Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kalorie pełne kłamstw. Kto i jak pozbawia nas zdrowia i przez kogo tyjemy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kalorie pełne kłamstw. Kto i jak pozbawia nas zdrowia i przez kogo tyjemy - ebook

To sztuczne aromaty i wzmacniacze smaku uniemożliwiają zaspokojenie apetytu, a koncerny spożywcze chcą nam sprzedawać więcej produktów niż realnie potrzebujemy. Dzięki tej książce przejrzysz sztuczki światowych potentatów i raz na zawsze wyrwiesz się z zaklętego kręgu osób przejadających własne zdrowie. Dowiesz się, że strach przed masłem, śmietaną czy zawartym w jajkach cholesterolem jest świadomie rozpowszechnianym mitem. Poznasz prawdziwe niebezpieczeństwa związane z colą i chipsami, jak również pozornie zdrowe produkty, które powinny zniknąć na dobre z naszej diety. Autor zdradza także jakie skutki u dzieci powodują dedykowane im pokarmy oraz czemu dodatkowe witaminy w płatkach kukurydzianych powodują tycie. Koniec kłamstw, początek zdrowia.

Spis treści

  1. Przeszkody w twojej głowie. Trudna walka ze straszliwymi przyczynami tego, co sprawia, że jesteśmy grubi
  2. Grube kłamstwo. Wątpliwa walka z tłuszczem – i prawdziwi winowajcy
  3. Cicha poczta. Jak hormony kształtują nasze życie – a nawet figurę
  4. Obżarstwo wbrew własnej woli. Brak hamulców przy jedzeniu i zgubne skutki z tym związane
  5. Porozrzucane strzykawki. Chemia hormonalna dla zwycięzców: Kuszący świat dopingu
  6. Ostrożne dłonie. O tym jak manipulują nami hormony świata plastikowego
  7. Wilczy apetyt. Sztuczne dodatki w żywności produkowanej przemysłowo mogą powodować tycie
  8. Perfidne sztuczki. Jak dzieci są zaprogramowywane na nadwagę – już w łonie matki
  9. Smaczna słonina. O tym jak rolnictwo tuczy nas w zawoalowany sposób
  10. Wrogość i podziały. Walka o fakty: kto chroni konsumentów?
  11. Nóż w brzuchu. Podejrzany interes i nadzieje grubych
  12. Słuchajcie sygnałów. To całkiem proste: Droga do indywidualnie dobranej idealnej wagi

Literatura
Źródła
O Autorze

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65404-86-2
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Przeszkody w twojej głowie Trudna walka ze straszliwymi przyczynami tego, co sprawia, że jesteśmy grubi Odchudzanie na basenie z widokiem na morze / Nawet James Bond był tutaj / Dlaczego, do diabła, diety nie działają? / Nie jesteśmy sami: Miliardy ludzi na świecie jest za grubych / Tłusta wątroba: jak wpływa mleko, a jak cola? / Zapomnij o kaloriach! / Czy rzeczywiście jest coś na rzeczy, że czujemy wilczy apetyt?

Odchudzanie może być piękne, przede wszystkim tutaj, z widokiem na morze. Idealne miejsce, w którym można zacząć nowe, niezwykłe życie. Wygląda jak komfortowy hotel wypoczynkowy, z małym parkiem, palmami, zielonym trawnikiem. Jednak to, co na obiad pije dwoje gości hotelowych na tarasie nad basenem, wygląda raczej chudo.

Ona: „To był sok z marakui. Dodano do niego jeszcze parę jagód”.

On: „Dokładnie trzy sztuki”.

Ona: „Trzy czarne jagody”.

Friedhelm Gülz pochodzi z Kolonii, a jego żona – Renate Coppeneur-Gülz z Luksemburga. „Chcę schudnąć” – mówi Gülz. Po rzuceniu palenia przybyło mu parę kilogramów. Jego żona wspiera go w tym przedsięwzięciu, ale sama ma także coś z tego: „Jeśli schudnę przy tym dwa lub trzy kilogramy, to jak najbardziej mi to odpowiada”.

Klinika Buchingera w hiszpańskiej Marbelli: Niektórzy naśmiewają się z takich miejsc, bo serwuje się tu „nędzne” jedzenie za niezłe pieniądze. Inni jednak przekonali się do nich i wracają: Sean Connery – poprzedni James Bond – był stałym gościem w tym miejscu, podobnie jak laureat literackiej Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa oraz spadkobierczyni armatora – Christina Onassis, która stała się tutaj legendą, także dlatego, że zawsze gromadziła puszki po coli. Są one w tym miejscu oczywiście surowo zabronione. Ludzie przyjeżdżają tutaj z całego świata. Na całym świecie nadwaga stała się problemem. Ze Szwajcarii przybyła młoda, ładna kobieta. Jej imię? Nie ma nic do rzeczy, tak sądzi: „Powiedzmy po prostu: Tina”. Ma przed sobą szklankę z woreczkiem. To herbata z kopru włoskiego. Trochę dziwnie pachnie. „Muszę schudnąć, to oczywiste”.

Tina ma silną posturę. To bardzo wysoka, ładna blondynka. W wąskim sensie nie jest na pewno szczupła. Mówi: „Mam już nadwagę, muszę pozbyć się zbędnych kilogramów”. Nie robi tego z bezpośrednich przyczyn zdrowotnych. „Jest to raczej kwestia dobrego samopoczucia”, twierdzi Tina.

Natomiast z Arabii Saudyjskiej przyjechał Azzam Al Mutair, młody mężczyzna o silnej posturze, ale właściwie nie przesadnie gruby. Zajmuje się prowadzeniem kuchni steakhouse w Riadzie, przybył z polecenia swojego przyjaciela, który jest „lokalnym menadżerem” w Burger Kingu i odpowiada za oddziały: Północna Afryka i Środkowy Wschód. Spytany, dlaczego tutaj się pojawił, odpowiada bez wahania: „Muszę ustalić sobie plan i odrzucić złe przyzwyczajenia. Alkohol. Tłustą i niezdrową żywność”.

Klinika Buchingera w Hiszpanii, siostrzany budynek tak samo nazywającej się instytucji nad Jeziorem Bodeńskim, jest rodzajem azylu, w którym ludzi chroni się przed ich własnymi „złymi nawykami” – ale także przed tym, co przez niektórych jest określane jako „toksyczne otoczenie” oraz żywnością, która zagraża pięknu figury. Niektórzy działają szybko, inni natomiast bardzo powoli i subtelnie, a waga pokazuje coraz więcej kilogramów, i nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje.

Niektóre z tych substancji potrafią tak przeprogramować ciało, że człowiek będzie coraz więcej jadł– już nawet w łonie matki.

To mogłoby wyjaśnić, dlaczego na świecie nagle pojawia się problem, którego natura do tej pory nie znała: odchudzanie. Żaden lew nie czuje się za gruby. Żaden niedźwiedź nie jest na diecie. Żaden orzeł nie jest tak ciężki, aby nie wzbić się w powietrze. Tylko człowiek – korona stworzenia, ma nagle problem z wagą.

Odchudzanie stało się wielkim przedsięwzięciem o skali światowej. Dotyczy prawie każdego. Odchudzanie to kwestia piękna. Wielu uważa, że lepiej wygląda ten, kto jest szczupły. Odchudzanie to także kwestia zdrowia, ponieważ nadwaga przyczynia się do rozwoju chorób. Odchudzać powinny się nawet dzieci, ponieważ są już zbyt tłuściutkie. Odchudzanie stało się przymusem. Media wywierają na nas presję. Czasami robią to też przyjaciele, a nawet kasjerka w supermarkecie. Oraz kasy chorych.

Terror diet. Jeśli ktoś waży o kilka kilogramów za dużo, nie tylko czuje się niekomfortowo, ale ma też poczucie winy. Grubi stają się tak naprawdę już teraz.

Odchudzanie oczywiście stało się też interesem. W samych Stanach Zjednoczonych przemysł odchudzający zanotował obroty w wysokości 58 miliardów dolarów (43 miliardy euro). Także w naszym kraju supermarkety są pełne produktów, które pomagają w odchudzaniu. Jest mnóstwo regałów wypełnionych produktami mającymi rzekomo sprawić, że będziemy szczupli. Czasopisma kobiece również to propagują i chętnie zamieszczają ogłoszenia na ten temat. Także wśród lekarzy ten temat stał się modny, nie tylko dlatego, że można dużo zarobić na tabletkach na „sadło”, które z powodu niebezpiecznych skutków ubocznych znowu muszą być wycofane ze sprzedaży. Dochodzi nawet do aktów przemocy. Grubi muszą iść pod nóż i poddać się operacji. Ze skutkami dla życia. Ale dopiero wtedy, gdy nic już nie pomoże, jak mówią lekarze, którzy działają w tym nowym „interesie”.

Dlaczego nic nie pomogło do tej pory? Oczywiście, diety. Efekt jo-jo. Potem waga pokazuje to samo co wcześniej. W trakcie trwania diety szybko spadła waga.

Może są programy na temat odchudzania, które wpychają ludzi w błędne koło i sprawiają, że są coraz to grubsi. To stres, przez który tyjemy, także stres związany z odchudzaniem. Tak mówią naukowcy. Istnieją produkty spożywcze, które narażają ciało na stres. Które manipulują naturalnymi mechanizmami regulującymi wagę u wszystkich organizmów żywych. Które prowadzą do tego, że waga wymyka się spod kontroli.

Są to być może nowoczesne artykuły spożywcze z supermarketu, produkty przemysłu żywieniowego, które oszukują ciało. Dochodzi do przeprogramowania już w łonie matki. Przesuwają one po prostu regulator indywidualnie dobranej wagi w górę. Manipulują uczuciem głodu, dlatego jemy coraz więcej niż jest to konieczne i nie czujemy się nigdy syci. Naukowcy identyfikują coraz więcej takich elementów nowoczesnego odżywiania, zaburzających przebieg procesów.

Pytanie brzmi: Kto ponosi za to winę? I co należy zrobić, abyśmy w końcu byli szczupli i osiągnęli wagę, w której będziemy się dobrze czuć? I dzięki temu ta nowa „epidemia” nie będzie się już rozprzestrzeniać po świecie?

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała otyłość za epidemię o charakterze globalnym – plagę jak dżuma, tyfus lub cholera. Prawie jedna trzecia ludzkości ma nadwagę: 2,1 miliardów ludzi zgodnie z ogólnoświatowym badaniem finansowanym przez Bill & Melinda Gates Foundation, które zostało opublikowane w 2014 roku w brytyjskim magazynie dla lekarzy The Lancet. I temat ten z pewnością dotyczy każdego: „Otyłość jest problemem, który dotyka człowieka w każdym wieku i o różnym stopniu zamożności” – mówi Christopher Murray, szef instytutu na Uniwersytecie w Waszyngtonie, który brał udział we wspomnianym wcześniej badaniu.

Rzeczywiście wszystkie grupy społeczne coraz bardziej tyją. W Stanach Zjednoczonych 69 procent dorosłych ludzi ma nadwagę lub otyłość. Nadwaga skróciła przewidywalną długość życia o 4-9 miesięcy, wykazało badanie tamtejszego Narodowego Instytutu Zdrowia (NIH). W Brazylii dotyczy to połowy z 200 milionów mieszkańców. Tam »obesos« (ludzie otyli) są uznawani za „ludzi ze szczególnymi potrzebami”, dla których są specjalne miejsca w busach, oddzielne kasy w supermarketach, okienka w urzędach i dodatkowe szerokie miejsca siedzące na stadionach piłkarskich: 78 zamiast 44 centymetrów.

Instytut Roberta Kocha w Berlinie przeanalizował sytuację w Niemczech. Instytut zajmuje się epidemiami, także tymi najnowszymi. Wynik: Niemcy należą do najgrubszych Europejczyków. 67 procent mężczyzn i 53 procent kobiet ma nadwagę.

Nawet na Południu dzieci są coraz grubsze: Według badania przeprowadzonego przez Unię Europejską ponad 30 procent dzieci w przedziale wiekowym 7-11 lat w Hiszpanii, we Włoszech, w Portugalii i na Malcie ma nadwagę. W Wielkiej Brytanii 60 procent dorosłych i jedna trzecia dzieci ma nadwagę lub problemy z otyłością. Tam, zgodnie z informacją rządową, uważa się nadwagę za równie fatalną w skutkach jak zmiana klimatu. W połowie stulecia zobowiązania finansowe systemu opieki zdrowotnej będą wynosić 50 miliardów funtów (niecałe 62 miliardy euro). Zgodnie z danymi zebranymi przez Monachijskie Towarzystwo Reasekuracyjne (Munich Re), nadwaga kosztuje w Stanach Zjednoczonych 140 miliardów dolarów rocznie – w kraju z największą liczbą grubych osób na świecie. W kraju, w którym powstały supermarkety, rolnictwo przemysłowe. To ojczyzna fast foodów i cola-coli.

Naukowców niepokoją przede wszystkim skutki otyłości u dzieci: David Ludwig z Children’s Hospital w Bostonie (w stanie Massachusetts) wyraził swoje zdanie na ten temat w drastyczny sposób: „Możemy porównać epidemię nadwagi u dzieci z ogromną falą tsunami, która zbliża się do USA”. Jeśli zobaczymy wodę na plaży, będzie już za późno na środki zapobiegawcze”. Tego nie było do tej pory. „Otyłość wśród dzieci doprowadzi do tego, że przewidywalna długość życia spadnie po raz pierwszy od 200 lat”, mówi Colin Waine, szef brytyjskiego forum narodowego na temat otyłości. „Te dzieci będą umierać wcześniej niż ich rodzice”.

Jest to dziwne zjawisko, które do tej pory było zupełnie nieznane na świecie. Do tej pory to raczej głód był problemem.

Oczywiście grubi ludzie byli zawsze. Niektórzy z nich mają otyłych dziadków. Całą rodzinę. Objadanie się dla poprawy nastroju, i czekolada jako „pociecha dla duszy” były zawsze. Objadanie się występuje wtedy, gdy pojawia się strach, stres i niemiłe komentarze, z którymi grubi muszą się zmierzyć. Ciało jest wtedy nastawione na przyjęcie pokarmu, aby chronić się za pomocą pewnego rodzaju „poduszki”. Może być to także nowoczesny sposób odżywiania, z wszelkimi dodatkami, z którymi ciało sobie nie radzi, a które zaburzają wewnętrzny system sygnałów.

I nagle jest coś, co zmusza ludzi do jedzenia, chociaż tego nie chcą. To coś, co postrzegamy jako obcą władzę. Niemiecka dziennikarka, Susanne Fröhlich, określiła to jako „ja-grubas”. Jest to jakby inne „ja”, które niemiłosiernie zmusza nas do tego, abyśmy stali się grubasami. Susanne Fröhlich określa siebie jako „długotrwałego grubasa”. Chciałaby być szczupła, ale już nie potrafi: „ja-grubas” jest zbyt silny. Nic nie może z tym zrobić. „Ja-grubas” jest mocniejszy od niej. Działa jakby przez podświadomość.

„Ja-grubas” to rodzaj poganiacza, w obliczu jego sugestii nasza wola jest bezbronna. „Ja-grubas” nigdy nie mówi: „Zostaw to. Jesteś już wystarczająco gruby. Czy Ty w ogóle wiesz, ile kalorii zawiera ten croissant?” Do tego: „Twój tyłek zajmuje teraz więcej miejsca niż zachodni pas startowy na lotnisku we Frankfurcie”. Nie. On szepcze tylko takie rzeczy, których chętnie słuchamy i które prowadzą do tego, że w środku nocy stoimy w kuchni i opychamy się ciastem szwarcwaldzkim, ponieważ „ja-grubas” przed dwie godziny zapewniał nas, że proces jedzenia, któremu nikt się nie przygląda, właściwie się nie liczy”.

„Ja-grubas”: To nie jakiś wymysł wyobraźni dziennikarki. To coś rzeczywistego, co z pewnością siedzi w naszej głowie.

Achim Peters, profesor z Lubeki, jest na tropie „ja-grubasa”. Bada owe siły napędowe w podświadomości, sterują one apetytem – i coraz częściej sprowadzają nas na manowce. Profesor Peters zalicza się do tych lekarzy, których celem nie jest wynalezienie jakiejś wspaniałej pigułki, lecz najpierw zrozumienie procesów zachodzących w organizmie. Jest on jednym z wiodących badaczy, którzy odważyli się odkryć zupełnie nowy obszar: sterowanie apetytem. Co popycha ludzi do jedzenia? I dlaczego nagle jemy tak dużo? I dlaczego, do diabła, diety nie działają?

Czasopisma dla kobiet pełne są haseł typu: „Precz z brzuchem w ciągu tygodnia!”– wykrzykuje Bild der Frau, z pewnością bez skutku, ponieważ wkrótce po tym okładka głosi: „Zrzuć 20 funtów – do Zielonych Świątek”. Nawet wydanie specjalne Schlank & Fit jest bezużyteczne. W przeciwnym wypadku nie byłoby ciągle czegoś nowego. Często z tak zwanymi workoutami, a więc ćwiczeniami odchudzającymi, jak np. w Women’s Health. „Seksowna zanim nadejdzie lato”– zapowiada Joy. „Sześć tygodni i Twoje ciało będzie idealne na bikini”. A Brigitte zna nawet „tajemnicę dobrej figury”. Czasopismo pojawia się każdego roku z nową dietą – co oznacza, że poprzednie nie mają długotrwałego efektu.

„Wszystkie diety skazane są na niepowodzenie”. Ale winę za to ponosi nie człowiek, lecz zawsze dieta”– mówi Peters.

To szczupły, spokojny mężczyzna. Mieszka w domku nad jeziorem, na wsi, niedaleko Lubeki, 20 km od Morza Bałtyckiego. Peters i jego koledzy zyskali rozgłos dzięki badaniom na temat „egoistycznego mózgu” (w nowoczesnym angielskim języku naukowym pojęcie to określa się jako „selfish brain”).

Dieta jest „bez wątpienia kryzysem z punktu widzenia obszarów mózgu odpowiedzialnych za zaopatrzenie w energię” i to szczególnie poważnym, sądzi Peters. Ponieważ mózg dostaje sygnał: Jedzenia jest mało. To sygnał alarmowy.

Mózg jest odpowiedzialny za zaopatrzenie. Nie tylko on jest aktywny, współpracuje też z innymi częściami ciała, które także muszą być zaopatrzone. Wszystko razem tworzy odpowiednio dopasowany, ważny dla przeżycia system. Niezliczona liczba substancji semiochemicznych jest odpowiedzialna za przyjmowanie pożywienia, dba o to, aby pojawił się głód i pokarm został przyjęty, a następnie odpowiednio strawiony i rozmieszczony w organizmie – a na końcu, żeby człowiek przestał jeść.

„Wiele elementów ciała w tym uczestniczy”, mówi Peters. „Ale mózg jest szefem”.

Ale co wtedy, gdy nagle zjemy za dużo, popuszczamy pasa a waga pokazuje coraz więcej kilogramów? Wtedy mamy wrażenie, że coś się nie zgadza. Wtedy „szef” w naszej głowie już nie panuje nad sytuacją.

Co więc poszło nie tak?

Czy to możliwe, że szef nami manipuluje? Czy posłańcy rozgłaszają nieprawdziwe informacje, np. odnośnie naszego zapotrzebowania na jedzenie? Wysyłają sprzeczne sygnały dotyczące naszego głodu, nie doręczają wiadomości, że jesteśmy już syci? Coś się chyba nie zgadza, jeśli ludzie tak tyją. Co sprawia, że ludzie tyją? Co sprawia, że mają otłuszczone narządy wewnętrzne, potem chorują i przedwcześnie umierają?

Do tej pory było tak, że jeden zrzucał winę na drugiego. Amerykański profesor Robert Lustig stwierdził: „Każdy zrzuca odpowiedzialność na innych za to, co się stało. W żadnym wypadku to nie jest ich wina. Big Food mówi, że przyczyną jest brak ruchu spowodowany siedzeniem przed komputerem i grami wideo. Za to telewizja uważa, że przyczyną jest niezdrowe jedzenie. Ludzie z Atkins mówią, że to węglowodany”. A inni znowu sądzą, że to z powodu zbyt dużej ilości tłuszczu. Albo cola jest winowajcą. I tak dalej. Lustig mówi: „Zwolennicy coli odpowiadają, że to soki. Szkoły uważają, że wina leży po stronie rodziców. Rodzice sądzą, że to wina szkoły. A że nic nie jest pewne, nic się z tym nie robi”.

„Kod pocztowy może powodować tycie”, głoszą agencje prasowe. Według badań University of Washington mieszkańcy uboższych dzielnic znacznie częściej mają nadwagę niż ludzie zamieszkujący bogatsze dzielnice. Badacze porównali kody pocztowe, ceny nieruchomości i wagę mieszkańców. Wraz ze wzrostem cen nieruchomości o 100 tysięcy dolarów wskaźnik otyłości spadał o 2 procent.

W Niemczech sytuacja wygląda podobnie, przynajmniej w Lipsku, jak wykazało badanie przedstawione w 2014 roku przez Szkołę Wyższą Gospodarki, Techniki i Kultury w Lipsku. „Mieszkanie w zaniedbanych dzielnicach ma wpływ na wagę już u dzieci w wieku przedszkolnym”, stwierdził profesor Elmar Brähler z Lipska. Więcej niż 12 procent dzieci z nadwagą pochodziło z gorszych dzielnic (kategoria 4). To ponad dwa razy więcej w porównaniu z dziećmi pochodzącymi z najlepszej dzielnicy z kategorii 1.

Jeśli badacze mają rację, to oznacza, że przeprowadzka do lepszej dzielnicy pomoże nam schudnąć. I rzeczywiście jest to prawda. Udowodniło to obszerne amerykańskie badanie, w którym przeanalizowano dane w niezwykłym eksperymencie społecznym. Eksperyment polegał na tym, że mieszkańcy biedniejszych dzielnic mogli na koszt państwa przeprowadzić się do lepszej dzielnicy (nazwa projektu: Moving To Opportunity, w skrócie MTO). Rzeczywiście po przeprowadzce osoby te straciły na wadze – jednak tylko w „skromnym” wymiarze – jak wynikało z badania opublikowanego w New England Journal of Medicine.

Albo należałoby wysłać tatusia do liceum wieczorowego. Ponieważ badacz Manfred James Müller stwierdził, że poziom wykształcenia rodziców ma decydujący wpływ na wagę ich dzieci. Według Müllera jedzenie nie ma wpływu na to, czy ktoś jest gruby czy nie. Oznaczałoby to, że nie istnieje „żadna relacja” między jedzeniem a nadwagą. „Różnice w wadze u dzieci wynikają w dużym stopniu z różnic w prowadzeniu aktywnego trybu życia (oglądanie telewizji), z przyczyn społecznych (wyksztalcenie rodziców) oraz możliwego ryzyka genetycznego (waga rodziców)”.

Gdyby Müller miał rację, to moglibyśmy stracić zbędne kilogramy, np. gdyby nasz tato zdał maturę.

Süddeutsche Zeitung głosi na pierwszej stronie: „Tyjemy przez grubych przyjaciół”. Dwóch badaczy z San Diego i Harvardu stwierdziło: Jeśli twój bliski przyjaciel jest gruby, to istnieje 57 procent ryzyka, że przytyjesz. W przypadku rodzeństwa było to 40 procent. Bild aż się ucieszył: „To z powodu czekolady, chipsów i cukierków. Prawdziwa przyczyna tycia to gruby przyjaciel”.

Wiele amerykańskich badań potwierdza, że duży wpływ na wagę mają przyjaciele, rodzice oraz sąsiedztwo. Na przykład badanie z 2013 roku przeprowadzone na 2793 dorosłych w stanie Minnesota. Wniosek z badania: Kto ciągle przebywa w towarzystwie osób grubych i leniwych, jest w pewien sposób zarażony. W rzeczywistości ich przyjacielem jest ich styl odżywiania. Albo warunki życia. Tak przynajmniej uważa profesor Peters z Lubeki.

Dla niego jest to stres w pracy. Jest on zdania, że „ludzie dlatego tyją, ponieważ są biedni i boją się biedy, gdyż obawiają się utraty pracy lub przerastają ich problemy w życiu rodzinnym i wychowanie dzieci. Ponieważ czują się samotni i wyizolowani lub są szykanowani przez swoich kolegów; ponieważ rozpadają się związki, matki zostają same z dziećmi i nie ma nikogo, kto by te matki przygarnął”. Dlatego, że „w pracy coraz więcej wymagają i człowiek czuje się przeciążony” lub „ciężka choroba w rodzinie: Alzheimer, depresja, uzależnienie od alkoholu”.

W grupie badawczej „Selfish brain” („egoistyczny mózg”, tak również brzmi tytuł jego popularnej książki) Peters wraz z 36 naukowcami o różnych specjalizacjach i 100 doktorantami wyciągnął odpowiednie wnioski dotyczące badań na temat mózgu i przeprowadził własne badania. Wynika z nich, że stres wpływa na mózg w taki sposób, że jemy więcej i przybieramy na wadze. Jest to działanie mające na celu ochronę organizmu przed nieprzyjemną dla nas sytuacją. To hormony sterujące procesem.

Człowiek ma swoją „wagę neutralną”, która może się zmieniać w ciągu życia, ale są to wąskie granice. Duża ilość hormonów i substancji semiochemicznych dba o to, żeby waga została zachowana. Jeśli człowiek znajduje się w stanie ciągłego stresu, to mózg się przestawia – i ciało przybiera na wadze.

Dotyczy to nie tylko biednych i wykluczonych – grubi ludzie są wszędzie i będzie ich coraz więcej, jak wynika z badania OECD. Nie tylko trudne sytuacje życiowe są przyczyną stresu – mogą to być też produkty spożywcze obciążające organizm. Mogą powodować one tycie oraz choroby. Często pojawia się jedno i drugie. Potwierdza to ciągle rosnąca ilość naukowych badań na ten temat.

Coś jest nie tak z artykułami spożywczymi z supermarketu, stacji benzynowej, stołówki, kiosku, kawiarni. Poza tym stały się „znacznie pewniejsze i jakościowo lepsze”, mówi Gaby-Fleur Böl, dyrektor oddziału „komunikacji ryzyka” przy państwowym instytucie federalnym do spraw szacowania ryzyka (BfR) w Berlinie. „Jakość produktów spożywczych w Europie jest niesamowita”, zachwyca się Süddeutsche Zeitung.

Co prawda nie ma już w krajach „cywilizowanych” epidemii wywoływanych przez klasyczne zarazki chorobowe: wirusy i bakterie. Z drugiej strony rozprzestrzeniają się tak zwane choroby cywilizacyjne: bóle serca, cukrzyca, udar, choroba Alzheimera, rak. Są to tak zwane choroby niezakaźne (»non communicable diseases«, kurz NCD), z powodu których rocznie umiera około 35 milionów ludzi. W przypadku 30 milionów ludzi jest to związane z jedzeniem.

Jedzenie, które jest zupełnie bezpieczne? Ale jednocześnie zagraża zdrowiu w wymiarze dotąd nieznanym?

Same słodzone drinki bezalkoholowe, zgodnie z badaniem przeprowadzonym przez Uniwersytet Harvarda, są odpowiedzialne za 180 tysięcy przypadków śmiertelnych rocznie. I przy tym są zupełnie „bezpieczne”. Oczywiście nie ma żadnych wirusów w coli. Ale należy ona do grupy tych produktów spożywczych, które zaburzają naturalne mechanizmy regulujące w organizmie.

Niektórzy stają się przez to grubi. Inni chorują. A u niektórych występuje jedno i drugie.

Bycie grubym to nie choroba. Co więcej, jak twierdzi profesor Peters, „bycie grubym samo w sobie nie jest niezdrowe”. Są ludzie grubi, którzy zgodnie z wynikami krwi są zupełnie zdrowi. Nadal jedna czwarta z nich zalicza się do tej grupy. Są „cali i zdrowi” zgodnie ze sloganem przeciwko dyskryminacji ze względu na wagę. Według niektórych statystyk 80 procent grubych ludzi jest zupełnie zdrowych. Dla tych zdrowych waga nie jest problemem.

Są ludzie bardzo szczupli, którzy mają otłuszczone narządy wewnętrzne – a przez to zwiększone ryzyko pojawienia się choroby. Są to tak zwane TOFI: »thin outside and fat inside« – na zewnątrz szczupli, wewnątrz grubi. Ryzyko choroby jest u nich takie same jak w przypadku ludzi otyłych. Mają oni dużą ilość tłuszczu we wnętrznościach. Problem ten dotyczy 15 procent ludzi o prawidłowej wadze. W języku niemieckim nazywa się ich »die dünnen Dicken« (szczupłe grubasy).

W przypadku mężczyzn ilość tłuszczu we wnętrznościach oscyluje między 0,6 a 3,7 litrów, jak wynika z powtórzonych badań brytyjskich naukowców z Imperial College w Londynie. Także w przypadku „szczupłych grubasów” winowajcą jest pokarm, który prowadzi do zwiększenia ilości tłuszczu we wnętrznościach. Pokarm, który można znaleźć wszędzie – i który przez pewnych naukowców jest określany jako „trucizna”.

Profesor Robert Lustig ze Stanów Zjednoczonych z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco używa pojęcia „toksyczne otoczenie” (toxic environment) stworzonego przez badacza z Uniwersytetu Yale Kelly’ego Brownell’a (autora książki Food Fight). Należy do niego szczególnie cukier. „Nadwaga nie jest wynaturzeniem w obszarze zachowania, nie jest też słabością charakteru lub nieprawidłową reakcją”, mówi Lustig. To nie człowiek ponosi za to odpowiedzialność, lecz jedzenie, które w sposób zupełnie niezauważalny ingeruje w mechanizmy regulujące organizmu. Manipuluje nawet naszą wolą, w sposób chemiczny, w mózgu. „Współczesne jedzenie zmieniło naszą biochemię i wspiera rozwój katastrofy o charakterze globalnym”.

Lustig jest zdania, że „amerykański sposób odżywiania nas zabija a w dzisiejszych czasach jest to sposób odżywiania o charakterze światowym”. Coraz więcej regionów świata przejmuje ten sposób odżywiania. Dominuje żywność przemysłowa zamiast naturalnej.

Przejście od żywności naturalnej do przemysłowej: »nutrition transition« – tak nazywa się ten proces w fachowym języku angielskim, na którego końcu znajduje się tak zwana »Western diet«, zachodni sposób odżywiania, na jego czele stoją fastf oody i gotowe dania z supermarketu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: