Mięso - ebook
Mięso - ebook
Ta dziewczynka nie mówi wszystkiego swojej mamie. Ani nikomu. Jak wiele dziewczynek, które wiedzą za wiele. „Niektóre słowa nie przechodzą przez gardło”. Czasem jednak przechodzą do netu.
Pan z netu jest pedofilem.
Penis chłopca z netu pachnie proszkiem do prania.
Potem dziewczynka ma bulimię i słowa z gardła przedostają się w książkę. Jeszcze potem dziewczynka dojrzewa i ma wielu chłopaków, niektórzy są sławni. Niektórzy wręcz przeciwnie.
Proza Dominiki Dymińskiej uwodzi stylem Herty Müller i klimatem Aglai Veteranyi. Pisana świeżą, odkrywczą polszczyzną jest dziewczyńska, poetycka i intrygująca.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63855-09-3 |
Rozmiar pliku: | 574 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przepaść odkryłam w zimowy poranek, kiedy leżałam w łóżku z gorączką. Znalazłam w domu stary podręcznik biologii. W środku był rysunek żeńskich narządów płciowych. Szukałam u siebie wszystkiego po kolei. Pierwszy raz widziałam łechtaczkę. Wsunęłam termometr w cipkę. Wszedł prawie cały. Byłam zachwycona. Nigdy wcześniej nie dowiedziałam się o sobie tylu rzeczy jednocześnie.Zawsze lubiłam patrzeć na ludzi. Obserwuję ich z dołu, z jedynej osiągalnej dla dziecka perspektywy. Za każdym razem, kiedy moje nieruchome spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem obserwowanej przeze mnie osoby, ta osoba uśmiecha się do mnie. To upokarzające uśmiechy. Bo jak nie uśmiechnąć się do takiego rozczulającego, tłuściutkiego dziecka ze zrośniętymi brwiami? No jak? Żeby się nie uśmiechnąć, trzeba być innym dzieckiem. Zwinnym i zgrabnym. Podobnym do wszystkich dzieci. Taki status upoważnia do patrzenia na grube dziecko z pogardą. Bo jak nie gardzić brakiem silnej woli? Trzeba gardzić. Szczególnie często przyglądam się pięknym kobietom i przystojnym mężczyznom. Zazdroszczę kobietom mężczyzn. Marzę o bliskości. Kiedy przytulam się do mamy, wyobrażam sobie, że przytulam się do mężczyzny. Obserwując mężczyzn, zastanawiam się, czy widzą we mnie kobietę. Wyobrażam sobie, że mnie pragną i nie dają tego po sobie poznać. Ale oni uśmiechają się tym samym pobłażliwym uśmiechem. Współczującym uśmiechem. Empatycznym uśmiechem. Czasami marzę, żeby ktoś mnie zgwałcił. Chociaż wątpię w to, że ktokolwiek mógłby chcieć. Sześćdziesiąt pięć kilogramów trzynastoletniego tłuszczu i kości. Dołeczki w policzkach, drugi podbródek, okrągła buzia. Buzia. To nie jest twarz. Ramiona nie są ramionami, ręce pokrywają ciemne, mocne włosy, podobne trochę do rzadkiej sierści. Bardzo chcę je golić, ale mama mówi mi, że odrosną jeszcze grubsze. Jeszcze gorsze. Brzuch nie jest brzuchem, jest tłuszczem, który zwija się w cztery fałdy podczas siadania. Czasem w pięć. Kiedy siedzę, brzuch opiera się o moje uda. Opiera się o moje ogromne uda. Dłonie mam pulchne, palce krótkie i nienaturalnie sztywne w stawach. Nie potrafię się nimi sprawnie posługiwać. Włosy mam długie i proste, z przedziałkiem na środku głowy. Czasami nawet mi się podobają. Zdarza mi się siedzieć godzinę przed lustrem, szczotkując je, i myśleć, że są naprawdę piękne. Poza tym nie ma we mnie nic pięknego. Naprawdę rozpaczliwie próbuję coś takiego znaleźć. Zazdroszczę wyglądu nawet własnej matce. Właściwie nic dziwnego, jest bardzo atrakcyjna. Waży piętnaście kilogramów mniej ode mnie. Przez to jeszcze bardziej się siebie wstydzę. Żałuję, że nie mam miękkiej, okrągłej matki chodzącej po domu w kapciach i flanelowej spódnicy. Żałuję, że mam zgrabną, piękną matkę z pięknie wystającymi obojczykami. Kształt obojczyka jest odbiciem jej wnętrza. Często myślę, że matka jest kością w środku. Że jest obciągniętą skórą kością wypełnioną powietrzem i tkanką łączną. Zdecydowanie wolę ojca. Bardziej go lubię.Rodzice się rozwodzą. Mam siedem lat. To jest po prostu tak, że tata się pakuje i gdzieś jedzie. Żegna się ze mną i tłumaczy mi, że będzie mieszkał w innym mieszkaniu i że będzie mnie często do siebie zabierał. Pytam mamę, o co chodzi, a ona mówi, że już się z tatą nie kochają. Aha, powiedziałam. Zrozumiałam i wcale nie płakałam. Z ojcem rzeczywiście widuję się często. We wtorki, czwartki i niedziele o 16.00. Czasami nocuję u niego w weekendy i oglądamy w telewizji horrory. Tata rzadko mnie przytula. Głaszcze mnie wtedy po plecach.Mama miała potem nowego chłopaka. Zwykle go lubiłam, ale nie lubiłam go, kiedy zwracał mi uwagę. A robił to często. Właściwie często go nie lubiłam. Mama dużo na niego krzyczała i on krzyczał na nią. Porozumiewali się tylko w ten sposób. Ewentualnie milczeli. Zanim chłopak mamy się do nas wprowadził, krzyczeli na siebie przez telefon. Kiedy zamieszkał u nas, mogli krzyczeć, patrząc sobie w oczy. Ich głośna miłość trwała trzy lata. Potem się skończyła. Jednego wieczoru, to było, kiedy się kąpałam, drzwi od łazienki zostawiłam otwarte, moja mama weszła do łazienki z oczami opuchniętymi od płaczu i jej oczy były opuchnięte inaczej niż zwykle. Były opuchnięte ulgą. Spytała, wiesz co się stało. Powiedziałam, zerwałaś z nim. Skąd wiesz, spytała. Nie wiem, powiedziałam. Następnego dnia rano mama i on siedzieli razem w kuchni, mama miała na sobie dres, w którym nigdy wcześniej jej nie widziałam, i nadal jej twarz była spuchnięta, i nadal jej twarz była piękna. On był smutny. Ale nie bardzo. Pili kawę. Nie wiem, jak się pożegnali i czy w ogóle, ale kiedy wychodził, brama skrzypiała głośniej niż zwykle.Mama miała potem męża. Jechałyśmy razem samochodem, ona powiedziała, wiesz co. Ja powiedziałam, nie wiem. Ona powiedziała, będę z kimś. Ja powiedziałam, jak to. Konrad wprowadził się do nas trzy dni później. Był łysy, gruby i chodził we flanelowych koszulach w kratę. Czasem zakładał flanelową kamizelkę w kratę na flanelową koszulę w kratę. Nosił też za krótkie spodnie. Nie wiedziałam, jak się do niego zwracać, więc unikałam osobowych form. Z dużym trudem, ale w końcu nauczyłam się mówić do niego po imieniu. Pytania zadawałam mu przez mamę. Albo po prostu pytałam mamę. Irytował mnie trochę, ale nawet go polubiłam. Irytował mnie szczególnie jego sposób mówienia. Słowa, których używał, i składnia jego zdań. Najpierw znienawidziłam jego język. Resztę znienawidziłam potem.Siedzimy w kuchni. Konrad zamiata rzęsy, matka bierze chleb i rwie go na kawałki. Chleb kruszy się i okruchy kleją rzęsy w jedno gęste ciasto. Ja mówię, nie uwierzycie, co śniło mi się dziś w nocy. Spotkałam człowieka, nie wiem, kim był, podał mi rękę, a ja poczułam ciężar, spytałam, czemu masz takie ciężkie dłonie, twarde, jakby były ze szkła, ale nieprzezroczyste, czemu twoje ruchy, zamiast składać w całość, dzielą cię na nieskończenie wiele cząstek, wierzycie w to, przecież nawet we śnie bym tak nie powiedziała.
Ciąg dalszy w wersji pełnej