Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gdy słowa zawodzą - ebook

Seria:
Data wydania:
27 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gdy słowa zawodzą - ebook

David nie potrafi rozmawiać z rówieśnikami. Kit zapomniała, jak to się robi.

Gdy śliczna i popularna Kit Lowell zaprzyjaźnia się z chorym na zespół Aspergera Davidem Druckerem, wszyscy są zszokowani – a najbardziej David i Kit. Tych dwoje – wydawałoby się niemających ze sobą nic wspólnego – świetnie się rozumie! Kit zmaga się z życiową tragedią – jej ojciec zginął w niejasnych okolicznościach. David angażuje się w prywatne śledztwo, ale żadne z nich nie jest w stanie przewidzieć, jak ono się skończy...

Urocza, zabawna i zarazem wzruszająca do głębi.

Nicola Yoon, autorka bestsellerów Ponad wszystko oraz Słońce też jest gwiazdą

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5806-2
Rozmiar pliku: 836 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

R O Z D Z I A Ł P I E R W S Z Y

Wydarzenie bez precedensu: Kit Lowell usiadła obok mnie w stołówce. Zawsze siedzę sam, a kiedy mówię z a w s z e, to nie jest wyolbrzymione sformułowanie stosowane powszechnie przez moich rówieśników. W ciągu 622 dni mojej nauki w tej szkole średniej ani jedna osoba nie zajęła miejsca obok mnie podczas obiadu, co chyba usprawiedliwia dobór słowa „wydarzenie” na określenie tego, że Kit usiadła tak blisko, iż niemal muska mnie łokciem. Od razu mam ochotę otworzyć notes i sprawdzić, co napisałem na jej temat. Pod K jak „Kit”, a nie L jak „Lowell”, bo chociaż jestem niezły, jeśli chodzi o fakty i wiedzę naukową, nie mam zupełnie głowy do imion ani do nazwisk. Z jednej strony dlatego, że imiona to przypadkowe słowa całkowicie pozbawione kontekstu, a z drugiej, ponieważ rzadko pasują do osób, które je noszą. Jeśli się nad tym zastanowić, to całkiem zrozumiałe. Rodzice nadają dziecku imię, kiedy nie mają jeszcze żadnych informacji na temat tego, jakie będzie. Kompletnie nielogiczna praktyka.

Weźmy na przykład Kit. To nie jest jej prawdziwe imię, w rzeczywistości brzmi ono „Katherine”, ale nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek zwracał się do niej w ten sposób, nawet w szkole podstawowej. Kit nie wygląda wcale na Kit, to określenie pasuje bowiem do sztywnej, kanciastej osoby, łatwej do zrozumienia dzięki zestawowi prostych instrukcji^(). Dziewczyna, która siedzi obok mnie, powinna mieć w imieniu literę Z, ponieważ jest zagmatwana i zygzakowata, w dodatku pojawia się w zaskakujących miejscach – na przykład przy moim stoliku w stołówce. I jeszcze cyfrę osiem, ze względu na kształt klepsydry. Oraz literę S, bo to moja ulubiona. Lubię Kit, nigdy nie była wobec mnie niemiła, niestety nie mogę tego samego powiedzieć o większości osób z klasy. Szkoda, że rodzice dali jej niewłaściwe imię.

Ja jestem David, i to też nieodpowiednie imię, ponieważ na świecie jest mnóstwo Davidów – kiedy sprawdzałem ostatnio, w samych Stanach było ich 3 786 417. Dlatego właśnie wszyscy zakładają, że będę taki jak inni ludzie. A przynajmniej względnie neurotypowy, co jest naukowym, mniej tendencyjnym określeniem normalności. Niestety, tak nie jest. W szkole nikt nie woła na mnie po imieniu, z rzadka ktoś nazwie mnie debilem albo homo, choć to niezgodne z prawdą. Mój iloraz inteligencji wynosi 168 i czuję pociąg do dziewczyn, a nie do chłopaków. Poza tym „homo” to negatywny termin oznaczający geja, a nawet jeśli moi koledzy z klasy mylą się co do mojej orientacji seksualnej, nie powinni używać takich słów. W domu mama mówi do mnie „synu” – nie mam z tym problemu, bo to prawda – tata natomiast zwraca się per „Davidzie”, a to trochę jak noszenie drapiącego swetra ze zbyt ciasnym golfem. Z kolei moja siostra nazywa mnie Małym D. i z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu to idealne rozwiązanie, chociaż wcale nie jestem mały. Mam metr osiemdziesiąt osiem wzrostu i ważę siedemdziesiąt pięć kilogramów. Moja siostra ma metr sześćdziesiąt i waży czterdzieści osiem kilo. Powinienem nazywać ją Małą L., od Lauren, ale mówię na nią Miney^() – zacząłem jako dziecko, bo zawsze miałem wrażenie, że tylko ona na tym całym chaotycznym świecie należy do mnie.

Miney wyjechała na studia, a ja bardzo za nią tęsknię. To moja najlepsza przyjaciółka – a technicznie rzecz biorąc, jedyna – ale mam przeczucie, że nawet gdybym cieszył się wieloma przyjaciółmi, ona i tak byłaby najważniejsza. Jak dotąd jest jedyną osobą, która pomogła mi w tym, żeby bycie mną stało się odrobinę łatwiejsze.

W tym momencie już się zapewne domyślacie, że jestem inny. Ludzie zwykle bardzo szybko sobie to uświadamiają. Jeden z lekarzy uznał, że mogę być granicznym przypadkiem zespołu Aspergera, co jest głupotą, ponieważ nie istnieje coś takiego jak graniczny przypadek zespołu Aspergera, gdyż taka opcja została usunięta w 2013 roku z DSM-5 (kolejna edycja Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders). Teraz osoby z takimi cechami są uważane za dotknięte autyzmem wysokofunkcjonującym, co też wprowadza w błąd. Autyzm to zaburzenie wielowymiarowe, a nie liniowe. Tamten lekarz ewidentnie był idiotą.

Z ciekawości przeprowadziłem własny wywiad w tym zakresie (kupiłem używany DSM-4 na eBayu, piątka była zbyt droga) i chociaż brakuje mi odpowiedniego wykształcenia medycznego, żeby dokonać pełnej oceny diagnostycznej, nie sądzę, by ta etykieta do mnie pasowała.

Owszem, bywa, że w różnych sytuacjach społecznych wpadam w tarapaty. Lubię porządek i rutynę. Kiedy coś mnie zainteresuje, potrafię się tak na tym skupić, że ignoruję wszystkie inne sprawy. I zgadza się, jestem niezdarny. Ale jeśli muszę, nawiązuję kontakt wzrokowy. Nie cofam się przed dotykiem. Rozpoznaję większość idiomów, chociaż dla pewności zapisuję je sobie w notesie. Wydaje mi się, że jestem empatyczny, chociaż nie mam pojęcia, czy to prawda.

Zresztą nie wiem, czy to w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie, czy jestem dotknięty zespołem Aspergera, skoro to schorzenie już nie istnieje. To tylko jedna z wielu etykiet. Weźmy na przykład słowo „osiłek”. Gdyby wystarczająca liczba psychiatrów wykazała się dobrą wolą, mogliby dodać je do DSM i zdiagnozować wszystkich chłopaków z naszej szkolnej drużyny futbolowej. Cechy charakterystyczne obejmują co najmniej jedno z trzech: 1) świetna forma fizyczna, zwłaszcza połączona ze strojem z lycry; 2) nienaturalna łatwość, z jaką przychodzi im przywiązywanie sobie twardego pojemnika wokół penisa; 3) bycie dupkiem. Nieistotne, czy nazwiecie mnie Aspie, dziwolągiem, czy nawet debilem. Naprawdę chciałbym być taki jak inni. Niekoniecznie jak osiłki, bo wolałbym nie być gościem, który prześladuje takich jak ja. Ale gdybym miał szansę skorzystać z cudownej aktualizacji – z Davida 1.0 do Davida w wersji 2.0, która wie, co należy mówić w codziennych sytuacjach – zrobiłbym to bez wahania.

Może rodzice nadają dzieciom imiona na zasadzie pobożnego życzenia. Jak człowiek, który idzie do restauracji, zamawia krwisty stek i chociaż nie istnieje żadna uniwersalnie przyjęta definicja słowa „krwisty”, spodziewa się otrzymać dokładnie to, na co ma ochotę.

Moi rodzice zamówili Davida. Zamiast tego dostali mnie.

W moim notesie:

KIT LOWELL: Wzrost: 162 cm. Waga: około 57 kg. Falowane brązowe włosy, w dni klasówek, deszczu i w większość poniedziałków nosi je ściągnięte w kitkę. Skóra lekko brązowa, ponieważ jej tata – dentysta – jest biały, a mama to Hinduska. Ranking klasowy: 14. Zajęcia: szkolna gazeta, kółko hiszpańskiego, klub organizatorów szkolnych wydarzeń.

Istotne kontakty

1. Trzecia klasa podstawówki: Powstrzymała Justina Cho, gdy chciał mi naciągnąć majtki wysoko aż na plecy.

2. Szósta klasa podstawówki: Zrobiła dla mnie kartkę walentynkową. (Uwaga: K.L. przygotowała kartki dla wszystkich chłopców, nie tylko dla mnie. Ale i tak było to miłe. Nie licząc brokatu, który jest nie do opanowania i ma właściwości klejące, a je nie lubię rzeczy, które się kleją i nad którymi nie można zapanować).

3. Druga klasa gimnazjum: Po sprawdzianie z matematyki zapytała, co dostałem. Odparłem, że sto procent, na co powiedziała: „Wow, chyba się dobrze przygotowałeś”. Odpowiedziałem: „Nie. Równania kwadratowe są proste”. Odparła: „Eeee. Aha”. (Kiedy później powtórzyłem naszą rozmowę Miney, stwierdziła, że trzeba było jej powiedzieć, że się dużo uczyłem, nawet gdyby to miało być kłamstwo. Ale ja nie jestem dobrym kłamcą).

4. Druga klasa liceum: Kit się do mnie uśmiechnęła, kiedy tylko nasze dwa nazwiska zostały ogłoszone przez megafon, zdobyliśmy bowiem stypendium naukowe. Już miałem powiedzieć: „Gratuluję”, kiedy Justin Cho rzucił: „Cholera, dziewczyno!” i ją wyściskał. A potem ona już na mnie więcej nie spojrzała.

Najważniejsze cechy

1. W zimne dni naciąga na dłonie rękawy, zamiast włożyć rękawiczki.

2. Jej włosy nie są lokowane, ale też nie proste. Zwisają w postaci powtarzających się przecinków, raz skierowanych w jedną stronę, raz w drugą.

3. Jest najładniejszą dziewczyną w szkole.

4. Na wszystkich krzesłach siada „na kokardkę”, nawet na bardzo wąskich.

5. Przy lewej brwi ma ledwo widoczną bliznę, która wygląda niemal jak litera Z. Zapytałem kiedyś Miney, czy uważa, że mógłbym jej dotknąć, bo jestem ciekaw, jaka jest pod palcami. Odparła: „Sorry, Mały D. Moja magiczna kula numer osiem mówi, że marne szanse”.

6. Jeździ czerwoną toyotą corollą o numerze rejestracyjnym XHD893.

Przyjaciele

Przyjaźni się praktycznie ze wszystkimi, ale najczęściej trzyma się z Annie, Violet i Dylan (dziewczyną Dylan, nie Dylanem chłopakiem). Do cech charakterystycznych tej grupy, z wyłączeniem Kit, należą wyprostowane włosy, niewielki trądzik i piersi większe od przeciętnych. Przez pięć dni w ubiegłym roku szkolnym Kit chodziła za rękę z Gabrielem, od czasu do czasu przystawali, by się pocałować, ale już tego nie robią. Nie lubię Gabriela.

Dodatkowe uwagi: Jest miła. Miney wpisuje ją na listę osób godnych zaufania. Popieram.

Oczywiście nie otwieram notesu w obecności Kit. Nawet ja zdaję sobie sprawę, że to idiotyczny pomysł. Ale dotykam jego grzbietu, bliskość notesu koi mój niepokój. Pisanie było pomysłem mojej siostry. Jeszcze w gimnazjum, po incydencie w szatni, nieistotnym z punktu widzenia tej opowieści, Miney uznała, że jestem zbyt ufny. Najwyraźniej w przeciwieństwie do mnie większość osób nie zawsze mówi prawdę. Wystarczy wspomnieć ten pomysł z kłamstwem odnośnie do sprawdzianu z matematyki, o którym wcześniej wspominałem. Dlaczego miałbym kłamać, że się uczyłem? To idiotyzm. Równania kwadratowe są proste, taka jest prawda.

– A więc twój tata nie żyje – mówię, ponieważ to pierwsze, co przychodzi mi do głowy, gdy Kit siada obok. Dla mnie to nowa informacja, której jeszcze nie wpisałem do notatnika, ponieważ dopiero się o tym dowiedziałem. Zwykle o wszystkim w klasie dowiaduję się jako ostatni. Jeśli w ogóle. Ale dzisiaj rano Annie i Violet rozmawiały o Kit przy szafce Violet, która to szafka – tak się składa – znajduje się nad moją. Jak stwierdziła Annie, „Kit jest zupełnie rozwalona od tej historii z tatą”. Zwykle nie podsłuchuję innych w szkole – większość z tego, co mówią, to nudy, brzmiące jak muzyka w tle, coś ostrego, łomoczącego, jak heavy metal – ale z jakiejś przyczyny to zdanie się przebiło przez mój pancerz. Potem zaczęły rozmawiać o pogrzebie, o tym, że to dziwne, bo one płakały bardziej niż Kit. I że to niezdrowe tak dusić w sobie uczucia, co było idiotycznym sformułowaniem, gdyż uczucia nie mają masy, a one nie są lekarkami.

Chętnie wybrałbym się na pogrzeb taty Kit, chociażby dlatego, że znajdował się na mojej liście miłych osób, a rozumiem, że jeśli ktoś z tej listy umiera, należy iść na jego pogrzeb. Tata Kit, pan Lowell, jest – to znaczy był – moim dentystą i nigdy nie narzekał, że moje wygłuszające słuchawki przeszkadzają mu w borowaniu. Po plombowaniu zawsze wręczał mi czerwony lizak, co trochę mija się z celem, ale jest bardzo miłe.

Spoglądam na Kit. Nie wygląda na rozwaloną, co więcej, sprawia wrażenie o wiele bardziej poukładanej niż zwykle. Ma na sobie męską koszulę, chyba świeżo wyprasowaną. Jej policzki są różowe, oczy nieco wilgotne, a ja muszę odwrócić głowę, bo jest tak oszałamiająco piękna, że nie da się na nią długo patrzeć.

– Szkoda, że nikt mi o tym nie powiedział, poszedłbym na pogrzeb – ciągnę. – Dawał mi lizaki.

Kit patrzy przed siebie, ale milczy. Uznaję, że to zgoda na to, bym mówił dalej.

– Nie wierzę w istnienie nieba. W tym akurat zgadzam się z Richardem Dawkinsem. Myślę, że ludzie wmawiają sobie, że istnieje, ponieważ ostateczność śmierci mniej ich wtedy przeraża. A już zupełnie nieprawdopodobne są powtarzające się motywy aniołków i białych obłoków. Wierzysz w niebo? – pytam. Kit nadgryza kanapkę, ale nie odwraca głowy. – Przypuszczam, że nie, ponieważ jesteś bardzo inteligentną osobą.

– Nie obraź się, ale nie miałbyś nic przeciwko, gdybyśmy nie rozmawiali? – pyta.

Jestem pewien, że nie oczekuje odpowiedzi, ale i tak jej udzielam. Miney umieściła hasło „nie obraź się, ale...” na liście rzeczy, na które należy uważać. Podobno nigdy nic dobrego po nim nie następuje.

– Nawet wolałbym – mówię. – Ale powiem jeszcze tylko jedno: twój tata nie powinien był umrzeć. To bardzo niesprawiedliwe.

Kit kiwa głową, a wtedy podrygują przecinki jej włosów.

– Tak – odpowiada.

Kończymy jedzenie kanapek – moje są z masłem orzechowym i dżemem, ponieważ to poniedziałek – w milczeniu.

Myślę, że to dobra cisza.

R O Z D Z I A Ł D R U G I

Nie wiem, dlaczego nie siadam w stołówce z Annie i Violet. Czuję na sobie ich wzrok, gdy mijam nasz zwyczajowy stolik znajdujący się z przodu – w idealnym miejscu, z którego widać w s z y s t k i c h. Zawsze tam siadałam. Zawsze. Od czasów gimnazjum jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, więc wymijając je bez choćby pomachania ręką, wygłaszam stanowczy komunikat. Ale kiedy weszłam i zobaczyłam, jak rozmawiają, śmieją się i są takie zupełnie normalne, jakby nic się nie zmieniło – i owszem, zdaję sobie sprawę, że dla nich faktycznie nic się nie zmieniło, że ich rodziny są takie same, a tylko moje życie wywróciło się do góry nogami – od razu zrozumiałam, że nie dam rady. Nie dałabym rady usiąść, wyjąć swojej kanapki z indykiem i zachowywać się tak, jakbym była starą, dobrą Kit. Kit, która z pewnością zażartowałaby sobie ze swojej koszuli. Włożyłam ją, żeby uczcić pamięć taty, z idiotyczną nadzieją, że w ten sposób się do niego zbliżę, chociaż w rzeczywistości czuję się jak wyrzutek społeczny i jestem jeszcze bardziej zdezorientowana tym wszystkim niż wcześniej. Ta koszula przypomina o tym, czego nie muszę sobie przypominać. Nigdy nie zapomnę ani sekundy z tego, co się zdarzyło.

Czuję się głupio. Czy to możliwe, że żałoba robi z człowiekiem coś takiego? Jakbym chodziła po szkole w hełmie astronauty. To otępienie, nieprzepuszczalne jak hartowane szkło. Nikt nie rozumie, przez co przechodzę. Zresztą jak mieliby to rozumieć, skoro ja sama nie potrafię?

Miałam wrażenie, że bezpieczniej będzie usiąść z tyłu, z dala od koleżanek, które już zajęły się innymi ważnymi sprawami, jak na przykład tym, czy uda Violet wydają się grube w jej nowych dżinsach o podwyższonym stanie; z dala od wszystkich osób, które w ciągu ostatnich dwóch tygodni zaczepiały mnie na korytarzu z fałszywie zatroskaną miną i mówiły: „Kit, tak bardzo mi przykro z powodu twojego taaaaaaty”. Wszyscy przeciągają sylabę „ta”, jakby się bali wyjść poza to jedno zdanie, jakby spodziewali się nieuchronnej katastrofy w rozmowie. Moja mama uważa, że nie powinniśmy za wszelką cenę pomagać innym czuć się dobrze. W końcu to nasza tragedia, a nie ich, co powiedziała mi na cmentarzu. Tylko że jej sposób polega na płaczu i rzucaniu się w objęcia współczujących nieznajomych, a to nie moja bajka. Ja swojego sposobu jeszcze nie znalazłam.

A właściwie zaczyna do mnie docierać, że żaden sposób nie istnieje.

Oczywiście nie będę płakać, to zbyt proste i zbyt lekceważące. Płakałam nad złymi stopniami, nad szlabanem w domu, a raz nawet – co przyznaję ze wstydem – nad nieudaną fryzurą. (Na swoją obronę mogę powiedzieć, że ta grzywka odrastała przez trzy koszmarnie długie i okropne lata). To, co się wydarzyło, jest za wielkie na głupie dziewczyńskie łzy, za wielkie na wszystko.

Płacz byłby luksusem.

Uznaję, że najlepiej będzie usiąść obok Davida Druckera, ponieważ to tak cichy chłopak, że łatwo można zapomnieć o jego obecności. Jest dziwaczny – zawsze siedzi ze swoim zeszytem i tworzy skomplikowane rysunki, a kiedy z kimś rozmawia, co zdarza się bardzo rzadko, patrzy na usta, jakby człowiek miał coś w zębach. Nie zrozumcie mnie źle: przez większość czasu czuję się niezręcznie i paskudnie, ale nauczyłam się udawać, David natomiast całkowicie zrezygnował z podejmowania jakichkolwiek prób upodobnienia się do reszty.

Nigdy nie widziałam go na żadnej imprezie, na meczu ani nawet na żadnych zajęciach pozalekcyjnych, które teoretycznie mogłyby mu się podobać, na przykład na kółku matematycznym czy zajęciach z kodowania. Do waszej wiadomości – jestem ogromną miłośniczką wszelkich zajęć pozalekcyjnych, ponieważ uczestnictwo w nich będzie się dobrze prezentowało w podaniu na studia, ale raczej wybieram te bardziej humanistyczne, a więc nieco mniej zakręcone. Chociaż prawda wygląda tak, że i ja jestem nerdem.

Kto wie? Może David ma jakiś plan, gdy się tak od nas odwraca. To wcale nie jest najgorsza strategia przetrwania szkoły średniej. Trzeba przychodzić codziennie na lekcje, odrabiać zadania domowe, nosić potężne wygłuszające słuchawki – i po prostu przeczekać, aż liceum dobiegnie końca.

Być może bywam trochę nieporadna, trochę za bardzo zdesperowana w swoim pragnieniu bycia lubianą – ale do czasu tej historii z tatą nigdy nie byłam cicha. Dziwnie jest siedzieć przy stoliku tylko z jedną osobą i marzyć o zagłuszeniu wszystkich dźwięków. To zupełne przeciwieństwo mojej poprzedniej strategii przetrwania w szkole, polegającej na skakaniu na głęboką wodę.

Co zadziwiające, David ma starszą siostrę, Lauren, która w ubiegłym roku skończyła naszą szkołę i była najbardziej lubianą uczennicą w całym liceum. Stanowiła całkowite przeciwieństwo swojego brata, była przewodniczącą klasy i królową balu maturalnego. (Jakimś cudem udało jej się sprawić, że ten banalny tytuł wydawał się świetny). Chodziła z Peterem Malvernem, którego wielbiły z oddali wszystkie dziewczyny, łącznie ze mną – ponieważ grał na gitarze i miał zarost na twarzy, co jest ewenementem wśród naszych rówieśników. Lauren Drucker stanowi żywą legendę – inteligentna, śliczna i luzacka – gdybym mogła przyjść na świat ponownie i zacząć to wszystko od zera, wybrałabym jej skórę, chociaż nigdy się nie poznałyśmy. Ona na pewno wyglądałaby w grzywce zajebiście.

Wiem, że gdyby nie Lauren i jej niewypowiedziana wprost groźba, iż zniszczy wszystkich, którzy się będą wyśmiewać z Davida, chłopak zostałby zjedzony żywcem. Zamiast tego dali mu spokój. Zostawili go samego – dosłownie, bo on jest z a w s z e sam.

Mam nadzieję, że wykręcając się od rozmowy z Davidem, nie byłam niegrzeczna. Na szczęście on się chyba nie obraził. Może i jest dziwny, ale świat wydaje się wystarczająco podły, więc nie musimy dodatkowo być podli wobec siebie. A poza tym miał rację z tym niebem – nie żebym pragnęła rozmawiać z Davidem Druckerem o tym, co się stało mojemu tacie. To chyba ostatni temat na świecie, jaki chciałabym poruszyć, nie licząc może rozmiaru ud Violet – ponieważ k o g o o b c h o d z ą j e j c h o l e r n e d ż i n s y? – ale akurat się z nim zgadzam. Niebo jest jak Święty Mikołaj – to opowiastka mająca na celu zwodzenie naiwnych dzieci. Na pogrzebie cztery osoby, niezależnie od siebie, miały tupet, żeby mi powiedzieć, iż tata jest teraz w l e p s z y m m i e j s c u. Jak gdyby znalezienie się w dziurze w ziemi przypominało wakacje na Karaibach. Jeszcze gorsi byli koledzy taty z pracy, którzy śmieli oznajmić, że tata b y ł z a d o b r y n a t e n ś w i a t. Gdy się nad tym zastanowić choć przez chwilę, widać, że to nie ma sensu. Czyżby tylko źli ludzie mieli prawo do życia? To dlatego ja tu jeszcze jestem?

Mój tata był najlepszym człowiekiem, jakiego znałam, ale nie, wcale nie był „za dobry” na ten świat i wcale nie trafił do „lepszego miejsca”. A już na pewno nie wierzę, że „nic nie dzieje się bez przyczyny”, że to „boski plan” albo że „nadeszła jego pora na odejście” – jakby miał umówione spotkanie, którego nie mógł opuścić.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: