Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kradzież historii - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kradzież historii - ebook

Przedmiotem niniejszej książki jest to, jak Europa skradła dzieje Wschodu, narzucając swoją własną wersję przestrzeni oraz czasu historycznego (zasadniczo chrześcijańską) reszcie świata eurazjatyckiego.

(fragment Zakończenia)

Książka Jacka Goody’ego jest wspaniałą syntezą dotychczasowych zmagań myśli intelektualnej Zachodu z samym sobą i kulturowym zewnętrzem, które od XVI wieku określało kontynentalną tożsamość i naukę tej części świata. Goody prowokująco podważa przekonanie, że Europejczycy zawsze byli w awangardzie najbardziej istotnych wynalazków kulturowych, które później jedynie – na drodze dyfuzji – rozprzestrzeniły się w drugim i trzecim świecie.

(fragment recenzji prof. Wojciecha Józefa Burszty)

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-01-17664-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Wcześniejsze wersje rozdziałów niniejszej książki zaprezentowałem na konferencjach: na temat Eliasa w Moguncji, na temat Braudela (i Webera) w Montrealu i Berlinie, na temat wartości na konferencji UNESCO w Aleksandrii, na temat historii powszechnej podczas seminarium z historii porównawczej w Londynie, na temat miłości podczas konferencji zorganizowanej przez Luisę Passerini na wydziale indologii Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Waszyngtonie, w American University w Bejrucie, w Institute of Advanced Studies w Princeton oraz, w szerszym wymiarze, w ramach Cultural Studies Programme Uniwersytetu Bilgi w Stambule.

W swym przedsięwzięciu – jednym z tych, których baliby się podjąć nawet aniołowie – będącym tworem la pensée sauvage raczej niż la pensée domestiquée, a zarazem związanym z wieloma moimi wcześniejszymi zainteresowaniami, byłem w wielkim stopniu wspierany i wspomagany przez przyjaciół, zwłaszcza Juliet Mitchell (nie tylko intelektualnie, ale i moralnie), Petera Burke’a, Chrisa Hanna, Richarda Fishera, Joego McDermotta, Dicka Whittakera oraz wielu innych, nie wyłączając mego syna Lokamitry. Jestem również ogromnie wdzięczny za pomoc, jakiej udzielili mi Susan Mansfield (organizacja), Melanie Hale (komputer), Mark Offord (komputer, redakcja), Manuela Wedgwood (redakcja) oraz Peter Hutton (księgozbiór).Wstęp

Tytuł „kradzież historii” odnosi się do przejęcia historii przez Zachód. Przeszłość jest konceptualizowana oraz przedstawiana w zgodzie z tym, co wydarzyło się na prowincjonalną miarę Europy – nierzadko tylko Zachodniej – a następnie narzucana całej reszcie świata. To na tym właśnie kontynencie wynaleziono jakoby wiele wartościowych instytucji: „demokrację”, „kapitalizm” rynkowy, wolność czy indywidualizm. Jednak instytucje takie można odnaleźć wśród wielu ludzkich społeczeństw. Moim zdaniem to samo można powiedzieć o pewnych emocjach, na przykład miłości (czy miłości romantycznej), nierzadko postrzeganej jako zjawisko, które narodziło się tylko w Europie w XII w. i było nieodłączne od modernizacji świata zachodniego (a mówiąc konkretniej, rodziny miejskiej).

Widać to jasno, gdy przyjrzymy się ujęciu wybitnego historyka Trevora-Ropera w jego książce The Rise of Christian Europe (Powstanie chrześcijańskiej Europy). Uznaje on Europę za wyróżniającą się od czasu renesansu (choć inni historycy komparatyści powiedzieliby, że ta przewaga datuje się od wieku XIX). Co więcej jednak, autor uważa osiągnięcia Europy za jej wyłączne wytwory. Choć przewaga ta mogłaby być czasowa, dowodzi:

Nowi władcy świata, kimkolwiek będą, odziedziczą stan rzeczy, który został stworzony przez Europę i wyłącznie przez nią. To właśnie europejskie techniki, europejskie przykłady i europejskie idee wyrwały świat nieeuropejski z okowów jego przeszłości, z okowów barbarzyństwa w przypadku Afryki, z okowów o wiele starszej, powolniejszej, bardziej majestatycznej cywilizacji w przypadku Azji, a historia świata w ostatnich pięciu wiekach to w swym zasadniczym znaczeniu historia Europy. Nie sądzę, by konieczna była dalsza obrona perspektywy eurocentrycznej w badaniach historycznych.

Mimo to twierdzi również, że zadaniem historyka jest „wypróbować : historyk musi zacząć podróżować za granicę, nawet do nieprzyjaznych stron”. Moim zdaniem jednak Trevor-Roper nie dotarł daleko poza Europę, ani w wymiarze konceptualnym, ani empirycznym. Co więcej, przyjmując, że pewna przewaga Europy zaczęła się wraz z renesansem, zakłada on podejście esencjalistyczne, które wiąże osiągnięcia renesansu z faktem, iż chrześcijaństwo miało „w samym sobie źródła nowej i olbrzymiej żywotności”. Niektórzy historycy mogliby uznać przypadek Trevora-Ropera za skrajny, ale, jak zamierzam wykazać, podobne tendencje interpretacyjne – choć w subtelniejszy sposób – zaciążyły na historii zarówno kontynentów, jak i świata.

Po kilku latach, które spędziłem wśród afrykańskich „plemion”, a także w prostym królestwie w Ghanie, dojrzałem do zakwestionowania niektórych pretensji Europejczyków do tego, jakoby to oni „wynaleźli” pewne formy ustrojowe (demokracja), typy więzi (rodzina nuklearna), wymiany (rynek) czy sprawiedliwości – podczas gdy formy te, choćby w postaci embrionalnej, były szeroko rozpowszechnione również gdzie indziej. Pretensje te zostały wcielone do historii, zarówno w jej postaci akademickiej, jak i w dyskursie popularnym. To oczywiste, że w ostatnich czasach Europa miała wielkie osiągnięcia i że należy właściwie je przedstawiać. Nierzadko jednak zawdzięczały one wiele innym kulturom miejskim, na przykład chińskiej. W istocie, rozbieżność między Wschodem a Zachodem, zarówno w wymiarze ekonomicznym, jak i intelektualnym, to – jak pokazano – zjawisko względnie nowe, które może się okazać przejściowe. Mimo to w oczach wielu europejskich historyków dziejowa trajektoria kontynentu azjatyckiego, a właściwie całego świata, naznaczona była przez zupełnie odmienny proces rozwojowy (charakteryzowany, w skrajnych ujęciach, jako „azjatycki despotyzm”). Stanowisko takie jest sprzeczne z moim rozumieniem innych kultur oraz danych archeologicznych (zarówno z okresu przedpiśmiennego, jak i piśmiennego). Jednym z celów niniejszej książki jest spojrzenie na te pozorne sprzeczności poprzez ponowne zbadanie, jak główne przemiany społeczne od ery brązu (ok. 3 tys. lat p.n.e.) zostały opisane przez europejskich historyków. Z takim nastawieniem intelektualnym przystąpiłem do lektury – czy może ponownego odczytania – prac historyków, których dzieło podziwiam, jak Braudel, Anderson, Laslett czy Finley.

W efekcie ujmuję krytycznie sposób, w jaki autorzy ci, a także Marks i Weber, traktowali różne aspekty historii świata. W związku z tym próbowałem wprowadzić także szerszą, porównawczą perspektywę do dyskusji na takie tematy, jak cechy społeczne oraz indywidualne ludzkiego życia, działalność rynkowa i pozarynkowa, demokracja i „tyrania”. To właśnie obszary, na których zachodni uczeni zdefiniowali problematykę historii kultury w ramach raczej wąskich. Gdy jednak badamy starożytność i wczesne stadia rozwoju Zachodu, zaniedbywanie wcześniejszych społeczeństw („małych”), w których specjalizuje się antropologia, jest jednym aspektem zagadnienia. Sprawą o wiele już poważniejszą, która wymaga ponownego przemyślenia nie tylko historii Azji, ale i Europy, jest lekceważenie wielkich cywilizacji Azji czy – w innym wariancie – ich kategoryzacja jako „państw azjatyckich”.

Według Trevora-Ropera, Ibn Chaldun uważał, że cywilizacja na Wschodzie jest o wiele solidniejsza i głębsza niż na Zachodzie. Na Wschodzie istniała „osiadła cywilizacja, która zapuściła tak głębokie korzenie, że mogła trwać pod kolejnymi zdobywcami”. Większość historyków europejskich nie podzielała takiego poglądu.

Stawiana przeze mnie teza to zatem efekt reakcji antropologa (czy socjologa-komparatysty) na „nowoczesną” historię. Jeden problem ogólny, z jakim się borykałem, wynikał z lektury prac Gordona Childe’a i innych badaczy prehistorii, którzy opisywali rozwój cywilizacji epoki brązu w Azji i Europie jako proces zachodzący wzdłuż dość podobnych trajektorii. Dlaczego zatem tak wielu europejskich historyków przyjęło, że od „starożytności” te dwa kontynenty rozwijają się inaczej, czego ostatecznym efektem jest zachodni „wynalazek”, jakim był „kapitalizm”? Jedyna dyskusja na temat wczesnych przyczyn rozbieżności została przeprowadzona w ramach i kategoriach wyznaczonych przez kwestię różnic w rozwoju rolnictwa: agrokulturę opartą na nawadnianiu w niektórych regionach Wschodu przeciwstawiono systemom polegającym na opadach deszczu, właściwym dla Zachodu. W rozważaniach tych zlekceważono liczne podobieństwa wyrastające z epoki brązu, a związane z kulturą pługa, wykorzystaniem zwierząt pociągowych, rzemiosłem miejskim oraz innymi specjalizacjami, do których można zaliczyć rozwój pisma oraz wynikające z niego systemy wiedzy, jak również wiele innych pożytków z piśmienności, o których mówię w książce The logic of writing and the organisation of society (1986).

Uważam, że błędem jest ujmowanie sprawy wyłącznie w kategoriach dość niewielkich różnic w sposobach produkcji, podczas gdy obserwujemy tak wiele podobieństw nie tylko w gospodarce, ale i w metodach komunikacji oraz środkach destrukcji, włączając w to – od pewnego momentu – użycie prochu strzelniczego. Wszystkie te podobieństwa, również w strukturze rodziny czy w ogóle kulturze, zostały odsunięte na bok na korzyść hipotezy „orientalnej”, kładącej nacisk na różnicę trajektorii historycznej między Wschodem a Zachodem.

Liczne podobieństwa między Europą i Azją pod względem sposobów produkcji, komunikacji czy prowadzenia walki stają się jeszcze bardziej widoczne, gdy porównamy je z Afryką, a bywają nierzadko przeoczane, gdy bezkrytycznie i nieróżnicująco stosuje się pojęcie „Trzeciego Świata”. Mówiąc bardziej szczegółowo, niektórzy badacze nie dostrzegają faktu, że Afryka polegała w znacznej mierze na rolnictwie motykowym, a nie pługowym i skomplikowanym nawadnianiu. Nigdy nie nastąpiła w niej rewolucja miejska epoki brązu. Niemniej kontynent ten nie był w izolacji, w królestwach Asante i Zachodniego Sudanu wydobywano złoto, które wraz z niewolnikami wysyłano przez Saharę w rejon Morza Śródziemnego, gdzie miało swój udział w wymianie towarów orientalnych w andaluzyjskich i włoskich miastach. W zamian Italia słała weneckie paciorki, jedwab oraz indyjską bawełnę. Czynny rynek luźno wiązał gospodarkę motykową, z jednej strony z początkującym rynkowym „kapitalizmem” oraz zależnym od opadów deszczu rolnictwem południowej Europy, a z drugiej strony z miejską, manufakturową gospodarką Wschodu i jego rolnictwem irygacyjnym.

Oprócz tych powiązań między Europą a Azją oraz różnic pomiędzy modelem eurazjatyckim a afrykańskim uderzające są też pewne podobieństwa w strukturach rodziny i pokrewieństwa w największych społeczeństwach Azji i Europy. W przeciwieństwie do „kosztu panny młodej” (czy może lepiej: „panny młodej jako dobra”), charakterystycznego dla Afryki, gdzie rodzina pana młodego przekazywała rodzinie panny młodej dobra lub usługi, w Europie i Azji dostrzegamy zjawisko przypisania własności rodziców do córek, czy to w drodze spadku, czy posagu. To podobieństwo Europy i Azji stanowi cząstkę szerszego podobieństwa instytucji i postaw, jakie może być źródłem pewnych zastrzeżeń wobec moich kolegów zajmujących się historią rodziny i demografii, którzy ze wszystkich sił starali się i wciąż starają dowieść specyfiki „europejskiego” wzoru małżeństwa, obecnego w Anglii od XVI w., i powiązać tę specyfikę – czasem nie wyrażając tego wprost – z unikalnością rozwoju „kapitalizmu” zachodniego. Powiązanie to wydaje mi się wątpliwe, nacisk zaś na różnicę między Zachodem a całą resztą świata uważam za etnocentryzm. Twierdzę, że chociaż większość historyków próbuje uniknąć etnocentryzmu (jak również teleologii), rzadko im się to udaje, głównie z powodu ograniczenia ich wiedzy o „innym” (włączając w to ich własne początki). Ograniczenie to często prowadzi do głoszenia niedających się utrzymać sądów, które – wprost lub nie wprost – zakładają unikalność Zachodu.

Im bliżej poznawałem inne oblicza kultury eurazjatyckiej, im dłużej obserwowałem Indie, Chiny i Japonię, tym lepiej rozumiałem, że socjologia i historia wielkich państw czy „cywilizacji” Eurazji powinna traktować je jako różne warianty tego samego. Ale takie pojęcia jak azjatycki despotyzm, azjatycka wyjątkowość, odmienna racjonalność czy w ogóle „kultura” sprawiają, że postulowane ujęcie jest niemożliwe. Uniemożliwiają one „racjonalne” badania i porównania, odsyłając nas do kategorycznych rozróżnień: Europa przeszła drogę od starożytności przez feudalizm do kapitalizmu, podczas gdy oni (wszyscy inni) – nie przeszli. Oczywiście, istnieją pewne różnice. Potrzeba jednak bardziej skrupulatnej pracy porównawczej zamiast czarnobiałego kontrastowania Wschodu i Zachodu, które ostatecznie zawsze wychodzi na korzyść tego ostatniego.

Chciałbym już na początku poczynić kilka uwag analitycznych, wydaje mi się bowiem, że ich zlekceważenie jest po części przyczyną naszych obecnych trudności. Po pierwsze, jest naturalną skłonnością badacza, by organizować doświadczenie, zakładając, że podmiot tego doświadczenia znajduje się w centrum – czy będzie to indywiduum, grupa czy społeczność. Jedną z postaci, jakie może przyjąć ta postawa, jest to, co nazywamy etnocentryzmem. Nie jest niczym zaskakującym, że charakteryzował on również Greków i Rzymian, tak jak każdą inną społeczność. Wszystkie ludzkie wspólnoty wykazują pewną miarę etnocentryzmu, który stanowi po części warunek osobowej oraz społecznej tożsamości ich członków. Etnocentryzm, którego dwoma wariantami są eurocentryzm oraz orientalizm, nie jest zaburzeniem czysto europejskim: Indianie Navaho z amerykańskiego Południowego Zachodu, którzy nazywają samych siebie „ludźmi”, są również nań podatni. Podobnie rzecz się ma z Żydami, Arabami czy Chińczykami. Dlatego właśnie, choć zdaję sobie sprawę, że etnocentryzm występuje w różnym natężeniu, raczej nie przyjmuję argumentacji, która umieszcza narodziny tego typu uprzedzeń w latach 40. XIX w., jak czyni Bernal w odniesieniu do starożytnej Grecji, czy w XVII i XVIII w., jak mówi Hobson odnośnie do Europy, ponieważ skraca ona historyczną perspektywę i czyni coś szczególnego z czegoś znacznie bardziej ogólnego. Starożytni Grecy nie byli wielkimi miłośnikami „Azji”; Rzymianie dyskryminowali Żydów.

Etnocentryzm kierował się różnymi racjami. Żydzi upatrywali ich w argumentach religijnych. Rzymianie kładli nacisk na bliskość stolicy i cywilizacji. Współczesna Europa wskazuje na swoje osiągnięcia i sukcesy w XIX w. Tak więc ukryte etnocentryczne zagrożenie polega na tym, że jesteśmy eurocentryczni w rozważaniu etnocentryzmu – to pułapka, w którą często wpadają studia postkolonialne i postmodernizm. Skoro jednak Europa nie wymyśliła miłości, demokracji, wolności czy kapitalizmu rynkowego – co będę starał się wykazać – nie wymyśliła również etnocentryzmu.

Jednak problem eurocentryzmu jest o tyle poważniejszy, że partykularny obraz świata powstały w starożytnej Europie, a wzmocniony przez autorytet szeroko rozpowszechnionego greckiego systemu pisma alfabetycznego, został przyswojony i wchłonięty przez europejski dyskurs historiograficzny, przekształcając się w pozornie naukową interpretację jednego wariantu tego, co wspólne. Pierwsza część niniejszej książki skupia się na analizie tego zjawiska w odniesieniu do podziału dziejów i chronologii historii.

Po drugie, ważne jest, byśmy zrozumieli, jak doszło do powstania idei radykalnej rozbieżności rozwoju historycznego Azji i Europy (sprawę tę rozważę głównie w związku ze starożytnością). Pierwotny eurocentryzm został wzmocniony za sprawą późniejszych wydarzeń w Europie: jej światowej dominacji w rozmaitych sferach, którą często postrzegano jako niemal przyrodzoną. Od początku XVI w. Europa zdobyła dominującą pozycję w świecie, częściowo dzięki ruchowi odrodzenia oraz dzięki postępom w uzbrojeniu i nawigacji, które pozwoliły jej odkrywać i zasiedlać nowe obszary, a także rozwijać handel, podobnie jak zastosowanie druku przyczyniło się do rozwoju nauki. Pod koniec XVIII w., wraz z rewolucją przemysłową, osiągnęła ona w zasadzie ogólnoświatową dominację ekonomiczną. W kontekście zaś dominacji, gdziekolwiek by ona wystąpiła, etnocentryzm nabiera bardziej agresywnego charakteru. „Inne rasy” automatycznie stają się „niższymi rasami” i wielu europejskich uczonych (czasem w tonie rasistowskim, ale częściej przyjmując, że wyższość ma charakter raczej kulturowy niż naturalny) fabrykowało powody, dla których tak właśnie być powinno. Niektórzy twierdzili, że to Bóg – chrześcijański czy też protestancki – tak właśnie chce. Wielu twierdzi tak do tej pory. Liczni autorzy podkreślali, że należy wyjaśnić przyczyny europejskiej dominacji. Ale wyjaśnienia oparte na długofalowych czynnikach przyrodzonych – czy to rasowych, czy kulturowych – nie są satysfakcjonujące nie tylko teoretycznie, ale i empirycznie, rozbieżność bowiem nastąpiła późno w historii. Powinniśmy też być ostrożni w interpretowaniu historii na sposób teleologiczny, tzn. patrząc na przeszłość z punktu widzenia teraźniejszości i projektując obecną przewagę na wcześniejsze czasy, z użyciem pojęć bardziej „spirytualistycznych” niż wydaje się to uzasadnione.

Prostą linearność modeli teleologicznych, które biorą w nawias wszystko, co nieeuropejskie jako pozbawione okresu starożytnego, a zarazem wtłaczają europejską historię w wątpliwe ramy narracji o progresywnych przemianach dziejowych, należy zastąpić historiografią o bardziej elastycznym podejściu do periodyzacji, która nie będzie zakładać unikalnej roli Europy w świecie przednowoczesnym i która powiąże historię Europy ze wspólną kulturą miejskiej rewolucji ery brązu. Powinniśmy spojrzeć na kolejne historyczne przemiany w Eurazji w kategoriach dynamicznego zbioru cech i relacji pozostających w ciągłych i wielorakich interakcjach, związanych zwłaszcza z działalnością rynkową („kapitalistyczną”), polegającą zarówno na wymianie dóbr, jak i idei. W ten sposób możemy ująć rozwój społeczny w szerszych ramach, jako interaktywny i ewolucyjny w społecznym sensie tego terminu, nie zaś w kategoriach ideologicznie zdeterminowanej chronologii zdarzeń czysto europejskich.

Po trzecie, historia świata została zdominowana przez takie kategorie, jak „feudalizm” i „kapitalizm”, które zostały wprowadzone przez historyków – zawodowców i amatorów – mających na myśli Europę. Znaczy to, że ta „postępowa” periodyzacja została wypracowana na potrzeby wewnętrzne, w celu przedstawienia szczególności europejskiej trajektorii na tle reszty świata. Nie ma zatem trudności z wykazaniem, że feudalizm jest z istoty europejski, nawet jeśli niektórzy uczeni, jak Coulbourn, czynili próby podejścia komparatystycznego, zawsze wychodząc od zachodnioeuropejskiej bazy i do niej powracając. Z punktu widzenia socjologicznego nie tak powinno wyglądać porównanie. Jak już sugerowałem, należy zacząć od takich cech, jak użytkowanie gruntów, a następnie skonstruować tabelę (grid) ich własności różnego rodzaju.

Finley pokazuje na przykładzie niewolnictwa, że badanie różnic w sytuacjach historycznych jest bardziej owocne dzięki użyciu takiej właśnie tabeli. Definiuje on związki pomiędzy pewną liczbą rodzajów służby, takich jak poddaństwo, dzierżawa i zatrudnienie, zamiast odwoływać się do kategorycznego rozróżnienia, na przykład na pana i niewolnika, pomijającego wszystkie możliwe gradacje. Podobna trudność dotyczy posiadania ziemi, często bardzo nieprecyzyjnie klasyfikowanego bądź jako „własność indywidualna”, bądź „komunalna”. Sformułowana przez Maine’a koncepcja „hierarchii praw” współistniejących w tym samym czasie i dystrybuowanych na różnych poziomach społeczeństwa (pewien rodzaj tabeli) pozwala nam uniknąć tego typu mylących opozycji i badać sytuacje ludzi w sposób subtelniejszy i bardziej dynamiczny. W ten sposób możemy analizować różnice między, powiedzmy, Europą a Turcją, nie wdając się przedwcześnie w ogólnikowe i mylące sądy w rodzaju tego, że „w Europie był feudalizm, a w Turcji nie”. Jak ukazał Mundy i inni, Turcja doświadczyła czegoś, co w jakimś stopniu przypominało europejską formę feudalizmu. Używając tabeli, możemy zatem zapytać, czy różnice były wystarczające, by – jak przypuszczało wielu badaczy – miały konsekwencje dla dalszego rozwoju świata. Nie trzeba już odwoływać się do monolitycznych pojęć sformułowanych w sposób niewłaściwy dla studiów socjologicznych i porównawczych.

Sytuacja historii globalnej uległa wielkim zmianom, odkąd po raz pierwszy zająłem się tym tematem. Pewna liczba badaczy, zwłaszcza zaś geograf Blaut, wskazała na zakłócenia obrazu, do jakich przyczynili się eurocentryczni historycy. Ekonomista Gunter Frank radykalnie zmienił zdanie w kwestii „rozwoju” i wezwał nas do reorientacji naszego spojrzenia na Orient, do ponownej oceny Wschodu. Sinolog Pomeranz stworzył uczone podsumowanie tego, co nazwał Wielkim Rozwidleniem (Great Divergence) między Europą a Azją, ukazując, że wystąpiło ono wyłącznie na początku XIX w. – wcześniej w kluczowych sferach stan rzeczy był porównywalny. Politolog Hobson napisał ostatnio studium porównawcze na temat tego, co sam określił „wschodnimi źródłami cywilizacji zachodniej” (The Eastern Origins of Western Civilisation), próbując ukazać prymat wpływów wschodnich. Jest również fascynująca praca Fernandeza-Armesto na temat historii głównych państw Eurazji, traktowanych jak równe sobie w ciągu ostatniego tysiąca lat. Także rosnąca liczba badaczy renesansu, jak historyczka architektury Deborah Howard czy historyk literatury Jerry Brotton, podkreśla istotną rolę, jaką odegrał Bliski Wschód. Historycy nauki i techniki również poświęcają coraz więcej uwagi temu, jak wielki był wpływ Wschodu na późniejsze zdobycze Zachodu na tych polach.

Moim celem jest ukazać nie tylko to, jak Europa po prostu zlekceważyła historię reszty świata czy nie doceniła jej, czego skutkiem była błędna interpretacja jej własnej historii, ale i to, jak narzuciła własne koncepcje i okresy historyczne, wypaczając nasze rozumienie Azji w sposób, który naznacza zarówno przeszłość, jak i przyszłość. Nie mam zamiaru napisać od nowa historii ludów i ziem Eurazji: interesuje mnie przekształcenie naszego oglądu jej rozwoju od tak zwanych czasów klasycznych, a jednocześnie powiązanie Eurazji z resztą świata w próbie ukazania, że przekierowanie dyskusji na temat historii powszechnej w ogóle byłoby owocne. Ograniczyłem moje rozważania do Starego Świata oraz Afryki. Inni moi koledzy, zwłaszcza Adams, dokonali porównania Starego i Nowego Świata na przykład pod względem urbanizacji. Tego rodzaju rozważania prowadzą do kolejnych kwestii, jak choćby rola handlu i komunikacji między Starym a Nowym Światem w rozwoju cywilizacji, ale również wymagają – co oczywiste – położenia większego nacisku na wewnętrzną ewolucję społeczną niż na wymianę handlową czy innego rodzaju dyfuzje, ze wszystkimi istotnymi konsekwencjami dla wszelkiej teorii rozwoju, jakie mogą z tego wynikać.

Moje najogólniejsze zamierzenie podobne jest do tego, jakie przedsięwziął Peter Burke w badaniach nad renesansem, z tym że zaczynam od starożytności. Burke pisze: „Będę starał się przebadać od nowa Wielką Narrację na temat powstania cywilizacji zachodniej”, którą opisuje jako „triumfalną opowieść o zachodnich zdobyczach od Greków aż po dziś dzień, w ramach której renesans stanowi ogniwo w łańcuchu, do którego należy też reformacja, rewolucja naukowa, oświecenie, rewolucja przemysłowa itd.” W przeglądzie najnowszych badań nad odrodzeniem Burke próbuje „spojrzeć na kulturę Europy Zachodniej jak na jedną spośród wielu kultur, współistniejącą i współdziałającą z sąsiednimi, zwłaszcza bizantyńską i muzułmańską, z których obie przecież miały swoje własne «odrodzenia» greckiej i rzymskiej starożytności”.

Niniejsza książka dzieli się na trzy części. W pierwszej skupiam się na ważności europejskiej koncepcji będącej ekwiwalentem arabskiej idei isnad, genealogii społeczno-kulturowej zaczynającej się od starożytności i postępującej przez feudalizm aż do kapitalizmu, a marginalizującej Azję jako kontynent „wyjątkowy”, „despotyczny” czy zacofany. W części drugiej zajmuję się ideami trzech wielkich i bardzo wpływowych badaczy historii, którzy starali się spojrzeć na Europę w jej relacji do reszty świata, ale uprzywilejowali jej rzekomo wyjątkową linię rozwoju. Będą to Needham, który ukazał nadzwyczajne osiągnięcia nauki chińskiej, socjolog Elias, który wyśledził źródła „procesu cywilizacji” właściwego dla europejskiego odrodzenia, oraz wielki historyk basenu Morza Śródziemnego Braudel, który rozważał początki kapitalizmu. Chcę pokazać, że nawet najwybitniejsi historycy, którzy bez wątpienia brzydziliby się ideą historii teleologicznej czy eurocentrycznej, mogą wpaść w jej pułapkę. Ostatnia część książki zajmuje się pretensjami, jakie rości sobie wielu Europejczyków, zarówno uczonych, jak i laików, jakoby to oni właśnie byli strażnikami pewnych cenionych instytucji, jak specyficzny charakter życia miejskiego, uniwersytet czy nawet demokracja, oraz takich wartości jak indywidualizm, a także pewnych typów uczuć, jak miłość (czy romantyczna miłość).

Słyszy się czasem utyskiwania, że ci, którzy krytykują paradygmat eurocentryczny, bywają w swych uwagach zbyt krzykliwi. Starałem się unikać takiego krzykliwego tonu i koncentrować na istocie sprawy w sposób, do jakiego doprowadziły mnie wcześniejsze rozważania. Wszelako głosy z przeciwnej strony są często tak dominujące, tak pewne siebie, że być może zasługujemy na wybaczenie, gdy również nasz rozbrzmiewa zbyt głośno.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: