Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kobieta, która wiedziała za mało - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kobieta, która wiedziała za mało - ebook

Czasem twoje życie musi się wykoleić, żeby potem znowu nabrało rozpędu.

Marzena Wierzba jest popularną pisarką, której rytm życia wyznacza pisanie kolejnych pretensjonalnych, przeerotyzowanych książek.

Nagle jej uporządkowany świat zaczyna się rozpadać. Mąż, szanowany notariusz, angażuje się w romans z młodą kobietą, syn zaskakuje ją niekonwencjonalnymi wyborami, a w dodatku pisarka pada ofiarą psychofanki. Suma złych doświadczeń sprawia jednak, że Marzena, zamiast się ostatecznie załamać, podejmuje walkę z przeciwnościami losu. Aby dodać sobie animuszu, zaczyna wymyślać optymistyczne sentencje i zapisywać je na różowych karteczkach, a następnie umieszczać na Facebooku. Fakt, że zostaje z tego powodu nazwana „Coelho w spódnicy”, martwi ją tylko na początku, a smutek skutecznie rozwiewa liczba lajków, udostępnień i pełnych zachwytu komentarzy wiernych fanek.

Ostatecznym celem i ideałem Marzeny staje się Suka - tytułowa bohaterka jej najnowszej powieści erotycznej.

– Pani Marzeno, nie otworzy mi pani? – dobiegł ją znajomy głos.
Nie wiedziała, czy lepszą taktyką będzie coś odpowiedzieć, czy też milczeć, licząc, że cisza podziała na intruzkę deprymująco.
Trudno właściwie przewidzieć, wszak nie sposób prognozować reakcji psychopaty.
– Wpuść mnie, kurwo, słyszysz? – krzyknęła tamta zmienionym, niemal męskim głosem, zupełnie jakby coś w nią wstąpiło.
– Jak się tu dostałaś? Odejdź! – Marzena trzęsła się ze strachu.
– Chciałam tylko porozmawiać. Wpuść mnie!
– Nie mamy już o czym rozmawiać, rozumiesz?
– Chciałam porozmawiać o literaturze. Pokazać ci to, co napisałam.
– Możesz mi wysłać mailem!
Zofia zaśmiała się głośno.
– Zwariowałaś? Skoro już tu jestem, to może jednak wypijemy kawę i porozmawiamy o tym, co napisałam?
– Włamujesz się do mojego domu i proponujesz mi kawę? – syknęła Marzena.
– Oj, zdążyłam już całkiem dobrze poznać twój dom.
– Co? Byłaś tu wcześniej?
– Parokrotnie. Oczywiście pod twoją nieobecność, więc nie mogłaś wiedzieć. No dalej, otwieraj te drzwi. Nie będziemy tak rozmawiać przez ścianę. Przyznasz chyba, że to nie ma sensu?
– Na twoim miejscu uciekałabym stąd. – Marzena próbowała nadać swojemu głosowi groźny ton.
– A to dlaczego?
– Wiem, że policja cię szuka. Wezwałam ich…
– Niby jak? Przez komórkę, którą zostawiłaś na dole, czy może przez stacjonarny telefon, z którego zrezygnowałaś? A może przez Internet, do którego odcięłam ci dostęp?


Daniel Koziarski (ur. 1979 r. w Gdyni) – pisarz, prawnik, podróżnik, zjadliwy komentator rzeczywistości. Autor artykułów prasowych i internetowych. Twórca m.in. „Socjopaty w Londynie”, „Klub samobójców”, a także „Zbrodni pozamałżeńskich”, napisanych w duecie z Agnieszką Lingas-Łoniewską.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-505-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

3.

Z terminalu wysypali się ludzie. Szybko wypatrzyła syna.

Paweł wyglądał na trochę strapionego i zestresowanego.

– Jesteś zapewne zmęczony podróżą – zauważyła.

– Tak – przytaknął mechanicznie.

W tym zamieszaniu zapomniała o Murzynie, który za chwilę wyłonił się spośród grupy pasażerów, ciągnąc za sobą bagaż na kółkach.

– Mamo, to jest Jim.

– Ach, hello! – Uśmiechnęła się do wysokiego, przystojnego i zadbanego Jima, wyciągając w jego kierunku dłoń.

Ten uścisnął ją, odwzajemnił uśmiech i powiedział uprzejmym tonem:

– Nice to meet you, ma’am.

– Ty, dlaczego on do mnie mówi mamo? – zwróciła się do Pawła.

– Mamo, ma’am to coś w rodzaju „proszę pani” – wyjaśnił jej zakłopotany syn.

Miała wrażenie, że poczerwieniał ze wstydu.

– Sorry – zachichotała. A następnie odpowiedziała Jimowi: – Aj spik inglisz. Litl.

– Very well – odrzekł. – Pawel taught me some Polish, I am sure we’ll meet half way.

Na wszelki wypadek zaśmiała się, choć nie wiedziała dokładnie, o co mu chodzi.

– Sej mi Marzena – rzuciła w kierunku Jima.

– Marcena – próbował wymówić jej imię.

Podpowiadała mu poprawną wymowę, ale on za każdym razem coś zniekształcał.

Paweł obserwował te próby kontaktu z odrobiną zażenowania. Pomyślała, że może jest zazdrosny o to, że uwagę skupia na Jimie. A przecież powinien być zadowolony, że tak łatwo nawiązała z nim kontakt, przeskakując szybko bariery pokoleniowe i rasowe. Zwróciła się więc w kierunku syna:

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyjechałeś! – Miała świadomość, że musiało to zabrzmieć banalnie, ale powinno to mu w tej chwili wystarczyć.

– Co tam słychać? – zawtórował jej banalnym pytaniem. Nawet nie udawał zainteresowania.

– Po staremu. Ja piszę, tata ma mnóstwo pracy w kancelarii, a Paulina… Co ci będę opowiadać, przecież akurat z nią jesteś stale w kontakcie!

Przytaknął.

– À propos Pauliny, jedziemy, bo czeka z jedzeniem. Mówiła, żebyśmy się nie spóźnili!

Widząc skonfundowanego nieco Jima, spojrzała na syna, oczekując, że przetłumaczy jej słowa.

– Rodzinny obiad – rzucił Paweł w takim tonie, że odebrała to jako sarkazm.

– Nie będzie taty… – stwierdziła.

– Jak zwykle – zauważył.

Nastąpiła chwila wymownego milczenia.

– A powiedziałaś mu w ogóle, że przyjeżdżam?

Zastanawiała się, czy opowiedzieć mu o wszystkim, ale uznała, że lepiej nie poruszać tego tematu.

Czasami zastanawiała się, czy gdyby jej relacje z Karolem układały się lepiej, Paweł by w ogóle wyjeżdżał. Obwiniała się, że to wszystko miało jakiś wpływ na jego decyzję, że ten wyjazd stanowił formę ucieczki. Ucieczki nie tylko przed odpowiedzialnością, ale i przed domem, w którym się źle czuł za sprawą niedopasowanych rodziców.

– Ma wyłączony telefon. Prosił, żeby mu nie przeszkadzać – odrzekła wreszcie krótko.

Przeszli w kierunku parkingu. Marzena miała przez chwilę kłopot, żeby zlokalizować swojego wysłużonego forda, bo kiedy parkowała, samochodów było tu znacznie mniej. W końcu jednak „zguba” się znalazła, cała trójka zapakowała się do auta i ruszyli.

Dłuższą chwilę milczeli, ale Marzena wiedziała, że sytuacja jest dla wszystkich kłopotliwa z powodu bariery językowej, nie wspominając o tym, że mogli być po prostu zmęczeni podróżą i przez to niezbyt skorzy do rozmowy. Chociaż przed chwilą jeszcze, na lotnisku, szło im – przynajmniej jej i Jimowi – całkiem dobrze. W międzyczasie jednak Jim wymienił z Pawłem jakieś dziwne spojrzenia, których znaczenia nie rozumiała. Na wszelki wypadek postanawiała się nie odzywać.

Podpatrywała ich w lusterku. Paweł wydawał jej się czymś strapiony, mimo że teraz, na siłę, próbował sprawiać wrażenie wyluzowanego. Ale to Jim bardziej przykuwał jej uwagę niż syn.

Był z całą pewnością o kilka lat starszy od Pawła, ale zdecydowanie przed trzydziestką. Oprócz tego cholernie przystojny i pociągający; musiała uważać, żeby zbyt częste spojrzenia w lusterko nie zdradziły, o czym rozmyśla.

To byłaby całkiem niezła powieść erotyczna – ośmielił ją własny pomysł, który w tej chwili przyszedł jej do głowy.

Syn znanej pisarki – niech będzie rozwódki albo wdowy – przyjeżdża z kolegą do domu. Ten kumpel jest innej rasy, żeby skomplikować sytuację. Będzie miała okazję ugrać parę punktów, pokazując nietolerancję w polskim społeczeństwie – to na pewno zachwyci ważnych recenzentów. W każdym razie pisarka i gość ulegają chwili i uprawiają namiętny seks. To, co przez chwilę jawi się jako zawstydzający oboje incydent, szybko się powtarza. W końcu, oprócz namiętności, pojawia się myśl o tym, że nie są sobie obojętni również z innych powodów. Oczywiście synowi nie w smak ta sytuacja, kiedy jego starzejąca się bądź co bądź matka parzy się z kumplem, w dodatku „czarnuchem”. Nagle syn ujawnia mocno skrywane za parawanem tolerancji skłonności rasistowskie. Zbliża się czas powrotu… Nieszczęście wisi w powietrzu.

Czy wystarczy materiału na powieść, czy to ledwie pomysł na opowiadanko? Tak czy inaczej, miała w zanadrzu parę odważnych opowiadań erotycznych i myślała o wydaniu antologii, a więc nawet pomniejsza forma realizacji tego konceptu mogła przynieść jej korzyści.

Jak mogłoby dojść do sceny uwiedzenia? Jej wyobraźnia zaczęła intensywnie pracować. Wiedziała, że powinna skoncentrować się na drodze, ale napływające myśli były silniejsze od niej.

Brała prysznic. Jej ciało rozgrzewała gorąca woda spływająca po ciele, a umysł rozpalały myśli o Jimie. Rozluźniona, zamknęła oczy. Zaczęła delikatnie dotykać palcami swojej muszelki. Nagle usłyszała skrzypienie ostrożnie uchylających się drzwi. Do cholery, czyżby zapomniała je zamknąć? Instynktownie zakryła miejsca intymne rękoma. Przecież wstydziła się swojego starzejącego się ciała, mimo że wiele rówieśniczek mogło jej tylko pozazdrościć.

– I am sorry. – Usłyszała głos Jima.

– OK – odpowiedziała ze śmiechem.

Popatrzył na nią w dziwny sposób. Zamiast wyjść, zamknął drzwi od wewnątrz. Podszedł do niej.

– What you do? What you do? – spytała, wciąż zasłaniając się przed jego wzrokiem i dotykiem.

Położył palec na ustach, dając jej do zrozumienia, żeby się uciszyła. Miał rację – przecież mogła obudzić syna. Świadomość, że ten mógł ich nakryć, tylko zwiększyła u niej podniecenie.

Szybko ściągnęła z niego koszulkę i szorty. Jego męskość wypełniała slipy. Nie wiedziała, czy jest tak duża w stanie spoczynku, czy miał już przynajmniej częściową erekcję. Wreszcie będzie mogła się przekonać, czy to prawda, co mówią o Murzynach. I czy ci, których podglądała w Internecie, z wielkim przyrodzeniem, reprezentują rzeczywistość czy wyobrażenie o niej.

Włożyła mu do slipów dłoń i zaczęła delikatnie masować ich zawartość. Czuła, jak pod wpływem jej dotyku prężnieje. W końcu, wiedząc, że ciasna bielizna nie pomieści go już w tak nabrzmiałej postaci, postanowiła go uwolnić. Teraz mogła dokładniej przyjrzeć się temu monstrum. Uklękła przed nimi i objęła go ustami. Ssała go łakomie, pomagając sobie obiema dłońmi.

„Czy pomieści go w sobie?” – przeszło jej przez głowę. Owszem, czuła się wilgotna i chciała mieć go w sobie, ale nigdy przedtem nie miała czegoś tak dużego w swojej szparce!

– Mamo! – krzyknął Paweł.

W tym samym momencie usłyszała czyjeś trąbienie.

– Czy ty w ogóle patrzysz na drogę? – rzucił poirytowany.

Uświadomiła sobie, że zdekoncentrowana jechała zbyt blisko drugiego pasa i o mało nie zahaczyła o jadący z naprzeciwka bus.

– Przepraszam… – zmieszała się. A potem w myślach zwyzywała od idiotek. Narobi przed Jimem wstydu sobie i przy okazji synowi.

Ale z drugiej strony nie mogła nic poradzić na to, że jej myśli obsesyjnie kierowały się ku tamtemu. Łatwo jej było wcześniej naśmiewać się z polskich emigrantek klejących się do Murzynów, ale teraz była w stanie zrozumieć je lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Smak egzotyki potrafił pobudzać wyobraźnię i zmysły. Co ciekawe, dla niej samej również, chociaż uważała się za osobę raczej tolerancyjną, obawiała się, że syn zakocha się tam, w Londynie, w jakiejś nie-Polce czy – jeszcze gorzej – nie-Europejce, a ona będzie musiała pogodzić się z tym faktem.

W domu czekała już Paulina z chłodnikiem. Chłopcy okazali się wygłodniali, a zimna zupa stała się pretekstem do dyskusji na temat polskiej kuchni.

Zaangażowana Paulina biegała po kuchni, co jakiś czas rzucając pełne zainteresowania spojrzenia w kierunku Jima, co nie uszło uwadze Marzeny. Młodzi czuli się w swoim towarzystwie swobodnie, rozmawiając we trójkę po angielsku. Ona, choć niewiele z tego rozumiała, starała się wybuchać śmiechem w tym samym momencie, co oni, choć ostatecznie zawsze spóźniała się, przynajmniej o sekundę. Albo dla odmiany śmiała się za wcześnie. Miała wrażenie, że Paweł był tym mocno zażenowany. W pewnym momencie nawet poczuła się jak piąte koło u wozu i zaczęła poważnie zastanawiać się, czy po prostu nie zostawić ich samych sobie, a przynajmniej nie zastąpić Pauliny przy garach.

Ostatecznie zdecydowała się na ten ostatni wariant. Ale i to nie pomogło, bo ciągle czuła na sobie niechętne spojrzenia.

– Mamo, nie zjesz z nami? – zapytała Paulina, wyraźnie siląc się na grzeczność, kiedy wreszcie Marzena ogłosiła, że powinna właściwie wrócić do pisania, bo goni ją deadline.

– Nie, nie jestem głodna. Chłodnik mnie nasycił – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem i wycofała się w kierunku swojego gabinetu, na odchodne obdarowując Jima ciepłym i przyjaznym spojrzeniem.

Właściwie to nie miała nic przeciwko temu, żeby skoncentrować się na pracy i w ten sposób przeciwdziałać głupim myślom, które ją nachodziły.

Otworzyła skrzynkę e-mailową.

„Znowu ta cholerna Teresa!” – pomyślała z wściekłością.

Od ponad dwóch tygodni jakiś babsztyl dręczył ją na różne sposoby, między innymi wpraszając się do niej wiadomościami z obszernymi opowieściami o swoim depresyjnym życiu. Z początku myślała, że Teresa szuka terapeutki albo tylko słuchaczki, ale ona stawała się coraz bardziej bezczelna i wymagająca. Teraz na przykład stwierdziła, że jej życie to znakomity materiał na książkę i to właśnie Marzena powinna taką książkę napisać, a nawet one obie, wspólnie, mogłyby się tego podjąć.

Ale Marzena wiedziała, że nie może pozwalać czytelniczkom wchodzić sobie na głowę, choć niemal w każdym przypadku starała się być dla nich maksymalnie życzliwa i cierpliwa. Poza tym nudziły ją coraz bardziej te opowieści o toksycznym małżeństwie Teresy i o jej bezpłodności oraz o wypaleniu zawodowym (Teresa była pielęgniarką). Nie widziała w nich niczego inspirującego z punktu widzenia pisarki i niczego ciekawego z punktu widzenia czytelniczki.

Z kuchni co chwilę dobiegały śmiechy i podniesione głosy. Irytowało ją, że została w pewien sposób „wykolegowana”. Zadręczała się nawet, że to z niej żartują.

Co z tego, że czuła się młoda, skoro do nich nie pasowała? Abstrahując od samej bariery językowej.

„Jesteś żałosna” – skarciła się w myślach. „Zazdrościsz własnym dzieciom młodości”.

Zadzwoniła do męża. Był dostępny, ale odrzucił jej połączenie. Chciała wspomnieć o Pawle, jednak ostatecznie napisała tylko SMS-a, prosząc, żeby dał jej znać, czy u niego wszystko w porządku, a on „łaskawie” odpisał po pół godzinie jednym słowem: „Tak”.

Poczuła się upokorzona i niechciana. Zamknęła się w gabinecie, chcąc uciąć sobie drzemkę, ale zamiast spać, płakała w poduszkę jak skrzywdzona przez życie nastolatka. Potem postanowiła przelać swoje smutki na papier, a raczej na ekran, wystukując przez niecałe pół godziny kolejne zdania na klawiaturze. Stwierdziła, że idzie jej całkiem nieźle, ale nie potrafiła się należycie skupić i w końcu wstała od komputera.

Wyszła z gabinetu i doprowadziła się do porządku. Stwierdziła, że jest w domu sama. Najwidoczniej młodzi ruszyli na miasto. Dobrze, że nie musieli jej oglądać w takim stanie. Zdecydowała się przemóc i przygotować jakąś kolację.

Jakież było jej zdziwienie, kiedy usłyszała dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Sądziła, że to Karol. Zastanawiała się, jak się zachować. Wydrzeć na niego, pokazując wściekłość, nie odzywać się czy spróbować na spokojnie z nim porozmawiać, dając mu do zrozumienia, że tym razem przegiął i coś się musi w jego postępowaniu zmienić?

Ale to była Paulina.

– A, to ty – rzuciła w jej kierunku zdziwiona.

– Tak. Nie chciałam przeszkadzać chłopakom… – Uśmiechnęła się, ale był to uśmiech dziwny, nieszczery.

– Jak to przeszkadzać? – zapytała Marzena. – A gdzie oni są?

– Pojechali do Sopotu – poinformowała matkę.

– Aha. Pomyślałam, że mogę zrobić sałatkę, gdyby po powrocie byli głodni.

– Mamo, daj spokój. Na pewno coś tam sobie zjedzą.

– No to zrobię dla nas! Możesz mi pomóc. Nie wiem… Co powiesz na tuńczyka?

Paulina westchnęła ciężko i spojrzała na Marzenę niepokojącym wzrokiem.

– Mamo, proszę cię… Usiądź.

– Ale co się stało? – Marzena poczuła przyspieszone bicie serca.

– Usiądź – nalegała córka.

– Tato? Coś z tatą?

– Nie wiem, co z tatą. To jest dziwne… W sumie bardziej liczyłam, że ty mi to powiesz. Ale dobra… Nie o tacie chciałam rozmawiać. Przynajmniej nie teraz.

– Paulina, powiesz wreszcie, o co ci chodzi? – spytała nerwowo Marzena i na wszelki wypadek usiadła.

– Zresztą… nieważne. – Paulina nagle nabrała wody w usta.

– Jak to nieważne? – oburzyła się Marzena. – Fundujesz mi taki wstęp, serce podchodzi mi do gardła, a teraz mówisz, że nieważne?

– Boję się twojej reakcji…

– Jezu, Paulina, powiedz do cholery, o co chodzi! – nalegała Marzena. A potem wyszeptała pobladłymi ustami: – Nie… To nie może być prawda. Jesteś w ciąży? Nie… Przecież ty nie…

– Mamo, daj spokój, nie jestem w żadnej ciąży! – obruszyła się Paulina. – Chodzi o Pawła.

– Co z Pawłem? Coś się stało?

– Mamo, ten Jim to nie jest jego kolega…

– Nie kolega? A kto? – Marzena wciąż nie rozumiała tego, co próbuje jej powiedzieć córka.

– Mamo, czy ty się jeszcze nie domyślasz? To jest jego chłopak!

– Co? – Oczy Marzeny zrobiły się wielkie, wystraszone, jak w kreskówkach Disneya. – Ale co ty w ogóle opowiadasz? To jakiś głupi żart?

– Przecież to takie oczywiste. Mamo… Nie widziałaś, jak na siebie patrzą? Naprawdę nic do ciebie nie dociera?

– To niemożliwe! Przecież nigdy nic… – Jej głos plątał się w histerii. – Przecież miał dziewczynę w liceum!

– Dziewczynę! Przyjaciółkę raczej. Poza tym to było ponad dwa lata temu. U młodego człowieka pewne kwestie się zmieniają. Odkrywa w sobie inne preferencje…

Marzena postanowiła przerwać wywód córki, który uznała za pretensjonalny.

– I co, pojechał do Londynu i odkrył w sobie pedała? – syknęła.

– Mamo, proszę… Nie mów tak.

– A jak mam mówić? Czego ty ode mnie oczekujesz? Że pobłogosławię ich związek? Wiesz, co powiedziałby ojciec, gdyby to usłyszał?

– Ale dla Pawła jest właśnie ważne, co usłyszy od ciebie.

– Dlaczego w ogóle ty do mnie z tym przychodzisz? Co, on nie miał odwagi? – pytała wzburzona.

– A dziwisz się? Szkoda, że nie możesz się teraz posłuchać.

– Nie, każdy normalny człowiek zareagowałby tak jak ja albo jeszcze gorzej. Mój Boże! – Schowała ręce w dłoniach i zaczęła spazmatycznie pochlipywać.

– Mamo, opanuj się! – Paulina nie wiedziała, ile w zachowaniu jej matki autentyczności, a ile teatru.

– Co „opanuj się”? Paulina, nie będziesz mnie pouczała, jak mam się zachowywać! Przecież to dla mnie, jako matki, tragedia! Co ten Londyn z nim zrobił! Od początku czułam, że to zły pomysł…

– Mamo, ale jeśli on jest szczęśliwy, w czym ci to przeszkadza?

– Dlaczego go bronisz? Może pomyśl też o rodzinie. Wiesz, co o nas powiedzą? Co o mnie powiedzą? Że go źle wychowałam…

– To nie jest kwestia wychowania. Ale tożsamości, skłonności…

– Nie uderzaj w takie wielkie słowa! I przestań go wreszcie usprawiedliwiać! Lepiej powiedz, od kiedy wiesz? Ile to trwa?

– Wiem od pewnego czasu – przyznała Paulina. – A to z Jimem od trzech miesięcy. Wcześniej był jeszcze Adam. Wiedziałam… Ale nie chciałam o tym mówić. Poza tym Paweł sobie tego nie życzył.

– A kiedy zamierzał mi o tym powiedzieć?

Paulina wzruszyła ramionami.

– I co, wysłał ciebie, żebyś jednak odwaliła za niego brudną robotę?

– Nie. Chciał tylko, żebyś zaczęła się z tatą domyślać. Żeby było mu potem łatwiej o wszystkim powiedzieć. Planował napisać albo zadzwonić. Powiedział mi, że nie miałby odwagi wam powiedzieć. Ale ja widzę, jak się męczy, a poza tym czuję, że powinnaś wiedzieć… W sumie przecież jestem ci winna prawdę. Więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Ale teraz zaczynam żałować…

– Nie wiem, Paulina, co mam ci powiedzieć. Chyba pójdę się powiesić!

– Mamo, naprawdę, opanuj się! Pozwól mu być sobą. Może znowu coś mu się odmieni i będzie kiedyś szczęśliwy z dziewczyną. Ale jak okażesz mu wrogość, stracisz go na zawsze.

Spojrzała na córkę z pewną dozą aprobaty. Te ostatnie słowa przyniosły jej w jakimś sensie ulgę. Z pokorą i zrozumieniem, mimo całej złości, którą w tym momencie odczuwała, była w stanie przyjąć do wiadomości przesłanie, które z nich wynikało.

„Może mogłabym napisać o tym powieść albo wpleść ten wątek do którejś z moich kolejnych powieści?” – zastanawiała się w myślach, oddychając ciężko.

Poczuła na sobie ciepły dotyk dłoni Pauliny.

– Mamo, proszę cię… Albo udaj, że nic nie wiesz, albo z godnością przyjmij to, co powiedziałam, i zaakceptuj. Nawet jeśli teraz bijesz się z myślami. Nawet jeśli jesteś na niego wściekła… Niech się poczuje kochany.

– Za dużo ode mnie wymagasz. Kocham go jak syna i to się nie zmieni. Ale nie będę akceptowała, że ktoś wkłada mu penis do odbytu, rozumiesz? – odpowiedziała Marzena.

Skrzywiła się na myśl o tym, jak wielki czarny penis Jima penetruje niewinny tyłek jej syna, na który jeszcze tak niedawno kładła puder dla niemowląt.

– Dobra, mamo. Widzę, że jednak popełniłam błąd. Proszę cię, nie daj po sobie poznać, że ci powiedziałam i że jesteś wściekła. Trzymaj fason. Teraz tylko o to cię proszę. Przynajmniej do końca jego pobytu. Nie psuj wszystkiego.

Marzena nie odpowiedziała. Nie wiedziała, czy będzie w stanie zdobyć się na takie poświęcenie. Po chwili milczenia zwróciła się jednak do córki:

– A tobie to nie przeszkadza? Że twój brat… – Urwała, jakby wstydziła się dokończyć albo nie godziła się ze znaczeniem słów, które chciała wypowiedzieć na głos.

– Że jest gejem? Mamo, dla mnie liczy się, żeby był szczęśliwy. A ja wiem, że jest. Mam taką pewność, rozumiesz?

– Nie wiesz, czy się zabezpiecza? Nie chciałabym, żeby złapał…

– Mamo, geje dbają o siebie i swoje bezpieczeństwo bardziej niż heteroseksualni! – stwierdziła z przekonaniem Paulina.

– A ty skąd takie rzeczy wiesz? Dlaczego jesteś taką ich adwokatką? Naczytałaś się bzdur i bezmyślnie powtarzasz. A może on ci tego wszystkiego naopowiadał, żeby zamydlić ci oczy?

– Mamo, przestań myśleć stereotypami. Wiem, że to, co powiedziałam, nie jest łatwe do przyjęcia, ale postaraj się mi zaufać. A przede wszystkim zaufaj Pawłowi.

Spojrzała na córkę z wyrzutem. Zezłościła ją nie tylko informacja o synu, ale również pełna aprobaty dla jego wyborów postawa córki. Wszystkie te wielkie słowa i pełne nieznośnego patosu stwierdzenia.

Starała się pocieszać w myślach, że może jeszcze coś się zmieni, że może dokona się jakaś wolta, ale gdzieś tam w głębi duszy wiedziała, że z tej drogi odwrotu już nie ma.

Paweł był już stracony. Nie tylko dla Polski, ale dla normalności. Z tej mąki nie będzie wnuków.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: