co się stało.

„Nie rozmawiaj z Obcymi. Przenigdy!”

– Nazywam się doktor Robert Hernandez – kontynuuje. – Jestem Dyrektorem Oddziału Psychiatrii Szpitala Dziecięcego w Austin. Wiesz, kto to jest psychiatra dziecięcy?

Milczę.

– To specjalista od dobrego samopoczucia u dzieci. Zwłaszcza tych, które przeżyły traumę. Słucham ich i próbuję pomóc.

Głos Ojca Johna w mojej głowie wrzeszczy, że Obcy pragną tylko mojej krzywdy. Chcą mnie torturować i zabić.

– Rozumiem, że ta sytuacja budzi w tobie lęk – mówi doktor Hernandez. – Przeszłaś piekło i wiem, że strasznie cię boli. Ale, niezależnie od tego, co ci mówiono, nie jestem twoim wrogiem i przyrzekam, że nie chcę twojej krzywdy. Chcę pomóc. Ale żeby to było możliwe, musiałabyś mi zaufać. Na początku tylko troszeczkę. Myślisz, że możesz?

Wgapiam się w niego. Jego wyczekujący wzrok dowodzi, że nie ma pojęcia, o co mnie prosi.

– Zacznijmy od czegoś prostego – ciągnie. – Powiesz mi, jak masz na imię?

Nie odpowiadam. Wpatruję się w jego oczy.

– Okej. Nie ma sprawy. Zrobimy inaczej, dobrze? Zadam pytanie, a ty kiwniesz albo pokręcisz głową. Nie musisz nic mówić.

Ani drgnę. Staram się nawet nie mrugać.

Jego uśmiech odrobinę blednie.

– Nie? – pyta. – Nie chcesz spróbować?

Mrugam, ale wyłącznie dlatego, że zaczynają boleć mnie oczy.

Doktor kiwa głową i bazgrze coś w jednym z notesów. Widzę, jak skrobie długopisem po kartce. Chcę wiedzieć, co o mnie pisze, ale przecież nie mogę go o to zapytać.

– Ok – mówi, odkładając długopis. – Nie chcę na ciebie naciskać, to naprawdę ostatnia rzecz, na jakiej mi zależy. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak bardzo przerasta cię ta cała sytuacja. Najlepiej, żebyś teraz wróciła do swojego pokoju, a jutro spróbujemy jeszcze raz. Nie musisz ze mną rozmawiać, zapewniam cię, że ani ja, ani nikt inny nie będzie cię do tego zmuszać. Ale gdybym nie wierzył, że rozmowa ci pomoże, toby mnie tu nie było.

Opieram się pokusie, by przytaknąć, bo Ojciec John wrzeszczy we mnie, że jestem Heretyczką i zawsze miał mnie za Fałszywą.

Doktor Hernandez znów kiwa głową, uśmiecha się szeroko i zaczyna chować notesy i przybory do skórzanej torby.

– No, dobrze – mówi. – Odpocznij. Zobaczymy się jutro.

***

SIOSTRA HARROW odprowadza mnie do pokoju. Milczę, idąc szarymi korytarzami, ale ona i tak obdarza mnie uśmiechem, nim zamknie drzwi i obróci klucz w zamku.

Rozglądam się po pokoju, który – jak sądzę – będzie teraz moim domem. Nie jest ani wielki, ani mały, w Bazie było wiele mniejszych, tylko ten ma umywalkę, toaletę i biurko z krzesłem.

Ale drzwi rygluje się od zewnątrz, tak samo jak tam.

Gdy siostra Harrow przyprowadziła mnie tutaj poprzedniego wieczoru, znalazłam na biurku stos ubrań, a obok niego grubą ryzę papieru, ołówki, długopisy i kredki. Spodnie, bielizna, skarpetki, T-shirty, bluzy i sportowe buty są szare. Większość wciąż spowija plastik, wszystkie opatrzone są metkami z ceną. Część z tych rzeczy mam na sobie.

Chyba nigdy wcześniej nie nosiłam całkiem nowych ubrań.

Nad drzwiami wisi świecący, cyfrowy zegar. Pokazuje 10:17. Siostra Harrow powiedziała, że codziennie o dziewiątej będzie przynosić śniadanie, a o 12:30 obiad, ale nie wiem, co mam robić między posiłkami.

Kładę się na łóżku i przez jakiś czas gapię się na sufit, potem wstaję i chodzę tam i z powrotem, aż nogi zaczynają mnie boleć, a dłoń – płonąć pod bandażami, więc siadam przy biurku.

Po Czystce zakazano w Bazie wszystkich książek poza Biblią. Nie było też prawie wcale papieru ani ołówków, ale ja miałam gładki szkicownik, który Ojciec Patrick podarował mi, gdy byłam mała. Centurioni musieli wiedzieć o jego istnieniu, bo go nie chowałam, a jednak mi go nie zabrali. Wielokrotnie zapełniałam wszystkie strony rysunkami, aż papier w całości pokrył się rowkami po ścieranym w nieskończoność ołówku.

Biorę kartkę z ryzy i przesuwam palcami po powierzchni. Jest gładka, bo nigdy jej nie używano. Jest całkiem nowa.

Nie ma historii.

Wpatruję się w białą ścianę przede mną, aż opuszczają mnie wszelkie myśli. Wtedy biorę ołówek z plastikowego słoja i zaczynam rysować.

Od dawna to, co pojawia się na kartce, wydaje się poza moją kontrolą. Mogę chcieć narysować psa, statek kosmiczny albo bezludną wyspę, ale zawsze w końcu pojawia się to samo. Ołówek w moich palcach ożywa, jak gdyby znał moje prawdziwe intencje lepiej niż ja sama. Wiem mniej więcej, co robią psychiatrzy. Dowiedziałam się tego z telewizji i książek, kiedy jeszcze nie były zakazane, ale nie przyznałam się do tego doktorowi Hernandezowi, gdy o to spytał. Powiedziałby zapewne, że moje rysunki są projekcją podświadomości i prawdopodobnie miałby rację, ale i tak nigdy mu ich nie pokażę, więc to bez znaczenia.

Szkicuję pierwsze linie i – prawie natychmiast – znany mi obrazek zaczyna płynąć z głowy na papier. Zamieniam ołówek na kolorowe kredki i oddaję się monotonii powtarzalnych ruchów. Ręka działa automatycznie, a poplątane strzępy wspomnień płyną przez głowę...

...rysuję tatę, choć wiem, że tak naprawdę to nie on, a tylko jakaś jego wersja, którą mój mózg ożywił ze starej fotografii. Uśmiecha się do mnie. Ciekawe, czy naprawdę taki był, kiedy się uśmiechał. Ludzie, którzy się poruszają, wyglądają inaczej niż ci zastygli w ramkach...

...ogień bucha z okien Kaplicy i pędzi po pustyni jak dzikie zwierzę w pogoni za ofiarą, trzaskając z drapieżną rozkoszą...

...wyraz twarzy Honey, gdy sprzeciwiła się Ojcu Johnowi, rzucając mu Herezję prosto w twarz...

...moja mama, gdy widziałam ją po raz ostatni. Siedzi na skrzyni czerwonego pick-upa i wpatruje się we mnie, ściskając worek z całym swoim dobytkiem...

...Nate pochyla się nade mną w ciemności. Ma szeroko otwarte oczy, głos pełen obawy i ręce pełne zakazanych przedmiotów...

...zaryglowane drzwi w piwnicy Wielkiego Domu...

...Ojciec John, gdy jego przepowiednie wreszcie się spełniły, a Słudzy Węża stoją u naszych bram. We wspomnieniu jego twarzy szukam pewności, stanowiącej fundament Legionu, która długo przekonywała moich Braci i Siostry – a mnie samą najdłużej – że Pan nas ochroni i ześle chwalebne zwycięstwo, ale niczego nie znajduję...

...wnętrzności Alice wypływają...

...toczący się ku mnie czołg...

...tak wiele krwi...

...oto cały mój świat, na chwilę zanim się skończył...

Mam ciarki na plecach, a potem już cała drżę. Spoglądam w dół, na papier, i widzę rysunek. Zawsze ten sam.

Większość kartki wypełnia woda – blady błękit upstrzony bielą. Nie wiem, co to – jezioro, ocean, rzeka czy jeszcze coś innego, bo największym zbiornikiem, jaki widziałam, była fontanna na rynku w Layfield. A więc nie wiem, co to za woda, ale nie rysuję jej z pamięci.

Poszarpane brązowe klify wznoszą się nad falami ku płaskowyżowi pokrytemu bujną, zieloną trawą, tak odmienną od spieczonego, pomarańczowego pyłu pustyni. Z dala od krawędzi urwiska stoi domek o bladobłękitnych ścianach, białym dachu z kominem i z delikatną smużką szarego dymu płynącą spiralnie w niebo w kolorze niemal identycznym jak woda.

Obok domku stoją dwie malutkie postacie. Składają się z ledwie kilku kresek, a jednak dobrze wiem, kim są.

Jedną jestem ja.

Druga to moja mama.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: