Kręta droga do nieba - ebook
Kręta droga do nieba - ebook
Czy upadek obrazu Madonny podczas świątecznej procesji jest zwiastunem nieszczęśliwych wydarzeń, które nawiedziły sielską grecka wyspę? Ikona Matki Boskiej Płaczącej z Toros stała się świadkiem wielu zbrodni. Jaką tajemnicę skrywa cerkiew wzniesiona na skalnym urwisku? Czy Klara - policyjny psycholog - pomoże rozwikłać sekrety wyspiarzy? Fabuła książki obmyślona z iście greckim sprytem jest oryginalną intrygą wciągającą czytelnika w dynamiczną i zaskakującą akcję rozgrywającą się wśród malowniczych krajobrazów Grecji.
Nowe, poprawione wydanie powieści obyczajowo-sensacyjnej, która po raz pierwszy ukazała się pod tytułem Tajemnice greckiej Madonny.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65684-37-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Klara – narratorka, hellenistka i policyjny psycholog
Tasos – inspektor Interpolu, młody przystojny Grek wychowany w Londynie, którego problemem jest grecka dusza i anglosaskie przyzwyczajenia
Kostas – komendant miejscowego komisariatu policji; oczywiście, bez komentarza!
posterunkowy Nikos – bardzo sympatyczna postać z tła powieści
Jana i Janis – przyjaciele Klary, para ekscentrycznych i bardzo zamożnych Greków, obiekt nieustających plotek
Anna i Stawros Margaritisowie – właściciele tawerny i rodzice Lakisa Margaritisa, od którego wszystko się zaczęło
Dimitris i Eleni Samarasowie – typowe małżeństwo greckich milionerów, których łączy wielki majątek, a dzieli kolosalna różnica wieku
ojciec Teodor – charyzmatyczny i tajemniczy miejscowy pop
Sotiris – właściciel kawiarni i hotelu, troskliwy opiekun swojego dziadka Waggielisa – dość nijaka postać
Andreas Kotopulos – Niemiec greckiego pochodzenia, wybitny historyk sztuki, wybitnie antypatyczny
dziadek Waggielis – pozornie stary i niedołężny
Tula – gospodyni Klary i przyjaciółka domu, która czasem to wykorzystuje
Ewa i Adam – wyraźnie faworyzowane przez narratorkę rodzeństwo z Polski
Janek i Jurek Kostkowscy – też rodzeństwo i też z Polski
Klaudiusz i Tyberiusz – psy Klary – trochę wredne, ale piękne wielorasowce szczerze znienawidzone przez gangsterówOd Autorki
Kręta droga do nieba jest książką sensacyjną. Tematykę i osadzenie akcji powieści uwarunkował mój długi pobyt w Grecji. Nadałam jej nieco refleksyjny charakter, bo bez przemyśleń i morałów w kraju Sokratesa nie powstają nawet czytanki w podręcznikach szkolnych dla dzieci. No cóż, można się pokusić o tezę, że żartobliwe powiedzenie „nie filozofuj” ma swoją genezę w tamtych rejonach Europy. W swoim debiucie nie ukrywam fascynacji Helladą. Obrazuję greckie zwyczaje i tradycje, a realistyczne opisy Aten można porównać z planem miasta.
Choć pośród pięknych wysp Dodekanezu nie ma Toros i zdarzenia opisane przeze mnie są fikcją literacką, to pierwowzory postaci istnieją w rzeczywistości. Wielu moich greckich przyjaciół, gdyby potrafiło czytać po polsku, rozpoznałoby siebie na kartach tej powieści. Jana, Dimitris i inne osoby, które posłużyły mi za typy charakterologiczne, naprawdę żyją i mieszkają w Grecji. Odegrali w moim życiu niezwykłą rolę i do dzisiaj zajmują w nim ważne miejsce. W pewnym sensie Kręta droga do nieba jest więc pozycją autobiograficzną. Klara i jej postrzeganie rzeczywistości, jakże innej niż Polska, uosabia mnie i moje przemyślenia sprzed wielu lat. Jednak na tym koniec osobistych odniesień. Tak zaczynają się i kończą w mojej twórczości nawiązania do własnego życia. Bohaterka powraca w kolejnych publikacjach, w czasach współczesnych, jako ta sama trzydziestoletnia agentka Interpolu.
Być może docenicie Państwo spowolnione w porównaniu do obecnego tempo życia na Toros, a może przeciwnie – będzie Wam brakować internetu, osobistych komputerów czy komórek. Powieść osadzona w latach osiemdziesiątych XX wieku serwuje bowiem zarówno sensacyjną akcję, jak i codzienne życie wyspiarzy, a w nim święty, prawie boski spokój. Czas odmierza tu bicie dzwonów, a nie częstotliwość zaglądania na Facebooka. Mam nadzieję, że Czytelnicy polubią specyficzny klimat tej książki.Rozdział 1
– Chodźże! Chodźże tutaj! – wrzeszczał ktoś chrapliwie za oknem.
Wyrwana ze snu nie od razu uświadomiłam sobie, gdzie jestem. Od wielu lat wiodłam żywot emigrantki na niewielkiej wyspie zagubionej w otchłaniach Morza Egejskiego. Przełamując senność, wyskoczyłam z drewnianego łoża i rozczochrana jak nieboskie stworzenie wyjrzałam na zewnątrz. Przed domem na wykutych w skale stopniach zatrzymał się osioł. Chudy staruszek w dziurawym słomianym kapeluszu usiłował go zmusić do marszu. To jego okrzyki mnie obudziły, ale zwierzak, prawdę mówiąc, też kwiczał jak zarzynany.
Chociaż było jeszcze wcześnie, dawało się odczuć nadchodzący upał. Zapatrzyłam się w morze. Kochałam ten kraj – gorący klimat, szeleszczący język, wybujałe temperamenty i ciepłe spojrzenia ludzi. Przyzwyczaiłam się z czasem do dzwoniącej w uszach ciszy i upalnych wieczorów przepełnionych śpiewem cykad. Czy w miejscu, gdzie ten wzniosły, prawie boski spokój zdaje się przeznaczeniem, może się wydarzyć coś nieoczekiwanego? Poprawiłam fryzurę, żeby nie burzyć greckiego przeświadczenia o urodzie moich rodaczek, i znów wyglądnęłam na pokwikującego osła. Zwierzak nie ruszył się z miejsca. Solidnie zaparł się kopytami i tępo patrzył przed siebie. Zniechęcony Grek poprawił dziurawy kapelusz, wyciągnął zza pazuchy papierosy i usiadł na kamiennych stopniach.
– No… i dobrze kombinuje. Najważniejsze to zachować spokój. – Z prawdziwą rozkoszą oddawałam się podglądaniu. Ranek przed domem zapowiadał się ciekawie. Przechylona przez parapet zauważyłam w oddali grupę ludzi. Wiatr przywiewał odgłosy kłótni. A to co? Dziwna pora na zbiegowisko, pomyślałam. Czyżbym się przesłyszała, czy chodzi o kolejny cud w cerkwi?
– Matka Boska! Matka Boska płacze! – Głosy wieśniaków stawały się coraz wyraźniejsze. – A właśnie że tak! Po obrazie spływały łzy! – Kobiety przekrzykiwały się piskliwie. – Cud! Ikona znowu jest mokra! To cud! W dodatku Teodor na własne oczy widział, jak Mateńka zapłakała – zarzekał się ktoś.
Miejscowa monotonia czyniła wyspiarzy łasymi na sensacje. Moja senność zniknęła bez śladu. Trawiona ciekawością byłam skłonna zrezygnować ze śniadania i natychmiast wyruszyć do miasteczka.
Przygotowana do wyjścia wkładałam sandały, gdy do drzwi zaczął się ktoś dobijać.
– No, no, co za dzień – mruknęłam i na progu dosłownie wpadłam w objęcia Jany. Jej piwne oczy były pełne niepokoju, a cała postać wyrażała podekscytowanie i napięcie. Jeśli pojawiła się u mnie o tak wczesnej porze, to musiała mieć ważny powód.
Po chwili siedziałyśmy w moim salonie i sączyłyśmy kawę z małych filiżanek. Jana milczała, obserwując morze przez okno.
– Jest piękna – odezwała się wreszcie. Patrzyła na zatokę i górującą nad nią białą cerkiew ze złotą kopułą.
– No, rzeczywiście – przytaknęłam, zerkając to na nią, to na kościółek. – Świątynia jest piękna, ale przecież nie jej uroda jest powodem twojej wizyty. – Obserwowałam Janę i usiłowałam zrozumieć, co się dzieje.
– Wymarzone miejsce dla naszej Madonny – kontynuowała, popadając w zadumę.
– Więc? – wtrąciłam znudzona przydługim wstępem. – Coś się stało?
– Starzy ludzie ostrzegali przed gniewem Przenajświętszej Panienki już w kwietniu. – Zignorowała moje pytanie. Jej twarz spochmurniała jeszcze bardziej, a w oczach pojawił się ten sam strach, z którym do mnie przyszła. Domyśliłam się, że mówi o wizerunku Matki Boskiej Płaczącej z Toros. Bezcenny obraz uświetniał templon1 tutejszej cerkwi. Był dumą i obiektem kultu mieszkańców Dodekanezu.
1 Templon (ikonostas) – przegroda, zbiór ikon oddzielający w cerkwi nawę przeznaczoną dla wiernych od prezbiterium z ukrytym przed ich oczyma ołtarzem.
– Nie pamiętasz procesji wielkanocnej, bo wyjechaliście z Jorgosem do Polski – mówiła przejęta. – Zdarzył się wtedy wypadek, o którym ci wspominałam.
– A tak, tak. Coś sobie przypominam – wtrąciłam, żeby zachęcić ją do kontynuowania. Od kilku miesięcy to zdarzenie było głównym tematem na wyspie. Podczas procesji wielkanocnej wiał silny wiatr i była brzydka pochmurna pogoda. Na oczach uczestników ceremonii mnich niosący osobliwy skarb wyspiarzy potknął się i legendarna ikona omal nie runęła w przepaść. Zatrzymała się na stromym zboczu pełnym kolczastych krzewów. Ocalała, ale w tawernach, kawiarniach i restauracjach mieszkańcy Toros z zabobonnym lękiem wciąż komentowali ten wypadek. Przypominali o licznych objawieniach, cudach i znakach przypisywanych wizerunkowi Matki Boskiej Płaczącej. Oczekiwano, że spełni się zła wróżba, która ponoć zawsze towarzyszyła zakłóceniu spokoju Mateńki. Czyżby znowu chodziło o ten przesąd? Uśmiechnęłam się pobłażliwie do swoich myśli. – Grecy bywają naiwni, ale żeby tak się przejąć zabobonami… – Sondowałam Janę spojrzeniem. Pochyliłam się nad stolikiem, żeby dolać kawy i ukryć ogarniające mnie rozbawienie.
Jakby w odpowiedzi na moje myśli, żachnęła się:
– Za kogo mnie bierzesz? Za histeryczkę? – Zaduma zniknęła bez śladu, a w jej głosie pojawił się gniew. – Dzisiaj nad ranem w cerkwi doszło do tragedii. Na podłodze w zakrystii pop znalazł nieprzytomnego Lakisa Margaritisa. Leżał zakrwawiony kilka metrów od Madonny z Toros. Podobno cudowna ikona roniła łzy. Krążą słuchy, że to była próba zabójstwa – skończyła, unikając mojego spojrzenia.
Poderwałam się z kanapy.
– Jasna cholera! – wyrwało mi się po polsku. – Więc to tak!
Wreszcie skojarzyłam krzyki rozlegające się wcześniej przed moim domem z jej niepokojem. Chociaż Lakis od wielu lat mieszkał w Atenach, a Jana była mężatką, ludzie wciąż o nich plotkowali. Zatargi pomiędzy Janisem – mężem Jany – a jej dawnym narzeczonym były ciągłym tematem plotek na wyspie.
Stałam przed nią z kolejną filiżanką kawy, durną miną i kompletnym zamętem w głowie.
– Przepraszam – wymamrotałam. – Wiadomo, jak do tego doszło?
– Nie. Nikt nic nie wie. – Odruchowo poruszyła głową do góry i w dół, by zaprzeczyć. Dopiero teraz zauważyłam, że jest bardzo blada.
– Jak się o tym dowiedziałaś?
– Moja gospodyni wybrała się rano na przystań po świeże ryby, jak w każdą środę. Przyniosła te sensacje i wciąż lamentuje. Wytrzymać nie można. – Jana wstała i zaczęła nerwowo przemierzać pokój tam i z powrotem. – Dobrze, że chociaż Janis był przez całą noc w domu.
Pokiwałam głową. To zrozumiałe, że w tej sytuacji martwiła się przede wszystkim o niego.
– Nikt nie wie, co tam zaszło. Nie wiadomo, kto to zrobił i o co poszło. – Głos się jej załamał, gdy dodała szeptem: – I czy on jeszcze żyje.
– No pewnie, że żyje! Gdyby było inaczej, już byśmy o tym wiedziały. Wrócisz teraz do siebie, a ja wybiorę się do miasteczka po zakupy. Głowa do góry, spróbuję się czegoś dowiedzieć. – Uśmiechałam się pocieszająco. Z niepokojem obserwowałam jej poszarzałą twarz.