Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kuracja samobójców. Program. Część 2 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
13 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kuracja samobójców. Program. Część 2 - ebook

Sloane i James podjęli próbę ucieczki przed epidemią i programem, ale zagrożenie nie znikło. Bo program nie chce o nich zapomnieć…
Teraz, dołączywszy do grupy buntowników, muszą uważać na to, komu mogą zaufać, i znaleźć sposób na obalenie programu oraz powstrzymanie epidemii. A to jest bardzo trudne, gdy w pamięci mają tyle białych plam. Pomóc im może tylko kuracja – tajemnicza tabletka, która może przywrócić wspomnienia. Za bardzo wysoką cenę.
I istnieje tylko jedna dawka.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-547-7
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W ciągu ostatnich czterech lat fala samobójstw osiągnęła skalę epidemii. Jej ofiarą padł co trzeci nastolatek. Najnowsze badania dowodzą, że gwałtownie wzrosła też liczba samobójstw wśród dorosłych. Tym samym runął mit, jakoby przyczyną zachorowań były szczepionki przyjmowane w dzieciństwie czy nadmierne ilości antydepresantów łykanych przez nastolatki.

Dotychczas jedyną metodą walki z epidemią jest Program, jednak działa on na ograniczoną skalę. Dlatego w celu zapobieżenia dalszemu rozwojowi epidemii władze uchwaliły nowe rozporządzenie, mające wejść w życie jeszcze w tym roku. Na jego mocy wszyscy nastolatkowie poniżej osiemnastego roku życia trafią do Programu, gdzie ich zachowanie poddane zostanie pewnym modyfikacjom. Procedury te, tak jak w przypadku szczepienia, mają na celu uchronienie przed zachorowaniem przyszłych pokoleń. W ramach Programu zastosowane zostaną chemiczne stabilizatory nastroju oraz terapia analityczna. Program szczyci się stuprocentową skutecznością wśród swych pacjentów.

Wkrótce przedstawione zostaną opinii publicznej dodatkowe informacje dotyczące przymusowego leczenia, tymczasem jedno wiemy na pewno: nadciąga Program.

– mówił Kellan ThomasRozdział pierwszy

James nie od razu zareagował na to, co powiedziałam. Spoglądał prosto przed siebie i się nie odzywał. Pomyślałam, że po prostu jest w szoku. Spojrzałam przez przednią szybę samochodu, omiotłam wzrokiem parking, na którym się zatrzymaliśmy. Zaparkowaliśmy pod sklepem spożywczym przy autostradzie. Sklep był opuszczony, miał zabite kawałami dykty okna i białe ściany pomazane czarnym sprayem. Można powiedzieć, że ja i James byliśmy opuszczeni tak jak on. To, kim byliśmy niegdyś, zostało zabite dechami i zamknięte, podczas gdy życie wkoło nas toczyło się naturalnym torem jak gdyby nigdy nic. Oczekiwano od nas, że się z tym pogodzimy, że będziemy postępować zgodnie z zasadami. Stało się jednak inaczej – sprzeniewierzyliśmy się wszystkim istniejącym regułom.

Wstawał nowy dzień. Latarnia uliczna dogasała, w miarę jak po drugiej stronie łańcucha górskiego powoli pięło się ku górze słońce, coraz wyraźniej zabarwiając zamglony horyzont. Dochodziła piąta rano. Jeśli chcieliśmy uniknąć blokad na drogach, musieliśmy lada moment wyruszyć. Na granicy stanu Idaho niemal polegliśmy na jednej z zapór. Na domiar złego ogłoszono Amber Alert, co znaczyło, że jesteśmy teraz oficjalnie poszukiwani jako młodociane ofiary porwania.

Jasne. Tak jakby w Programie naprawdę chodziło o nasze dobro.

– Ta pigułka – powtórzył cicho James, przerywając wreszcie rozmyślania. – Michael Realm zostawił ci pigułkę, która może przywrócić nam wspomnienia tego, kim kiedyś byliśmy. Jednak dał ci tylko jedną.

Tak było. Kątem oka śledziłam zmiany zachodzące na twarzy Jamesa. Był przystojnym chłopakiem, jednak w tej chwili skóra na jego twarzy wydawała się dziwnie obwisła. Wyglądał przez moment, jakby znowu popadł w swoje dawne odrętwienie. Od chwili opuszczenia Programu James starał się znaleźć sposób na zrozumienie swojej przeszłości. Naszej wspólnej przeszłości. W tylnej kieszeni spodni trzymałam złożoną na pół niewielką foliową torebkę. W środku czekała maleńka pomarańczowa tabletka. Tabletka, która miała moc, by wszystko zmienić. Jednak dokonałam już wyboru: zażycie pigułki wiązało się ze zbyt wielkim ryzykiem. Pojawiała się wtedy groźba, że choroba znów zaatakuje. Po jej zażyciu doświadczyłabym na nowo całego smutku i cierpienia z przeszłości, z powodu wspomnień, od których zostałam odcięta. Często powracały do mnie pożegnalne słowa siostry Realma: Czasami wydaje mi się, że liczy się tylko chwila obecna. A będąc tutaj, u boku Jamesa, przynajmniej doskonale wiedziałam, kim jestem.

– Nie zamierzasz jej zażyć, prawda? – spytał James.

W jego błękitnych oczach malowało się wielkie zmęczenie. Nie do wiary, że jeszcze wczoraj całowaliśmy się nad rzeką, a to, co się działo wokół nas, było nieistotne. Przez moment poczuliśmy, czym jest wolność.

– Ta pigułka zmieni wszystko – odparłam. – Nagle przypomnę sobie, kim byłam. Ale przecież nigdy nie będę mogła stać się na powrót dawną mną. Zażycie tej tabletki może mi tylko przynieść cierpienie. Przywoła smutek, jaki doskwierał mi po śmierci brata. A jestem pewna, że na tym nie koniec. Wraz z tym wspomnieniem powrócą inne. James, podobam się sobie taką, jaką jestem teraz, przy tobie. Cieszę się, że jesteśmy razem, i nie chcę tego popsuć.

James, zanim odpowiedział, przeczesał dłonią swoje złociste włosy. Z jego ust wydobyło się ciężkie westchnienie.

– Sloane, nigdy cię nie opuszczę. – Po tych słowach wyjrzał przez boczne okno. Na niebie zebrały się ciemne chmury. Podejrzewałam, że niedługo zacznie lać. Po chwili chłopak skierował spojrzenie z powrotem na mnie i dodał kategorycznym tonem: – Jesteśmy razem. Mamy jednak tylko jedną pigułkę, a ja nigdy jej nie zażyję, skoro oznaczałoby to, że pozbawię cię możliwości wyboru.

Poczułam, jak zalewa mnie fala rozczulenia. To, co przed chwilą usłyszałam, oznaczało, że James wolał wybrać życie u mojego boku. Życie, którego ja również pragnęłam, choć najchętniej usunęłabym z niego Program, który wciąż na nas polował. Nachyliłam się do Jamesa i wsparłam dłońmi o jego pierś, a wtedy przyciągnął mnie bliżej do siebie.

Oblizał koniuszkiem języka swoje wargi i odczekał moment, nim dotknął nimi moich ust.

– Zachowamy tę pigułkę na wypadek, gdyby któreś z nas zmieniło zdanie, dobra?

– O tym samym pomyślałam – zgodziłam się.

– Jesteś taka bystra – szepnął, całując mnie w usta.

Moje palce odnalazły jego policzki i po chwili zaczęłam się zatracać w uczuciach, jakie wzbudzała we mnie jego bliskość. W żarze, jaki rodził we mnie dotyk jego ust. Szeptem wyznałam mu miłość. Nie dosłyszałam jednak jego odpowiedzi – zagłuszył ją pisk opon na asfalcie.

James odwrócił głowę, by spojrzeć przez okno, a dłonią sięgał już do kluczyków w stacyjce. Nim zdążyliśmy ruszyć, za nami zahamowała gwałtownie biała furgonetka. Z przodu drogę naszej terenówce marki Escalade tarasowała betonowa ściana odgradzająca autostradę. Znaleźliśmy się w potrzasku.

Natychmiast poczułam, jak ogarnia mnie panika. Wrzasnęłam do Jamesa, żeby ruszał, mimo że jedynym sposobem na wydostanie się z potrzasku było staranowanie samochodu za nami. Nie mogliśmy wrócić do Programu. James wrzucał już wsteczny bieg, gdy nagle boczne drzwi furgonetki się odsunęły i wyskoczyła przez nie jakaś postać. Zamarłam w bezruchu, marszcząc brwi ze zdziwienia, ponieważ człowiek, który ukazał się naszym oczom, nie miał ani białej kurtki, ani przylizanych włosów agenta.

Była to dziewczyna. Miała na sobie koszulkę z nadrukiem Nirvany, na ramiona opadały jej długie, farbowane na blond dredy. Była wysoka, niesamowicie szczupła. Usta miała pomalowane jasnoczerwoną szminką. Kiedy się uśmiechnęła, zobaczyłam szeroką szparę między dwoma przednimi zębami. Położyłam dłoń na ramieniu Jamesa, który nadal miał taką minę, jakby zamierzał rozjechać przeszkodę przed sobą.

– Poczekaj – powstrzymałam go.

James spojrzał na mnie jak na skończoną wariatkę. W następnej chwili otworzyły się drzwi z drugiej strony furgonetki i na stopniu stanął jakiś chłopak. Pod oczami miał sińce w kształcie półksiężyców i spuchnięty nos. Wyglądał tak żałośnie, że James mimo woli się opamiętał, a jego stopa zsunęła się z pedału gazu.

– Nie obawiajcie się – zawołała dziewczyna, podnosząc ręce w geście kapitulacji. – Nie należymy do Programu.

Nie gasząc silnika, James opuścił szybę w oknie. W każdej chwili mógł gwałtownie ruszyć i zmiażdżyć dziewczynę pod kołami.

– Kim w takim razie jesteście, do cholery? – krzyknął.

Dziewczyna, zanim odpowiedziała, uśmiechnęła się szerzej i rzuciła przelotne spojrzenie swojemu towarzyszowi.

– Nazywam się Dallas – rzekła w końcu. – Realm prosił, żebyśmy was odnaleźli.

Na dźwięk tego imienia natychmiast kazałam Jamesowi wyłączyć silnik. Wieść, że mój przyjaciel jest cały i zdrowy, przyniosła ukojenie.

Dallas obeszła nasz samochód. Obcasy jej wysokich butów miarowo stukały o chodnik. W końcu stanęła przy drzwiach od strony Jamesa.

– Realm nie wspomniał, jaki z ciebie przystojniak – zauważyła cierpko, unosząc brew i obrzucając Jamesa taksującym spojrzeniem. – Powinien się wstydzić.

– Jak udało wam się nas odszukać? – spytał James, puszczając mimo uszu jej prowokacyjną uwagę. – Na granicy mieliśmy się spotkać z Lacey i Kevinem, ale natknęliśmy się na patrole. Mało brakowało, a nie udałoby się nam przedostać.

– Telefon, który podarowała wam siostra Realma – wyjaśnił Dallas, wskazując nasz samochód – wysyła sygnał pozwalający was namierzyć. Całkiem przydatne urządzenie, ale teraz powinniście się go pozbyć.

Oboje z Jamesem w tej samej chwili spojrzeliśmy na telefon zawieszony przy desce rozdzielczej samochodu. Był tam, kiedy wsiedliśmy po raz pierwszy do auta. Na tylnym siedzeniu leżał też worek marynarski, w którym znajdowało się kilkaset dolców, które Anna zostawiła nam, byśmy mogli kupić coś do jedzenia na drogę. Nie mogłam w to uwierzyć – czyżbyśmy przystali do buntowników? Jeśli tak w istocie było… to wcale nie wydawali się zbyt dobrze zorganizowani.

– Wasi przyjaciele – odezwała się po chwili Dallas – nigdy nie dotarli do granicy. Lacey odnaleźliśmy zapłakaną i zwiniętą w kłębek w jej samochodzie. Wygląda na to, że Kevin wystawił ją do wiatru. Zapewne to wszystko jest nieco bardziej skomplikowane, najlepiej więc będzie, jeśli opowie wam o tym sama.

Jej słowa sprawiły, że ogarnęły mnie najgorsze przeczucia. Co przydarzyło się Kevinowi?

– Gdzie jest Lacey? – dopytywałam. – Jak się czuje?

– Niezły z niej numer – odparła ze śmiechem Dallas. – Nie miała ochoty ze mną rozmawiać, więc Cas spróbował wywabić ją z samochodu. Złamała mu nos. W końcu podaliśmy jej środki uspokajające, ale bez obaw, nie kradniemy waszych wspomnień.

Ostatnie słowa wypowiedziała tubalnym głosem, jakby chciała dać nam do zrozumienia, że Program to tylko potwór czyhający na niegrzeczne dzieci. Zaczęłam się zastanawiać, czy ta dziewczyna na pewno ma równo pod sufitem. W końcu wsunęła dłonie do tylnych kieszeni dżinsów i oznajmiła:

– W każdym razie Lacey jest już w drodze do kryjówki. Sugeruję, żebyście przesiedli się do naszego samochodu i pojechali z nami, chyba że wolicie dać się złapać.

– Mamy przesiąść się do tej furgonetki? – prychnął James. – Naprawdę wydaje ci się, że mniej będziemy się rzucać w oczy, podróżując wielką białą furgonetką?

– Owszem – skinęła głową Dallas. – Takim autem zazwyczaj poruszają się agenci. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że mogą nim podróżować zbiegowie. Słuchaj no, James, tak masz na imię, prawda? Niezłe z ciebie ciacho i w ogóle, ale coś mi się wydaje, że niezbyt jesteś lotny. Może więc po prostu słuchaj poleceń: zaprowadź swoją dziewczynkę do furgonetki, żebyśmy mogli się stąd jak najszybciej zwinąć.

– Spieprzaj – warknęłam. Ta dziewczyna obraziła mnie na tyle różnych sposobów, że miałabym trudność z wybraniem tylko jednego. Kiedy James odwrócił się w moją stronę, miał marsową minę.

– Co o tym myślisz? – spytał cicho.

W jego głosie pobrzmiewało wahanie, lecz w gruncie rzeczy nie mieliśmy innego wyjścia. Zamierzaliśmy znaleźć buntowników i dołączyć do nich, tymczasem to oni odszukali nas. No i Lacey była razem z nimi.

– Musimy dotrzeć do Lacey – odezwałam się do Jamesa.

Wolałabym uciekać samotnie, tak jak dotychczas. Musiałam jednak spojrzeć prawdzie w oczy – nie mieliśmy środków na samodzielną eskapadę. Trzeba się było przegrupować.

James wydał przeciągły jęk. Wyczuwałam, że nie ma ochoty ustępować Dallas. Jego niechęć do podporządkowania się jakimkolwiek nakazom była jedną z cech, za które szczególnie go ceniłam.

– No dobra – rzekł w końcu. – Co zrobimy z terenówką? To fajne auto.

– Cas pojedzie nim do kryjówki.

– Co takiego? – zdziwił się James. – Dlaczego on może…

– Cas nie jest ścigany – weszła mu w słowo Dallas. – Nigdy nie został wcielony do Programu. Może przekroczyć każdy punkt kontrolny i nikt go nie zatrzyma. Pojedzie przodem jako nasz zwiadowca. Dzięki niemu bez szwanku dotrzemy do kryjówki.

– Dokąd konkretnie mamy jechać? – spytałam.

Dallas posłała mi znudzone spojrzenie. Sprawiała wrażenie zirytowanej faktem, że w ogóle śmiałam się do niej zwrócić.

– Złotko, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Może wreszcie będziecie łaskawi wysiąść z auta? Musimy wcześniej załatwić pewną drobną sprawę.

Spojrzeliśmy na siebie z Jamesem niepewnie, lecz po chwili posłusznie wysiedliśmy z samochodu. W tym samym momencie Cas ruszył w naszym kierunku, a mnie przeleciało przez głowę, że daliśmy się podejść złodziejom i za chwilę zostaniemy bez samochodu. Cas wyciągnął ku nam garść plastikowych zacisków. Na ich widok serce podeszło mi do gardła.

– A to po jaką cholerę? – krzyknął James, chwytając mnie za ramię, żeby odciągnąć od zbliżającego się chłopaka.

Dallas wsparła dłoń o biodro i wyjaśniła spokojnym głosem:

– Casowi już raz złamano dzisiaj nos. A prawdę mówiąc, sprawiacie wrażenie nieprzewidywalnych. To dla naszego bezpieczeństwa. Nie ufamy wam, jesteście rekonwalescentami po Programie.

Słowo „rekonwalescenci” wypowiedziała tonem sugerującym, że takie plugastwo z trudem może przejść jej przez usta. Zabrzmiało tak, jakbyśmy budzili w niej odrazę. Prawdopodobnie chodziło jej tylko o zaskoczenie nas, by Cas zdążył podejść od tyłu. Chłopak skrzyżował nam ręce za plecami i obwiązał nadgarstki zapinkami, które mocno zacisnął. Dokładnie w tej samej chwili poczułam na policzku pierwszą kroplę deszczu. Zerknęłam szybko na Jamesa. Sprawiał wrażenie zirytowanego, w milczeniu śledził wzrokiem poczynania tej pary. Dallas i Cas przeszukiwali naszą terenówkę. Znaleźli schowaną w niej gotówkę i wyrzucili na chodnik płócienny worek. Dallas spojrzała gniewnie w niebo, gdy pierwsze pojedyncze krople deszczu przerodziły się w mżawkę. Dziewczyna chwyciła leżącą na ziemi torbę i powiesiła ją sobie na ramieniu.

Nagle ogarnęło mnie poczucie niemocy. Nie mogłam sobie nawet przypomnieć, jak to się stało, że znaleźliśmy się w tej sytuacji. Powinniśmy przecież dalej uciekać. Teraz jednak było już za późno, posłusznie podążyliśmy więc za Dallas, która zaprowadziła nas do furgonetki. Usiedliśmy z tyłu, a dziewczyna zatrzasnęła za nami drzwi.

* * *

Podczas jazdy siedzieliśmy z Jamesem ramię w ramię na tylnych fotelach białej furgonetki. Stres sprawił, że nagle wszystko zaczęło docierać do mnie ze zdwojoną ostrością: delikatny zapaszek benzyny i opon, który lgnął do moich włosów; ledwo słyszalny pomruk policyjnej radiostacji ostrzegającej nas przed patrolami. W pewnym momencie poczułam na dłoni dotyk palców Jamesa i natychmiast na niego spojrzałam. Patrzył prosto przed siebie, zaciskając zęby, myślami był zapewne przy opaskach krępujących nasze ruchy. Podróż trwała już wiele godzin, a plastikowe zapinki zdążyły mi poobcierać boleśnie skórę na nadgarstkach. James zapewne czuł dokładnie to samo.

Gdy w pewnej chwili Dallas spojrzała w lusterko wsteczne, uchwyciła odbite w nim spojrzenie Jamesa, które wyrażało czystą nienawiść.

– Spokojnie, przystojniaczki. Jesteśmy już prawie na miejscu. Nastąpiła zmiana planów. W nocy policja urządziła nalot na nasz magazyn w Filadelfii. Dlatego jedziemy do kryjówki w Salt Lake City.

– Ale przecież Realm kazał nam udać się na wschód – zaoponowałam, prostując się na fotelu. – Powiedział…

– Wiem, co powiedział ci Michael Realm – bezceremonialnie weszła mi w słowo dziewczyna. – Musimy jednak brać pod uwagę obecną sytuację. Nie bądź naiwna. Jesteśmy ścigani przez Program. Dla nich nie jesteśmy niczym więcej jak zarazą, którą trzeba wyleczyć. Powinniście być nam wdzięczni, że w ogóle zgodziliśmy się wam pomóc.

– Będę z tobą szczery, Dallas – odezwał się James głosem drżącym od z trudem hamowanego gniewu. – Jeśli za chwilę nie zdejmiesz tych zapinek z rąk mojej dziewczyny, zrobię się naprawdę nieprzyjemny. A nie chciałbym cię skrzywdzić.

Dziewczyna posłała mu jeszcze jedno spojrzenie w lusterku. Na jej twarzy nie odmalował się choćby cień zdziwienia.

– Dlaczego wydaje ci się, że byłbyś w stanie mi coś zrobić? – spytała poważnym tonem. – James, nie masz pojęcia, do czego jestem zdolna.

Jej słowa zmroziły mnie. Wystarczyło zerknąć na Jamesa, by zyskać pewność, że on też zrozumiał, iż jego groźba nie odniosła zamierzonego efektu. Dallas była twarda. Sprawiała wrażenie kobiety, która nie wie, co to strach.

Pędziliśmy nadal szosą, a za oknami zmieniały się widoki. Gdy przemierzaliśmy Oregon, po obu stronach drogi ciągnęła się ściana lasu, a gałęzie zwieszały się nad nami niczym baldachim. Teraz las się skończył i nic nie zasłaniało nieba. Teren stał się bardziej pagórkowaty, na łąkach kwitło mrowie kwiatów, a na horyzoncie wznosił się pod niebo monumentalny łańcuch górski. Jego widok zapierał dech w piersiach.

Czułam, jak zapinka wpija mi się w skórę. Odruchowo skrzywiłam się pod wpływem bólu, jednak już po chwili próbowałam przykryć ten grymas uśmiechem, gdyż James zaczął zdradzać oznaki jeszcze większego zdenerwowania. Przesunął się tak, bym mogła się o niego oprzeć i odprężyć. Po chwili razem wpatrywaliśmy się w okna, za którymi łąki ustąpiły miejsca ogrodzonym drucianą siatką posesjom i podupadłym warsztatom samochodowym.

– Witajcie w Salt Lake City – odezwała się Dallas, skręcając na parking przy jakimś magazynie mieszczącym się w niskim, zapuszczonym budynku z cegły.

Spodziewałam się, że kryjówka znajduje się na strzeżonym terenie. Na myśl, że nic nie będzie nas chroniło przed agentami Programu, ogarnęła mnie panika.

– Tak naprawdę – poinformowała Dallas, gdy z zaciśniętymi ustami omiotła wzrokiem teren wokół – znajdujemy się na rogatkach miasta. Ono samo robi znacznie lepsze wrażenie. To miejsce jest jednak bardziej ustronne, a zabudowa na tyle zwarta, że będziemy niewidoczni za dnia. Cas świetnie się spisał.

Na parkingu czekała już nasza escalade. Dallas zaparkowała za nią i wyłączyła silnik, po czym odwróciła się i otaksowała nas spojrzeniem.

– Uwolnię was pod warunkiem, że obiecacie zachowywać się jak przystało na grzecznego chłopca i grzeczną dziewczynkę. Dotarliśmy całkiem daleko i naprawdę wolałabym, żebyście nie przysporzyli nam kłopotów.

„James, błagam, nie palnij żadnego głupstwa”.

– Kłopoty to moja specjalność – rzekł James beznamiętnym tonem.

Posłałam mu wściekłe spojrzenie. Dallas roześmiała się tylko i wysiadła z samochodu. James spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. To, że nastawiał przeciwko nam buntowników, których zakładnikami byliśmy, nie wywoływało w nim żadnej skruchy.

Przesuwne drzwi furgonetki otworzyły się z głośnym metalicznym skrzypnięciem i zalało nas popołudniowe światło. Oślepieni zaczęliśmy mrugać oczami. W pewnym momencie poczułam na ramieniu dłoń Dallas, która wyciągnęła mnie z samochodu. Nadal mrużyłam oczy, gdy przede mną stanął Cas. W ręce trzymał scyzoryk. Z przerażeniem wciągnęłam gwałtownie powietrze, a wtedy on uniósł szybko drugą dłoń w uspokajającym geście.

– Nie, nie – powiedział, potrząsając głową. W jego głosie pobrzmiewała uraza, że w ogóle mogłam pomyśleć, iż zamierza mnie skrzywdzić. – Przetnę tylko zapinkę.

Rzucił szybkie spojrzenie w kierunku Jamesa, który zatrzymał się w drzwiach samochodu gotowy do ataku.

– Stary, spokojnie – próbował uspokoić go Cas. – Nie jesteście więźniami.

James odczekał chwilę, jednak w końcu zeskoczył na chodnik. Odwrócił się plecami do Casa, który zajął się przecinaniem plastikowej zapinki. Przez cały czas James nie spuszczał mnie z oczu. Scenie tej przypatrywała się z boku Dallas, a jej uniesione brwi sugerowały, że to wszystko ją bawi. Nie potrwało to długo. Gdy Cas uwolnił ręce Jamesa, ten w następnej sekundzie znalazł się przy dziewczynie. Chwycił ją za koszulkę i przyparł do samochodu. Z jego gardła dobyło się ostrzegawcze warknięcie:

– Przysięgam, jeśli jeszcze raz spróbujesz dopieprzać się do Sloane, to…

– To co zrobisz? – przerwała mu Dallas lodowatym tonem.

Niemal dorównywała mu wzrostem, ale była bardzo szczupła. Drobną dłonią chwyciła go za nadgarstek. Wiedziała, że i tak jest górą, dlatego go prowokowała. W pewnym momencie na twarzy Jamesa zaszła zmiana i zwolnił uchwyt. Zanim jednak zdążył się odsunąć, Dallas wykonała dwa błyskawiczne ruchy. Jej łokieć powędrował ku brodzie Jamesa i rozległo się głuche uderzenie. W tej samej sekundzie dziewczyna jedną ze swoich długich nóg oplotła nogi Jamesa i szybko sprowadziła go do parteru. Wykrzyczałam jego imię, jednak mój chłopak leżał już na ziemi i wpatrywał się nieruchomym wzrokiem w niebo. Dallas przyklękła obok i uśmiechając się, poprawiła pogniecioną, przekrzywioną po ataku Jamesa koszulkę.

– Cóż za temperament! – oświadczyła. – Szkoda, że nie stawiałeś się tak, kiedy wlekli cię do ośrodka Programu.

Jej słowa były dla mnie szokiem. Poczułam się dotknięta. Nie rozumiałam, jak można powiedzieć coś tak okrutnego, co zabrzmiało, jakbyśmy to my ponosili winę za to, że objęto nas Programem. Po chwili James potarł obolałą szczękę, odepchnął Dallas i zaczął gramolić się na nogi. Nie próbował się z nią spierać. Czyż mogliśmy dyskutować z faktami, których nie pamiętaliśmy?

– No dobra – odezwała się Dallas – czas iść do środka.

Po tych słowach ruszyła w stronę rampy, gdzie niegdyś odbywał się załadunek. James burknął, że przyniesie z samochodu naszą torbę.

Z nieba lał się żar. Teraz, gdy zabrakło osłony drzew, poczułam, jak słońce pali moje policzki. Nie byłam przyzwyczajona do takiego upału. Sąsiednia parcela też wyglądała na opuszczoną. Dallas miała chyba rację, wspominając, że to odludne miejsce. Wokół panowała cisza.

Cas wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze i na chwilę zanurzył dłoń w swoich długich kasztanowych włosach. Z bliska jego złamany nos nie wyglądał aż tak źle. U jego szczytu widniała niewielka rana, a całość była opuchnięta. Pod oczami chłopak miał ciemne sińce – pozostałość po uderzeniu. W sumie jednak Lacey nie potraktowała go zbyt ostro.

– Dallas nie zawsze była taka jak teraz – odezwał się do mnie po cichu Cas. – Zanim trafiła do Programu, jej życie wyglądało zupełnie inaczej.

– A więc poddano ją leczeniu? – spytałam zdziwiona. – Z jej słów wynikało, że nienawidzi rekonwalescentów.

– Nienawidzi tego, co Program robi z ludźmi – podpowiedział Cas, potrząsając głową. – Większość czasu poświęca teraz treningowi.

– Jakiemu treningowi? – zainteresowałam się, kątem oka obserwując Jamesa, który właśnie pluł na chodnik krwią. Cios Dallas musiał być silniejszy, niż sądziłam.

– Samoobrony – odparł Cas. – Uczy się, co musi zrobić, by kogoś zabić, jeśli będzie tego wymagała sytuacja. Albo gdy Dallas będzie po prostu chciała to zrobić.

Zamilkł na chwilę, po czym dodał:

– Słuchaj, wiem, że wygląda to wszystko nieco dziwnie. Ale walczymy po tej samej stronie co wy.

– Jesteś pewien? – spytałam prowokacyjnie, wskazując na związane na plecach ramiona.

Cas wymruczał przeprosiny i delikatnie ujął mnie za przedramię, próbując dostać się ostrzem scyzoryka pod plastikowy zacisk.

– Kto wie – rozległ się zza moich pleców jego głos – może na koniec wszyscy się zaprzyjaźnimy.

Więzy ustąpiły, znów miałam swobodę ruchów. Natychmiast zaczęłam masować miejsca, gdzie zapinka wrzynała mi się w skórę.

– Raczej bym na to nie liczył – wtrącił się James, stając między nami. Pod nogi rzucił nasz worek marynarski. Następnie przypatrzył się zaczerwienieniom na moich nadgarstkach. Kciukiem delikatnie powiódł po otartej skórze, po czym podniósł moją dłoń do ust i pocałował.

– Lepiej? – spytał. Sprawiał wrażenie, jakby obarczał się odpowiedzialnością za to, co się stało, choć przecież to wcale nie była jego wina.

Mocno go przytuliłam, wciskając policzek w zagłębienie na jego szyi. Wcale nie byłam pewna, czy nasza sytuacja się poprawiła. Być może wpakowaliśmy się w jeszcze większą kabałę.

– Zaraz zeświruję ze strachu – wyszeptałam.

James zanurzył twarz w moich włosach i szepnął, by nie usłyszał go Cas:

– Ja też się boję.

W pewien sposób jego słowa przypomniały mi o czymś. Przywoływały jakieś odległe wspomnienie, którego nie umiałam umiejscowić w czasie i przestrzeni. Wiedziałam, że wystarczyłoby zażyć pigułkę, którą trzymałam schowaną w kieszeni, a przypomniałabym sobie wszystko. Odsunęłam się i spojrzałam w oczy Jamesowi. Dostrzegłam w nich to, co sama teraz czułam: niepewność, tak jakby on również wyczuwał w sobie to niejasne, znajome wspomnienie. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, gdy dobiegło nas wołanie Dallas. Dziewczyna stała przy frontowych drzwiach magazynu.

– Lepiej zejdźcie z widoku – poradziła. – No chyba że czekacie, aż się wami zainteresuje jakiś agent.

Samo wspomnienie agentów wystarczyło, bym ruszyła w jej stronę. James wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się do budynku, który sprawiał wrażenie opuszczonego. Zmierzaliśmy ku temu, co pozostało ze zdziesiątkowanego ruchu buntowników. Ku temu, co było naszą nadzieją na ocalenie przed Programem. Nawet jeśli oznaczało to, że będziemy bezpieczni tylko przez chwilę.Rozdział trzeci

W naszym pokoju nie było co prawda okien, ale jego wnętrze rozświetlał ostry blask żarówki, który po jakimś czasie wyrwał mnie ze snu. James spał spokojnie odwrócony do mnie plecami. Nie mogłam się domyślić, która jest godzina, ale czułam się rozbudzona. Wstałam z łóżka i sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni po plastikowy woreczek. Dłuższą chwilę wpatrywałam się w spoczywającą na jego dnie pigułkę.

Czy gdybyśmy mieli dwie tabletki, zażylibyśmy je? Czy naprawdę zdecydowalibyśmy się na taki krok, wiedząc, że grozi on śmiercią? A poza tym czy nie byliśmy teraz oboje, mimo wszystko, szczęśliwi? Czy rzeczywiście warto byłoby ryzykować życie dla wspomnień? Gdybym tylko mogła porozmawiać z Realmem, na pewno zrozumiałabym więcej. Jednak Realm uciekł, zostawił mnie.

Przymknęłam powieki i spróbowałam się wyciszyć, odepchnąć od siebie złe myśli. Podeszłam do komódki i włożyłam woreczek z pigułką do górnej szuflady, przykrywając go bielizną. Potem narzuciłam na ramiona zrobiony na drutach sweter i wymknęłam się na korytarz.

W powietrzu unosiła się woń kartonów i taśmy pakowej, ale i tak pachniało tu lepiej niż w ośrodku Programu, gdzie dominował szpitalny odór. W kuchni zastałam Dallas. Stała oparta o ladę i nalewała sobie kawę. Przystanęłam w progu, a potem celowo zrobiłam trochę hałasu, żeby jej nie przestraszyć swoim wejściem.

– Cześć, Sloane – odezwała się, nie podnosząc wzroku. – Jeśli musisz wziąć prysznic – przy tych słowach jej ciemne oczy prześlizgnęły się po mnie – a wygląda na to, że chyba musisz, łazienkę znajdziesz obok głównej sali.

Podziękowałam i usiadłam przy stole. Dallas niespiesznie napiła się kawy, a potem obdarzyła mnie szerokim uśmiechem. Przerwa między jej przednimi zębami wyglądała uroczo, jej usta miały naturalny, piękny jasnoczerwony odcień. W pewnym momencie sięgnęła po drugi kubek, napełniła go kawą i podała mi. Ten drobny gest w pierwszej chwili zaskoczył mnie i poruszył. Tym bardziej, że byłam pewna, iż istnieje między nami napięcie. Po chwili usiadła naprzeciwko mnie, oparła się łokciami o blat stołu i zaczęła szukać czegoś w komórce.

– Od jak dawna jesteś z Czarującym Księciuniem? – spytała, nie podnosząc wzroku znad ekranu.

– My… – zawahałam się. – Tak naprawdę to nie wiem. Nie pamiętam.

– Wiem, jak to jest – zapewniła przepraszającym tonem. – Kiedy wróciłam z ośrodka, na początku nie czułam się zbyt dobrze. Moje włosy – schwyciła w dwa palce jeden z dredów – miały jeszcze wtedy ciemny kolor i było ich dużo. Ubrania wydawały mi się sztywne i drapiące. Moja matka umarła krótko po tym, jak mnie urodziła. Tego wspomnienia nie udało im się wymazać. Za to mój stary jest skończonym dupkiem. Na miejscu ludzi z Programu to jego próbowałabym zmienić, skoro zależało im na tym, żeby mi pomóc. Kiedy pewnej nocy wrócił pijany do domu i uderzył mnie w twarz, straciłam nie tylko ząb, ale też kilka wspomnień.

Usłyszawszy to, z wrażenia niemal upuściłam kubek na podłogę.

– Chwileczkę, twój tata… A więc zachowałaś jakieś wspomnienia z okresu przed leczeniem? – Nie mogłam się zdecydować, o co spytać w pierwszej kolejności. Ale Dallas nakazała mi cierpliwość gestem uniesionej dłoni.

– Mój ojciec trafił do więzienia. A ja z powodu całego zajścia musiałam brać udział w dodatkowych spotkaniach terapeutycznych. Podczas rozmów z lekarzami nie przyznawałam się, że nadal mam dostęp do wspomnień. Ponieważ nagle zrozumiałam, skąd się wzięły. – Na chwilę umilkła i przyglądała mi się badawczo. – Domyślam się, że ty też miałaś przyjemność poznać Rogera.

– To on zabrał mnie do ośrodka – wyjaśniłam, mimo woli ściszając głos, gdy nagle ogarnęło mnie, zupełnie niezasłużone, poczucie winy. – Na terenie placówki Programu trudnił się, można powiedzieć, handlem wymiennym. Pocałowałam go w zamian za umożliwienie mi zachowania jednego wspomnienia. To właśnie dzięki temu udało mi się odnaleźć Jamesa po wyjściu.

– Pocałowałaś go? – zaśmiała się cierpko Dallas. – Roger jest uosobieniem całego zła tego świata. Wszystkiego, czym pogardzam. Pracował też w moim ośrodku. Tyle że tam chciał nie tylko pocałunku. Żądał czegoś więcej. – Dallas zaczęła pocierać gwałtownie ręce, aż na jej szyi i dekolcie pojawiły się czerwone plamki. Po chwili odezwała się niskim głosem, udającym tembr głosu Rogera. Efekt był piorunujący, momentalnie dostałam gęsiej skórki. – Albo się obnażysz, albo nic nie dostaniesz.

– Mój Boże – szepnęłam. – Dallas, tak mi przykro…

– W ten sposób zdobyłam sześć wspomnień – ciągnęła, nie zwracając uwagi na okazywane współczucie. – Ale to za mało. Pragnę odzyskać więcej, najlepiej wszystkie. Czasami nie wiem nawet, czy jestem jeszcze prawdziwą osobą. Nie podoba mi się to, co ze mnie zostało. I przepełnia mnie gniew, nieopisana wściekłość. Marzę o zemście.

– Pomogę ci pokonać Program – zapewniłam poważnym głosem. – Nigdy nie dam się tam z powrotem zaciągnąć. Żeby mieć pewność, że go uniknę, muszę go zniszczyć.

Opowieść Dallas poruszyła we mnie czułą strunę. Przepełniła mnie desperacja, która towarzyszyła mi, gdy opuszczałam Oregon. Nagle na nowo uświadomiłam sobie, że stawką w prowadzonej przez nas walce, jest nasze życie. Program nigdy się nie podda.

Dallas sprawiała wrażenie zaskoczonej moją reakcją.

– Sloane, chyba jesteś ciekawszym okazem, niż sądziłam – stwierdziła, a ja poczułam, że uznanie w oczach tej dziewczyny jest dla mnie zaskakująco istotne.

Nagle Dallas, która przed chwilą dzieliła się ze mną swoimi tajemnicami, wstała od stołu i wyszła z kuchni. Na stole został kubek z niedopitą kawą.

Wciąż odczuwałam mdłości, które wywołało wspomnienie Rogera. Wylałam resztkę kawy Dallas do zlewu, opłukałam naczynie i odstawiłam na suszarkę. Gdy przebywałam na leczeniu w ośrodku, Roger zaproponował mi pewien układ. W zamian za pigułkę, której zażycie miało ocalić wybrane wspomnienie, zażądał ode mnie pocałunku. Chyba nigdy nie uda mi się wyprzeć z pamięci ohydnego dotyku jego warg ani wstrętnego smaku, jaki ten pocałunek pozostawił w moich ustach. Przez cały czas, gdy jego dłonie błądziły po moim ciele, a nasze usta się stykały, szlochałam bezgłośnie. Wystarczyło teraz wspomnienie tamtych strasznych chwil, by momentalnie ogarnęło mnie poczucie bezradności. Odruchowo skrzyżowałam ręce na piersi w obronnym geście. Nie mogłam nawet wyobrazić sobie, do czego posunąłby się ten mężczyzna, gdybym tylko mu pozwoliła. Na szczęście mogłam wtedy liczyć na opiekę Realma. To on chronił mnie przed Rogerem. Wdał się nawet w bójkę z agentem, którą ten przypłacił złamaniem ręki, a koniec końców został zwolniony z pracy. Dallas nie miała tyle szczęścia. Nikt nie stanął w jej obronie.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z beznadziei naszego położenia. Byliśmy uciekinierami i nie mieliśmy tak naprawdę dokąd się udać. Ale przynajmniej zachowaliśmy wolność. Wokół nas nie krążyli agenci, którzy według własnej woli wiązali pacjentów do łóżka. Nie musieliśmy się obawiać lekarzy, którzy mieszaliby nam w głowach i bawili się naszymi prywatnymi wspomnieniami. Można powiedzieć, że byliśmy prawdziwymi szczęściarzami. Kiedy rozglądałam się bezradnie po maleńkim wnętrzu prostej kuchni, powtarzałam to sobie raz za razem: mamy szczęście, że w ogóle żyjemy.

* * *

– Czyżbym wyczuwał mydło? – mruknął James, gdy wróciłam z łazienki. Odwrócił się i obrzucił mnie zaspanym spojrzeniem. – I kawę? Boże, Sloane, nie masz przypadkiem kawy?

– Pod warunkiem, że obiecasz być dla mnie bardzo miły – oznajmiłam, szczerząc zęby w uśmiechu.

– Jeśli masz kawę, natychmiast dostaniesz ode mnie buziaka. A jeśli masz dla mnie też hamburgera, klęknę przed tobą na jednym kolanie. Może być?

Ze śmiechem podałam mu kubek z kawą. James wstał z łóżka i głośno ziewnął. Wyciągnął rękę i dotknął moich włosów. Były nadal wilgotne po kąpieli. Nawinął sobie kosmyk na palec.

– Kręcą się. I są czyste. Jak to możliwe?

– Wzięłam prysznic – oznajmiłam dumnym głosem, jakby było to nie lada osiągnięcie.

– Pięknie.

– Muszę rozejrzeć się za jakimiś kosmetykami do włosów – stwierdziłam.

Bez suszarki i prostownicy moje włosy z dnia na dzień traciły fason i kręciły się coraz bardziej. W sumie nic dziwnego – w końcu na ścianach w pokoju moich rodziców wisiały zdjęcia dziewczynki z loczkami.

– No dobra, piękna – odezwał się James, po czym napił się kawy. Po chwili skrzywił się strasznie i odstawił kubek na komodę. – Ohyda.

– Wiem. A na domiar złego nie udało mi się znaleźć śmietanki.

James przeciągnął się, omiatając wzrokiem ciasne pomieszczenie.

– A więc naprawdę tu jesteśmy. Widziałaś coś ciekawego, gdy poszłaś zrobić się na bóstwo i spaskudzić kawę?

– Odbyłam długą rozmowę z Dallas – oznajmiłam i zaraz poczułam wyrzuty sumienia, że w ogóle o tym wspominam. James zabrał się za przeszukiwanie torby z naszymi ciuchami.

– Nie pobiłyście się?

– Jeszcze nie. Chyba powoli zaczynam ją rozumieć. I wydaje mi się, że trochę się w tobie zadurzyła – powiedziałam, ale James zbył to przepraszającym wzruszeniem ramion. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców, opierając głowę na jego barku. Po chwili szeptem dodałam: – Nie mam pojęcia, co ona w tobie widzi.

– Ani ja – odparł James, po czym przyciągnął mnie do siebie. Za plecami miałam teraz ścianę pokoju. – Myślałem, że tylko ty jesteś wystarczająco szalona, by ze mną być.

– Bo jestem – przyznałam, zwilżając językiem wargi. – Na twoim miejscu dałabym sobie spokój z innymi dziewczynami. Za wysokie progi.

– Mm… – James pocałował mnie, a jego dłoń powędrowała ku zapięciu stanika. Natychmiast żywiej zabiło mi serce.

W tym samym momencie rozległo się delikatne pukanie do drzwi.

– Nie ruszaj się – polecił James, całując mnie po brodzie, a następnie odszukując ustami ucho. Z uśmiechem pozwalałam mu jeszcze przez chwilę na te pieszczoty. W końcu jednak go odepchnęłam.

– Przecież oni wiedzą, że tu jesteśmy.

– Jesteśmy zajęci – krzyknął James w kierunku drzwi, po czym znów próbował mnie pocałować.

– Muszę z wami pogadać – z korytarza dobiegł głos Lacey.

James zamarł, a gdy zerknął ku drzwiom, na jego twarzy dostrzegłam niepokój. Aby zatrzeć to wrażenie, szybko zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów i dodał ze sztuczną pewnością siebie: – Jeszcze z tobą nie skończyłem, panno Barstow.

Po chwili ruszył do drzwi, a ja szybko podniosłam jego kubek i napiłam się kawy. Rzeczywiście była ohydna. Marszcząc nos, posłałam mu wymowne spojrzenie. James wpuścił Lacey do pokoju. W chwili gdy ją ujrzałam, poczułam, że robi mi się słabo.

– Co się stało? – zawołałam.

Nie od razu odpowiedziała. Usiadła na łóżku, wsparła łokcie na kolanach, a brodę podparła dłońmi. Mokre rude włosy miała zaczesane gładko do tyłu. Kiedy przyjrzałam się jej uważniej, dostrzegłam, że drży. To samo musiał też dojrzeć James, bo szybko zamknął drzwi i stanął przy mnie, krzyżując ramiona na piersi. W pewnym momencie Lacey podniosła nagle głowę i obrzuciła nas dziwnym spojrzeniem

– Coś jest ze mną nie tak – powiedziała szeptem. – Też to widzicie?

Jej pytanie zupełnie mnie zaskoczyło. Odruchowo spróbowałam sprowadzić jej myślenie na znajome tory.

– Masz migrenę? – spytałam. – Jak możemy…

– Mojej matce doskwierała czasem migrena – weszła mi w słowo Lacey, a jej głos stał się nagle poważny. – Pewnego razu, gdy powalił ją szczególnie zjadliwy atak migrenowy, kazała mi usiąść obok siebie na łóżku i powiedziała, że chce się rozwieść z moim tatą. Szlochała bez końca, aż w końcu łez było tyle, że zaczęła się nimi krztusić. Przez cały czas powtarzałam jej, żeby się uspokoiła. Nie chciałyśmy zdenerwować taty. Bóle mamy stawały się nie do zniesienia, gdy ojciec wpadał we wściekłość.

James poruszył się niespokojnie.

– To straszne. Dlaczego Program nie usunął tego wspomnienia?

No właśnie. Przecież powinien był w pierwszej kolejności wymazywać takie straszne myśli. Czyżby w trakcie terapii popełniano tak poważne błędy?

Lacey ciągnęła, jakby w ogóle nie docierały do niej słowa Jamesa:

– Tata przyniósł wtedy do domu bukiet róż. Wystarczył rzut oka na opuchniętą twarz mojej matki, by zrozumiał, co się stało. Ujął ją szybko za rękę, a po chwili wyszedł z pokoju. Nigdy więcej nie wspomniała już o rozwodzie. Ale też nigdy potem nie widziałam na jej twarzy uśmiechu. Za to potem już niemal codziennie dopadały ją migreny.

Z nosa Lacey pociekła strużka krwi, która zabarwiła jej usta i zaczęła skapywać na kolana. Krzyknęłam z przerażenia, a wtedy wyciągnęła dłoń w kierunku plamy. Gdy ujrzała na palcach szkarłatną krew, zaczęła płakać.

– Kurwa mać – jęknęła, pryskając kropelkami krwi, która spłynęła na jej usta.

James zareagował błyskawicznie. Już po chwili siedział obok niej i zaciskał dwa palce na grzbiecie jej nosa.

– Uciskaj w tym miejscu – poradził, nakierowując jej drżącą rękę w odpowiednie miejsce.

Gdy Lacey powstrzymała już nieco krwawienie, ułożył jej głowę na oparciu łóżka. Spojrzała na niego przelotnie, a z jej oczu wyzierała zupełna bezradność. James uśmiechnął się do niej, dodając otuchy, i pogładził po włosach.

– To tylko małe krwawienie z nosa – zapewnił. – Nic ci nie będzie.

– Ależ z ciebie kłamca – szepnęła.

James nie dał po sobie niczego poznać. Nie drgnął ani jeden mięsień w jego twarzy.

– Zamknij się. Wyliżesz się z tego. Powtórz.

– Ale co mam powtórzyć? Zamknij się?

– No widzisz, Lacey? To nic takiego.

Przymknęła oczy. Chyba już nie miała siły mu się opierać.

– No dobra, nic mi nie będzie – powtórzyła. – Wyliżę się z tego.

Obserwowałam z boku, jak mój chłopak kładzie się przy Lacey i obejmuje ją ramieniem, tak by mogła oprzeć na nim głowę. I nagle uderzyła mnie myśl: James był najbardziej przekonującym kłamcą, jakiego kiedykolwiek widziałam. Choć za wszystkimi jego kłamstwami stały jak najlepsze intencje.

* * *

Gdy krwawienie z nosa ustało, Lacey poszła do łazienki się umyć. Ani słowem nie skomentowała wspomnienia, które nagle do niej powróciło. Mimo że powinno pozostać ukryte. Lacey nigdy nie spotkała Rogera, zatem było to jej pierwotne wspomnienie, przebłysk pamięciowy. W ośrodku przestrzegano nas, że nadmiar bodźców jest niebezpieczny, ponieważ może doprowadzić do zakłócenia pracy mózgu i rozpadu psychiki. Również Dallas wspomniała, że jest to jeden z możliwych skutków ubocznych. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale równocześnie budził się we mnie lęk, że rzeczywiście może tak być – nasze wspomnienia mogą nas uśmiercić.

Z niewesołych rozmyślań wyrwał mnie głos Casa:

– Cześć! – Chłopak stał w drzwiach naszego pokoiku. Długie włosy zaczesał za uszy, przebrał się w świeże ciuchy. – Dochodzi czwarta. Spotykamy się w dużym pokoju. Przyjdziecie?

– Och… – Zerknęłam na Jamesa, który nadal siedział na łóżku. Posłał mi szybkie spojrzenie i skinął głową. – Jasne. Zaraz idziemy.

Cas przeniósł spojrzenie z Jamesa na mnie. Jego twarz spochmurniała.

– Coś się stało? – W głosie Casa wyczułam powagę, która brzmiała znacznie bardziej szczerze niż wymuszona poranna gościnność.

– Nie – odparłam szybko. – Po prostu się jeszcze nie wyspaliśmy.

Cas przez chwilę przypatrywał się nam w milczeniu. W końcu jednak przywołał na twarz szeroki uśmiech. Nie umiałam pozbyć się wrażenia, że sztuczny.

– Pośpieszcie się lepiej – stwierdził, rozglądając się po pokoju. – Jeden z chłopaków przywiózł pizzę. A na tego typu luksusy jest tu duże zapotrzebowanie i za chwilę może być za późno.

– Słyszałeś, co powiedziała? – odezwał się James, zakładając ręce na piersi. – Przyjdziemy za kilka minut.

Uśmiech spełzł z ust Casa.

– W takim razie do zobaczenia wkrótce – rzucił i wyszedł.

Zauważyłam jednak, że wcześniej z uwagą przyjrzał się naszym rzeczom. Odniosłam wrażenie, że w ten sposób próbuje wywnioskować, co między nami zaszło. Domyślałam się, że jest spostrzegawczy, i wcale mi się to nie podobało. Nie podobało mi się też, że nam nie ufa. Choć przecież my nie ufaliśmy za grosz jemu.

Sytuacja z Lacey zupełnie wytrąciła nas z równowagi. Nie mieliśmy zamiaru wspominać o tym buntownikom, dopóki sami nie zrozumiemy, co jej dolega. Gdyby uznali, że choroba znów ją zaatakowała albo że ze względu na kłopoty zdrowotne Lacey jest dla nich balastem, mogliby ją wyrzucić na ulicę. Musieliśmy chronić naszą przyjaciółkę. W tym mrocznym świecie nie wiadomo było, komu można zaufać. Dlatego mieliśmy tylko siebie i musieliśmy się o siebie wzajemnie troszczyć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: