Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jestem szczęśliwym singlem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 marca 2018
Ebook
23,81 zł
Audiobook
34,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jestem szczęśliwym singlem - ebook

 

Jak stworzyć i utrzymać szczęśliwy związek

Wiedziałam, że muszę zostać w nieszczęśliwym związku i wiedziałam, że nie mam dokąd odejść. Wiedziałam, że jest mi źle z nim, ale byłoby mi jeszcze gorzej bez niego. Nie było więc wyjścia. Pozostawało więzienie.

Więzienie w moim własnym sercu pod wielkim głazem, który zwisał z jego krawędzi tak groźnie, że pewnego dnia mógł spaść, pociągnąć za sobą lawinę i zgnieść po drodze wszystko, łącznie ze mną i z całym moim życiem.

Czy wiesz jak to boli?

Pewnie wiesz.

Jesteś jak dzikie zwierzę przykute do łańcucha i chociaż marzysz o wolności, to wiesz, że jeśli tylko zrobisz kilka kroków za daleko, łańcuch szarpnie cię za gardło i zatrzyma. I choć będziesz płakać, błagać Boga o pomoc i skarżyć się na swój los, nic się nigdy nie zmieni. Dlatego że tak już musi być.

Czy myślisz, że to jest miłość?

W tej książce opowiem ci co odkryłam i zrozumiałam o miłości, związkach, emocjonalnym uzależnieniu, odzyskaniu wolności i szczęściu. I o tym, że znalazłam szczęśliwą miłość dokładnie wtedy, kiedy przestałam jej szukać.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8310-140-8
Rozmiar pliku: 5,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Pod wiszącą skałą

Doskonale pamiętam ten moment.

Stałam oparta o burtę statku płynącego po Amazonce, patrzyłam na spokojną wodę i nagle uświadomiłam sobie, że jestem wolna.

Wolna!!! Po raz pierwszy w życiu!!!

Wolna od niepewności, walki i cierpienia, które zawsze dotąd były dla mnie częścią miłości!…

Wcześniej w każdym związku musiałam walczyć. Z nim, z samą sobą, ze strachem, z samotnością.

Na początku oczywiście było pięknie. Pierwsze spotkanie, spojrzenia, nadzieja, dotknięcie i stada niewypowiedzianych obietnic, które fruwały dookoła jak kolorowe motyle.

A potem zawsze coś zaczynało się psuć. On mówił rzeczy, które mnie bolały, zapominał o tym, o czym powinien był pamiętać, nie chciał słuchać moich rad, za dużo pił, wyjeżdżał w podejrzane delegacje, za długo spał, miał bałagan w szafie, nie chciał wychodzić z psem, godzinami grał w głupie gry albo oglądał głupie seriale, nie rozumiał moich potrzeb i nie zachowywał się jak ktoś, kto mnie kocha i komu na mnie zależy.

Usiłowałam mu wyjaśnić gdzie popełnia błąd i jak może go naprawić. Czułam się opuszczona i nieszczęśliwa, wybaczałam, płakałam. Chciałam odejść, ale myślałam, że lepiej zostać, bo gdzie znajdę takiego drugiego jak on?

Każdy mój związek był pełen szarpiących rozterek, wątpliwości i niespokojnych pytań. Każdy był jednocześnie szczęściem i nieszczęściem. W każdym były katastrofy, kłótnie, gwałtowne rozstania i równie emocjonalne powroty, przeprosiny i obietnice.

Każdy mój związek był wojną przeplataną okresami pokoju.

W każdym związku byłam żołnierzem, który musi walczyć. O co? No jak to o co? O wszystko! O to, żeby był porządek, żeby on zrobił to, co do niego należy, żeby miał dla mnie czas, żeby pamiętał o dotrzymaniu słowa, o to, żeby zauważył nową sukienkę, żeby był dla mnie miły, żeby dobrze o mnie mówił swoim znajomym, żeby był lojalny i uczciwy, żeby nie marnował czasu, żeby nie wydawał bez sensu pieniędzy, żeby mówił mi to, co lubię usłyszeć, żeby spędzał ze mną czas, żeby dobrze traktował zwierzęta, żeby nie kłócił się ze swoją szefową, żeby nie jadł za dużo słodyczy i nie pił na pusty żołądek, żeby nie przeklinał kierowców na drodze, żeby nie przekraczał prędkości, żeby nie zabłądził i nie wściekał się kiedy mu mówię którędy jechać.

Wieczna wojna. Pełna niepewności, podejrzeń, lęku, kłótni, trzaskania drzwiami i złych słów. I choć tak bardzo się starałam, w każdym związku towarzyszyła mi ciągła huśtawka między radością i rozpaczą. Myślałam, że tak musi być.

Aż nagle tamtego dnia na statku po raz pierwszy w życiu poczułam się wolna. Lekka, swobodna, radosna.

Zdumiałam się tym odkryciem.

Spojrzałam na zieloną ścianę dżungli. Co się za nią kryło? Czy jaguar cierpliwie czeka na nieuważną wiewiórkę? Czy zawsze ktoś musi zginąć? Czy życie jest wieczną wojną? Czy miłość zawsze musi boleć? Dlaczego?… A może jednak nie?…

W oddali słyszałam kwilące nawoływanie tukanów, tak jakby mówiły:

– Wszystko, co wiedziałaś do tej pory, wcale nie jest wszystkim, co jest. Dopiero teraz, jeśli odważysz się opuścić statek i wejść w gęstwinę dziewiczej dżungli, być może nauczysz się czegoś nowego. Czegoś, co doprowadzi cię do prawdy.

Dżungla szumiała zagadkowo.

Statek płynął naprzód, delikatnie rozsuwając dziobem zmarszczki na falach.

Nigdy wcześniej w życiu nie poczułam takiej wolności.

Zawsze wcześniej byłam skrępowana myślami i emocjami nieustannie kłębiącymi się w mojej duszy. Ciągle zadawałam sobie pytania czy on naprawdę mnie kocha, a jeśli tak, to dlaczego ja przez niego płaczę? Dlaczego czuję się czasem odepchnięta, niechciana, niepotrzebna? Dlaczego on robi rzeczy, które mnie krzywdzą? Czy to jest prawdziwa miłość? Czy tak jest w każdym związku? I czy w ogóle ja tego chcę? Może powinnam odejść i znaleźć kogoś, z kim będzie mi lepiej? A jeśli tak, to kiedy odejść i w jaki sposób? A jeśli nikt mnie nie zechce? A może miłość jest zawsze powiązana z wojną, niechęcią i cierpieniem? Może nie istnieje idealny związek?…

Zaczynałam sobie wyobrażać co stałoby się po rozstaniu. Widziałam siebie w małym, wynajętym pokoju z odrapanymi ścianami. Brudne szyby, przez które ledwie co widać. Samotność rozwieszona w kątach. Smutek i beznadzieja.

A więc nie, nie mogę odejść. Nie chcę przecież skazać się na jeszcze większe cierpienie. Może zresztą przesadzam. Może wszystko zmieni się i będzie lepiej?…

I wtedy znów czułam jak do mojego serca wtacza się wielki głaz. Ciężki, trudny do uniesienia.

Ja wiedziałam, że to nieprawda. Wiedziałam, że nic się nie zmieni. Że wszystko będzie wciąż tak samo.

Wiedziałam, że muszę zostać w nieszczęśliwym związku i wiedziałam, że nie mam dokąd odejść.

Wiedziałam, że jest mi źle z nim, ale byłoby mi jeszcze gorzej bez niego.

Nie było więc wyjścia.

Pozostawało więzienie.

Więzienie w moim własnym sercu pod wielkim głazem, który zwisał z krawędzi tak groźnie, że pewnego dnia mógł spaść, pociągnąć za sobą lawinę i zgnieść po drodze wszystko, łącznie ze mną i z całym moim życiem.

Więzienie pod wiszącą skałą.

To było wszystko, co znałam.

Czy wiesz jak to boli?

Pewnie wiesz.

Jesteś jak dzikie zwierzę przykute do łańcucha i chociaż marzysz o tym, żeby znów swobodnie przemierzać rozległe przestrzenie, to wiesz, że jeśli tylko zrobisz kilka kroków za daleko, łańcuch szarpnie cię za gardło i zatrzyma.

I choć będziesz płakać, błagać Boga o pomoc i skarżyć się na swój los, nic się nigdy nie zmieni.

Dlatego że tak już musi być.

Znasz to uczucie?

Czy myślisz, że to jest miłość?ROZDZIAŁ 2

W więzieniu myśli

Ja myślałam, że to jest miłość.

Myślałam, że miłość jest wtedy, kiedy bezradnie jak dziecko wpadasz w czyjeś ramiona i dostajesz chwilę ulgi.

Myślałam, że miłość jest wtedy, kiedy ktoś mówi, że cię kocha i trzyma cię za rękę.

Myślałam, że miłość jest wtedy, kiedy spotkasz kogoś, kto chce z tobą być.

Myślałam, że jeśli ktoś chce być ze mną – zamiast z kimś ładniejszym, mądrzejszym, bardziej dowcipnym, zgrabnym i modnym – to jest dla mnie wielkie szczęście.

I to ja sama przykuwałam się łańcuchem do więzienia moich myśli.

Zrozumieć to było jedną z najtrudniejszych rzeczy na świecie.

Nie tylko dlatego, że odzierało mnie z iluzji, do których byłam przyzwyczajona i które zrosły się ze mną tak bardzo, że nie byłabym w stanie oddzielić ich od prawdy. Także dlatego, że pokazywało jaka naprawdę jestem w środku, w mojej własnej duszy.

Ale to właśnie było najważniejsze.

Bo wiesz jak to jest.

Idziesz przez życie usiłując odnaleźć się w swojej rzeczywistości.

Masz dobre intencje, chcesz, żeby było najlepiej. Używasz wszystkich swoich najdoskonalszych narzędzi, żeby znaleźć szczęście.

I ciągle dostajesz od życia po głowie.

Tak jakby droga prowadziła pod górami, z których ciągle spadają na ciebie kamienie.

A ty brniesz dalej i dalej, bo przecież wiesz, że nie ma innej ścieżki. Płaczesz i opatrujesz rany, myślisz, że jesteś pechowy i gorszy od innych. Myślisz, że musisz się bardzo starać, żeby im dorównać w talentach, bogactwie i pomysłach.

Zaciskasz zęby i myślisz, że musisz dać radę, bo w przeciwnym razie zginiesz, zostaniesz zapomniany i odrzucony. I choć ścieżka jest coraz bardziej wąska i pełna cierni, ty uparcie przedzierasz się naprzód, bo wiesz, że nie masz innego wyjścia.

Myślisz, że musisz, żeby nie stracić przynajmniej tej mikroskopijnej nadziei na szczęście, jaką w sobie nosisz.

Wiem, ja też tak myślałam.

Czy wiesz dlaczego życie rzuca w ciebie kamieniami?

Żeby ci pokazać, że idziesz w złą stronę.

Najpierw spadają tylko małe kamyki.

Przypomnij sobie. Małe rzeczy, które zatrzymywały cię po drodze i były jak dzwonki alarmowe. Stawałeś wtedy, marszczyłeś czoło, byłeś zaskoczony, ale wrzucałeś je do torby z napisem „myśli, którymi na razie nie chce mi się zajmować, bo nie pasują do obrazu, jaki stworzyłem o sobie samym”.

Potem spadały większe.

A ty odwracałeś wzrok i udawałeś, że ich nie widzisz.

A potem zaczęły się pojawiać lawiny. Takie, które przygniatały cię do ziemi i nie mogłeś już udawać, że ich nie ma.

Wtedy uwierzyłeś w to, że jesteś prześladowany, pechowy i nie masz prawa do szczęścia. Poczułeś, że jesteś w więzieniu, z którego nie ma wyjścia. Odtąd codziennie będziesz słyszał grzechotanie łańcucha. Będziesz kochał i nienawidził, będziesz uciekał i wracał, będziesz czuł rozpacz i szczęście na zmianę.

I uwierzysz w to, że inaczej nie może być.

Ale tak naprawdę – gdybyś był w stanie spojrzeć na to z perspektywy – zrozumiałbyś jedną, zdumiewającą, gigantyczną i olśniewającą prawdę.

Życie wcale nie jest twoim więzieniem.

Twoim więzieniem jest to, co myślisz.

Twoim więzieniem jest to, w co wierzysz.

Twoim więzieniem jest to,

co podświadomie kojarzysz z byciem w związku.

Twoim więzieniem jest to,

że nigdy nie nauczyłeś się myśleć inaczej.

To właśnie zrozumiałam tamtego dnia na statku w Amazonii.

Po raz pierwszy w życiu poczułam się wolna.

I postanowiłam wykorzystać tę wolność do tego, żeby nauczyć się żyć na nowo.ROZDZIAŁ 3

Być z kimś

Odkąd pamiętam, zawsze chciałam być z kimś.

Bycie z kimś wydawało się najbardziej naturalną i oczywistą rzeczą na świecie.

Każdy był z kimś.

Ludzie ciągle łączyli się w pary. Co chwilę ktoś komuś się oświadczał, było wesele, obrączki, podróż poślubna, a potem wspólny dom, dzieci, codzienność, kłopoty, pretensje, żądania, niespełnione oczekiwania, płacz, kłótnie, rozstania.

Wyrosłam w przeświadczeniu, że będę szczęśliwa dopiero wtedy kiedy ktoś zechce mnie na żonę. I w strachu, że jeśli zostanę starą panną, to zwariuję, bo mówiono mi, że wszystkie stare panny tracą rozum na starość.

Nic więc dziwnego, że bardzo chciałam być z kimś. Potrzebowałam być z kimś. Sama czułam się niepełna, nie w pełni wartościowa, gorsza. Tak jakbym była wybrakowana w porównaniu z tymi, którzy byli w związkach.

Podświadomie uważałam ich za lepszych, ponieważ o ich wartości jasno świadczyło to, że ktoś ich zechciał. Tak mi się wydawało.

Ktoś, kto jest sam, kojarzył mi się z kimś, kto nie został przez nikogo wybrany. Tak samo jak wtedy kiedy dobierają się zawodnicy przeciwnych drużyn. Najpierw wybiera się najlepszych i najsilniejszych. Potem tych trochę gorszych. A potem zostają już tylko tacy, których nikt nie chce. Wybrakowani. Gorsi. Fajtłapy. Tacy, którzy nie umieją złapać piłki i zawsze wszystko psują.

Z tym właśnie kojarzyło mi się bycie singlem. Z byciem kimś poza wyborem. Poza grupą fajniejszych ludzi.

Z takim nastawieniem weszłam w dorosłość.

Skoncentrowałam się na tym, żeby być z kimś. A potem z następnym kimś.

Kiedy tylko kończył się jeden związek, natychmiast szukałam następnego. To był wewnętrzny imperatyw. Wiedziałam, że nie chcę i nie mogę być sama.

Nie pytałam siebie dlaczego tak jest i czy mogłoby być inaczej. Koniecznie był mi potrzebny drugi człowiek i kropka. Byłam przekonana, że tylko w związku jestem w stanie być szczęśliwa.

Najbardziej zabawne w tym wszystkim było to, że w rzeczywistości nigdy nie byłam naprawdę szczęśliwa.

Żaden związek nie dał mi tego, czego potrzebowałam i oczekiwałam. Miałam momenty szczęścia, euforii i zachwytu. Przeplatane równie częstymi momentami rozpaczy, nienawiści, gniewu i łez.

Więc co to było za szczęście?

To był raczej niekończący się emocjonalny rollercoaster, który rzucał mną do góry i w dół, a ja byłam wobec niego kompletnie bezradna.

Gdyby wtedy ktoś mnie zapytał czy to jest miłość, odpowiedziałabym, że tak.

Powiedziałabym, że tak właśnie zawsze jest w miłości – że masz chwile radości i chwile depresji, że czasem jesteście szczęśliwi, a czasem nienawidzicie się wzajemnie i że tak po prostu jest w życiu.

Pamiętam że kiedyś nawet zadano mi takie pytanie w wywiadzie, a ja odrzekłam:

– Prawdziwa miłość istnieje tylko w bajkach. Kiedyś w nią wierzyłam i szukałam jej, teraz wiem, że to niemożliwe. W realnym, codziennym życiu wszystko wygląda inaczej niż w filmach.

Wierzyłam w to kiedy to powiedziałam.

„Prawdziwa miłość” – taka jak z filmu Notting Hill z Julią Roberts i Hugh Grantem wydawała mi się nierealna i niemożliwa do zaistnienia na prawdziwej ziemi wśród prawdziwych, żywych ludzi.

W komedii romantycznej – tak, jak najbardziej. Scenarzysta opisał to, czego sam chciałby doświadczyć w swoim życiu, reżyser też dał się ponieść wyobraźni i powstał film opowiadający o tym jak cudownie ludzie zakochują się w sobie i są ze sobą szczęśliwi.

Ale przecież tak jest tylko w filmach.

I w niemądrych romansach.

W prawdziwym życiu jest inaczej.

Prawda?ROZDZIAŁ 4

Moja wioska

Gdybyś dzisiaj zadał mi to samo pytanie, odpowiedziałabym zupełnie inaczej.

– Czy wierzysz w prawdziwą miłość?

– Tak. Wszystko bierze się z miłości. Siła, odwaga, szczęście, radość, dobre decyzje i wytrwałość, żeby je realizować. Oczywiście, że wierzę w miłość.

– A czy wierzysz w szczęśliwą miłość między dwiema osobami?

– Tak. Tylko w taką miłość wierzę.

Wierzę w nią dzisiaj tak samo mocno, jak kiedyś byłam przekonana, że ona nie istnieje. Wiesz dlaczego tak jest?

Nie dlatego, że zdarzył się cud i przeżyłam bajkę w realu.

Wprost przeciwnie.

Wszystkie moje związki były pełne burz, złości, kłótni, wzajemnych oskarżeń i rozstań.

Żyłam jak wiewiórka w klatce, która czasem wskakuje na obracający się młynek i przebiera po nim nóżkami tak długo, aż się zmęczy. Wtedy wraca do klatki i mówi, że życie właściwie nie ma sensu. A kiedy odpocznie, znów wskakuje na kołowrotek i wydaje jej się, że bardzo szybko biegnie, mimo że przecież stoi w miejscu.

Takie było moje życie i takie były moje związki.

Wiesz dlaczego?

Dlatego że TAKI BYŁ MÓJ SPOSÓB MYŚLENIA.

Opowiem ci to na bardzo prostym i przyjemnym przykładzie.

Wychowałam się w czasach komunistycznych. Kiedy chodziłam do szkoły, dookoła widziałam szare ulice, szare domy i ludzi w szarych płaszczach. Innych po prostu nie było. Produkowano tylko jeden rodzaj zimowych butów – szarych, z filcu z gumową podeszwą. Wiem, że trudno to sobie wyobrazić, ale taka była prawda.

Wchodziłeś do sklepu i widziałeś puste półki. Dosłownie puste półki, na których kiedyś stały towary, a teraz leżał tylko nawarstwiający się kurz.

W niektórych sklepach można było kupić ocet. Poza octem nie było żadnych innych dostępnych towarów. Po papier toaletowy, cukier, mięso, owoce, mąkę, kaszę – po wszystko trzeba było stać w kilometrowych kolejkach i wiedzieć w którym sklepie akurat coś „rzucą”. Tak samo jeszcze do niedawna było na Kubie.

I teraz wyobraź sobie dziewczynę, która mieszka w bloku z wielkiej płyty, ma jedną parę szarych zimowych butów i jeden szary płaszcz.

Pewnego dnia wsiadłam do pociągu i przez Warszawę i Katowice dojechałam do Wiednia.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom!!!

Na ulicach stały czerwone automaty ze słodkimi napojami!!! Wystarczyło włożyć monetę i dostawałeś sok pomarańczowy!!! Wystawy sklepów były kolorowe, wesołe i prosiły, żebyś wszedł do środka i wydawał pieniądze kupując sobie różne prześliczne, nowe, pachnące rzeczy!! Ludzie nosili kolorowe, ładne ubrania w różnych fasonach i stylach!!! Prawie wszyscy mieli prawdziwe dżinsy i adidasy!!! Fajne koszulki polo, paski przy spodniach, apaszki i inne takie niesamowicie cudowne drobiazgi!!!

Stałam w przedziale z rozdziawioną szeroko gębą przyciśniętą do szyby i patrzyłam na to wszystko jak głodny niedźwiedź po bardzo długiej zimie.

To był inny świat!!!

To był ZUPEŁNIE INNY ŚWIAT, ale jednak widziałam na własne oczy, że był PRAWDZIWY!!!

To nie był sen, to nie było marzenie wybujałe w mojej głowie podczas zastraszająco nudnej lekcji chemii. To nie była bajka z książki dla dzieci. To nie był film w telewizorze.

To była prawda!!!

Istniał inny świat!!!

Równoległy do polskiego!!! Dziejący się w tym samym czasie historycznym, tyle że kilkaset kilometrów dalej na zachód.

To było tak zdumiewające i niewiarygodne, że nie byłam w stanie się ruszyć. Dopiero po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że jadę dalej, a pociąg przejeżdża przez następne eleganckie, czyste, kolorowe, zamożne austriackie miasta i miasteczka.

To było moje pierwsze zetknięcie z zachodem.

W czasach przed internetem nie można było niczego wyguglować i obejrzeć na odległość. Mieszkałeś w Polsce i to był twój cały świat. Jeśli byłeś jednym ze szczęściarzy, miałeś w domu telefon. I telewizor, w którym nadawano programy w dwóch państwowych kanałach. Nie miałeś pojęcia co dzieje się dalej w świecie.

Nie miałeś pojęcia jak żyją inni ludzie – chyba że dostałbyś specjalne pozwolenie na wyjazd z Polski, wypożyczyłbyś swój paszport z posterunku milicji i wsiadłbyś do pociągu – tak jak ja.

Był kiedyś taki film pt. „Miasteczko Pleasantville”. Wszyscy ludzie żyli w nim zgodnie z przyjętymi regułami i dla wszystkich świat był czarno-biały. Nie istniały inne kolory. Wszystko było czarne, szare albo białe.

Czy myślisz, że ktoś z mieszkańców Pleasantville tęsknił za czerwonym, żółtym albo niebieskim?

Ależ skąd!

Jak mogliby tęsknić za czymś, czego nigdy nie widzieli na oczy? W ich świecie od zawsze marchewka była szara, słońce było szare na szarym niebie, pomidory, truskawki i buraki też były szare. Krew była szara, ubrania były w różnych odcieniach szarości, trawa była szara. Nie istniały pojęcia różnych barw i nikomu nawet nie przyszłoby do głowy, że to jest możliwe.

Tak samo jest z miłością.

Nosisz w swojej duszy takie wyobrażenie

tego czym jest miłość,

jakie widziałeś w świecie, w którym zostałeś wychowany.

Mówiąc inaczej: twoje instynktowne, podświadome wyobrażenie miłości i wszystkiego, co jest z nią związane, wywodzi się z tego, co zapamiętałeś w dzieciństwie na podstawie twoich osobistych obserwacji i doświadczeń.

Każdy z nas nosi w podświadomości zestaw instynktowych przekonań, z których najczęściej nie zdajemy sobie sprawy.

One porządkują nasz świat i rządzą naszym sposobem myślenia. Zwykle nie ma potrzeby, żeby kwestionować ich prawdziwość albo prawidłowość.

Wszystko się jednak zmienia kiedy niespodziewanie dotrze do ciebie porażająca i olśniewająca prawda o tym, że TO, W CO WIERZYSZ, NIE JEST JEDYNYM, CO ISTNIEJE.

Tak właśnie było ze mną.

Dopóki mieszkałam w szarym mieście wśród ludzi w szarych płaszczach, było dla mnie oczywiste, że cały świat jest prawdopodobnie równie szary.

Skąd miałabym wiedzieć, że gdzieś na zachód od Polski istnieje rzeczywistość, która wygląda inaczej i funkcjonuje na zupełnie innych zasadach? Czegoś takiego nie można zgadnąć ani się domyślić. Kiedy widzisz jak wygląda świat dookoła ciebie, instynktownie zakładasz, że tak samo wygląda w innych miejscach.

Podobne doświadczenie miałam często w podróży.

Kiedy po długiej wędrówce docierałam do bardzo dalekich osad indiańskich w dżungli amazońskiej w Ameryce Południowej, wiesz o co ludzie mnie pytali?

– Gdzie jest twoja wioska?

Dla nich było oczywiste, że cały świat jest porośnięty dżunglą amazońską i wszyscy ludzie mieszkają w małych osadach nad rzekami. Nie pytali mnie więc z jakiego kraju pochodzę ani nawet jak wygląda moja wioska, ponieważ z ich punktu widzenia moja wioska musi wyglądać tak samo albo bardzo podobnie do ich osady. Bo nie ma na świecie niczego innego oprócz dżungli, rzek i szałasów z dachami z liści palmowych.

Tak działa ludzki umysł.

Jeżeli przez całe życie doświadczasz pewnej określonej rzeczywistości, to instynktownie zakładasz, że jest to jedyna istniejąca rzeczywistość.

I będziesz w to wierzył do końca życia.

Chyba że na własne oczy zobaczysz zupełnie inny świat.

Tak samo jest z miłością.ROZDZIAŁ 5

Mapa życia

Pewnie mi nie uwierzysz jeżeli powiem, że wszystko co dzisiaj wiesz o miłości, zrozumiałeś mając mniej więcej siedem lat.

Pierwsze lata twojego życia są jak szkoła, w której pobierasz naukę przysposobienia do przyszłości.

Twoja podświadomość obserwuje zjawiska, zapisuje fakty i wyciąga z nich wnioski. Bez wytchnienia pracuje nad skompilowaniem wszystkiego, czego jesteś świadkiem w zrozumiałą i przewidywalną całość.

Rysuje mapę twojego świata, zaznaczając na niej wyraźnie wszystkie urwiska, bagna i inne niebezpieczeństwa, drogi, mosty, autostrady, łąki, a także place zabaw, jadłodajnie i inne miejsca dostarczające przyjemności.

Ta mapa powstaje bez twojego świadomego udziału.

Jesteś przecież na razie tylko dzieckiem. Nie znasz wielu pojęć, definicji, określeń ani zależności. Nie wiesz jak o to zapytać. Nie wiesz nawet, że mógłbyś o to zapytać dorosłych znajdujących się w pobliżu ciebie, a oni nie wiedzą, że mogliby ci to wytłumaczyć i podsunąć pewne pozytywne rozwiązania i konkluzje.

Dorośli zwykle nie mają na to czasu.

Najczęściej też sami nie mają świadomości tego w co podświadomie wierzą i jakie przekonania kierują ich zachowaniem i emocjami, więc nie mogą wyjaśnić tego swoim dzieciom.

W większości rodzin dziecko jest skazane na rodzaj dzikiej wędrówki po bezdrożach zdarzeń i usiłowanie odnalezienia się wśród rzeczy, które są nowe, często kompletnie niezrozumiałe, a czasem śmiertelnie niebezpieczne. Mam na myśli niebezpieczeństwo duchowe, emocjonalne, psychiczne.

Twoja podświadomość jest jednak tak wielkim siłaczem, że poradzi sobie ze wszystkim, co znajdzie się na jej drodze. Jej zadaniem jest ochrona twojej integralności jako człowieka. Stanie więc na głowie, żeby tego dokonać. Mając do dyspozycji prawie wyłącznie fakty zbadane własnym doświadczeniem, ułoży z nich taką mapę życia, żeby możliwie najlepiej było ci po niej wędrować.

Jest tylko jeden mały problem.

Twoja podświadomość nie może wiedzieć tego, czego nie wie.

Tak samo jak ja mieszkając w komunistycznej Polsce nie miałam pojęcia, że istnieje Wiedeń z czerwonymi automatami sprzedającymi słodkie napoje.

Tak samo jak ludzie z miasteczka Pleasantville nie mieli pojęcia o tym, że marchewka jest pomarańczowa. Bo w ich świecie zawsze była szara.

Tak samo jak Indianie w dżungli nie mają pojęcia, że istnieją miasta, samochody, kawa, elektryczność, książki czy telewizja.

Rozumiesz co mam na myśli?

To co widziałeś jako dziecko, kształtuje twój sposób myślenia i odbierania świata.

Mimo że jesteś dorosły, wciąż nosisz w sobie tamte przekonania, ponieważ świadomie nigdy nie sprawdziłeś w co tak naprawdę wierzysz i nie zastąpiłeś ich nowymi przekonaniami.

Obserwacje przejawów miłości,

jakie otaczały cię w dzieciństwie,

wyrzeźbiły w tobie pewien wzorzec,

do którego będziesz instynktownie starał się dostosować,

ponieważ NIE ZNASZ INNEGO.

Nie masz więc pojęcia, że miłość może wyglądać inaczej.

Jeżeli w twoim rodzinnym domu widziałeś, że rodzice okazywali sobie czułość tylko po wypiciu alkoholu, to twoja podświadomość najprawdopodobniej upiera się, że picie alkoholu jest niezbędne do stworzenia i utrzymania związku.

Jeżeli po alkoholu rodzice najczęściej zaczynali się kłócić i walczyć (choćby tylko słowami), to twoja podświadomość mogła dojść do wniosku, że niezbędnym elementem małżeństwa i rodziny jest istnienie konfliktu i jakiejś formy przemocy, więc będzie cię zmuszała do wywołania sytuacji, w których będziesz mógł odtworzyć ten wzorzec.

Jeżeli twoi rodzice nie umieli radzić sobie z emocjami i w sytuacjach stresujących reagowali niepohamowanym gniewem, to nieświadomie zapisał się w tobie komunikat o tym, że wściekłość i przemoc są właściwym (i jedynym) sposobem rozwiązania codziennych kłopotów. W dorosłym życiu będziesz później miał nie tylko zaniżone poczucie bezpieczeństwa, ale i problem z niekontrolowanymi wybuchami złości, co negatywnie będzie wpływało na relacje z ludźmi.

To tylko trzy przykłady z wielu możliwych.

Chcę ci w ten sposób pokazać, że kiedy ktoś mówi o miłości, tak naprawdę widzisz od razu to, czego sam doświadczyłeś jako dziecko i co zostało zapamiętane przez twoją podświadomość jako jedyną istniejącą prawdę na ten temat.

Jeżeli w twoim domu była przemoc, to do dzisiaj podświadomie miłość, dom, rodzinę natychmiast kojarzysz z walką i sytuacją, gdzie jedna osoba zawsze jest silniejsza, a druga jest jej ofiarą. Podkreślam, że to jest podświadome skojarzenie. Możesz nawet nie zdawać sobie z niego sprawy, a jednak w swoim związku instynktownie czujesz potrzebę powtarzania tego schematu.

Tak samo jak ja kiedyś miałam dookoła siebie jedyną istniejącą prawdę w postaci szarych płaszczy, pustych półek w sklepach i jedynych dostępnych szarych butów z przeciekającego filcu.

Nie wiedziałam, że może być inaczej.

Odkryłam to dopiero wtedy, kiedy pociąg zatrzymał się na peronie w Wiedniu.

To był dla mnie szok.

Taki sam, jak wtedy, kiedy zajrzałam do mojej podświadomości i odkryłam w co wierzę na temat miłości.ROZDZIAŁ 6

Dwa doświadczenia

Zróbmy krótkie doświadczenie.

Na stronie obok narysowałam dla ciebie kilkanaście ludzkich twarzy. Właściwie głów, bo twarze trzeba im dopiero dorysować.

Weź ołówek.

Spróbuj cofnąć się myślami do twojego dzieciństwa.

Przypomnij sobie jak patrzyłeś na swoich rodziców. Co widziałeś? Jakie emocje? Czy jednym słowem określiłbyś je jako pozytywnie wibrujące i unoszące cię w stan radości, czy może raczej budziły w tobie lęk, niepewność, niepokój?

Czy gdybyś miał symbolicznie wyrazić swoje emocje towarzyszące związkowi twoich rodziców, to czy buźki poniżej byłyby uśmiechnięte, czy raczej niezadowolone?

Cofnij się myślami do swojego rodzinnego domu, usiądź na chwilę w wyobraźni razem z rodzicami przy stole i narysuj te emocje, których miałeś najwięcej.

Spróbuj wyobrazić sobie realne sytuacje, które naprawdę się zdarzyły.

Spróbuj zebrać swoje emocje związane z rodziną, w jakiej się wychowałeś, w pewną skrótową kompilację i rysuj buźki w głowach na stronie obok. Nie myśl nad tym zbyt długo. Po prostu weź ołówek i rysuj.

Pozwól, żeby twoja podświadomość dyktowała ci to, co zostanie narysowane.

Nie oceniaj tego jako dobre ani złe.

Po prostu weź ołówek, myśl o swojej rodzinie kiedyś byłeś dzieckiem i rysuj.

Nie ma dobrych ani złych emocji.

Są tylko emocje prawdziwe.

Nie ma takich emocji, których „nie wolno” albo „nie wypada” mieć.

Każda twoja emocja ma swoje źródło w podświadomości.

Twoja podświadomość tworzy cały twój sposób myślenia i reagowania.

Jeśli będziesz negował jakieś swoje emocje, będziesz jednocześnie negował część prawdziwego siebie.

To byłoby bez sensu, bo prowadzi cię tylko do udawania kogoś, kim w rzeczywistości nie jesteś.

Zamiast bać się albo wstydzić emocji, jakie w sobie nosisz, raczej spróbujemy zrozumieć skąd się one biorą, czyli znajdziemy ich prawdziwe źródło. Kiedy znasz źródło, jesteś w stanie je uleczyć.

Zróbmy jeszcze jedno ćwiczenie.

Weź ołówek, znajdź spokojne miejsce, gdzie nikt nie będzie ci przez kilka minut przeszkadzał.

Napiszę dla ciebie kilka początków zdań i poproszę, żebyś je uzupełnił. Bez zastanawiania się, bez namysłu.

Po prostu pisz to, co jako pierwsze przyjdzie ci do głowy.

Nie bój się żadnych słów ani skojarzeń.

Pozwól, żeby twój ołówek sam to napisał, prawie bez twojego udziału.

Rozumiesz co mam na myśli, prawda?

Nie staraj się dobrze wypaść.

Przeczytaj zdanie i dopisz do niego to, co przyjdzie ci samo do głowy.

Gotowa?

Zawsze najbardziej bałam się

Kiedy byłam mała, mój tata zawsze

Kiedy patrzyłam na moją mamę, zawsze

Moja mama i tata zawsze

Nasi sąsiedzi ciągle

Mój pies ciągle

Miłość zawsze jest

Mężczyźni zawsze

Kobiety zawsze

Dzieci zawsze

Kobieta w małżeństwie zawsze

Mężczyzna w małżeństwie zawsze

Dziecko w rodzinie zawsze

Kiedy byłam mała, zawsze czułam się

Kiedy byłam mała, nigdy nie czułam się

Moja mama zawsze czuła się

Moja mama nigdy nie czuła się

Mój tata zawsze był

Mój tata nigdy nie był

W mojej rodzinie
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: