Migranci, migracje. O czym warto wiedzieć, by wyrobić sobie własne zdanie - ebook
Migranci, migracje. O czym warto wiedzieć, by wyrobić sobie własne zdanie - ebook
Do jakich krajów migruje najwięcej ludzi? Czy kobiety migrują rzadziej niż mężczyźni? Czy walka z przemytnikami wpływa na zmniejszenie migracji? Czy imigranci są zagrożeniem dla europejskiej gospodarki? Czy wydalanie cudzoziemców to w demokracji normalna praktyka? Czy emigracja oznacza dla Polaków awans społeczny? To tylko kilka z pytań, na które odpowiadają autorzy tej małej, przystępnej książki. Są nimi specjalistki i specjaliści różnych dziedzin – socjologii, antropologii, ekonomii, prawa – którzy od wielu lat prowadzą badania dotyczące migracji na świecie. Kilkadziesiąt krótkich tekstów zawiera mnóstwo konkretnych danych – liczb, faktów i dat – popartych rzeczowym i klarownym komentarzem. Książka rozwiewa wiele wątpliwości związanych z migracjami i pozwala lepiej zrozumieć to zjawisko zarówno w skali europejskiej, jak i globalnej.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65271-50-1 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hélène Thiollet
W chwili, gdy Europa jest zaniepokojona napływem uchodźców z Syrii, a także z Iraku czy Erytrei, autorzy tej książki przyglądają się niektórym stereotypowym przekonaniom na temat migracji, integracji, azylu oraz polityki migracyjnej i azylowej.
„Kryzys”, który dotyka Europę od 2015 roku, wpłynął, rzecz jasna, na radykalizację dyskursu i postaw politycznych, jednak z punktu widzenia badaczy ujawnił przede wszystkim nieznajomość historii migracji i kwestii związanych z integracją w Europie oraz poza nią.
Nasuwa się jeden wniosek: mimo że badacze przez dziesiątki lat tworzyli solidne podstawy wiedzy na temat fal migracyjnych, emigracji i integracji, prawdy oparte na badaniach naukowych nie mogą się przebić do dyskursu politycznego, mediów i opinii publicznej.
Niektóre obiegowe sądy dobrze odzwierciedlają socjologiczne i ekonomiczne aspekty migracji. Wydaje się jednak, że duża część wiedzy, jaką dysponują specjaliści, pozostaje nieznana szerszej publiczności lub też jest zniekształcona przez polityków, media i wszystkich tych, którzy mają wpływ na opinię publiczną. Wprowadzone w błąd lub niedoinformowane społeczeństwo jest atakowane stereotypami, które, poparte mniej lub bardziej dokładnymi liczbami, utrwalają się w zbiorowej wyobraźni i tworzą zdeformowany obraz złożonego zagadnienia, jakim jest migracja.
Autorzy książki postanowili wyjść od najbardziej podstawowych pytań, które można usłyszeć we Francji i w innych krajach. Odpowiadając na nie, chcieli osiągnąć trzy cele:
– dostarczyć maksimum informacji na temat migracji, azylu, uchodźstwa i imigracji, odwołując się do wyników badań z zakresu nauk społecznych, tak aby odpowiedzi były możliwie najbardziej obiektywne i precyzyjne;
– wyjść poza kontekst francuski i umieścić pytania w szerzej perspektywie międzynarodowej;
– wyjaśnić powody niektórych przekłamań i stworzyć miejsce dla politycznej i społecznej interpretacji opisanej naukowo rzeczywistości.
Autorzy są naukowcami zajmującymi się zagadnieniem migracji i reprezentują różne dziedziny: ekonomię, socjologię, demografię, antropologię, nauki polityczne, historię, geografię. Starają się uchwycić charakterystyczne cechy współczesnych migracji – nie tylko opisują przepływy migracyjne i geograficzną cyrkulację populacji, ale także poruszają kwestie integracji oraz wpływu migracji na społeczeństwa przyjmujące i na samych migrantów. W każdym rozdziale dostarczają sprawdzonych danych i proponują rozważną analizę naukową, nie pomijając kontrowersji związanych z taką czy inną interpretacją.
Polska i jej obywatele są przykładem ambiwalencji w postrzeganiu migrantów. Polacy, przywiązani do wolnego przepływu osób w Europie, sami wielokrotnie migrowali. Według danych World Value Survey (http://www.worldvaluessurvey.org/WVSOnline.jsp) w 2012 roku byli bardziej otwarci na przyjmowanie uchodźców – niezależnie od ich pochodzenia – niż Niemcy! Po wyborach w październiku 2015 roku polski rząd zaostrzył jednak stanowisko i sprzeciwił się przyjmowaniu uchodźców, odrzucając „europejski” program regulacji polityki azylowej. Postawa ta podsyciła niepewność związaną z uchodźcami i imigrantami i wpłynęła na pojawienie się pewnych form ksenofobii. Przede wszystkim jednak ujawniła istniejące w kraju sprzeczności i napięcia, podobne do tych, jakie istnieją we wszystkich państwach europejskich.
Trzeba oddzielić fakty i ich analizę od tego, co przynależy do dyskursu czy polityki strachu oraz zarządzania migracją i imigracją.
Nie pretendując do podawania prawd objawionych na temat migrantów i imigracji, autorzy książki proponują wiarygodne dane i wyjaśniają pewne kontrowersje, tak aby każdy mógł wyrobić sobie własne zdanie.3.
Czy wszyscy uchodźcy przybywają do Europy (i Stanów Zjednoczonych)?
Hélène Thiollet
Zdecydowana większość uchodźców na świecie przebywa w krajach biednych, państwach rozwijających się, zwanych często krajami Południa. Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR), który co roku szacuje populację uchodźców i liczbę osób przesiedlonych z powodu przemocy na świecie, podaje, że 86% przesiedlonych z powodu przemocy mieszka w krajach biednych. Uchodźcy przebywają w większości w pobliżu swego kraju lub regionu, a zaledwie niewielka ich część żyje w krajach bogatych.
Przyglądając się głównym, najważniejszym w skali świata grupom uchodźców, można zauważyć kilka prawidłowości. Większość Afgańczyków mieszka, już od lat 80. XX wieku, w Pakistanie i Iranie. Większość Palestyńczyków, od lat 50. XX wieku, przebywa w Jordanii, Libanie i innych częściach świata arabskiego. Od 2012 większość Syryjczyków żyje w Jordanii, Libanie i Turcji. Większość Somalijczyków od 1991 roku – w Kenii, Jemenie i Etiopii.
Proces hamowania napływu uchodźców uciekających przed przemocą wzmógł się w skali globalnej z powodu dwóch czynników.
Po pierwsze, uchodźcy uciekający przed przemocą, prześladowaniami i wojną wcale nie chcą opuszczać swoich krajów, są do tego zmuszeni. Z reguły wolą pozostawać w pobliżu miejsca, z którego pochodzą, by móc wrócić, gdy tylko pozwoli im na to sytuacja polityczna, społeczna i ekonomiczna. Wyjaśnia to istnienie uchodźców wewnętrznych – jest ich 6 milionów w Syrii, milion w Kolumbii – zmuszonych do opuszczenia domu, by uniknąć walk i prześladowań.
Po drugie, światowa polityka uchodźcza dąży do tego, by osoby uciekające przed przemocą rozmieszczać w regionie, z którego pochodzą, co w istocie ogranicza ich wolność, uniemożliwiając ucieczkę daleko poza kraj pochodzenia.
Granice państw rozwiniętych, ale także państw tak zwanego Południa coraz bardziej zamykają się przed uchodźcami, zmuszając ich do pozostania w pobliżu kraju pochodzenia lub nawet w jego granicach, gdy sąsiednie państwa odmawiają ich przyjęcia. W 2015 roku, wraz z przybyciem tysięcy uchodźców syryjskich, ale także setek Erytrejczyków, Afgańczyków i Etiopczyków do granic Unii Europejskiej, szlaki uchodźcze zostały w znacznym stopniu przyblokowane. Powstało wrażenie inwazji na Europę czy też jej oblężenia, podczas gdy przeważająca liczba uchodźców z Syrii przebywa w Libanie, Jordanii lub Turcji, a większość uchodźców z Erytrei – w Sudanie, Etiopii, Jemenie itp.
Skąd wrażenie inwazji?
Jest to głównie konstrukt polityczny i medialny. Wrażenie inwazji nie pozwala dostrzec, że Europa i Ameryka Północna pozostają poza głównym obszarem napływu osób uciekających przed przemocą.
Jedyne masowe fale uchodźców w Europie wiązały się tak naprawdę z kryzysami politycznymi i wojnami, które toczyły się tutaj:
– po drugiej wojnie światowej w związku z napływem uchodźców z Europy Wschodniej utworzono status uchodźcy i podpisano w 1951 roku konwencję o ochronie uchodźców, zwaną konwencją genewską;
– w 1992 roku po wojnie w byłej Jugosławii ponad milion osób stało się uchodźcami, większość z nich przyjęły Niemcy i kraje sąsiadujące z byłą Jugosławią.
Można powiedzieć, że w 2014 roku Europa została po prostu skonfrontowana ze swoim położeniem geograficznym: sąsiedztwo Bliskiego Wschodu i usytuowanie nad Morzem Śródziemnym sprawiają, że pozostaje ona pod wpływem migracji spowodowanej przez wojnę w Syrii i masakry ludności cywilnej trwające tam od 2012 roku. Potrzebowała tylko czasu, żeby to dostrzec.
Nawet jeśli wiadomo, że przybycie uchodźców może być w dłuższej perspektywie szansą dla kraju przyjmującego i jego gospodarki, koszty masowego, gwałtownego napływu uchodźców ponoszą wyłącznie kraje biedne, takie jak Turcja, Pakistan, Iran, Liban, Jordania, Kenia, Uganda, Czad, Sudan, Gwinea, Tajlandia itp. Państwa te korzystają, co prawda, często – choć nie zawsze – z międzynarodowej pomocy humanitarnej i wsparcia Wysokiego Komisarza do spraw Uchodźców. Są jednak nierzadko pozbawione możliwości, by stawić czoło – nie tylko pod względem finansowym, ale także instytucjonalnym, społecznym i prawnym – wyzwaniom, jakie wiążą się z przyjęciem, pobytem i nieraz trwałym osiedleniem się uchodźców w ich miastach lub obozach.
Innymi słowy, niemal cały ciężar migracji na świecie spoczywa na krajach biednych.36.
Czy imigracja jest kosztowna?
Ahmed Tritah
W czasie kryzysów ekonomicznych większą wagę przywiązuje się do finansów publicznych, dlatego też konieczne wydaje się oszacowanie kosztów i korzyści polityki społecznej. Gwarantowałoby to zdrowy system zarządzania i mogłoby pomagać w prowadzeniu polityki migracyjnej, w określaniu liczby przyjmowanych migrantów i ich integracji. Powinno to być wymogiem w takich krajach jak Francja, która przekazuje na opiekę społeczną dużą część ich dochodu (1/3 PKB).
Według badań opinii publicznej w 2002 roku 40% Francuzów uważało, że imigracja kosztuje budżet więcej, niż przynosi wpływów. Było to dużo mniej niż w wielu innych krajach. W latach 2002–2012 odczucie to we Francji narastało, podczas gdy gdzie indziej, zwłaszcza w Niemczech, malało. Temu niepokojowi towarzyszył rosnący opór wobec przyjmowania cudzoziemców, zwłaszcza pochodzących z biedniejszych krajów. W odpowiedzi państwa mogłyby czuć pokusę ograniczania imigrantom dostępu do niektórych form pomocy i świadczeń, przekształcając w ten sposób, w czasie kryzysu, środki służące spójności społecznej w instrument wykluczania. Co wiadomo na temat kosztów imigracji i płynących z niej korzyści?
Imigracja zmienia wielkość i skład populacji. W ten sposób dostarcza nowych zasobów i generuje nowe potrzeby. Dlatego też oszacowanie kosztów imigracji i płynących z niej korzyści jest trudnym zadaniem. Podejście badaczy polega na tym, by zestawić wydatki i świadczenia społeczne na rzecz imigrantów i ich dzieci z ich wkładem do budżetu liczonym w formie ich pracy oraz konsumpcji. Zestawienie dotyczy jednej populacji w danym okresie. Xavier Chojnicki i Lionel Ragot (2011) szacują w ten sposób, że wkład netto wszystkich imigrantów do budżetu Francji w 2005 roku był dodatni, choć niezawrotny, i wyniósł 4 miliardy euro. Wynik ten potwierdza wyniki uzyskane w innych krajach i w różnych okresach.
Obraz 2005 roku pokazuje także, że imigranci, częściej niż ich rówieśnicy będący rodzimymi obywatelami danego kraju, nie mają pracy, są zarejestrowani jako bezrobotni i korzystają z różnych świadczeń. Jak wyjaśnić dysonans między niekorzystnym obrazem społeczno-ekonomicznym, zapewne leżącym u podstaw społecznego odczucia, a pozytywnym rachunkiem ekonomicznym? 50% imigrantów to ludzie w wieku od 25 do 55 roku życia, podczas gdy obywateli Francji w tej grupie wiekowej jest 39%. Z tego punktu widzenia większa liczba imigrantów w wieku produkcyjnym, kiedy wskaźniki kontrybucji są najwyższe, jest korzystna dla finansów publicznych. I tak w 2011 roku wskaźnik zatrudnienia imigrantów był o 12 punktów wyższy niż rodzimych obywateli (43 do 31%). We Francji efekt ten jest wzmacniany przez strukturę wydatków publicznych. Opieka społeczna, główny punkt w wydatkach publicznych (60%), obejmuje w szczególności osoby powyżej 60. roku życia (emerytury i świadczenia zdrowotne), a finansowana jest przede wszystkim (80%) przez osoby w wieku 25–59 lat. Migranci nie są więc głównymi beneficjentami tej opieki społecznej. Są oni większym obciążeniem w wydatkach związanych z ryzykami ekonomicznymi (zasiłki dla bezrobotnych, programy zapobiegające wykluczeniu i biedzie). Te świadczenia o charakterze niecyklicznym (koniunkturalnym) nie są przyczyną deficytu, który ma charakter strukturalny.
Czy zatem ocena zysków i strat może być wskazówką w kształtowaniu polityki społecznej? W czasie kryzysu imigranci są najbardziej narażeni na ryzyko i mogą kosztować budżet więcej, niż do niego wnoszą. W istocie dotyczy to także wszystkich kobiet i dzieci. Czy nasza gospodarka powinna się więc pozbyć imigrantów, kobiet i dzieci?
Głównym zarzutem wobec tego podejścia jest koncentrowanie się na wycinkowym obrazie, podczas gdy wkład danej osoby powinien być szacowany w skali cyklu życia. Bardziej niż o statycznym obrazie, należałoby więc mówić o żywym obrazie, filmie. Jego pierwsza sekwencja (dzieciństwo i młodość) to czas poświęcony na kształcenie. Wkład do finansów publicznych jest wtedy ujemny. W tym czasie formuje się jednak kapitał ludzki, główny czynnik poziomu przyszłego życia. Następna sekwencja to aktywne życie, kiedy wkład do budżetu jest dodatni. Wreszcie ostatnia sekwencja zaczyna się, kiedy osoba przechodzi na emeryturę i żyje z należności pobieranych od młodszych generacji, a jej wkład do budżetu znów jest ujemny. Imigrant od swojego przybycia w drugim okresie życia dokłada się do finansów publicznych. Innymi słowy, wkład kapitału ludzkiego w kraju przyjmującym został sfinansowany przez osoby w wieku produkcyjnym w kraju pochodzenia. Z tego punktu widzenia kapitał ludzki imigranta przynosi więcej, niż kosztuje.
Drugim zarzutem wobec przedstawionego na wstępie podejścia jest to, że nie bierze ono pod uwagę wpływu migracji na tworzenie nowych działalności i strukturę wynagrodzeń. Badacze wykazali, że imigracja zwiększa średni dochód na mieszkańca, wytwarzając tym samym nadwyżkę budżetową. Imigracja przyczynia się też do zwiększania wynagrodzeń (poprzez wydajność) pracowników wykwalifikowanych. W systemie podatku progresywnego zwiększa to podstawę budżetową pozwalającą finansować wydatki publiczne.
Na koniec, pomijając koszty i korzyści o charakterze krótkoterminowym, pozostaje oszacować, w jakim stopniu poziom naszego dzisiejszego życia wzrósłby lub też obniżyłby się, gdyby nie migracje ostatnich kilkudziesięciu lat. W tym celu naukowcy rozpatrują migrację jako wkład kapitału ludzkiego i społecznego, a także badają jej wpływ na długoterminowy wzrost, główny czynnik dzisiejszego poziomu naszego życia (patrz: rozdz. 38).2.
Czy Polska to kraj, z którego tylko się wyjeżdża?
Anna Strama
W maju 2015 roku w Gdyni otwarto Muzeum Emigracji. W dokumencie odnoszącym się do powstania tej instytucji, mającej w zamierzeniu ukazanie „panoramy burzliwych, dramatycznych i fascynujących dziejów wychodźstwa z ziem polskich na przestrzeni ostatnich 250 lat”, możemy przeczytać o „etosie emigracyjnym ukształtowanym w polskiej zbiorowej świadomości” (Gosk, 2010). W istocie Polska do dziś jest określana mianem kraju emigracyjnego, z odnotowywanym od dziesięcioleci ujemnym saldem migracji, gdzie liczba mieszkających na stałe cudzoziemców pozostaje na poziomie poniżej 1% całej społeczności. Migracje do Polski uważa się za zjawisko nowe, rodzące się po zmianach ustrojowych związanych z rozpadem byłego Związku Radzieckiego.
Na początku lat 20. XX wieku, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, jeden z komentatorów prawa cudzoziemskiego przewidywał liberalizację zasad odnoszących się do pobytu cudzoziemców, a ustawodawstwo określił jako „nieznające ksenofobii” (Dąbrowski, 2011). W rzeczywistości jednak w okresie międzywojennym regulacje te podlegały stopniowemu obostrzaniu. Po drugiej wojnie światowej politykę migracyjną PRL charakteryzowało odwoływanie się do metafory „oblężonej twierdzy” (Okólski, 1997), chroniącej obywateli przed „zakusami czy meandrami wrogiego świata kapitalistycznego”. Chociaż władze godziły się na przyjmowanie określonych grup cudzoziemców – co dotyczyło zarówno migrantów, których dziś określilibyśmy mianem dobrowolnych (przybywających w celu podjęcia pracy czy kształcenia), jak i migrantów przymusowych (do której to grupy zaliczamy przede wszystkim uchodźców) – były to raczej sytuacje wyjątkowe.
Jedną z największych grup migrantów przymusowych tego okresu byli Grecy i Macedończycy uciekający przed wojną domową lat 1946–1949. Początkowo Polska przyjęła ponad 3000 dzieci, które zostały umieszczone w ośrodkach wychowawczych na Dolnym Śląsku, a do specjalnie zaadaptowanego jeszcze w 1949 roku szpitala o kryptonimie „250” w Dziwnowie trafiali ranni, transportowani drogą morską z ośrodków w Albanii. Docelowym miejscem pobytu uchodźców z Grecji, których łącznie przybyło blisko 14 000, miał się stać Zgorzelec. Wiele osób z tej grupy podejmowało decyzję o opuszczeniu Polski jeszcze w latach 50.; w połowie lat 90. liczbę Greków i Macedończyków mieszkających w Polsce szacowano na niespełna 5000. Wpływ na decyzję o pozostaniu w Polsce miały chęć kształcenia lub też nawiązanie bliskich relacji z Polakami.
Wśród ówczesnych migrantów dobrowolnych należy wspomnieć przybywających do Polski na podstawie umów międzynarodowych w latach 60. i 70. wietnamskich studentów i doktorantów, w sumie około 4000. Wiele z tych osób, postrzeganych jako „zdolne i pracowite”, zdecydowało się pozostać w Polsce po ukończeniu studiów, tworząc pierwsze zręby mniejszości wietnamskiej i stając się jej liderami. Późniejsza migracja obywateli Wietnamu, mająca charakter bardziej masowy i raczej zarobkowy, miała miejsce już w latach 90. Obecnie liczebność mniejszości wietnamskiej w Polsce szacuje się na 20 000–30 000 osób.
Ciekawą kwestią w latach 60. i 70. był także pobyt obywateli Iraku, których wydalenia żądała w latach 80. iracka ambasada, a czemu sprzeciwiało się ówczesne MSW, nie chcąc pozbawiać prawa pobytu tych Irakijczyków, którzy w Polsce założyli rodziny.
Wraz ze zmianami ustrojowymi i otwarciem granic po 1989 roku, zmienił się status Polski na migracyjnej mapie. W latach 90. odnotowywano wzrost liczby cudzoziemskich pracowników, i chociaż pochodzili oni ze 119 krajów, w przeważającej większości byli to obywatele państw powstałych na terenie byłego Związku Radzieckiego. Także w kolejnych latach większość wiz wydawano obywatelom krajów sąsiadujących z Polską od wschodu (Rosji, Białorusi i Ukrainy) i mimo że nie wszyscy decydowali się na pozostanie w Polsce na dłużej, właśnie osoby z tej grupy posiadały najwięcej kart pobytu. Jednocześnie budowano politykę migracyjną Polski, która powstawała nie tyle oddolnie, w reakcji na rzeczywiste bądź przewidywane ruchy migracyjne, ile w znacznej mierze na skutek dostosowywania polskiego porządku prawnego do regulacji unijnych. Dotyczyło to także polityki azylowej.
W roku 1991 Polska przystąpiła do konwencji genewskiej o statusie uchodźców i protokołu nowojorskiego, rozpoczynając tworzenie zinstytucjonalizowanego systemu przyjmowania uchodźców. W tym samym czasie Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR) wydał oświadczenie w sprawie dopuszczalności pozbawiania przebywających poza ojczyzną Polaków statusu uchodźcy na podstawie tak zwanych klauzul ustania.
Kiedy system był jeszcze w zarodku, w 1992 roku Polska przyjęła ponad 900 uchodźców z Bośni, stając przed koniecznością zareagowania na dramatyczną sytuację na Bałkanach. W następnych latach, wraz ze stopniowym budowaniem ram systemu przyjmowania uchodźców, stale wzrastała także liczba wnioskujących w Polsce o uzyskanie ochrony. Do roku 1996 liczba osób, które wystąpiły z takimi wnioskami, corocznie nie przekraczała tysiąca. Do tej pory najwięcej osób, ponad 15 000, złożyło wniosek o objęcie ochroną w Polsce w 2013 roku, a więc jeszcze przed nadejściem tak zwanego kryzysu migracyjnego. Należy także pamiętać, że liczba złożonych wniosków nie odzwierciedla skali „przyjmowania” uchodźców, pozostać w Polsce i korzystać z praw przewidzianych konwencją mogą bowiem jedynie osoby, których status został potwierdzony na mocy decyzji administracyjnej. Takich decyzji jest zaś niewiele. W 2013 i 2014 roku, a więc w okresie obejmującym rok, w którym złożono najwięcej wniosków, status uchodźcy w pierwszej instancji otrzymało łącznie 470 osób1. W literaturze podnoszone jest pytanie, czy tak niski stopień uznawalności jest wynikiem wykorzystywania systemu przez migrantów ekonomicznych, czy też raczej restrykcyjnej polityki państwowej i „kultury nieufności” – culture of disbelief (Anderson, 2014).
Poczynając od 2000 roku do dziś, najliczniejszą i zdecydowanie przeważającą grupę ubiegającą się w Polsce o status uchodźcy stanowią obywatele Federacji Rosyjskiej pochodzący z Czeczenii oraz innych republik Północnego Kaukazu. I choć druga wojna czeczeńska oficjalnie zakończyła się w 2009 roku, do dziś dochodzi tam do łamania podstawowych praw człowieka, a władze nie cofają się przed stosowaniem brutalnych tortur względem swoich oponentów oraz ich rodzin. Od 2014 roku z wnioskami o ochronę zaczęli zwracać się także do Polski obywatele Ukrainy uciekający z Donbasu i Krymu. Od 2014 do końca 2016 roku wnioski takie złożyło prawie 6 000 osób, lecz status uchodźcy otrzymało w pierwszej instancji jedynie 16 osób, a ochronę uzupełniającą – 63 osoby. Odmowy były motywowane możliwością skorzystania z tak zwanej alternatywy relokacji wewnętrznej, choć może to rodzić wątpliwości z punktu widzenia wytycznych UNHCR oraz obecnego stanu systemu wsparcia uchodźców wewnętrznych w samej Ukrainie, przy niespotykanej dotąd w tym kraju skali przesiedleń. Równocześnie znacznie wzrosła jednak liczba udzielanych Ukraińcom zgód na pobyt czasowy. W 2014 roku zezwoleń takich, związanych głównie z wykonywaniem pracy lub edukacją, wydano nieco ponad 17 tysięcy, w 2014 roku – 38 tysięcy, podczas gdy w 2016 roku – już ponad 57 tysięcy. Na początku 2016 roku niemal 30% wszystkich tytułów pobytowych (w liczbie niemal 66 000) w Polsce posiadali właśnie obywatele Ukrainy. W tym miejscu warto zaznaczyć, że Polska od początku lat 90. pozostawała atrakcyjnym krajem dla migrujących obywateli Ukrainy, co wiąże się przede wszystkim z bliskością geograficzną i kulturową. Początkowo były to głównie krótkotrwałe migracje związane z handlem, z czasem imigranci z Ukrainy stali się najliczniejszą grupą przebywających w Polsce cudzoziemców, korzystając z uproszczonych procedur związanych z dostępem do rynku pracy czy też uprawnień wynikających z posiadania Karty Polaka.
Jednocześnie do Polski dociera stosunkowo niewiele ubiegających się o ochronę osób pochodzących z Regionu Środkowego Wschodu i Południowej Afryki (Middle East and South Africa – MENA). W latach 2007–2015 Szef Urzędu do spraw Cudzoziemców wydał decyzje o nadaniu statusu uchodźcy wobec 67 Afgańczyków, 90 Irakijczyków oraz 388 Syryjczyków.
1 Liczba ta nie uwzględnia innych form ochrony.28.
Uchodźcy, migranci – na czym polega różnica?
Giulia Scalettaris
Migranci, uchodźcy, osoby ubiegające się o azyl… Jak określić cudzoziemców, którzy przybyli do Europy? Wydaje się, że znaczenie i implikacje tych terminów niekiedy nam umykają. Nieporozumienie to wynika przede wszystkim stąd, że termin „uchodźca” w pojmowaniu potocznym nie pokrywa się dokładnie z terminem prawnym. Zresztą rozmaite instytucje wolą się posługiwać ułomną i redukcjonistyczną definicją, która „uchodźcom” przeciwstawia „migrantów” i explicite wyraża osąd na temat mniej lub bardziej uprawnionych powodów migracji.
Według słownika termin „migrant” oznacza każdą osobę, która opuszcza swój kraj, natomiast termin „uchodźca” odnosi się do osób, które były zmuszone opuścić kraj, by uciec przed niebezpieczeństwem, takim jak wojna, prześladowanie itp. W bardziej ogólnym znaczeniu uchodźcy są więc podgrupą migrantów, a wyróżnia ich przymus opuszczenia kraju. Wszyscy uchodźcy są migrantami, ale nie każdy migrant jest uchodźcą.
Po drugiej wojnie światowej, w 1951 roku, państwa podpisały konwencję genewską o statusie uchodźcy i tym samym podjęły się ochrony ludzi – wedle definicji zapisanej w traktacie – zagrożonych prześladowaniem ze względu na ich przekonania polityczne, rasę, religię, narodowość lub przynależność do grupy społecznej. Pojęcie uchodźcy stało się w ten sposób kategorią prawną. Od tego momentu zaczął się stopniowo instytucjonalizować pewien ład międzynarodowy, którego celem miała być ochrona tej kategorii ludzi; utworzono między innymi urząd Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców.
W ramach tego ładu wszystkie państwa europejskie wprowadziły procedury przyznawania statusu uchodźcy osobom, które udowodnią, że były prześladowane, lub też obawiają się prześladowania w kraju pochodzenia. Tym samym dla instytucji w kraju przyjmującym uchodźcami są osoby, które zostały za takie uznane zgodnie z prawem azylowym i którym w związku z tym przyznano status pozwalający uzyskać przynajmniej prawo pobytu. Osoby, których wniosek jest w trakcie rozpatrywania, są „ubiegającymi się o azyl”. Te, których wniosek zostanie odrzucony, są uznawane za osoby bez prawa azylu.
Pilnie strzegące swoich granic państwa członkowskie okazały się bardzo niechętne stworzeniu innych form ochrony dla osób, które nie mieszczą się w definicji konwencji genewskiej. Z tego powodu od wprowadzenia bardziej restrykcyjnej polityki migracyjnej w latach 70. XX wieku jedynym – poza łączeniem rodzin – legalnym sposobem przedostania się do Europy stało się otrzymanie statusu uchodźcy.
Dziś w kontekście polemik, jakie rozgorzały wokół przyjmowania cudzoziemców nieeuropejskich, debata publiczna toczy się wokół podszytego lękiem rozróżnienia. „Uchodźcy” są uważani za osoby, które migrują z przymusu i z powodów politycznych. „Migranci” to ci, którzy przybywają dobrowolnie, aby poprawić swoją sytuację ekonomiczną. Pojawiła się też skłonność, by kategoryzować ich w zależności od narodowości: Syryjczycy są więc „uchodźcami”, mieszkańcy Afryki Północnej – „migrantami”. W podtekście – wnioski o pobyt składane przez uchodźców są bardziej uzasadnione.
Obrońcy prawa azylowego mają skłonność do podkreślania tej różnicy i przypominają – w obliczu zwiększonych kontroli granicznych – o zobowiązaniach państw sygnatariuszy konwencji genewskiej. Ci, dla których ważniejszy jest fakt, że istnieją migranci szczególnie zagrożeni, niepodlegający prawu azylowemu, a także ci, którzy uważają, że wszyscy migranci mają prawa, wolą wyjść poza te binarne kategorie i używają terminów: cudzoziemcy, wygnańcy, przesiedleńcy.
Podsumowując, opozycja uchodźca–migrant jest pewnym uproszczeniem, które utrwala różnice trudne do wykazania w praktyce. Powody, które skłaniają ludzi do opuszczenia ich kraju, są wielorakie i z sobą powiązane. Obawa przed prześladowaniami może się wiązać z czynnikami ekonomicznymi. Pomyślmy też o osobach uciekających z powodu klęski żywiołowej – jest to forma przymusu, której nie zapisano w konwencji genewskiej.Noty o autorach
Michel Agier, antropolog w Instytucie Badań nad Rozwojem (IRD) i Interdyscyplinarnym Instytucie Antropologii Współczesnej w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Paryżu.
Karen Akoka, socjolożka, Uniwersytet Paris 10 Nanterre.
Marie Bassi, politolożka, Uniwersytet Paris 3 i Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Cris Beauchemin, demograf, Państwowy Instytut Badań Demograficznych (INED) w Paryżu.
Pauline Brückner, politolożka, Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Louise Caron, socjolożka, Państwowy Instytut Badań Demograficznych (INED) i Obserwatorium „Socjologiczne Zmiany” w Instytucie Nauk Politycznych. Jest także związana z LIEPP w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Olivier Clochard, geograf, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) w Paryżu i Laboratoire Migrinter (instytucja naukowa specjalizująca się w badaniach nad migracjami), Uniwersytet w Poitiers.
Kamel Doraï, geograf, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) w Paryżu oraz Instytut Francuski na Bliskim Wschodzie (IFPO) w Ammanie.
Speranta Dumitru, politolożka, Uniwersytet Paris Descartes i Centrum Badań Więzi Społecznych CERLIS (CNRS) w Paryżu.
Shoshana Fine, politolożka w Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Roberto Galbiati, ekonomista, Instytut Nauk Politycznych w Paryżu.
François Gemenne, politolog, Instytut Nauk Politycznych w Paryżu oraz Uniwersytet w Liège (Państwowy Fundusz Badań Naukowych – Observatoire Hugo).
Flore Gubert, ekonomistka, Instytut Badań nad Rozwojem (IRD) w Paryżu i pracownia DIAL (Rozwój, Instytucje i Analizy Długoterminowe), Uniwersytet Paris Dauphine.
Virginie Guiraudon, politolożka, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) i Centrum Studiów Europejskich (CEE) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Élise Huillery, ekonomistka, Instytut Nauk Politycznych w Paryżu.
Caroline Izambert, historyczka w Centrum Badań Historycznych w Wyższej szkole Nauk Społecznych w Paryżu.
Thibaut Jaulin, politolog, Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Thomas Lacroix, politolog, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) w Paryżu i Laboratoire Migrinter (instytucja naukowa specjalizująca się w badaniach nad migracjami), Uniwersytet w Poitiers.
Hélène Le Bail, politolożka, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) i Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Clara Lecadet, antropolożka, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) i Interdyscyplinarny Instytut Antropologii Współczesnej w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Paryżu.
Alice Mesnard, ekonomistka, City University w Londynie.
Joan Monras, ekonomista, Instytut Nauk Politycznych w Paryżu i pracownia CEMFI w Madrycie.
Florian Oswald, ekonomista, Instytut Nauk Politycznych w Paryżu.
Antoine Pécoud, socjolog, Uniwersytet Paris 13.
Giulia Scalettaris, antropolożka, CERPAS na Uniwersytecie Lille 2 i Interdyscyplinarny Instytut Antropologii Współczesnej w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Paryżu.
Camille Schmoll, geografka, Uniwersytet Paris 7, Pracownia Geografii Miejskich oraz Institut Universitaire de France.
Elyamine Settoul, politolog, Instytut Badań Strategicznych Szkoły Wojskowej (IRSEM) i Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Patrick Simon, demograf, Państwowy Instytut Badań Demograficznych (INED) w Paryżu.
Hélène Thiollet, politolożka, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) i Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Ahmed Tritah, ekonomista, Uniwersytet w Mans i Federacja Badań nad Pracą, Zatrudnieniem i Polityką Społeczną (Krajowe Centrum Badań Naukowych, CNRS, w Paryżu).
Leïla Vignal, geografka, Uniwersytet Rennes 2 i Studium Badań nad Uchodźcami na Uniwersytecie Oksfordzkim.
Catherine Withol de Wenden, politolożka, Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS) i Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Noty o autorach tekstów poświęconych Polsce
Michał P. Garapich, antropolog społeczny, uniwersytet w Roehampton, współpracuje też z Uniwersytetem Warszawskim. Prowadził m.in. badania na temat relacji władzy, konstruowania etniczności i klasowości oraz nowych form mobilizacji społecznej w środowiskach polskich imigrantów w Wielkiej Brytanii.
Anne Kasprzack, politolożka, Centrum Badań Międzynarodowych (CERI) w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Kaja Skowrońska, socjolożka i politolożka, Instytut Nauk Politycznych w Paryżu i Polska Akademia Nauk. W pracy naukowej zajmuje się głównie polityką migracyjną i procedurami administracyjnymi dotyczącymi cudzoziemców w polskich instytucjach publicznych.
Anna Strama, prawniczka i polonistka, ukończyła aplikację radcowską. Ukończyła kurs z zakresu prawa uchodźczego na Uniwersytecie w Oslo i współpracowała z Sekcją Praw Człowieka Uniwersyteckiej Poradni Prawnej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współautorka publikacji CPPHN z zakresu migracji i sytuacji prawnej bezpaństwowców, uczestniczka konferencji i spotkań poświęconych tematyce migracji. Współpracuje z Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć.
Alicja Vauléon, prawniczka i rusycystka, w trakcie aplikacji radcowskiej. Współautorka publikacji CPPHN z zakresu powrotów przymusowych obywateli państw trzecich do kraju pochodzenia, uczestniczka konferencji i spotkań poświęconych tematyce migracji organizowanych przez UNHCR oraz European Network on Statelessness. Pracuje w Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć.