Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Juliusz Słowacki: Tom 1 jego życie i dzieła w stósunku do wspłczesnej epoki. - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Juliusz Słowacki: Tom 1 jego życie i dzieła w stósunku do wspłczesnej epoki. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 875 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W TO­MIE PIERW­SZYM ZA­WAR­TYCH..

Przed­mo­wa… IX

ROZ­DZIAŁ I.

Uro­dze­nie po­ety – słów kil­ka o jego ro­dzi­cach – szkol­ne cza­sy – pierw­sze ob­ja­wy po­etyc­kie­go uspo­so­bie­niu. Pierw­sza przy­jaźń i pierw­sza mi­łość. Bnj­ro­nizm. Pierw­szy krok w świat rze­czy­wi­sty – urzę­do­wa­nie w War­sza­wie. Ksią­żę Lo­bec­ki, Do­mi­nik Li­siec­ki, Niem­ce­wicz. Po­wsta­nie Li­sto­pa­do­we – pierw­sze wy­stą­pie­nie Ju­liu­sza jako po­ety. Wy­jazd z kra­ju… 1

ROZ­DZIAŁ II.

Rok 1831 i pierw­sza po­ło­wa 1832go. – Przy­by­cie do Wro­cła­wia, a stąd do Dre­zna. Ody­niec – oko­li­ce drez­deń­skie. Wy­jazd do Lon­dy­nu. Te­atr lon­dyń­ski – West­min­ster – Niem­ce­wicz. Prze­nie­sie­nie się do Pa­ry­ża – nie­ko­rzyst­ny sąd o Fran­cu­zach – cmen­tarz Père – la – Cha­ise – ten­tra – Le­le­wel i inni Po­la­cy przy­by­wa­ją­cy na emi­gra­cyą Po­eta za­mie­rza ogło­sić zbiór swo­ich po­ezyi – wia­do­mość o pró­bach jego naj­pierw­szych – trud­no­ści zna­le­zie­nia na­kład­cy – ro­maus w ję­zy­ku fran­cu­skim. Druk roz­po­czę­ty – wie­le obie­cu­ją­ca zna­jo­mość – pan­na Kora – owa­cye i na­dzie­je wiel­kie­go po­wo­dze­nia. La­fay­et­te – X. Pra­nie­wicz – Ski­bic­ki. Dzie­ła wy­cho­dzą z pod pra­sy. Mic­kie­wicz w Pa­ry­żu – pierw­szy po­wód nie­sna­sek po­mię­dzy nim a Sło­wac­kim – wspo­mnie­nie pew­ne­go zda­rze­nia w Wil­nie.. 27

ROZ­DZIAŁ III.

Po­ezya pol­ska przed ro­kiem 1830 – jej sto­su­nek do li­te­ra­tur za­chod­nich –: jej głów­ne we­wnętrz­ne zna­mię. Od­ręb­ność wy­obra­żeń Ju­liu­sza Sło­wac­kie­go – nie­po­pu­lar­ność jego pierw­szych pu­bli­ka­cyi. Czas pra­cy nad każ­dym z utwo­rów ogło­szo­nych w r. 1832. Uwa­gi o po­ema­cie Hugo i o dra­ma­cie Min­do­we, – roz­biór Ma­ryi Stu­art…. 62

ROZ­DZIAŁ IV.

Dal­szy ciąg rze­czy za­czę­tej w po­prze­dza­ją­cym roz­dzia­le. Nie­co o po­wie­ści po­etyc­kiej jako no­wej for­mie po­ezyi. Bie­lec­ki – Mnich – Arab – Żmi­ja. Ogól­ny wnio­sek. Baj­ro­nizm i jego śla­dy w po­ezyi pol­skiej… 102

ROZ­DZIAŁ V.

Dru­ga po­ło­wa roku 1832. Ukoń­cze­nie po­ema­tu Lam­bro. Smut­ne do­nie­sie­nia z domu. Nowe nie­sna­ski z Mic­kie­wi­czem. Dzia­dy. Na­gły wy­jazd z Pa­ry­ża. P. Le­nor­mand i po­dróż do Ge­ne­wy… 131

ROZ­DZIAŁ VI.

Rok 1833. – Pen­sy­onat na przed­mie­ściu ge­new­skie­ni i jego go­spo­dy­nie. Tryb ży­cia Sło­wac­kie­go w Ge­ne­wie. Nowe stó­sun­ki i zna­jo­mo­ści. Wra­że­nie fran­cu­skiej re­cen­zyi jego Po­ezyi. Te­atr ge­new­ski. – Wia­do­mość o zgo­nie Zien­ko­wi­cza. – Lam­bro od­da­ny do dru­ku, przed­mo­wa do nie­go. – Ży­cie to­wa­rzy­skie roku owe­go dość zaj­mu­ją­ce. Bo­ston – Eglan­ty­na – Eli­za. – Wio­sna – róż­ne fi­gu­ry z da­le­kich kra­jów są­sia­du­ją­ce te­raz z Sło­wac­kim – ro­dzi­na Uwa­row – Po­to­pow – hra­bi­na Se­idwitz – mi­sy­onarz Wolf itd. – Wy­ciecz­ki w góry oko­licz­ne. – Uro­czy­stość szkol­na – imie­ni­ny Ju­liu­sza. – W je­sie­ni pra­ca nad Kor­dy­anem… 154,

ROZ­DZIAŁ VII.

Zda­nie o po­ema­cie Lam­bro. Czy na­ro­do­wość po­ezyi na­tem po­le­ga, aże­by ob­ra­biać ma­te­rye bra­ne je­dy­nie ze sfe­ry wła­snej? – Roz­biór Kor­dy­ana – kil­ka uwag o Dzia­dach Mic­kie­wi­cza i o Gar­czyń­skie­go Wa­cła­wie… 177

stro­na ROZ­DZIAŁ VIII.

Rok 1834 i 1835. – Wia­ra w prze­czu­cia. Śmierć bab­ki. – Eglan­ty­na. Przy­kro­ści wy­gna­nia dają się czuć pod każ­dym wzglę­dem. Smut­ne uspo­so­bie­nie. Skrom­ne ży­cze­nia, bez na­dziei ich osią­gnię­cia. – Wie­czor­ki ge­new­skie. Pra­ce i stu­dya: Fi­lo­zo­fia – Bi­blia – Geo­r­ges Sand. Wal­las – Ma­ze­pa – Bal­la­dy­na – Horsz­tyń­ski. – Lep­sze chwi­le – Nowa zna­jo­mość – Ma­rya W. – Po­dróż w mi­łem to­wa­rzy­stwie i dal­sze z tego na­stęp­stwa. – Roz­cza­ro­wa­nie – trzy mie­sią­ce sa­mot­ne­go po­by­tu w gó­rach. Prze­si­le­nie i nowe ide­ały. "W Szwaj­ca­ryi" – An­hel­li… 204

ROZ­DZIAŁ IX.

Rok 1836 do po­ło­wy 1837. – Przy­go­to­wa­nia do po­dró­ży wło­skiej – trud­no­ści pa­spor­to­we. Wy­jazd do Rzy­mu – wra­że­nia – nowe zna­jo­mo­ści, Kra­siń­ski. Ne­apol – Sor­ren­to – po­emat "Wa­cław". Po­dróż na Wschód. Gre­cya – Egipt – Ka­iro – pi­ra­mi­dy – spo­tka­nie z przy­ja­ciół­mi koło Den­de­ry. Teby – jaz­da na wiel­błą­dach ku Pa­le­sty­nie. Kwa­ran­tan­na w El-Arish. Je­ro­zo­li­ma – noc u gro­bu Chry­stu­sa. Ru­iny Bal­be­ku – Klasz­tor or­miań­ski na Li­ba­nie – spo­wiedź – "Oj­ciec Za­dżu­mio­nych". Baj­rut – po­wrót okrę­tem do Li­wur­ny… 243PRZED­MO­WA.

Od­da­jąc do rąk pu­blicz­no­ści tę książ­kę o Ju­liu­szu Sło­wac­kim, uwa­żam za po­trzeb­ne wy­tłó­ma­czyć się, skąd mi przy­szło na myśl pi­sać tak ob­szer­nie o czło­wie­ku, któ­ry w spo­łe­czeń­stwie zaj­mo­wał tyl­ko skrom­ne sta­no­wi­sko pi­sa­rza, a któ­re­go dzie­łom przy ca­łej ich ge­nial­no­ści sam nie­raz nie­do­stat­ki wy­ty­kam. Że mnie z tej stro­ny bę­dzie za­cze­pia­ła kry­ty­ka, o tem wca­le nie wąt­pię. Nie­chże przy­najm­niej – je­że­li nie roz­broi, to bo­daj zła­go­dzi su­ro­wość jej za­rzu­tów szcze­re i otwar­te opo­wie­dze­nie, jak ta pra­ca moja po­wsta­ła i w ja­kim celu była pod­ję­ta. Dała mi do niej głów­ny po­wód od­da­na do rąk mo­ich w od­pi­sie ko­re­spon­den­cya Sło­wac­kie­go, pro­wa­dzo­na z róż­ne­mi oso­ba­mi, z Zyg­mun­tem Kra­siń­skim, z Teo­fi­lem Ja­nu­szew­skim, wu­jem po­ety, z Kor­ne­lim Stat­tle­rem, zna­ko­mi­tym nie­gdyś pro­fe­so­rem ma­lar­stwa w Kra­ko­wie, a przedew­szyst­kiem z mat­ką. Do mat­ki swo­jej pi­sy­wał po­eta nasz w sta­łych i czę­stych ter­mi­nach i zwykł jej był przez cały czas ży­cia swe­go na emi­gra­cyi szcze­gó­ło­wo zda­wać spra­wę ze wszyst­kie­go, z cze­go się tyl­ko to ży­cie jego spla­ta­ło. Roz­czy­tu­jąc ten na­der znacz­ny zbiór li­stów ( jest ich tyle, że za­peł­ni­ły­by dwa spo­re tomy), nie mo­głem się oprzeć w pierw­szej chwi­li uro­ko­wi, jaki wy­wie­ra to rze­czy­wi­ście bez­przy­kład­ne bo­gac­two wy­obraź­ni, stru­mie­nia­mi roz­la­nej w owych po­tocz­nych i po­uf­nych roz­mo­wach nie­zna­ne­go zu­peł­nie do­tych­czas z tej stro­ny wiesz­cza; i po­rwa­ny my­ślą, że to praw­dzi­wy pa­mięt­nik we­wnętrz­ne­go ży­cia po­ety, że to ist­na fo­to­gra­fia naj­skryt­szych po­ru­szeń ser­ca – za­mie­rzy­łem na­kło­nić ko­niecz­nie krew­nych jego do bez­zwłocz­ne­go ogło­sze­nia tej ca­łej ko­re­spon­den­cyi. Dal­sze czy­ta­nie jed­nak­że dało mi uczuć nie­ba­wem nie­sto­sow­ność tego żą­da­nia. Nie tyl­ko bo­wiem czas obec­ny zda­je się być co­kol­wiek jesz­cze za ry­chłym, żeby wszyst­ko, co się w niej mie­ści, bez­wa­run­ko­wo moż­na było dru­ko­wać; ale i tego nie mogę za­ta­ić, że kie­dy się od­czy­tu­je zbiór li­stów cały w jed­nym cią­gu je­den po dru­gim, do­zna­wać się za­czy­na z cza­sem przy tak wiel­kiej ich ob­fi­to­ści – znu­że­nia. Osta­tecz­nie bo­wiem każ­dy list jest tyl­ko li­stem, choć­by go pi­sał i ge­nial­ny po­eta! Do­nie­sie­nia o bie­żą­cych po­tocz­no­ściach ży­cia, o zdro­wiu, kło­po­tach, po­wo­dze­niu itp. zaj­mu­ją tu za­wsze miej­sce so­bie wła­ści­we; a na­wet i naj­po­etycz­niej­sze ustę­py nie mogą się nie po­wta­rzać w po­dob­nym cią­gle spo­so­bie. W sku­tek cze­go czy­ta­ją­cy te wy­nu­rze­nia po­uf­ne tra­ci co­raz bar­dziej zmysł dla rze­czy praw­dzi­wie nie­po­spo­li­tych, gi­ną­cych w tym na­wa­le po­wsze­dnich kon­wen­cyj­no­ści.

Nie uwa­ża­jąc za­tem jak na te­raz za po­żą­da­ne, żeby ko­re­spon­den­cya ta była dru­ko­wa­na w ca­ło­ści, a nie mo­gąc z dru­giej stro­ny i tego z prze­ko­na­niem swo­jem po­go­dzić, żeby po­je­dyn­cze z li­stów uryw­ki, wy­ję­te na chy­bi tra­fi ze związ­ku, było wła­ści­wem da­wać do rąk pu­blicz­no­ści w spo­sób, jak to uczy­nio­no na przy­kład z li­sta­mi Kra­siń­skie­go lat temu kil­ka: wzią­łem so­bie za za­da­nie zu­żyt­ko­wać ten ma­te­ry­ał in­a­czej. Po­sta­no­wi­łem z osno­wy li­stów roz­wi­nąć wą­tek au­ten­tycz­ny ży­cia Sło­wac­kie­go tak mało komu zna­ne­go do­tąd do­kład­niej; a za­po­mo­cą le­piej roz­wid­nio­ne­go po­glą­du na te­goż ży­cia ko­le­je, rzu­cić też nie­co świa­tła i na jego dzie­ła. I oto w taki to spo­sób po­wsta­ła książ­ka ni­niej­sza, po­świę­co­na za­ra­zem i bio­gra­fii po­ety i kry­tycz­ne­mu roz­bio­ro­wi pism jego, w od­nie­sie­niu do ca­łe­go ogó­łu ów­cze­snych usi­ło­wań w li­te­ra­tu­rze na­szej, sta­no­wią­cych jak­by tło dla wy­łącz­ne­go uwag mo­ich przed­mio­tu. Przy­zna­ję otwar­cie, że kie­dym się za­bie­rał do tej ro­bo­ty, nie wy­sta­wia­łem so­bie, że się ona do tej ob­ję­to­ści roz­cią­gnie. Nie rę­czę na­wet za to, czy­bym się był za­brał do niej, gdy­bym to na­przód był wie­dział. Ale za­brnąw­szy raz w rzecz i spo­strze­gł­szy się, w co ja wsze­dłem, tro­chę za­póź­no: nie chcia­łem się już co­fać po cza­sie. Pro­wa­dzi­łem tedy co­raz da­lej na­przód pra­cę za­czę­tą, po­cie­sza­jąc się na­dzie­ją, że co­kol­wiek się stąd wy­wią­że, nie bę­dzie bez pew­ne­go in­te­re­su a może i po­żyt­ku. Mia­no­wi­cie zaś to­wa­rzy­szy­ło mi w tem za­ję­ciu to prze­ko­na­nie, że war­to jest przy­pa­trzeć się choć­by też raz je­den z bli­ska… ży­ciu Po­ety! War­to po­znać w tym au­ten­tycz­nym, z wła­snych świa­dectw utwo­rzo­nym ob­ra­zie, z cze­go to u na­tur wy­jąt­ko­wych, no­szą­cych to chlub­ne mia­no, za­zwy­czaj spla­ta się ów wą­tek uczuć, sza­łów, rzad­kich po­ciech, częst­szych bo­le­ści, nie­biań­skich na­tchnień i cier­pień nie­raz naj­do­tkliw­szych, któ­ry tłum lu­dzi, sto­ją­cy u ich pie­de­sta­la, na­zy­wa póź­niej sław­nem ży­ciem ge­nial­ne­go czło­wie­ka… Tyle o tem już pi­sa­no w ro­man­sach! Każ­dy wy­sta­wia so­bie stan du­szy tych lu­dzi nad­zwy­czaj­nych – po swo­je­mu. Praw­dy bez­względ­nej nie może być nig­dy w ta­kich wy­ma­rzo­nych i tyl­ko z wła­snej gło­wy bra­nych opi­sach. Otóż zda­rzy­ła się spo­sob­ność, spo­sob­ność w li­te­ra­tu­rze na­szej do tej przy­najm­niej pory je­dy­na, że przy po­mo­cy ta­kie­go za­pa­su wła­sno­ręcz­nych zwie­rzeń, wy­rze­czo­nych w chwi­lach za­wsze sta­now­czych, pod wpły­wem uczuć zbyt świe­żych, żeby przy­pusz­czać, że ten, co to pi­sał, fał­dy swej togi dra­po­wał sztucz­nie i sta­wał w po­sta­ci czło­wie­ka któ­ry po­zu­je… mo­że­my krok w krok, jak cień za cia­łem to­wa­rzy­szyć jed­ne­mu z po­dob­nych lu­dzi przez całe pa­smo dni jego i mieć jak na dło­ni przed sobą całą ge­ne­zę i dzie­jów jego jako czło­wie­ka i na­tchnień jego jako ar­ty­sty. Dla­cze­goż nie mie­li­by­śmy ko­rzy­stać z tej spo­sob­no­ści? Nie miał­że­by wi­ze­ru­nek taki mieć przy­najm­niej tyle war­to­ści, co ob­ra­zy cha­rak­te­rów i opi­sy przy­gód wy­ma­rzo­nych w fan­ta­zyi?

Ale ode­prze nie­je­den na to: prze­cież Sło­wac­ki nie był naj­więk­szym na­szym po­etą! je­że­li więc o to cho­dzi­ło: to na­le­ża­ło so­bie wy­brać ko­goś ta­kie­go, któ­ry­by spra­wie­dli­wiej mógł tu słu­żyć za po­mni­ko­wy po­sąg wiesz­cze­go uspo­so­bie­nia. – Praw­da! Au­tor Li­lii We­ne­dy nie­wąt­pli­wie miał coś w du­chu swo­im cho­ro­bli­we­go. Mię­dzy dzie­ła­mi, któ­rych osta­tecz­nie do­ko­nał, a tą po­tę­gą jego po­etyc­kiej zdol­no­ści, któ­ra w po­je­dyn­czych tyl­ko miej­scach bije u nie­go ca­łym bla­skiem świet­no­ści, gdzie­in­dziej zaś już tyl­ko "dymi przez sło­wa", nie ma na­le­ży­te­go stó­sun­ku. Stemw­szyst­kiem i ta anor­mal­no­ści, któ­ra nas w oso­bie jego ude­rza, nie był­to symp­tom ode­rwa­ny i czy­sto oso­bi­sty. To było zna­mię ty­po­we cza­su, to było cier­pie­nie wła­ści­we mniej wię­cej ca­łej tej ge­ne­ra­cyi, do któ­rej Ju­liusz na­le­żał. Już prze­to dla tej jed­nej przy­czy­ny uwa­żam ży­cie jego za przed­miot pod każ­dym wzglę­dem god­ny głęb­sze­go roz­pa­trze­nia.

A zresz­tą – na­le­ży za­wsze ko­rzy­stać ze spo­sob­no­ści, jaka się wła­śnie nada­rza. Mic­kie­wicz nie zo­sta­wił po so­bie ta­kie­go ma­te­ry­ału do od­two­rze­nia wi­ze­run­ku ca­łe­go swe­go ży­wo­ta; dla­te­go też.nie­jed­no z źró­deł jego na­tchnie­nia na za­wsze dla po­tom­nych po­zo­sta­nie za­gad­ką.

– Obok Sło­wac­kie­go, sta­wio­ne­go na pierw­szym pla­nie, umie­ści­łem w ob­ra­zie moim cały chór osób róż­nych współ­cze­snych, z któ­ry­mi łą­czy­ły go bliż­sze lub dal­sze stó­sun­ki i o któ­rych czę­sto mówi w swo­jej ko­re­spon­den­cya Zda­wa­ło mi się, że nie mogą być obo­jęt­ne szcze­gó­ły do­ty­czą­ce ich doli, wpły­wów na nich dzia­ła­ją­cych i oko­licz­no­ści, śród któ­rych żyli. Ścią­ga się to głów­nie do tych pi­sa­rzów na­szych, co ży­cie spę­dzi­li na wy­gna­niu. Je­że­li wresz­cie szcze­gó­ły po­dob­ne wy­da­ją się może dzi­siaj jesz­cze po­mniej­szej wagi, nie bę­dąc tak da­le­ce nie­zna­ne­mi rze­cza­mi dla po­ko­le­nia dzi­siej­sze­go: to ro­zu­miem, że nie będą bez in­te­re­su dla póź­niej­szych, do któ­rych tra­dy­cye ży­ją­ce po­mię­dzy nami, doj­dą tyl­ko w drob­nych okru­chach. Cóż­by­śmy dziś za to dali, gdy­by­śmy tyle wie­dzieć mo­gli na przy­kład o zna­ko­mi­to­ściach na­szych z zyg­mun­tow­skiej epo­ki! By­ła­by to nie­lo­gicz­ność, roz­bi­jać się za naj­drob­niej­sze­mi wia­do­most­ka­mi, je­że­li ta­ko­we do­ty­czą od daw­na zga­słych, a za nic wa­żyć so­bie wspo­mnie­nia do­ty­czą­ce osób, któ­rych mo­gi­ły jesz­cze w zie­mi nie za­klę­sły i za­le­d­wie dar­nią po­ro­dy. Przyj­dzie czas, że i te gro­bow­ce znik­ną z przed oczu ży­ją­cych, a wte­dy bę­dzie tem droż­szą wia­do­mość o wszyst­kich, któ­rzy w głę­bi ich spo­czę­li…

– Ze stro­ną opi­so­wą i hi­sto­rycz­ną dzie­ła mo­je­go po­łą­czy­łem i część kry­tycz­ną. I wy­tłó­ma­czyć się mu­szę, dla­cze­go roz­wo­dzę się… tak ob­szer­nie na­wet nie­raz nad ta­ki­mi utwo­ra­mi Sło­wac­kie­go, któ­rym sam wiel­kie­go zna­cze­nia ar­ty­stycz­ne­go od­ma­wiam. Dzie­ła tego po­ety, nie­słusz­nie przez ogół mało po­szu­ki­wa­ne, za­czę­ły od lat kil­ku tu i owdzie pra­wie zno­wu nad za­słu­gę i mia­rę en­tu­zy­azmo­wać pew­ną licz­bę czy­tel­ni­ków, zwłasz­cza po­mię­dzy mło­dzie­żą. We­dług wszel­kie­go po­do­bień­stwa do praw­dy, bę­dzie się to z cza­sem jesz­cze po­więk­szać. Przy ta­kiej sprzecz­no­ści są­dów i punk­tów wi­dze­nia – bar­dzo wie­le za­le­ży na­tem, aże­by so­bie zdać raz spra­wę na usil­niej­szych stu­dy­ach opar­tą, tak ze za­let jako i przy­war wła­ści­wych Sło­wac­kie­mu. Krót­kie wy­ro­ki na nic się tu nie przy­da­dzą. Do­raź­nie wy­po­wia­da­ne mnie­ma­nia ni­ko­go jesz­cze o ni­czem nie prze­ko­na­ły. Zresz­tą wszel­kie kry­tycz­ne roz­bio­ry zda­niem mo­jem wte­dy tyl­ko mogą być praw­dzi­wie po­ży­tecz­ne, kie­dy nie ogra­ni­cza­jąc się do tego, żeby czy to na­ga­ną czy po­chwa­łą wpły­nąć na dal­sze ro­bo­ty kry­ty­ko­wa­ne­go pi­sa­rza, po – ru­sza­ją py­ta­nia się­ga­ją­ce do­no­śno­ścią swo­ją nie­co po za za­kres po­ru­szo­ne­go wła­śnie przed­mio­tu. Niech mi się tu wol­no bę­dzie od­wo­łać do wiel­kiej w ta­kich rze­czach po­wa­gi. Kry­ty­ki Les­syn­ga w jego "Ham­bur­skiej Dra­ma­tur­gii" ob­ję­te, są cią­gle jesz­cze po­ucza­ją­ce, cho­ciaż mało któ­ra ze sztuk przez nie­go tam roz­bie­ra­nych bywa jesz­cze gry­wa­ną, a choć­by tyl­ko czy­ty­wa­ną przez kogo… Da­le­ki je­stem od chę­ci przy­pi­sy­wa­nia moim kry­tycz­nym wy­wo­dom zna­cze­nia, któ­re­by je zbli­żać mo­gło do mi­strzow­skich roz­bio­rów Les­syn­ga; ale go­dzi się każ­de­mu iść w śla­dy za czło­wie­kiem, któ­re­go spo­sób się uzna­je za god­ny na­śla­do­wa­nia.

– Na za­koń­cze­nie po­wiedz­my słów­ko, czy się go­dzi­ło ro­bić uży­tek, prze­zna­czo­ny dla wia­do­mo­ści ca­łej pu­bli­ki, z li­stów pry­wat­nych. Po­ru­szył to py­ta­nie co do Mic­kie­wi­cza nie­daw­ny­mi cza­sy zna­ko­mi­ty nasz kry­tyk Ju­lian Klacz­ko i bar­dzo się sta­now­czo wy­ra­ził za­tem, że "ogła­sza­nie po­uf­nych pism i li­stów zna­ko­mi­tych w na­ro­dzie lu­dzi nie jest rze­czą ani tak nie­chyb­nie go­dzi­wą, ani tak nad wszel­ką wąt­pli­wość po­ży­tecz­ną, jak się to nie­jed­ne­mu wy­da­je." Roz­róż­nia­jąc po­mię­dzy ludź­mi czy­nu, do któ­rych po­li­czył po­li­ty­ków, wo­jow­ni­ków i dy­plo­ma­tów, a mi­strza­mi sło­wa i sztu­ki: uwa­ża sza­now­ny au­tor, że tyl­ko pierw­szych uwa­ża­ny być może i pry­wat­ny na­wet ży­wot za go­dzi­wy przed­miot ba­dań po­wszech­nych; pod­czas gdy oso­bi­stość dru­gich rad­by on usu­nąć ile tyl­ko być może z przed oczu cie­ka­wych na­trę­tów, a to dla­te­go że bio­gra­fia ar­ty­stów i po­etów bywa pra­wie za­wsze mi­kro­gra­fią du­cha.

Przy­zna­ję chęt­nie, że mogą nie­wąt­pli­wie zda­rzać się wiel­kie prze­sa­dy w nie­oględ­nem trak­to­wa­niu pry­wat­nych sto­sun­ków czy­ich­kol­wiek, czy tam kto wal­czył na świe­cie bro­nią, czy wresz­cie pió­rem. Stemw­szyst­kiem zda­je mi się, że jed­nak pod­no­sić do re­gu­ły po­wszech­nej za­le­co­nej tu dys­kre­cyi nie moż­na. Ko­niec koń­cem, trud­no­by było za­prze­czyć temu, że po­spo­li­cie dzie­ła po­etów wte­dy do­pie­ro za­czy­na­ją być na­le­ży­cie zro­zu­mia­łe i po­ży­tecz­ne dla wszyst­kich, kie­dy się wie do­kład­nie, wśród ja­kich oko­licz­no­ści one po­wsta­ły, to jest kie­dy się do­brze zna prze­bieg ży­cia ich au­to­ra. A już to samo upo­waż­nia do tego, aby się sta­rać zbo­ga­cić bio­gra­fią jego szcze­gó­ła­mi jak naj­do­kład­niej­szy­mi skąd­kol­wiek bądź. Zresz­tą i naj­szczyt­niej­sza po­ezya, aże­by nie była próż­nym blich­trem i tu­ma­nem dla nie­do­świad­czo­nych, po­win­na być po­par­tą ży­ciem po­ety. Mam to prze­ko­na­nie, że na­ro­do­wi słu­ży wszel­kie pra­wo do do­cho­dze­nia tego, co mu po­eta daje: czy to szych, czy zło­to szcze­re? czy przedew­szyst­kiem wie­rzył on też w to wszyst­ko, co sło­wa­mi swe­mi wy­gła­szał, i czy sam żył po­dług tego? Gdzie bo­wiem roz­dział nie­prze­skocz­ny mię­dzy pi­smem a czy­na­mi, tam zwy­kle i czy­ny li­che i pi­sma wiel­ce po­dej­rza­nej war­to­ści!… A na­ko­niec nie za­po­mi­naj­my i o owem od­wiecz­nem zda­niu, że na­tu­ra hor­ret va­cu­um Jak w świe­cie fi­zycz­nym, tak też i w bio­gra­fiach zna­ko­mi­tych lu­dzi aż nad­to czę­sto się zda­rza, że się nie­za­peł­nio­ne ni­czem próż­nie lu­bią za­peł­niać czem­kol­wiek bądź: w rze­czach fi­zycz­nych za­peł­nia­ją się wia­trem, a w ludz­kich – plo­tecz­ka­mi; a te nie za­wsze wy­pa­da­ją na ko­rzyść osób, do któ­rych się ścią­ga­ją.ROZ­DZIAŁ DRU­GI.

Rok 1831 i pierw­sza po­ło­wa 1832go. Przy­by­cie do Wro­cła­wia, a stąd do Dre­zna. Ody­niec – oko­li­ce drez­deń­skie. Wy­jazd do Lon­dy­nu. Te­atr lon­dyń­ski – West­min­ster – Niem­ce­wicz. Prze­nie­sie­nie się do Pa­ry­ża – nie­ko­rzyst­ny sąd o Fran­cu­zach – cmen­tarz Pére – la – Cha­ise – te­atra – Le­le­wel i inni Po­la­cy przy­by­wa­ją­cy na emi­gra­cya. Po­eta za­mie­rza ogło­sić zbiór swo­ich po­ezyi – wia­do­mość o pró­bach jego naj­pierw­szych – trud­no­ści zna­le­zie­nia na­kład­cy – ro­mans w ję­zy­ku fran­cu­skim. Druk roz­po­czę­ty – wie­le obie­cu­ją­ca zna­jo­mość – – pan­na Kora – owa­cye i na­dzie­je wiel­kie­go po­wo­dze­nia. La­fay­et­te – X. Pra­nie­wicz – Ski­bic­ki. Dzie­ła wy­cho­dzą z pod pra­sy. Mic­kie­wicz w Pa­ry­żu – pierw­szy po­wód nie­sna­sek po­mię­dzy nim a Sło­wac­kim – wspo­mnie­nie pew­ne­go zda­rze­nia w Wil­nie.

Od pierw­szej chwi­li wy­da­le­nia się Sło­wac­kie­go z kra­ju roz­po­czy­na się jego ko­re­spon­den­cya z mat­ką. Ko­re­spon­den­cya ta re­gu­lar­na, szcze­gó­ło­wa, pro­wa­dzo­na bez prze­rwy aż do ostat­nich dni ży­cia, leży w ca­łej zu­peł­no­ści przedem­ną. Od tej pory mo­że­my tedy iść za po­etą na­szym krok w krok i na­wet wła­sne­mi jego sło­wy opo­wia­dać o nie­jed­nem zda­rze­niu.

"Wy­je­chał z War­sza­wy dnia 8 mar­ca 1831 r. Wy­je­chał smut­ny i bez złu­dzeń co do spra­wy pu­blicz­nej.

"Nud­ną mia­łem dro­gę – pi­sał w pierw­szym li­ście, z d. 17 mar­ca da­to­wa­nym z Wro­cła­wia – czas do­syć brzyd­ki; wy­je­cha­łem w nocy – smut­no mi było – zda­wa­ło mi się, że ucie­kam; te­raz jesz­cze czę­sto się kłó­cę z mo­jem su­mie­niem. Mamo moja, ślicz­ny kraj opu­ści­łem, i może już do nie­go nig­dy nie będę mógł po­wró­cić"… Je­chał wła­ści­wie ku Dre­znu, ale trze­ba było prze­jeż­dżać przez te­ry­to­ry­um pru­skie. Kie­dy się przez gra­ni­cę prze­pra­wił, ode­bra­no mu pa­sport, któ­ry miał wy­sta­wio­ny od rzą­du war­szaw­skie­go, i ka­za­no za­trzy­mać się w "Wro­cła­wiu, obie­cu­jąc dać nowy pa­sport, pru­ski. Cze­ka­jąc na ten do­ku­ment, prze­pę­dził Sło­wac­ki w Wro­cła­wiu dwa ty­go­dnie i dni kil­ka pod ści­słym po­li­cyj­nym nad­zo­rem. Stał w ho­te­lu Gol­de­ne Gans i nu­dził się w tem mie­ście nie­mi­ło­sier­nie; do cze­go się w czę­ści i ta przy­czy­nia­ła oko­licz­ność, że pra­wie nie znał wca­le ję­zy­ka nie­miec­kie­go.

"Nie lę­kaj­cie się jed­nak o mnie (pi­sał żar­to­bli­wie w jed­nym z li­stów ów­cze­snych); mó­wię już i ja tro­chę tym ję­zy­kiem i nie je­stem przy­mu­szo­ny, chcąc jeść za­glą­dać do roz­mó­wek, jak nasz po­czci­wy Kł. À pro­pos roz­mó­wek, ksią­żecz­ka, któ­rąś mi ko­cha­na Mamo przy moim od­jeź­dzie z Krze­mień­ca do tło­mo­ka wło­ży­ła, nie­raz mi tu usłu­gu­je; ale uczę się pier­wej fra­ze­su, a po­tem go re­cy­tu­ję w ksią­żecz­kę nie pa­trząc. To jest bar­dziej ho­no­ro­wo" – Wresz­cie dano mu pa­sport pru­ski, wy­sta­wio­ny do Fran­cyi. Sło­wac­ki wy­je­chał jed­nak do Dre­zna, w za­mia­rze dłuż­sze­go tam atrzy­ma­nia się. Przy­był do Dre­zna w sam wiel­ki Pią­tek. Sta­nął w ho­te­lu pod zło­tą Ko­ro­ną. Pierw­szem miej­scem, do któ­re­go się za przy­by­ciem do mia­sta udał, był ko­ściół.

"Za­raz wy­sze­dłem na mia­sto – pi­sze w li­ście z dnia 12 kwiet­nia – al­bo­wiem mó­wio­no mi, że w ka­to­lic­kim ko­ście­le ma być ład­na mu­zy­ka. I sły­sza­łem śpie­wy. Tra­fi­łem wła­śnie na psalm śpie­wa­ny przez Ta­rqu­inie­go na ja­kąś bar­dzo smut­ną nutę. Pierw­szy raz sły­sza­ny głos tego ro­dza­ju – wresz­cie ci­chość ko­ściel­na (bo była to wła­śnie chwi­la, kie­dy księ­ża ga­szą po jed­nej trój­kąt ob­sta­wio­ny pa­lą­ce­mi się świe­ca­mi), wszyst­ko to nie­wy­po­wie­dzia­ne na mnie spra­wi­ło wra­że­nie… Po obie­dzie zno­wu wy­sze­dłem na mia­sto, w na­dziei iż cho­dząc po uli­cach, na­po­tkam gdzie Odyń­ca*.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: