Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krwawiąca granica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Krwawiąca granica - ebook

Kolejny tom cyklu „Kulisy wywiadu II RP” poświęcony jest operacjom wywiadowczym Oddziału II Sztabu Generalnego/Głównego. Tym razem autor szczególny nacisk położył na sprawy związane z działalnością szpiegowską na kierunku niemieckim przy aktywnym udziale funkcjonariuszy Straży Granicznej.

Przebieg granicy polsko-niemieckiej, ustalony podczas konferencji w Wersalu, nie zadowalał żadnej ze stron. Dla Niemców konieczność oddania Polsce fragmentów terytorium Pomorza oraz Górnego Śląska była „pomyłką wersalską”. Polacy tę samą decyzję traktowali jako brak szczodrości, a nawet zdradę ze strony wielkich mocarstw. Dzień złożenia podpisów pod traktatem był jednocześnie dniem rozpoczęcia przygotowań do nowej wojny.

Wraz z odbudową potencjału sił zbrojnych, uaktywniły się służby wywiadowcze. W tym tomie czytelnik znajdzie omówienie wielu aspektów ich działalności oparte na bogatych materiałach archiwalnych.

Do walki włączyła się także machina propagandowa. Gazety po obu stronach granicy, by dotrzeć do masowego odbiorcy, stosowały zasadę „Sang à la une”, czyli krew na pierwszej stronie. Każde wydarzenie w stosunkach polsko-niemieckich miało być prezentowane ostro, odważnie, dosadnie i bez ograniczeń typowych dla języka dyplomacji. Na podparcie odważnie prezentowanych kolejnych spraw wywiadowczych prowadzonych przez Oddział II SG autor przytacza fragmenty lub publikuje w całości wiele nieznanych dotąd dokumentów, zarówno niemieckich jak i polskich. Jest to niezaprzeczalnie wielki walor tej książki.

Kategoria: Inne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7785-524-9
Rozmiar pliku: 43 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

W kolejnym tomie „Kulis wywiadu II RP" prezentuję kilka następnych spraw prowadzonych przez Oddział II Sztabu Głównego. Tym razem szczególnie silny akcent położyłem na sprawy związane z działalnością wywiadowczą prowadzoną na kierunku niemieckim przy udziale funkcjonariuszy Straży Granicznej, w ścisłej współpracy z oficerami „dwójki".

Przebieg granicy polsko-niemieckiej został ustalony podczas konferencji w Wersalu. Dla Niemców konieczność oddania Polsce fragmentów terytorium Pomorza oraz Górnego Śląska była „pomyłką wersalską". Dla Polaków ta sama decyzja oznaczała całkowity brak szczodrości, a nawet nosiła wiele symptomów pospolitej zdrady po stronie wielkich mocarstw, decydentów podczas konferencji wersalskiej. Pomimo odzyskania przez Polskę niepodległości wiele jej tak zwanych rdzennych regionów pozostawać miało nadal pod administracją niemiecką.

Dzień złożenia podpisów w Wersalu był jednocześnie, w świadomości szeregu przedstawicieli wysoko układających się stron, pierwszym dniem intensywnych przygotowań do nowej wojny. Potraktowanie z wielką pogardą nie tylko delegacji niemieckiej, ale za jej pośrednictwem także całego narodu, który reprezentowali, stało się jednym z pretekstów do wypowiedzenia przyszłej wojny. Celnie i lapidarnie ujął to przewodniczący delegacji niemieckiej, oświadczając: „Możecie nam zabrać wszystko, ale honoru narodowi nie jesteście w stanie odebrać". I to właśnie honor był podstawowym lepiszczem scalającym naród niemiecki w walce o zmianę postanowień wersalskich.

Jeżeli mówimy o przygotowaniach do wojny, to oczywiście w pierwszej kolejności, wraz z odbudową potencjału sił zbrojnych, uaktywniają się służby wywiadowcze. Rozpoczęła się walka na „cichym froncie", której celem było zdobycie jak najbardziej precyzyjnej wiedzy o sile militarnej i zamiarach przeciwnika. W okresie międzywojennym w awangardzie tej walki znalazły się służby wywiadowcze Polski i Niemiec, a więc krajów, które, według wszystkich znaków na niebie i ziemi, czego od Wersalu większość europejskich decydentów była świadoma, będą musiały ze sobą stoczyć raz jeszcze śmiertelny pojedynek, aby raz na zawsze rozstrzygnąć o losach „pomyłki wersalskiej" i ostatecznym kształcie swoich granic.

Wraz z przygotowaniami do przyszłego konfliktu zbrojnego ruszyła w Rzeszy Niemieckiej również agresywna propaganda szerząca w narodzie nienawiść nie tylko do Polski, lecz także do wszystkiego, co polskie. Nieustannie lansowana była teza, że całe powojenne nieszczęście Niemiec spowodowane zostało odtworzeniem niepodległego państwa polskiego. Zgodnie z tą formułą propaganda budowała przekonanie, że ponowna likwidacja niepodległej Polski pociągnie za sobą eliminację problemów Rzeszy Niemieckiej. Polskie media również nie próżnowały. Obywatele obydwu krajów zarzucani byli nieustannymi informacjami o aktach agresji i pospolitej wrogości skierowanych przeciwko ich państwom. Na czele tych, których należało tępić z całą surowością prawa, a często i metodami pozaprawnymi, byli, mówiąc to kolokwialnie, szpiedzy. To oni — według opinii wyrobionej przez intensywną czarną propagandę — dla przeciętnego obywatela byli tymi, którzy przekraczali granice, najczęściej na fałszywych papierach lub w sposób zupełnie niekontrolowany, a więc przez tak zwaną zieloną granicę, by wykradać najcenniejsze tajemnice militarne. Na granicy polsko-niemieckiej coraz częściej dochodziło do ostrych konfliktów, z użyciem broni palnej włącznie. Na okoliczność obrony nietykalności granic w niemieckiej propagandzie ukuto nawet nowe określenia, takie jak „krwawiąca granica" czy „ranienie granicy" . Po tego typu stwierdzeniach zwykle pojawiało się stanowcze pytanie: „Jak długo jeszcze?" . To właśnie dziennikarze i zawodowi propagandyści, zadając to pytanie, tworzyli silną formę nacisku na rząd niemiecki. Oczekiwali od kanclerza i ministrów udzielenia klarownych odpowiedzi na pytania: „Jak długo jeszcze społeczeństwo zmuszone będzie do tolerowania «ranienia» świętych granic Rzeszy przez agentów działających na zlecenie rozmaitych agend polskiego szpiegostwa?" i „Jak długo jeszcze obywatel niemiecki będzie zmuszany do tolerowania egzystencji państwa polskiego?".

Jest rzeczą trudną do zakwestionowania, że agresja rodzi kontragresję. Polska prasa też szybko uległa brutalizacji. Kiedy nie mogliśmy odstraszyć „naszego odwiecznego wroga", nie mówiąc o wygraniu z nim bitwy, przy użyciu potencjału ekonomicznego (matce zwycięstw), to wymierzaliśmy mu ciosy na łamach gazet czy w audycjach radiowych. Psychoza wrogości, w sposób systematyczny budowana latami, zrobiła swoje. Niemiec dla Polaka, a Polak dla Niemca stał się symbolem wrogości i nienawiści.

Gazety po obu stronach granicy ruszyły z upowszechnioną w XIX wieku formułą najlepszego dotarcia do przeciętnego, ale za to masowego odbiorcy, którą była i jest zresztą po dziś dzień: „Sang à la une", czyli krew na pierwszej stronie. Każde wydarzenie o charakterze antypolskim czy antyniemieckim miało być prezentowane ostro, odważnie, dosadnie i bez ograniczeń typowych dla języka dyplomacji. Ponieważ większość obywateli kończyła edukację w wieku lat czternastu, to dalsze wykształcenie ta grupa społeczeństwa najczęściej zdobywała, czytając prasę masową, tanią, nieskomplikowaną intelektualnie, podającą im wiedzę w pigułce. Jak mówił francuski filozof Fouillèe: wielką szkołą powszechną była prasa, szafarka codzienna idei prawdziwych lub fałszywych, złych lub dobrych uczuć.

Aby nie być gołosłownym, chciałbym w tym miejscu zaprezentować, na przestrzeni lat, kilka dni „jak co dzień" tej permanentnej medialnej wymiany ciosów. U jej źródeł znajdowały się często wydarzenia z walk na „cichym froncie", ale nie tylko. Wojna wywiadów i wojna propagandowa toczyły się przy użyciu różnych środków. Prasa miała w tych walkach pierwszorzędne znaczenie. Już same tytuły, chociaż wybrałem te najdelikatniejsze, biły na alarm.

„Przekroczenie granicy polskiej pod Chodzieżą przez oddział Schutzpolizei".

„Zachłanność przywódców Stahlhelmu. Manifestacje około 150 tysięcy stahlhelmowców oraz młodzieży szkolnej i akademickiej we Wrocławiu. Antypolskie wystąpienie płk. Marklowsky’ego. Przywódca Stahlhelmu Seidte oświadczył, że starzy żołnierze frontowi nigdy nie pogodzą się z oderwaniem Górnego Śląska, Prus Zachodnich, Gdańska i Kłajpedy. Co było niemieckie, powinno niemieckiem¹ pozostać i znów stanie się niemieckiem z woli niemieckich żołnierzy frontowych".

„Nowe naruszenie granicy polskiej przez Niemców. Oddział niemieckiej policji konnej wjechał na terytorjum Polski w pobliżu Rudy Śląskiej. Umundurowany oddział niemieckiej policji konnej Schupo, złożony z 1 oficera i 10 szeregowych, który przybył od strony Zabrza i począwszy od kamienia granicznego 161, jechał wzdłuż granicy niemieckiej do kamienia granicznego 159. Przy tym kamieniu oddział wjechał na drogę polną na terytorjum polskiem, biegnącą wzdłuż cmentarza i zamkniętą dla ruchu pieszego i kołowego, przekraczając linję graniczną na przestrzeni 211 metrów od kamienia 159 do kamienia 158 na kilka metrów w głąb terytorjum polskiego".

„Były kanclerz Marks już zapowiada rewizję traktatu wersalskiego". „Masoneria podejmuje atak na granice Polski". „Generałowie Reichswehry planowali napad na Gdynię i Pomorze".

„Groźby jenerała v. Seeckta. Traktat wersalski oparty jest na... fałszu. Pełne buty noworoczne oświadczenia niemieckich mężów stanu, w szczególności zaś wywody niemieckiego ministra spraw zagranicznych dra Curtiusa i ministra skarbu dra Moldenhauera, uzupełnił w znamienny sposób przedstawiciel niemieckiej siły zbrojnej, twórca i wódz Reichswehry i wszystkich związków wojennych, jenerał v. Seeckt, ogłaszając w prasie berlińskiej i wiedeńskiej zuchwały wywiad na temat mocarstwowości i znaczenia militarnej siły niemieckiej... Traktat wersalski oparty jest na fałszu, a przede wszystkiem na tem błędnem przeświadczeniu, iż naród taki jak niemiecki na całe pokolenia może być poddany w niewolę. Fałszem są także granice wersalskie, dzielące samowolnie to, co do siebie należy. Traktaty pokojowe powołały na miejsce Europy, w której istniało tylko kilka antagonizmów, Nową Europę złożoną z długiego szeregu ognisk niepokoju, których nikt nie upilnuje i nikt pokojowo nie załatwi. Te układy same dojrzeją i zostaną rozwiązane, co jednak wymaga walki, a do walki potrzebna jest siła. Pierwszym zadaniem polityki niemieckiej jest tworzenie tej siły".

„Tajemnice wojskowe Prus Wschodnich. Cenne przyznanie się ministra Reichswehry. Minister Reichswehry wyraził swe uznanie nadporucznikowi Ruhloff’owi oraz starszemu żołnierzowi Heldt’owi za ujęcie francuskich oficerów, którzy w dniu 18 kwietnia 1931 roku usiłowali fotografować w Prusiech Wschodnich urządzenia wojskowe, które muszą być trzymane w tajemnicy. Zaznaczyć należy, że na mocy traktatu wersalskiego Niemcy musiały znieść szereg fortyfikacyj w Prusach Wschodnich i nie wolno im było budować nowych. Fortyfikacje te badała swego czasu specjalna komisja wojskowa aljantów, która stwierdziła szereg poważnych uchybień. Obecnie — jak widać z oświadczenia ministra Reichswehry — Niemcy mają tam wiele do ukrywania".

„Niemcy porwali z terytorjum Polski dwóch oficerów straży granicznej!".

„Olbrzymi skandal w Gdańsku. Dalsze szczegóły afery szpiegowskiej w gdańskim Polizeipräsidium. Porywanie w Gdańsku obywateli polskich przez policję gdańską i przewlekanie ich przez granicę do Prus".

„Komisarze gdańskiej policji kryminalnej dają polecenie zamordowania kapitana W.P.

Od stycznia 1931 roku bawiła na terenie Gdańska obywatelka polska nieprzeciętnej urody, pani Czesława W. Pani ta wpadła w oko zbirom gdańskim i postanowili użyć ją do ohydnej zbrodni, jakiej chcieli dokonać na pewnym kapitanie czynnej służby wojskowej, którego już i tak od dłuższego czasu wybrali sobie za obiekt szkaradnych i ziejących jadem złośliwej nienawiści, napaści prasowych, pełnych ohydnych oszczerstw i insynuacyj, nie oszczędzając nawet rodziców kapitana i innych członków jego rodziny. Nadmienić wypada, że kapitan ów był wówczas członkiem oficjalnego przedstawicielstwa polskiego w Gdańsku, zaprezentowanego przez komisarza generalnego i znajdował się na liście dyplomatycznej.

Całe szczęście, że i tym razem opuściła zbirów gdańskich gwiazda pomyślności, że trafili na osobę uczciwą, która o całej ohydzie ich postępowania doniosła władzom polskim i zdemaskowała w zupełności prawdziwe oblicze tych «stróżów bezpieczeństwa publicznego» Gdańska".

„Rozpoczął w legionach, skończył jako szpieg niemiecki". „Echa bandyckiego napadu pod Opaleniem". „Bezczelna propaganda niemiecka przeciwko Polsce". „Systematyczne prowokacje i obłudne skargi. Na marginesie antypolskiej działalności prasy i radja niemieckiego".

„Nieprzerwane pasmo gwałtów i prowokacyj. Tę prawdę o Niemcach musi usłyszeć Genewa . Barbarzyńskie pobicie artystów polskich. Artyści zespołu opery katowickiej zmasakrowani w straszny sposób przez hakatystów niemieckich w Opolu w maju 1929 roku. Bandycki napad hakatystów na szkołę polską. Szkoła polska i mieszkanie prywatne w Mikołajkach w Prusach Wschodnich zostało zdemolowane przez barbarzyńskich hakatystów niemieckich".

„Bezbronna ludność polska w Niemczech wydana na łup terroru". „Hitlerowcy strzelają do polskich strażników granicznych". „Napaść na Polskę i Paderewskiego w dzienniku berlińskim". „Hitler interesuje się Białorusinami w Polsce".

Innym powodem do ostrej polemiki prasowej stał się plan nowego kanclerza Niemiec, Adolfa Hitlera, aby 4 marca 1933 roku w drodze do Królewca dokonać przelotu nad terytorium Polski i w jego trakcie wygłaszać z pokładu samolotu propagandowe przemówienia. Zaniepokojona prasa polska zadawała rządowi pytania o to, jak Hitler może przelecieć nad terytorium Polski i w jego trakcie przez mikrofon dzielić się ze słuchaczami wrażeniami z tego lotu. W odpowiedzi rząd stwierdzał:

„Odbycie takiego lotu byłoby naruszeniem suwerennych praw Polski i jej szlaków powietrznych i stworzyłoby podstawę do zgłoszenia przez Polskę protestu u rządu niemieckiego przeciwko naruszeniu jej praw suwerennych. Kanclerz Hitler może odbyć swój lot tylko w samolocie pasażerskim Lufthansy. Gdyby zechciał lecieć na samolocie innym, musiałby rząd niemiecki uprzednio zawiadomić o tem odpowiednie władze polskie. Przepisy o komunikacji tranzytowej nad terytorjum Polski wykluczają absolutnie możność wygłaszania z samolotu jakichkolwiek przemówień".

Ostatecznie rząd niemiecki oficjalnie zawiadomił rząd polski o planowanym przelocie kanclerza Hitlera. Pan kanclerz wylądował na lotnisku w Królewcu 4 marca o godzinie 11.10. Podróż odbył na pokładzie samolotu o nazwie „Richthofen" należącym do linii lotniczej Lufthansa. Przemówień z pokładu nie wygłaszał, natomiast wystosował odezwę do ludności Prus Wschodnich, w której podkreślał:

„cała Rzesza w tych chwilach przełomowych raz jeszcze ślubuje wierność wysuniętej placówce Niemiec na wschodzie, dla utrzymania której wszyscy są gotowi walczyć do upadłego".

I tak można by te przykłady polemik, a nawet miniwojen prasowych mnożyć bez końca.

W tej książce znajdą Państwo szczegóły kilku wywiadowczych operacji „transgranicznych", które niekiedy, niestety, kończyły się tragicznie. Śmierci oficera nie wyłączając. Prezentuję też sprawy, które były dla Polski niezwykle cenne, bo takiej wartości informacje przekazywali agenci (na przykład sprawa Kopietza, nazywanego w polskich dokumentach Kopciem), a które kończyły się szybko i brutalnie. U podstaw ich upadku najczęściej znajdował się brak zachowywania podstawowych zasad konspiracji, objawiający się pospolitym gadulstwem, chęcią pochwalenia się lub taniego zaimponowania, a także, niestety, gotowością do zdrady. Biorąc pod uwagę niefrasobliwość i gadatliwość szeregu oficerów polskiego wywiadu pracujących w strukturach szeroko pojętego Oddziału II, można pokusić się o parafrazę słynnego w międzywojennym światku wywiadowczym aforyzmu na temat najszybszych metod powiadamiania o nieuchronnie zbliżającym się niebezpieczeństwie. Za jego treść z góry przepraszam czytelniczki, bowiem powiedzenie to miało wyraźny akcent antyfeministyczny, brzmiąc jak następuje: „Telefon, telegraf, powiedz kobiecie" (po angielsku: „Telephone, telegraph, tell a woman"). Studiując przebieg szeregu spraw prowadzonych przez przedwojenną „dwójkę", a w szczególności badając przyczyny ich szybkiej, zbyt szybkiej, dekonspiracji, odnieść można niekiedy wrażenie, że powyższe powiedzenie stosowane było w szeregach polskich oficerów wywiadu nieraz, tyle że w nowym, udoskonalonym brzmieniu: „Telefon, telegraf, powiedz oficerowi Oddziału II".

Jako że najtrudniej jest dyskutować z faktami, to na poparcie tezy o nieszczelności „rurociągów" z polskimi tajemnicami chciałbym przytoczyć przykład losów instrukcji operacyjnej pracy wywiadowczej w ramach Korpusu Straży Celnej. 7 stycznia 1928 roku naczelny inspektor Korpusu Straży Celnej funkcjonujący w ramach struktur Ministerstwa Finansów, generał brygady Pasławski, podpisał rozkaz nr 3 (gryf: „Ściśle tajne! Trzymać pod kluczem!") o powołaniu do życia organizacji pod nazwą Służba Informacyjna w ramach Korpusu Straży Celnej.

Jak już w pierwszych zdaniach informował: „zadaniem służby informacyjnej jest zbieranie wiadomości, które podniosą wydajność pracy Korpusu Straży Celnej". Dalej wyjaśniał strukturę i zasady podległości poszczególnych jednostek odpowiadających za gromadzenie informacji. Do rozkazu tego dołączona była szczegółowa „Instrukcja Pracy Operacyjnej Służby Informacyjnej" (L.dz. 6/tajne/28). Oczywiście i ta instrukcja opatrzona była gryfem tajności: „Ściśle tajne! Tylko do użytku służbowego!". Zawierała 14 obszernych artykułów zajmujących 18 stron formatu A4.

GENERAŁ BRYGADY STEFAN PASŁAWSKI

Dla przykładu, w artykule piątym wspomniana instrukcja precyzowała, że organami specjalnymi Służby Informacyjnej byli:

1. wywiadowcy ,
2. agenci ,
3. konfidenci .

Wywiadowcą mógł być tylko funkcjonariusz Straży Celnej. W dodatkowej uwadze wskazywano, że inspektorzy okręgowi winni dopilnować, aby wywiadowca wypełniał swoją funkcję, tak dalece jak to było możliwe, w ubraniu cywilnym.

Agentem i konfidentem mógł zostać każdy bez względu na wiek, płeć, zawód i pozycję społeczną.

Rozkaz i jego załącznik w postaci Instrukcji Pracy Operacyjnej pozostawały dla służb niemieckich tajne, ale tylko przez niecałe cztery miesiące. Już 5 maja 1928 roku funkcjonariusz niemieckiego Konsulatu Generalnego w Wolnym Mieście Gdańsku, Molly, wraz z listem wprowadzającym (Tgb.-Nr I G. 476/28) przesłał do Berlina całość tego materiału, zarówno wersję oryginalną, jak i przetłumaczoną na język niemiecki.

LIST URZĘDNIKA KONSULATU GENERALNEGO NIEMIEC W WOLNYM MIEŚCIE GDAŃSKU, MOLLY’EGO, W ZWIĄZKU ZE ZDOBYCIEM POLSKICH ŚCIŚLE TAJNYCH ROZKAZÓW DOTYCZĄCYCH PROWADZENIA DZIAŁALNOŚCI WYWIADOWCZEJ PRZEZ KORPUS STRAŻY CELNEJ
ŹRÓDŁO: AA — BERLIN

ROZKAZ NR 3 NACZELNEGO INSPEKTORA STRAŻY CELNEJ, GENERAŁA STEFANA PASŁAWSKIEGO Z DNIA 7 STYCZNIA 1928 ROKU NA TEMAT PROWADZENIA DZIAŁALNOŚCI WYWIADOWCZEJ PRZEZ PODLEGŁYCH MU FUNKCJONARIUSZY. GRYF: ŚCIŚLE TAJNE! TRZYMAĆ POD KLUCZEM
ŹRÓDŁO: AA — BERLIN

Dodatkowo, jako potwierdzenie silnego zaangażowania się tej nowej polskiej struktury w zbieranie danych wywiadowczych o tematyce wojskowej, funkcjonariusz konsularny Molly dołączył do wspomnianej przesyłki Biuletyn Informacyjny nr 2 wydany przez Inspektora Straży Celnej w dniu 1 lutego 1928 roku. Zawierał on najistotniejsze informacje, które napłynęły z poszczególnych Inspektoratów Okręgowych w okresie od 26 do 31 stycznia 1928 roku. W pierwszej kolejności wymieniono informacje pochodzące z mazowieckiego Inspektoratu. I tak na przykład w Turośli wywiadowcy celni stwierdzili obecność organizacji przygotowania wojskowego Stahlhelm. Należało do niej 100 młodych mężczyzn w wieku od 16 do 21 lat z Turośli, Zdunów, Zimna, Wielkiego Lasu oraz Małej Góry. Na jej czele stał lokalny nauczyciel, były oficer, Jacobi. Szkolenia przygotowujące do służby strzeleckiej odbywały się pod okiem żandarma raz w tygodniu, w niedzielę lub w inny dzień świąteczny, w Turośli. Broń przechowywana była w budynku szkolnym. Do ćwiczeń używano mauserów. Na ostre strzelanie, odbywające się raz w miesiącu, przyjeżdżał oficer z Johannisburga. Od czasu do czasu celem wygłoszenia prelekcji o znaczeniu armii w działalności obronnej i organizacji militarnych w przygotowaniu ogólnowojskowym przybywali do Turośli oficerowie ze stacjonujących w okolicy pułków. W innym fragmencie biuletynu można było przeczytać, że według informacji pochodzących od agenta Straży Celnej, w Reichswehrze wypłacano następujące kwoty jako żołd: szeregowcy otrzymywali 56 marek miesięcznie, gefrajter 74 marki, podoficer 90 marek, unterfeldfebel 104 marki, a feldfebel 120 marek. Pomorski Inspektorat informował między innymi o tym, że w Bukowinie w okręgu lęborskim istniał związek wojskowy zwany Młodym Stahlhelmem. Liczył około 20 członków. Szefem był właściciel ziemski z Bukowiny, von Vels. Z kolei w Grunen w okręgu Piły istniało spore prawdopodobieństwo, że duży skład broni i amunicji ukryty jest w majątku barona Kniggego. 14 stycznia 1928 roku o godzinie 10.30 zauważono przelot niemieckiego samolotu nr B 1233 z Kamienicy w kierunku Wolnego Miasta Gdańska. W wyniku defektu silnika samolot ten o godzinie 10.50 przymusowo lądował w Gowidle. W wyniku przeprowadzonych przesłuchań załogi, pilota Georga Handrohta i obserwatora Erika Aprechta, ustalono, że odbywali oni lot z Elbląga do Berlina. Samolot należał do Wschodniopruskiego Stowarzyszenia Lotniczego w Elblągu. Urząd Celny w Gowidle zajął maszynę i dokonał jej częściowego demontażu. Decyzją dyrekcji ceł samolot miał być dostarczony na granicę z Niemcami w celu przekazania go władzom Rzeszy. Do chwili publikacji biuletynu pozostało to tylko w fazie intencji. Pilotów policja przewiozła do Kartuz i oddała do dyspozycji Sądu Okręgowego celem przeprowadzenia stosownego śledztwa, którym kierował komisarz Łuczek. Według wstępnych ustaleń podejrzenia prowadzenia działalności szpiegowskiej nie zakładano.

Oprócz powyżej wspomnianych „niezwykle istotnych" informacji o charakterze militarnym w biuletynie znalazły się też opisy wielu wpadek zawodowych przemytników. Dla przykładu w dzień wigilijny, 24 grudnia 1927 roku, na odcinku Baumbruck–Neudorf–Buchwalde przeprowadzono obławę, w wyniku której funkcjonariusze Straży Celnej i Urzędu Celnego zatrzymali niejakiego Biernata z Predonic w okręgu kartuskim. Osobnik ten miał ukryte w drewnianej protezie nogi trzy futra lisie, które po spieniężeniu na terenie Niemiec zamierzał zamienić na artykuły galanteryjne i powrócić z nimi do Polski. Oczywiście przez „zieloną" granicę. Jak precyzyjnie zaznaczono w informacji, Biernat stracił nogę w trakcie szmuglu wyrobów tytoniowych z Wolnego Miasta Gdańska do Polski. Za dogłębne wyjaśnienie tego incydentu odpowiedzialny został szef komisariatu w Sierakowicach. Z kolei na odcinku granicznym kontrolowanym przez komisariat w Dąbrowie zatrzymano dwie osoby, które posiadały przy sobie przeszmuglowane artykuły w postaci 56 i pół kilograma rodzynek oraz 21 kilogramów i 700 gramów tytoniu. Kolejny sukces odniosła Straż Celna na drodze między Wielkimi Uściankami a Grajewem. Funkcjonariusze zatrzymali pięć osób uzbrojonych w dwa rewolwery (typu Mauser oraz Frankot), 20 sztuk amunicji oraz bagnet. Zostali oni przewiezieni do komisariatu policji w Grajewie.

Tak wyglądał przeciętny dzień na granicach naszego państwa. Można by rzec — standardowe wydarzenia, standardowe procedury. Pewnie należałoby w ogóle pomijać tego typu wiadomości, gdyby nie pewne „ale". Otóż obowiązkiem naszej „defensywy" było, tak szybko jak tylko możliwe, ustalić, jakim sposobem urzędnik konsulatu niemieckiego w Wolnym Mieście Gdańsku, Molly, wchodził w posiadanie tajnych i poufnych dokumentów Straży Celnej, a potem Straży Granicznej. Gdzie w polskich szeregach znajdowało się źródło tego przecieku? Odpowiedzi na pytanie, czy to się ostatecznie udało, jak dotąd, nie byłem w stanie ustalić.

Dla czytelników zainteresowanych kulisami negocjacji zmierzających do przeprowadzenia kolejnych wymian aresztowanych i skazanych na kary więzienia szpiegów tom ten będzie na pewno bardzo przydatny. Udało mi się bowiem zgromadzić dużą liczbę dokumentów, zarówno polskich, jak i niemieckich, które odsłaniają zakulisowe mechanizmy prowadzenia negocjacji oraz rodzenia się ostatecznych decyzji politycznych o wyrażeniu zgody lub nie na dokonanie poszczególnych wymian (sprawy Biedrzyńskiego, Preissa, Koppenatscha, Notznego, Dziocha itd.).

Mam również cichą nadzieję, że książka ta przybliży czytelnikom formy i sposoby pracy oficerów Oddziału II SG, pokaże prawdziwą wartość zdobywanych materiałów i na tej podstawie da możliwość, każdemu z Państwa z osobna, dokonania własnej oceny rzeczywistej przydatności tej organizacji w sferze szeroko pojętej obrony polskich interesów narodowych. A w szczególności obrony niepodległości i suwerenności Drugiej Rzeczypospolitej.

1. W cytowanych tekstach została zachowana oryginalna pisownia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: