Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Język miłości - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
3 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Język miłości - ebook

Fascynujący debiut Emily Robbins to osadzona w targanej niepokojami Syrii, opisana w oszczędny sposób historia młodej Amerykanki, której życie odmienią język, poczucie zagrożenia, wojna oraz zupełnie nowe spojrzenie na miłość.

Podobno w języku arabskim istnieje dziewięćdziesiąt dziewięć słów na określenie miłości. Amerykańska studentka Bea poznała je wszystkie, a teraz wyjeżdża na Bliski Wschód, by przeczytać oryginalny manuskrypt sprzed wieków, zawierający osławioną w całym arabskim świecie historię miłosną. Jednak po dotarciu na miejsce odkrywa, że zamiast oddawać się intensywnej lekturze arabskich tekstów, coraz bardziej angażuje się w skomplikowane życie gospodarzy, którzy zamykają drzwi na klucz i szepczą niespokojnie o nadciągającej rewolucji. Staje się również świadkiem rozgrywającego się na jej oczach romansu rodem z Romea i Julii między dwojgiem kochanków wywodzących się z dwóch różnych światów − służącą i policjantem. 

Ta współczesna historia ją zaskakuje, odmienia, doprowadza do łez. Nieoczekiwanie życie Bei zaczyna przypominać historię znaną jej z niesamowitego tekstu, dla którego tu przyjechała – nie w roli jednego z kochanków, ale w roli świadka, który po odejściu zakochanych opowie o ich uczuciu.

Robbins buduje przejmującą opowieść, w której zadaje pytania, co to znaczy kochać na odległość, być kimś obcym w cudzej historii miłosnej i przejąć czyjąś namiętność, a potem pielęgnować ją tak długo, aż wreszcie stanie się twoją własną.

Ta debiutancka powieść stanowi świetny przyczynek do dyskusji o wielu postaciach miłości i o tym, że słowa i teksty mogą zarówno dawać jej ujście, jak i zadawać ból.

"Library Journal"

Liryczna, słodkogorzka historia, która rodzi wiele pytań, ale nie na wszystkie udziela odpowiedzi. Debiut Robbins bada ograniczenia zarówno językowe, jak i kulturowe, problemy konfliktów lojalności oraz wiele określeń miłości. (…) Doskonała, słodkogorzka opowieść.

Shelf Awareness

Melodyjna opowieść Robbins to historia wojny, rodziny, języka, ale przede wszystkim pean na cześć nieokiełznanej, wyzwolonej miłości. Opowiedziana w spokojny, ale elegancki sposób historia, z każdym uderzeniem serca potwierdza odwieczną, ożywczą potęgę miłości.

Khaled Hosseini

Autorka "Języka miłości" z artyzmem opowiada historię ludzkich losów, jednocześnie cały czas utrzymując w polu widzenia narastające konflikty polityczne w Syrii. Subtelna, lapidarna, przejmująca powieść cudownie oddaje bezruch pustych pokoi i narastające niepokoje na zewnątrz, ukazuje, jak niewinna dziewczyna z wolna staje się świadkiem wydarzeń. I jak wiele będzie to kosztować nie tylko ją, ale także tych, których zdążyła pokochać.

Zachary Lazar

Emily Robbins mieszkała i pracowała w różnych krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. W latach 2007−2008 jako stypendystka Fulbrighta studiowała religię i kulturę Syrii dzięki badaniom kobiecego ruchu odrodzenia islamu oraz mieszkała z rodziną wiodącego intelektualisty tego kraju. Ukończyła studia licencjackie na Swarthmore College i zdobyła tytuł magistra na Washington University w St. Louis, a w 2016 roku po raz drugi otrzymała stypendium Fulbrighta, umożliwiające jej podjęcie badań w Jordanii. Czas dzieli między domy w Chicago oraz w Brownsville w stanie Texas.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8123-480-1
Rozmiar pliku: 475 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDTEM

Niewielkie, zwyczajne pudełko zostało mi dostarczone pod drzwi. Było zaadresowane do mnie, ale jedynie moim imieniem, wypisanym boleśnie równymi literami, bez żadnego nachylenia, jakby osoba, która je stawiała, nie nawykła do pisania po angielsku. To był dla mnie pierwszy znak. Od razu pomyślałam, że to przesyłka od madame. Zostawiłam u niej parę książek, które od lat obiecywała mi odesłać. Kiedy jednak podniosłam paczkę, stwierdziłam, że jest za lekka, żeby zawierać książki. W jednym rogu znajdowały się zagraniczny znaczek i oznaczenia policji.

Powoli otworzyłam pudełko. Ze środka wysypały się papiery: wiersze, wydrukowane esemesy, przedarte na pół wizytówki. Zaczęłam je wygładzać, wszystkie te chusteczki higieniczne kupowane całymi paczkami tylko po to, by na nich pisać. Pudełko przesłał mi pewien policjant, znał wagę tych dokumentów. Dawno temu usłyszałam, że to prawdziwy Qais, czyli wielki kochanek. I że kiedyś przyczepił wiersz do ucha pluszowego misia, którego potem wysłał ukochanej. Miś miał symbolizować miłość. Wiersz tylko to dokumentował.

Chcę to zapisać swoją ręką – Beo, czy pamiętasz jeszcze arabski?

Pragnę to zapisać swoją ręką. Wszystko, co robiłem od 20 stycznia 2005 roku aż po dzień dzisiejszy, jeśli tylko było romantycznej natury, czyniłem dla Nisrine. Bo nie jestem w stanie mówić tych wszystkich rzeczy innej dziewczynie, robić ich dla innej – tylko dla niej. Nie ma innej poza nią. Zapisuję to tu i poświadczam moim imieniem. Nazywam się Adel Ammar Ibrahim Talbani, to moje oficjalne imię i nazwisko. Niektórzy znają mnie jako Abu Taliba, tak właśnie zwracano się do mnie na komisariacie. A dla kolegów jestem Ammarem, tak na mnie wołają. Ale na imię mam Adel. I byłem policjantem. A piszę to do Bei, ponieważ jak już wspomniałem, nie istnieje dla mnie żadna inna dziewczyna poza Nisrine. Moja miłość do niej nigdy się nie zmieni – jeśli już, to jedynie się umocni. Bea o tym wie, bo znała Nisrine. A Nisrine wiedziała wszystko. Z całego serca życzę jej szczęścia.

Adel, 21 stycznia 20 –

Wyjechałam do ojczyzny Adela jako studentka arabistyki i wróciłam stamtąd pół roku przed planowanym terminem, przekonana, że nigdy więcej nie wybiorę się za granicę. A wszystko to za sprawą Nisrine. Pragnęłam zamknąć się w moim pokoju i więcej z niego nie wychodzić, żeby przypadkiem nie napytać komuś biedy. Próbowałam wymazać w ten sposób swoją winę. Bo czułam się winna.

Bea o tym wie, bo znała Nisrine. A Nisrine wiedziała wszystko…

Kobieta, u której mieszkałam, zawsze powtarzała, że człowiek, który jest w stanie pisać, ma czyste sumienie. Wyjęłam jeden po drugim wiersze policjanta. Przejrzałam dokumenty. Rozłożyłam je przed sobą, żeby móc na nie patrzeć podczas pracy. A potem zaczęłam pisać, by oddać tej historii sprawiedliwość i oczyścić sumienie.SPOTKANIE

Rdzawe niebo sprowadziło deszcz do tego obcego miasta. Wieczorami ludzie podnosili głowy, pocierali dłońmi czoła i powtarzali: „Jutro spadnie deszcz”. Wiatr przeganiał chmury. Ale następnego dnia wcale nie zaczęło padać. Kolejnego zresztą też nie.

Deszcze nadeszły dwa tygodnie później, przepowiednie wreszcie się sprawdziły. Mężczyźni przed meczetami obmywali stopy deszczówką, ostrożnie wsuwali je pod krany z wodą, przytrzymując okrycie nad głową, by uchronić się przed zmoknięciem. Krople deszczu rozpryskiwały się na ich czołach niczym gwiazdy, spływały lśniącymi strużkami po ich poradlonych czołach aż po białka zamglonych oczu. To w nich całe miasto widziało zachmurzone niebo.

Przez pewien czas z powodu ulew nie było prądu. Mieszkańcy siedzieli w domach przy nikłym świetle świec. Nocami niebo zdawało się płonąć. A pasażerowie przelatujących po nim samolotów nie mieli pojęcia, że poniżej znajduje się miasto.

Rankiem deszcze ustały, a kiedy wiatr rozwiał ostatnie chmury, zaczęło się świętowanie. Wylegający na ulice ludzie obserwowali resztki deszczówki spływające po kocich łbach, palące słońce zdawało się wręcz pulsować. Woda porwała ze sobą kurz i porzucone worki ze śmieciami, a potem spłynęła ku autostradom i wydmom. W oknach suszyły się dywaniki, na balkonach powiewały przemoczone ubrania, zwieszając się nisko nad ulicami budzącego się ze snu miasta.

Razem z ulewą pojawili się policjanci. Ledwie deszcze ustały, wylegli na zewnątrz, smagli, rozkoszujący się zapachem bruku świeżo wymytego deszczem. Wyciągnęli na ulicę mokre worki z piaskiem, by te wyschły w słońcu, a potem ułożyli z nich stertę pośrodku pasa ruchu. Schnące worki wydzielały słodki zapach, podczas gdy policjanci układali kolejne przez całą szerokość jezdni, aż wreszcie utworzyli z nich barykadę.

Wszystkie samochody zatrzymywały się przy niej, a policjanci, wsparci o worki, sprawdzali dokumenty kierowców i rejestracje. Jechaliśmy autem w siódemkę, wracaliśmy z targu, a żadne z nas nie miało zapiętego pasa. Prowadził baba, madame i Abudi siedzieli z przodu, a ja i Nisrine z tyłu razem z dwiema dziewczynkami, Lemą i Dounią. Rozmawialiśmy o wręczeniu policjantowi łapówki.

Madame pozbierała od nas jabłka i włożyła je do torby.

– Proszę, Beo, daj je policjantowi.

Nie chciałam tego zrobić, ale madame mnie nie słuchała.

– Masz, Nisrine – powiedziałam. – Daj je policjantowi.

Dotarliśmy do worków z piaskiem, które ciągnęły się od komisariatu aż po miejski ogród. Baba opuścił szybę.

– Teraz, Beo.

Obie z Nisrine wysiadłyśmy i wśród chichotów wręczyłyśmy jednemu z funkcjonariuszy torbę z jabłkami, a potem wskoczyłyśmy z powrotem do auta. Policjant zajrzał do torby, żeby sprawdzić jej zawartość. Spod szarej czapki wystawały mu włosy, tak jasne, że aż lśniły w słońcu. Popatrzył przez okno od strony madame na tylne siedzenie, gdzie siedziałyśmy z Nisrine, ciągle chichocząc.

A potem sprawdził prawo jazdy baby.

– Jedźcie – powiedział, ściskając torbę z jabłkami. – Jedźcie.

Nie ujechaliśmy daleko. Zatrzymaliśmy się zaraz po drugiej stronie barykady, naprzeciwko naszego domu. Obejrzałam się, żeby spojrzeć na policjanta.

Baba dostrzegł to w tylnym lusterku i zażartował:

– Widzę, że Bea lubi blondynów.

Siedząca ze mną na tylnym siedzeniu Dounia też zachichotała.

– Dounia, przestań – upomniała ją madame. – Młodym panienkom nie przystoi takie zachowanie.

Później dowiedziałam się, że ten policjant też nas obserwował. Patrzył, jak wysiadamy z auta, a potem bez trudu nas odszukał, kiedy na balkonie czwartego piętra wietrzyłyśmy buty. Białe lakierki Dounii były tak małe, że niemal prześliznęły się między prętami barierki. Policjant widział, jak Nisrine pochyla się, żeby je poprawić.

Jego koledzy nadal sprawdzali dokumenty kierowców i rejestracje aut, w końcu jednak postanowili wybrać się po papierosy.

– Chodź, Adel! – zawołali do blondyna.

A tymczasem on ciągle ściskał w rękach torbę z naszymi jabłkami.

Przy workach z piaskiem zatrzymał się kolejny samochód, z którego też dobiegał chichot. Jasnowłosy policjant przepuścił auto. Chyba po prostu podobał mu się ten dźwięk.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: