Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kolos - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kolos - ebook

Czy Stany Zjednoczone można określać mianem imperium? Według amerykańskiego rządu na pewno nie. Oficjalne źródła amerykańskie nie tylko unikają tego słowa jak ognia, ale wręcz otwarcie zaprzeczają. „Ameryka nie była i nie jest żadnym imperium” — miał powiedzieć kiedyś George W. Bush.

Nonsens — odpowiada w swojej błyskotliwej i prowokacyjnej książce Niall Ferguson — nie zaprzeczajmy faktom. Stany Zjednoczone są współczesnym imperium dominującym na rynkach finansowych, eksportującym towary, kulturę, wartości i regulacje prawne, podejmującym zbrojne interwencje z dala od swojego terytorium i posiadającym własne instalacje militarne w większości krajów świata.

Co z tego wynika? Zdaniem Fergusona — przede wszystkim zobowiązania, którym Stany Zjednoczone muszą sprostać, by nie okazać się kolosem na glinianych nogach. Chcąc tego dowieść, wybitny historyk posługuje się analogią do historii imperium brytyjskiego, którą gruntownie opisał w swojej poprzedniej książce.

Ostrość spojrzenia, porywający styl i zapał polemiczny, który pozwala autorowi zbijać kontrargumenty, zanim te jeszcze się pojawią. To wszystko sprawia, że Kolos… jest fascynującą książką, w której autor zdaje się podejmować dyskusję z czytelnikiem.

Nie można mówić o współczesnym świecie z pominięciem roli USA, dlatego Kolos… jest propozycją dla wszystkich, którzy lubią patrzeć szerzej niż tylko z perspektywy własnego podwórka.

„Wiele tekstów napisano już w na temat <>. Ale najważniejszy głos w tej kwestii należy do Nialla Fergusona”. – Paul Kennedy, „New York Review of Books”

„Bez wątpienia autorowi udało się wykonać kawał dobrej roboty”. – Michał Jarocki, stosunki.pl

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-05680-6
Rozmiar pliku: 9,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp do polskiego wydania

Kolos jest dzieckiem swoich czasów w o wiele większym stopniu niż inne książki mojego autorstwa. Napisany w 2003 roku, w czasie amerykańskiej inwazji i okupacji Iraku, został przez wiele osób w Stanach Zjednoczonych – i nie tylko – mylnie odebrany jako traktat neokonserwatywny. Każdy poważny czytelnik szybko zorientuje się jednak, że nim nie jest. To raczej dzieło realizmu historycznego. Sednem książki jest teza, że Stany Zjednoczone są i zawsze były swego rodzaju imperium. Mimo że większość Amerykanów zaprzecza temu prostemu faktowi, ich postępowanie nie jest obce dla historyka badającego imperia – kiedy na przykład wysyłają żołnierzy na podbój miast żyznej Mezopotamii czy nawet odległych górskich kryjówek plemion pasztuńskich. Ich przedsiębiorcy, kupcy i bankierzy odgrywają dominującą rolę w globalnej gospodarce. Ich misjonarze usiłują zdobywać wyznawców od Afryki po Azję. W tym samym czasie większość obywateli amerykańskich dobrze się bawi przy „chlebie i igrzyskach”, jakie oferuje im rozległa, kontynentalna metropolia. Takie funkcjonowanie współczesnej Ameryki nie byłoby niczym specjalnym dla starożytnego Rzymianina lub Anglika z czasów późnej epoki wiktoriańskiej. Jednym z zamierzeń książki była więc próba skłonienia Amerykanów do konfrontacji z rzeczywistością poprzez ostry atak na wyobrażenie o amerykańskiej wyjątkowości^(). To prawda, że każdy naród jest jedyny w swoim rodzaju i obdarzony indywidualnymi cechami oraz że podąża własną, wyjątkową ścieżką. Mimo to wszystkie imperia mają ze sobą coś wspólnego – przede wszystkim pragnienie i możliwości narzucenia swoich instytucji i idei obcym ludom. Współczesne mocarstwa mogą się bez wątpienia wiele nauczyć od swoich poprzedników.

Drugim celem książki było wskazanie słabych stron amerykańskiego imperium, którego upadek przepowiada podtytuł. Dla uproszczenia przedstawiłem je jako deficyt trojakiego rodzaju: deficyt podatkowy, deficyt siły roboczej i deficyt uwagi. To, co wydarzyło się od czasu pierwszej publikacji książki w 2004 roku, nie zdołało podważyć tego założenia. Wprost przeciwnie: przedstawione przeze mnie deficyty jeszcze się zwiększyły, a w przypadku podatków wzrost był gwałtowny. Moim zdaniem amerykańskie siły w Iraku i Afganistanie są niewystarczające. Nie zdziwiłbym się, gdyby przestępczość w Iraku wzrosła w wyniku redukcji wojsk amerykańskich ze 130 do 50 tysięcy, a następnie ich całkowitego wycofania w ciągu najbliższych dwóch lat. Amerykańscy wyborcy nadzwyczaj szybko stracili zainteresowanie Irakiem, tak jakby tamtejsze problemy były już w dużej mierze rozwiązane. W 2007 roku spodziewano się, że ta kwestia będzie głównym tematem wyborów prezydenckich w następnym roku, ale po pozornym sukcesie strategii znacznego zwiększenia liczby operacji wojskowych (tzw. przypływ, ang. surge) przeprowadzonej przez generała Davida Petraeusa, problem Iraku zniknął z pola widzenia. Tak czy inaczej, główną przyczyną obecnej słabości USA jest niewątpliwie deficyt podatkowy. Jak przekonywałem już w 2001 roku, problemem nie jest cena amerykańskich interwencji zagranicznych. Problemem są koszty nadmiernej konsumpcji na kredyt i jej konsekwencje gospodarcze.

W swoich artykułach i wystąpieniach z lat 2006 i 2007 wielokrotnie ostrzegałem przed kryzysem finansowym, który uderzył w gospodarkę światową latem 2007 roku. Amerykańska ekonomia niebezpiecznie uzależniła się od konsumpcji na kredyt. W latach 1998–2007 rzeczywisty średni dochód na rodzinę w USA wzrósł zaledwie o 3,4 procent, podczas gdy wydatki konsumenckie zwiększyły się o 39 procent, czyli o cały rząd wielkości. Przy ujemnej stopie oszczędności źródłem rosnącej konsumpcji były pożyczki. Wbrew zaprzeczeniom wielu działających we własnym interesie partii można się było spodziewać kryzysu na amerykańskim rynku kredytów subprime^(). Nietrudno było również przewidzieć, że znaczący kryzys płynności może zapędzić mocno zadłużone gospodarki świata anglojęzycznego w poważne kłopoty^(). Równie realne było niebezpieczeństwo, że na skutek załamania się cen nieruchomości w USA rozpadnie się cała „odwrócona piramida” papierów wartościowych opartych na kredytach hipotecznych i długu^(). Byłem jednym z pierwszych komentatorów, którzy ostrzegali, że obecny kryzys będzie dłuższy i głębszy niż recesje, które pamiętamy z przeszłości^(). Jego skutki okazały się jednak jeszcze bardziej druzgocące, niż przewidywałem. Ceny domów spadły mniej więcej o jedną trzecią w stosunku do najwyższych poziomów, wartości na giełdzie – o około dwie piąte. Jeden na ośmiu Amerykanów zalega ze spłatą kredytu hipotecznego albo już został pozbawiony prawa do obciążonej nieruchomości. W USA zlikwidowano ponad siedem milionów miejsc pracy, co stanowi odpowiednik przyrostu miejsc pracy netto w ciągu poprzednich dziewięciu lat. Przewiduje się, że w wyniku spadających dochodów z podatków, rosnących wypłat zasiłków oraz nadzwyczajnych środków podjętych w celu uniknięcia sytuacji z początku lat trzydziestych XX wieku, deficyt państwa w 2009 roku wyniesie ponad 1,75 biliona dolarów, co jest porównywalne do skali deficytu z 1942 roku, rok po ataku na Pearl Harbor. Według specjalnego inspektora generalnego do spraw TARP (Troubled Asset Relief Program), programu ratunkowego dla sektora finansowego wdrażanego przez Ministerstwo Finansów, obecnie całkowita wartość pożyczek, gwarancji i innych zobowiązań publicznych na rzecz sektora finansowego przekracza 23,7 biliona dolarów. Spodziewany jest wzrost stosunku długu publicznego brutto do produktu krajowego brutto z 70 do 100 procent w ciągu zaledwie dziesięciu lat – w dużej mierze za sprawą skutków, jakie kryzys finansowy wywarł na kampanię prezydencką w 2008 roku. Biały Dom objął młody lewicujący demokrata, zagorzały zwolennik wprowadzenia nowego systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla oraz reformy publicznych ubezpieczeń zdrowotnych. Zważywszy na ostatnie zachowania Kongresu, działania te prawdopodobnie jeszcze bardziej zwiększą deficyt.

Mimo że w perspektywie krótkoterminowej jest bardziej prawdopodobne, że globalny kryzys finansowy doprowadzi raczej do deflacji niż inflacji, istnieją powody do obaw o długofalowy wzrost stóp procentowych. Tylko nielicznym państwom udało się przy tak dużym deficycie nie ogłosić niewypłacalności lub uniknąć inflacji^(). Można łatwo oszacować, jaki wpływ na stabilność amerykańskich finansów publicznych będzie miało choćby nieznaczne podniesienie stóp procentowych. Nawet rządowe prognozy budżetowe przewidują wzrost stosunku spłacanych odsetek do całkowitych przychodów z 7 procent w 2010 roku do 16 procent sześć lat później. Jeśli jednak średnie oprocentowanie długu publicznego wzrośnie zaledwie o jeden punkt procentowy, do 2014 roku spłata odsetek pochłonie 20 procent wszystkich przychodów. Będzie jeszcze gorzej, jeżeli – co również wydaje się prawdopodobne – wzrost gospodarki będzie wolniejszy, niż to przewiduje nowa administracja. (Dokument budżetowy zakłada wzrost rzeczywistego PKB o 3,2 procent w 2010 roku, 4 procent w 2011 roku i 4,6 procent w 2012 roku, co wydaje się bardzo optymistyczną prognozą, biorąc pod uwagę możliwy wpływ niższych cen aktywów i nadmiernego zadłużenia na konsumpcję). W wywiadzie udzielonym na początku lata 2009 roku doradca ekonomiczny prezydenta Obamy Lawrence Summers powiedział: „Prezydencki budżet zawiera szereg propozycji wprowadzenia długoterminowej dyscypliny fiskalnej. Zahamowanie wzrostu zadłużenia stanowi główny cel rządowych propozycji reformy systemu opieki zdrowotnej”. Nawet jeśli jest możliwe przeprowadzenie reformy służby zdrowia bez zwiększania deficytu, Biuro Budżetowe Kongresu i tak spodziewa się, że w 2020 roku deficyt budżetowy wyniesie 7 procent PKB^(). Mówiąc wprost: Stany Zjednoczone są na drodze do ruiny podatkowej.

Rosnący kryzys zadłużenia ma niewątpliwie strategiczne znaczenie. Ponieważ koszty kryzysu finansowego wymuszają zwiększenie wydatków przeznaczanych na spłatę odsetek lub wypłatę świadczeń społecznych, redukcja środków na cele militarne wydaje się nieuchronna. Przy tym pamięć o wydarzeniach z 15 września (upadek banku Lehman Brothers w 2008 roku) jest o wiele świeższa niż o 11 września (ataki terrorystyczne w 2001 roku), więc i apetyt społeczeństwa na zagraniczne wojny pozostaje obecnie na najniższym poziomie od wczesnych lat siedemdziesiątych XX wieku. Obecną sytuację w Stanach Zjednoczonych można bez przesady porównać z sytuacją Wielkiej Brytanii z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia: kraju przygniecionego długami, ospałego i znużonego wojnami toczonymi w odległych miejscach. Już teraz wielu zagranicznych inwestorów patrzy na dolara równie podejrzliwie, jak pięćdziesiąt lat temu patrzono na funta. W odróżnieniu od diamentów międzynarodowe rezerwy walutowe nie trwają wiecznie.

Nie ulega wątpliwości, że kryzys finansowy dotknął niektóre kraje jeszcze bardziej niż Stany Zjednoczone. W Japonii, Niemczech i Wielkiej Brytanii spadek PKB jest większy niż w USA. Załamanie handlu globalnego w 2008 roku i na początku 2009 uderzyło w eksportujące gospodarki azjatyckie o wiele mocniej niż w Amerykę. Z kolei powrót niestabilności na rynki finansowe okazał się znacznie gorszy dla wschodzących rynków w Europie Wschodniej. W rzeczywistości w szczytowym momencie kryzysu finansowego (wrzesień 2008–marzec 2009) dolar umacniał się w miarę, jak niechętni ryzyku inwestorzy przerzucali się na płynne instrumenty dolarowe, a przestraszeni dłużnicy usiłowali spłacać zobowiązania w dolarach. Z geopolitycznego punktu widzenia relatywnie większe problemy innych nie są jednak szczególnie dobrą informacją dla Stanów Zjednoczonych. O dziwo, kryzys najbardziej dotknął gospodarki państw sprzymierzonych z Ameryką. Jednocześnie, w momencie kiedy piszę te słowa, najszybciej rozwijającą się gospodarką jest gospodarka Chińskiej Republiki Ludowej.

W ostatnim rozdziale Kolosa po raz pierwszy przedstawiłem teorię „Chimeryki” – symbiotycznego związku między Chinami i Ameryką leżącego u podstaw globalnej ekonomii w ostatniej dekadzie. W 2004 roku nowością było ukazanie „symetrii pomiędzy skłonnością Amerykanów do konsumowania a chińską skłonnością do oszczędzania” oraz rosnącej tendencji Ameryki do polegania na chińskich rezerwach jako źródle zewnętrznego finansowania. Kończąc rozdział, wyraziłem obawę, że pewnego dnia wydarzy się coś, co spowoduje „zmianę obecnego stanu równowagi w coś zupełnie innego”. Teraz już wiemy, o jakie wydarzenie chodzi. Globalny kryzys finansowy mocno nadwyrężył stosunki chińsko-amerykańskie. Ostatnio niemal nie ma tygodnia, żeby jakiś chiński urzędnik nie ostrzegał o niebezpieczeństwach amerykańskiej rozrzutności, jednocześnie promując pomysł, aby coraz bardziej niepewnego dolara zastąpić nową walutą międzynarodową. Amerykański sekretarz skarbu Timothy Geithner, przebywając z wizytą w Chinach w lipcu 2009 roku, został wyśmiany przez studentów Uniwersytetu Pekińskiego, kiedy przekonywał ich, że „chińskie aktywa są bardzo bezpieczne”. Zdaniem Li Lianzhonga, szefa departamentu ekonomicznego Komunistycznej Partii Chin, „USA drukują dolary na masową skalę, a to, zgodnie z prawami ekonomii, nie pozostawia wątpliwości, że dolar osłabnie”^().

W której części Kolosa najbardziej się pomyliłem? Odpowiedź jest oczywista: w prognozach cen ropy naftowej. W tabeli zamieszczonej w rozdziale ósmym zaproponowałem trzy scenariusze przyszłych zysków z irackich pól naftowych: w jednym – cena baryłki ropy utrzymuje się na poziomie 30 dolarów, w drugim – spada do 25 dolarów (cena z 2001 roku), a w trzecim – spada do 15 dolarów (jak w 1998 roku). W ogóle nie przewidziałem gwałtownego wzrostu cen ropy naftowej, a w zasadzie cen wszystkich towarów, do jakich doszło w latach 2005–2008, kiedy baryłka kosztowała ponad 130 dolarów. Nie doceniłem wpływu „boomu Chimeryki” nie tylko na ceny aktywów amerykańskich, lecz także na światowe ceny towarów. (Jak na ironię nie miało to znaczenia dla wyników moich obliczeń, ponieważ jednocześnie przeszacowałem wielkość wydobycia ropy naftowej w Iraku. Przez to, że ceny okazały się o wiele wyższe, a wydobycie znacznie niższe, rzeczywiste zyski znalazły się w przewidywanym przeze mnie zakresie).

W innych, ważniejszych sprawach, książka jak na razie przetrwała próbę czasu. Spośród państw, które uwolniły się spod komunistycznych rządów w końcówce lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, Polska jest jednym z najbardziej zaangażowanych w gospodarcze i militarne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi. Dlatego też polecam polskim czytelnikom tę książkę, która przedstawia portret ich sojusznika, i która – jak niemal żadna inna praca poświęcona amerykańskiemu „imperializmowi” – jest w istocie przychylna Stanom Zjednoczonym. Moją motywacją do jej napisania nie było szydzenie z obdarzonego zbyt wielką władzą Wuja Sama, ale pokazanie, jak lepsze zrozumienie własnej historii oraz historii innych imperiów może pomóc uczynić z niego mniej niezdarnego Kolosa.

Cambridge, Massachusetts

1 sierpnia 2009 roku
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: