Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lato utkane z marzeń - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 lipca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Lato utkane z marzeń - ebook

Gabriela Gargaś – czarodziejka kobiecych uczuć – zaprasza do urokliwego pensjonatu w Bieszczadach, gdzie wszystko może się zdarzyć…

 

W małym bieszczadzkim miasteczku czas płynie leniwie. W ogrodzie przy Różanym Pensjonacie rozkwitają róże, a serce Michaliny tęskni za mężczyzną, którego pokochała pewnego zimowego wieczoru. Jej wybranek jednak odwiedza ją zdecydowanie zbyt rzadko, przez co ich miłość zostaje wystawiona na próbę.

Sielską atmosferę zburzy przybycie tajemniczego Przemka, który spróbuje oczarować Michalinę i skraść jej serce. Czy uda mu się sprawić, że dziewczyna zapomni o ukochanym?

W malowniczej scenerii goście pensjonatu przeżyją niezapomniane chwile, a ich los się odmieni i dostaną od życia drugą szansę.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-966-7
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Wiesz, bo ja myślałam, że między Tobą i mną: wszystko. Bo musiało przecież być to coś. Nie wierzę, że nie było nic. Nie mogłam sobie tego uroić, wyobrazić. Widziałam to w Twoich oczach, w uśmiechu. Cały wszechświat był w Twoim spojrzeniu. Ty uśmiechałeś się do mnie, patrzyłeś na mnie. No, wiesz jak. No, tak… Może nie z uwielbieniem, nie zalotnie. Nawet nie potrafię tego ubrać w słowa. Ale jakoś tak, że chciałam, byś patrzył na mnie nieustannie. Kobiety niekiedy za dużo sobie wyobrażają. Roztrząsają w głowie wypowiedziane słowa, wałkują je w kółko, uśmiechają się do swoich myśli. Żebyś wiedział, jakie ja mam myśli! Może lepiej, że nie siedzisz mi w głowie. Bo ja… Sama się rumienię, kiedy pomyślę, co mi po niej chodzi. Czasami mam wrażenie, że zrobiłam z siebie idiotkę, bo może sama chciałam bardziej, a ty mniej. Bo może faktycznie mi się wydawało. I widzisz, po co o tym myślę…?

Michalina spojrzała na napisane wyrazy. Chciała porwać kartkę, jednak nie mogła pozwolić, by kolejne słowa nie zostały doręczone do adresata.

Tak rzadko mówimy o tym, co czujemy. Myśli, emocje, uczucia pozostawiamy w głowie, w sercu, nie wypuszczamy ich na światło dziennie. Dlaczego nie mówimy, że za kimś szalejemy, kogoś kochamy, kogoś pragniemy? Bo zazwyczaj boimy się odrzucenia.

— To nie jest dobry moment! — powiedział kilka dni przed rozstaniem Artur.

— Zawsze! Zawsze jest dobry moment na to, by zostać, by uratować miłość. By być. Zawsze! Jeśli tylko byś chciał… — Michalina wycelowała w niego palcem. — Jesteś draniem! Nikt nam życia nie zwróci, nie cofnie, nie da możliwości, żeby zacząć jeszcze raz… Nikt nam tego nie odda; tego, co jest teraz między nami.

Potem wtuliła się w jego ramiona.

— Powinniśmy popracować nad naszym związkiem. — Wiedziała, że tonie, jednak chwytała się swoich słów niczym tonący brzytwy.

— Może kiedyś… Przepraszam.

Delikatnie ją odsunął, odwrócił się i odszedł.

A ona podeszła do odtwarzacza CD i puściła płytę IRA. Zawsze kiedy była smutna, słuchała rzewnych piosenek.

Zatrzymaj mnie, nie daj mi odejść.

Zapomnę cię, nie będzie już nic.

Cienie we mgle, jak znajdę drogę?

Jutro już nikt, a dziś jeszcze my.1

------------------------------------------------------------------------

1 IRA, Nie daj mi odejść.Rozdział 1

Michalina stała oparta o białą drewnianą balustradę na werandzie i przyglądała się ogrodowi, gdzie kwitły azalie i lwie paszcze. Odwróciła głowę w stronę domu. Po jednej ze ścian pięły się winorośle, a po drugiej róże, których dorodne pączki wyglądały tak, jakby miały pęknąć. Czas od wiosny do jesieni był czasem ukwieconym; tak go nazywała. Pod koniec marca pojawiały się przebiśniegi i sasanki, białe, drobniutkie niczym płatki śniegu. W maju konwalie i bez, w czerwcu ogród był już w pełnym rozkwicie. A w lipcu i sierpniu zbierać można było porzeczki, agrest, maliny, a z drzew spadały papierówki. Z tarasu widać było wzgórza i połoniny, a w dole wstęgę srebrzystego strumyka. W okolicy często pojawiały się jelenie i sarny.

Miśka westchnęła i spojrzała na szyld, który zawisł kilka dni temu przy drzwiach wejściowych: „Różany pensjonat”. Nigdy nie przypuszczała, że będzie wynajmować pokoje gościom, lepić z masy solnej anioły i je sprzedawać. Interes się kręcił, a ona kochała to, co robiła. Nauczyła się już, że w życiu nie należy za bardzo przywiązywać się do swoich planów, bo bardzo często los daje nam prztyczka. Kiedyś inaczej wyobrażała sobie swoje życie, ale… jest, jak jest, i Michalina w gruncie rzeczy była szczęśliwa.

Jej mama zmarła, gdy córka miała osiemnaście lat, więc Miśka musiała zająć się malutkim wówczas bratem Bartkiem. Ich tato, wolny strzelec, pojawiał się i znikał. Nie był to typ, na którego można było liczyć.

Spojrzała na kilka dorodnych krzaków róż. W tym roku nad wyraz obrodziły; krzewy uginały się od ciężaru kwiatów. Wzięła sekator i ucięła kilkanaście gałązek, które chciała wstawić do wazonów, by we wnętrzu pensjonatu roztoczyć ich słodki zapach.

Budzik dzwonił codziennie o godzinie piątej trzydzieści. Czasami korciło ją, żeby go rozwalić. Od kilku miesięcy brakowało jej snu. Nie miała prawa narzekać, bo rezerwacje w pensjonacie były zaplanowane z góry na kolejne tygodnie, ale czasami po prostu chciałaby odpocząć. Dni zlewały jej się w jedno.

Także w ten środowy poranek Michalina obudziła się niewyspana. Przez kilka chwil siedziała bez ruchu na łóżku, nim w końcu wstała. Założywszy szlafrok, poszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic, potem wypiła mocną kawę i przygotowała śniadanie dla ośmiu osób. Następnie jak zwykle poszła do „Cynamonowych Serc”, gdzie czekały na nią zapakowane w pudełko rogaliki. Ucałowała babcię w policzek.

Kiedy wróciła do domu, goście jedli już śniadanie. Wyłożyła na talerz rogaliki i postawiła na środku stołu wraz z domową konfiturą. Prezentowały się niezwykle apetycznie, kusząc złocistą skórką i aromatem. Michalinie bardzo zależało, by przybysze z różnych zakątków Polski dobrze się u niej czuli, a nic nie poprawiało kwaśnego z rana humoru tak, jak wypieki babci Zosi.

Dalsza część dnia nie przyniosła żadnych niespodzianek. Po śniadaniu Miśka pozmywała i równo dwie godziny przed porą obiadową zrobiła zakupy. Ugotowała botwinkę, a na drugie danie zaserwowała kotlety z piersi z surówką z młodej kapustki. Kiedy Bartek wrócił ze szkoły, zastał ją przy lepieniu aniołów. „Rutyna, rutyna i raz jeszcze rutyna” — pomyślała, sprzątając po kolacji. Czekało ją jeszcze pranie pościeli i ręczników, bo ktoś przyjechał, a ktoś odjechał. Wieczór wyglądałby może nieco inaczej, gdyby to była środa lub sobota. Wówczas urządzała dla gości ognisko, na które przygotowywała kiełbaski i żebraka w sosie barbecue, a od pracy odrywały ją tylko telefony od przyszłych gości.

I tak — w podobnym rytmie — mijał dzień za dniem. Ktoś, widząc, jak wygląda jej życie, mógłby złapać się za głowę. Ale Michalina była szczęśliwa, bo otaczali ją wspaniali ludzie.

Często myślała o tym, że społeczność Złotkowa tworzy jedną wielką rodzinę. Wszyscy w jakiś sposób dbali o siebie nawzajem. Ludzie z miasteczka najczęściej robili zakupy w lokalnym sklepie. W obecnych czasach, kiedy supermarkety wchodziły do małych miasteczek i powodowały, że lokalne biznesy nie miały racji bytu, w Złotkowie rodzimy handel kwitł. Jeszcze rok temu Michalinie i jej babci wydawało się, że będą musiały zamknąć „Cynamonowe Serca”, ponieważ w miasteczku otworzono dwie sieciówki, gdzie kawa i ciastka były tańsze, choć nie tak dobre, jak w Zosinej kawiarence. A jednak kiedy mieszkańcy Złotkowa dowiedzieli się, że sieciówki zabierają pani Zofii klientów, zaczęli tłumnie przychodzić do „Cynamonowych Serc” i nie w głowie im była kawa z Costy czy ze Starbucksa. Poza tym ciasta i ciasteczka babci Zosi były pierwszorzędne, wypiekane codziennie z najświeższych produktów: gęstej śmietany, jajek prosto od kury i krowiego mleka — pełnotłustego, a nie jakiegoś rozrzedzonego wodą.

Babcia Zosieńka była wysoka i szczupła, ale emanowała z niej jakaś determinacja. Twarz miała pociągłą, z pajęczyną drobnych zmarszczek, usta lekko zapadnięte, lecz rozszerzone w uśmiechu. Była silną kobietą, która po pięćdziesiątce odważyła się założyć własny biznes. Pod wpływem impulsu — i trochę z potrzeby — wraz z córką, matką Michaliny, otworzyła kawiarenkę „Cynamonowe Serca”.

No, to nie było do końca tak. Zaczęły od pieczenia ciast na różne okoliczności, ale wypieki były tak smaczne, a lis­ta zamówień tak długa, że kiedy tylko nadarzyła się okazja, wynajęły lokal i rozwinęły skrzydła.

Tymczasem Złotkowo, w którym mieszkały — mała mieścina położona w samym sercu Bieszczad, o której jeszcze kilka lat temu nie słyszał żaden turysta — zaczęło przyciągać gości z całej Polski. Każdy, kto cenił ciszę i spokój, chętnie tutaj przyjeżdżał. A kto uwielbiał pyszne wypieki i nie bał się przytyć, nie mniej chętnie zaglądał do kawiarni prowadzonej przez sympatyczną starszą panią.

— Wiesz — powiedziała Miśce któregoś dnia — najbardziej przerażające, najtrudniejsze, najsmutniejsze i najważniejsze historie, jakie można znaleźć w kawiarni, kryją się w klientach. Kryją się w ludziach.

Miśka miała się dopiero przekonać, ile w tym prawdy.

Goście wyjechali, następni mieli przyjechać w poniedziałek. Michalina powinna zrobić jeszcze tyle rzeczy… ale prawdę mówiąc, wcale jej się nie chciało. Postanowiła chwilę odpocząć. W końcu była tylko młodą kobietą i choć kochała swoje życie, miała też własne potrzeby.

Na szczęście nie była samotna. Obecnie spotykała się z Arturem, choć coraz częściej wątpiła w ten ich związek. Mężczyzna mieszkał we Wrocławiu i zjawiał się u niej raz w miesiącu. Miał zobowiązania: dzieci z pierwszego małżeństwa i pracę. Poza tym coraz częściej wydawało się Miśce, że rozmijają się niemal we wszystkim: w postrzeganiu świata, w poglądach na życie, a nawet w tym, co myślą o miłości.

Otworzyła szeroko okna, usiadła na kanapie i wybrała jego numer.

— Cześć — rzuciła do słuchawki, kiedy odebrał. Opadła na poduszki, przytrzymując brodą telefon.

— Cześć.

— Tęsknię za tobą! — powiedziała po prostu. — Już się nie mogę doczekać, kiedy znów cię zobaczę.

— No wiem.

Krótka odpowiedź. Pewnie nie mógł rozmawiać.

— Nie możesz mówić?

— Jestem w biurze.

— Rozumiem. Ale minęła osiemnasta. — Była już lekko poirytowana.

— Tak, ale mam ważny projekt do skończenia. — Teraz i on się zirytował.

— To nie będę ci przeszkadzać.

— A coś się stało?

„Wszystko, wszystko się stało!” — chciała wykrzyczeć Miśka.

— Po prostu tęsknię za tobą. Czuję się samotna. Nie mam się do kogo w nocy przytulić.

No i po co to z siebie wyrzuciła? Wiedziała, że żaden mężczyzna nie lubi takich gadek.

— No cóż — westchnął. — Wkrótce się zobaczymy — powiedział obojętnie, albo tak się Miśce zdawało. — ­Muszę kończyć. Odezwę się.

— Zaczekaj…

— Tak?

— Kocham cię.

— Mhm. Pa.

Rozłączył się. A w Miśce aż się coś w środku zagotowało. Ostatkiem woli zmusiła się, żeby nie cisnąć telefonu o ścianę. „Faceci” — pomyślała.

I pewnie Artur zadzwoni jutro albo pojutrze i dla niego wszystko będzie w porządku! Jak to jest, że kobiety roztrząsają każde słowo, każde westchnienie, rozbierają na czynniki pierwsze każde zdanie, dostrzegają problemy tam, gdzie mężczyźni ich nie widzą… a u facetów w tym samym czasie wszystko gra?

— Myślałeś o naszej przyszłości? — zapytała Artura podczas jednego ze spotkań.

Przez chwilę milczał. Oparł się na łokciu i odwrócił w stronę Miśki. Odgarnął opadający lok z jej oka.

— Czasem myślę.

— I? — Patrzyła na niego swoimi brązowymi oczami.

— I… — Westchnął. Często wzdychał, gdy zadawała mu trudne pytania. — Wydaje mi się, że jesteśmy w innym punkcie życia.

— To na pewno.

— Ja już byłem żonaty, jestem rozwiedziony, mam dwójkę dzieci.

— Chcesz mi powiedzieć, że nie chcesz mieć kolejnego dziecka? — Michalina poczuła, jak ogarnia ją złość.

— Nie wiem.

— Ale ja chcę być mamą!

— Domyślam się. Może przyjdzie mi z czasem.

— A… a co z nami? — Miśka przełknęła narastający żal i usiadła po turecku naprzeciwko niego. Przynajmniej rozmawiali. — Ty tam, ja tu.

— Mam dzieci…

— Wiem.

— Nie rozmawiajmy o tym teraz.

Unikali rozmów o wspólnej przyszłości i Miśkę zaczęło to uwierać. Bo ona miała przed sobą tyle chwil, które już dawno były za Arturem…

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: