Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Historia nieznana na Archipelagu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2019
Ebook
10,10 zł
Audiobook
10,10 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historia nieznana na Archipelagu - ebook

Młody kapłan kultu Re obejmuje posadę w rodzinnej osadzie rolniczej. W trakcie uroczystości przejęcia pieczy nad świątynią okazuje się, że nie będzie mu dane w spokoju dożyć tam kresu swych dni — zostaje wybrany przez bóstwo do odbycia świętej pielgrzymki, która do tej pory oprócz oczywistych zaszczytów oznaczała rozstanie z Archipelagiem i najprawdopodobniej śmierć. Mimo to z czasem kapłan zaczyna postrzegać pielgrzymkę jako unikalną szansę na odkrycie świata poza Archipelagiem…

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8126-067-1
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Tak, znalazłem się tutaj, gdzie zawsze chciałem być. Stary kapłan wreszcie wyzionął ducha, a ja zajmuję jego miejsce. Tłum głupców wiwatuje wokół zgodnie z tradycją. Patrzą na mnie z zawiścią, ale i z podziwem. Pierwszy raz w jakże długiej historii osady rolniczej kapłanem Re zostaje tubylec. Wiele mnie to kosztowało, aby nie zajmować się uprawą, będąc jedynie częścią mało ważnego fragmentu mrowiska dostarczającego żywność dla całej reszty. Większość ludzi tutaj pragnie jedynie odziedziczyć posadę po rodzicach. Dziewczyny chcą pracować przy spichlerzach lub w porcie przy przeładunku już posortowanego ziarna, a chłopcy pragną tak jak ich ojcowie ciężko pracować w polu. Gdy raz na jakiś czas zdarza się komuś wykazywać większą inteligencję w swoim pokoleniu, rodzina z dumą posyła go na najważniejszą wyspę Archipelagu, aby szkolił się tam na kontrolera roli. Gdy wraca po dłuższym okresie nauk i zajmuje jakże zaszczytne, kierownicze stanowisko, rodzina pęka z dumy. Bycie przełożonym rolników to w zasadzie najwyższa pozycja, jaką realnie można uzyskać na naszej wyspie. Jest ona największą z czterech wysp imperium, a jednak jedyne, co można o niej powiedzieć, to „spichlerz Archipelagu”. Całe szczęście, że coraz mniej jest chętnych na służbę oświetlającego życie z góry Re. Owszem, wiara w wielki twór dający światło nie słabnie, ale jakoś ludzie z Aranu, dla których kapłaństwo od zawsze było sposobem na życie, nie kwapią się do odbierania chwały sacrum na dalekim zachodzie, gdzie jedyne, co mogą osiągnąć, to wzbudzenie podziwu przygłupich rolników. Kiedy ponad dziesięć cykli Re temu udawałem się na Aran do Seminarium Światła, moi sąsiedzi nabijali się ze mnie, że trzeba być czarodziejem, aby przejść testy kapłańskie, i że niechybnie skazuję się swoją decyzją na śmierć. Ojciec zaklinał mnie, żebym został kontrolerem roli — z moją inteligencją nie byłoby to trudne. Ja widząc szansę na mistyczną posadę kapłana, nie mogłem jej przepuścić. Gdyby Ci wszyscy modlący się teraz do Re głupcy wiedzieli, że w seminarium już dawno stwierdzono, że Re to jedynie obiekt, będący gdzieś wysoko, niemający nic wspólnego z boską istotą… pewnie i tak wznosiliby do niego modły, prostaki. Testów kapłańskich nawet nie było, a na odchodne powiedziano mi, że dobrze, że się do nich wybrałem, bo nikt inny nie zdecydowałby się objąć posady na tym odludziu. Śmieszne. Cały Archipelag głęboko wierzy w Re, na tej wierze opierają się wszystkie nasze społeczne struktury, nawet ja sam głęboko w niego kiedyś wierzyłem, a najwięksi uczeni imperium, zamiast wyjawić wszystkim poznaną prawdę, tkwią w tym kłamstwie i czerpią korzyści z bycia powiernikami samego wielkiego Re. Ale nie ma się co dziwić, ja sam teraz będę czynił to samo, aż do osławionej ceremonią, chwalebnej śmierci jako sługa naszego jedynego bóstwa. Wiwaty cichną, pora na przemówienie… Cała drewniana świątynia oczekuje, aż powiem coś mądrego, coś świętego, coś, co umocni ich i tak bezgraniczną wiarę w Jedynego. Odwracam się w ich kierunku, widzę stojącego na samym przodzie ojca, który teraz jest prawdopodobnie najdumniejszą istotą całego stworzenia. Spoglądam krótko na znajdującą się w samym środku budynku, pomiędzy wszystkimi krajanami, świętą sadzawkę z wiecznie zieloną, mistyczną rośliną — darem Re. Taka sadzawka znajduje się w każdej świątyni. Roślina — okrągły liść z małą, sztywno wystającą łodyżką — to dla nich symbol mocy Re, który jest w stanie dać wieczne życie każdemu. Nikt poza mną w tym boskim przybytku nie wie, że długowieczność tego kawałka zieleni jest oszustwem. Każdy kapłan ma obowiązek — w mniemaniu wyznawców — oczyszczać sadzawkę z brudów, aby nie zhańbić świętości daru Re, ale tak naprawdę ma to na celu dosypywanie do sadzawki cudownego wynalazku spoza naszej cywilizacji, który powstrzymuje rozwój rośliny i utrzymuje ją w stanie uśpienia przed zakwitnięciem. Prawda objawiona głoszona przez kapłanów nakazuje wierzyć, że gdy roślina zakwitnie, jest to znakiem wielkiej łaski dla kapłana, który automatycznie dostępuje zaszczytu świętej pielgrzymki poza Archipelag. Nikt jeszcze z takowej nie wrócił, chociaż posiadane w seminarium rzeczy sugerują, że istnieje zdecydowanie coś poza czterema wyspami. Podczas nauki na Aranie dowiedziałem się, ze zakwitnięcie to nic innego, jak oznaka niełaski zwierzchnictwa, które przez transport substancji innej niż tajemniczy proszek pozbywa się krnąbrnego sługi. Co gorsza, wybraniec zdaje sobie sprawę, że to dla niego wyrok śmierci, ale zawsze utrzymuje, że marzył o takim zaszczycie. Cóż, w prawdę nikt by nie uwierzył, a tak przynajmniej po jego śmierci wszyscy jeszcze długo wspominają, jak wielką łaską obdarzył go Re. Poza tym, na pielgrzymkę otrzymuje się zawsze statek z dość pokaźnym prowiantem i załogą chętnych pomocników wybrańca, więc istnieje pewna szansa na dotarcie na jakiś nieznany ląd. Zawsze tacy pomocnicy się znajdą — wybór pielgrzymki może pozbawić wyroku śmierci, czy w mniemaniu bardziej bogobojnych oczyścić z wszystkich przewin. Nawet jeśliby się nie znaleźli prawdziwie chętni, to Najwyższy Kapłan zapewnia odpowiednią załogę ochoczo odprawiającą wybrańca poza Archipelag. Wyczuwam dość duże napięcie wśród zebranych, chyba zbyt długo zwlekam z przemową:

— Kochani, wytrwali rolnicy, drodzy wyznawcy, przyjaciele… Już dziesięć cykli Re minęło, odkąd opuściłem naszą osadę, aby zgłębić tajniki mej duszy i przygotować się na służbę Jedynemu. Teraz wróciłem i pragnę służyć mu z wielką ochotą, ale pragnę też prowadzić was, przyjaciele, ku chwale złotych pałaców, czekających na nas po odbyciu naszej wędrówki tu, wśród żywych. Mój poprzednik był zaprawdę dobrym kapłanem, wszyscy go szanowaliśmy. Zdaję sobie sprawę, że jako waszemu powiernikowi duchowemu ciąży na mnie wielka odpowiedzialność. Odpowiedzialność utrzymywania niezachwianej wiary w Re, dawcę światła, dzięki któremu wzrastają nasze plony, a świat nie ginie w mroku…

Przerywam swój monolog. Dochodzą do mych uszu odgłosy ogromnego poruszenia. Spuszczam wzrok w kierunku tłumu. Ojciec wpatrzony jest we mnie, jakby patrzył na wcielenie Re. Cała reszta zaczyna coraz bardziej się przekrzykiwać. Ludzie w pierwszym rzędzie spontanicznie padają przede mną na twarz. Ktoś z tyłu krzyknął: „Chwała wybrańcowi!” Wszyscy podchwycili nutę, dobiega do mnie wręcz chóralny śpiew na cześć wybrańca. Już nikt poza moim ojcem nie stoi, a i on po odwróceniu wzroku w kierunku sadzawki, upada na kolana przybierając niezadowoloną, jednak pełną dumy minę. Sadzawka… Spoglądam na nią z niedowierzaniem. Czyżby mój poprzednik przed śmiercią zapomniał o jej oczyszczeniu? Zdaje się, że widziałem go udającego się do sadzawki z proszkiem w ręku. Jedno jest pewne, cała osada rolnicza jest świadkiem wyrastania z łodygi małego, białego pąku, który bardzo szybko na oczach wszystkich zamienia się w niewielki, biały kwiat. Tak, chwilę temu byłem tutaj, gdzie zawsze chciałem być. Teraz muszę udać się w podróż, której nigdy nie chciałem odbyć…W nieznane

Aran to zaiste piękna wyspa, choć nie miałem zamiaru już jej nigdy oglądać. Widok z okna apartamentów najwyższego kapłana jest cudowny. Spoglądam na tłumy ludzi krzątających się między straganami w wąskich ulicach dzielnicy seminaryjnej. Jest ich więcej niż zazwyczaj, ale to zrozumiałe, w końcu niektórzy przybyli z najdalszych granic Archipelagu, aby osobiście pożegnać wybranego przez Re kapłana. Jakiejś kobiecie stłukła się na kamiennej drodze szklana ikona z Jedynym. Sprzedawca udaje przerażonego — znam go dobrze, stary Aland nic się nie zmienił przez te wszystkie lata. Stosuje swoją, przetestowaną już niejednokrotnie, sztuczkę. Pośród masy mniej znaczących pamiątek z miejsca, w którym zrodził się kult Re, trzyma w centralnym miejscu tylko jedną — dość zręcznie wykonaną — szklaną ikonę przedstawiającą nasze bóstwo. Ktokolwiek o nią spyta, uzyskuje odpowiedź, że to jedyna w swoim rodzaju ikona znaleziona na arańskich plażach, zesłana nam prawdopodobnie przez samego Re. Gdy już uda się ją sprzedać za rozsądną cenę, wyciąga spod lady kolejną, identyczną. Choć teraz nie o sprzedaż chodzi, a o wyłudzenie jak najwyższej kwoty rekompensaty za utratę jedynego w swoim rodzaju daru niebios. Nie tylko kapłani umieją czerpać zyski z kłamstwa…

Zawsze odpowiadało mi położenie miasta Ulwasti. W każdym jego zakątku czuć morską bryzę. Stąd, najwyżej umiejscowionego pokoju w Seminarium Światła, można dostrzec dokładnie liczbę statków w porcie. Próbuję rozpoznać, który z nich jest szykowany na moją pielgrzymkę, ale to próżny trud. Słyszę kroki w przedpokoju. Zgodnie z tradycją Najwyższy Kapłan, przełożony seminarium i głowa kultu Re, odbędzie ze mną rozmowę w 4 oczy, aby umocnić mnie przed świętą podróżą. Według przedstawianej społeczeństwu hierarchii Najwyższy Kapłan nie podlega nikomu, chyba że pojawi się wybraniec, który automatycznie do momentu odbycia pielgrzymki staje się zwierzchnikiem duchowej części Archipelagu. Naturalnie moja władza jest fikcją. Możliwe, że gdybym zarządził jakieś cykliczne uroczystości na cześć Re z okazji mojej misji, usłuchano by rozkazu, ale i to byłoby łaską prawdziwego przełożonego. Rozlega się pukanie.

— Wejdź proszę, o święty ojcze.

— Wybrańcze, nie jestem godny tej łaski. — Uśmiech zniknął z twarzy Esiphela natychmiast po zamknięciu masywnych, drewnianych, zdobionych złotymi symbolami Re drzwi. Dwóch adeptów pierwszego cyklu dostępujących zaszczytu pilnowania apartamentów nie należy jeszcze zaznajamiać z prawdą kapłańską. W tym miejscu skończy się kurtuazja, a zacznie standardowa rozmowa. Esiphela zawsze darzyłem ogromnym szacunkiem. Publicznie był zawsze bardzo dostojny. Siwa broda i włosy doskonale pasują do jego przenikliwych, brązowych oczu. Jednolita, złota szata z wyszytym na piersi srebrnym napisem „Najwyższy pod światłem” idealnie przylega do masywnego, umięśnionego korpusu. Jego przemowy są w tutejszych murach niemal legendarne. Pamiętam, w jakim byłem szoku, gdy przy pierwszej prywatnej rozmowie wypowiedział do mnie słowa: „Gratuluję, kurwa, najlepszej posady naszego, ja jebie, królestwa Re.” Ten publicznie nienaganny, poważny i bardzo elokwentny kapłan, prywatnie był zwykłym, wulgarnym, świadomym hipokryzji swojej funkcji człowiekiem. Jednak zawsze był szczery i mówił prosto, bez kombinowania, a to zasługuje na sympatię.

— Co ty sobie myślałeś, do jasnej cholery? Zaniedbałeś sprawdzenia sadzawki, kurwa. To jebana podstawa twojej pierdolonej pracy! Mogłeś się spodziewać, że ten stojący nad grobem pierdziel zapomni o swoich obowiązkach! Jebać cię, ale kto teraz zajmie się wciskaniem kitu na tym twoim, bez urazy, zadupiu?

— Rozumiem rozgoryczenie, Esiphelu, ale sam widziałem, jak mój poprzednik tuż przed śmiercią udaje się z proszkiem czyścić sadzawkę. Nie widziałem, czy faktycznie to zrobił, ale wątpię, aby zapomniał bądź celowo tego nie uczynił.

— Kurwa, jeśli o mnie chodzi, to na pewno wysłaliśmy mu dobry proszek. No nic, co się stało, trzeba łyknąć. Zrobimy ci przecudny orszak do statku i wypuścimy, ale żal, że trzeba będzie się rozstać.

— Dziękuję za wszystko. Za nauki, za możliwość zostania kapłanem i za prawdę, jaką mi tu przekazano.

— No już, przestań, niepotrzebne mi te ceregiele. Niczym nie zawiniłeś kultowi, więc może jakoś to odkręcimy. Na pielgrzymkę musisz się udać, popływasz sobie jakieś ćwierć cyklu i możesz zawracać. Tylko zdejmijcie banderę kapłańską i zmyjcie insygnia z pokładu. Jak pokierujecie się na port Archipelagu spoza Aranu, to może nikt was nie pozna. I pamiętaj, jeśli ktokolwiek będzie podejrzewał, że to wybraniec powrócił, to jako pierwszy obwołam cię oszustem, który miał czelność podszyć się pod wybrańca Jedynego, a potem zostaniesz zabity. Sam rozumiesz, że muszę dbać o dobro kultu, a powrót kapłańskiego pielgrzyma narobiłby nam dużo kłopotów. Natomiast jeśli uda ci się wrócić po cichu, to możesz zaszyć się z załogą gdzieś na dłużej. Potem może znajdę ci jakąś mało męczącą robotę w stolicy. Powinno wam starczyć zapasów nawet na przeczekanie większej ilości czasu na jakimś odludziu, najlepiej gdzieś na Spichlerzu — Esiphel mówił oczywiście o mojej rodzinnej wyspie — aż wszyscy zapomną, jak wyglądał ten nasz wybraniec. Tylko żebyś przypadkiem po powrocie na spichlerz nie uwił sobie gniazdka gdzieś w pobliżu ojcowizny, bo jeszcze tego by brakowało, żeby twoi krajanie porozpowiadali, że wróciłeś. Ale chyba nie muszę ci tego tak dokładnie tłumaczyć? Ostrożność przede wszystkim.

— Przyjacielu, jestem wdzięczny, ale być może zrządzenie losu ma być dla mnie znakiem, aby nie zaniechać pielgrzymki. Skoro coś istnieje daleko za Archipelagiem, to może warto spróbować to odnaleźć. Nie taką przyszłość planowałem, ale może właśnie taka była mi pisana. Odnośnie do powrotu, mało statków poza handlowymi zatrzymuje się na Spichlerzu. Czy nie sądzisz, że nie jest to łatwe, aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń?

— Może jest, może nie. Do tej pory wszyscy wysyłani byli na śmierć, więc po powrocie na Archipelag i tak ich ona czekała. Nawet jeśli udawało im się dotrzeć do legendarnego lądu innej cywilizacji, to prawdopodobnie jako trupy na statku. Przecież wiesz, że wielokrotnie próbowaliśmy wysyłać ekspedycje poszukujące czegoś poza Archipelagiem, zawsze bezskutecznie. Ale jeżeli marzy ci się szukać słynnych ziem na zachodzie i nie wrócisz, to trudno, kurwa! — Esiphel zabił owada, który od jakiegoś czasu próbował ugryźć okolicę jego szyi. — Patrz, to ci jebana gadzina. Eh, szkoda, brakuje nam chętnych w służbie na odległych krańcach królestwa, ale sam sobie jesteś, do kurwy nędzy, winien. Powinieneś być czujny. Teraz się prześpij, a jutro poszukamy ochotników na, ja pierdolę, świętą pielgrzymkę! Jak nie wrócisz, to wiedz, że nie byłeś moim ulubionym adeptem, ale kurwa i tak byłeś w porządku!

Po bardzo przyjacielskim uścisku Najwyższy Kapłan pompatycznie opuścił udostępnione mi chwilowo apartamenty. No cóż, pozostało mi położyć się spać. Nie wiem czemu, ale jakoś wcale nie ucieszyłem się na myśl o powrocie, co napawa mnie pewnym niepokojem. Chyba oswajam się z myślą o śmierci, bo sam nie wierzę w to, że zaczynam pragnąć odbyć tę podróż…

***

Po bardzo spokojnej nocy i uroczystościach we wspólnocie seminaryjnej udajemy się właśnie na procesję do statku wybrańca. W jej trakcie każdy pragnący odbyć błogosławioną przez Re wyprawę może poprosić mnie o udzielenie przepustki na statek. Szczególnie będzie na tym zależeć niektórym przestępcom, skazanym przez Radę Najwyższego Kapłana na śmierć, ale zdaję sobie sprawę, że nie powinienem takich ludzi wpuszczać na pokład. Nie mam się zapewne czym martwić, bo bardzo dziwnym byłoby, gdyby Esiphel dopuścił chociaż niektórych z przestępców do mnie. Znając jego stosunek do roli kapłaństwa, nie zaryzykowałby żadnego niekontrolowanego zhańbienia wybrańca. Re odbija swe łaskawe promienie od kamiennych ulic Ulwasti, co z pewnością dodaje wiary wszystkim świadkom w prawdziwość zesłanego na mnie błogosławieństwa. Procesja posuwa się powoli. Co jakiś czas zwykły mieszkaniec staje na drodze prosząc o zaszczyt towarzyszenia mi w świętej wyprawie. Za każdym razem odmawiam. Esiphel zapewnił mi wystarczającą załogę, nie ma sensu, żeby ci nieświadomi ludzie marnowali sobie życie. Jesteśmy coraz bliżej portu. Widzę ciężko pracujących mieszkańców Ulwasti, kończących załadunek prowiantu na mój statek. Niedaleko inni robotnicy ładują identycznie wyglądające skrzynie na jeden z okrętów Kapłańskiej Kompanii Handlowej, chociaż z pewnością o innej zawartości. Kompania dostarcza smołę wydobywaną w północnej części Aranu wszystkim wyspom Archipelagu. Bez niej drewniane budowle nie byłyby tak trwałe. Wybraniec wybrańcem, ale Esiphel nie opóźni złotodajnego kursu, choć z pewnością zajmujący się załadunkiem woleliby machać mi na pożegnanie. Zbliżam się nieuchronnie do momentu wejścia na statek. Procesja się zatrzymuje, a towarzyszący mi Esiphel, spokojnie i dostojnie wodząc wzrokiem po obecnych, rozpoczyna swoją mowę:

— Najdrożsi wierni! Jesteśmy wszyscy wielkimi szczęściarzami. Nie każdy ma okazję osobiście pożegnać prawdziwego wybrańca światła, pomazańca Re, człowieka, który uda się w nieznane, aby szukać nowego świata dla dzieci światła. Tak oto, jako święty ojciec w służbie Jedynego, pragnę wyrazić… — Najwyższy Kapłan przerwał monolog, bo właśnie z tłumu zasłuchanych ludzi wybiegł mężczyzna średniego wzrostu, o blond włosach, w skórzanym stroju i z zielonym płaszczem, który właśnie opada mu na plecy. Tuż za intruzem z tłumu wyłaniają się osobiści poddani Esiphela, którzy przystają pod wpływem ostrzegawczego wzroku świętego ojca. Człowiek w płaszczu zdejmuje z głowy kaptur i wyzywająco spogląda swymi niebieskimi oczami na Najwyższego Kapłana, uśmiecha się dość ironicznie, po czym zwraca się w moją stronę.

— Wybrańcze! Całe szczęście, że zdążyłem przybyć na ceremonię pożegnalną, gdyż pragnę towarzyszyć ci w zaszczytnej misji odkrywania tego, co nieznane. Czy zechcesz przystać na moją ofertę służby? Jestem znanym złodziejaszkiem, moje zdolności będą niewątpliwie niezastąpione na nowych ziemiach — ukradkiem spoglądnął w stronę Esiphela. — W dodatku mam pewne informacje niezbędne dla sukcesu wyprawy. Ależ ależ, gdzie moje maniery. Zwą mnie Isel, do usług.

Isel skłonił się nisko z gracją machając ręką. Spojrzałem na Esiphela. Z miny mogłem wywnioskować, że przejął się widokiem nieznanego. Zaintrygowało mnie to. Wszyscy dotychczasowi ochotnicy nie zasłużyli na jego uwagę. Może nie wygląda na zbrodniarza, jakiego wyobrażałem sobie zabrać na statek, ale nawet wielcy mordercy zazwyczaj nie wpływają na samopoczucie Najwyższego Kapłana.

— Iselu, nie wiem, o jakich informacjach mówisz, ale promienie światła padają na ciebie wyraźnie. Jestem przekonany, że sam Re zesłał mi cię, abyś uczynił moją wyprawę skuteczną i aby wszyscy tu zgromadzeni dostąpili w przyszłości radości ze spełnionej pielgrzymki w imię Jedynego.

Isel szybko wszedł na statek odwdzięczając mi się szczerze wyglądającym uśmiechem i z niewątpliwie nieszczerze okazanym szacunkiem skłonił się jeszcze raz. Spojrzałem na Esiphela. Nie mógł odwołać mojej decyzji, wzburzyło by to ludzi. Mimo uśmiechów kierowanych w stronę tłumu jego wzrok okazywał rozczarowanie przyjęciem Isela w poczet załogi. Jakby chciał dać do zrozumienia, że mieszam się w nieswoje sprawy lub też tylko przesunąłem czyjś wyrok na podstawie nieprawdziwego zapewnienia o rzekomych informacjach. W końcu uratowałem ściganego przez poddanych Najwyższemu Kapłanowi. Sam się zastanawiam, jakież to wiadomości może mieć dla mnie złodziej ścigany przez sługi Esiphela. Jedno wiem na pewno. Skoro zaszedł Esiphelowi za skórę, to na pewno jest postacią godną uwagi. Czas wyruszać, zaraz odbijamy od brzegu, dość tych okrzyków radości. Jeśli będę miał szczęście, dowiem się czegoś ciekawego nim skończę jako zapomniany pielgrzym. Udaję się na rufę i pozdrawiam tłumy. Oddalając się od brzegu dostrzegam Esiphela, który macha mi na pożegnanie i bardzo szybko odwraca się, idąc w stronę seminarium. Nie mogę już rozpoznać poszczególnych osób w porcie. To najwyższy czas udać się do komnat.

Przechodząc po statku rozpoznaję załogę. Uśmiecham się serdecznie do Ebuhleni. Odwzajemnia uśmiech i natychmiast wydaje nowe rozkazy, chociaż załoga zdaje się dokładnie wiedzieć, co ma robić. Jej czarno-czerwone, długie włosy powiewają na morskim wietrze. Miałem ogromne szczęście, że spośród wszystkich dostępnych kapitanów trafił mi się ten najpiękniejszy przebywający na Aranie. Ebuhleni powiedziała mi wczoraj, że płynie ze mną w podróż. Nie chciałem się na to zgodzić, bo odbyłem z nią rozmowę jeszcze przed usłyszeniem od Esiphela o możliwości powrotu, a poza tym jakaś część mnie wcale nie chce wracać. Nie do mnie jednak, lecz do niej należała decyzja. Poznałem Ebuhleni jeszcze będąc w seminarium. Byliśmy w sobie zakochani, ale nasz związek nie mógł kwitnąć, w końcu miałem zostać kapłanem Re. Niemniej jednak obiecałem jej wtedy, że na zawsze będę ją nosił w swym sercu, ale też poleciłem, aby ona znalazła sobie inną osobę do kochania. Najwyraźniej nie posłuchała, moja najdroższa. Teraz nie ma sensu gniewać się na nią, że zdecydowała się zaryzykować dla mnie życie. Skoro i tak klamka zapadła, mam zamiar okazać jej, jak bardzo ją kocham, oczywiście z dala od oczu załogi. Sam się sobie dziwię, że nie rozważam nawet opcji podsuniętej przez Esiphela o osiedleniu się z moją ukochaną gdzieś na wschodzie spichlerza, z dala od obowiązków kapłana. Co dziwniejsze, brak takich myśli wydaje mi się czymś naturalnym, tak jakby ktoś powierzył mi misję podróży na zachód, a nie zostałem w nią wysłany przez pomyłkę. W każdym razie czuję, że moja wyprawa nie skończy się śmiercią głodową na bezdrożach oceanu i to przeczucie odrzuca jakiekolwiek myśli o zaniechaniu próby znalezienia innego świata. Schodzę do komnat, i otwieram drzwi do mojego pokoju. Z prawej strony jest wielki kufer z moimi rzeczami i biurko, a z lewej wygodne łoże. Teraz widzę, że nie jest puste. Czeka tam na mnie zadowolony z siebie Isel i wita słowami:

Darmowy fragment
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: