Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jest dobrze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 grudnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jest dobrze - ebook

Książka ta powstała jako rezultat kilkunastu lat pomagania osobom, które zgłaszały się na psychoterapię.

 

Byli wśród nich tacy, którzy leczyli się łatwiej, byli tacy, którzy leczyli się trudniej, a byli też i tacy, którzy nie leczyli się wcale. Na ponad 200 stronach autor usiłuje opowiedzieć o tym, co decyduje o sukcesie w leczeniu i jak to zrobić by znaleźć się w pierwszej z tych grup.

 

Jego zapiski mają niezwykle praktyczny charakter.

 

Książka nie powstała jako podręcznik akademicki, lecz jako zbiór lapidarnych wskazań, prostych anegdot, jasnych przykładów. Nie ma w niej odwołań do literatury przedmiotu, nie ma intelektualnych spekulacji, nie ma ideologicznych drogowskazów. Jest w niej tylko to co sami pacjenci wnosili na sesje i tylko to, co sami z nich wynosili.

 

Tylko tyle i aż tyle.

 

To kwintesencja kilkunastu lat pracy, obserwacji i zapisków, gromadzenie których miało być pomocą w niełatwej walce o lepszego siebie. To czasem krzywe zwierciadło, czasem kryształowe lustro, czasem kij, a czasem marchewka. Wszystko to czego potrzebujesz by odkryć dlaczego cierpisz i co zrobić by cierpieć mniej lub cieszyć się więcej i nie cierpieć wcale.

 

I już.

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8041-034-3
Rozmiar pliku: 351 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

E – PO­DZIĘ­KO­WA­NIA

Pra­gnę bar­dzo ser­decz­nie po­dzię­ko­wać pa­ni Eli­zie Wo­lań­czyk, któ­ra wpa­dła na po­mysł by wy­dać „Jest do­brze” w for­mie elek­tro­nicz­nej. Dzię­ku­ję Pa­ni w pierw­szej ko­lej­no­ści, nie tyl­ko dla­te­go, że po­mysł nada­nia tej książ­ce dru­gie­go ży­cia jest mi szcze­gól­nie mi­ły i bli­ski, ale tak­że dla­te­go, że ta idea otwie­ra prze­cież prze­strzeń dla po­dzię­ko­wań dal­szych, a wdzięcz­ność w ogó­le jest bar­dzo, bar­dzo do­bra.

A mo­ja wdzięcz­ność jest wła­ści­wie nie tyl­ko bar­dzo do­bra, ale i bez­brzeż­na, dla­te­go z gó­ry pro­szę o wy­ba­cze­nie, że nie wszyst­kim uda mi się po­dzię­ko­wać imien­nie, ale miej­cie pew­ność, że o wszyst­kich Was, Was nie­wy­mie­nio­nych lecz jak­że dla mnie istot­nych, my­ślę cie­pło i ser­decz­nie.

Na­to­miast z wy­mie­nio­nych mam na uwa­dze przede wszyst­kim:

– P.T. Czy­tel­ni­ków wer­sji pa­pie­ro­wo-tra­dy­cyj­nej Prze­uko­cha­nych; Wa­sze in­for­ma­cje zwrot­ne, wy­ra­zy sym­pa­tii, sło­wa po­par­cia i uzna­nia, ale też i re­flek­sje, wąt­pli­wo­ści czy kry­ty­ka, za­wsze do­da­wa­ły mi sił i spra­wia­ły ol­brzy­mią i nie­oce­nio­ną ra­dość;

– Wszyst­kich Czy­tel­ni­ków i Ko­men­ta­to­rów mo­ich blo­gów;

– Wszyst­kich uczest­ni­ków warsz­ta­tów, pro­mo­cji, wie­czo­rów au­tor­skich i spo­tkań;

– Wszyst­kich tych, któ­rzy swo­imi de­cy­zja­mi i dzia­ła­nia­mi prze­ko­na­li mnie w ostat­nich la­tach, że w ży­ciu na­praw­dę po­tra­fi być trud­no i wszyst­kich tych, któ­rych obec­ność i de­cy­zje po­zwa­la­ły mi nie­ustan­nie do­świad­czać te­go, że jak by nie by­ło, to jed­nak za­wsze i wy­łącz­nie jest po pro­stu do­brze;

– Mo­je po­do­so­bo­wo­ści Pan­nik­ta­007, Pan­dok­to­ra i Pa­nau­to­ra, bo to oni na­pi­sa­li ko­men­ta­rze do wer­sji elek­tro­nicz­nej;

– OSHO

– Mo­oji'ego, Ru­per­ta Spi­ra'ę, Jef­fa Fo­ster'a i Pa­try­cję Ni­tya'ę Pruch­nik

– H., D. i Ror­ka

– oraz mo­ich Ro­dzi­ców, przy­ja­ciół, zna­jo­mych, współ­pra­cow­ni­ków, pa­cjen­tów i Ku­bę, czy­li naj­wspa­nial­sze­go sy­na pod słoń­cem.

I już.E-Wstęp

Kie­dyś ktoś mnie za­py­tał, czy to o to cho­dzi, że­by zwol­nić.

Od­po­wie­dzia­łem, że cza­sem o to, że­by zwol­nić, a cza­sem o to, że­by przy­spie­szyć.

Dzi­siaj od­po­wie­dział­bym bez wa­ha­nia, że to cho­dzi o to, że­by się za­trzy­mać.

Jest do­brze.

Za­trzy­maj się.

Za­trzy­maj swój umysł i za­trzy­maj cia­ło, i za­trzy­maj wszyst­ko co tyl­ko mo­żesz za­trzy­mać.

Za­trzy­maj to wszyst­ko dla sie­bie. Te­raz. Na­tych­miast. Tu.

Cze­go do­świad­czasz?

Cze­go do­świad­czasz, gdy prze­sta­jesz gdzieś zmie­rzać, pę­dzić, su­nąć, peł­zać, biec?

Za­trzy­maj się. Jest ta­ka kam­pa­nia spo­łecz­na, że­by nie dać się roz­je­chać prze­róż­nym po­cią­gom. Ni­by cho­dzi im o nie­strze­żo­ne prze­jaz­dy, ale prze­cież przed na­mi, Dro­gi i Wy­traw­ny Czy­tel­ni­ku, tak­że ten głęb­szy prze­kaz nie ma naj­mniej­szych ta­jem­nic. Po­cią­gi... Nie mo­gli po­wie­dzieć te­go w mniej do­słow­ny spo­sób! Przed prze­jaz­dem ko­le­jo­wym z wiel­kie­go bil­l­bo­ar­du co­py-writ­ter lub Wszech­świat mó­wią prze­cież do Cie­bie bar­dzo wy­raź­nie:

– Za­trzy­maj się i żyj.

I co Ci szko­dzi, że­by spró­bo­wać?!

Kil­ka lat te­mu, pi­sa­łem w „Jest do­brze”, że każ­dy po­trze­bu­je te­ra­pii. Dziś nie­któ­rzy z nas są już po niej, nie­któ­rzy w trak­cie.

Za­trzy­ma­li­śmy się i od­kry­li, że je­ste­śmy da­lej. O wie­le da­lej, nie­któ­rzy na­wet na miej­scu.

Kie­dyś Prze­mek Sze­fer za­cy­to­wał frag­ment ja­kie­goś fil­mu, w któ­rym pa­da bar­dzo głę­bo­kie i od­no­szą­ce się nie tyl­ko (jak za­pew­ne się do­my­śla­cie) do sek­su zda­nie:

– Na koń­cu za­wsze jest do­brze. Więc je­śli nie jest do­brze to zna­czy, że to jesz­cze nie ko­niec.

Pięk­nie po­wie­dzia­ne, praw­da?

Być mo­że je­steś w trak­cie te­ra­pii (lub w trak­cie sek­su, bo kto to w koń­cu mo­że prze­wi­dzieć, gdzie lu­bisz mnie czy­tać i po co?!), mo­że po niej lub przed, nie ma to naj­mniej­sze­go zna­cze­nia. Zna­cze­nie ma tyl­ko to, czy od­kry­łeś już, że jest do­brze, czy że to od­kry­cie wciąż jesz­cze nie sta­ło się Two­im udzia­łem.

Ru­pert Spi­ra mó­wi bar­dzo pro­sto:

– Wszy­scy chce­my być szczę­śli­wi i nie chce­my być nie­szczę­śli­wi.

Do­brze mó­wi?

Szu­ka­my te­go szczę­ścia na róż­ne spo­so­by i z róż­nym po­wo­dze­niem, ale ge­ne­ral­nie mo­ty­wu­je nas i na­pę­dza tyl­ko to:

Chce­my być szczę­śli­wi i nie chce­my być nie­szczę­śli­wi.

A To­ny Par­sons klasz­cze w rę­ce i uśmie­cha się jak nie­mow­lak krzy­cząc:

– Jest tyl­ko to. Jest tyl­ko to! Tyl­ko to co jest.

Tak to do­kład­nie wy­glą­da.

Jest tyl­ko to i to co jest jest bar­dzo do­bre.

Je­śli te­go nie wi­dzisz, po­trze­bu­jesz te­ra­pii.

Je­śli te­go nie czu­jesz, po­trze­bu­jesz te­ra­pii.

Je­śli się te­raz nie uśmie­chasz, po­trze­bu­jesz te­ra­pii.

A je­śli nie te­ra­pii, to przy­naj­mniej po­czy­ta­nia so­bie w „E-Jest do­brze”, że jest do­brze.

Go­to­wy na Po­dróż?

To usiądź. Za­trzy­maj się. Po­od­dy­chaj, po­czy­taj. Tyl­ko to.PO­DZIĘ­KO­WA­NIA DO PIERW­SZE­GO WY­DA­NIA

Kie­dyś, przez kil­ka lat z rzę­du, na­gro­dę Gram­my od­bie­ra­ła pew­na po­po­wa pio­sen­kar­ka – Whit­ney Hu­ston. Co ro­ku, pod­czas uro­czy­stej ga­li, za­le­wa­jąc się łza­mi wzru­sze­nia i szczę­ścia pod­cho­dzi­ła do mi­kro­fo­nu i wy­gła­sza­ła słyn­ne zda­nie: „Dzię­ku­ję Bo­gu i mo­jej mat­ce”.

Wy­ko­naw­czy­nią, któ­ra prze­rwa­ła tę świet­ną pas­sę, by­ła wo­ka­list­ka o nie­co ostrzej­szym ima­ge’u, nie­ja­ka Cher. Pod­czas uro­czy­stej ce­re­mo­nii od­bie­ra­nia na­gro­dy, też za­cho­wa­ła się z kla­są, nie za­le­wa­jąc się co praw­da łza­mi, lecz oświad­cza­jąc, zgod­nie z tra­dy­cją: „Dzię­ku­ję Bo­gu i mat­ce Whit­ney Hu­ston”.

Nie po­zo­sta­je mi nic in­ne­go...

Dzię­ku­ję za­tem:

– mo­im ko­cha­nym Ro­dzi­com – bez Was na­praw­dę nie by­ło­by tej książ­ki,

– mo­jej Żo­nie i Sy­no­wi Prze­uko­cha­nym – ab­so­lut­nie za wszyst­ko,

– Mag­da­le­nie Kla­sik – w znacz­nym stop­niu uczy­łaś mnie pod­staw, pra­ca i roz­mo­wy z To­bą by­ły za­wsze źró­dłem praw­dzi­wej in­spi­ra­cji, a czę­sto tak­że wiel­kiej przy­jem­no­ści,

– ko­le­żan­kom z Szo­pie­nic: Alek­san­drze de Ab­ga­ro Za­cha­ria­sie­wicz (z do­mu Nie­sler), Mai (z do­mu Ko­wal­skiej) a w naj­bliż­szej przy­szło­ści tak­że de Ab­ga­ro Za­cha­ria­sie­wicz, Te­re­sie Wa­jand, Mar­cie No­wa­kow­skiej, An­nie Po­kor­ny (któ­re o ile mi wia­do­mo nie za­mie­rza­ją chy­ba w naj­bliż­szym cza­sie zmie­niać na­zwisk na „de Ab­ga­ro Za­cha­ria­sie­wicz”, ale na­le­ży jed­nak brać pod uwa­gę mą­drość sta­ro­żyt­nych Gre­ków, któ­rzy po­noć ma­wia­li, że to co zda­rzy­ło się raz, mo­że się już ni­g­dy nie po­wtó­rzyć, jed­nak to co zda­rzy­ło się dwa ra­zy, wy­da­rzy się po raz trze­ci na pew­no) oraz sta­żyst­kom i sta­ży­stom – ma­cie po­waż­ny wkład w prze­pięk­ne i nie­usta­ją­ce kształ­to­wa­nie mo­je­go cha­rak­te­ru i nie­wąt­pli­wie słusz­nych po­glą­dów na wszyst­ko,

– Krzysz­to­fo­wi Ko­try­so­wi – za by­cie Sze­fem Nie­mal­że Ide­al­nym,

– wszyst­kim mo­im, bez wy­jąt­ku, Pa­cjen­tom – za oka­za­ne za­ufa­nie, wy­ro­zu­mia­łość dla po­peł­nio­nych błę­dów i de­ter­mi­na­cję we wspól­nej po­dró­ży,

– mo­im na­uczy­cie­lom psy­cho­te­ra­pii, pro­wa­dzą­cym kur­sy i szko­le­nia, dy­rek­to­ro­wi Cen­trum Psy­chia­trii Krzysz­to­fo­wi Czu­mie, Ger­har­do­wi Fas­se­ro­wi, mo­im te­ra­peu­tom Ja­ro­sła­wo­wi Glisz­czyń­skie­mu i Bar­ba­rze Cze­kaj oraz nie­oce­nio­nej te­ra­peut­ce i su­per­wi­zor­ce An­nie Ro­mey­ko,

– Ec­khar­to­wi Tol­le, OSHO, Ke­no­wi Wil­be­ro­wi, An­tho­ne­mu de Mel­lo, S. N. Go­in­ce oraz dzie­siąt­kom, je­śli nie set­kom czy ty­siąc­om in­nych Au­to­rów, przy­ja­ciół, nie­przy­ja­ciół, na­ukow­ców, prak­ty­ków, igno­ran­tów, ge­niu­szy etc, etc, od któ­rych w bar­dziej lub mniej dys­kret­ny (czy­taj: bez­czel­ny) spo­sób za­po­ży­czy­łem wszyst­kie idee za­war­te w tej bro­szur­ce

– od­da­ję Wam cześć i pro­szę o wy­ba­cze­nie, że nie za­wsze pa­mię­ta­łem, co ukra­dłem i ko­mu, i w związ­ku z tym, nie wy­mie­ni­łem Go z imie­nia i na­zwi­ska, a czę­sto na­wet nie wy­od­ręb­ni­łem ory­gi­nal­nej tre­ści w for­mie cy­ta­tu lecz po­prze­krę­ca­łem so­bie i „po swo­je­mu”, że tak po­wiem, „wła­sny­mi sło­wa­mi”, na­pi­sa­łem, na pew­no nie tak mą­drze, pre­cy­zyj­nie i bły­sko­tli­wie jak Wy, ale co na to te­raz mo­że­my po­ra­dzić? Nic; prze­pra­szam i raz jesz­cze dzię­ku­ję,

– nie­ży­ją­ce­mu lecz sta­le obec­ne­mu w mej pa­mię­ci Paw­ło­wi Tar­gie­lo­wi – za in­te­lek­tu­al­ne pro­wo­ka­cje, po­ży­cza­ne książ­ki, prze­ga­da­ne ty­sią­ce go­dzin i po­ka­za­nie, że moż­na po­zna­wać Du­cha w ode­rwa­niu od wszel­kich re­li­gii,

– Ani Sy­no­radz­kiej–De­ma­dre, Jar­ko­wi i Izie Grze­sia­kom oraz Pio­tro­wi i Oli Gro­dec­kim – za przy­jaźń.

– Dzię­ku­ję tak­że, Wy­daw­nic­twu No­wy Ho­ry­zont za oka­za­ne za­ufa­nie, od­wa­gę, po­świę­co­ny czas, zdol­no­ści i ener­gię – to dzię­ki Wam jest tak do­brze, że moż­na so­bie trzy­mać w rę­kach i czy­tać ile du­sza za­pra­gnie, tak pięk­nie wy­da­ne „jest do­brze”. Cze­góż chcieć wię­cej?

Przyj­mij­cie wszy­scy raz jesz­cze mo­je szcze­re wy­ra­zy wdzięcz­no­ści

bar­tosz m. wro­naUWA­GA! OSTRZE­ŻE­NIE

Książ­ka ta:

– nie­sie w so­bie tre­ści nie­bez­piecz­ne i po­ten­cjal­nie szko­dli­we dla ca­łe­go Two­je­go do­tych­cza­so­we­go ży­cia,

– nie pre­ten­du­je do mia­na ja­kie­go­kol­wiek na­uko­we­go czy cho­ciaż­by obiek­tyw­ne­go opra­co­wa­nia,

– za­wie­ra wy­łącz­nie su­biek­tyw­ne i nie po­par­te żad­ny­mi ba­da­nia­mi po­glą­dy au­to­ra (któ­re w do­dat­ku nie są szcze­gól­nie ory­gi­nal­ne a sta­no­wią je­dy­nie bez­czel­ne za­po­ży­cze­nia, cy­ta­ty i kom­pi­la­cje).

Mi­łej lek­tu­ry.

- WER­SJA DE­MO -PRZED­WSTĘP

„Skąd au­tor tej książ­ki wie­dział, że ja je­stem tu­taj?”

(pew­na dziew­czyn­ka zdia­gno­zo­wa­na ja­ko upo­śle­dzo­na umy­sło­wo)

Czy­tasz?

To moc­ne, praw­da?

W ca­łym bez­mia­rze Wszech­świa­ta od­na­leź­li­śmy się obo­je, Ty i ja. Nie ma przy­pad­ków.

Bar­dzo do­brze. Do­tar­łeś do­kład­nie tu­taj.

Ko­niec sen­ty­men­tów - masz te­raz dwie moż­li­wo­ści:

1. odło­żyć tę ksią­żecz­kę, tam skąd ją wzią­łeś (i za­po­mnieć o ca­łym in­cy­den­cie)
2. czy­tać da­lej (tak, mam ukoń­czo­ne 18 lat i wcho­dzę w to na wła­sne ry­zy­ko)

Co­kol­wiek zro­bisz, na pew­no po­stą­pisz bar­dzo mą­drze.

Co­kol­wiek zro­bisz na pew­no bę­dziesz miał ra­cję.

Mo­żesz też wy­my­ślić ja­kieś wła­sne roz­wią­za­nia, ale… i tu pew­nie też Cię nie za­sko­czę, pa­mię­taj, że co­kol­wiek zro­bisz po­stą­pisz wła­ści­wie i słusz­nie.

Jesz­cze to czy­tasz?

Po­waż­na spra­wa.

Nie ma wąt­pli­wo­ści, że wy­bra­łeś od­po­wied­nio – po­trze­bu­jesz po­mo­cy spe­cja­li­sty.

- WER­SJA DE­MO -WSTĘP WŁA­ŚCI­WY

„Jest tyl­ko mi­łość i lęk”

(An­tho­ny de Mel­lo)

Trze­ba być go­to­wym, aby tro­chę umrzeć.

Że­by żyć, trze­ba być go­to­wym, by tro­chę umrzeć. Zro­bić miej­sce no­we­mu. To pro­ste – nie ma miej­sca.

Jed­ni się le­czą, a in­ni się nie le­czą. Jed­ni się zmie­nia­ją, a in­ni ca­łą swo­ją ener­gię po­świę­ca­ją na utrzy­ma­nie sta­re­go.

To pro­ste. W Two­im ser­cu są dwa psy.

Je­den chce zmian, dru­gi się ich boi.

Oba są jed­na­ko­wo sil­ne. Wszyst­ko za­le­ży więc od te­go, któ­re­go z nich kar­misz.

Je­śli chcesz pod­jąć psy­cho­te­ra­pię, mu­sisz być go­to­wy, że­by świa­do­mie uro­dzić się na no­wo.

To bar­dzo trud­ne.

- WER­SJA DE­MO -DE­FI­NI­CJA I CE­CHY DO­BRE­GO TE­RA­PEU­TY

– Czy ma pan coś, co mo­że mi pan dać? – za­py­tał U.G. Kri­sh­na­mur­ti.

– Ja mam, ale czy ty po­tra­fisz to wziąć? – od­po­wie­dział Ma­ha­ri­shi.

Czym jest psy­cho­te­ra­pia?

Nie wiem.

Nad­miar wie­dzy nisz­czy kre­atyw­ność.

Ten, kto wie – nie szu­ka. Nie py­ta. Nie ma wąt­pli­wo­ści.

To trup. Al­bo pa­ra­no­ik.

A naj­pew­niej i jed­no, i dru­gie. Mar­twy wa­riat.

Jest też do­bra wia­do­mość:

– Je­śli nie chcesz pła­cić za te­ra­peu­tycz­ne „nie wiem”, za­wsze mo­żesz za­pła­cić za nie­te­ra­peu­tycz­ne „wiem”.

Do­sta­niesz wte­dy zmniej­sza­ją­ce ob­ja­wy le­ki, rze­czo­we in­for­ma­cje (np. że na po­dob­ne do­le­gli­wo­ści cho­ru­je 7% lub 55% po­pu­la­cji) i za­pew­nie­nie, że nikt jesz­cze od te­go nie umarł.

- WER­SJA DE­MO -KTO PO­TRZE­BU­JE PSY­CHO­TE­RA­PII

Ja.

Ty.

On. Ona. Ono.

My. Wy. Oni. One.

Prze­pra­szam, je­śli ko­goś po­mi­ną­łem – zro­bi­łem to na­praw­dę nie­chcą­cy.

Wszy­scy. Wszy­scy. Każ­dy.

Dla­cze­go?

Po­nie­waż nic waż­niej­sze­go nie masz chwi­lo­wo do zro­bie­nia.

Uro­dzi­łeś się. Bin­go! Je­steś Pa­nem sy­tu­acji. Twój plem­nik po­ko­nał set­ki ty­się­cy ry­wa­li, Two­ja ko­mór­ka ja­jo­wa zna­la­zła się w naj­od­po­wied­niej­szym miej­scu i cza­sie. I bum! Je­steś. Je­steś wiel­ki! Twoi ro­dzi­ce do­ko­na­li cu­du. Od­na­leź­li się. Spło­dzi­li ide­ał. Prze­cu­dow­ną isto­tę, któ­ra jest do­kład­nie ta­ka, ja­ka po­win­na być. Gdy­by by­ła in­na, wte­dy ktoś in­ny czy­tał­by te re­we­la­cje.

- WER­SJA DE­MO -MO­TY­WA­CJA

By­wa, że cier­pie­nie sta­je się nie­zwy­kle sku­tecz­nym na­uczy­cie­lem du­cho­wym. Szko­da tyl­ko, że jak przy­tom­nie za­uwa­żył Ec­khart Tol­le, dla wie­lu lu­dzi jest to je­dy­ny du­cho­wy na­uczy­ciel ja­kie­go ma­ją.

Ge­niusz Freu­da prze­ja­wił się być mo­że nie tyl­ko w je­go psy­cho­ana­li­tycz­nych kon­cep­cjach, któ­re (z resz­tą na pew­no nie­świa­do­mie) za­po­ży­czył od pew­ne­go den­ty­sty, lecz przede wszyst­kim w go­to­wo­ści do te­go, że­by me­to­dycz­nie za­jąć się psy­chi­ką.

Od po­cząt­ku ga­tun­ku lu­dzie prze­cież po­ma­ga­li so­bie wza­jem­nie, po­cie­sza­li, do­ra­dza­li, wspie­ra­li. Tłu­ma­czy­li świat. Ten ze­wnętrz­ny i we­wnętrz­ny. Ale do­pie­ro Freud za­pro­po­no­wał, że­by ze spo­tka­nia uczy­nić świę­tość. Do­pie­ro on za­pro­po­no­wał, że­by z „po­krę­ce­nia” uczy­nić te­mat. Za­da­nie. Wy­zwa­nie. Itd.

- WER­SJA DE­MO -JAK TO SIĘ STA­ŁO,

ŻE PRZY­SZE­DŁEŚ NA ŚWIAT

Świa­do­mie lub nie, funk­cjo­nu­je­my w pew­nym mi­cie. Je­ste­śmy za­nu­rze­ni w wy­obra­że­niu te­go, co by­ło i rzu­tu­je­my to wy­obra­że­nie w przy­szłość.

Te­raz nie ma prze­szło­ści. Te­raz nie ma przy­szło­ści. Te­raz jest te­raz. Ale je­śli przed chwi­lą do­świad­cza­łeś emo­cji, któ­re nie mo­gły „wy­brzmieć” to one cią­gle są. Gdzieś w środ­ku. Uwię­zio­ne.

Nie ma Cię tu, bo je­steś tam.

Two­je­mu po­czę­ciu, ży­ciu pło­do­we­mu, na­ro­dzi­nom i pierw­szym la­tom ży­cia to­wa­rzy­szy­ły sil­ne emo­cje. Czy te­raz, w Two­im do­ro­słym ży­ciu, tam­te spra­wy wciąż
ma­ją zna­cze­nie?

- WER­SJA DE­MO -PIERW­SZE WSPO­MNIE­NIE

I WSZYST­KIE IN­NE PIERW­SZE WSPO­MNIE­NIA

Przy­po­mnij so­bie pierw­sze wy­da­rze­nie z Two­je­go ży­cia, któ­re te­raz przy­cho­dzi Ci na myśl. Być mo­że to coś co znasz bar­dziej z opo­wia­dań, al­bo tyl­ko wy­da­je Ci się, że tak by­ło, al­bo na­praw­dę pa­mię­tasz ta­kie–to–a–ta­kie zda­rze­nie. Opo­wiedz o tym, a naj­le­piej na­pisz.

................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

Po­patrz na to wspo­mnie­nie jak na film, któ­re­go bo­ha­te­rem jest ktoś ta­ki, jak Ty, ale zu­peł­nie Ci obo­jęt­ny.

- WER­SJA DE­MO -CO BY­ŁO W SZKO­LE?

We­dług lu­do­wych wie­rzeń wszyst­kie ko­mór­ki, wszyst­kie czą­stecz­ki, wszyst­kie ato­my ludz­kie­go or­ga­ni­zmu wy­mie­nia­ją się w cią­gu sied­miu lat. Czę­sto przyj­mu­je się, że z roz­wo­jo­we­go punk­tu wi­dze­nia te pierw­sze sie­dem lat jest naj­waż­niej­sze dla kształ­to­wa­nia się pod­sta­wo­wych funk­cji na­szej psy­chi­ki, oso­bo­wo­ści i cha­rak­te­ru. Sie­dem lat jest też ta­kim tro­chę ma­gicz­no–prze­sąd­nym (szczę­śli­wa sió­dem­ka), a tro­chę bi­blij­nym (sie­dem lat tłu­stych i sie­dem lat chu­dych) okre­sem.

Po­waż­na spra­wa.

Za­czy­na­my cho­dzić do szko­ły. Jest więc to ide­al­ny mo­ment, że­by zo­ba­czyć, po­czuć i do­świad­czyć jak po­ra­dzi­li­śmy so­bie w po­przed­nim eta­pie.

- WER­SJA DE­MO -TA­LENT

I jesz­cze jed­no, i jesz­cze raz – dzie­ciń­stwo, czy sze­rzej – ca­ła Two­ja hi­sto­ria nie jest je­dy­nie pa­smem klęsk, po­ra­żek i prze­gra­nych bi­tew. Gdy­by tak by­ło nie czy­tał­byś tej książ­ki, nie miał­byś szans na zmia­nę, być mo­że w ogó­le nie by­ło­by Cię wśród ży­wych. Jest ina­czej.

Pa­mię­tasz przy­po­wieść o ta­len­tach? Ten, kto do­stał je­den – za­ko­pał go, bo bał się gnie­wu pa­na; ten, kto do­stał dzie­sięć – po­mno­żył je i cie­szył się bo­gac­twem.

- WER­SJA DE­MO -RE­LA­CJE I ZWIĄZ­KI

Być mo­że do­my­ślasz się, że nie cho­dzi o re­la­cje z ob­rad lub o związ­ki za­wo­do­we. Nie je­steś sam.

Na­wet, gdy czu­jesz się sa­mot­ny, opusz­czo­ny, ni­ko­mu nie­po­trzeb­ny, za­wsze po­zo­sta­jesz, czy Ci się to po­do­ba, czy się nie po­do­ba, w oso­bi­stej re­la­cji z wszech­świa­tem.

Cza­sem jest to re­la­cja bar­dzo po­wierz­chow­na, cza­sem na­wet ma­ni­fe­stu­ją­ca się bar­dziej w za­prze­cze­niu lub de­fi­cy­cie, niż w re­al­nym kon­tak­cie.

By­wa też in­tym­nie. Bli­sko. Moc­no. By­wa burz­li­wie, dra­ma­tycz­nie, dy­na­micz­nie. By­wa tra­gicz­nie. Moż­na po­wie­dzieć, ze zro­zu­mie­niem ki­wa­jąc gło­wą nad zło­żo­no­ścią ludz­kich lo­sów, że róż­nie to by­wa.

Ale my nie po­wie­my: „róż­nie to by­wa”, po­nie­waż jest to stwier­dze­nie tak ogól­ne, że ma ze­ro­wą war­tość w na­szej oso­bi­stej re­la­cji.

Za­miast więc stwier­dzać, le­piej za­py­tam dys­kret­nie:

– Je­steś z kimś?

A po chwi­li:

– No i jak Ci z tym jest? Ale nie py­tam o oce­nę, tyl­ko o to, co chcesz po­pra­wić, co chcesz zmie­nić? Co chcesz zmie­nić, że­by w re­la­cji z ludź­mi by­ło ci le­piej?

An­drzej Stec na­wo­łu­je:

– Wła­ści­wa sy­tu­acja. Wła­ści­wa re­la­cja. Wła­ści­we dzia­ła­nie.

Je­śli wiesz kim je­steś, to pest­ka. Po­nie­waż jed­nak uro­dzi­łeś się, wy­cho­wa­łeś, do­ra­sta­łeś w ta­kich, a nie in­nych oko­licz­no­ściach…, po­nie­waż czy­tasz i czy­tasz tę ksią­żecz­kę za­miast ba­wić się ży­ciem… do­cho­dzi­my nie­chyb­nie do wnio­sku, że nie roz­po­zna­jesz swo­jej sy­tu­acji ja­ko opty­mal­nej, Two­je związ­ki z ludź­mi nie ukła­da­ją się tak wspa­nia­le jak mo­gły­by, a Two­je dzia­ła­nie nie pro­wa­dzi pro­stą dro­gą do re­zul­ta­tów, na któ­rych Ci za­le­ży.

- WER­SJA DE­MO -STRA­TY, STA­ROŚĆ I ŚMIERĆ

Gdy by­łem dziec­kiem czę­sto sły­sza­łem, że dzie­ciń­stwo to naj­pięk­niej­szy, naj­bar­dziej ra­do­sny i naj­bar­dziej bez­tro­ski okres w ży­ciu czło­wie­ka.

„No to pięk­nie” – my­śla­łem so­bie zde­gu­sto­wa­ny – „bar­dzo cie­ka­we jak wy­glą­da resz­ta?!”

A rów­no­cze­śnie bar­dzo chcia­łem być do­ro­sły. Mieć osiem­na­ście lat, do­wód oso­bi­sty, móc wy­pro­wa­dzić się z do­mu i żyć na wła­sny ra­chu­nek. I wy­ci­snąć z te­go ży­cia coś bar­dziej sen­sow­ne­go niż to, co moż­na z nim zro­bić, gdy się jest tyl­ko dziec­kiem. Praw­dzi­we ży­cie to jed­nak bar­dzo czę­sto do­świad­cza­nie strat.

- WER­SJA DE­MO -OB­JA­WY

Ob­ja­wy. Do­brze – ob­ja­wy. Ob­ja­wy, ob­ja­wy. Ale ob­ja­wy cze­go? Nie wiesz.

Szu­kasz po­mo­cy, po­nie­waż prze­szka­dza Ci coś, nad czym nie masz kon­tro­li. Nie ro­zu­miesz, dla­cze­go do­świad­czasz te­go, cze­go do­świad­czasz, nie wiesz, po co to jest, nie masz po­ję­cia, ja­kie są te­go przy­czy­ny.

Czy szu­kasz przy­czyn?

Kie­dy tak jest, wów­czas prę­dzej czy póź­niej znaj­du­jesz je i ob­ja­wy mi­ja­ją. Kie­dy ro­zu­miesz me­cha­nizm prze­sta­jesz sam się krzyw­dzić, prze­sta­jesz so­bie do­ku­czać.

- WER­SJA DE­MO -PRZE­PRA­CO­WA­NIE czy­li WGLĄD

Co dzia­ła w psy­cho­te­ra­pii? Co le­czy? Ja­ka si­ła po­wo­du­je, że ustę­pu­ją ob­ja­wy, po­pra­wia się sa­mo­po­czu­cie, sa­mo­oce­na, re­la­cje z ludź­mi?

Co ta­kie­go się dzie­je, że na sku­tek roz­mo­wy, za­sta­na­wia­nia się, prze­ży­wa­nia, psy­cho­dra­my, psy­cho­ry­sun­ku, oma­wia­nia snów, coś się w nas zmie­nia? Dla­cze­go jest le­piej? Dla­cze­go po te­ra­pii zdo­by­wa­my się na coś, o czym wcze­śniej nie od­wa­ża­li­śmy się na­wet ma­rzyć?

Kie­dy roz­po­czy­na­łem wła­sną te­ra­pię też był we mnie nie­po­kój, lęk i na­pię­cie.

Wy­obra­ża­łem so­bie, że kie­dy po­ka­żę ko­muś in­ne­mu (i co gor­sza sam bę­dę mu­siał przy­znać się przed so­bą), jak bar­dzo je­stem nie­świa­do­my, bez­rad­ny, nie­lo­gicz­ny, we­wnętrz­nie skon­flik­to­wa­ny, sła­by, zły, głu­pi i ja­kiś tam jesz­cze, to wów­czas, na za­sa­dzie jaw­nej oczy­wi­sto­ści, że po pro­stu nie moż­na być tak „po­krę­co­nym”, po pro­stu bę­dę mu­siał się zmie­nić.

- WER­SJA DE­MO -PRZE­NIE­SIE­NIE

Śmiesz­ne sło­wo, praw­da?

Wy­si­łek, nie­sie­nie. Na­sie­nie? „Nie, nie” – po­dwój­ne za­prze­cze­nie. I prze­si­le­nie. Ty­le w jed­nym.

Prze­nie­sie­nie to ro­dzaj pro­jek­cji. Wy­stę­pu­je nie tyl­ko w psy­cho­te­ra­pii, ale w ca­łym Two­im ży­ciu.

Czę­sto nie ro­bisz ni­cze­go in­ne­go. Za­miast roz­po­znać coś ja­ko na­le­żą­ce do Cie­bie, ale ra­czej nie­przy­dat­ne, „wy­pro­jek­to­wu­jesz” owo po­sia­da­nie na ja­kiś na­da­ją­cy się do by­cia ekra­nem obiekt.

- WER­SJA DE­MO -KRY­ZYS

Psy­cho­te­ra­pia od­by­wa się przez kry­zy­sy.

Dzię­ki kry­zy­som.

Gdy­by nie kry­zy­sy nikt nie chciał­by się le­czyć. Ob­ja­wy są bo­wiem za­wsze ob­ja­wa­mi ja­kiejś nie­moż­no­ści, doj­ścia do kre­su, wy­czer­pa­nia te­go, co sta­re. By­ło do­brze (al­bo przy­naj­mniej zno­śnie), ale już tak da­le­ce nie jest do­brze, że na­wet nie moż­na te­go dłu­żej ukry­wać. Jest nie­zno­śnie. Jest kry­zys. Za­ła­ma­nie. Pro­blem, kło­pot.

Dla­cze­go nie lu­bisz kry­zy­sów?

Po­nie­waż tak zo­sta­łeś za­pro­gra­mo­wa­ny.

- WER­SJA DE­MO -KO­NIEC czy­li PO­CZĄ­TEK

Ge­ne­ral­nie cel psy­cho­te­ra­pii to: stać się dla sie­bie sa­me­go ide­al­nym psy­cho­te­ra­peu­tą, a na­stęp­nie w ogó­le za­po­mnieć, że się po­trze­bo­wa­ło, czy po­trze­bu­je te­ra­pii.

Że­by ten ko­niec miał sens, mo­że mógł­by się stać po­cząt­kiem cze­goś no­we­go?

Że­by mo­gło po­ja­wić się coś no­we­go, nie ma ra­dy, sta­re mu­si umrzeć. Nie ma miej­sca.

Śmierć ni­g­dy nie jest ła­twym do­świad­cze­niem. I że­by je wy­ko­rzy­stać, trze­ba być uważ­nym i świa­do­mym.

- WER­SJA DE­MO -GLOS­SA

Ko­men­tarz Pan­dok­to­ra do e-GLOS­SY:

Na YouTu­be'ie moż­na zna­leźć fil­mik z ta­kie­go eks­pe­ry­men­tu:

Pa­na wsa­dzo­no do urzą­dze­nia, któ­re po­ka­zu­je przez ja­kie ob­sza­ry w mó­zgu prze­pły­wa w da­nej chwi­li krew.

Je­go za­da­niem by­ło na­ci­ska­nie dwóch gu­zi­ków. Raz miał na­ci­snąć gu­zik trzy­ma­ny w pra­wej rę­ce, a raz gu­zik trzy­ma­ny w rę­ce le­wej. To kie­dy na­ci­ska, ile ra­zy na­ci­ska i czy le­wy, czy pra­wy za­le­ża­ło tyl­ko od nie­go.

- WER­SJA DE­MO -po­peł­niaj błę­dy – wpro­wa­dze­nie

Te­ra­peu­ta po­wi­nien być bar­dziej lu­strem niż do­rad­cą, bar­dziej zwier­cia­dłem niż tre­ne­rem, na­uczy­cie­lem, czy re­ży­se­rem Two­je­go szczę­ścia. Mą­drym zwier­cia­dłem.

Ta­kim, któ­re usta­wia się pod od­po­wied­nim ką­tem i za­chę­ca do spoj­rze­nia na ten lub na in­ny szcze­gół.

Oczy­wi­ście, że cza­sa­mi war­to coś pod­po­wie­dzieć, war­to za­pro­po­no­wać ja­kieś roz­wią­za­nie. Wska­zać kie­ru­nek.

- WER­SJA DE­MO -po­peł­niaj błę­dy – wstęp

W ostat­nim dniu po­by­tu w No­wym Jor­ku, pod­czas pa­ko­wa­nia wa­li­zek, zu­peł­nie „przy­pad­ko­wo”, w piw­ni­cy, do­strze­głem ką­tem oka książ­kę, któ­ra dziw­nym ty­tu­łem przy­cią­gnę­ła mo­ją uwa­gę. „Rich dad po­or dad”. By Ro­bert Kiy­osa­ki.

Bo­ga­ty oj­ciec, bied­ny oj­ciec. O tym jest ta książ­ka.

O dwóch fa­ce­tach, z któ­rych je­den był świet­nie wy­kształ­co­nym na­uczy­cie­lem, a dru­gi biz­nes­me­nem, w za­sa­dzie bez spe­cjal­nej for­mal­nej edu­ka­cji. Ten wy­kształ­co­ny ni­g­dy nie był spe­cjal­nie za­moż­ny, a po śmier­ci po­zo­sta­wił po so­bie dłu­gi. Ten nie­wy­kształ­co­ny za­czy­nał od ze­ra, ale za­koń­czył ży­cie ja­ko mi­liar­der. Obaj udzie­la­li ma­łe­mu Ro­ber­to­wi wska­zó­wek i rad.

- WER­SJA DE­MO -za­py­taj opty­mi­sty

– Kie­dy wszyst­ko idzie źle, roz­stań się na mo­ment ze swo­im smut­kiem i za­py­taj We­wnętrz­ne­go Opty­mi­stę – co on na to? Je­steś kimś wię­cej niż tyl­ko Ci się wy­da­je. Ty­le osią­gną­łeś, ty­le prze­ży­łeś. Ty­le do­brych chwil! Je­steś bo­ga­czem! Kró­lem! Uro­dzo­nym Zwy­cięz­cą!

To nie sło­wa, to fak­ty. Je­śli masz wąt­pli­wo­ści za­py­taj te mi­lio­ny plem­ni­ków, któ­re po­ko­na­łeś w wy­ści­gu o ży­cie. Masz przy­szłość. Czym­kol­wiek Ci się ona ja­wi, uwierz mi, za­wsze jest na ty­le wiel­ka, że­by po­mie­ścić w so­bie kil­ka do­brych chwil.

- WER­SJA DE­MO -nie ma cza­su 2

– Czas nie ist­nie­je. Nie ma na­pię­cia. Nie ma po­śpie­chu. Mo­żesz mi­lio­ny ra­zy wcho­dzić do tej sa­mej rze­ki.

Wszyst­ko trwa.

Wszech­świat cier­pli­wie cze­ka, z praw­dzi­wie bo­ską uf­no­ścią. Wie, że kie­dyś prze­cież od­ro­bisz swo­ją lek­cję.

Bądź dla sie­bie do­bry.

Bądź dla sie­bie ła­god­ny.

Wy­ro­zu­mia­ły, po­błaż­li­wy, cier­pli­wy…

Jak do­bry oj­ciec. Jak naj­lep­szy Oj­ciec.

Mi­łość jest do­brym do­rad­cą.trzeź­wiej, pro­szę

– Bądź przy­tom­ny, trzeź­wiej, nie daj się zwieść po­zo­rom. Dro­ga nie ma koń­ca. Zrób coś wię­cej. Spraw so­bie ja­kąś na­gro­dę. Pew­nie chwi­lo­wo za­śle­pił Cię suk­ces, uśpi­ło za­do­wo­le­nie. Obudź się. Po pro­stu wstań. Kie­dy ostat­ni raz wi­dzia­łeś wschód słoń­ca? Kie­dy pa­trzy­łeś w gwiaz­dy? Cie­szy­łeś się z pi­cia her­ba­ty?

Do­pó­ki od­dy­chasz, masz ja­kieś obo­wiąz­ki. Ro­zu­mieć wię­cej, uśmie­chać się po­god­niej, mil­czeć ci­szej.

Prze­stań się in­tok­sy­ko­wać. Bę­dziesz mieć ka­ca. Za­cznij uważ­nieć.

Je­steś od­po­wie­dzial­ny za sie­bie. Ty je­steś od­po­wie­dzial­ny za część ko­smo­su okre­śla­ną ja­ko „ty”.

I już.

Nikt in­ny.

Nie ma­mu­sia.

Nie ta­tuś. Nie po­li­ty­cy. Nie Ro­sja­nie. Nie, nie, nie Niem­cy.

I nie Two­ja Żo­na Prze­uko­cha­na.

On­ly You. Tyl­ko Ty.

Cier­pisz – sam so­bie je­steś win­ny. Prze­stań cier­pieć.

Je­steś zły – no to masz pro­blem.

Za­wsze mo­żesz so­bie jed­nak coś po­pra­wić.

Spraw so­bie ja­kiś pre­zent.

Sko­ro to czy­tasz, to zna­czy, że wy­rwa­łeś się z le­tar­gu. Chy­lę przed To­bą gło­wę.słu­chaj cia­ła

– Je­steś du­szą, któ­ra chwi­lo­wo ma cia­ło. Je­steś bo­ską ener­gią, któ­ra chwi­lo­wo przy­bra­ła ta­ką za­baw­ną for­mę. Ciesz się tym. Roz­ko­szuj. Dbaj, po­dzi­wiaj, śmiej się. Po­patrz na sie­bie z mi­ło­ścią. Czymś ta­kim dys­po­nu­jesz, no, no!

Zmy­sły. Mię­śnie. Ko­ści. Ja­kieś we­wnętrz­ne or­ga­ny. Jak fa­bry­ki, jak mia­sta, jak pla­ne­ty. Je­steś jak świat. Po­od­dy­chaj do sie­bie. Dla sie­bie. Dla swo­je­go cia­ła, słu­gi i przy­ja­cie­la, to­wa­rzy­sza do­li i nie­do­li. Kom­pa­na w po­dró­ży. Naj­wier­niej­sze­go z wier­nych. Wi­dzisz, na­praw­dę nie je­steś tu sam.

A te­raz po­myśl so­bie, że kie­dyś się roz­sta­nie­cie. Nic nie jest wiecz­ne. Tak to już jest. Two­ja du­sza ma cia­ło. Przez dzie­sięć lat, przez dwa­dzie­ścia, przez sto. A po­tem wy­da­jesz ostat­nie tchnie­nie i jest po ba­lu. Chrze­ści­ja­nie wie­rzą, że zmar­twych­wsta­niesz we wła­snym cie­le, bud­dy­ści i hin­du­iści, że do­sta­niesz na­stęp­ny ska­fan­der, o któ­re­go ja­ko­ści de­cy­du­jesz swo­im dzi­siej­szym sto­sun­kiem do sie­bie i do resz­ty świa­ta, ate­iści są prze­ko­na­ni, że prze­sta­niesz ist­nieć ra­zem ze swą ma­te­rial­ną re­pre­zen­ta­cją… Ja­kiej opcji byś nie wy­brał – sa­me tyl­ko do­sko­na­łe roz­wią­za­nia.moc

– Py­taj, wy­naj­mij spe­cja­li­stów.

Myśl ma si­łę. Gi­gan­tycz­ną. My­śli zmie­ni­ły tę Zie­mię. Myśl po­zy­tyw­nie, ra­do­śnie. Mierz wy­so­ko. By tra­fić w cel, trze­ba mie­rzyć po­nad nie­go.

Sło­wo to myśl, któ­ra za­czy­na na­bie­rać re­al­nych kształ­tów. My­śleć jest ła­twiej, ale sło­wo ma więk­szą si­łę. Py­taj, mów, dziel się. Zrób coś. Za­py­taj eks­per­tów jak to zro­bić. Je­śli trze­ba – wy­naj­mij pro­fe­sjo­na­li­stę. Je­go wie­dza pra­cu­je dla Cie­bie.

Py­ta­nie jest jak od­dech. Jest po­mię­dzy. Po­mię­dzy tym, co mo­żesz, a tym cze­go nie je­steś w sta­nie za­trzy­mać, wy­mu­sić, czy kon­tro­lo­wać. Po­mię­dzy ideą, a re­al­nym dzia­ła­niem. Za­py­taj, sprawdź jak zro­bi­li to in­ni. A po­tem zrób coś i pa­mię­taj:

– Za­wsze ko­chaj i po­peł­niaj swo­je wła­sne błę­dy – nikt i nic nie jest w sta­nie ode­brać Ci te­go bo­gac­twa.E–ZA­KOŃ­CZE­NIE

CZY­LI DE­FI­CY­TY, LĘ­KI, ZŁO­ŚCI, MI­ŁOŚĆ, KRE­ATYW­NOŚĆ, SEKS I AB­SO­LUT

Każ­dy z nas ro­dzi się z ja­kimś po­ten­cja­łem.

Każ­dy z nas do­sta­je nie je­den, nie dwa, nie dzie­sięć, ale mi­lio­ny ta­len­tów.

Ta­lent do pa­trze­nia na chmu­ry, do si­ka­nia, do je­dze­nia lo­dów, do spa­nia, do tań­cze­nia, do przy­tu­la­nia się, do ko­cha­nia, do... Ro­zu­miesz?

Ro­dzi­my się ja­ko cud.

Ro­dzi­my się cu­dow­ni i co naj­za­baw­niej­sze na­si naj­bliż­si do­kład­nie tak nas wi­dzą. Cie­szą się, praw­da?

Wszy­scy się cie­szą. Na­wet ob­cy lu­dzie, po­łoż­ne, stu­den­ci, pa­ni sa­lo­wa. Wszy­scy się cie­szą, że są świad­ka­mi po­ja­wie­nia się ko­goś tak cu­dow­ne­go jak Ty. Po­tem oczy­wi­ście tro­chę im prze­cho­dzi. Po­nie­waż Twoi ro­dzi­ce sa­mi zo­sta­li tro­chę odar­ci ze swej cu­dow­no­ści, kształ­tu­ją Cię bez­wied­nie na swój ob­raz i po­do­bień­stwo.

A im bar­dziej zo­sta­li skrzyw­dze­ni, tym bar­dziej praw­do­po­dob­ne, że i Cie­bie skrzyw­dzą. Jest tak?

Gdy więc za­czy­nasz de­cy­do­wać o so­bie, naj­czę­ściej masz już (oprócz mi­lio­na ta­len­tów) ja­kieś kil­ka mi­lio­nów fał­szy­wych prze­ko­nań na te­mat sie­bie i świa­ta, któ­re wy­wie­ra­ją po­tęż­ny wpływ na każ­dą Two­ją de­cy­zję.

Twój po­ten­cjał nie roz­wi­ja się swo­bod­nie i w peł­ni, lecz jest re­ali­zo­wa­ny w zgo­dzie z tym, co uda­ło Ci się oca­lić. Oprócz zdol­no­ści masz więc de­fi­cy­ty, we­wnętrz­ne kon­flik­ty, po­czu­cie wi­ny i krzyw­dy, złość, żal, lęk... Masz na swym kon­cie ileś suk­ce­sów i ileś klęsk, ileś ra­do­ści i ileś smut­ków, ileś pew­no­ści i nie­pew­ność też. To wszyst­ko oczy­wi­ście nie sta­no­wi naj­mniej­sze­go pro­ble­mu.

Tak po pro­stu jest.

Pro­blem za­czy­na się wte­dy, kie­dy masz w so­bie ta­kie prze­ko­na­nie, któ­re or­ga­ni­zu­je in­ne prze­ko­na­nia, a któ­re po­le­ga na tym, że nie mo­żesz, że nie wol­no, że nie dasz ra­dy, że to się źle skoń­czy. Po­wsta­je wów­czas w To­bie we­wnętrz­ny kon­flikt.

Za­czy­nasz chcieć i nie chcieć. Chcieć, ale się bać. Być złym, ale jed­no­cze­śnie nie da­wać so­bie pra­wa do wła­snej zło­ści. Pra­gnąć i za­prze­czać swo­im pra­gnie­niom. Za­czy­nasz mieć we­wnętrz­ne roz­dar­cie, po­czu­cie wi­ny, pre­ten­sje do sa­me­go sie­bie, na sa­me­go sie­bie złość. To ja­kieś wiel­kie, ko­smicz­ne po­mie­sza­nie. Dla­te­go te­ra­pia jest do­bra. Po­rząd­ku­je tro­chę ten ba­ła­gan.

A kie­dy wy­rzu­casz śmie­ci po­ja­wia się miej­sce na mi­łość. Na mi­łość wła­sną, ta­ką do sa­me­go sie­bie. Po­ja­wia się miej­sce na ak­cep­ta­cję swo­ich wad, sprzecz­no­ści, nie­do­sko­na­ło­ści i zgo­da na by­cie ta­kim ja­kim się jest. Ego­istycz­nym, pra­gną­cym, po­trze­bu­ją­cym, po­żą­da­ją­cym, po­gu­bio­nym, nie­wie­dzą­cym, bo­ją­cym się...

I wte­dy po­now­nie wy­da­rza się cud, po­nie­waż gdy za­czy­nasz ak­cep­to­wać swój ego­izm, złość czy lęk, to ten ego­izm, złość i lęk za­czy­na­ją zni­kać. Wszyst­ko co ne­ga­tyw­ne wy­pa­ro­wu­je, po­nie­waż jest kom­plet­nie nie­po­trzeb­ne.

Gdy z pa­nią Ke­sją dys­ku­to­wa­li­śmy o pro­jek­cie okład­ki po­ja­wił się po­mysł, by do ochron­nych, ra­do­snych, żół­tych ka­losz­ków pa­ni Eli­zy wsta­wić na­gą mo­del­kę osła­nia­ną przez rów­nie na­gie­go mo­de­la z czar­nym pa­ra­so­lem (mo­de­li po­zdra­wiam tak­że). Bo po to jest te­ra­pia, że­by cie­szyć się ży­ciem, być szczę­śli­wym, twór­czym, pew­nym sie­bie, za­spo­ko­jo­nym i za­spo­ka­ja­ją­cym.

Seks jest do­bry.

Pięk­no jest do­bre. Za­ba­wa jest w po­rząd­ku. Śmia­nie się, pła­ka­nie, prze­ży­wa­nie, wszyst­ko jest dla nas.

To ca­łe bo­gac­two jest wła­śnie dla Cie­bie.

Po­sta­no­wi­łem do­pi­sać ten roz­dział, że­by to so­bie i To­bie przy­po­mnieć. Seks jest do­bry i brak sek­su jest do­bry. By­cie sa­me­mu jest w po­rząd­ku i by­cie z kimś, na­wet z kimś na chwi­lę i z kimś nie­do­sko­na­łym i by­cie sa­me­mu nie­do­sko­na­łym też jest w po­rzo.

Na­szym prze­zna­cze­niem jest być szczę­śli­wy­mi. I każ­dy z nas to czu­je. Ty tak­że.

To wła­śnie dla­te­go gdy nie je­steś szczę­śli­wy, to do tej por­cji nie­szczę­ścia, któ­ra przy­pa­dła Ci w udzia­le na sku­tek czy­ichś błę­dów lub w ra­mach Lo­su, Przy­pad­ku, Prze­zna­cze­nia czy kar­my do­da­jesz po­czu­cie wi­ny i złość, że nie jest tak do­brze jak po­win­no. Do te­go co przy­kre do­da­jesz ko­lej­ny cię­żar.

I nie mó­wię Ci:

Prze­stań.

Nie mó­wię Ci prze­stań, po­nie­waż to nie jest mo­ja ro­la. Mo­ja ro­la to być jak lu­stro i je­dy­nie po­ka­zać Ci co so­bie ro­bisz sam. Kie­dyś ro­bi­li Ci to in­ni, ale te­raz to Ty pro­du­ku­jesz swo­je sa­mo­po­czu­cie.

Je­steś te­go świa­do­my?

Je­steś świa­do­my, po któ­rej stro­nie grasz?

Za­cznij od te­raz, bo i tak nie masz wyj­ścia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: