Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Inni niż my - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
11 października 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Inni niż my - ebook

Kontynuacja rodzinnych historii z bestsellerowej powieści "Cztery drogi".

„Inni niż my” to historia nowego miejsca – domu powstającego na powojennych gruzach i w cieniu traumatycznej przeszłości. Ciepła, pełna wzruszeń opowieść o losach najmłodszego pokolenia rodziny poznanej w powieści „Cztery drogi”.
Losy głównych bohaterów – niewidomej Heleny, homoseksualnego Tuomasa i Johannesa, poszukującego własnego miejsca w świecie – przynoszą sugestywny obraz życia rodzinnego i, dokonującej się nieuchronnie, pokoleniowej zmiany warty.

„Inni niż my” jest powieścią o tym,  jak pozostać wiernym sobie,  starając się nie krzywdzić innych i nie łamać zasad wyniesionych z domu rodzinnego. A także o tym, że życie jest nieustannym tworzeniem samego siebie w otoczeniu innych, niekiedy bardzo nam bliskich ludzi.

To wzruszająca historia miejsca, do którego wraca się we wspomnieniach, kreujących postawy i rodzinne relacje. Podczas lektury, czytelnik wybiera się w podróż do miejsc znanych z własnych doświadczeń, bo każdy z nas ma swoje własne Lopotti.

Tommi Kinnunen – (ur. 1973) fiński nauczyciel i pisarz, autor spektakli i tekstów kabaretowych. Cztery Drogi to jego debiutancka książka, która otrzymała szereg nagród i nominacji, m.in. nagrodę Finnish Grand Journalism Prize za najlepszą powieść 2014 roku oraz nagrodę Fińskiego Stowarzyszenia Księgarzy.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-4951-2
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

***

Znamy się, chociaż Ty jesteś tam w środku, a ja tutaj, na zewnątrz brzucha Twojej mamy. To ja Ci śpiewałem. To ja pytałem Twoją mamę, czy mogę spróbować dotknąć i pogładzić to, co w moim przekonaniu było Twoim czołem. Kocham Cię, chociaż jeszcze Cię nie widziałem.

Będziesz mówić mi „tata”. Mam oczywiście własne imię, ale nie będzie Ci ono nigdy potrzebne, bo dla Ciebie nauczę się tego nowego imienia. Wystarczy, że zawołasz na pomoc tatę, a wtedy ze wszystkich ludzi na świecie właśnie ja usłyszę Twoje wołanie i natychmiast do Ciebie przybiegnę. Obiecujesz, że zawsze będziesz przybiegała przytulić się do taty, jeśli coś się stanie? Pocieszę Cię, kiedy się skaleczysz albo przewrócisz. Tata umie przepędzić zło. Przy tacie dziecko czuje się bezpieczne.

Ale będziesz przychodziła przytulić się do Taty także wtedy, kiedy wszystko będzie w porządku, dobrze? Usiądziemy sobie i będziemy się cieszyć, że mamy taki piękny letni wieczór albo że dostałaś dziesiątkę z historii. I nie będziesz się bać opowiedzieć mi o swej pierwszej miłości? Ja Ci wtedy powiem, że zakochać się łatwo, ale by potem jeszcze kochać, to trzeba się już trochę napracować. Będę miał dla Ciebie wiele innych rad, nie wiem tylko, czy na coś Ci się zdadzą. Bo życie nie zawsze układa się tak zgrabnie, żeby dało się na jego podstawie wykreślić mapę dla drugiego człowieka. To Ci jednak mówię już teraz, że cokolwiek będzie leżeć Ci na sercu, ja chcę razem z Tobą myśleć, co z tym fantem zrobić. Nie będzie takiej sprawy, o jakiej nie mogłabyś mi powiedzieć. Chcę słyszeć wszystkie Twoje słowa. Nigdy Cię nie odtrącę, nigdy nie przestanę być Twoim tatą. Będę Cię chronił aż do mojej śmierci i jeszcze zza grobu.

Piszę ten list w tajemnicy przed Twoją mamą, bo gdyby się o nim dowiedziała, toby mnie nazwała sentymentalnym głuptasem. Włożę tę kartkę do koperty i napiszę na niej imiona, o których myśleliśmy dla Ciebie. Nie wiem, czy się zachowa do czasu, kiedy nauczysz się czytać. Może wszystko pozostanie na etapie dobrych chęci, może sam o tym liście zapomnę i papier gdzieś się zawieruszy w bałaganie życia. Możemy Ci przecież dać zupełnie inne imię i za jakiś czas będziemy się dziwić, czyj to list znaleźliśmy w starych szpargałach. Ale wszystko może się również skończyć całkiem dobrze: koperta zachowa się między książkami w regale i natkniesz się na nią, kiedy będziesz starsza. Może zdążę do tej pory napisać dziesiątki podobnych listów. Może będę pisał jeden na każde urodziny. Mamy przed sobą całe lata, kilkadziesiąt lat, żeby się poznać i siebie nauczyć.

Urodziłabyś się już. Czekają tu na Ciebie zabawki i ubranka. I miejsce obok mnie.

TataNajwcześniejsze dzieje majątku

Niektórzy twierdzą, że majątek w Mocznie otrzymał nazwę od Moczyska, mulistego wodospadu, który na dole wzbija na powierzchni nurtu żółtawą pianę. Inni znów utrzymują, że najważniejszym czynnikiem toponimicznym jest znaczna wysokość, z jakiej woda wpada do lejowatego kanionu, zwłaszcza zaś wydawany przez nią odgłos. Przypomina on bowiem chlupot uryny lejącej się do nocnika byle jakim, nierównym strumieniem. Żadne z tych wyjaśnień nie jest jednak prawdziwe, jako że wbrew miejscowej famie wodospad przyjął nazwę od majątku, a nie odwrotnie.

W sierpniu roku Pańskiego 1778 król Szwecji wyciął sobie ten sam numer, który od niepamiętnych czasów wycinali sobie wszyscy panujący przed nim królowie Szwedów, Gotów i Łużyczan: wypowiedział wojnę Rosji. Przygotowania przebiegały zgodnie z planem: panowie oficerowie zostali starym zwyczajem zaokrętowani w Sztokholmie i wysłani do Turku, a w głębi lądu, w Häme i Sawonii, przeprowadzono zwyczajową brankę. Potem Szwed zwyczajowo uderzył na Rosję, dostał po mordzie i wycofał się aż pod wschodnią stolicę. Jak dobrze wiedział każdy Fin, teraz panowie oficerowie wsiądą na okręt i pożeglują z powrotem do zachodniej stolicy. Wschodnia prowincja natomiast na bliżej nieokreślony czas dostanie się pod ruską okupację, aż w końcu, na późniejszym etapie rokowań pokojowych, car zagarnie upatrzony kawałek wschodniej Finlandii. Podczas zaokrętowania szwedzcy chorążowie będą rozprawiać o tym, jak też nazwać ten okres historii. Wojna północna już była, mała i duża. Średnia brzmiała głupio, a środkowej należało właściwie użyć wcześniej.

Król stał w otoczeniu adiutantów w brudnym, rozdeptanym śniegu na skalistym brzegu i przyglądał się zaokrętowaniu swojego wojska. W dole, na nabrzeżu, ustawieni podług szarży panowie oficerowie czekali w kolejce do szalup. Nikt nie był mocno posiekany, wiadomo – odnoszenie najcięższych ran było zadaniem infanterii. Piechota dotrze do portu w ariergardzie trzy dni później, kiedy panowie oficerowie będą już het za Kastelholmem, a może nawet zdążą minąć Alandy.

– Byłby już czas wchodzić na pokład, Ers Majestät¹. – Pachołek mówił zdumiewająco dobrze po szwedzku, chociaż płowa szczeciniasta czupryna i nochal jak przemrożony kartofel od razu zdradziły jego fińską proweniencję.

– Vi tackar².

Droga w dół była długa, pokrywający skały mech całkiem przesiąkł wodą. Król schodził roześmiany. Tuż przed zejściem na nabrzeże postanowił jeszcze opróżnić pęcherz. Nie wycelował swojej królewskiej krócicy w panów oficerów bynajmniej nie z powodów obyczajowych – władcy bowiem stoją ponad obyczajami – lecz dlatego, że z uwagi na porywisty południowo-zachodni wiatr oszczałby swoje piękne gobelinowe trzewiki. Pokazał więc panom oficerom plecy i zwrócony przodem do miejscowych kmieci dobył kusia, którego – jak głosiła fama – szwedzka królowa w życiu nie widziała. Pachołek się odwrócił, przeczuwał bowiem zamiary Jego Wysokości, nie ośmielił się jednak odstąpić od króla. Ten spojrzał na stojącego przed nim chłopaka i wypchnąwszy biodra w przód, próbował dosięgnąć strumieniem moczu lewego bota fińskiego ciury.

Władca czuł, że jest kolejną perłą na długim sznurze panów tej ziemi. Wszystko układało się tak, jak miało się ułożyć. Król poczuł radosne ciepło w dołku, być może dlatego, że w końcu sobie ulżył. Tę chwilę trzeba zapisać w historii. Po tej wyprawie wojennej musi pozostać trwały ślad w pamięci.

– Ej, hultaju! – krzyknął. – Hören mina ord! Zaraz zrobię z ciebie barona.

Pachołek nie ośmielił się odpowiedzieć, lecz zmiana w jego postawie zdradziła, że nadstawił uszu.

– Calle wynajdzie ci jakiś dobry las lub górę na lenno.

Jeden z adiutantów skinął głową z poważną miną. Rzeczonemu można by dać tyle bagien i wzgórz na północy, ile zdoła objechać konno w siedem dni. Ziemi w tym ciemnym kraju jest pod dostatkiem.

Chłopak spojrzał na swe mokre boty. Król nie był młody. Wzdychał już tylko do czasów, kiedy mógł wykaligrafować w śniegu siurem swoje imię równie zgrabnie jak piórem na papierze. I jeśli dawniej strumień królewskiej szczyny ciął śnieg ostro niczym floret, teraz lał się ciężko jak fontanna w drottningholmskim pałacu. Jego Wysokość potrząsnął armatą, wyciskając z pęcherza ostatnie krople moczu.

– A ty pomyślisz nad odpowiednią nazwą dla swojego majątku. Niech upamiętni twojego króla.Świat dziecinnych lat, wskrzeszony znów

Mama ujmuje mnie pod pachy, podnosi wysoko i znowu sadza, gdzieś głęboko.

– Posiedź no tu.

Trzewik uderza o dno, które odpowiada głucho jak beczka. Nie wiem, gdzie jestem. Ciasno mi. Macam rękami dokoła, jedną sięgam krawędzi. Jest chłodna, niemal zimna. Głos mamy dobiega z góry, ze słabym echem.

– Helena, przytul no Johannesa.

Mama sadza przede mną mojego braciszka i siedzimy oboje w rozkroku, jedno za drugim. Obejmuję go, bo Johannes boi się wszystkiego, co dla niego nowe. Pytam mamę, gdzie jesteśmy, lecz nie odpowiada. Z drugiej strony słyszę głos babusi. Mówi, że jesteśmy w takim wagoniku, co się nim wozi piasek po torach, które Niemcy położyli od wojny. Że mama chce tę kolejkę sfotografować, choć podobno nie wolno tego robić.

Johannes się wywija, ale go nie puszczam, tylko zaczynam kołysać i mówię mu jeszcze „szuru-buru”, i wtedy się uspokaja. Mama staje za nami i każe nam się nie ruszać. Zaraz nam zrobi zdjęcie. Dziwi się, że te tory takie wąskie, ale babusia mówi, że takie żołnierzom zupełnie wystarczają. Nagle w głosie mamy słyszę łobuzerską nutę, kiedy zastanawia się głośno, czy dałoby się taki wagonik poruszyć z miejsca. A co, niech i nasze dzieciary choć raz w życiu przejadą się pociągiem. Babusia się śmieje i staje obok niej, za nami. Mówi, że biedni to zawsze kiełbie we łbie mają. Babusia chodzi inaczej. Mama idzie po piasku żwawo, szur-szur-szur-szur, za to babusia utyka, szur-szuuur-szur-szuuur. Tata mówi, że babusia Maria kuśtyka.

Oddechy babusi i mamy słychać blisko siebie.

– Lahja, gotowa? – pyta babusia.

– Gotowa – odpowiada mama.

– No to dawaj, rzekł stary gospodarz do swej młodej żony.

Piasek zgrzyta im pod butami. Obie sapią. Mama wydaje z siebie dziwaczny, skrzypliwy odgłos, niby oddycha, lecz wstrzymuje oddech. Tak samo skrzypiał tata, kiedy na urlopie odsunął swoje łóżko od łóżka mamy i wytaszczył je z komory. Nagle czuję szarpnięcie w przód, takie samo jak wtedy, gdy koń rusza z miejsca i tata każe się trzymać. Mówię Johannesowi, że jedziemy, boby się przestraszył. Powtarza za mną: „dziemy”. Nie umie jeszcze wszystkich słów. Kręci główką, rozgląda się.

Mama się śmieje. Babusia też rechocze.

– Mało kiszki nie wysrałam, ale co tam!

– Nie mówcie tak – syczy mama.

Głaszczę Johannesa po włosach i mówię mu, że babusia się wygłupia. Braciszek chwyta mnie rączkami za palce i miętosi je. Mama się śmieje i mówi, że jestem dzielna, bo umiem zająć się bratem, i że od tego właśnie są starsze siostry. Ja zajmuję się Johannesem, a Anna zajmuje się mną. Odwracam głowę i pytam, dokąd dochodzą te tory. Mama odpowiada, że chyba aż na samo południe, ale nie wie na pewno. Najdalej w życiu była w Oulu, za to babusia to się najeździła pociągami, jak uczyła się kiedyś w takiej ogromnej Szkole Położnych na samiuteńkim południu, gdzie jest już tylko morze i nic więcej. Tam jest zupełnie inaczej niż u nas, inne są drzewa i inne domy, z kamienia budowane.

Puszczam Johannesa, bo już się nie boi, i badam rękoma, co jest za plecami. Sterta piachu. Kładę się na niej, ale Johannes siedzi mi na sukience. Bok wagonika jest chłodny. Już w ogóle nie czuć, że jedziemy, nic nie szarpie, nie kolebie. Czasem tylko zadrży dno i wtedy coś stuknie. Babusia mówi, że tak właśnie śpiewają żelazne koła wagonów.

Słońce grzeje twarz. Otwieram oczy szeroko. Czasem światło przesłania jakiś cień. To drzewa. Tata mówi, że jak byłam mała, to widziałam wszystko wszyściutko i dopiero potem zachorowałam, lecz ja już tego wcale nie pamiętam. I taty też już nie ma w domu, bo teraz jest na wojnie. Przyciskam oczy kciukami. Lubię to robić. W drzewach szumi wiatr. Jest niedziela.

Babusia śpiewa do taktu postukujących kół:

Będę łaził po wsi w tę i z powrotem,

aż butów całkiem nie znoszę.

I będę całował, którą tylko zechcę,

i żadna mi się nie oprze.

Mama nie lubi piosenek babusi. „A, dalibyście już spokój z takimi”, mówi zawsze, kiedy babusia zaczyna śpiewać.

– Gdzie jedziemy? – pytam, a mama mówi, że do domu.

Babusia tłumaczy, że do samego Lopotti tory jeszcze nie dochodzą. Niemcy je ciągną z południa i wkrótce dojdą do wsi kościelnej, a potem tory pójdą dalej, hen do ruskiej granicy i murmańskiej kolei. Ale na razie jest, jak jest i dlatego musiały wziąć konia. Mama mówi coś babusi. Nie wiem co, ale w jej głosie nie słyszę już śmiechu. Wagonik zwalnia i w końcu staje. Mama staje obok wagonika.

– Nie mieszkamy w żadnym Lopotti – mówi jeszcze babusi surowym tonem.

– Aj, już ty się, Lahja, przez żarty nie obrażaj. Daj spokój.

Dla mamy Lopotti zaczyna się dopiero za naszym domem i ludzie są tam zupełnie inni niż we wsi kościelnej. Dla babusi to tylko słowo, nazwa jak nazwa. Nagle czuję, że ktoś podrywa Johannesa w górę. Przestraszona próbuję zatrzymać go przy sobie, lecz mama każe mi go puścić. Głos ma zimny.

– Co ty wyprawiasz? – dziwi się babusia.

– Idziemy stąd precz.

Nie chcę iść, chcę pojechać pociągiem do samego domu, ale babusia bierze mnie pod pachy i stawia na piachu. Ziemia przy torach opada mocno w dół. Ledwo mogę ustać, muszę się oprzeć ręką o wagonik.

– Co to jest to Lopotti? – pytam, lecz nikt nie odpowiada.

Babusia chwyta mnie za rękę.

– Chodź, Helenko, i nam już pora do domu. A nuż twojego tatę puścili na urlop?

Próbuję iść po stoku, zginając tę nogę, co jest bliżej torów. Babusia kuśtyka kawałek przede mną. Woła za mamą. Dziwi się, co jej te stare nazwy zawsze przeszkadzają.

– Przecież w tym całym Lopotti są tylko dwie baby o złej reputacji, ty i ja!

Mama nie odpowiada. Babusia rechocze.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: