Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jedz brudniej i czuj się lepiej - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jedz brudniej i czuj się lepiej - ebook

„Jedz brudniej” to szokujące zalecenie, szczególnie gdy pada z ust specjalisty medycznego. Okazuje się jednak, że dr Axe się nie przejęzyczył. Szczególnie jeśli dodamy: „Jedz brudniej, zadbaj o jelito”.

Jeżeli nigdy nie słyszałeś o jelicie nieszczelnym, mogłeś poświęcić całe lata na tropienie poszczególnych objawów czy dolegliwości, szukając pomocy u alergologa, kardiologa, reumatologa, endokrynologa, neurologa, czy nawet psychologa. Czy wszystkie te objawy mają się brać z jednego źródła? Czy rozwiązanie może być aż tak proste? A skoro zapadalność na te choroby wzrasta tak szybko i drastycznie, w jaki sposób możemy się chronić?

Trzeba świadomie zapewnić sobie wielokrotne „mikroekspozycje” na brud, zawierający bakterie, wirusy i inne mikroorganizmy, które mogą działać jak naturalne szczepionki; wzmocnić i rozkrzewić pożyteczne bakterie, które nasz organizm utracił w zmasowanym ataku produktów antybakteryjnych na środowisko; bardziej świadomie podążać za rytmami przyrody i korzystać z uzdrawiającej mocy, która otacza nas na co dzień.

O ile skutki jelita nieszczelnego mogą być wyniszczające, o tyle rozwiązania problemu są proste, niedrogie i szeroko dostępne, absolutnie w zasięgu każdego, kto czyta te słowa.

Dr Axe daje przejrzysty program postępowania, pozwalający odbudować integralność błony jelitowej oraz odzyskać energię i zdrowie dzięki odpowiedniej diecie i stylowi życia – program, który sprawdził się w przypadku setek jego pacjentów.

Musimy jeść brudniej…

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-619-1
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Pewnego dnia, gdy miałem dwadzieścia cztery lata, studiowałem medycynę i pracowałem jako dietetyk kliniczny pod Orlando na Florydzie, otrzymałem telefon z domu. Była to moja mama Winona, zupełnie przybita.

– Co się dzieje, mamo? – zapytałem.

– Wrócił rak – powiedziała przez łzy.

Uszło ze mnie całe powietrze. Myślami natychmiast powróciłem do początków gimnazjum, kiedy mama dowiedziała się, że ma czwarte stadium raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Wiadomość ta spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i zaszokowała wszystkich, którzy znali moją mamę. W tamtym czasie miała czterdzieści jeden lat. Była moją nauczycielką wychowania fizycznego w szkole oraz instruktorką pływania. Każdy brał ją za wzór sprawności fizycznej i okaz zdrowia.

Wkrótce po postawieniu diagnozy u mamy wykonano całkowitą mastektomię lewej piersi i rozpoczął się pierwszy z czterech cykli chemioterapii, która osłabiała ją tak bardzo, że w dniach po podaniu leku nie miała siły wstać z łóżka. Z bólem patrzyliśmy, jak ciężko znosiła chemię. Pamiętam, jak pewnego dnia wszedłem do łazienki i zobaczyłem pukle jej piaskowych włosów na posadzce. Mama w ciągu tamtych dwóch tygodni postarzała się z wyglądu o dwadzieścia lat.

Na szczęście po kilku miesiącach uznano ją za wolną od nowotworu, jednak jej zdrowie szwankowało w dalszym ciągu. Mimo zregenerowania się po chemioterapii i powrotu do pracy czuła się podle. Codziennie po powrocie ze szkoły o wpół do czwartej kładła się na drzemkę aż do wieczornego obiadu. Jedliśmy go razem, ale widać było, że walczy o zachowanie przytomności, i zaraz po obiedzie kładła się już na dobre i spała całą noc. Gdy powiedziała lekarzowi, że przestała radzić sobie ze spełnianiem ról żony, matki i nauczycielki, przepisał jej antydepresant.

Depresyjna i wyczerpana – taką matkę znałem przez cały mój okres młodzieńczy. Żyła w ciągłym strachu przed nawrotem raka.

A teraz, dziesięć lat później, ten dzień nadszedł.

Jej zbolały głos przywołał mnie do teraźniejszości.

– Onkolog powiedział, że wykryto u mnie 2,5-centymetrowy guz w płucach – wyrzuciła z siebie. – Chce posłać mnie na operację i zaraz potem na naświetlanie i chemię.

– Proszę, mamo, nie martw się – powiedziałem, starając się brzmieć możliwie jak najbardziej optymistycznie. – Twój organizm ma zdolność do uleczenia się. Trzeba tylko przestać karmić komórki rakowe i wykryć pierwotne ognisko choroby.

Byłem przekonany, że może wrócić do zdrowia, ale w tym celu musieliśmy zadbać o jej cały organizm. Następnego dnia poleciałem samolotem do domu, by wspólnie wypracować program, którego przestrzeganie pomoże przywrócić mamie zdrowie. Poprosiłem, żeby powiedziała mi o wszystkich objawach, jakie pojawiły się u niej w okresie poprzedzającym diagnozę.

– Hm, wciąż zmagam się z depresją – westchnęła. – I nawet jeśli dobrze śpię w nocy, zawsze następnego dnia jestem zmęczona.

Opisała też dolegliwości wskazujące na wieloraką nietolerancję pokarmową. Ponadto powiedziała, że rozpoznano u niej niedoczynność tarczycy.

Wszystko to było niepokojące, ale dopiero ostatni objaw mnie zaszokował. Kiedy zapytałem o jej rytm wypróżnień, stwierdziła, że w ostatnich dziesięciu latach ma średnio jedno lub dwa wypróżnienia na tydzień.

– Mamo! – zawołałem zdumiony. – Dlaczego nie mówiłaś o tym swojemu lekarzowi?

– Myślałam, że to normalne – odpowiedziała i zwiesiła głowę.

Wziąłem ją za rękę i dodawałem jej otuchy.

– Paradoksalnie, jest to dobra wiadomość. Z pewnością na twoje kłopoty trawienne można coś poradzić, a sama poprawa w tym zakresie dodatnio wpłynie na twoje samopoczucie.

A może nawet pomoże zatrzymać raka, dodałem w myślach.

Powiedziałem jej o zespole jelita nieszczelnego, w którym ściana jelita, doznawszy uszkodzenia, przepuszcza mikroorganizmy i cząsteczki pożywienia z przewodu pokarmowego do krwiobiegu, co uruchamia niebezpieczne reakcje zapalne. Podejrzewałem, że to właśnie była przyczyna zaparcia oraz wielu innych dolegliwości, których doświadczała mama, i powiedziałem, że musimy się tym od razu zająć.

– Poradzimy sobie z tym, mamo – zapewniłem. – Chodź.

Wstałem i poprosiłem, żeby poszła ze mną do kuchni. Wziąłem czarny worek na śmieci i otworzyłem kuchenne szafki.

– Zaczynamy wszystko od nowa – oznajmiłem. – Od tej chwili nie zjadasz niczego, co pochodzi z pudełka, puszki czy słoika.

Razem usunęliśmy wszystkie przetworzone produkty spożywcze, jakie wpadły nam w ręce:

- pudełka płatków śniadaniowych Honey Nut Cheerios i Honey Bunches of Oats (myślała, że takie płatki są zdrowe);
- plastikowe butelki soku Juicy Juice z napisem „90 procent prawdziwego soku owocowego”, ale zrobione z koncentratu soku jabłkowego z dodatkiem aromatów „naturalnych”, które wcale nie były naturalne;
- chipsy i krakersy z glutaminianem sodu i genetycznie modyfikowaną kukurydzą;
- batony zbożowe z wysokofruktozowym syropem kukurydzianym, sztucznymi barwnikami i białkiem sojowym;
- dressingi do sałatek ze sztucznymi zagęstnikami, emulgatorami i tłuszczami utwardzanymi;
- torby rafinowanego białego cukru i białej mąki.

Następnie zaatakowaliśmy lodówkę, wywalając rozmaite dodatki, sosy, margarynę, śmietankę do kawy, majonez i konwencjonalne wyroby mleczne, takie jak mleko odtłuszczone i paczkowany ser żółty. W sumie pozbyliśmy się trzech worów żywności przetworzonej.

Następnie pojechaliśmy do lokalnego sklepu ze zdrową żywnością, gdzie oprowadziłem mamę między półkami, opowiadając o produktach, które powinna jeść, by wesprzeć organizm w zmaganiach z unicestwieniem komórek rakowych. Wybraliśmy organicznie uprawiane warzywa i jagody, dzikiego łososia, kurczaki z wolnego wybiegu i „czyste” przetwory do spiżarni – były to wszystko produkty ekologiczne z niewielką liczbą składników i możliwie jak najmniej przetworzone. Potem pojechaliśmy do kolejnego sklepu ze zdrową żywnością, gdzie zaopatrzyliśmy się w wartościowe suplementy, takie jak kurkuma, stymulujące odporność grzyby, witamina D3 i olejek eteryczny z kadzidłowca (frankincense).

W tamtym okresie mainstreamowe szaleństwo antybakteryjne osiągnęło szczytową postać i niemal każdy produkt w typowym amerykańskim supermarkecie – od płynu do zmywania podłogi po pastę do zębów i ołówki HB – miał dodane składniki antybakteryjne. Uczeni zaczynali bić na alarm w związku z nadmiernym stosowaniem antybiotyków, wywołującym oporność niektórych szczepów chorobotwórczych, oraz zagrożeniami nadto sterylnego otoczenia dla układu odpornościowego, ale ich poparte wynikami badań apele nie dotarły jeszcze pod strzechy. Tymczasem świadectwa narastania tych problemów ujawniały się każdego dnia w ośrodku medycyny naturalnej, w którym pracowałem. Przez lata obserwowałem spustoszenie czynione przez te antybakteryjne i rzekomo „prozdrowotne” chemikalia.

Skoro problem częściowo wynikał z przesadnej czystości, miałem pewność, że rozwiązaniem musi być przeciwieństwo – „ubrudzenie się”. Trzeba świadomie zapewnić sobie wielokrotne mikroekspozycje na brud, zawierający bakterie, wirusy i inne mikroorganizmy, które mogą działać jak naturalne szczepionki; wzmocnić i rozmnożyć pożyteczne bakterie, które nasz organizm utracił w zmasowanym ataku produktów antybakteryjnych na środowisko; na nowo wyedukować układ odpornościowy, tak by przywrócić jego zdolność do obrony organizmu bez nadmiernej reaktywności.

Nie bać się odrobiny brudu tu i tam, a jednocześnie bardziej świadomie podążać za rytmami przyrody i korzystać z uzdrawiającej mocy tego, co otacza nas na co dzień.

Dlatego też, aby zapoczątkować u mamy program zdrowienia, postanowiłem sięgnąć do samego źródła. W toku moich wieloletnich poszukiwań zdrowotnych nabrałem szczególnego zainteresowania probiotykami – suplementami i produktami żywnościowymi bogatymi w zdrowe mikroorganizmy, bakterie, grzyby i drożdże, dzięki którym w ogólnej populacji naszej mikroflory jelitowej szala przechyla się na stronę zdrowia. Jeden z najciekawszych wątków badawczych, na które się w owym czasie natknąłem, dotyczył mikroorganizmów w glebie. Wskazywano, że zawiera ona wiele ważnych drobnoustrojów, często brakujących ludzkiemu organizmowi. Z miejsca zacząłem podawać mamie suplement probiotyczny z mikroorganizmami glebowymi (soil-based organisms, SBO), które mają poprawiać wchłanianie składników odżywczych, eliminować przerost drożdżaków i dynamizować pracę jelit.

Następnie przebiegłem w myślach różne sytuacje z naszego życia, by znaleźć właściwe sposoby, jak „ubrudzić” mamę. We wczesnej młodości lubiła jazdę konną, wróciła więc do stajni i zaczęła regularnie jeździć wierzchem, wdychać tumany kurzu i szczotkować konie. Ponadto udawaliśmy się na targ, by kupować organicznie i lokalnie uprawiane warzywa i owoce, dostarczane z odległości nie większej niż kilkanaście kilometrów. Korzenie i bulwy skrzyły się od antyoksydantów, a grudki ziemi wciąż trzymały się ich korzeni. W kuchni nauczyłem mamę robić zielone koktajle ze szpinaku, selera, ogórka, kolendry, limonki, zielonych jabłek i stewii. Zażywała dzienną dawkę suplementów, wysokiej jakości wyciągów z roślin leczniczych. Opróżniła też wiele kubków rosołu – leczniczego eliksiru robionego na kościach i podrobach kurczęcych, wołowych, jagnięcych lub rybnych. Te części zwierząt, uważane kiedyś za nieczyste odpady, są w rzeczywistości znakomitym źródłem kolagenu, glutaminy i innych środków odżywczych, które pomagają w zagojeniu i „uszczelnieniu” błony jelitowej. Ponadto mama codziennie przebywała w ogrodzie, grzebiąc w grządkach kwiatowych lub po prostu ciesząc się przyrodą.

Muszę jej to oddać, że bardzo ściśle stosowała się do moich wskazań na temat diety i trybu życia. Poddawała się też zabiegom fizjoterapeutycznym, takim jak masaż limfatyczny i sesje kręgarskie. W ciągu kilku kolejnych miesięcy zaobserwowała znaczną poprawę swojego stanu zdrowia, i to w różnych sferach. Zaparcie ustąpiło i pojawiły się codzienne wypróżnienia. Zauważyła znaczny przypływ energii. Zniknęły jej problemy tarczycowe. Ubyło jej dziesięć kilogramów i nie doznawała już depresji. Mówiła, że zaznaje więcej radości niż kiedykolwiek wcześniej.

Gdy cztery miesiące później poszła na badania kontrolne po tomografii komputerowej, lekarze byli skonsternowani. Nie tylko unormowała się jej morfologia, lecz także radykalnie spadł poziom markerów nowotworowych.

– Stało się coś bardzo nietypowego – oznajmił wyraźnie zaskoczony onkolog. – Nie widuje się często, żeby rak się kurczył.

Jej największy guz zmniejszył się o 52 procent. Onkolog zachęcał ją, żeby dalej robiła to, co robi, bo „cokolwiek to jest, najwyraźniej działa”. Opiekujący się nią zespół postanowił wstrzymać się z decyzją o operacji, a mama z ulgą przyjęła wiadomość, że nie musi znów iść pod nóż.

Chcę jasno postawić pewną sprawę: nowotwór złośliwy to jedna z najbardziej skrajnych przypadłości zdrowotnych, z jaką można się mierzyć. Nigdy nie posunąłbym się do twierdzenia, że mój program „wyleczył” mamę z raka. Na taką poprawę stanu zdrowia, jakiej doświadczyła, składa się wiele czynników, mama zaś była ogromnie skrupulatna w przestrzeganiu zaleceń i wskazań wszystkich swych lekarzy. Jednak tam, gdzie kończyły się te instrukcje, zaczynały się wprowadzone przez nią zmiany w żywieniu i stylu życia. Uważam, że właśnie dzięki połączeniu wszystkich tych elementów dzisiaj – ponad dwadzieścia lat od usłyszenia, że ma raka piersi, i dziesięć lat po drugiej diagnozie – mama cieszy się owocami zmian swego stylu życia.

Około siedmiu lat po drugiej diagnozie moi rodzice przeszli na emeryturę i przenieśli się do domu nad jeziorem we Florydzie. Obecnie jeżdżą na nartach wodnych i urządzają piesze wędrówki z nowymi przyjaciółmi. Mama ukończyła razem ze mną wiele biegów na pięć kilometrów (docierając na metę druga lub trzecia w swej grupie wiekowej!). Promienieje i tryska energią. Niemal za każdym razem, gdy się widzimy, zachwyca się tym, jak poprawiło się jej zdrowie. Mówi, że po sześćdziesiątce czuje się lepiej, niż gdy miała trzydziestkę.

BONUS: BONUS: Jeśli chcesz poznać szczegółowy plan żywienia, suplementacji i stylu życia, którego przestrzegała moja mama w trakcie powrotu do zdrowia, możesz go ściągnąć gratis z www.draxe.com/healing-plan–bonus.

Nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności za uzdrowienie matki – to ktoś, kto jest i zawsze będzie dla mnie źródłem największej inspiracji. Ból i cierpienie, których doświadczała miesiącami po zdiagnozowaniu raka piersi, popchnęły mnie w stronę pracy w służbie zdrowia. A doświadczenie pomocy w uleczeniu jej jelita nieszczelnego – i w konsekwencji pokonania niedoczynności tarczycy, przewlekłego zmęczenia, depresji i raka – skrystalizowały moją misję jako profesjonalisty medycznego. Według mnie jej zdrowotna przemiana służy doskonałym przykładem mocy uzdrowienia całego organizmu, do którego może dojść, gdy najpierw zadbamy o zdrowie jelit.

Zbiór zasad, którego przestrzegała moja mama, niemal tożsamy z podejściem zastosowanym u tysięcy pacjentów, stanowi szkielet prezentowanego tu programu Eat Dirt. Uważam, że te właśnie reguły stwarzają ogromną szansę na dokonanie prawdziwej rewolucji zdrowotnej na skalę społeczną – i najwyższy czas na to. Doświadczamy teraz skrytej epidemii jelita nieszczelnego.

Kopniak w brzuch

O ile określenia „przeciekające” czy „nieszczelne” jelito wciąż wzbudzają sceptycyzm i uśmieszki niektórych przedstawicieli mediów i społeczności lekarskiej, o tyle jego precyzyjniejszy odpowiednik medyczny – zwiększona przepuszczalność jelit – ma bogatą dokumentację w literaturze lekarskiej od ponad stu lat, ostatnio jako czynnik ryzyka chorób autoimmunologicznych. Zakres występowania tego wyniszczającego stanu ewidentnie wzrasta, jak zaświadcza równoległy wzrost liczby osób dotkniętych chorobami autoimmunologicznymi w zeszłej dekadzie. Światowa zachorowalność na cukrzycę typu 1, chorobę o udowodnionych związkach z jelitem nieszczelnym, zwiększyła się prawie o 40 procent między rokiem 1998 a 20081. Obecnie ocenia się, że 50 milionów Amerykanów – czyli blisko co szósty – zmaga się ze schorzeniami autoimmunologicznymi. Ogólna liczba takich schorzeń dochodzi do stu, a dodatkowo tło autoimmunologiczne podejrzewa się w czterdziestu innych2. Podczas gdy badacze wciąż pracują nad odkryciem szczegółowych mechanizmów stojących za tymi chorobami, klinicyści medycyny funkcjonalnej przekonali się, że różnorodne schorzenia – w tym alergie, astma, nietolerancja pokarmowa, choroby układu pokarmowego, zapalenie stawów, zaburzenia tarczycy, a nawet takie frustrująco trudne do leczenia stany jak przewlekłe zmęczenie i autyzm – tracą nasilenie lub całkowicie ustępują po wprowadzeniu i skrupulatnym przestrzeganiu zbioru zasad postępowania z jelitem nieszczelnym.

Społeczeństwo amerykańskie tkwi w żelaznym uścisku ukrytej epidemii. Zdecydowanie zbyt długo traktowaliśmy układ pokarmowy po macoszemu, odmawiając mu wartościowego pożywienia, a zarzucając go ogromnymi ilościami żywności przetworzonej i cukru, toksycznie oddziałującymi na nasz organizm, oraz przeciążając go chemikaliami środowiskowymi, stresem i nadmiarem środków przeciwbakteryjnych. Przez długi czas postrzegaliśmy układ pokarmowy jako odpowiedzialny jedynie za przekształcanie pokarmu w energię oraz pomocniczo zaangażowany w regulację metabolizmu i uwalnianie organizmu od zbędnych produktów przemiany materii. Wyraźnie widać, że pogląd ten był bardzo zawężony i przesłaniał zasadniczą prawdę: jelito nie jest wyłącznie centrum przetwarzania żywności – jest centrum samego zdrowia.

Zwarcie szeregów obronnych

Oznaki nieszczelnego jelita bywają dezorientująco zróżnicowane.

- Możesz czuć zmęczenie i ospałość.
- Możesz cierpieć na częstą niestrawność, zgagę, wzdęcia i gazy.
- Możesz nabyć nietolerancję pewnych pokarmów, którymi zajadałeś się bez żadnych skutków ubocznych od lat (czy dziesięcioleci).
- Możesz doznawać uporczywego „przymglenia” umysłowego, charakteryzującego się zmąceniem pamięci i brakiem koncentracji.
- Możesz zaobserwować u siebie zmiany skórne, takie jak podkrążenie oczu lub stany zapalne typu egzema (wyprysk), łuszczyca, trądzik.

Jeśli sytuacja ta się utrzymuje, możesz doprowadzić do wystąpienia poważniejszych konsekwencji: przewlekłego zmęczenia, wyczerpania nadnerczy i apatii; obezwładniających bólów i zapalenia stawów; rozmaitych niebezpiecznych chorób układu pokarmowego, w tym nieswoistego zapalenia jelit; schorzeń autoimmunologicznych, takich jak zapalenie tarczycy typu Hashimoto; niekiedy, niestety, chorób stanowiących bezpośrednie zagrożenie życia.

Być może, nieświadomy nawet określenia „jelito nieszczelne”, przez całe lata dociekałeś przyczyn poszczególnych objawów czy dolegliwości, szukając pomocy u alergologa, kardiologa, reumatologa, endokrynologa, neurologa czy nawet psychologa. Czy te rozliczne objawy mogą się brać z jednego źródła? Czy rozwiązanie jest aż tak proste? A skoro liczba chorych drastycznie wzrasta, w jaki sposób możemy się chronić?

Na szczęście rozwiązanie znajduje się w naszych rękach – oraz w naszych kuchniach, gospodarstwach rolnych, środkach komunikacji publicznej, przydomowych ogródkach i szkołach.

Musimy wrócić do brudu ziemi…

Ziemia jako rozwiązanie

O ile skutki jelita nieszczelnego mogą być wyniszczające, o tyle rozwiązania problemu są proste, niedrogie i ogólnie dostępne, w zasięgu każdego, kto czyta te słowa.

W książce tej podzielę się wszystkim, czego dowiedziałem się o jelicie nieszczelnym i sposobach jego leczenia, aż do całkowitego powrotu do zdrowia. Omówimy podłoże tego zespołu chorobowego i drogę jego rozwoju. Zagłębimy się w kwestię jego czynników ryzyka, a także zastanowimy się, dlaczego stał się przyczyną wielu chorób i zaburzeń czynnościowych na całym świecie. Porozmawiamy o tym, jak możesz stwierdzić, czy występuje u ciebie, oraz jak możesz zabezpieczyć przed nim siebie i swoją rodzinę – zaczynając już dziś.

Wspólnie, korzystając z instrumentów podanych w tej książce, opracujemy spersonalizowane standardy postępowania, dzięki którym zaczniesz leczyć i uszczelniać swoje jelita, wygaszać stany zapalne, ograniczać zaburzenia immunologiczne oraz radykalnie poprawisz swój stan zdrowia zarówno w perspektywie najbliższych tygodni, jak i całego życia. Po wprowadzeniu zarysowanych tu metod działania nie tylko znacznie obniżysz u siebie ryzyko chorób, lecz także dostrzeżesz takie zmiany jak:

- przypływ energii,
- poprawa trawienia,
- lśniąca, zdrowa skóra,
- czyste zatoki i mniej objawów alergicznych,
- stawy wolne od bólów,
- przejrzystość myśli i dobra koncentracja,
- poprawa postrzegania własnego ciała i pewności siebie,
- zwiększenie przemiany materii (i ubytek masy),
- równowaga hormonalna,
- ograniczenie huśtawek emocjonalnych.

W części 1 zaczniemy od opisu ukrytej epidemii, którą stało się jelito nieszczelne. Pomówimy o jego objawach, o tym, jak się zaczyna i rozwija oraz dlaczego uważa się je za praprzyczynę niektórych bardzo powszechnych i wyniszczających schorzeń (wypełnij kwestionariusz na końcu rozdziału 1, aby ocenić u siebie ryzyko wystąpienia jelita nieszczelnego). Porozmawiamy o przepastnym i tajemniczym kosmosie wewnątrz nas – o trylionach komórek bakteryjnych składających się na nasz mikrobiom – i o tym, że dopiero zaczęliśmy rozumieć jego rzeczywistą rolę dla naszego zdrowia fizycznego i psychicznego. Podejmiemy kwestię zagrożenia wyginięciem, na jakie naraziliśmy nasze pożyteczne bakterie, dopuszczając się na co dzień rozmaitych nadużyć oraz wystawiając się na kontakt z toksynami środowiskowymi. Poruszymy wreszcie temat związków między jelitem nieszczelnym a narastającą epidemią chorób autoimmunologicznych.

Zakończymy część 1 omówieniem najbardziej obiecującego rozwiązania: cofnięcia czasu w odniesieniu do wielu naszych nawyków higienicznych związanych z dezynfekcją, odkażaniem i nadmierną „czystością”. Przez powrót do niektórych prostych praktyk życia codziennego możemy zapewnić ochronę korzystnym dla nas bakteriom i wzmocnić swój układ odpornościowy. Przyjrzymy się temu, jak wiele dawnych sposobów postępowania, z pozoru najmniej sterylnych, dawało nam siły przez całe tysiąclecia. Wykażemy też, jak pojawienie się nowoczesnych udogodnień – chłodzenia żywności, metod przemysłowych w rolnictwie, codziennego prysznica – a także wszechobecnych antybiotyków i innych środków stosowanych w źle pojętej wojnie z zarazkami w rzeczywistości nas osłabiło. W końcu zastanowimy się nad regeneracyjną mocą „brudu ziemi”, czyli nad tym, w jaki sposób miałby on doprowadzić do odbudowania naszej bariery jelitowej. Błona jelitowa stanowi pierwszą linię obrony naszego układu odpornościowego. Jeśli o nią zadbamy, pomoże nam w odpowiednim odżywieniu się, przepuszczając zrównoważone ilości mikroskładników, a stawiając nieprzejednany opór chorobotwórczym wrogom.

W części 2 przyjrzymy się pięciu nowoczesnym „ulepszeniom”, które miały dać ludziom większe zabezpieczenie, a zamiast tego naraziły nas na zagrożenie tymi samymi chorobami, którym miały zapobiegać. Omówimy, jak nowoczesny rynek żywnościowy, toksyny środowiskowe, nadmiar stresu, przesterylizowanie oraz farmaceutyki zwiększyły toksyczne obciążenie organizmu, czyniąc go bezbronnym w stosunku do prawdziwych zagrożeń, w tym drobnoustrojów opornych na antybiotyki, zjadliwych wirusów, prawdziwych alergenów oraz naszych własnych wrodzonych obciążeń genetycznych. Porozmawiamy o prostych i przyjemnych zmianach, które można wprowadzić do swojego codziennego życia, by odwrócić skutki każdego z tych błędnych posunięć. Zmiany te nie tylko leczą jelito nieszczelne i poprawiają nasze zdrowie, lecz także wzbogacają i pogłębiają nasz związek ze światem przyrody. Filozofia programu Eat Dirt pomaga w przywróceniu zdrowego rytmu naszemu życiu, a w ostatecznym rozrachunku przyczynia się do stworzenia bardziej zrównoważonej planety dla naszych dzieci.

Następnie zbierzemy wszystkie te elementy w program postulowanego stylu życia – pięciostopniowy plan usuwania toksyn z jelit, odtworzenia i wzmocnienia korzystnej równowagi mikroflory oraz odbudowy zdrowej błony jelitowej, tak by cały organizm mógł naprawdę kwitnąć.

Wdrożywszy program bazowy, w części 3 będziesz mógł go zindywidualizować, dostosowując do swego własnego profilu, określonego na podstawie kwestionariusza. Odpowiadając na poszczególne pytania, sprawdzisz, który z pięciu najczęstszych typów jelita reprezentujesz ze względu na swoje problemy i dolegliwości. Nacelowane plany działania są opracowane z uwzględnieniem specyficznych czynników ryzyka, dotyczących aktualnego stanu zdrowia i stylu życia, i podnoszą efektywność podstawowego programu dla każdego z poniższych pięciu typów jelit:

- jelito drożdżycowe, bezpośrednio związane z przerostem drożdżaków (kandydozą) i nadwagą, które występują u 68 procent dorosłych Amerykanów3;
- jelito stresowe, w którym przewlekły stres osłabia nadnercza, nerki i tarczycę, mogąc powodować zaburzenia równowagi hormonalnej, zmęczenie i dysfunkcję tarczycy;
- jelito odpornościowe, występujące u 15 milionów Amerykanów cierpiących na alergie pokarmowe4 oraz 1,6 miliona i sześciuset tysięcy z nieswoistym zapaleniem jelit5, a także 50 milionów dorosłych z chorobami autoimmunologicznymi6;
- jelito gastryczne, powodowane przez przerost bakteryjny jelita cienkiego oraz refluks żołądkowo-przełykowy, który prześladuje 60 procent dorosłych – a połowa z nich odczuwa te dolegliwości każdego tygodnia;
- jelito toksyczne, które może skutkować chorobami pęcherzyka żółciowego, skóry i przewlekłymi problemami wątrobowymi, które co roku wywołują ostre dolegliwości u 30 milionów Amerykanów7.

Dla każdego z tych typów przedstawiam stosowne zalecenia i szczegółowe porady dotyczące tego, jakie pokarmy jeść, a jakich unikać, które suplementy najlepiej zaspokoją potrzeby oraz jak dodatkowo wesprzeć organizm w staraniach o jak najpełniejszy powrót do zdrowia jelit. Przekazuję też wskazówki, jak zmodyfikować program, jeżeli podejrzewasz u siebie mieszany typ jelita.

By maksymalnie ułatwić zastosowanie programu Eat Dirt, dołączyłem do książki dziesiątki ulubionych przepisów moich pacjentów na zdrowe posiłki, a także receptury do sporządzania własnych produktów kosmetycznych i higienicznych, w których chemikalia zastąpione są olejkami eterycznymi. Przedstawiam też historie wielu moich pacjentów ilustrujące to, że proste podejście – powrót do „brudniejszych” praktyk, które dawniej wspierały i wzmacniały nasz układ odpornościowy – pozwala zaradzić wielu utrzymującym się długo dolegliwościom i prowadzi do odzyskania zdrowia.

Czas się ubrudzić

Program Eat Dirt ewoluował przez lata mojej praktyki leczniczej. Przetestowałem te środki zaradcze na tysiącach pacjentów, obserwując oznaki przemiany, jakiej doświadczali po przywróceniu zdrowia swoim jelitom. Przez ponad dziesięciolecie śledziłem doniesienia naukowe w periodykach medycznych, zauważając przyrastającą liczbę potwierdzeń zjawiska, którego byłem świadkiem na co dzień zarówno w klinice, jak i wśród moich bliskich. Przedstawię tu część z tych badań; ich wyniki wyraźnie wskazują, że nasze jelita są poturbowane i potrzebują pomocy.

Wierzę, że jeśli będziesz przestrzegać wskazań z tej książki, doświadczysz zdumiewającej poprawy ogólnego stanu zdrowia – nie tylko sprawniejszego trawienia, lecz także przypływu energii, utraty wagi, poprawy nastroju i wielu, wielu innych. Mam też nadzieję, że kiedy to się stanie, dołączysz do mnie w dziele szerzenia informacji o jelicie nieszczelnym; nauczysz rodzinę i znajomych, w jaki sposób również oni mogą zaprząc siłę „brudu” do zwalczenia zaburzeń swego układu odpornościowego.

Wszyscy jesteśmy cząstką gigantycznego ekosystemu, który wymaga uleczenia – i każdy z nas może przyczynić się do realizacji tego celu. Czas zakasać rękawy i wziąć się do brudnej roboty. Zdrowie naszej planety jest w naszych rękach – i w naszych jelitach!Rozdział 2

Pole rażenia jelita nieszczelnego

Gdy dzisiaj dyskutuje się o jelitach, często rozmowa dotyczy trylionów mieszkańców przewodu pokarmowego – tzw. mikrobiomu jelitowego.

Do mikrobiomu zalicza się wszystkie drobnoustroje (bakterie, wirusy, grzyby, drożdżaki, pasożyty i inne), które bytują w i na organizmie ludzkim. Choć formalnie jesteśmy „gospodarzami” dla tych mikrobów, bakterie dziesięciokrotnie przewyższają liczebnie komórki naszego własnego ciała – jest ich sto trylionów w samych jelitach. (Pomyśl tylko: sto trylionów – gdybyś od 1 roku naszej ery wydawał codziennie milion dolarów, do 2016 roku nie wydałbyś jeszcze nawet jednego tryliona).

Specjaliści oceniają, że gdybyśmy zebrali wszystkie bytujące w nas mikroby, ważyłyby one 1–3 kilogramów, innymi słowy: mniej więcej dwukrotność przeciętnej wagi ludzkiego mózgu1.

Większość mikrobiomu lokuje się w naszych jelitach. Odgrywa on ogromną rolę w przebiegu wielu różnych procesów biologicznych, z czego bodaj najważniejsze jest jego znaczenie dla zapoczątkowania i rozwoju układu odpornościowego oraz ochrony integralności błony jelitowej.

Żyjemy w relacji symbiotycznej z tymi drobnymi stworzonkami: mikroby są od nas uzależnione jako od swych gospodarzy, a z drugiej strony znaczna większość z nich zabezpiecza nas przed groźnymi bakteriami, reguluje metabolizm i wspomaga trawienie. Bakterie te ciężko pracują nad rozkładaniem pokarmu, tworzeniem witamin, regulowaniem poziomu hormonów, pozbywaniem się toksyn oraz budowaniem naturalnych cząsteczek chemicznych, które pomagają odżywiać i zabezpieczać błonę jelitową. Pokojowa koegzystencja i wzajemnie korzystna równowaga utrzymują się dzięki wielu współzależnym mechanizmom, w tym aktywności wydzielniczej jelit, pasażowi żywności przez przewód pokarmowy oraz interakcji między samymi mikroorganizmami. Gdy drobnoustroje dobrze współgrają z tymi procesami (oraz sobą nawzajem), wtedy chronią ciągłość błony jelitowej, a dzięki temu naszą odporność. Jeśli zaś równowaga ta zostaje zaburzona, mogą się pojawić poważne konsekwencje.

Nasi życiowi towarzysze

Nasi mali przyjaciele znają nas od bardzo dawna. Jeszcze przed narodzeniem dziecko ma kontakt z pożytecznymi mikrobami (takimi jak Firmicutes i Bacteroidetes) poprzez łożysko matki2. W drodze na świat przez kanał rodny malutki chłopczyk czy dziewczynka stykają się z trylionami następnych bakterii, co kładzie fundament pod ich własny mikrobiom – i układ odpornościowy – który rozwinie się u dziecka w najbliższych latach. (By dzieci rodzonych przez cięcie cesarskie nie pozbawiać tej kąpieli bakteryjnej, pionierscy lekarze zaczęli smarować je wydzielinami pochwowymi matki). Kolejny strumień mikrobów dociera z pierwszym posiłkiem, ponieważ mleko matki także zawiera drobnoustroje, w tym bakterie pomagające w trawieniu samego mleka. Organizmy, z którymi stykamy się w pierwszych godzinach życia, stają się zaczynem naszego mikrobiomu i będą się przyczyniać do określenia kondycji zdrowotnej jelit na całe życie.

Jeśli dalej prowadzimy naturalnie brudne życie ludzkie – jesteśmy karmieni piersią, mieszkamy w domu z psem oraz upajamy się typową dla niemowląt czynnością wkładania przypadkowych przedmiotów do ust – te drobnoustroje będą rosnąć i się rozwijać. Reagując na różne napotykane mikroby, wciąż stopniowo gromadzimy kolejne i zwiększamy tym samym różnorodność gatunkową w jelitach. Liczba gatunków wzrasta od około stu w niemowlęctwie do około tysiąca w dorosłości. Skład ten zmienia się też zależnie od tego, z kim przebywamy – od składu blisko przypominającego mikrobiom mamy po taki, który uwzględnia florę bakteryjną zarówno mamy, jak i taty, braci, sióstr i wszystkich, którzy opiekują się nami w niemowlęctwie3.

Jeżeli jednak wychowujemy się w skrajnie czystym środowisku, bez dostępu do wymienionych „brudnych” dobrodziejstw, mamy mniej mikroekspozycji na dobre i złe drobnoustroje, a nasza populacja jelitowa jest mniej zróżnicowana. Jeśli na dodatek podłapiemy jakąś chorobę i w pierwszych latach potrzebne jest leczenie antybiotykiem (lub kilkoma antybiotykami), wypracowana przez nas różnorodność niemal całkiem zanika, przez co jelito staje się wrażliwsze na zjadliwe szczepy bakterii, które potrafią wykazywać się nadzwyczajną zmyślnością, byle tylko utrzymać się przy życiu.

Ratuje nas różnorodność

Nie zawsze dobre bakterie wiodą prym w mikrobiomie. Niekiedy dyrygują nim szkodliwe patogeny. Ta liczebna przewaga czarnych charakterów jest powszechnym skutkiem ubocznym częstej antybiotykoterapii. Amerykański ośrodek kontroli i prewencji chorób Centers for Disease Control (CDC) wydał specjalne ostrzeżenia na temat nowych opornych na antybiotyki bakterii, którymi zaraża się ponad dwa miliony Amerykanów rocznie4. Cztery nowe oporne na antybiotyki szczepy salmonelli zwiększyły ogniska chorób przenoszonych pokarmowo w USA5. Najbardziej wyniszczająca jest infekcja Clostridium difficile z bolesnymi biegunkami, gorączką i niewydolnością nerek. Według CDC w USA rozpoznaje się rocznie pół miliona takich przypadków, a 29 tysięcy osób umiera w ciągu trzydziestu dni od postawienia diagnozy6. To niemal tyle samo, ile ginie w wypadkach samochodowych7 lub od ran postrzałowych8.

Przerażające, nieprawdaż? Jak możemy się przed tym ustrzec?

Odpowiedzią jest różnorodność. Równowagę całego systemu utrzymuje właśnie różnorodność bakteryjna.

Zdrowe jelito zawiera tak wiele rozmaitych rodzajów mikrobów, że żaden szczep nie może zyskać wyraźnej przewagi. W pewnym ważnym badaniu, wykonanym przez grupę uczonych europejskich i opublikowanym w piśmie „Nature”, analizowano mikrobiom 229 osób w podziale na dwie grupy. Uczestnicy z mniej niż 480 tysiącami genów bakteryjnych byli określani jako „niskogenowi” (niemal co czwarty z nas znalazłby się w tej grupie), a pozostali jako „wysokogenowi”. Różnice w bogactwie mikrobiomu między przedstawicielami obu grup wynosiły mniej więcej 40 procent. Uczeni ustalili, że ten niższy stopień różnorodności bakteryjnej koreluje z wyższą masą i większym otłuszczeniem ciała, insulinoopornością oraz wyższym poziomem cholesterolu, triglicerydów i markerów zapalnych w porównaniu z osobami o większym bogactwie bakteryjnym9. Ukazano również przejawy większego stresu oksydacyjnego w organizmie oraz – naturalnie – wyższe prawdopodobieństwo jelita nieszczelnego.

Po wykonaniu wstępnych badań uczeni monitorowali swoich podopiecznych przez dziewięć lat i stwierdzili, że w grupie niskogenowej utrzymywało się przybieranie na wadze. Ale oto dobra wiadomość: badacze zaobserwowali także, że ludzie, którzy zwiększyli spożycie błonnika z owoców i warzyw, wzbogacili też różnorodność bakteryjną i złagodzili niektóre problemy zdrowotne. Oznacza to, że byli w stanie odzyskać część swoich „jelitowych przyjaciół” przez samą zmianę sposobu odżywiania.

Brak różnorodności bakteryjnej w społeczeństwach zachodnich najlepiej sobie uświadomić, porównując przeciętną populację jelitową mieszkańców Zachodu z taką populacją u ludzi, którzy nie ulegli jeszcze wpływom nowoczesnego życia. Plemię Janomamów, zamieszkujące odległe zakątki górzystego lasu tropikalnego na pograniczu Wenezueli i Brazylii, należy do ostatnich rdzennych grup etnicznych stosunkowo nietkniętych przez cywilizację. Ludzie ci nie zostali wystawieni na pułapki nowoczesności – nie jedli żywności przetworzonej, nie zażywali antybiotyków, nawet nie widzieli butelki z odkażaczem do rąk. Nie zasiadają do trzech obfitych posiłków dziennie, a zamiast tego zjadają mniejsze porcje rozłożone w ciągu całego dnia. Co również istotne, ich dieta składa się z ryb, dziczyzny, rozmaitych owadów oraz mnóstwa warzyw korzeniowych pokrytych mikroorganizmami glebowymi. Na przekąski mają banany, a piją bogate w probiotyki napoje z kiszonej kassawy, warzywa korzennego o orzechowym smaku. Uczeni ustalili, że Janomamowie mają mikrobiom o bioróżnorodności wyższej o 40 procent od mikrobiomu przeciętnych Amerykanów. Jest to bodaj najwyższa różnorodność bakteryjna stwierdzona w jakiejkolwiek społeczności ludzkiej10.

Na tym tle przewody pokarmowe Amerykanów wyglądały jak jałowe pustynie11, gdzie brakowało wielu podstawowych gatunków spełniających niezwykle istotne funkcje. Do utraconych zaliczały się szczepy bakterii pomagające w metabolizmie węglowodanów, szczep aktywnie komunikujący się z układem odpornościowym oraz inny, znany z ochrony przed formowaniem się kamieni nerkowych. Analizujący te dane naukowcy ze Stanfordu twierdzili, że część z tych braków bakteryjnych stanowi głęboką przyczynę wielu trapiących Zachód chorób12.

Musimy wrócić na ziemię

Co się z nami stało? Potężnym czynnikiem sprawczym wyjałowienia mikrobiomu jest nasz nałóg antybiotykowy oraz kontakt z substancjami antybakteryjnymi we wszystkim – od żywności i wody przez kosmetyki, szampony, odżywki, mydła, kremy przeciwsłoneczne i mleczka do ciała aż po leki, a nawet karmę dla zwierząt domowych. Ale antybiotyki nie są jedynym niebezpieczeństwem. W dążeniu do dezynfekcji świata odcięliśmy się od zdrowych bakterii na skalę, którą dopiero zaczynamy poznawać. Gdy dodaliśmy antybiotyki do mydła, nie zwiększyliśmy znacząco czystości rąk – podnieśliśmy tylko oporność bakterii na antybiotyki.

Dzięki dynamicznie rozwijającej się wiedzy na temat mikrobiomu zdajemy sobie jednak sprawę, że mikrobiom da się szybko zmienić. Na podstawie wyników badań, którym poddano grupę Japończyków, opublikowanych w 2010 roku w „Nature”, stwierdzono, iż bakterie, które zjadamy i z którymi się stykamy, nawiązują symbiotyczną relację z nami jako gospodarzami13. Grupa japońska przestrzegała diety bogatej w produkty pochodzenia morskiego – ryby i glony. Okazało się, że Japończycy rozwinęli w swoim przewodzie pokarmowym specjalne bakterie, nieobecne u Amerykanów, które pozwalały im lepiej trawić sushi i wodorosty. Podsumowując efekty prac, szef grupy badawczej powiedział, że zjadanie pokarmów z unikalnym zestawem bakterii jest jak ofiarowanie organizmowi „nowego zestawu przyrządów” do pracy.

Czy to oznacza, że powinniśmy popędzić do sklepu z żywnością azjatycką i zacząć pochłaniać kilogramami glony? Niekoniecznie. Najlepiej byłoby zadbać o jedzenie produktów pochodzących z naszych okolic. Mikroby zawarte w miejscowej glebie, obecne na marchewce czy sałacie, lepiej pomogą strawić produkty z danego regionu, a jednocześnie zapewnią organizmowi zindywidualizowany oręż do zwalczania patogenów, na które możesz być regularnie narażony.

Wiemy dziś, że dzięki sumiennemu zadbaniu o wzrost bioróżnorodności – przez wybór odpowiednich produktów żywnościowych i suplementów, ograniczenie stresu i leków, zwiększone spożycie probiotyków i prebiotyków – już w ciągu dwudziestu czterech godzin możemy zacząć zmieniać swój mikrobiom (a w konsekwencji reperować nieszczelne jelito). A takie działanie może być przepustką do świata mniej nękanego przez otyłość i cukrzycę, schorzenia autoimmunologiczne, chorobę Alzheimera i autyzm, a nawet raka.

Jelito nieszczelne ukrywa się pod latarnią

Trudność w zdiagnozowaniu jelita nieszczelnego polega na tym, że często ukrywa się ono za jednymi z najbardziej wycieńczających chorób, które nas prześladują. Doskonałym przykładem są doświadczenia Michelle.

Michelle pojawiła się w prowadzonym przeze mnie drugi rok gabinecie w towarzystwie męża, Johna, pchającego ją na wózku. Miała zaledwie trzydzieści pięć lat. Rozpoznano u niej fibromialgię i zespół przewlekłego zmęczenia, a ostatnio lekarz zaczął podejrzewać u Michelle również stwardnienie rozsiane (SR).

Poruszała się na wózku ze względu na przewlekły ból stawów, który stał się tak dotkliwy, że cierpły jej kończyny. Zaczęła też zauważać inne objawy neurologiczne i bardzo niepokoiła się o swoją przyszłość. Gdy tylko wszedłem do gabinetu, rozszlochała się.

– Panie doktorze, tak okropnie się czuję – powiedziała. – Myślę, że już tego dłużej nie wytrzymam.

Całym sercem jej współczułem. Widziałem, jak wielki ból sprawia jej samo siedzenie. Zbierając od niej wywiad, dowiedziałem się, że na studiach grała w uniwersyteckiej drużynie siatkarskiej. Już wtedy zaczęła doznawać wzdęć brzucha, ale uznawała je za drobne dolegliwości trawienne. Kilka lat po studiach zaczęła mieć nienormalne wypróżnienia – na przemian luźne stolce i zaparcia. Około pięciu lat temu zdiagnozowano u niej zespół jelita drażliwego (ZJD), który po dwóch latach przerodził się w całkowite zaparcie. Dwa lata przed wizytą u mnie zaczęły jej dokuczać wyczerpanie i przewlekłe bóle w całym ciele. W ostatnich sześciu miesiącach dołączyły się objawy neurologiczne. Ze łzami mówiła o niedawnej diagnozie SR.

W trakcie naszej rozmowy zerkałem też na dziennik żywieniowy, który przyniosła ze sobą. Natychmiast uderzyło mnie, jak mało jadła błonnika. Jej dieta składała się głównie z rafinowanych produktów zbożowych, takich jak płatki śniadaniowe, pieczywo, krakersy, granola i makarony. Zauważyłem również, że brała kilka serii antybiotyków w trakcie studiów, czyli mniej więcej wtedy, gdy rozpoczęły się jej problemy trawienne. Zapytałem o to, czy dobrze gryzie jedzenie, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, włączył się mąż:

– W ogóle nie gryzie. Po prostu połyka!

Podejrzewałem, że ten akurat szczegół znacząco utrudnia jej trawienie. Podkreśliłem, jak ważne jest dokładne przeżucie pokarmu.

– Idealnie by było, gdybyśmy żuli każdy kęs trzydzieści razy – powiedziałem i uśmiechnąłem się na widok ust otwierających się jej z niedowierzania.

Na zakończenie konsultacji zleciłem jej badania, w tym kału, które mogłyby ujawnić zaburzenie równowagi mikrobiotycznej, oraz oznaczenie kwasów organicznych w poszukiwaniu niedoborów żywieniowych.

Gdy nadeszły wyniki, okazało się, że Michelle ma drastyczne niedobory kilku witamin z grupy B (w tym kwasu foliowego i B12), a także niski poziom witaminy D i cynku. Występował u niej też istotny niedobór pewnych szczepów probiotycznych, w tym Lactobacillus, miała zaś patogenny przerost drożdżakowy. Od razu jasne stało się dla mnie, że objawy neurologiczne podobne do SR mogą być u niej spowodowane brakiem pożytecznych bakterii i niedoborami witamin B.

– Mam dobre wiadomości – zakomunikowałem. – Wiem, jak pani pomóc.

Michelle zaczęła stosować dietę bogatą w zdrowe tłuszcze, warzywa i produkty probiotyczne. Zapisałem jej też suplementy witaminowe B12 i D3, suplementy probiotyczne, cynk i olejek eteryczny z kadzidłowca (frankincense).

Już po dwudziestu jeden dniach Michelle wstała z wózka. Po dziewięćdziesięciu praktycznie wbiegła do mojego gabinetu i mnie wyściskała.

– Nie mogę w to uwierzyć! – wołała. – Zniknęły wszystkie moje objawy neurologiczne, bóle, zmęczenie, problemy z wypróżnieniem.

Powiedziała, że czuje, jakby wydarzył się cud.

Podobnie jak w przypadku każdego z moich pacjentów już na pierwszej wizycie zapytałem Michelle o sprawy związane z wypróżnieniem. Daje to zwykle bardzo dobry wgląd w to, co dzieje się w organizmie, dostarczając mnóstwa danych do ustalenia sposobu postępowania leczniczego oraz planu żywienia. Wielu ludzi uważa, że szczegóły wypróżnienia są mało istotne, ale w mojej klinice pełen wywiad w tym zakresie jest kluczem do rozwiązania zagadek zdrowotnych.

W rzeczywistości powód twojej niewiedzy dotyczącej jelita nieszczelnego może być dość prosty: ludzie generalnie nie przepadają za omawianiem swojego rytmu wypróżnień. Rozmowa, którą przeprowadziłem z mamą – wtedy gdy po raz pierwszy ujawniła, że w zasadzie przez całe życie cierpi na zaparcie – to dowód, że ludzie często nie mówią o takich sprawach swojemu lekarzowi. Uważamy, że to krepujące czy niekulturalne, więc o tym milczymy. Z czasem zaczynamy akceptować problemy trawienne i uważać za normalne to, co zdecydowanie nie jest ani normalne, ani akceptowalne. Prawda jest taka, że w jelitach nie ma nic niekulturalnego, a należą one do najbardziej złożonych narządów, wywierających wszechstronny wpływ na ogólny stan zdrowia.

Wielu z nas zapewne zakłada, że układ pokarmowy ma jedno proste zadanie: przetwarzać zjadane przez nas produkty, pozyskując składniki odżywcze i energię potrzebną do życia oraz eliminując szkodliwe odpady. Jednak w rzeczywistości proces trawienia dzieli się na wiele osobnych i bardzo finezyjnych etapów. Jeśli jeden z nich uleganie zaburzeniu, wówczas nawet drobna modyfikacja pojawiająca się w jego konsekwencji może zmienić ten z założenia odżywczy i wzmacniający proces w źródło uciążliwości i rozstrajających bólów – a w skrajnych przypadkach zagrożenie dla całego organizmu.

Usunięcie nieszczelności jelita (a jeszcze lepiej zażegnanie jej) zaczyna się od zrozumienia, w jaki sposób układ pokarmowy działa najsprawniej. Dysponując tą wiedzą, będziemy lepiej przygotowani do zapobiegania jego awariom oraz odzyskania pełnej funkcjonalności narządów trawiennych.

Wycieczka po cudach jelita

Gwiazdą układu pokarmowego jest przewód żołądkowo-jelitowy, pusta w środku rura złożona z kilku narządów i rozciągająca się na dziesięć metrów, czyli wysokość trzykondygnacyjnego budynku. W procesie trawienia korzysta się oprócz tego z wątroby, trzustki, pęcherzyka żółciowego, układów nerwowego i krążenia oraz mikrobiomu jelitowego. Wszystkie te narządy, hormony, nerwy, płyny ustrojowe i mikroby łączą się w dziele pozyskiwania składników odżywczych oraz energii z pokarmów i napojów, a w konsekwencji wywierają ogromny wpływ niemal na każdy aspekt naszego zdrowia. Przyjrzymy się pokrótce temu systemowi, by dysponować punktem odniesienia do dalszej dyskusji.

Z pierwszym kęsem pożywienia – a nawet pierwszym spojrzeniem na nie lub wychwyceniem aromatu – usta wypełniają się śliną. Zawiera ona enzymy trawienne, które w trakcie żucia rozkładają węglowodany. Większość z nas nie przeżuwa jedzenia zbyt starannie, tymczasem dokładność w tym zakresie pomaga zapobiegać nieszczelności jelita. Żucie posyła wyprzedzający sygnał do żołądka (by przygotował kwas) i trzustki (by wydzielała swoje enzymy do jelita cienkiego). Ponadto sprawia, że żywność jest dobrze rozdrobniona, tak że enzymy trawienne mogą dotrzeć do każdej malutkiej drobinki. Kiepsko przeżuwając, nie tylko tracimy składniki odżywcze zawarte w tych cząstkach, lecz także ryzykujemy, że w niestrawionej postaci przejdą one aż do jelita grubego, wywołując kłopoty żołądkowe i gazy, jako że są sutym bufetem dla szkodliwych szczepów bakterii, które tam przebywają.

Drużyna trawienna w komplecie Tabela ta, opracowana w National Institutes of Health, pokazuje, że każdy narząd zaangażowany w trawienie ma swoją specjalność i konkretny obszar działania14.

NARZĄD

RUCH

WYKORZYSTYWANE SOKI TRAWIENNE

ROZKŁADANE CZĄSTECZKI

Usta

Żucie

Ślina

Skrobia

Przełyk

Połykanie

Brak

Brak

Żołądek

Górne mięśnie żołądka odprężają się, by wpuścić pokarm, dolne mieszają pokarm z sokami trawiennymi

Kwas żołądkowy

Białko

Jelito cienkie

Perystaltyka

Soki trawienne jelita cienkiego

Skrobia, białko, węglowodany

Trzustka

Brak

Sok trzustkowy

Skrobia, tłuszcze, białko

Wątroba

Brak

Kwasy żółciowe

Tłuszcze

Gdy zmiękczony śliną pokarm zostanie przesunięty wzdłuż przełyku, ląduje w żołądku. Komórki w błonie żołądkowej wydzielają hormony regulujące pracę całego układu trawiennego, w tym wytwarzanie enzymów trawiennych oraz wzmacnianie lub osłabianie apetytu. Ten narząd w kształcie litery J spełnia funkcję maszynki do mielenia i miksera – jego muskularne ściany rozgniatają pokarm na półpłynną miazgę, zwaną chyme (co po grecku znaczy „sok”).

Często myślimy o kwasie żołądkowym jak o czymś niepożądanym, tymczasem zawarty w nim naturalny kwas solny bardzo nam służy. Ten przejrzysty, gorzki roztwór jest tak silny, że może wywoływać korozję metali, a w naszym organizmie niszczy szkodliwe bakterie oraz pomaga enzymom żołądkowym w rozkładaniu białek. Jeżeli żołądek nie wytwarza dostatecznie dużo kwasu, człowiek może doznawać refluksu oraz wzrasta u niego ryzyko przerostu bakteryjnego jelita cienkiego, jednej z głównych przyczyn nieszczelności jelita.

Po zmiażdżeniu pokarmu do konsystencji płynu czy pasty treść ta opuszcza żołądek i przesuwa się do jelita cienkiego. Jest to wprost zdumiewający narząd – choć rzeczywiście stosunkowo cienki, ze wszystkimi swoimi skrętami i załomkami ma aż sześć metrów długości. Z trzustki, wątroby i pęcherzyka żółciowego jelito cienkie otrzymuje soki trawienne, pomagające w rozkładaniu pokarmu na witaminy i minerały, białka, węglowodany i tłuszcze potrzebne ci do przeżycia kolejnego dnia. Jeśli wszystko przebiega prawidłowo, do czasu przejścia treści pokarmowej z jelita cienkiego do grubego około 90 procent składników odżywczych zostaje pozyskanych i wchłoniętych.

Jednak nie zawsze wszystko idzie dobrze. W trakcie jedzenia pęcherzyk powinien przepychać drogami żółciowymi do jelita cienkiego żółć, która pomaga rozpuszczać tłuszcze, tak by enzymy trzustkowe i jelitowe mogły je rozłożyć. Jeśli komuś usunięto pęcherzyk, jego jelito cienkie musi dwukrotnie bardziej natrudzić się przy rozkładaniu tłuszczów (to kolejny czynnik ryzyka jelita nieszczelnego). Trzustka, gąbczasty i rurkowaty narząd o długości około piętnastu centymetrów, łączy się z wątrobą i pęcherzykiem w przewodzie żółciowym wspólnym. Słysząc słowo „trzustka”, większość ludzi myśli o insulinie (i może cukrzycy), ale narząd ten wydziela również enzymy do jelita cienkiego, które trawią tłuszcze, białka i węglowodany. Jeżeli żołądek nie wytwarza dość kwasu lub jeśli brakuje ci enzymów trawiennych, do jelita cienkiego dostają się niedostatecznie rozłożone cząsteczki pożywienia. W ten sposób bakterie w jelicie zostają zarzucone pokarmem, co może zakłócić równowagę mikrobiomu, uniemożliwiając właściwe wchłanianie składników i prowadząc do rozmaitych niedoborów witamin oraz pierwiastków.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: