Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kiedy opadnie mgła - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
17 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kiedy opadnie mgła - ebook

Książki pod gruszę.
Seria współczesnych  książek obyczajowych oferujących rozrywkę, emocje, ucieczkę od codzienności.

Warszawa 2016. Karolina, atrakcyjna 50-latka, matka 30-letniej Zuzanny, jest wziętą malarką. Pewnego dnia, podczas kolacji w gronie przyjaciół, otrzymuje ze Stanów maleńką przesyłkę z trzema figurkami ołowianych żołnierzyków i tajemniczą wizytówką. Karolina mdleje, a następnego dnia rezerwuje samolot do Nowego Jorku. Podczas lotu, sącząc koniak, zanurza się w przeszłość – w wydarzenia sprzed trzydziestu lat – najważniejsze i najintensywniejsze, co wydarzyło się w jej życiu. W historię wielkiej miłości.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-4567-5
Rozmiar pliku: 499 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1.

– Jak to, wychodzisz za mąż? Znowu? – Głos mojej córki był wyraźnie poirytowany, a twarz wyrażała zaskoczenie.

– Na to wygląda. – Uśmiechnęłam się przepraszająco.

– A co z twoją wystawą, mamo? – Wzruszyłam lekko ramionami, co oczywiście nie umknęło jej uwadze.

– Zobaczymy – odparłam wymijająco.

Nie miałam ochoty rozmawiać na ten temat, bo moje myśli zaprzątało coś zupełnie innego.

– Nie podoba mi się twoje podejście do sprawy. – Cóż, moja córka zawsze mówiła prosto z mostu.

– Ach... nie mam do tego teraz głowy.

– Jasne, jasne... Musisz uszyć sukienkę, wynająć restaurację, zamówić tort... To przecież ważniejsze niż jakiś tam międzynarodowy pokaz obrazów – odparła kąśliwie.

W sumie rozumiałam jej złość. Była panną po trzydziestce bez kandydata na męża. A ja co? Planowałam właśnie trzecie zamążpójście.

– Nie o to chodzi. Po prostu jestem zmęczona. Potrzebuję trochę odpoczynku i...

– Daj spokój, mamo, nie musisz się tłumaczyć – westchnęła głęboko, dając upust emocjom.

– Termin wystawy przesunęłam na wrzesień.

– Uhm...

– Nie dąsaj się już, Zuziu. – Spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ten ślub jest dla mnie ważny. Nie chcę być sama do końca życia.

– Jak uważasz. W końcu, jak to mówią, do trzech razy sztuka – roześmiała się, ukazując dwa cudne dołeczki.

– Dzięki za życzenia.

– Och, nie gniewaj się! Przecież wiesz, że życzę ci jak najlepiej.

Kiedy się rozłączyłyśmy, pomyślałam, jaka to szkoda, że nie zawsze mogę jej wszystko powiedzieć. Tak bym chciała, aby Zuza spotkała odpowiedniego człowieka, z którym miałaby dzieci. Niestety ona wciąż uważa, jak zresztą większość dziewczyn w jej wieku, że ma jeszcze na to czas. Ważniejsze są praca, kariera, wydawanie pieniędzy na przyjemności. Brzmi jak banał, ale: czasy się zmieniły.

*

Urodziłam się w połowie lat sześćdziesiątych. W czasach zimnej wojny, kryzysu kubańskiego i szczytu popularności The Beatles. W Polsce trwała komuna, żyło się ciężko. Ludzie zaczynali tracić wiarę, że kiedyś będzie inaczej. Rządził nami system.

Mój brat miał dwa i pół roku, gdy rodzice przywieźli mnie ze szpitala. Mama powiedziała, że był o mnie zazdrosny. Nie chciał podejść do wózka, w którym leżałam. Stał w kącie i dłubiąc w nosie, przyglądał się, jak matka próbuje mnie uśpić.

– To twoja mała siostrzyczka. Chodź tu, popatrz, jaka jest śliczna – powiedziała.

Opierając się plecami o futrynę drzwi, tylko pokręcił głową.

– Rusz się – warknął ojciec – kiedy matka cię woła.

Mały wzruszył ramionami i usiadł po turecku na podłodze. Zerkał z daleka, od czasu do czasu rysując brudnym palcem po ścianie. Zaczęłam płakać, więc po chwili nikt już nie zwracał na niego uwagi. Matka zajęta była przewijaniem, ojciec włożył kurtkę i rzucił przez ramię:

– Wychodzę.

Czasami wyobrażam sobie tę scenę. Huk zatrzaskiwanych drzwi, echo jego pośpiesznych kroków. Uciekał. Jak zawsze od obowiązków i sytuacji, które wymagały od niego jakiegokolwiek zaangażowania, od bycia razem z nami.

Zapadał zmrok, gdy mama wreszcie mnie uśpiła, posprzątała i zmęczona położyła się na łóżku. W pokoju zapanowała cisza. Tuż przy uchu usłyszała cichy szept.

– Oddaj ją.

– Co mówisz, skarbie? – Zdziwiła się, unosząc głowę.

– Nie chcę jej – powiedział brat z przekonaniem.

– Ależ, słonko. – Matka go przytuliła. – To twoja siostra. Zawsze będzie z nami. Zobaczysz, niedługo ją pokochasz. Będzie twoim najlepszym przyjacielem.

Brat twierdził, że nigdy tak o mnie nie powiedział, lecz nie sądzę, żeby mama to wymyśliła.

*

Moi rodzice pobrali się bardzo młodo. Zbyt młodo, aby ich związek mógł się utrzymać. Mama nie była nawet pełnoletnia, gdy poznała swojego przyszłego męża na prywatce u koleżanki. Podobno przyłożył chłopakowi, który się do niej przystawiał, czym natychmiast zyskał jej uznanie. Pozwoliła mu się odprowadzić do domu, a potem przez trzy miesiące on nie odstępował jej na krok. W końcu okazało się, że mama jest w ciąży. Mój ojciec był jej wielką miłością. Przypuszczam, że jedyną miłością jej życia. Nikogo nie kochała tak jak jego. Błagała, by się z nią ożenił. Pobrali się zaraz po jej maturze. Ślub był skromny ze względu na widoczny brzuszek. Zamieszkali razem z babcią w fińskim domku na Agrykoli. Żyli w trudnych warunkach, bez centralnego ogrzewania i ciepłej wody.

Ojciec, jedynak z dobrego domu, wychuchany przez rodziców, którzy nigdy nie zaakceptowali jego wybranki, zupełnie nie był przygotowany do dorosłego życia. Niewiele potrafił, a przecież jako mężczyzna powinien był wziąć na siebie wszelkie cięższe prace domowe: noszenie węgla, odśnieżanie czy drobne naprawy. Nie umiał i nie chciał tego robić. Ciągnęło go do kolegów, spotkań towarzyskich, wypadów za miasto. Dopiero co rozpoczął studia, a płacz dziecka przeszkadzał mu w nauce. Brał więc książki i szedł do parku. Tam co najwyżej rozpraszały go ładne dziewczyny. Latem rozkładał zeszyty na werandzie, a gdy nikt nie widział, cichcem wymykał się pograć z kumplami w piłkę.

Babcia zmarła, gdy skończyłam trzy lata. Wtedy mama poszła do pracy, a ja i brat do przedszkola. Mama była atrakcyjną kobietą. Nieźle znała rosyjski, więc zatrudniono ją na stanowisku sekretarki w jednej z central handlu zagranicznego, które w tamtych latach stanowiły jedyną możliwość wymiany zagranicznych towarów. No, może poza czarnym rynkiem. Zarabiała niewiele, ale często dostawała różne importowane produkty. Pamiętam, że w łazience zawsze stały zagraniczne perfumy, a i ubrania miała eleganckie. Bardzo o siebie dbała. Ojciec był o nią zazdrosny. Często robił jej wyrzuty, że za mocno się maluje i zbyt krzykliwie ubiera. Nieraz wychodził, trzaskając drzwiami, wracał w nocy kompletnie zalany, a jego bełkotanie i krzyki dobiegały z kuchni przez długie godziny. Mama nigdy nie narzekała. Myślę, że czuła się winna, gdy mówił, że zmarnowała mu życie.

Paląc papierosa w mojej nowoczesnej kuchni, tak innej niż ta, którą mieliśmy na Agrykoli, myślę o rodzicach. Jak to się stało, że dwoje zakochanych w sobie ludzi tak boleśnie kaleczyło się psychicznie? Żyli razem, a jakby osobno. Zastanawiam się też nad moim bratem i sobą. Co powinniśmy byli zrobić, żeby nasze życie ułożyło się inaczej?

*

Moje najwcześniejsze wspomnienia pochodzą z początku lat siedemdziesiątych. Jak za mgłą pamiętam spacery w Łazienkach. Miałam pięć lat, a brat uczęszczał do pierwszej klasy. Nie lubił z nami przychodzić, wolał bawić się z kolegami, lecz mama zmuszała go, by nam towarzyszył. Zbierałam kasztany i podziwiałam oswojone wiewiórki, a on, stojąc z boku z założonymi rękami, patrzył na nas spode łba. Czasem mama fundowała nam lody i wtedy trochę się rozweselał.

Ojciec zawsze znajdował jakąś wymówkę, żeby zostać w domu. Gdy wracaliśmy, z okna pokoju rodziców dochodziła głośna muzyka z gramofonu. Najczęściej utwory Piotra Szczepanika, Maryli Rodowicz albo Czerwonych Gitar. Mieliśmy stosik kolorowych płyt, tak zwanych pocztówek grających, których ojciec nie pozwalał nam dotykać. Z czasem do tego grona dołączyły utwory Beatlesów. Wciąż jeszcze, gdy zamknę oczy, w uszach mi dźwięczy She loves you, yeh, yeh, Please, please me czy I want to hold your hand. Czuję wtedy ciepło popołudniowego słońca na swojej twarzy i zapach szeleszczących, jesiennych liści w Łazienkach.

Z początku nie miałam dobrego kontaktu z bratem. Ignorował mnie, traktował jak zło konieczne. Mocno wyznaczał granice naszych przestrzeni, co dotyczyło zarówno zabawek, jak i pokoju, który dzieliliśmy. Obok jego łóżka pod oknem stała szafka, w której chował przede mną różne drobiazgi: ołowianych żołnierzy, samochody, kauczukowe piłeczki i grę planszową chińczyk. Zabraniał mi tam zaglądać.

Moja część była po drugiej stronie drzwi. W kącie stało łóżeczko, które z czasem rodzice zamienili na tapczan. Też miałam szafkę na zabawki oraz mały stoliczek nocny, na którym zawsze sadzałam ulubioną lalkę. Obie części sypialni łączyło wspólne biurko. Używał go głównie Michał. Ja mogłam korzystać z biurka tylko wtedy, gdy brata nie było lub kiedy skończył odrabiać lekcje. Robiłam wycinanki z papieru, ludziki z kasztanów, czasem rysowałam.

Potem wszystko zaczęło się zmieniać. Gdy poszłam do szkoły, to ja pierwsza zajmowałam biurko, by namalować kolorowe szlaczki w zeszytach. Michał w tym czasie biegał z kolegami po dworze, grał w piłkę lub czytał książki.

Lata siedemdziesiąte kojarzą mi się ze sztucznymi kwiatami z barwionej bibuły, które nosiło się na pochód pierwszomajowy, i smakiem galaretki w cukrze. Czasami przynosiła ją dla mnie nasza sąsiadka. Cząstki pokrojone były w cienkie półksiężyce: pomarańczowe i żółte. Były słodko-kwaśne, bez określonego smaku, ułożone w okrągłym pudełku z przezroczystym wieczkiem. Lubiłam na nie patrzeć. Pożerałam je oczami. Jednak nigdy nie otworzyłam pudełka, zanim mama nie powiedziała: „Poczęstuj się, ale pamiętaj, żeby zostawić coś dla brata”.

*

Nie mogłam się doczekać, kiedy pójdę do szkoły. Bardzo chciałam poznać nowe koleżanki, zaprzyjaźnić się z kimś, wymieniać pocztówki albo znaczki, tak jak robił to mój brat. I tak jak on poszłam do szkoły o rok wcześniej niż inne dzieci.

– Nie ruszaj mojej siostry! – zawołał Michał ostrzegawczo do chłopca, który popchnął mnie na korytarzu.

Moje zeszyty rozsypały się na podłogę.

– Brzydula, brzydula! – Chłopak z całej siły pociągnął mnie za warkocze.

Myślałam, że je wyrwie. W oczach zakręciły mi się łzy.

– Puszczaj – pisnęłam z bólu, czerwieniąc się.

Spojrzał na mnie z góry, bo był wyższy ode mnie co najmniej o głowę. Miał jasne, lekko kręcone włosy i niebieskie oczy.

– Burak! – wrzasnął, uciekając. Brat rzucił się za nim w pogoń. Dopadł go na schodach i podciął. Tamten przewrócił się, a potem sturlał się na półpiętro. Michał wylądował na nim i przyciskając udami do podłogi, wysyczał:

– Lubisz znęcać się nad młodszymi, co? – Był spocony. Dyszał tamtemu w twarz. – Spróbuj ze mną. Tak łatwo ci nie pójdzie. – Uderzył go pięścią. Z rozbitego nosa popłynęła krew. Zaczęli się szarpać.

– Obaj do dyrektora! – warknął nauczyciel WF, ciągnąc ich do góry za uszy.

– Nie musiałeś go bić – powiedziałam w drodze do domu, chociaż byłam dumna, że brat stanął w mojej obronie.

Od tego dnia wszystkie koleżanki z mojej klasy skrycie się w nim podkochiwały.

– Należało mu się. – Splunął przed siebie.

Szedł z rękami w kieszeniach, pogwizdując, jakby nic się nie stało, chociaż widziałam jego spuchniętą powiekę i czerwoną pręgę na policzku. Musiało go boleć. Miał prawie dziesięć lat, ja dopiero siedem. Było ciepłe wrześniowe popołudnie. Na ziemi leżało sporo żółtych liści. Rozrzucaliśmy je nogami na prawo i lewo.

– O, kasztan. – Schyliłam się, by podnieść brązową kulkę. Uwielbiałam kasztany. Zbierałam je jesienią i układałam na parapecie, a potem bawiłam się nimi przez całą zimę. – Spójrz, jakie mam oczy! – Roześmiałam się, przykładając sobie do twarzy dwa kasztany.

– Uhm – mruknął, idąc dalej.

– O, ten jest jeszcze w skorupce. – Próbowałam zwrócić na siebie uwagę brata. – Ale ma ostre kolce. Auuuuuć!

– Co znowu? – burknął, jakbym przerwała mu jakieś ważne rozważania.

– Skaleczyłam się. – Wyciągnęłam rękę, pokazując palec, na którym czerwieniła się kropla krwi.

– Daj. – Pochylił się i polizał mój palec. – Już się zagoiło. – Ruszył przed siebie. Popędziłam za nim. Nadal się nie odzywał, tylko szedł ze spuszczoną głową.

– Michaś, to chyba nie jest droga do domu... – zaczęłam niepewnie.

– Nie mów do mnie Michaś. Mam na imię Michał.

– Przecież mama tak zawsze do ciebie mówi.

– Co z tego? Jestem Michał, rozumiesz? Nie żaden Michaś. Po prostu Michał.

– Dobrze, Michałku, jak chcesz.

Zatrzymał się, spoglądając na mnie z wyrzutem.

– Jak chcesz, Michał – poprawiłam się.

Odwrócił się bez słowa i pomaszerował dalej. Skręciliśmy w stronę Łazienek. Powiał ciepły wiatr, unosząc suche liście. Mijając pomnik Chopina, skierowaliśmy się w alejkę biegnącą na dół. Nie mogłam nadążyć za bratem, wyraźnie przyspieszył kroku, a zaraz potem zaczął biec na przełaj, przez trawnik. Uniósłszy ręce, krzyczał: „Uuuuuuuuu!”. Oczywiście zrobiłam to samo. Gdy dogoniłam go, zdyszana i ledwo żywa, siedział na ławce. Jego tornister leżał obok, na trawie.

– Gorąco. – Odgarnęłam włosy, które przykleiły mi się do czoła. Przysiadłam obok i zaczęłam się wachlować zeszytem.

– Zaczekaj tu chwilę, Karol. Tylko nigdzie nie odchodź. – Pogroził mi palcem.

Lubiłam, gdy tak mnie nazywał. Męskie zdrobnienie od Karoliny awansowało mnie do grupy jego kolegów. Patrzyłam, jak się oddala, z rękami w kieszeniach, kopiąc napotkany kamień. Nie śmiałam zapytać, dokąd idzie. Był starszy i ważny. Ja byłam tylko jego młodszą siostrą. Rozejrzałam się po parku. Jakaś pani karmiła ptaki, mały chłopczyk biegł z orzechem do wiewiórki, a jego matka stojąca przy wózku wołała, żeby się nie przewrócił. Zajrzałam pod ławkę, lecz niczego ciekawego nie znalazłam. Żadnych kasztanów ani żołędzi. Popołudniowe słońce przygrzewało. Zmrużyłam oczy. Ptaki śpiewały. Było błogo.

– Nie śpij, bo cię okradną! – Poderwałam się na równe nogi. Brat stał przede mną z dwoma lodami na patyku. – Jedz szybko, bo zaczynają się topić.

Pochwyciłam loda, by jak najszybciej odwinąć sreberko. Hm... czekoladowy. Takie lubiłam najbardziej. Jadłam łapczywie, delektując się smakiem. Wtem dwie brązowe krople popłynęły na moją białą bluzkę.

– O rety – zmartwiłam się – mama mnie zabije.

Już nie myślałam o przyjemności płynącej z jedzenia lodów, bo przed oczami miałam twarz matki patrzącej na mnie z wyrzutem.

– Spierze się. – Brat wzruszył ramionami. – Bywają gorsze rzeczy.

Nie wiedziałam, co konkretnie ma na myśli. Ohydne plamy na mojej nowej bluzce wydawały mi się najgorszą zbrodnią. Poszukałam w tornistrze chusteczki, ale próbując zetrzeć zabrudzenia, rozmazałam je jeszcze bardziej.

– No, teraz to już na pewno mnie zabije.

Michał się skrzywił. Sięgnąwszy do swojej teczki, wyszperał papierosa. Wyprostował go palcami, jak dorosły, i włożył sobie do ust.

– Ty palisz? – wydukałam po chwili, gdy udało mi się opanować zdumienie.

– Czasami – wycedził przez zęby, wypuszczając dym.

– Mogę spróbować? – Spojrzał na mnie z ukosa. Kąciki jego warg uniosły się na chwilę.

– Za młoda jesteś. Poza tym jesteś dziewczyną.

– Ale...

– Nie ma mowy. TY nie będziesz palić.

Zrobiło mi się przykro. Odwróciłam głowę, żeby nie widział łez, które napłynęły mi do oczu. Wytarłam je wierzchem dłoni, pociągając nosem.

– Chyba nie będziesz płakać? – Dobrze mnie wyczuł.

– Nie.

Skinął głową, pstrykając przed siebie niedopałek. Widać było, że ma wprawę. Pewnie przychodził tu z kolegami po lekcjach, kiedy ja byłam jeszcze w przedszkolu. Zrobiło mi się żal, że ominęły mnie te wszystkie wspaniałe chwile, które spędził beze mnie. Wzdychając, położyłam się na ławce, by poobserwować leniwie płynące obłoki. Wyglądały jak białe baranki pasące się na łące. Jeden przypominał wilka z rozwartą paszczą i wielkimi zębami. Wyobraziłam sobie, jak biegnie za rozpierzchającymi się na boki owieczkami, które beczały żałośnie. Biegły, co sił w nogach, próbując uciec niechybnej śmierci. Ich poskręcane białe loczki falowały na wietrze... Musiałam się zdrzemnąć, bo po chwili obudziło mnie łaskotanie po twarzy. Przestało być miło, gdy łaskotanie skupiło się na moim nosie. Nie otwierając oczu, zaczęłam przeganiać natrętną muchę.

– Wstawaj, śpiochu. – Z góry dobiegł mnie głos brata, który muskał mnie szarym piórkiem. Podniosłam się cała obolała od twardej ławki. – Musimy wracać.

Po powrocie matka zrobiła nam awanturę o to, że po lekcjach nie wróciliśmy prosto do domu, o plamy na mojej bluzce i o bójkę Michała. Widać, dzwonili do niej ze szkoły. Ojciec zdjął pasek i bez słowa spuścił bratu lanie.

– Odechce ci się rozróby, gówniarzu – wysyczał między jednym uderzeniem a drugim.

Byłam tak przerażona, że nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Przez chwilę stałam jak zamurowana. Gdy odzyskałam zmysły, rzuciłam się na pomoc Michałowi.

– Zostaw go! Przestań! – krzyczałam. – Nie wolno go bić!

Ojciec odpędzał się ode mnie jak od atakującego komara. Uczepiłam się jego nogawki, szarpiąc za spodnie, żeby odciągnąć go od brata, który nawet nie pisnął. W końcu ojciec się uspokoił. Pasek zawisł luźno w jego ręku, a klamerka brzęknęła o podłogę.

– Dostałeś nauczkę, gnojku. Mam nadzieję, że wyciągniesz z niej wnioski. – Odkręcił się na pięcie i poszedł do kuchni.

Mama siedziała cały czas przy stole, cerując skarpetki. Nie odezwała się ani słowem, jakby nie słyszała, co się dzieje.

Podbiegłam do Michała. Stał skulony w kącie pokoju. Trząsł się, ale nie płakał.

Objęłam go i sama się rozbeczałam.

– Nie płacz, Karol – powiedział łamiącym się głosem. – To nic takiego. Nawet nie bolało.

Bardzo chciałam w to wierzyć.

Nie wiem, jak to się stało, ale chłopak, z którym parę dni wcześniej pobił się mój brat, został jego najlepszym kumplem. Miał na imię Artur i był największym rozrabiaką w szkole. Wszyscy się go bali. Ja nie, odkąd zaprzyjaźnił się z Michałem. Owszem, zaczepiał mnie czasem, trochę się ze mną droczył, ale wiedziałam, że nic mi nie może zrobić.

Odtąd się nie rozstawali. Michał znalazł się pod jego wpływem. Zaczął się bić ze wszystkimi, praktycznie bez jakiegokolwiek powodu. Mama stale była wzywana do szkoły, ojciec częściej sięgał po pasek, ale brat nic sobie z tego nie robił. Zachowywał się, jakby ból był wpisany w plan jego zajęć.

Zapytałam go o to któregoś dnia, lecz tylko wzruszył ramionami.

– Kiedyś mu oddam. Z nawiązką. – Miał na myśli ojca.

*

Doskonale pamiętam, jak w drugiej klasie podstawówki wybrałam się z bratem do kina. Michał wprawdzie chciał, żebym po lekcjach wróciła prosto do domu, lecz ja uparłam się, że pójdę z nim i Arturem. W szkole prawie się nie widywaliśmy. Moja klasa znajdowała się na parterze. Klasa czwarta miała lekcje na drugim piętrze. Wszystkie przerwy spędzałam z dwiema koleżankami, które mieszkały pod Warszawą. Dzięki temu nie musiałam zapraszać ich do domu. Nie wiedziały, że dzielę pokój z bratem i prawie nie mam zabawek. W przeciwieństwie do pozostałych dziewczynek, które chwaliły się nowymi flamastrami i maskotkami, my wymieniałyśmy się spostrzeżeniami na temat książek. Uwielbiałam Dzieci z Bullerbyn i Muminki. Przygody dzieci z Bullerbyn przypominały mi trochę losy moje i Michała. Pragnęłam być Lisą opisującą wspaniałe zabawy z przyjaciółkami, perypetie z chłopcami z sąsiedztwa oraz wszystkie zdarzenia rozśmieszające mnie do łez. Mam tę książkę do dzisiaj. Czasem, gdy nachodzi mnie chandra, sięgam po nią, by powrócić do czasów dzieciństwa. Wtedy wszystko wydawało się takie cudownie proste.

W czasie dużej przerwy biegłam do stołówki na obiad. Niekiedy spotykałam tam brata. Kiwał mi z daleka głową, ale nigdy do mnie nie podchodził. Patrzyłam, jak razem z Arturem przepychają się w kolejce, podszczypując koleżanki albo przyklejając im do pleców karteczki ze śmiesznymi rysunkami. Zazdrościłam. Chciałam być jedną z nich, tych wesołych, zaczepianych przez nich dziewczyn, a nie młodszą siostrą, czyli piątym kołem u wozu.

Gdy zatrzymaliśmy się przed kinem, chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Zaczekaj tu, Karol. Kupimy bilety i damy ci znak, żebyś weszła. Wtedy pobiegniesz najszybciej, jak potrafisz, tak, żeby bileterzy cię nie zauważyli.

– Dlaczego?

– Film jest od dwunastu lat. My wyglądamy poważnie, ale ty... – Skrzywił się. – Jeśli chcesz go obejrzeć, zrób, co ci powiedziałem.

Zostałam sama na ulicy, omijana przez tłum przechodniów. Jakaś pani nagle zapytała:

– Zgubiłaś się, dziecko? Gdzie twoja mama?

– Ja... jestem z bratem – bąknęłam, rozglądając się na boki, i wtedy usłyszałam cichy gwizd.

Zobaczyłam Artura, który dawał mi znaki. Puściłam się biegiem w jego stronę, przepychając między ludźmi stłoczonymi przy okienku. W oddali dostrzegłam rządek osób z zakupionymi biletami. Wolno posuwali się w stronę bileterki. Schyliłam się, by przejść niezauważona za ich plecami. Potem puściłam się biegiem. Zbiegłszy po schodach, wpadłam do dużego holu. Nie bardzo wiedziałam, co dalej robić. Zaczęłam kręcić się w kółko i w końcu z kimś się zderzyłam.

– Przepraszam – powiedziałam zdenerwowana.

Czyjeś ręce przytrzymały mnie mocno.

– Nie kręć się tak, bo ktoś zauważy. – Michał uśmiechnął się do mnie z góry. – Miałaś pietra?

– Trochę.

– Dobrze się spisałaś, Karol. Chodźmy. Seans zaraz się zacznie.

Pamiętam ten film doskonale. Wejście smoka z Bruce’em Lee. Ja, Michał i Artur. Wszyscy troje marzyliśmy, żeby być jak on: zwinni, szybcy i niepokonani. Z pewnością było tam kilka momentów, których nie powinnam była wtedy oglądać. Z wrażenia dostałam wypieków. Podczas scen walki podskakiwałam na fotelu. Michał przytrzymywał mnie za rękę, a ja wtedy czułam, że w razie czego mogę na niego liczyć.

Gdy wróciliśmy, rodzice właśnie wybierali się do znajomych. Ojciec robił mamie wyrzuty z powodu zbyt dużego dekoltu.

– Znowu będą się na ciebie gapić. Chociaż raz mogłabyś wyglądać przyzwoicie.

Matka spojrzała na niego z wściekłością.

– Wszystkie mogą się tak ubierać, tylko nie ja. Najchętniej widziałbyś mnie w habicie!

Uniósł rękę, jakby chciał ją uderzyć, lecz jego dłoń zawisła w powietrzu.

– No uderz, uderz – wycedziła przez zęby.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Ojciec opuścił rękę.

– Chodź już, bo się spóźnimy – burknął.

Zostaliśmy sami.

– W co się pobawimy?

– Ja będę Bruce’em Lee, a ty moją siostrą – zarządził Michał.

– Tą, która zginęła na samym początku filmu?

– Nie, taką, która bije się razem z bratem do końca życia – roześmiał się, przybierając pozę wojownika.

Zrobiłam to samo. Rozpoczęliśmy taniec bojowy. Nie miałam szans w tej walce. Szybko rozłożył mnie na łopatki. Potem pomógł mi wstać i zaczęliśmy walczyć od nowa. Kiedy pokonał mnie siódmy raz z kolei, miałam serdecznie dość. Leżałam na podłodze, dysząc.

– Zjadłbym coś – powiedział. – Zobaczmy, co jest w lodówce.

Zrobiliśmy herbatę i kanapki. Ledwo dałam radę cokolwiek zjeść. Oczy mi się kleiły.

– Idź się umyć. Pozmywam – mruknął.

Położyłam się do łóżka, a Michał usiadł do odrabiania lekcji. Zgasił górne światło, zostawiając tylko lampkę przy biurku. Przyglądałam mu się, zasypiając. Garbił się, pisząc w zeszycie. Ciemne włosy opadały mu na kark. Co chwilę odgarniał palcami zbyt długą grzywkę. Miałam jego obraz pod powiekami, kiedy ogarnął mnie sen. Śniło mi się, że płyniemy małą łódką na wyspę. Ja w kolorowym kimonie, z włosami spiętymi w kok, a Michał w czarnym stroju wojownika. Przypominał Bruce’a Lee. Weszliśmy do domu w kształcie pagody i znaleźliśmy się w dużej sali. Ja usiadłam na widowni, brat pozostał na środku. Po chwili zza grubej kotary wyłonił się cień, który go zaatakował. Zaczęła się walka. Michał w czarnym stroju bił się z chłopcem ubranym na biało. Jego jasne loki błyszczały w świetle lampionów. Wydawał się podobny do Artura. Wszyscy obserwowali ich zmagania. Słyszałam westchnienia i szepty za plecami. Bardzo się denerwowałam, gdy szala zwycięstwa przechylała się na stronę przeciwnika. Na szczęście brat szybko odzyskiwał przewagę. W końcu chłopiec w białym stroju powalił go na podłogę, potem rzucił się na niego i przygwoździwszy całym ciałem, raz po raz zadawał mu ciosy. Zerwałam się z miejsca, by rzucić się na drania. Dopadłszy jego pleców, z całej siły złapałam go za włosy. Odwrócił się, a ja puściłam go z krzykiem, widząc wściekłą twarz ojca.

Obudziłam się. Obok mnie siedział brat. Dotykał mojego czoła, sprawdzając, czy nie mam gorączki.

– Krzyczałaś przez sen. Co ci się śniło?

Rozejrzałam się nieprzytomnie.

– Coś strasznego. Boję się.

– Niepotrzebnie.

Przytuliłam głowę do jego ramienia.

– Michałku, nie odchodź, boję się – powtórzyłam.

– Ten film to był zły pomysł. – Skrzywił się.

Zwinęłam się w kłębek i odetchnęłam spokojnie. Czując jego ciepło za plecami, wiedziałam, że nic złego nie może się stać.

*

W październiku na Dzień Nauczyciela mama ubrała mnie w białą bluzkę i granatową spódniczkę, zaplotła dwa warkocze i zawiązała na nich czerwone wstążki.

Minęło już kilka minut od dzwonka, a wychowawczyni wciąż nie było, więc w klasie panował harmider. Chłopcy robili z papieru małe kulki, ślinili je, a potem dmuchali nimi przez puste tulejki długopisów. Oczywiście głównie strzelali w kierunku dziewczyn, ciesząc się, gdy którąś trafili w głowę.

Byłam wściekła, bo miałam pełno białych kulek we włosach, a wyczesywanie ich nie było wcale łatwe.

– Przestańcie! – zawołałam w ich stronę, zwłaszcza do Włodka, który nie przestawał pluć w moim kierunku. Roześmiał się, wsadzając sobie do ust kolejną kulkę. – Ach ty... – Rzuciłam się na niego z pięściami.

W tym momencie weszła nauczycielka.

– Co ty wyprawiasz, Karolino? – Popatrzyła na mnie z dezaprobatą. Wszyscy zdążyli pobiec do swoich ławek, tylko ja stałam na środku klasy, cała w pąsach. – Ty i Włodek za karę zostajecie w klasie. Będziecie mieli czas, żeby przemyśleć swoje zachowanie. Pozostali, proszę ustawić się w pary.

Pochlipywałam przez całą drogę do domu.

– Czemu ryczysz? – zapytał w końcu Michał.

– Booooo – zaniosłam się płaczem – wychowawczyni nie pozwoliła mi pójść na akademię. Za karę musiałam zostać w klasie.

– Też coś. – Trącił mnie ramieniem. – Przynajmniej nie musiałaś słuchać tych nudnych przemówień.

On nic nie rozumiał. Chciałam tam być. Zobaczyć, jak starsi uczniowie deklamują i śpiewają, a nie siedzieć w pustej klasie z największym rozrabiaką. W dodatku miałam poczucie krzywdy, bo kara była niesprawiedliwa.

Brat popatrzył na moje skołtunione włosy.

– Rozpleć te warkocze, Karol. Wyglądasz... jak czupiradło.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: