Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Magia przeznaczenia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 maja 2011
Ebook
21,25 zł
Audiobook
21,29 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
21,25

Magia przeznaczenia - ebook

Opowieść, która zatacza krąg, a wszystkim kieruje najbardziej nieprzewidywalny reżyser – przeznaczenie. Polska z czasu zaborów, Wielka Rewolucja Rosyjska, przedwojenna Francja, współczesna Polska i Paryż ostatnich dziesięcioleci – w takiej scenerii toczy się historia pewnej rodziny, jej niezwykłych kobiet, które stają przed wyzwaniami rzucanymi przez los.

 

 

 

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61432-38-8
Rozmiar pliku: 829 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Okazało się, że ma miejsce przy oknie. Samolot zatoczył koło nad Paryżem i poszybował w górę. Bajkowo piękna panorama miasta malała szybko, aż skryła się w błękitnej poświacie. Puszyste obłoki wychynęły z bezkresu i zakryły wszystko.

Mireille odwróciła się od okna i rozsunęła ekler torebki. Wyjęła z niej grubą kopertę i przez chwilę ważyła ją w dłoni.

– Kiedy już odbędziesz te swoje koncerty i oswoisz się z urokiem mazurskich lasów, poproś Marię, żeby przejrzała z tobą te papiery. Już ona będzie wiedziała, co z nimi zrobić – powiedziała Irmina. Ucałowała wnuczkę, poczekała, aż przejdzie przez bramkę odprawy paszportowej, pokiwała jej i odeszła szybkim, sprężystym krokiem.

Ma grand-mère, babuszka, babcia, „Bibou” Irmina – pomyślała czule Mireille. – Co ja bym bez niej poczęła? Odkąd pamięta, babcia była blisko, ilekroć którekolwiek z nich potrzebowało wsparcia. Szczupła, bardzo ruchliwa, o niespożytej energii. Kto by uwierzył, że stuknęła jej osiemdziesiątka? Od zawsze ma tę swoją jasną, rozwichrzoną głowę. Jej włosy – jakie one właściwie są: blond czy siwe? Wciąż piękne oczy o błękitnym spojrzeniu, długich podwiniętych rzęsach, pomalowanych niestosownie do wieku o wiele za grubo granatową mascarą, której nigdy wieczorem nie zmywa, bo jest zbyt zmęczona. Dopiero rano szoruje je mydłem pod prysznicem po to, żeby natychmiast pokryć nową warstwą tuszu.

– Gdybym ja tak obchodziła się z moimi rzęsami, miałabym oczy łyse jak kolano, jakże ty, mamo, możesz sypiać umalowana? – pokrzykuje Sophie, matka Mireille. Ma zwyczaj mówić podniesionym głosem, zabarwionym nutką pretensji.

Daremne to słowa, bo natura zarówno ją, jak i Mireille obdarzyła takimi samymi wielkimi błękitnymi oczami w pięknej oprawie. Przynajmniej pod względem typu urody te trzy kobiety są do siebie podobne, bo poza tym różni je wszystko.

Irmina skrupulatna, zapracowana, zawsze znajduje porę na coś poza pracą: na lekturę, słuchanie muzyki i całkiem bogate kontakty towarzyskie. Jak jej się to udaje, trudno pojąć, musi mieć jakieś tajemne układy z czasem. Posiada też rzadki dar przyciągania ludzi niezwykłych, wybitnych i dziwacznych. Krąg jej przyjaciół to osobny rozdział.

Córka Irminy, Sophie, jest podobnie urodziwa, ale jeszcze bardziej efektowna, świetnie oprawiona, ubrana odważnie na granicy ekstrawagancji i kokietliwa. Gdziekolwiek się pojawia, wywołuje szum i zamieszanie. Chaos zdaje się być jej sprzymierzeńcem, potrafi się w nim doskonale poruszać. Umie działać z rozmachem i skutecznie, ale równie skutecznie nieraz niweczy swoje dokonania emocjami, które co rusz biorą ją w posiadanie. Taka jest z natury, chociaż los też nie szczędzi jej ku temu racji, ale o tym potem.

Mireille, najstarsza z dzieci Sophie, uchodzi za najbardziej z nich skrytą i wrażliwą. Od miesiąca jest absolwentką paryskiej szkoły teatralnej i jest też zwyciężczynią castingów do dwóch głównych ról w musicalach.

Albert, smagły, czarnooki, wysportowany, rokujący nadzieje na kontynuowanie pasji naukowych swego ojca, załamał się zupełnie nieoczekiwanym przebiegiem zdarzeń w rodzinie i nie zdał matury. Śliczna jak obrazek młodsza córka Sophie, Sara, oczko w głowie babci Irminy, okazała się jedyną osobą, która do zaistniałej sytuacji podeszła z niespotykaną u nastolatki tolerancją, usiłując za wszelką cenę znaleźć racjonalne przesłanki na wytłumaczenie bolesnych zdarzeń.

W ostatnim roku bowiem los zgotował matce i rodzeństwu taką niespodziankę, że cały ich świat stanął na głowie. To dlatego Irmina wymyśliła dla starszej wnuczki podróż do Polski, a Sophie zdecydowała się przed początkiem nowego roku szkolnego wyemigrować z dwojgiem młodszych dzieci za ocean. Robiła to przede wszystkim dla syna, który po zmianach, jakie nastąpiły, zupełnie się pogubił. Po stracie ukochanego brata Sophie panicznie boi się o syna, to zrozumiałe…

Nic dziwnego zatem, że tajemnice zamknięte w pękatej kopercie, dotyczące odległej przeszłości jej przodków, przyciągnęły uwagę podróżniczki o wiele mniej niż to, co przydarzyło się im ostatnio. Po krótkim przebywaniu na dłoni dziewczyny koperta wylądowała z powrotem w przepaścistej torbie, a Mireille, żeby oderwać myśli od bolesnych zdarzeń, zabawiła się w odgadywanie, jak się potoczy jej polska przygoda.

Bibou Irmina poznała Marię dzięki swemu mężowi, René, który jako pianista wirtuoz odbywał tournée koncertowe po Polsce. To ona oprawiała słowem jego występy.

Wkrótce po tym tournée Maria otrzymała stypendium Bruna Coquatrixa i zjawiła się w Paryżu. Jako że zaprosiła kiedyś René na kolację do swego domu w Warszawie, wypadało zrewanżować się jej i uczyniono to. Owego pamiętnego wiosennego popołudnia u schyłku lat siedemdziesiątych cała rodzina Bergeronnette’ów, a więc René z Irminą oraz ich dzieci, dwudziestoletnia wówczas Sophie, studentka anglistyki na Sorbonie, i szesnastoletni licealista Patryk – wszyscy w komplecie obejrzeli w Olimpii galowy koncert polskich artystów z udziałem znajomej René, Marii Nagłowskiej, która prowadziła konferansjerkę i śpiewała frywolne piosneczki. Po koncercie porwali sympatyczną Polkę na kolację do swego apartamentu przy rue Jasmin.

Aktorka była młodsza od Irminy o kilkanaście lat, mimo to kobiety bardzo przypadły sobie do gustu i znalazły wspólny język. Od tamtej pory Maria przemyka przez domy Bergeronnette’ów i de la Chapelle’ów. Mireille zna ją z wyrywkowych spotkań, opowieści i albumów rodzinnych, świadczących o zażyłości Marii z jej rodziną: fotki z koncertu dziadka René w Conservatoire de Rachmaninoff, z przyjęcia zaręczynowego rodziców, z kliniki Laenec, na których Maria stoi obok kołyski w dniu jej narodzin, przy choince w apartamencie dziadków przy rue Jasmin, na garden party z okazji chrzcin Sary w dawnej rezydencji królewskiej Saint-Germain-en-Laye. Maria w kostiumie cyganki z czarnymi warkoczami i rocznym Alfredem w ramionach… Ulubionym zdjęciem Mireille jest portrecik Marii z uduchowioną miną i oczami pełnymi łez. Uwieczniła ją tak na kliszy babcia, kiedy Maria oglądała efekty swojej pracy. Bo nie kto inny, a właśnie Maria przygotowywała Mireille do egzaminu z interpretacji piosenki, gdy zdawała do Conservatoire.

Ona też przyleciała z Warszawy i zamieszkała z babcią Irminą natychmiast po samobójczej śmierci wujka Patryka. Teraz, gdy tylko dowiedziała się, co ich spotkało, od razu zapytała, w czym może pomóc. Nie tylko zaprosiła Mireille na wypoczynek, ale załatwiła jej nawet występy w gronie najlepszych polskich artystów. Emocje z tym związane okazały się najbardziej kojącym remedium na zranione serce dziewczyny. Jeden z koncertów odbędzie się w uroczysku, gdzie latem mieszka rodzina Marii, w jej „magicznym” (wedle słów babci Irminy) domu.

Mireille myślała o tym wszystkim i zaczęła podświadomie nucić. Dyskretne oklaski sąsiada z samolotu przerwały rozmyślania.

– Quelle chance – pas seulement une belle fille comme voisine, en plus des attractions! Belle voix, mademoiselle, vraiment une belle voix!^() Pani jest artystką, nie mylę się? – dodał po polsku.

– Pardonnez-moi?^() – spłoszyła się Mireille.

– Nie mówi pani po polsku?

Nie czekając na odpowiedź mężczyzna gładko przeszedł na francuski i zaczęło się bezpardonowe tokowanie. Najpierw zaoferował swoje usługi jako przewodnik po Warszawie, a następnie przedstawił cały wachlarz dostępnych w tych ramach atrakcji. Posypały się komplementy i wymowne spojrzenia. Mireille wcisnęła się w swój fotel.

Przytłoczona elokwencją i siłą inicjatywy nieznajomego, nie śmiała się ruszyć ani mrugnąć okiem. Mimo że ukończyła studia aktorskie i miała czas oswoić się ze środowiskiem artystycznym, któremu świat przypisuje swobodę obyczajów, jej odwaga nie wychodziła poza działania sceniczne. W życiu pozostała nieśmiałą, cichą istotą, lubiącą samotność i spokój. Taka była od dziecka i to się nie zmieniło. Nawet w głośnych zabawach rodzeństwa uczestniczyła w sposób ograniczony.

Atak, który przypuścił na nią poszukiwacz przygód, sprawił, że zaczęła modlić się w duchu, aby lot trwał jak najkrócej. Zamknęła oczy, udawała, że drzemie, ale natręt nie dawał za wygraną. Zerknęła ukradkiem na zegarek. Do planowego lądowania pozostało ponad czterdzieści minut.

Co robić, co robić? – myślała rozpaczliwie. Wreszcie odważyła się przeprosić go i wstać.

Resztę podróży spędziła w toalecie, nie widziała, jak samolot zniżał lot nad Warszawą i może w ogóle przegapiłaby lądowanie, gdyby zaniepokojona stewardessa nie wywabiła jej z zacisznego przybytku. Nie tak to sobie obiecywała.

Jak pech, to pech – jej walizka pojawiła się na podajniku jako ostatnia, już myślała, że zaginęła. Na tym jednak skończyły się przykre niespodzianki. Justyna, córka Marii, ze swoimi dziećmi czekała na nią, jak było umówione. Pojechali razem na obiad, a potem prosto na dworzec autobusowy, bo Mireille jeszcze tego dnia musiała dotrzeć do letniego domu Nagłowskich. Nazajutrz mają się rozpocząć próby do koncertu jubileuszowego, w którym Maria wyznaczyła jej spory udział.

Nie zabrakło jej atrakcji i na tym etapie podróży. Pasażerami niemal połowy autobusu okazali się być studenci jadący na zawody żeglarskie do Mikołajek. Nie miałoby to większego znaczenia, gdyby nie to, że byli akurat z romanistyki. Zobaczyli, że czyta francuską gazetę, zagadnęli ją i omal nie przegapiła docelowej stacji, na której Maria dosłownie wyciągnęła ją z autobusu. W odróżnieniu od przygody w samolocie, pogawędka ze studentami polskimi dostarczyła jej przyjemnych wrażeń.

Jeśli tak dalej pójdzie, nie będę miała czasu myśleć o moim strapieniu – pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. – Może Bibou rzeczywiście miała rację mówiąc, że ta podróż dobrze mi zrobi.

Maria wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widywała ją w Paryżu. Wśród znajomych babci uchodziła za urodziwą, ale na Mireille atrakcyjność osób starszych nie robiła wrażenia. Teraz przykuła jej uwagę – ubrana na sportowo, w dżokejce z szerokim daszkiem nasuniętym na czoło, za kierownicą bordowego citroena GS dotkniętego zębem czasu, na oko wydawała się być młodszą kopią paryskiej damulki, którą dotychczas znała. Tam mówiono, że jest czarująca, ale wyglądała znacznie poważniej, tu wydawała się jej bardziej pewna siebie. Nie widziały się trzy lata, zaskoczyła ją korzystna zmiana.

– Odmłodniała pani, Mario – powiedziała – naprawdę świetnie pani wygląda.

– Tak uważasz? – roześmiała się komplementowana. – To miłe, co mówisz, ale to ty dojrzewasz, kochanie. Z wiekiem coraz bardziej tolerancyjnie patrzymy na ludzi starszych od siebie, aż nadchodzi taki czas, kiedy różnice wieku w przyjaźni nie mają znaczenia.

Mireille pomyślała, że podoba się jej taka Maria. Energiczna, swobodna, klęła na nieuważnych kierowców i z fantazją omijała przeszkody na drodze. Zadawała tysiące pytań, pokazywała co piękniejsze szczegóły mijanego krajobrazu, opowiadała o miejscu, do którego zmierzały.

Droga wiła się pośród dorodnych lasów, podobnych tym, jakie dziewczyna pamiętała z wakacji w Kanadzie. We Francji takich rozległych zalesionych przestrzeni chyba nigdy nie widziała. Ale też większość jej niedługiego życia nie toczyła się we Francji. Zanim okrutne fatum nie dotknęło ich rodziny, ciągle podróżowali. Najdłużej mieszkali w Palo Alto w Kalifornii. Alfred i Sara tam się urodzili.

– Jesteśmy na miejscu, witaj w domu – powiedziała Maria i zatrzymała samochód przed białym budynkiem z czerwonym stromym dachem w otoczeniu wysokich modrzewi i brzóz. Szczupły, przystojny mężczyzna o siwych włosach i nerwowych ruchach otwierał bramę, a towarzyszący mu energiczny i sprężysty foksterier jazgotliwym szczekaniem obwieszczał, że jest tu gospodarzem.

– Oto i moi panowie: Piotr i Portos, czyli mąż i jaśnie pan pies, prawda, że podobni do siebie? – poinformowała przybyłą Maria i zaraz zganiła swojego psa: – Hej, szczekaczu, ucisz się, pozwól mi przedstawić naszego gościa. Ta młoda dama to Mireille. Masz być dla niej miły, nawet gdyby chciała opuścić posesję bez twojej łaskawej zgody.

Portos wszystkich przybyszów wita entuzjastycznie i zapisuje do swego stada. Gorzej jest, kiedy zechcą wyjść – zębów wtedy nie żałuje.

Wjechali za ogrodzenie i Maria zahamowała tuż przed rabatą. Drzwi drewnianego ganku uchyliły się i pojawiła się w nich starsza pani o ujmującej powierzchowności.

– A oto i nasza królowa matka – powiedziała i ucałowała ją Maria. – Mamusiu, to jest Mirejka, wnuczka Irminy, ma jej oczy, prawda?

– Bonjour, madame, je suis enchantée de vous voir^().

A więc to jest ta legendarna matka Marii – myślała Mireille przyglądając się Zofii – zupełnie nie wygląda na tyle lat, ile ma. Bielusieńkie włosy, ale jaka miła, gładka, pogodna twarz! Dziewczyna poczuła nagle, że bierze ją ochota, aby się do niej przytulić i wypłakać na jej piersi wszystkie swoje troski.

Oglądanie domu, spacer nad jezioro, relacje z podróży, przekazywanie listów od matki i babci – wszystko to działo się jakby we śnie. Wrażeń jak na jeden dzień było aż nadto, nawet dla kogoś tak młodego jak Mireille. Ożywiła się nieco przy kolacji, bo też nie każdemu przytrafia się zajadać pierogi ruskie przyrządzone przez dziewięćdziesięciosześcioletnią panią Zofię, do tego pierogi – délicieux!^() I jeszcze deser – maliny, poziomki i czarne jagody prosto z lasu!

Do okien jej pokoju na górze dobijał się modrzew, omiatając szyby wiotkimi gałęziami. Kojący zapach żywicy przynoszony z puszczy ciepłymi podmuchami wiatru obiecywał dobre sny.

A jutro? Pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiechnęła się na myśl o jutrze i zamknęła oczy.

– Ale mam szczęście – nie tylko mam za sąsiadkę piękną dziewczynę, a jeszcze do tego takie atrakcje! Piękny głos, panienko, naprawdę piękny głos!

– Słucham?

– Dzień dobry pani, bardzo mi miło panią poznać.

pyszne!ROZDZIAŁ DRUGI

Obudził ją śpiew ptaków. Koncertowały z zapamiętaniem. Repertuar miały wcale, wcale urozmaicony: a to wdzięcznie brzmiące chórki, a to zbiorowe trele, wibrujące pogwizdywania, ćwierkające duety i tercety i prześliczne, urozmaicone, pieszczące ucho solówki.

Spojrzała na stojący przy przeciwległej ścianie zegar z wahadłem, który przytłumionym tykotem pracowicie odmierzał czas. Była czwarta czterdzieści pięć. Pogańska godzina! – pomyślała. – A te ptaki? Cierpią na bezsenność czy co? Że też im się chce wyśpiewywać tak o świcie, ale fakt, że muzykalne z nich bestie.

W światku skrzydlatych śpiewaków rozpętała się nagle awantura, aż gałęzie modrzewia z rozmachem uderzyły w okno. Towarzyszył temu gwar podniesionych ptasich głosów. Mireille postanowiła zobaczyć, co jest grane, wyszła z łóżka, aby wyjrzeć na zewnątrz. Skrzypnięcie otwieranego okna spłoszyło awanturników, zerwały się do lotu i poszybowały w stronę lasu.

Zwarta jego ściana podświetlana od dołu promieniami wschodzącego zza górki słońca wyglądała teraz na koronkową. W powietrzu unosił się ten sam zapach żywicy, który uśpił ją poprzedniego wieczoru. Rosa szkliła się na igiełkach sosen, na liściach i na trawie. Mireille zdecydowała, że szkoda czasu na spanie, narzuciła szlafroczek i zbiegła po krętych schodach do ogrodu.

Tymczasem Maria w zaciszu swego pokoju opracowywała strategię swoistego polowania na potencjalnych białostockich przodków Irminy Bergeronnette.

Poprzedniego wieczoru, kiedy już wszyscy spali, zabrała się do czytania korespondencji z Paryża przywiezionej przez Mireille. Grubą kopertę, którą Irmina przekazała wnuczce na lotnisku, zostawiła sobie na koniec. Początkowo postanowiła jej nie otwierać przed ukończeniem przygotowań do koncertu jubileuszowego, ale ciekawość przeważyła.

Wiedziała, czego dotyczy przesyłka, i szczerze mówiąc, miała wątpliwości, czy uda się jej sprostać nadziejom przyjaciółki na odnalezienie śladów kolei losów jej przodków. Zapiski, listy i dokumenty stanowiące zawartość koperty nasunęły jej pewien pomysł.

Wśród tych papierów znalazła bowiem oryginalną metrykę chrztu babki Irminy, czyli „Zenobii Harczuk, narodzonej dziewiątego dnia miesiąca czerwca w roku pańskim 1866, w majątku Harce, z ojca Wiktora Harczuka i matki Anieli Harczuk z domu Bogajewicz – właścicieli majątku Harce pod Białymstokiem”. Wydało się to Marii nie lada ułatwieniem, zważywszy na plan, jaki zakiełkował w jej wyobraźni.

Wprawdzie Irmina wraz z siostrą Maszą pisały już kiedyś do parafii, w której chrzest się odbywał, ale nie udało się ustalić żadnych wiarygodnych koneksji wśród żyjących ludzi noszących nazwisko Harczuk.

Maria postanowiła rozegrać poszukiwania po swojemu. Długo przed zaśnięciem rozmyślała, od czego zacząć, i w związku z tym niewiele zakosztowała snu tej nocy. Podobnie jak Mireille rozbudzona śpiewem ptaków o świcie, nie zasnęła już więcej. Sięgnęła po telefon i wykręciła numer informacji międzymiastowej. Zaspaną dyżurującą telefonistkę wprawiła w osłupienie prosząc ją o czwartej rano o podanie numerów telefonów wszystkich abonentów Białegostoku i okolic noszących nazwisko Harczuk. Okazało się ono w owym regionie bardzo popularne, bo lista osiągnęła imponującą liczbę osiemdziesięciu sześciu!

– Proszę pani – powiedziała telefonistka – lepiej by było, żeby pani sama zajrzała do książki telefonicznej i przepisała sobie te numery, bo mnie to zajmie za dużo czasu, a przecież muszę udzielać informacji innym potrzebującym, zresztą wolno mi podać tylko trzy numery. Na jedno połączenie udzielamy tylko trzech informacji.

– Ale ja mieszkam w lesie, do poczty stąd jest dziesięć kilometrów, a poza tym jest czwarta nad ranem i chyba ludzie o tej porze śpią, a nie dzwonią do informacji?

– Tak się pani wydaje, ludzie dzwonią zawsze. Pani sama właśnie teraz dzwoni, to najlepszy dowód.

– No tak, wiem, ale bardzo panią proszę… Bardzo!

I uprosiła. Telefonistka okazała się dla niej pobłażliwa, bo imponowała jej rozmowa ze znaną aktorką. Po dwudziestu minutach Maria miała w garści pełną listę posiadaczy telefonów z rzeczonego grodu i jego okolic.

Niecierpliwość pchała ją do czynu. Nie straciła resztek rozsądku przynajmniej na tyle, żeby nie zacząć wydzwaniać do nieznanych sobie osób o piątej rano. Dlatego wzięła prysznic, ubrała się nieśpiesznie, wypiła kawę, podlała ogród i nawet krzewy rosnące w sąsiedniej posesji, co pozwoliło jej pierwszym rozmówcom pospać do siódmej.

Przedziwne indagacje telefoniczne wyrywające ze snu zdumionych interlokutorów były mniej więcej takie:

– Dzień dobry pani (panu). Mówi Maria Nagłowska. Czy dodzwoniłam się do państwa Harczuków?

– Tak, a co się stało?

– To bardzo ważne, czy ktoś z pani (pana) przodków był właścicielem majątku Harce?

– Żarty sobie pani stroi? I po to mnie pani budzi o siódmej rano???

Rozmowy przebiegały tak i podobnie, nierzadko padały przekleństwa, czasem odkładano słuchawkę nie udzieliwszy odpowiedzi.

Ktoś z przepytywanych Harczuków zainteresował się, czy jest „TĄ” Marią Nagłowską, bo była przecież dość popularna, ktoś inny poinstruował ją o nietakcie dzwonienia do ludzi przed dziesiątą rano.

– Ależ ja o tym wiem, zapewniam pana. Tylko że potem przez cały dzień jestem zajęta, bo mamy tutaj jubileusz.

– Wariatka! – usłyszała na to i jeszcze trzask odkładanej słuchawki.

Nie poddawała się jednak i o godzinie siódmej pięćdziesiąt pięć, kiedy już miała zrobić przerwę, by przygotować śniadanie dla domowników, właśnie w tym momencie, kiedy postanowiła sobie, że to ostatnia tego ranka rozmowa, zdarzył się cud.

Na rytualne pytanie: „Czy ktoś z pani przodków był właścicielem majątku Harce?” – odpowiedziano jej także pytaniem:

– A można wiedzieć, dlaczego panią to interesuje? – w głosie rozmówczyni, o dziwo, nie było ani ironii, ani zniecierpliwienia, tylko uprzejme zaciekawienie.

– Moja francuska przyjaciółka poszukuje krewnych swojej babki, niejakiej Zenobii Harczuk, po mężu Korolow.

– Naprawdę??? Z nieba mi pani spada! Od lat zajmuję się gromadzeniem materiałów do historii naszej rodziny… No, nie! Nie wierzę! Więc zna pani potomków naszej Zenobii! Koniecznie musimy się spotkać.

– Tak, tak. Tym bardziej że akurat goszczę u siebie wnuczkę tej mojej przyjaciółki, reprezentantkę najmłodszego pokolenia Harczuków i Korolowów. A może udałoby się pani tu do nas? – zaproponowała nagle Maria.

– Z przyjemnością, na skrzydłach! A skąd właściwie pani dzwoni?

– Jestem akurat w moim mazurskim domu, w bardzo malowniczej wsi Modrzejów.

– Moi znajomi bywają w tych stronach, ponoć jest tam pięknie.

– To prawda. Sama pani oceni, zapraszam choćby dzisiaj!

– Niestety, jeszcze ponad tydzień pracuję tu w muzeum historycznym sama – wszyscy na urlopach. Dopiero w przyszłą sobotę mogłabym się stąd ruszyć.

– Doskonale! Trafi pani akurat na wielką fetę, zjazd znakomitości, wie pani, radio, telewizja, oficjele, gwiazdy sceny i wielki koncert jubileuszowy, bo właśnie będzie to dzień obchodów trzechsetlecia Modrzejowa. A swoją młodą kuzyneczkę zobaczy pani na scenie, jest aktorką.

– Wspaniale! A nie sprawię kłopotu?

– Ależ skąd! Wręcz przeciwnie.

Panie ustaliły sobie jeszcze szczegóły spotkania, wymieniły grzeczności i zakończyły rozmowę zapewniając się nawzajem, że nie posiadają się ze szczęścia.

Uskrzydlona sukcesem Maria zbiegła po schodach jak fryga, a na dole czekano już na nią.

Matka razem z Mireille i Piotrem przygotowali śniadanie.

– Nie macie pojęcia, co załatwiłam. Odnalazłam powinowatych Irminy!

Opowiedziała im o przeprowadzonej akcji. Byli zdumieni.

Po śniadaniu zabrała Mireille nad jezioro. Kąpały się i rozmawiały o scenariuszu koncertu.

Pierwsza jego część, z udziałem miejscowej młodzieży i wiernych osadzie letników, poświęcona ma być historii i teraźniejszości Modrzejowa. W drugiej znani artyści z całej Polski wystąpią w swoim repertuarze, wśród nich gość z Francji, Mireille de la Chapelle.

Ponieważ jednak praca z amatorami nie jest łatwa, a niektóre zadania są dla nich niewykonalne, Maria poprosiła Mireille o oprawę taneczną i wsparcie wokalne.

– Po południu próba, zabieramy się do pracy.

– Z przyjemnością, aczkolwiek to dla mnie wyzwanie.

– Dasz radę, teksty piosenek będą zaczątkiem twojej nauki języka polskiego, a jak cię znam, z tańcem nie będzie kłopotu. Po prostu przebrana za nimfę wodną będziesz improwizować w tle.

Próby odbywały się każdego popołudnia i trwały do nocy. I tak przez półtora tygodnia.

Uroczystość udała się nadzwyczajnie. Tuż po przemówieniach co prawda spadł rzęsisty deszcz, ale okazał się na tyle gwałtowny, co krótkotrwały i tylko na parę minut zakłócił świętowanie. Tłumy mieszkańców i przybyszów bawiły się do białego rana. Mireille spodobała się wszystkim, ale najbardziej była nią urzeczona przybyła z Białegostoku Eulalia Harczuk, i to nie tylko z racji jej talentu, lecz także i przede wszystkim z powodu zdumiewającego podobieństwa do jednego z rodzinnych portretów sprzed niemal półtora wieku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: