Jeśli nie na ziemi, to gdzie? - ebook
Jeśli nie na ziemi, to gdzie? - ebook
Kolejny tom miniatur znanego biblisty – celnych i nierzadko humorystycznych przemyśleń na temat wiary, Kościoła, społeczeństwa, nauki, polityki. Gerhard Lohfink, wbrew powszechnym dziś tendencjom do ugłaskiwania spraw, chętnie idzie pod prąd, stawia tę czy inną kwestię w nowym świetle i w nieoczekiwanym kontekście, by w ten sposób stworzyć przestrzeń dla duchowej epifanii.
Gerhard Lohfink – kapłan, wybitny egzegeta Nowego Testamentu, emerytowany profesor Uniwersytetu w Tybindze. Jest teologiem Katholische Integrierte Gemeinde, wykładowcą w Accademia per la Teologia del Popolo di Dio, znanym i uznanym autorem licznych publikacji na temat Nowego Testamentu.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8065-195-1 |
Rozmiar pliku: | 405 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od siedemnastego roku życia robię zapiski. Wypełniają już ponad trzydzieści zeszytów. Nie są to jednak jakieś intymne zwierzenia w stylu: „Drogi pamiętniku…”. Na początku notowałem po prostu tytuły książek, które czytałem, a także fragmenty z tych książek, które mi się spodobały lub wzbudziły mój sprzeciw. Z czasem doszły jeszcze cytaty z gazet. Dość szybko zacząłem dołączać do tych zapisków własne komentarze. Później często były to same komentarze do aktualnych wydarzeń w polityce i w społeczeństwie.
Z upływem lat notatki te nabierały coraz bardziej teologicznego zabarwienia. Teologia nie tylko stała się moją profesją. Od samego początku była dla mnie czymś na kształt wiedzy ukochanej. Moje zapiski przeradzały się w rozmowę o Bogu i świecie – w rozmowę ze mną samym i z innymi ludźmi. Wiele notatek sporządziłem także dlatego, że nie chciałem, by umknęły mi ważne myśli, jakie znalazłem u przenikliwych, światłych autorów.
W roku 1986 zrezygnowałem ze stanowiska profesora Nowego Testamentu na uniwersytecie w Tybindze, by całkowicie poświęcić się życiu i pracy w Katolickiej Gminie Zintegrowanej. Tam na nowo poznałem teologię – teologię bardziej witalną i piękniejszą od tej, jaką znałem dotąd, a przede wszystkim wyrastającą z tęsknoty do łączenia wiary z życiem. Od tego czasu czytałem i obserwowałem jeszcze uważniej. Notatników przybywało.
Prawie wszystko, co tutaj zgromadziłem, wywodzi się z tych zeszytów. Zapiski nie są uporządkowane chronologicznie – są raczej jak bukiet, który układamy sobie z pojedynczych kwiatów. Pośród wielości tekstów czytelnik dostrzeże czasem pewien porządek, ale potem zauważy może, że porządkującą zasadą była ostatecznie rozmaitość i różnorodność. Przede wszystkim jednak zależało mi na tym, by nie nudzić przydługimi wywodami. Teksty miały być – z paroma wyjątkami – krótkie, dobitne i prowokujące. Dla mnie samego ponowne zebranie ich w całość i przemyślenie na nowo stało się wielką pomocą w umocnieniu mojej wiary. Być może książka ta w podobny sposób pomoże również moim czytelniczkom i czytelnikom.
Książka Jeśli nie na ziemi, to gdzie? ukazała się najpierw w roku 2003 w wydawnictwie Urfeld (Bad Tölz). Teraz Jürgen Schymura z wydawnictwa Katholisches Bibelwerk zachęcił mnie do jej wznowienia. Dziękuję mu za ten pomysł. Wznowienie stało się w rzeczywistości nową książką. Nie tylko przeredagowałem wydanie z roku 2003, ale także brutalnie skreślałem całe fragmenty, by stworzyć miejsce na nowe teksty. Trzymałem się zasady przyjętej w bliźniaczym tomie Jeśli nie dzisiaj, to kiedy?: książka ma być taka, by owe „kontrowersyjne” zapiski o Bogu i świecie z przyjemnością można było czytać wieczorem w fotelu.
Dziękuję Hansowi Pachnerowi za jego nieocenioną pomoc w zdobywaniu koniecznej literatury, panu Burkardowi Menke z wydawnictwa Katholisches Bibelwerk za owocną współpracę przy przygotowaniu tej książki oraz mojemu bratu Norbertowi za liczne rozmowy i inspiracje. Przede wszystkim jednak dziękuję Pani Antje Bitterlich za staranną lekturę mojego manuskryptu.
Dedykuję tę książkę Birgit Jaklitsch, która od wielu lat nie może mówić ani się poruszać. Ale jej oczy jaśnieją, gdy się jej czyta lub opowiada.
Gerhard Lohfink
W sierpniu 2015 rokuJeśli nie na ziemi, to gdzie?
„Prawdy polityczne, w przeciwieństwie do prawd Kościoła, muszą się sprawdzić na ziemi”. Tak właśnie zaczął się artykuł w pewnej dużej gazecie codziennej, traktujący o przestrzeganiu praw człowieka. To zdanie robi wrażenie niezwykle podniosłego, a mimo to jest głupie. Bo niby gdzie, jeśli nie na ziemi, miałyby się sprawdzać prawdy Kościoła?
Przecież tu i teraz ujawnia się, czy człowiek dochowujący dziesięciu przykazań wybrał życie, czy jego przeciwieństwo. To tutaj, a nie dopiero na tamtym świecie sprawdza się, czy gminy chrześcijańskie, próbujące urzeczywistniać Kazanie na Górze, stanowią najbardziej prawidłową formę wspólnego życia, czy też są tylko niebezpieczną utopią. Wypełnienie obietnic, w które wierzą Żydzi i chrześcijanie, rozpoczyna się na tej ziemi. W przeciwnym razie niebo byłoby jakimiś niedostępnymi zaświatami, a Kościół – jednym wielkim lokalem dla narkomanów, w którym lud dostawałby swoje powszednie opium.
Abraham
W jaki sposób Bóg może odsunąć z tego świata zgubę i nieszczęście? Posługując się czarami i za jednym zamachem zamieniając świat w raj? Aż po dziś dzień nic podobnego nie zdarzyło się w dziejach świata; w przyszłości zatem także nie powinniśmy się spodziewać zaistnienia jakiejś soteriologicznej magii, która nie zostawiłaby miejsca dla wolności ludzkich działań. Bóg kroczy inną drogą. Wyrażając to językiem Biblii: Bóg rozpoczyna od jednego miejsca na ziemi. Poszukuje człowieka, który może stać się zaczątkiem nowego społeczeństwa. Znajduje Abrahama i stawia na jego wiarę.
Wygrana na loterii
Wiele jest żydowskich anegdot, które zastąpić mogą cały traktat teologiczny. Na przykład anegdota o Dawidzie, który przez długie lata co tydzień modli się do Boga: „Panie, spraw, bym wygrał na loterii”. Gdy pewnego dnia znowu pada na kolana, by błagać niebiosa: „Spraw, bym wygrał na loterii”, jego pokój wypełnia się nagle blaskiem i Dawid słyszy głos: „Dawidzie, daj mi szansę. Kup wreszcie los”.
Póty chrześcijańska…
„Mam nadzieję, że zgodzi się Pan ze mną, iż wiara chrześcijańska będzie póty chrześcijańska, póki będzie w swym sercu nosić wiarę żydowską” – napisał w roku 1933 egzegeta Nowego Testamentu Ernst Lohmeyer w liście do Martina Bubera.
Z Egiptu na Synaj
Świadomość zbawczej roli Izraela nie spadła z nieba. Izrael stał się miejscem oświecenia, gdyż potomkowie Abrahama, zagrożeni głodem, musieli uciekać do Egiptu, aby tam przez ponad dwieście lat na własnym ciele doświadczać, czym jest system totalny, w którym społeczeństwo, państwo, kultura, natura, kosmos, religia, władza i zbawienie zlały się w nienaruszalną jedność. Wyjście Izraela z Egiptu było nie tylko wyzwoleniem się z poddaństwa i uwolnieniem spod boskiej władzy faraona, lecz również wędrówką na Synaj – do źródła porządku społecznego innego rodzaju.
Ten sam Bóg?
„Wszyscy przecież modlimy się do tego samego Boga” – mówią ludzie i są dumni ze swojej tolerancji. Niemniej sformułowania „ten sam Bóg” można używać tylko przy założeniu, że Bóg nie ma nic wspólnego z rzeczywistością społeczną. Jeśli jednak jest prawdą, że każdy obraz Boga to odzwierciedlenie konkretnego społeczeństwa, w takim wypadku społeczeństwo, w którym prawomocna jest święta wojna, nie modli się do Boga Jezusa Chrystusa. Należałoby zatem założyć, że ludzie w różnych zakątkach świata modlą się do różnych bogów. Często bogowie ci – także wśród chrześcijan – są tożsami z indywidualnymi życzeniami modlących się. A to, że prawdziwy Bóg wysłuchuje wszystkich modlitw i potrafi odróżnić fałszywe życzenia od tęsknoty, która się w nich kryje, to już zupełnie inna sprawa.
Religia i przemoc
W mediach mnożą się obecnie opinie, jakoby religia i przemoc były ze sobą nierozdzielnie związane. Można to jakoś zrozumieć: dramat w Iraku czy w północnej Nigerii napawa gniewem każdego, kto kieruje się jeszcze ludzkimi uczuciami.
Można również zrozumieć, że pytania o relację religii i przemocy nie należy ograniczać do kwestii islamistycznego terroryzmu. Czy w chrześcijaństwie nie było tak samo? I tu znów mogłyby nastąpić wyliczenia: prześladowania Żydów przez chrześcijan już w IV wieku, prześladowania heretyków, wyprawy krzyżowe, wojny międzywyznaniowe, inkwizycja – całe spektrum przemocy chrześcijańskiej. W całostronicowym artykule, zamieszczonym w pewnej dużej gazecie codziennej, historycy twierdzą, że wyżynają się nawet buddyści, i kojarzą te fakty z pewnymi wydarzeniami ze średniowiecza, kiedy to za pomocą tekstów ze Starego Testamentu uzasadniano przemoc stosowaną przez Kościół. Można zrozumieć potrzebę retrospektywnego spojrzenia na historię chrześcijaństwa.
Jest jednak coś, czego zrozumieć nie mogę: większość tych opinii przemilcza bardzo konsekwentnie, że każdy taki przypadek stosowania przemocy przez Kościół, a już szczególnie legitymizacja takiej przemocy w oparciu o Biblię, ma przeciw sobie nie samo Kazanie na Górze, lecz cały Nowy Testament. Nowy Testament zobowiązał Kościół do absolutnego odrzucenia przemocy. Chrześcijanie, którzy swymi czynami występują przeciw temu nakazowi, dezawuują Jezusa i swoją „ustawę zasadniczą”.
Więcej nawet: gardzą oni w ten sposób nie tylko Nowym, lecz również Starym Testamentem. W Kościele bowiem od samych jego początków było oczywiste, że Stary Testament należy interpretować z perspektywy Nowego, jako jego dopełnienie. Starotestamentowe teksty o stosowaniu przemocy należy zatem czytać z perspektywy Kazania na Górze. Zresztą już sam Stary Testament zawierał taką myśl: Sługa Boży Izrael w Księdze Izajasza (53,7) jest bity i męczony, ale nie otwiera ust. Gdy w Księdze Zachariasza (9,9-10) przybywa król pokoju, Bóg niszczy wszystkie rydwany bojowe Izraela, ów król zaś bez użycia siły proklamuje pokój. A to, że miecze zostaną przekute na lemiesze, nie jest tylko wizją przyszłych czasów, lecz wskazaniem, że w taki właśnie sposób już teraz zaistnieć ma lud Boży (Iz 2,4-5).
Jak to się właściwie dzieje, że w obecnej, tak pilnie potrzebnej debacie o religii i przemocy wciąż wypiera się i przemilcza ten fundamentalny, rozstrzygający stan rzeczy? To mianowicie, że od Kościoła w jego zasadniczym, fundującym tekście, czyli w Biblii, wymaga się odrzucenia przemocy.
Niestety świat chrześcijański nazbyt często nie dotrzymywał wierności swoim tekstom. Ale te teksty zawsze istniały. I były całkowicie jednoznaczne, przynajmniej w Nowym Testamencie. Przecież dlatego właśnie Kościół mógł ciągle na nowo się nawracać.