Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krótka historia pijaństwa - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
23 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Krótka historia pijaństwa - ebook

"Krótka historia pijaństwa" śledzi romans ludzkości z alkoholem od pradziejów aż do prohibicji, pokazując, jak na przestrzeni wieków zmieniały się powody spożywania trunków: od religijnych, poprzez seksualne i bojowe, aż po rozrywkowe. Książka odpowiada na ważkie pytania: co ludzie pili, w jakiej ilości i dlaczego. Jest to historia świata w nietrzeźwej, być może lepszej, wersji.

"Ludzkość pije od swych prapoczątków, co autor bez problemu udowadnia. A że pisze o tym lekko i perliście, rzecz czyta się równie ochoczo, jak wychyla kielichy szampana. Bez dwóch zdań to dzieło ożywcze niczym pierwszy wieczorny dżin z tonikiem, mądre jak kieliszek burgunda i klarowne niczym szklaneczka pilznera."

Robert Makłowicz, dziennikarz, pisarz, podróżnik, krytyk kulinarny

"Pierwsza oficjalna biografia alkoholu. Książka dowodzi, że wszyscy pijemy. Pijesz, bo taki twój los. Nie dlatego, że jesteś człowiekiem, bo inne zwierzęta też potrafią narąbać się w pień. Z tą jednak różnicą, że ich z baru nikt na zbity pysk nie wywala. Po tej lekturze jestem przekonany, że świat bez alkoholu wyglądałby zupełnie inaczej. A teraz proszę wybaczyć, idę sobie golnąć."

Robert Motyka, satyryk, kabareciarz, współzałożyciel grupy Paranienormalni

"Książek nie czytam, ale taką to bym może kupił w prezencie szwagrowi. Szwagrowi inteligentowi."

Robert M., bezrobotny mieszkaniec Radomia

Kategoria: Sztuka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5874-1
Rozmiar pliku: 948 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Obawiam się, że tak naprawdę to nie mam pojęcia, czym jest pijaństwo. Tego rodzaju wyznanie może wydać się dziwne u faceta, który przymierza się do napisania historii pijaństwa, ale szczerze mówiąc, gdyby takie błahostki jak nieznajomość tematu miały powstrzymać pisarzy od pisania, księgarnie stałyby puste. A zresztą, jakieś pojęcie mam. Prowadzę rozległe empiryczne badania nad pijaństwem, od kiedy tylko wyrosłem z krótkich spodenek, osiągając wiek czternastu lat. Pochlebiam sobie, że pod wieloma względami uosabiam świętego Augustyna dzisiejszej doby, który to zacny mąż postawił sobie pytanie: „Czymże więc jest czas? Jeśli nikt mnie o to nie pyta, wiem. Jeśli pytającemu usiłuję wytłumaczyć, nie wiem”^(). Zastąpcie „czas” „pijaństwem”, a zobaczycie, jaki ze mnie święty.

Zdaję sobie sprawę z paru zasadniczych faktów natury medycznej. Kilka dżinów z tonikiem osłabi wasz refleks; plus minus kilkanaście boleśnie przypomni, co mieliście na obiad, i utrudni dźwignięcie się na nogi, a nieznana liczba – jaka? wolę nie wiedzieć – was zabije. Ale nie do tego sprowadza się istota pijaństwa (w rozumieniu świętego Augustyna). Jedno jest pewne: gdyby przybysz z kosmosu zapukał do moich drzwi i zapytał, dlaczego ludzie na tej przedziwnej planecie wytrwale piją alkohol, nie usłyszałby: „Ach, to tylko po to, żeby osłabić sobie refleks. Zasadniczo chodzi o to, żebyśmy nie stali się za dobrzy w ping-ponga”.

Zwykle w tym miejscu jest wyciągana na światło dzienne inna obiegowa bujda: alkohol zmniejsza zahamowania. Nic nie może być dalsze od prawdy. Kiedy zaleję pałę, wyczyniam najprzeróżniejsze rzeczy, które wcale mnie nie kręcą, kiedy jestem trzeźwy. Mogę godzinami rozmawiać z ludźmi, których na trzeźwo uznałbym za śmiertelnych nudziarzy. Pamiętam, jak raz wychyliłem się z okna mieszkania w Camden Town, wymachiwałem krucyfiksem i nakłaniałem przechodniów do żałowania za grzechy. Nie jest to coś, o czego robieniu marzę na trzeźwo, i tylko brak mi odwagi.

Poza tym niektóre skutki alkoholu wcale nie są spowodowane przez alkohol. Nic prostszego jak zaserwować ludziom piwo bezalkoholowe, nie zdradzając, że jest zeroprocentowe. Potem wystarczy się zaczaić i spisywać wyczyny pijących. Socjologowie płatają tego figla na okrągło, uzyskując niezmienne i wymowne wyniki. Tak więc po pierwsze, uważajcie na socjologa w barze; miejcie na niego oko. Jeśli w waszej kulturze jest przyjęte, że alkohol prowadzi do agresywności, staniecie się agresywni. Jeśli każe wam wierzyć, że prowadzi do wzmożonej pobożności, nie ma takiej religii, która nie stałaby się wam droga. To nawet może się zmienić z popijawy na popijawę. Kiedy przewrotny socjolog ogłosi, że bada wpływ wódy na libido, wszyscy staną się niepomiernie popędliwi płciowo; jak powie, że chodzi o śpiewanie, wszyscy nagle się rozśpiewają.

Ludzie nawet zmieniają zachowanie zależnie od rodzaju trunku, który w swoim mniemaniu wchłaniają. Chociaż aktywny składnik – etanol – jest identyczny, ludzie zmieniają zachowanie zależnie od pochodzenia napitku i kulturowych skojarzeń, które budzi. Anglicy po kilku kufelkach piwa najprawdopodobniej staną się agresywni, ale daj im wina – które jest kojarzone z wytwornością i Francją – a staną się powściągliwi, uprzejmi i w krańcowych sytuacjach przywdzieją berety. To dlatego mamy piwną żulię, ale brak wermutowych wandali i camparilubnych nonkonformistów.

Niektórzy się zżymają na takie twierdzenia. Upierają się, że alkohol wyzwala właśnie takie zachowania, jakich nie znoszą – powiedzmy, przemoc. Jeśli im się wykaże, że są kultury, w których alkohol jest zakazany, a gdzie mimo to króluje przemoc, chrząkają – nawet nie z wyższością, ale ze wzgardą. Jeśli zaś im wykażę, a mogę, że piję hektolitry więcej od większości, ale od ósmego roku życia (zanim jeszcze kropla znietrzeźwiającego napoju zrosiła moje sławiące pokój wargi) nikomu nie przyłożyłem, cedzą przez zęby: „No tak, ale co z innymi?”. To zawsze inni, niech ich szlag – piekło to inni. Ale większość potrafi popijać przez całe milutkie, kolacyjne przyjęcie, ani raz nie dziurawiąc widelcem biesiadnika po prawej.

Jednak gdyby zdarzyło się nieprawdopodobne i zostalibyście nagle przeniesieni w inny czas i miejsce, starożytny Egipcjanin zapewne byłby bardzo zaskoczony, że piliście nie po to, aby dostąpić wizji bogini Hathor – przecież w s z y s c y tak robią. A szaman z neolitu zachodziłby w głowę, dlaczego nie komunikowaliście się z przodkami. Członek ludu Suri z Etiopii zapewne spytałby, dlaczego jeszcze nie zabraliście się do pracy. Tym właśnie zajmuje się lud Suri, kiedy pije; jak głosi powiedzenie: „Tam gdzie nie ma piwa, nie ma pracy”. Tak, formalnie biorąc, trafiamy przypadkiem na zjawisko zwane piciem w fazie przejściowej; picie wyznacza przechodzenie od jednego etapu dnia do drugiego. W Anglii pijemy, bo skończyliśmy pracę, lud Suri pije, bo ją zaczął.

Innymi słowy, kiedy Margaret Thatcher zmarła, nie została pochowana z całym jej szkłem i barkiem, przy którym wysiada najbliższy spożywczy. I uważamy, że to normalne. Więcej, uważalibyśmy za dziwne, gdyby było odwrotnie. Ale to my jesteśmy dziwni, szurnięci, my jesteśmy ekscentrykami. Przez większość znanej historii polityczni przywódcy byli chowani ze wszystkim, czego wymaga dobra, obficie zakrapiana stypa. Potwierdza to cała droga wstecz aż do króla Midasa, przeddynastycznego Egiptu, szamanów starożytnych Chin i, oczywiście, wikingów! Nawet ci, którzy dawno temu wydali ostatnie tchnienie, od czasu do czasu lubią się narąbać. Spytacie kenijskie plemię Tiriki, które odwiedza groby przodków i na wszelki wypadek polewa je piwem.

Pijaństwo jest niemalże uniwersalne. Chlano niemal w każdej kulturze na świecie. Te jedyne ludy, które od chlania stroniły – w Ameryce Północnej i Australii – skolonizowali ci, którzy nie wylewali za kołnierz. W każdej epoce i każdym miejscu picie ma inny sens. Służy świętowaniu, rytuałowi, jest wymówką, żeby komuś przyłożyć, umożliwia podjęcie decyzji lub podpisanie umowy i ułatwia tysiąc innych przedziwnych praktyk. Kiedy starożytni Persowie musieli podjąć ważną polityczną decyzję, rozpatrywali ją dwa razy: po pijaku i na trzeźwo. Jeśli dochodzili do identycznych wniosków, przystępowali do działania.

O tym jest ta książka. Nie o alkoholu jako takim, ale o pijaństwie, zasadzkach, jakie stwarza, i o jego bogach. Od Ninkasi, sumeryjskiej bogini piwa, po czterysta pijanych królików z kraju Azteków.

Nim zaczniemy, wypada poczynić kilka uwag. Po pierwsze, to k r ó t k a historia. Pełna historia pijaństwa byłaby pełną historią ludzkości i wymagałaby stosów papieru. Zamiast się z nią mocować, zdecydowałem się wybrać pewne momenty i zobaczyć, jak ludzie upijali się na całego. Jak było w saloonie na Dzikim Zachodzie, w średniowiecznej piwiarni lub podczas starogreckiego sympozjonu? Kiedy dziewczynę w starożytnym Egipcie naszła chętka na kilka głębszych, co dokładnie robiła? Oczywiście, każdy wieczór bywa inny, ale można wyrobić sobie niezłe, chociaż nie do końca jasne pojęcie.

Księgi historii lubią nam opowiadać, że taki a taki się upił, ale nie podają dokładnego przebiegu zdarzenia. Kiedy nastąpiło? Kto brał w nim udział? O jakiej porze dnia? Pijaństwo zawsze miało swoje zasady, ale rzadko je uwieczniano. Na przykład, w dzisiejszej Wielkiej Brytanii absolutnie wszyscy wiedzą, że chociaż nie ma takiego prawa, nie pije się przed południem, chyba że, nie wiedzieć czemu, na lotnisku i podczas meczu krykieta.

Ale w środku zasad rozsiadło się krnąbrne pijaństwo. Anarchistka na szykownym przyjęciu. To jej (myślę, że jest płci żeńskiej, jak to zwykle bywa z boginiami popijawy) chcę się przyjrzeć. Marzy mi się niemożliwe. Aresztować ją i zrobić policyjne zdjęcia na posterunku. Przynajmniej miałbym coś do pokazania, kiedy tamten ciekawski przybysz z kosmosu spytałby mnie, jak wygląda pijaństwo.Rozdział 1

Wspomnieć wypada, że Natury prawa

Są generalnie na schwał,

I dobro pospólne już się postara,

By wszędzie jakiś alkohol stał.

Alkohol w uprawie bywa i w drzewie,

To musi Natury być plan,

Że winien być pewnie w ilości przyjemnej

We wnętrzu panów i pań.

A.P. Herbert (1956)

Zanim staliśmy się ludźmi, byliśmy pijakami. Obecność alkoholu jest i zawsze była naturalna. Kiedy życie rozpoczęło się jakieś cztery miliardy lat temu, jednokomórkowe mikroby radośnie figlowały w pierwotnej zupie, pojadając proste cukry i wydzielając etanol i dwutlenek węgla. W istocie sikały piwem.

Na szczęście życie szło naprzód i dostały się nam drzewa i owoce, i te ostatnie zostawione samym sobie w naturalny sposób ulegały fermentacji. W wyniku fermentacji z cukru powstają między innymi alkohol i dwutlenek węgla, a muszki owocowe wyszukują etanol i rzucają się na niego jak wściekłe. Nie wiadomo, czy upijając się, osiągają stan, który my, ludzie, potrafilibyśmy choćby jako tako zrozumieć. Niestety, te maleńkie stworzenia nie mówią, nie śpiewają piosenek, nie prowadzą samochodów. Na pewno wiemy tylko, że gdy samczyk muszki owocowej startuje w celach romantycznych do samiczki i trafi na przepełniony okrucieństwem i wzgardą okaz, jego poziom spożycia alkoholu drastycznie rośnie.

Na nieszczęście dla zwierząt alkohol nie występuje w sposób naturalny w odpowiednich ilościach, żeby dało się urządzić imprezę z prawdziwego zdarzenia. No, czasami zdarzy się wyjątek. Jest taka wyspa koło Panamy, gdzie wyjce płaszczowe mogą radośnie ucztować, jedząc opadłe owoce palmy z rodzaju Astrocaryum (4,5% alkoholu). Robią się gwałtowne i hałaśliwe, potem śpiące i nogi im się plączą, a czasem spadają z drzewa, doznając krzywdy. Jeśli porównać ilość wchłoniętego przez nie alkoholu z masą ich ciała, potrafią wypić ekwiwalent dwóch butelek wina w pół godziny. Ale to rzadki przypadek. Dla większości zwierząt po prostu nie ma tyle alkoholu, chyba że uprzejmy naukowiec złapie jakiś okaz, umieści w warunkach laboratoryjnych i nafaszeruje czym trzeba.

Pijane zwierzęta to nieprzeciętny ubaw i trudno się oprzeć podejrzeniu, że naukowcy, którzy poświęcają czas starannie zaplanowanym eksperymentom mającym na celu sprawdzenie, jak alkohol oddziałuje na mózg i wpływa na zachowanie naszych czworonożnych kuzynów, cały czas śmieją się w kułak. Co się dzieje, gdy szczur dostanie potrójną albo, lepiej, nieograniczoną dawkę alkoholu? Co się dzieje, gdy bar stanie otworem przed całą bandą szczurów?

Prawdę mówiąc, zachowują się całkiem kulturalnie. Chociaż nie przez pierwszych kilka dni. Najpierw dają trochę popalić, ale potem większość ogranicza się do dwóch miarek dziennie; jednej tuż przed karmieniem (naukowcy nazywają to porą koktajlową) i jednej tuż przed udaniem się na spoczynek (bania i do spania). Co trzy, cztery dni wykres spożycia alkoholu notuje nagły skok, gdy wszystkie szczury zbierają się na drobnych szczurzych imprezkach. To wszystko brzmi niesłychanie idyllicznie i jeśli zamarzylibyście urodzić się szczurkami, będzie wam wybaczone. Ale musicie pamiętać dwie rzeczy: po pierwsze, nie wszystkie szczury mają tyle szczęścia, żeby być obiektem laboratoryjnych eksperymentów; po drugie, pijaństwo myszowatych ma swoją mroczną stronę. W szczurzych koloniach zwykle jest jeden dominujący samiec, szczurzy król. A ten jest abstynentem. Chlają osobnicy płci męskiej o najniższym statusie społecznym. Piją, żeby ukoić nerwy, piją, żeby zapić zgryzoty, piją, bo w życiu im nie wyszło.

I tu pojawia się największy problem związany z badaniem gorzałkowania pośród zwierząt. Kiedy biedne zwierzę tkwi za kratkami i jest badane na każdy możliwy sposób, wpada w taki stres, że wchłonie dowolną ilość dowolnego znieczulacza, jaki zostanie mu podetkany pod pyszczek. I ten schemat, prawdę mówiąc, zadziałałby po drugiej stronie krat. Porwany przez bandę orangutanów, zawleczony pod sklepienie dżungli Borneo i raczony wytrawnymi martini, prawdopodobne ciągnąłbym je jak wściekły i to wcale nie dlatego, że mam lęk wysokości.

Tak więc naukowcy muszą znaleźć tak subtelne metody podsuwania zwierzętom drinków, by nie wzbudzić w nich niepokoju. Szczególnie dotyczy to słoni, jako że ostatnią rzeczą, na której komukolwiek mogłoby zależeć, jest wystraszenie pijanego słonia. Stają się agresywne. W 1985 roku w Indiach stadu słoni udało się włamać do gorzelni i afera miała bardzo smutny koniec. Było ich sto pięćdziesiąt i zaczęły się przepychanki po pijaku, co skończyło się demolką. Rozwaliły siedem betonowych budynków, zadeptały pięcioro ludzi. Szczerze, jeden pijany słoń to jeden słoń za dużo; sto pięćdziesiąt to problem co się zowie.

Znacznie lepiej prowadzi się te badania, kontrolując sytuację, np. w rezerwatach. Ładuje się kilka beczek piwa na pikapa, podjeżdża do stada słoni, zdejmuje z beczek pokrywy i pozwala zwierzakom łyknąć. Zwykle następuje mała przepychanka i wielkie samce łykają najwięcej. Robią z siebie cyrk, plączą się w kółko, padają ścięte na ziemię, ubaw po pachy. Jednak nawet wtedy może zdarzyć się coś złego. Pewien naukowiec pozwolił dominującemu samcowi zbytnio się ubzdryngolić i musiał rozdzielać podchmielonego słonia i nosorożca, bo wdały się w bijatykę. Słonie z reguły nie zadzierają z nosorożcami, ale po piwku, dwóch, stają się buńczuczne.

O wiele bezpieczniej trzymać się mrówek. Dawniej obowiązywała teoria, że mrówki reagują na hasło. Mrówki żyją w koloniach, do których nie wpuszczają mrówek z innych kolonii. Nasuwa się pytanie, skąd wiedzą, kto jest kto. Teoria haseł była nieco dziwnawa, ale całkiem popularna wśród błądzących na chybił trafił wiktoriańskich przyrodników, aż została zmiażdżona w pył i proch przez sir Johna Lubbocka, pierwszego barona Avebury, w następstwie pewnych eksperymentów w latach 70. XIX wieku.

Sugerowano, że mrówki każdego gniazda mają jakby znak lub hasło, dzięki któremu nawzajem się rozpoznają. Aby to sprawdzić, pozbawiałem niektóre z nich wrażliwości na bodźce zmysłowe. Najpierw spróbowałem chloroformu, ale ten okazał się dla nich śmiertelny i... test nie był zadowalający. Stąd też zdecydowałem się odurzyć je alkoholem. To okazało się trudniejsze, niż myślałem. Żadna z moich mrówek nie poniżyła się z własnej woli, upijając. Jednakowoż pokonałem tę trudność, nurzając je na chwilę w whisky. Wziąłem pięćdziesiąt osobników, dwadzieścia pięć z jednego gniazda i dwadzieścia pięć z drugiego, upiłem je na umór, oznaczyłem każdego kropką farby i umieściłem na stole, blisko miejsca, w którym karmiły się mrówki z jednego z dwóch wzmiankowanych gniazd. Jak zwykle stół był opasany fosą, zapobiegającą ucieczce owadów. Spożywające pokarm mrówki wkrótce zauważyły upite przeze mnie. Okazały wielkie zdumienie, zastawszy swoje towarzyszki w tak haniebnej kondycji, i wielkie zagubienie. Zupełnie nie wiedziały, co z nimi począć, podobnie jak my w tego rodzaju wypadkach. Krótko mówiąc, po chwili odstawiły je wszystkie na bok; nieznajome zawlekły na brzeg fosy i wrzuciły do wody, podczas gdy przyjaciółki zaniosły do domowego gniazda, gdzie tamte stopniowo odespały skutki spożycia wysokoprocentowego napitku. Oto jasny dowód, że mrówki rozpoznają swe przyjaciółki, nawet gdy te są niezdolne przekazać jakikolwiek znak czy hasło.

Eksperyment może się wydać naiwny i przeprowadzony metodą na chybił trafił, lecz paralele między pijaństwem ludzkim i zwierzęcym, to, jak zachowanie naszych kudłatych krewniaków odzwierciedla postępowanie ich uwolnionych od szczeciny następców, w niezaprzeczalnym i największym stopniu wpłynęły na nauki przyrodnicze epoki wiktoriańskiej. Karol Darwin był rozbawiony widokiem pijanych małp. Trudno mu się dziwić. Ale równocześnie uznał ich zachowanie za rzecz znaczącą. Był zafascynowany, dowiadując się, jakimi metodami posługują się łowcy pawianów:

Brehm opowiada, że krajowcy północnej Afryki łowią dzikie pawiany w ten sposób, iż jako pułapkę ustawiają naczynie z mocnym piwem, którem się małpy upijają. Nieraz mu się zdarzało widzieć je pijane, to też w dziele swem opisuje nadzwyczaj komiczne sceny, jakich w podobnych razach był świadkiem. Nazajutrz po pijatyce małpy czuły się niedobrze – były w złym humorze, trzymały chorą głowę w obu rękach i przedstawiały widok godzien litości. Gdy podawano im piwo lub wino, odwracały się ze wstrętem: z gustem zaś ssały cytrynę. Pewna amerykańska małpa (Ateles), gdy raz przebrała miarę w piciu wódki, nie dotknęła jej już nigdy, co świadczy, że była mądrzejszą od wielu ludzi. Owóż te tak na pozór drobne fakta dowodzą jednak, jak podobnie są uorganizowane nerwy smaku u małp i u ludzi, i jak dalece jednakowo podniecany nasz i ich układ nerwowy^().

Darwin myślał, że skoro człowiek i małpa reagują tak samo na kaca, muszą być spokrewnieni. To niejedyny jego dowód, ale dzięki niemu dało się uzasadnić tezę, iż nawet biskupi należą do naczelnych.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: