Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Legion Mickiewicza: rok 1848 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Legion Mickiewicza: rok 1848 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 676 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD RE­DAK­CJI.

Od­da­jąc tę książ­kę, jako re­dak­tor pol­skie­go jej wy­da­nia, w ręce Czy­tel­ni­ków, wi­nie­nem po­prze­dzić jej kar­ty kil­ko­ma wy­ja­śnie­nia­mi.

Do­staw­szy do ręki w kra­ju pierw­szy tom fran­cu­skie­go wy­da­nia ni­niej­sze­go Me­mor­ja­łu(1), zwró­ci­łem się przy pierw­szej nada­rzo­nej spo­sob­no­ści do au­to­ra tej pra­cy, pana Wła­dy­sła­wa Mic­kie­wi­cza, za­py­tu­jąc o po­wo­dy, dla któ­rych pu­bli­ka­cja to­mów dal­szych zo­sta­ła wstrzy­ma­na.

Wy­znał wów­czas czci­god­ny Au­tor dzie­ła tego, że nie spie­szy z pusz­cze­niem w świat to­mów dal­szych, nie wi­dząc w kra­ju za­in­te­re­so­wa­nia się Le­gio­nem i ca­łym tym okre­sem dzia­łal­no­ści Swe­go Ojca. "Kie­dy wy­naj­dą nowy wier­szyk Ojca o kar­to­flach – mó­wił – pi­szą o tem ob­szer­ne roz­pra­wy. Le­gion wy­szedł trzy­dzie­ści lat temu, i do­tąd kry­to go mil­cze­niem".

Ze­szła roz­mo­wa na przy­czy­ny tego zja­wi­ska, na sto­su­nek opi­nii, kra­ju do dzia­łań Mic­kie­wi­cza we Wło­szech. Po­ru­szył wów­czas pan Wła­dy­sław M. za­rzut mi­sty­cy­zmu, czy­nio­ny Mic­kie­wi­czo­wi w po­li­ty­ce. "Wy­ma­wia­ją Ojcu, że był mi­sty­kiem – mó­wił – a tym­cza­sem Oj­ciec my­ślał o ży­ciu za­gro­bo­wem, lecz nie za dużo, cze­go do­wód w Le­gio­nie. Zro­bio­no z nie­go tak­że czło­wie­ka, któ­ry wiódł na śmierć mło­dych. Tym­cza­sem Oj­ciec, kie­dy two­rzył Le­gion, miał zmysł rze­czy­wi­sto­ści głęb­szy niż Kra­siń­ski, któ­ry bu­do­wał na hra­biu Cham­bor­dzie, niż Sło­wac­ki, któ­ry two­rzyć chciał kon­fe­de­ra­cję. Som­nia veri- -

1) Mémo­rial de la Le­gion Po­lo­na­ise de 1848 créée en Ita­lie par Adam Mic­kie­wicz – tom pre­mier, Pa­ris 1877.

tas, omnia vita; tego Oj­ciec chciał w Le­gio­nie. Ogła­szał skład wia­ry, kie­dy szedł ją wy­ko­ny­wać. A te praw­dy sta­ły w zgo­dzie z du­chem no­we­go cza­su. Ra­bin ja­kiś utrzy­my­wał w roz­mo­wie z Oj­cem, że wszyst­kie praw­dy Ewan­gel­ji są już w bi­bl­ji. "Nie­za­wod­nie, od­po­wie­dział Oj­ciec, tyl­ko że Chry­stus je wy­ko­ny­wał, i za to go ukrzy­żo­wa­li­ście ".

"Tak samo Ko­ściół – tłó­ma­czył da­lej Au­tor – śpi na praw­dach swo­ich. Wzy­wa mę­czen­ni­ków z przed 1500 lat, a po­mi­ja współ­cze­snych. Ga­ri­bal­di na­zwał syna swe­go Me­not­tim, La­fay­et­te swe­go syna Wa­szyng­to­nem. Do­nio­słość Le­gio­nu leży w tem, że był on za­sto­so­wa­niem do ży­cia no­wych prawd zdo­by­tych. Nie ro­zu­miał tego Ko­ściół, nie zro­zu­mia­ło i To­wa­rzy­stwo De­mo­kra­tycz­ne.

" Kie­dy ary­sto­kra­ci du­fa­li w sto­sun­ki dwor­skie, to de­mo­kra­ci mnie­ma­li, że dość bę­dzie roz­rzu­cić w kra­ju 40 ty­się­cy odezw praw czło­wie­ka, aby je urze­czy­wist­nić. 26 sierp­nia 1789 ogło­sze­nie tych praw było czy­nem, było wy­zwa­niem, było za­po­wie­dzią, że lud pra­wa te za­mie­rza zdo­być; lecz spo­so­by zdo­by­cia za­le­żą od chwi­li. Kie­dy przy­szła chwi­la w roku 1848, trze­ba było rzu­cić Fran­cję i Wło­chy na Au­str­ję, i bić się w sze­re­gach fran­cu­skich jak i wło­skich. Lecz ko­mi­te­ty uchwa­la­ły przez siedm lat co in­ne­go, więc i ósme­go uchwa­li­ły, że się bić będą tyl­ko w Pol­sce. Nie­pa­mię­tam ta­kie­go en­tu­zja­zmu jak wów­czas we Fran­cji. Lud fran­cu­ski uczy­nił co umiał, od­dał wła­dzę w ręce po­ety, Ar­mand Bar­bes (1) pi­sał de­kla­ra­cję, wy­po­wia­da­ją­cą woj­nę -

1) Bar­bes pi­sał 31 stycz­nia 1870 r. do Wła­dy­sła­wa Mic­kie­wi­cza:

"Do P. Wła­dy­sła­wa Mic­kie­wi­cza. Haye, 31 stycz­nia 1870. – Dro­gi oby­wa­te­lu i bra­cie z Pol­ski, dzię­ku­ję Wam, Pa­nie, nie­skoń­cze­nie za pięk­ną książ­kę, któ­rą mi na­de­sła­li­ście.

By­łem w wię­zie­niu, kie­dy wasz zna­ko­mi­ty oj­ciec ogła­szał w Try­bu­nie lu­dów swą god­ną uwa­gi ser­ję ar­ty­ku­łów. Nie czy­ta­łem ich.

Z praw­dzi­wą ra­do­ścią do­wia­du­ję się, że znał on mi­łość moją dla jego wiel­kiej i nie­szczę­śli­wej oj­czy­zny. Po Fran­cji, Pol­ska! a obie ra­zem na od­siecz wza­jem­ną prze­ciw wszyst­kim nie­pra­wo­ściom tego świa­ta! – ta­kim był za­wsze okrzyk ser­ca mo­je­go.

Jed­no z mych wspo­mnień naj­pięk­niej­szych, to tych kil­ka li­nij pi­sma z dnia 15-go maja w Ra­tu­szu, któ­re na­pi­sa­łem tam w chwi­li, kie­dy za­no­si­ło się już na ob­wo­ła­nie no­wej wła­dzy, a w któ­rych, w imie­niu Fran­cji, zle­ca­łem trzem mor­der­com: Ro­sji, Pru­som i Au­str­ji, po­rzu­cić ich łup, a to pod gro­zą woj­ny na­tych­mia­sto­wej.

Nie mogę się po­wstrzy­mać, by nie po­wtó­rzyć, iż czu­ję się praw­dzi­wie

Pru­som, Au­str­ji i Ro­sji. Lecz cóż z tego wszyst­kie­go? Sa­mo­lub­stwo i nie­ro­zum nie­do­łęż­nych przy­wódz­ców tej chy­bio­nej re­wo­lu­cji po­psu­ły wie­le. Oj­ciec mój dą­żył do woj­ny lu­dów, z jej po­mo­cą łą­czył po­wsta­nie Pol­ski. Lecz ze zda­niem swo­jem na­le­żał do nie­licz­nych ".

Po­ru­szył jesz­cze pan Wła­dy­sław Mic­kie­wicz, ja­kie to sta­no­wi­sko wo­bec Jego Ojca za­ję­ła kry­ty­ka, a za nią opin­ja w kra­ju, z po­wo­du to­wia­ni­zmu; przy­po­mniał, jak sam Ko­ściół li­czył się z To­wiań­skim, kie­dy wy­sy­łał doń le­ga­ta w Szwaj­car­ji, aby go na­kło­nić do – szczę­śli­wy, że oj­ciec Pań­ski wie­dział o tem sła­bem usi­ło­wa­niu, zdu­szo­nem jak tyl­ko zo­sta­ło pod­ję­te.

Jest to za­pła­tą za me do­bre in­ten­cje, za­pła­tą, jaka mię do­szła u bo­le­sne­go schył­ku ży­cia, któ­re mi­nę­ło bez moż­no­ści zre­ali­zo­wa­nia cze­go­kol­wiek.

Bądź­my do­brej na­dziei, że Fran­cja, pra­cu­jąc nad od­zy­ska­niem swej woli, nie omiesz­ka, jak tyl­ko po­czu­je się wol­ną, po­my­śleć o swej sio­strze na pół­no­cy.

Nie brak nam wpraw­dzie dzi­siaj, jak Pan za­uwa­żył, ka­zań tego ro­dza­ju, że zdol­ne by­ły­by, gdy­by to było moż­li­we, znie­ru­cho­mić nas w nie­god­nym sa­mo­lub­stwie zło­te­go środ­ka.

Ale Fran­cja jest bo­ha­te­rem! Na­próż­no usi­ło­wa­no­by wy­drzeć ją jej prze­zna­cze­niu! jak Achill pod stro­jem dziew­ki, rzu­ci się ona pierw­sze­go lep­sze­go dnia po swo­ją szpa­dę. Sko­ro zło wznio­sło dziś wy­żej niż kie­dy­kol­wiek swą strasz­li­wą cy­ta­de­lę nad lu­da­mi, nie po­zo­sta­je jej w isto­cie nic jak tyl­ko szpa­da, bo tyl­ko ze szpa­dą w ręku może ona do­peł­nić naj­do­nio­ślej­szej czę­ści swo­ich za­dań!

A z tego punk­tu wi­dze­nia, na bok ze wszel­kie­mi ide­ami po­ko­ju! Wy­rwać Pol­skę ze szpo­nów, któ­re ją roz­szar­pa­ły w ka­wa­ły, to nie zna­czy, niech mi bę­dzie wol­no tak po­wie­dzieć, wy­po­wia­dać woj­nę; to ra­czej, gdy się jest Fran­cją, speł­nić pro­sty akt obro­ny na­ro­do­wej; Pol­ska bo­wiem i Fran­cja – mówi nam o tem każ­de wzru­sze­nie, każ­de uczu­cie, każ­de cier­pie­nie na­sze: to cia­ło to samo, to same ser­ce i ta sama du­sza!

Wstrzy­mam się na­tem, dro­gi bra­cie i oby­wa­te­lu, bez roz­wi­ja­nia tu ja­kichś roz­wa­żań po­li­tycz­nych; a tak mnie­mam, że nie by­ło­by to rze­czą trud­ną uwi­docz­nić, że są one wszyst­kie w zgo­dzie z kwe­stją bra­ter­stwa i uczuć. Lecz brak mi tchu, bym mógł roz­wi­nąć na­wet naj­mniej­szą z mych idei.

Je­stem już tyl­ko star­cem cho­rym, schy­lo­nym i bez­sil­nym.

Niech mi bę­dzie wol­no, koń­cząc te sło­wa, po­spie­szyć z uści­skiem Wa­szej ręki, i w imie­niu mej mi­ło­ści tak dla Pol­ski jak dla Fran­cji oświad­czyć się bra­tem Wa­szym i przy­ja­cie­lem Wa­szym. A. Bar­bes".

Ten­że sam Bar­bes pi­sał w roku 1863 w li­ście do Lu­dwi­ka Blanc'a: Gdy­bym był mniej cho­ry, po­szedł­bym zgi­nąć do Pol­ski.

przy­ję­cia wy­ro­ku kon­gre­ga­cji In­dek­su o jego pi­smach.(1) Od­po­wia­da­łem na to, tłó­ma­cząc, że cały okres ży­cia Mic­kie­wi­cza, od spo­tka­nia z To­wiań­skim po­czy­na­jąc, po­wra­ca te­raz w praw­dzie swo­jej przed oczy obec­ne­go po­ko­le­nia; że sta­re teo­r­je, kle­ry­kal­ne czy po­zy­tyw­ne, któ­re nad du­szą Ojca Jego zbu­do­wa­ły w kra­ju wię­zie­nie, walą się w oczach na­szych; i że te­raz wła­śnie jest chwi­la, aby dzie­ło o Le­gio­nie, ta kar­ta pol­skiej tra­ge­dji na sce­nie świa­ta, zo­sta­ło w pol­skiem wy­da­niu ogło­szo­ne dru­kiem.

Wkrót­ce po­tem otrzy­ma­łem od Au­to­ra tom dru­gi, a tak­że i trze­ci, świe­żo ukoń­czo­ne w dru­ku (1910).

Za­pro­po­no­wa­łem wów­czas panu Wła­dy­sła­wo­wi Mic­kie­wi­czo­wi wy­da­nie pol­skie, bez do­sto­so­wy­wa­nia się do czy­tel­ni­ka ob­ce­go, a z po­mno­że­niem ma­ter­ja­łu do­ku­men­tal­ne­go. Wśród tych do­ku­men­tów zna­lazł się i al­bum, wy­peł­nio­ny ry­sun­ka­mi le­gio­ni­stów, i ofia­ro­wa­ny sy­no­wi Ada­ma przez puł­kow­ni­ka M. Ka­mień­skie­go. War­to tu bo­wiem przy­po­mnieć na chlu­bę pol­skich ar­ty­stów, że za­wią­zek Le­gio­nu sta­no­wi­li ucznio­wie szko­ły ma­lar­skiej w Rzy­mie, mło­dzień­cy ' w licz­bie dwu­na­stu. Zna­la­zły się i por­tre­ty dzia­ła­czy z tego cza­su.

W tem no­wem opra­co­wa­niu pol­skiem pier­wot­ne­go tek­stu fran­cu­skie­go przy­ję­li­śmy za­sa­dę, aby żad­ne­go do­ku­men­tu nie uro­nić, po­da­wać je w peł­nem brzmie­niu, a waż­niej­sze z nich, o ile są w ob­cym ję­zy­ku, dru­ko­wać w ory­gi­na­le w przy­pi­skach na koń­cu dzie­ła.

Prze­kła­du do­ko­nał p. Jó­zef Ruf­fer.

Ar­ku­sze książ­ki, w mia­rę dru­ku, po­da­wa­ne były przez fir­mę księ­gar­ską Ge­be­th­ne­ra i Wolf­fa do cen­zu­ry w War­sza­wie, aby umoż­li­wić roz­po­wszech­nia­nie tej pra­cy w ca­łym kra­ju. Czer­wo­ny atra­ment cen­zo­ra uczy­nił tu nie­ja­kie spu­sto­sze­nia. Obec­nie sta­ra­my się te luki wy­peł­nić za­po­mo­cą kart do­da­nych do dzie­ła na koń­cu, a za­wie­ra­ją­cych waż­niej­sze ustę­py opusz­czo­ne.

Kie­dy zaś dzie­ło było na ukoń­cze­niu, wy­bu­chła woj­na. Cały na­kład, bity w Kra­ko­wie, le­żał w ukry­ciu aż do upad­ku państw cen­tral­nych, a to z oba­wy przed znisz­cze­niem go przez au­str­jac­ką -

1) W 1858 r. nun­cjusz pa­pie­ski w Szwaj­car­ji Bo­vie­ri wzy­wał To­wiań­skie­go, aby się pod­dał wy­ro­ko­wi kon­gre­ga­cji In­dek­su. To­wiań­ski od­po­wie­dział mu, że o tyle tyl­ko bę­dzie po­słusz­nym, o ile nie sta­nie się przez to nie­po­słusz­nym Bogu. Po­mi­mo tej od­mo­wy, nun­cjusz, uprze­dziw­szy, że da bło­go­sła­wień­stwo pa­pie­skie z wiel­ką uro­czy­sto­ścią, trzy­ma­jąc ręce na gło­wie To­wian­skie­go, od­mó­wił mo­dli­twę. Tak roz­sta­li się z sobą. (Tan­kred Ca­no­ni­co: An­drzej To­wiań­ski. Tu­ryn 1897).

i pru­ską cen­zu­rę woj­sko­wą. Wszak­że to za­sad­ni­czą pra­cą Mic­kie­wi­cza w roku 48 było or­ga­ni­zo­wa­nie usi­ło­wań roz­bi­cia Au­str­ji za­po­mo­cą rzu­ce­nia na nią Włoch i Fran­cji, stwo­rze­nia le­gio­nów pol­skich w ar­miach obu tych państw, i prze­cią­gnię­cia Sło­wian w ar­mii au­str­jac­kiej na stro­nę sztan­da­ru pol­skie­go.

Te­raz też do­pie­ro, na pro­gu Pol­ski wol­nej, wy­wią­zu­jąc się ze zo­bo­wią­zań, za­cią­gnię­tych wo­bec czci­god­ne­go Au­to­ra, po­da­ję pra­cę Jego w ręce czy­tel­ni­ka pol­skie­go w tej na­dziei, że znaj­dzie się ona w każ­dym pol­skim domu, jako księ­ga wiel­kich wspo­mnień, w tej wła­śnie chwi­li roz­war­ta przed na­sze­mi oczy­ma, kie­dy jej pro­ro­cze prze­wi­dy­wa­nia prze­szły w rze­czy­wi­stość.

Nie będę wcho­dził z dal­szy­mi wy­wo­da­mi mię­dzy czy­tel­ni­ka a dzie­je tego Mic­kie­wi­czow­skie­go le­gio­nu, peł­ne tak nie­śmier­tel­nej pięk­no­ści, że aby zna­leść w prze­szło­ści dru­gie po­dob­ne, trze­ba­by co­fać się w an­tycz­ność. Je­dy­nie też zie­mia wło­ska, sio­strzy­ca Pol­ski w dniach jej świet­no­ści, i jej po­wier­ni­ca w nie­do­li, mo­gła się zdo­być w cza­sach dzi­siej­szych na ryn­ki miast, stop­nie ko­ścio­łów, izby lu­do­we, zdol­ne da­wać słu­cha­czy dla tego dzie­jo­we­go rap­so­du. Akt po ak­cie, chwi­la po chwi­li prze­su­wa­ją się tu przed na­sze­mi oczy­ma: od roz­mo­wy Mic­kie­wi­cza z pa­pie­żem, od pa­mięt­nej nocy w Rzy­mie z okrzy­kiem pra­wo­wier­ne­go hra­bi: "Pol­ska brzy­dzi się he­re­ty­ka­mi!" – przez wszyst­kie bu­rze lat dwóch – aż do ka­mie­nio­ło­mów w Gre­cji i do prze­bo­le­snych li­stów Bo­ruc­kie­go i Kon­stan­ty­no­wi­cza. Wszyst­kie one w pa­mię­ci na­ro­du sta­ją się już nie­za­tar­te i nie­odwo­łal­ne, jaki w świe­tle ska­mie­nia­łym wy­ku­te; wszyst­kie one skła­da­ją się na na­tu­rę tego cza­su, któ­ry pol­skość, jej isto­tę owie­wa sobą, prze­pa­ja, i ser­ca ku niej przy­nę­ca. Niech się za­trzy­ma na nich uwa­ga czy­tel­ni­ka w tej wła­śnie chwi­li, kie­dy na­ród cały wy­cho­dzi na świa­tło dzien­ne z pie­kiel­nych prze­pa­ści, i niech ten wiel­ki Skład Za­sad, tę nową kon­sty­tu­cję z du­cha jak gdy­by na dziś na­pi­sa­ną, weź­mie w sie­bie i pój­dzie z nią w ży­cie. Oby zaś przed in­ny­mi w na­ro­dzie umi­ło­wał tę księ­gę żoł­nierz pol­ski, boć o nim to, o jego dzie­jach, o jego mę­skiem przy­mie­rzu z du­chem gen­ju­szu na­ro­do­we­go jest na tych kar­tach mowa. Niech umi­łu­je, i niech ją pierw­szą księ­gą żoł­nie­rza pol­skie­go uczy­ni.

Nim jed­nak skoń­czę tych słów kil­ka, pra­gnął­bym tu zwró­cić uwa­gę na ten spo­sób dziw­nie przej­mu­ją­cy, pe­łen uro­czy­stej a spo­koj­nej po­wa­gi i siły, w ja­kim to całe opo­wia­da­nie jest prze­pro­wa­dzo­ne przez Au­to­ra. To nie do­syć, że w tej sile jest wia­ra ta sama, co oży­wia­ła wy­znaw­ców Mic­kie­wi­czow­skie­go sztan­da­ru; jest tam jesz­cze coś wię­cej; jest wiel­kie umi­ło­wa­nie w pa­rze z ja­kąś pia­sto­wo­ścią du­cho­wą. To nie zwy­kła kro­ni­ka wy­pad­ków; to osąd god­ny i wspa­nia­ły, któ­ry wy­ka­zu­jąc ja­sno błę­dy po­peł­nio­ne, ka­rze je mi­ło­ści wy­rzu­tem. Nie ma dru­gie­go czło­wie­ka w Pol­sce, któ­ry­by dzie­ła tego w po­dob­ny spo­sób do­ko­nać był zdol­ny, taką je owiał at­mos­fe­rą, któ­ra nie do roz­go­ry­cze­nia wie­dzie po przez splo­ty wy­pad­ków nad wy­raz bo­le­snych i za­wod­nych, lecz wie­dzie do oczysz­cze­nia i do spoj­rze­nia z wyż­sza. Nie znam zaś dru­gie­go przy­kła­du po­dob­ne­go dzie­dzic­twa idei po­mię­dzy oj­cem a sy­nem; bo to, co przez Au­to­ra dzie­ła ni­niej­sze­go prze­ma­wia, to nie tyl­ko mi­łość sy­now­ska, ale i ten sam styl mo­ral­ny, ta sama wia­ra w czło­wie­ka, to samo dą­że­nie do prze­bu­do­wy ży­cia na za­sa­dach bra­ter­stwa.

Tę wia­rę prze­niósł czci­god­ny i sę­dzi­wy dziś Au­tor przez strasz­li­wą pu­sty­nię dru­giej po­ło­wy ubie­głe­go wie­ku. Nie zwąt­pił w wyż­szą siłę i zwy­cię­stwo koń­co­we za­sad, ja­kich wów­czas w la­tach "wio­sny lu­dów" bro­ni­li naj­lep­si przed­sta­wi­cie­le de­mo­kra­cji świa­ta, jak O'Con­nel, Maz­zi­ni, Bar­bés, Lo­uis Blanc, Lam­me­na­is, Le­le­wel, Mic­kie­wicz; nie cof­nął się o je­den krok wstecz mimo na­po­ru od­mien­nej rze­czy­wi­sto­ści – i w przed­dzień prze­bu­do­wy Eu­ro­py, kie­dy trzy de­mo­nicz­ne im­per­ja roz­bio­ro­we sta­ły u szczy­tu po­tę­gi, koń­czył swo­ją opo­wieść o Le­gio­nie sło­wa­mi ja­sno­wi­dze­nia, że na­ro­do­wi temu "nie­dłu­go już pła­kać, gdyż prze­mie­nie­nie jego jest bli­skie".

Może za tę wia­rę Jemu, któ­ry w mło­do­ści swo­jej pa­trzał na zma­ga­nia się swe­go Ojca w po­cho­dzie do Pol­ski wol­nej, dano te­raz, po la­tach dłu­gie­go ży­wo­ta oglą­dać temi sa­me­mi oczy­ma to, o co się mo­dlił Jego Oj­ciec ge­nial­ny: woj­nę lu­dów, – ja­sno­wi­dzą­co prze­wi­dzia­ną już w Księ­gach Piel­grzym­stwa oswo­bo­dzi­ciel­kę Po­la­ków.

Ar­tur Gór­ski.

War­sza­wa, w stycz­niu 1920 r.

UZU­PEŁ­NIE­NIE

USTĘ­PÓW USU­NIĘ­TYCH PRZEZ CEN­ZU­RĘ RO­SYJ­SKĄ I NA ŻĄ­DA­NIE CEN­ZU­RY WY­KROP­KO­WA­NYCH W TEK­ŚCIE W R. 1914.

____________

Sfr. 14. ze swej nie­pod­le­gło­ści

Str. 37. Wśród cho­rą­gwi nie­sio­nych przez lud rzym­ski, za­uwa­żo­no sztan­dar bo­ha­ter­skiej Pol­ski, tej, któ­ra z sio­stry na­szej oj­czy­zny w nie­szczę­ściu sta­ła się dziś jej sio­strą w zmar­twych­pow­sta­niu. Pa­trząc na ów sztan­dar, na któ­ry spoj­rzeć było nie­gdyś zbrod­nią, kie­dy po­wie­wał w uli­cach Rzy­mu nie­sio­ny przez pol­skich wy­chodź­ców z sy­now­ską tro­skli­wo­ścią, mia­ło się ob­raz istot­nie wzru­sza­ją­cy. Oby bło­go­sła­wień­stwo Piu­sa IX spo­czę­ło i na nim! (Con­tem­po­ra­neo 6 – 8 kwiet­nia 1848).

Str. 39. "W ma­tecz­ce Ma­kry­nie Mie­czy­sław­skiej masz żywą skar­gę na­ro­du pol­skie­go; przyj­rzyj się jej tyl­ko. Cier­pie­nia Pol­ski wy­ry­te są na jej ry­sach…

Str. 60. w chwi­li, gdy Bóg zda­je się wy­zna­czać ostat­nią go­dzi­nę de­spo­tom i cie­mię­ży­cie­lom,

Str. 61. w. 1. na gru­zach ty­ra­nii…

Str. 61. w. 14. Cie­mięz­cy gło­si­li ją za umar­łą, na­ro­dy jed­nak od­po­wie­dzia­ły, że jest tyl­ko uśpio­na. Po­dob­na do pięk­nej Ju­lii, nie­ska­la­na, pod­no­si się z gro­bu uświę­co­na po­ca­łun­kiem Boga, wy­cho­dzi zeń strasz­li­wa, z bro­nią w ręku.

"W chwi­li uro­czy­ste­go try­um­fu na­ro­dów, gdy ty­ra­nia zda­je się zni­kać z Eu­ro­py na­zaw­sze – czyż spra­wa mo­gła­by nie wyjść z niej zwy­cięz­ko? Wąt­pić o jej zwy­cięz­twie zna­czy­ło­by wąt­pić w Boga, w Opatrz­ność. Eu­ro­pa od­naj­dzie nie­dłu­go w Pol­sce swe sta­ro­żyt­ne przed­mu­rze prze­ciw na­wa­le bar­ba­rzyń­ców.

Str. 62. w. 25. de­spo­ci,

Str. 61. wiersz ostat­ni, ty­ra­no­wi pół­no­cy.

Str. 63. bar­ba­rzyń­com pół­no­cy,

Str. 78. w. 17. ty­ra­nów i de­spo­tów,

Str. 78. w. 26. któ­ra po zwy­cię­stwach i try­um­fach rzu­ci się aż w głąb Li­twy na zdo­by­cie wa­szej nie­pod­le­gło­ści na­ro­do­wej.

Str. 79. tu. 16. a żąd­ny krwi na­jeźdź­ców,

Str. 79. w. 30. ty­ra­ni

Str. 80. wznie­sio­nym na gru­zach oba­lo­nej ty­ra­nii,

Str. 81. na­rzu­cić Pol­sce wię­zy i

Str. 82. Za­łą­czam tu chęt­nie jego so­net, któ­ry w 1848 na­pi­sał prze­ciw swe­mu dro­gie­mu mia­stu Pa­ler­mo, na wi­dok przy­ję­cia, ja­kie­go do­znał ce­sarz Mi­ko­łaj, gdy to­wa­rzy­sząc swej cho­rej żo­nie do Ne­apo­lu, za­pra­gnął zwie­dzić Sy­cy­lię. Oj­ciec Ugo Bas­si miał od­wa­gę rzec temu mia­stu, że za­słu­gu­je samo na de­spo­tyzm, gdy wita tego, któ­ry uci­ska dru­gich:

De­gna sei sof­fri­re i tuoi ti­ran­ni

Po­iche ap­plau­di agli al­trui… ne an­ti­ca glo­ria

Tua ri­cor­di piu ne gli ul­ti­mi anni.

Or fa­ti­ca a gri­dar la smor­ta gota,

Af­flit­ta, in­fer­ma, pri­va di me­mo­ria,

Pie­na di lai, di Si­ci­lia­ni vu­ota.(1)

Str. 82. Przy­pi­sek. 1) Za­słu­gu­jesz na ty­ra­nię, da­rząc okla­ska­mi ty­ra­na dru­gich i dla­te­go że za­po­mi­nasz o twej sta­ro­daw­nej sła­wie i ostat­nich la­tach.

A te­raz drzyj się na całe gar­dło swe­mi pod­łe­mi usty, zgnę­bio­na, cho­ra, nie­pa­mięt­na, peł­na skarg, opusz­czo­na przez Sy­cy­lij­czy­ków.

Str. 84. Mie­li­ście księ­ciem Ca­rzy­ka, a na­wet Ta­ta­ra, i rząd wasz był iście ro­syj­skim;

Str. 94. sprzy­się­żo­na ty­ra­nia

Str. 177. Z ko­niecz­no­ści chce ona ab­so­lu­ty­zmu, gdyż on je­den zdo­ła utrzy­mać sztucz­ny naj­oczy­wi­ściej twór, któ­ry, nie ma­jąc w so­bie sa­mym rze­czy­wi­stej i na­tu­ral­nej pod­sta­wy, musi, rzecz ja­sna, w gwał­cie i chy­tro­ści szu­kać opar­cia, siły, moż­no­ści ist­nie­nia.

Str. 179. co za­le­d­wie wy­szli z krwa­wej i chwa­leb­nej wal­ki prze­ciw Ro­syi.

Str. 312. ta wiel­ka zbrod­nia w na­ro­dzie, wie­le z jej sy­nów, nie chcąc pod­le­gać ob­ce­mu jarz­mu,

Str. 324. Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła za­brzmia­ło na trąb­ce.

Str. 329. gdzie nas po­wo­ła wol­ność i nie­pod­le­głość zie­mi na­szej.

Str. 344. po­wie­szo­ny przez Mo­ska­li

Str. 384. Ty dziś prze­śla­du­jesz nas tu w Gre­cyi ra­zem i wię­cej jak Ro­sya – lecz

Str. 385. a któ­re prze­ja­da­ją rdzą jej kaj­da­ny. Nie­zna­ne tor­tu­ry, ży­wo­ty tu­ła­cze, zgo­ny w za­po­mnie­niu jej dzie­ci sta­no­wią ka­pi­tał Pol­ski. W Rzy­mie, w dłu­gich ga­le­ry­ach pod­ziem­nych miesz­czą się cia­ła pierw­szych chrze­ści­jan. Na­sze ka­ta­kom­by, to świat cały. Nie masz zu­peł­nie mia­sta, w któ­rem­by cmen­tarz nie ukry­wał odro­bi­ny po­pio­łów ja­kie­goś mę­czen­ni­ka pol­skie­go.

Str. 387. na szu­bie­ni­cach ro­syj­skich,

Str. 397. w. 13. i jak wie­lu jego to­wa­rzy­szów bro­ni pod­po­rząd­ko­waw­szy świę­te pra­wa Oj­czy­zny przy­się­dze woj­sko­wej i cia­łu, do któ­re­go na­le­żał, prze­wod­ni­czył naj­ohyd­niej­szym ko­mi­sy­om śled­czym, tor­tu­ru­ją­cym eli­tę mło­dzie­ży, i wy­słu­gu­jąc się Ro­syi na­wet po re­wo­lu­cyi w 1830 za­słu­żył na na­zwę "złe­go Po­la­ka". Nie stłu­mił wszak­że w so­bie wy­rzu­tów su­mie­nia. Pew­ne­go dnia, gdy bę­dąc cho­rym, miał wra­że­nie, że umie­ra, od­wo­łał wszyst­kie czy­ny ostat­niej czę­ści swe­go ży­cia i oświad­czył, że nie prze­stał ko­chać Pol­ski i że ża­łu­je swej służ­by dla Ro­syi. Wy­zdro­wiał jed­nak. Żył jesz­cze dwa lata, w wiel­kiem od­osob­nie­niu, – opusz­czo­ny przez rząd ro­syj­ski, prze­ciw któ­re­mu oświad­czył się czu­jąc się w ago­nii, nie od­zy­skaw­szy sym­pa­tyi swych ro­da­ków, prze­ciw któ­rym dzia­łał zbyt dłu­go.

Str. 3. 97. w. 26. Pra­gnął oku­pić pa­mięć swe­go ojca.

Str. 402. w. 21. Zwy­cię­stwo Ro­sy­an bę­dzie dla nich jed­nak bar­dziej nie­szczę­sne od klę­ski. "Wspa­nia­ło­myśl­ny Mi­ko­łaj sta­nie się wte­dy za­ro­zu­mia­łym i uwie­rzy, że rów­nie ła­two bę­dzie moż­na roz­pra­wić się z Fran­cyą jak z Po­la­ka­mi, że wy­star­czy do tego ener­gia. Bia­da bied­nym Niem­com, je­śli Ro­sya bę­dzie zwy­cię­ską!

Str. 402. w. 32. Bo­ga­ty ce­sarz Mi­ko­łaj do­sta­je wciąż no­wych żoł­nie­rzy, jak ka­mie­nie z ko­pal­ni i cią­gnie się to bez­u­stan­nie, bez wy­czer­pa­nia. Czem­że są lu­dzie dla de­spo­ty? Te­raz już nie mą­drość Bo­ska, lecz chy­ba głu­po­ta czar­ta może jesz­cze ura­to­wać Po­la­ków.

Str. 403. w. 7. dzien­ni­ki nie­miec­kie zaś chwa­lić będą mą­drą spra­wie­dli­wość ce­sa­rza Ro­syi; je­śli zaś ty­ran oka­że ła­skę ja­kie­muś nędz­ne­mu ży­ciu jed­ne­go ze zwy­cię­żo­nych, pi­sma nie­miec­kie wy­no­sić będą pod ob­ło­ki wspa­nia­ło­myśl­ną ła­god­ność Mi­ko­ła­ja!"

Str. 403. w. 13. Czyż nie jest to dla nas hań­bą, że ce­sarz Ro­syi, wład­ca 60-ciu mil­jo­nów, dla zdła­wie­nia wol­no­ści Po­la­ków wy­brał Dy­bi­cza (Die­bitsch), Niem­ca!…

Str. 403. w. 36. Że zaś ze wszyst­kich państw eu­ro­pej­skich Ro­sya jest naj­mniej cy­wi­li­zo­wa­ną, tzn. naj­bar­dziej de­spo­tycz­ną i nie­wol­ni­czą, są­siedz­two to bę­dzie istot­nie sta­łem nie­bez­pie­czeń­stwem dla li­be­ral­ne­go roz­wo­ju Eu­ro­py środ­ko­wej i nie­miec­kiej.

Str. 404. w. 1. "W dniu, kie­dy wszy­scy osza­le­je­cie i sta­nie­cie się łaj­da­ka­mi, po­więk­szy­cie wła­sność ro­syj­skie­go cara na koszt Pol­ski",

Str. 404. w. 19. Zba­wie­nie Pol­ski bę­dzie zba­wie­niem dla Ro­syi.WSTĘP.

Ody z po­cząt­kiem wrze­śnia 1855 r. oj­ciec mój przy­go­to­wy­wał się do wy­jaz­du do Kon­stan­ty­no­po­la, gdzie umarł w nie­speł­na trzy mie­sią­ce, upo­rząd­ko­wał swe pa­pie­ry i wie­le z nich spa­lił. Po­ma­ga­łem mu w tej ro­bo­cie. Wie­le rze­czy, oso­bi­ście go do­ty­czą­cych, oraz licz­ne frag­men­ty li­te­rac­kie zo­sta­ły rzu­co­ne w ogień. Sta­ran­nie jed­nak zo­sta­ło wy­bra­ne i odło­żo­ne wszyst­ko, co mia­ło zwią­zek z Le­gio­nem Pol­skim z 1848 r., przy­czem oj­ciec mój za­uwa­żył: "Przy­da się to kie­dyś". Istot­nie też po­wsta­ły z tego wiel­kie pli­ki, gdyż oj­ciec mój za­cho­wał u sie­bie spi­sy, ra­chun­ki, ko­re­spon­den­cyę i do­ku­men­ty, do­ty­czą­ce tego Le­gio­nu, któ­re­mu po­świę­cił się cia­łem i du­szą w cią­gu dwu lat, od­da­jąc mu z sie­bie, co miał naj­lep­sze­go.

W wie­le lat po śmier­ci ojca, prze­glą­da­jąc pa­pie­ry Le­gio­nu zwró­ci­łem uwa­gę na list jed­ne­go z mło­dych le­gio­ni­stów, ce­nio­ne­go przez ojca dla czy­sto­ści za­mia­rów, za­let umy­słu i zdol­no­ści do po­świę­ce­nia:

"Do pana Ada­ma Mic­kie­wi­cza – Pa­ryż, d. 15 Li­stop. 1848 – aux Bat­ti­gno­les – rue d'Or­le­ans Nr. 9.

Bra­cie Prze­wod­ni­ku Na­czel­ny!

Dnia 14 Li­sto­pa­da 1848 – wie­czo­rem, z po­wo­du róż­nych bied, ja­kie kom­pa­nia I le­gio­nu na­sze­go prze­cho­dzi­ła, a z któ­rych ustę­py Ci opo­wia­da­łem, po­wie­dzia­łeś: "jak bę­dziesz miał czas wie­czo­ra­mi, opisz mi wszyst­ko po­krót­ce i po pro­stu: szcze­gó­ły tych wa­szych tru­dów – niech to zo­sta­nie na pa­miąt­kę*. Sło­wa te Two­je Bra­cie Prze­wod­ni­ku – dro­gim są dla mnie roz­ka­zem i mi­łym do speł­nie­nia. – Roz­po­czy­na­jąc tę pra­cę, pro­szę Boga, aby praw­da głów­nym była ce – lem w skre­śla­niu du­cha i wy­pad­ków, w ja­kich ten pierw­szy za­wią­zek zmar­twych­wsta­ją­cej Pol­ski się ko­ła­tał. – Daj Boże dziś i po wie­ki. Twój Brat i spół­słu­ga J. B. Dzie­koń­ski, gre­na­dy­er I komp. Le­gio­nu Pol­skie­go".

Dzie­koń­ski umarł w Pa­ry­żu na dwa mie­sią­ce przed wy­jaz­dem Ada­ma Mic­kie­wi­cza na Wschód. Jego opo­wieść o Le­gio­nie zo­sta­ła w rę­kach mego ojca.

Gdy­by Adam Mic­kie­wicz żył dłu­żej, był­by nie­wąt­pli­wie wy­sta­wił Le­gio­no­wi po­mnik li­te­rac­ki, nie z my­ślą o so­bie, lecz o współ­to­wa­rzy­szach. Gdy więc na do­ko­na­nie ta­kie­go dzie­ła Opatrz­ność nie zo­sta­wi­ła ojcu memu wca­le cza­su, z ko­lei ja spró­bo­wa­łem za­stą­pić go w tem, w mia­rę sił i zdol­no­ści.

Kla­sy­fi­ko­wa­łem więc su­mien­nie, prze­tłu­ma­czy­łem i upo­rząd­ko­wa­łem wszyst­kie pa­pie­ry i do­ku­men­ty zna­le­zio­ne w pa­pie­rach po­śmiert­nych mego ojca, i pod­da­łem się z ca­łym sza­cun­kiem kie­row­nic­twu jego my­śli i jego tra­dy­cyi. Za­py­ty­wa­łem, o ile moż­no­ści, jak naj­więk­szą ilość lu­dzi z tej od­da­lo­nej epo­ki, któ­rzy jesz­cze żyli, nie po­mi­ja­jąc ni­ko­go, nie­tyl­ko z po­śród mych ro­da­ków, lecz i z cu­dzo­ziem­ców, a zwłasz­cza Wło­chów. Wy­zna­ję tu z wdzięcz­no­ścią i by­łem tem nie­jed­no­krot­nie wzru­szo­ny, że wszę­dzie ob­ja­wio­no mi jak naj­więk­szą uprzej­mość w uła­twia­niu mych po­szu­ki­wań i uzu­peł­nia­niu mych wia­do­mo­ści. Ar­chi­wa oraz pi­sma od­no­śnie do tego cza­su zo­sta­ły uważ­nie przej­rza­ne i nie za­nie­dba­ło się ni­cze­go, co tyl­ko mo­gło przy­czy­nić się do jak naj­lep­sze­go wy­świe­tle­nia da­nej spra­wy.

Przy­ją­łem for­mę Me­mo­ry­ału, jako naj­bar­dziej nie­oso­bi­stą i po­zwa­la­ją­cą na jak naj­więk­szą roz­ma­itość tonu oraz na naj­ob­szer­niej­sze kol­lek­cy­ono­wa­nie pism i fak­tów. Róż­ne fazy Le­gio­nu były dla mnie pod­sta­wą na­tu­ral­ne­go po­dzia­łu na roz­dzia­ły.

Po­nie­waż dzie­ło to nie tyle jest mo­nu­men­tem, wznie­sio­nym ku chwa­le mego ojca, ile ra­czej ku sła­wie tych, któ­rzy go po­ję­li i po­szli za nim, niech więc czy­tel­nik nie dzi­wi się do­kład­no­ści, z jaką ze­bra­łem to, co do­ty­czy współ­dzia­ła­ją­cych z mym oj­cem. Je­stem pew­ny, że czy­niąc w ten spo­sób, po­zo­sta­łem tem­sa­mem wier­ny jego du­cho­wi.

Wie­dzia­łem do­brze, że, jak to słusz­nie za­uwa­żył Ma­chia­wel, mimo wszel­ką chęć, nie­po­dob­na jest mó­wić o rze­czach swe­go cza­su, nie ob­ra­ża­jąc rów­no­cze­śnie wie­lu lu­dzi. Prze­ko­na­ny jed­nak je­stem o słusz­no­ści sta­re­go nie­miec­kie­go przy­sło­wia: "Durch Wahr­he­it – Fre­ihe­it".

Otto Va­nuc­ci po­świę­cił duże i pięk­ne dzie­ło: Mę­czen­ni­kom wol­no­ści wło­skiej. Ody utrwa­lo­nem zo­sta­nie kie­dyś na pa­pie­rze po­dob­ne dzie­ło pol­skie, cu­dzo­ziem­cy z tru­dem będą mo­gli uwie­rzyć, że na­ród ja­kiś mógł cier­pieć do tego stop­nia. My zaś, Po­la­cy, nie cier­pie­li­śmy je­dy­nie za wła­sną na­ro­do­wość, lecz też i za wol­ność in­nych na­ro­dów. Za cza­sów pierw­szej Re­pu­bli­ki i pierw­sze­go Ce­sar­stwa zmie­sza­ła się na­sza krew na po­lach bi­tew Fran­cyi, Włoch i Pol­ski. Po­la­cy gi­nę­li za Wło­chy w 1848 r. w wą­wo­zach Ty­ro­lu i w r. 1849 przy obro­nie Rzy­mu.

Li­te­ra­ci i hi­sto­ry­cy za­chod­nio­eu­ro­pej­scy wy­si­la­ją się na od­grze­by­wa­nie elu­ku­bra­cyj nie­zna­nych au­to­rów, któ­rych uwa­ża­ją za ge­niu­szów nie­słusz­nie za­po­mnia­nych; le­piej by­ło­by zba­dać, do ja­kie­go stop­nia czy­ny sław­nych pi­sa­rzy zga­dza­ją się z teo­ry­ami wy­po­wia­da­ne­mi w ich dzie­łach. Świat roi się od pięk­nych my­śli ode­rwa­nych, ale żad­na idea nie ma war­to­ści, je­śli się jej nie wcie­la w czyn. W po­ję­ciu li­te­ra­tów wiel­kość li­te­rac­ka za­leż­ną jest od ilo­ści wy­da­nych to­mów. Wszak­że już Vol­ta­ire szy­dził z Chry­stu­sa, że nie na­pi­sał ni­cze­go! Po­waż­ni zaś pu­bli­cy­ści roz­pra­wia­li z całą po­wa­gą o tem, że Na­po­le­on nie umiał na­wet or­to­gra­ficz­nie pi­sać! Fak­tem jest na­to­miast, że wiel­kość czło­wie­ka mie­rzy się po­tę­gą jego czy­nu.

Nie po­wiem, że Dan­te więk­szym był przez swą wal­kę pod Cam­pal­di­no, swo­je po­sel­stwo w Rzy­mie i przez swe dłu­gie wy­gna­nie lub nie­ustan­ny wy­si­łek w ten lub ów spo­sób w celu dźwi­gnię­cia oj­czy­zny nie­tyl­ko flo­ren­tyń­skiej lecz wo­gó­le Włoch i przy­wró­ce­nia jej daw­nej wiel­ko­ści, ni­że­li przez na­pi­sa­nie "Bo­skiej Ko­me­dyi". Są­dzę jed­nak, że gdy­by nie był czło­wie­kiem czy­nu, nie zo­stał­by tak wiel­kim po­etą.

Po­dob­nie też nie moż­na po­wie­dzieć, że Adam Mic­kie­wicz był więk­szym wte­dy, gdy spi­sko­wał dla do­bra swej oj­czy­zny, wal­czył za oj­czy­znę cu­dzą, gdy cier­piał i gi­nął rów­nież na wy­gna­niu, niź­li wów­czas, gdy na­pi­sał "Dzia­dy"; moż­na na­to­miast po­wie­dzieć, że jego ży­cie jest nie­tyl­ko ko­men­ta­rzem do jego po­ema­tów, lecz ob­ja­wie­niem źró­dła, z któ­re­go wy­pły­wa­ją.

Wier­sze Mic­kie­wi­cza ja­sne są i sil­ne tem, że wy­try­snę­ły z du­szy zdol­nej wy­ko­nać to, co mówi, i po­jąć to, co go­dzi się wy­ko­nać.

Wzo­rem Ewan­ge­lii, któ­ra jest bla­dem od­bi­ciem bo­skie­go ży­wo­ta, "Bo­ska Ko­me­dya" oraz "Dzia­dy" są przy­tłu­mio­nem lecz wier­nem od­bi­ciem bo­ha­ter­skie­go ży­wo­ta.

Wła­dy­sław Mic­kie­wicz.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: