Maklak. Oczami córki - ebook
Maklak. Oczami córki - ebook
Podczas renowacji starego pianina Marta Maklakiewicz przypadkowo odnalazła w jego wnętrzu czarny notes. Jak się okazało – notes taty, Zdzisława. Moment ten stał się początkiem drogi, którą przeszła tropem znaleziska, śladami swego ojca, w miejsca ważne dla niego.
Opowieść Marty Maklakiewicz pokazuje bohatera ponad stu polskich filmów w intymnym i nie do końca różowym świetle. Książka odkrywa wiele rodzinnych tajemnic, bez pruderii opowiada o życiu w „baśniowym nastroju” suto zakrapianych imprez towarzyskich ówczesnej Warszawy.
Prócz anegdot z życia kolorowego ptaka odkrywa jego prywatną twarz. Jakim był ojcem? Nieudanym. Jakim był mężem? Dwukrotnym, acz za każdym razem bardzo krótko. Jakim był synem? Dominował nad ojcem, ale sam był całkowicie zdominowany przez matkę. Co chował w zanadrzu duszy? Stres po hekatombie powstania warszawskiego i gehennę, jaką przeżył w dwóch obozach hitlerowskich. Dlaczego pochodząc z rodziny utalentowanych muzyków, zdecydował się na własną drogę artystyczną i został aktorem? Dlaczego wolał film od teatru? Kto był jego aktorskim idolem i niedoścignionym mistrzem.
Jest to również historia wielkiego uczucia, jakim Maklakiewicza darzyła jego pierwsza żona, mama Marty, Renata – aktorka, malarka i poetka. Do końca życia wpajała córce miłość do ojca, wielkiego i wspaniałego człowieka. Choć ich małżeństwo nie wytrzymało próby czasu i charakterów, więź łącząca tę parę zdawała się trwać aż do tragicznej śmierci pani Renaty. I teraz znajduje swój obraz w książce ich córki.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7961-997-9 |
Rozmiar pliku: | 9,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego szczęście zamyka się dla mnie
w uścisku dłoni?
Zasłuchana w prawdę o życiu,
wierzę w człowieka.
Twoja obecność bardziej boli
niż moja samotność.
Przez kilkanaście lat nauczyłam się
uśmiechać.
Istnienie moje niezauważone
w tłumie tysiąca cierpkich pomyłek
ściera się z ponurą rzeczywistością.
Zostawiona dzieckiem,
przywitana kobietą,
oczekuję w skupieniu i niepewności
na twoje słowa.
Pomarszczone czoło,
chwila zamyślenia,
rzut oka na zegarek
– tak, musisz już iść.
Mocne wrażenie,
milczenie.
Niewyciągnięta dłoń
i ojciec – i brak ojca,
i żal,
i słowa, słowa
mocne i bolesne,
które mówiłeś do mnie.
Jesteśmy sobie obcy.
Do widzenia panu.
Dziękuję, że pan przyszedł
na to spotkanie…WSTĘP
Z napisaniem książki o moim ojcu Zdzisławie Maklakiewiczu nosiłam się od lat, dużo o tym myślałam. Zbierałam wiersze, dokumenty, listy i zdjęcia.
A potem nie chciałam już pisać, bo uznałam, że nie dam rady opowiadać o człowieku, którego praktycznie nie znałam. Byłam zrezygnowana i postanowiłam się wycofać.
Otrzymałam wówczas propozycję i wsparcie wydawnictwa Prószyński oraz pomoc redakcji i pana Andrzeja Opali, który skrzętnie spisał moje wspomnienia. Nie byłam już sama.
Moim celem stało się przybliżenie fragmentów życiorysu ojca, które zostały pominięte w dotychczasowych publikacjach. Chodzi o pierwszą miłość ojca – moją mamę Renatę. Owocem tej miłości jestem ja – Marta. W książce sporo miejsca poświęciłam mojej ukochanej mamie, dzięki której jestem, kim jestem. Jej wiersze, piosenki, karykatury, obrazy olejne są ze mną, pomagają mi pamiętać, co w życiu najważniejsze. Opowieści mamy – i cała jej twórczość – były dla mnie ważnym źródłem wspomnień o ojcu.
Bardzo kocham moich rodziców i są wciąż obecni w moim domu: portrety mamy, zdjęcia ojca. On był dla mnie idolem, którego wielkość malała jednak z każdym rokiem mojego dorastania.
Moja książka nie jest biografią Zdzisława Maklakiewicza – zainteresowanych tym tematem odsyłam do encyklopedii. Jest przede wszystkim próbą ukazania wewnętrznej walki, którą Maklak toczył pomiędzy miłością do żony Renaty a „toksycznym” uczuciem do swojej matki Cesi, która go całkowicie zdominowała. W rezultacie to rozdarcie wpędziło mojego ojca w nałóg, w uzależnienie od alkoholu. Uciekał w swój tzw. baśniowy świat. Myślę, że Zdzisław Maklakiewicz był bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, a jego życie przypominało tragifarsę. Szkoda.
W czeluściach moich wspomnień jest wiele znaków zapytania. Starałam się jednak zaprezentować czytelnikom choć niewielki ułamek twórczości mojego ojca.
Marta MaklakiewiczOD REDAKCJI
Książka Marty Maklakiewicz, choć pełna wspomnień, nie jest biografią kultowego aktora Zdzisława Maklakiewicza. Tych na szczęście nie brakuje. W 2008 roku ukazała się biografia Zdzisław Maklakiewicz autorstwa Wojciecha Otto. Napisana została co prawda z punktu widzenia filmoznawcy i skupia się na merytorycznej analizie kreacji filmowych aktora, jednak dla kinomanów jest to pozycja na tyle pogłębiona, że spełnia wszelkie oczekiwania wielbicieli talentu Maklaka. Jest także ciekawa książka Macieja Łuczaka Wniebowzięci, czyli jak się robi hydrozagadkę, poświęcona jednak głównie duetowi Zdzisław Maklakiewicz – Jan Himilsbach. Sławomir Koper popełnił Skandalistów PRL, ale podobnie jak Łuczak skupił się na „baśniowym nastroju” i ekscesach niezapomnianego duetu. Ukazała się też książka Wojciecha Kałużyńskiego Niebieskie ptaki PRL, w której znalazło się kilka wspomnień i anegdot o Zdzisławie Maklakiewiczu. W sieci dostępne są filmy dokumentalne o nim i wspomnienia jego bliższych i dalszych znajomych, między innymi Janusza Głowackiego, Marka Piwowskiego i braci reżyserów – Janusza i Andrzeja Kondratiuków. W archiwach prasowych można znaleźć liczne wywiady z aktorem. Są w końcu jego filmy. I to ponad sto.
Ta książka jest przede wszystkim próbą odpowiedzi na pytanie, dlaczego biografowie, filmoznawcy, krytycy filmowi, dziennikarze i koledzy aktorzy tak mocno skupiali się albo na artystycznych dokonaniach Maklakiewicza, albo na jego słabościach, a milczeniem pomijali jego życie osobiste. Może to wyraz swoistej hipokryzji – o Maklakiewiczu „wiedziano”, że poza planem filmowym wyłącznie balanguje, ale nikt nigdy nie zapytał go, kiedy – skoro wciąż przesiaduje z kumplami w knajpach – pisze muzykę do przedstawień teatralnych i filmu, kiedy nagrywa piosenki, kiedy tworzy scenariusze. W dodatku on sam skrzętnie strzegł przed mediami swojej prywatności.
A może – by rzecz ubrać w humor typowy dla Maklakiewicza – sam aktor nie przykładał większej wagi do rodziny? Czy mówił prawdę, gdy jako Arkaszka we Wniebowziętych żalił się Himilsbachowi: „Ani okupacja, ani żadne inne historie nie dały mi tak w kość, jak te dwie moje żony”.
Tych „może” jest tak dużo, że warto prześledzić losy związku młodziutkiej studentki ASP Renaty Firek i początkującego aktora Zdzisława Maklakiewicza, ich późniejsze życie i historię ich córki Marty.CZARNY NOTES
Wszystko zaczęło się od pianina w domu ojca… Stare, niemieckie, czarne pianino stało w mieszkaniu rodziców i babci przy ulicy Kopernika 11 w Warszawie. Pianino dostałam w 1971 roku od ojca i babci Cesi w prezencie za dobre wyniki na maturze. Egzamin dojrzałości zdałam w VII Liceum Ogólnokształcącym im. Stefanii Sempołowskiej w Łodzi, gdzie wówczas mieszkałam z mamą. Nie przywiozłam instrumentu do Łodzi, gdyż szykowałam się do przeprowadzki. Zamierzałam zdawać na studia w Warszawie, a nasze łódzkie mieszkanko było za małe.
Pianino czekało na mnie u babci i „zamieszkało” z mamą i ze mną dopiero po naszej ostatecznej przeprowadzce do Warszawy, kiedy dostałam się na studia. Po śmierci ojca babcia często mi powtarzała: „To jest cząstka Zdziśka. W grę na tym instrumencie wkładał całe serce, więc gdy uderzysz w klawisze, ten dźwięk zawsze będzie przypominał ci ojca. Wtedy on zawsze będzie przy tobie…”.
Rzeczywiście, zdarzało się, że gdy wpadałam z wizytą na ulicę Kopernika, babcia Cesia od progu kładła palec na ustach i szeptała: „Nie hałasuj, ojciec siedzi przy pianinie i gra. Nie wolno teraz mu przeszkadzać”. Czasem grał, bo przygotowywał się do roli, czasami komponował coś swojego, ale najczęściej grał, gdy potrzebował psychicznego relaksu.
Mama z nostalgią wspominała ich wspólne wieczory przy tym pianinie, gdy ojciec śpiewał dla niej lub razem coś nucili. Czasami pisał piosenkę specjalnie dla mamy, taką od serca. Nigdy nie widziałam, by korzystał z nut, zawsze grał z pamięci lub wymyślał melodię, improwizując. Musiał chyba mieć słuch absolutny, co akurat w jego rodzinie nie dziwi. Pamiętam, że potrafił bezbłędnie zagrać wielkie przeboje Gershwina. Wystarczyło, że usłyszał jakąś melodię w radiu, a natychmiast był w stanie ją zagrać. Czas wolny spędzał najchętniej przy muzyce. Uwielbiał ją. To przy tym pianinie narodziła się miłość rodziców, za sprawą muzyki rozpoczął się ich krótki, ale pełen burzliwych emocji i głębokich uczuć związek…
+-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------+
| Zastanawiam się, dlaczego ojciec, pochodzący z kompozytorskiej rodziny i obdarzony słuchem muzycznym, nie próbował zrobić kariery w tej dziedzinie. Wybrał aktorstwo. Myślę, że to „wina” charakteru ojca. Muzyka wymaga systematyczności i cierpliwości, a ojciec był improwizatorem. Lubił tworzyć szybko, jakby coś z niczego. Dlatego też, gdy chodzi o sztukę aktorską, wolał film od teatru, bo na planie miał dużą swobodę twórczą. Nawet jeśli zapomniał tekstu roli, to improwizował naprędce wymyślanym tekstem. W filmie za każdym razem robił coś innego. A w teatrze, jak w muzyce, musiałby wielokrotnie powtarzać całe fragmenty, dłuższe i krótsze frazy. Ojca to nużyło i nudziło. |
| |
| Jako człowiek na wskroś spontaniczny decyzje podejmował pod wpływem impulsu. Wiem coś o tym braku systematyczności, który odziedziczyłam po ojcu, bo sama chodziłam do szkoły muzycznej i wciąż brakowało mi cierpliwości do regularnych ćwiczeń. |
+-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------+
Wrócę jednak do historii pianina należącego niegdyś do Maklaka, bo ono jest tu najważniejsze. Jeśli chodzi o talent muzyczny, nie poszłam w ślady ojca ani jego stryjów, więc uznałam, że pianino u mnie się marnuje. Nie jest wykorzystane, jak być powinno. Postanowiłam, że nie będzie ozdobnym meblem w dużym pokoju – najpierw przy ulicy (nomen omen!) Jana Maklakiewicza (wybitnego kompozytora, stryja mojego ojca), a potem w warszawskim mieszkaniu przy ul. Grażyny Bacewicz – ale powinno służyć innym artystom. W typowym peerelowskim mieszkaniu w bloku, z małą kuchnią, pianino zajmowało prawie pół największego pokoju. Stały na nim zdjęcia taty i jakieś kwiaty, świecznik…
Jednocześnie marzyłam o tym, aby jak najwięcej osób mogło słuchać muzyki ze świadomością, że to instrument Zdzisława Maklakiewicza.
Nie miałam pomysłu, co zrobić z pianinem.
A potem wyjechałam do Stanów, a instrument zostawiłam w zamkniętym na klucz mieszkaniu na Ursynowie. Dopiero po powrocie postanowiłam ostatecznie zdecydować o jego losie. Sprawa wyklarowała się i w pewnym sensie ma związek z moimi podróżami po Polsce. W Sopocie lubię odwiedzać SPATiF, legendarny klub aktorów. Ojciec, mocno związany z Wybrzeżem, uwielbiał klimat teatrzyku Bim-Bom, w którym występował, a jego aktorskim wzorem był przez całe życie Zbyszek Cybulski. Dlatego i ja dobrze czułam się w tym klubie. W 2005 roku podczas mojej kolejnej wizyty w SPATiF-ie jego menedżerowie zwrócili się do mnie z prośbą o jakąś pamiątkę po Maklaku. Coś na tyle cennego i wartościowego, co podniosłoby prestiż klubu i przypominało bywalcom o moim ojcu, słynnym i popularnym aktorze. Chodziło im o drobiazg, może zdjęcie z autografem albo krawat…
Ja wpadłam na pomysł, aby podarować im… pianino mojego ojca. Pomyślałam, że nadal mogłoby ono służyć innym artystom. Dlatego podjęłam decyzję o jego renowacji. Nie mogłam przecież podarować instrumentu, na którym nikt nie grał od wielu lat!
Wynajęłam więc profesjonalnego stroiciela. Podczas renowacji znaleźliśmy w środku różne rzeczy. Czego tam nie było: kapsle od piwa, korki od wina… Ale pośród tych śmieci odkryłam skarb – czarny notes ojca. Przeczytałam go z wypiekami na twarzy. Znalazłam tam krótkie notatki o rozmaitych wydarzeniach, uroczystościach i imieninach. Niezwykłe lub tylko istotne zdarzenia, historie obyczajowe, relacje ze spotkań z kolegami, anegdoty i dowcipy. Zgrabnie portretował kobiety, także te znane, z którymi utrzymywał dość bliskie kontakty. A poza tym notes zawiera prawdziwą bibliotekę: nazwiska, adresy, numery telefonów przyjaciółek, dłużników, stręczycieli i wysoko postawionych oficjeli.
Kopie z czarnego notesu
A oto kilka perełek z tego „banku informacji”:
Pomysły na nekrologi
Urodził się.
Pełną gębą żył.
Umarł.
Bo pił.
W ziemi zgnił.
*
Urodził się. Ascetą był.
Nie pił.
Umarł.
I też zgnił.
*
Pić? Czy być?
Oto jest pytanie.
*
Piękna była.
Mężczyzn kusiła
I pełnią życia żyła.
Wszyscy się w niej kochali.
Lecz ją do domu starców oddali.
Zdjęcia zrobione w 2012 roku w sopockim SPATiF-ie.PIANINO MAKLAKA
Impreza z okazji przekazania sopockiemu SPATiF-owi pianina odbyła się 3 listopada 2005 roku. Na tę okazję napisałam specjalną piosenkę, którą potem wykonałam w klubie. Słowa nawiązują do wielkiego przeboju My Heart Belongs to Daddy śpiewanego niegdyś przez Ellę Fitzgerald i Marilyn Monroe, a nawet naszą Violettę Villas.
PIANINO MAKLAKA
muzyka: przebój Cole’a Portera My Heart Belongs to Daddy
słowa: Marta Maklakiewicz
Przez wiele lat się zmieniał świat
i zdolnych aktorów jest wielu,
lecz dla mnie wciąż jak żywe są
te komedie z… PRL-u!
Minęły dni, a w oczach łzy…
Wspomnienie o ojcu nie zginie.
Dziś wódka jest i kumple są!
Maklak zagra na pianinie!
Ref.:
Bo ja cała jestem taty,
A mój tatuś to ho, ho!
Alkohole, aromaty…
Do SPATiF-u z kumplami się szło
Filmy jego podziwiamy,
Zdzisio Maklak po prostu go zwą!
Jego żarty uwielbiamy,
Tata tam, tata tu, tata z nią!
Przeleciał czas, jak z bicza trzasł
i ustrój się zmienił, bo musiał.
Powróćmy dziś do tamtych dni,
wznieśmy toast za tatusia!
Minęły dni, a w oczach łzy…
Wspomnienie o ojcu nie zginie.
Dziś wódka jest i kumple są!
Maklak zagra na pianinie!1
Ojciec, gdy miał 20 lat, po lewej i trzy małe zdjęcia, gdzie przebrał się za słynnego Charliego Chaplina.
Poznałam tam wtedy Maćka Miecznikowskiego, popularnego wokalistę zespołu Leszcze, który potem prowadził telewizyjny program Tak to leciało! w TVP 2 i wziął udział w telewizyjnej Bitwie na głosy, też w Dwójce. Podczas owego listopadowego wieczoru w SPATiF-ie zaśpiewał piosenkę ojca Małe piwko z korzeniami z filmu Jerzego Gruzy Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy. Filmu, którego premiery tata nie dożył, bo nakręcony w 1973 roku obraz cenzura trzymała na półkach aż siedem lat2…
Gdy Ci życie ucieka, kochany,
to nie goń go.
Gdy już tydzień chodzisz jak we śnie,
to nie łudź się.
Małe piwko, małe piwko z korzeniami
wyrośnie Ci.
Małe piwko, małe piwko z korzeniami
zaśpiewa Ci.
Jeden kiosk,
drugi kiosk,
trzeci,
czwarty...
Małe piwko, małe piwko z korzeniami
zastąpi łzy.
Małe piwko, małe piwko z korzeniami
przebaczysz mi.
Gdy ci rączki już drżą, mój kochany,
to nie bój się.
Kiedy toniesz w powietrzu jak rybka,
pamiętaj, że
Małe piwko, małe piwko z korzeniami
zastąpi łzy
Małe piwko, małe piwko z korzeniami
przebaczysz mi.
Jeden kiosk,
drugi kiosk,
trzeci,
czwarty…
Małe piwko, małe piwko z korzeniami
zastąpi łzy.
Małe piwko, małe piwko z korzeniami
przebaczysz mi.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Do dzisiaj niewyjaśniona została sprawa autorstwa tej piosenki. W napisach do filmu Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy jako autor scenariusza występuje Jan Himilsbach, ale tajemnicą poliszynela jest, że tylko mglisty zarys pomysłu był jego, potem opracował to Jerzy Gruza, a całość rodziła się w dużej mierze na planie filmu. Tata napisał dla siebie kilka scen, przede wszystkim słynny dialog z matką na początku filmu. Skomponował też muzykę do piosenki otwierającej film, czyli właśnie Małe piwko, małe piwko z korzeniami. Do dziś nie ustalono jednak, kto napisał słowa. Ja wiem, że słowa są taty, ale nie umiem tego udowodnić. Za to w ZAiKS-ie jako autor tekstu występuje zupełnie kto inny. Tyle tylko, że zarejestrowano tam Małe piwko, więc bardzo możliwe, że chodzi o zupełnie inną piosenkę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tamtego listopadowego wieczoru, podczas uroczystości przekazania pianina ojca, oprócz pana Macieja Miecznikowskiego zaszczycili swoją obecnością Hanna Banaszak i Andrzej Rosiewicz, który grał na pianinie Maklaka i śpiewał swoje przeboje.
(Na marginesie dodam, że Andrzej zaśpiewał też na moim weselu piosenkę Ireny Santor Najładniejsze warszawianki to przyjezdne oraz swój wielki przebój Najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny).
Nie sposób wymienić wszystkich gości i zrelacjonować szczegółowo przebiegu uroczystości. Dość powiedzieć, że sopocki mecenas Andrzej Trybulec spisał nawet akt notarialny przekazania instrumentu. Imprezę sponsorował producent jednej z markowych wódek krajowych.
PARASOLNIK
6 lipca 2006 roku odebrałam w imieniu ojca statuetkę Parasolnika, nagrodę za całokształt twórczości, ufundowaną przez prezydenta Sopotu dla mojego ojca. Postać Parasolnika, czyli Czesława Bulczyńskiego, byłego cyrkowca i oryginała, obrosła w Sopocie legendą i zyskała rangę symbolu. Postawiono mu rzeźbę w tym kurorcie. Na statuetce jest napis: „Obłoczek nadziei, kropla uśmiechu pod parasolem uszytym ze snów”.
Fragmenty imprezy prowadzonej przez Arka Hornowskiego można obejrzeć na You Tube3. Filmik nosi tytuł V Sopot BIMBA Film 6 lipca 2006. Na uroczystość przybyło wielu znakomitych gości, w tym reżyserzy filmów, w których grał ojciec, jego koleżanki i koledzy z planu. Szczególnym sentymentem darzę nieodżałowanego Leona Niemczyka, który nie odmówił wtedy naszemu zaproszeniu (zmarł kilka miesięcy później). W klubie zjawili się też między innymi Gosia Kobielowa, Jola Zykun, Zbyszek Buczkowski i Włodek Niederhaus.
Pływaliśmy po Zatoce Gdańskiej pięknym starym okrętem żaglowym. Zapraszając publiczność do obejrzenia filmiku z tej uroczystości, powiedziałam wówczas do kamery, że jestem dumna, mogąc być córką Zdzisława Maklakiewicza. Wspominałam, że gdyby żył, miałby wtedy blisko osiemdziesiąt lat. I nie mogłam się powstrzymać przed uwagą, że trzydzieści lat po śmierci Maklaka filmy z jego udziałem, role, kreacje i epizody cieszą się niesłabnącą popularnością. Po rejsie wróciliśmy do sopockiego SPATiF-u.
Dzisiaj, słuchając słów wypowiedzianych na pokładzie starego okrętu, wspominam, jak wielkie emocje towarzyszyły tamtym chwilom – przekazaniu instrumentu ojca do klubu, a potem odebraniu tej zaszczytnej nagrody…
Niestety, to już tylko wspomnienia. Z przykrością muszę zaznaczyć, że spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Uważam, że pianino ojca okrutnie zaniedbano, jest w złym stanie. Wciśnięte w kąt, poobijane, z „ranami” od noża albo młotka. W kilku miejscach widniały ślady po świecach, które musiały tam stać podczas jakichś „lirycznych” wieczorów. Szkoda, że gdy wosk ze świecy nakapał, nikt tego nie sprzątnął. Mam nawet chęć je odebrać SPATiF-owi. Chciałam przecież, by służyło artystom. Nie spodziewałam się, że tak ważna pamiątka może zostać zniszczona.
Niedaleko pianina znajduje się małe okienko, jak w studenckiej stołówce lub w barze mlecznym, gdzie oddaje się do kuchni brudne naczynia. I nad tym okienkiem umieszczono napis „U Zdzicha”. Nie wiem, co to oznacza. Czy to nie ubliża pamięci ojca? Że co? Że „u Zdzicha” myje się talerze? Obok wisi zdjęcie ojca z Himilsbachem, ale jakoś nie pojmuję sensu pomysłu. Zagrał chyba w stu filmach, a z Himilsbachem raptem w kilku, więc jeżeli już „U Zdzicha”, to niech powieszą kadr z samym ojcem z jakiegoś filmu.
Gdy oddawałam do SPATiF-u pianino ojca, liczyłam, że posłuży muzyce, piosence, tworzeniu nastroju. Nie chciałam, żeby traktowano je jako stolik do pizzy i podstawkę pod świece. Pragnęłam, by służyło artystom, skrycie marzyłam, że ktoś poczuje ukrytą w duszy instrumentu moc i może uskrzydli niejedną zakochaną parę. Wybrałam sopocki SPATiF właśnie ze względu na ojca, który bardzo lubił ten lokal, dobrze się w nim czuł i kochał tamtejszą atmosferę. Dlatego myślałam, że jakaś jego cząstka, którą stanowi to pianino, będzie wpływać na gości i artystów.
1 W niedrukowanych dotąd utworach cytowanych w książce zachowano oryginalną pisownię i interpunkcję autorską .
2 Filmografia Zdzisława Maklakiewicza znajduje się na końcu książki.
3 https://www.youtube.com/watch?v=1jxNQ3–0Obg