Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Joseph - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 września 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Joseph - ebook

Psychologiczne i literackie arcydziełko. W tej niewielkich rozmiarów opowieści o zwykłym człowieku i jego prostym życiu nie ma nic zbędnego. Każde słowo jest wyważone, każde zdanie przemyślane i skondensowane. Joseph dobiega sześćdziesiątki. Niewielu ludzi go zauważa, bo niczym się nie wyróżnia. Niewielu go kocha, może nawet nikt, bo Sylvie już dawno odeszła, a matka faworyzuje jego brata. Niczego nie zgromadził przez te lata, jest sam i żyje życiem innym ludzi, jakby własnego nie miał...

Tylko czy życie Josepha rzeczywiście nic nie znaczy?

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-05801-5
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dłonie Josepha leżą płasko na udach. Wyglądają, jakby żyły własnym życiem, lekko drżą. Są krągłe i drobne, niemal jak u dziecka, a jednak bez wieku. Kwadratowe paznokcie ma obcięte tuż przy skórze, widać ich grubość, widać, że są czyste, Joseph dba o ręce, służą mu do pracy, pielęgnuje je. Przeguby rąk są mocne, masywne, spód dłoni – co daje się odgadnąć – jasny, mięsisty, miły w dotyku i trochę wypukły. Skóra dłoni jest gładka, nieowłosiona, wyraźnie widać nabrzmiałe żyły. Joseph siedzi tyłem do telewizora. Na nieruchomych stopach ustawionych na podłodze równolegle do siebie ma kapcie w zielono-granatową kratkę, kupione w Casino; kapcie są solidne, prawie nie do zdarcia, mają swoje stałe miejsce na półce na prawo od drzwi do komórki. Tak nazywa gospodyni niewielkie pomieszczenie z łukowatym sklepieniem, oddzielające serowarnię od kuchni; gospodyni woli, żeby mężczyźni nie przechodzili przez ganek, tylko tędy, tak jest wygodniej, mniej się w domu brudzi, zwłaszcza kiedy na dworze jest brzydko lub kiedy wracają z obory w kaloszach. Gospodyni nie zagląda do obory, zajmuje się wyrobem serów, prowadzi dom i twierdzi, że w gospodarstwie trzeba mężczyzn musztrować, żeby nauczyli się szanować pracę kobiet. W porze posiłków Joseph chodzi po lśniącej brązowej kafelkowej podłodze w kapciach; nie zostawia po sobie śladów i nie robi hałasu. Stara się też nie pachnieć, nauczył się tego z wiekiem; w czasach jego młodości nie przywiązywano do takich rzeczy zbyt dużej wagi. Nie myje się w łazience gospodarzy, z której wychodzi się na korytarz na dole; nie rozmawiali o tym, gdy zaczynał pracę, ale zorientował się, że powinien korzystać z umywalki w komórce lub w oborze, którą zresztą woli, bo przynajmniej wie, kiedy będzie mógł urządzić sobie spokojnie większe mycie, w komórce zaś, nazywanej też składzikiem, wciąż by się bał, że ktoś – gospodyni, gospodarz czy ich syn, którzy tamtędy przechodzą bez pukania do drzwi, bo są we własnym domu – zastanie go w slipach, skarpetkach lub gaciach, albo jeszcze gorzej. Kiedy Joseph urządza sobie większe mycie, jest z nim pies, trzyma się blisko umywalki, ale nie zanadto, żeby Joseph go nie ochlapał, zawsze staje w pobliżu worków z mąką, o które opiera się zadem, przysiada, obserwuje ruchy Josepha, przechyla głowę w prawo, w lewo, ma zakłopotaną minę, jego delikatne uszy dziwnie podrygują, czasem wygląda, jakby się śmiał, jakby się natrząsał z ludzi, że mają takie wymyślne potrzeby. Pies wabi się Raymond, jest już stary, ma co najmniej dwanaście lat; początkowo Joseph czuł się nieswojo, nadając psu imię ojca, który wprawdzie nie żył od trzydziestu czterech lat, ale jednak był jego ojcem; potem pomyślał, że to doskonałe imię dla psa takiego jak ten, biało-czarnego, ze lśniącą, miękką sierścią, zwłaszcza między przednimi łapami na piersi, psa, który zawsze jest tam gdzie trzeba wtedy, gdy jest potrzebny; zagania zwierzęta bez szczekania i podgryzania, nawet te młode, nawet świnie; zjawia się nawet podczas burzy, daje znać, że jest, zaczyna krążyć, zatacza kłusem wokół stada większe lub mniejsze koła, w zależności od ukształtowania terenu, liczby zwierząt, podenerwowania i rozproszenia stada na łące lub w obejściu; potrafi też wyssać jajko ze skorupki, nie brudząc się przy tym, jedno jajko dziennie, nie więcej, i schować skorupkę w stercie słomy za drzwiami stodoły. Pies taki jak ten powinien żyć wiecznie, większy chyba byłby z niego pożytek niż z niejednego człowieka. Joseph wyrzuca sobie, że ma takie myśli, ale przecież je ma, chociaż nikomu o tym nie mówi; nachodzą go w chwilach, kiedy wykonuje jakąś pracę, która nie wymaga większej uwagi, na przykład gdy sprząta przejścia i czyści ogrodzenia w oborze po dojeniu, zwłaszcza w ciepłe dni, kiedy krowy są na dworze, a on w środku porządkuje, czyści, oporządza; każdy jego ruch jest już automatycznym odruchem lub prawie odruchem, ręce, górna część ciała, tu się trzeba pochylić, tam docisnąć, ale nie za mocno, żeby gładko szło i żeby wszystko było dokładnie zgarnięte, słyszy jakiś dźwięk i już wie, czy wszystko jest jak należy, ledwie zerka na to, co robi, jakby był zdalnie sterowany, ale w miarę jak się starzeje, czuje, że dopada go zmęczenie, tu go coś rwie, tam go łupie. Więc myśli o psie, Raymondzie, który jest chyba najwspanialszym psem, jakiego kiedykolwiek spotkał; zżyma się na siebie, ma do siebie pretensje, wyrzuca sobie, że jest starym zgredem, że woli zwierzęta od ludzi, no i co z tego, no i co, mruczy do siebie w oborze pod nosem, no i co z tego, no i co, i potrząsa brodą, i przywołuje w myślach Franka z La Gazelle, którego poznał, gdy zaczynał pracę w gospodarstwie drugim lub trzecim, odszedł stamtąd po dwóch latach. Nigdy się nie dowiedział, jak się naprawdę nazywał Franek z La Gazelle, mówili tak o nim, bo pochodził z tej właśnie miejscowości w gminie Ségur, gdzie w krytym blachą domu wciąż mieszkała jego matka. Pamięta jeszcze inne szczegóły związane z osobą Franka z La Gazelle, wszyscy mówili o nim Franek, nawet nie Franciszek, tylko Franek, nikt nie wymieniał jego nazwiska, mówiło się: Franek wyprowadzi krowy, Franek wykopie kartofle albo kiedy Franek wróci; Franek znikał na parę dni, wracał, gospodarz na niego wrzeszczał, kiedy pojawiał się z powrotem, miał ziemistą cerę, był chudy jak szczapa, wszyscy współczuli jego matce, trudno było powiedzieć, ile ma lat. Kochał ponad życie psa gospodarzy, Loulou, płową suczkę o spiczastym pysku, która była doskonałym zaganiaczem, ale tak naprawdę słuchała tylko jego.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: