Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Militarni. Już wojskowi czy jeszcze cywile - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 lutego 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Militarni. Już wojskowi czy jeszcze cywile - ebook

"Militarni. Polskie organizacje proobronne" to pierwsza w Polsce książka poświęcona współczesnemu ruchowi proobronnemu. Jej autorzy, dziennikarze Wojciech Chełchowski i Andrzej Czuba przeprowadzili prawie sto wywiadów z członkami organizacji oraz osobami decydującymi w naszym kraju o ich roli w strukturach obronnych. I twierdzą, że nie spodziewali się, iż ten temat jest tak skomplikowany. W efekcie powstała książka traktująca nie tyle o samych strzelcach i innych „militarnych”, co o znacznie szerszym problemie; systemie obronności naszego kraju. Autorzy oraz ich rozmówcy stawiają w niej ważne pytanie: polscy „militarni” to już wojskowi, czy jeszcze cywile?

„Militarni” chcą, aby ich traktować jako dobrze zorganizowane i wyszkolone formacje, które w czasie pokoju mogą zostać wykorzystane w stanach zagrożenia, takich jak powódź. A w wypadku ataku wroga zostaną automatycznie włączone w struktury wojskowe. Po to właśnie dobrowolnie przechodzą prawdziwe wojskowe szkolenia. Duże nadzieje wiążą także z powstaniem Federacji Organizacji Proobronnych objętej patronatem MON. Jej prezesem został generał Bogusław Pacek, który twierdzi:

„W naszym zespole zidentyfikowaliśmy około 130 zarejestrowanych w Polsce organizacji proobronnych. Uważam, że Federacja powinna zrobić wszystko, aby  były naprawdę przydatne Organizacje proobronne w razie wybuchu wojny staną się organizacjami paramilitarnymi".

„Militarni” uważają, że samo ich istnienie może powstrzymać zewnętrznego wroga przed atakiem na Polskę. Nie ma bowiem silniejszej obrony, niż wyszkoleni cywile działający na własnym terenie, tego dowiódł m.in. Afganistan.

Tego samego zdania jest Romuald Szeremietiew, szef Biura Inicjatyw Obronnych przy Akademii Obrony Narodowej, który już w latach 90. wymyślił i zaczął wprowadzać w życie koncepcję Obrony Terytorialnej, w skład której weszłyby organizacje proobronne.

Czy taki plan w dzisiejszych czasach ma szansę na realizację?

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0142-7
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

------------------------------------------------------------------------

Wstęp

W pomieszczeniu panuje cisza, przerywana tylko odgłosami z zewnątrz. Szum wiatru, śpiew ptaków, w oddali przejeżdżające samochody… Budynek starego zakładu produkcyjnego znajduje się na wzniesieniu, w pobliżu dość ruchliwej drogi. Ścieżki, które tu wiodą, są zarośnięte chaszczami i trudno je odnaleźć. Teren jest ogrodzony i opatrzony tabliczkami z ostrzeżeniami: „Wstęp wzbroniony” oraz: „Wstęp tylko dla osób upoważnionych”.

Ale tak naprawdę od dawna nikt tutaj nie zagląda. Firma, która produkowała w tym miejscu uszczelki, już dawno nie istnieje. To, co z niej pozostało, zostało rozkradzione. Złodzieje nie oszczędzili niczego, budynek zakładu straszy otworami po drzwiach i oknach wyrwanych z futrynami. Idealne miejsce dla kogoś, kto chciałby się schować. Albo dla kogoś, kto przetrzymuje zakładnika.

Zakładnik siedzi na starej skrzynce po piwie i wpatruje się w wymalowany na ścianie napis: „Puk, puk, kto tam? Krwawy hipopotam”. Tuż obok napisu, przy oknie, stoi porywacz. Jest w mundurze, na głowie ma hełm, na oczach okulary ochronne. W rękach dzierży kałasznikowa. Patrzy z uwagą przez okno. Czeka na sygnał od jednego z dwóch trzyosobowych patroli, które krążą wokół budynku. Wie, podobnie jak i jego dwaj koledzy, którzy również znajdują się w pomieszczeniu, że może nastąpić próba odbicia zakładnika. Muszą się mieć na baczności.

W pewnej chwili porywacz kiwa głową, podnosi lewą rękę, rozprostowując dłoń, a potem łączy palec wskazujący i kciuk, tak by utworzyły krąg. To znak, że odebrał od patrolu informację i zrozumiał ją. Potem odwraca się w stronę dwóch pozostałych porywaczy i podnosi lewą pięść na wysokość oczu – to z kolei sygnał, że mają zachować ciszę.

Nic to jednak nie daje. Znienacka, jakby znikąd, przez otwór w ścianie pozostały po drzwiach wpadają dwie umundurowane postacie. W rękach trzymają pistolety. Jeden z atakujących biegnie w lewo i błyskawicznie przystawia broń do skroni pierwszego z porywaczy. Drugi rusza na wprost i przyskakuje do drugiego z nich. Ten usiłuje jeszcze uderzyć atakującego, ale napastnik jest szybszy – chwyta porywacza za rękę i przerzuca go przez biodro. Mężczyzna z hukiem pada na podłogę i nieruchomieje, przy głowie czuje lufę.

Stojący przy oknie dowódca porywaczy nawet nie reaguje – jest zupełnie zaskoczony widokiem dwóch luf karabinów, które zza okna „zaglądają” do pomieszczenia i celują prosto w niego.

– Szlag – cedzi przez zęby. – Ale nas podeszli.

Zakładnik jest wolny. Wstaje ze skrzynki po piwie i zarządza zbiórkę.

Koniec ćwiczeń.



To nie jest scena z filmu sensacyjnego, ale rutynowe ćwiczenia organizacji, które ostatnimi czasy zdobyły w naszym kraju ogromną popularność. Mowa o wszelkich zrzeszeniach oraz stowarzyszeniach zaliczających się do tzw. ruchu proobronnego. Ruch ten staje się w Polsce istotnym elementem obronności kraju, czego wyrazem jest powołanie z inicjatywy władz państwowych stowarzyszenia o nazwie Federacja Organizacji Proobronnych. Ale najważniejsze jest to, że rozwinął się on w efekcie wielu inicjatyw społecznych i przyciąga do siebie coraz więcej osób. Młodych i dorosłych, z planami na wojskową karierę i zajmujących się dziedzinami zupełnie niezwiązanymi z armią, ale uznających, że taka jest potrzeba chwili.

Bez względu na to, gdzie i jak działają, ich priorytetem jest dbanie o bezpieczeństwo. Przede wszystkim swoje, swoich najbliższych, w rezultacie swojej Polski, nieważne, jak ją postrzegają i jak o niej myślą. Wiele znaczeń ma dzisiaj trudne słowo „patriotyzm” – jedni niosą na swoich sztandarach pamięć o bohaterach sprzed lat i chcą realizować ich tradycje, drudzy prą ku zmianom systemowym, domagając się, aby rządzący dostrzegli ich wysiłki i pomagali w działaniu, jeszcze inni wywieszają tabliczkę z napisem: „Nie przeszkadzać”.

Ale cel mają ten sam.------------------------------------------------------------------------

Rozdział I

I Kongres Organizacji Proobronnych – Federacja Organizacji Proobronnych – Gen. Bogusław Pacek o Federacji – Prof. Józef Marczak o obronności w Polsce – Gen. Stanisław Koziej o „armii wojewodów” – Dr hab. Romuald Szeremietiew o Obronie Terytorialnej

Działające obecnie w Polsce związki strzeleckie, bo to one są pierwszym skojarzeniem, gdy myśli się o środowisku proobronnym, czerpią garściami z tradycji Strzelca przedwojennego. Tego z 1910 roku, lwowskiego i krakowskiego, i tego, który w II Rzeczypospolitej, pod skrzydłami marszałka Józefa Piłsudskiego, zgromadził pół miliona członków. Głównym zadaniem było wówczas wyszkolić społeczeństwo, aby było gotowe z bronią w ręku strzec dopiero co zdobytej niepodległości. Ponadto Strzelec dbał o wychowanie, zachowanie patriotycznych wartości i o kondycję swoich podopiecznych.

Teraz każdy związek ze „strzelcem” w nazwie uznaje siebie za głównego kontynuatora i spadkobiercę idei tamtego ruchu, i jak napisano w legitymacji strzeleckiej jednego z nich: „Jak tamten postawił sobie za cel wywalczyć Ojczyźnie wolność, tak dzisiejszy Związek Strzelecki uważa za swe zadanie, by zdobytą niezawisłość Państwa utrzymać i wzmocnić”. Pod koniec 2003 roku pojawiła się próba zjednoczenia formacji strzeleckich. Nieudana.

Kolejną podjęto dwanaście lat później. W warszawskim Centrum Konferencyjnym Ministerstwa Obrony Narodowej w dniach 21–22 marca 2015 roku zorganizowany został I Kongres Organizacji Proobronnych. Kongres odbył się pod egidą Ministerstwa Obrony Narodowej, a ściślej – powołanego przez ministra Tomasza Siemoniaka Zespołu ds. Inicjatyw Proobronnych.

Na korytarzach CKMON pojawiły się setki ludzi w wojskowych mundurach z naszywkami niespotykanymi w polskiej armii. Byli i tacy, co przybyli w garniturach, pod krawatem. Kuluary tętniły dyskusjami, bo podobnej okazji, aby „proobronni” spotkali się w takim gronie, chyba jeszcze do tej pory w Polsce nie było. Pojawili się też oficjele, wicepremier i minister obrony narodowej, ówczesny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Stanisław Koziej, był i oficjalny list od ówczesnego prezydenta RP, Bronisława Komorowskiego.

Kongres miał odpowiedzieć na pytanie o możliwości i zasadność powołania Federacji Organizacji Proobronnych. I faktycznie odpowiedział, bo już pierwszego dnia Federacja została zawiązana. Ale nie wszystkie organizacje proobronne zgłosiły do niej akces, czy też zostały zaproszone. W skład Federacji weszło siedem z nich: Związek Strzelecki Strzelec Organizacja Społeczno-Wychowawcza, Związek Strzelecki Strzelec (z siedzibą w Warszawie), Związek Strzelecki Strzelec im. Józefa Piłsudskiego, Związek Strzelecki „Strzelec” (z siedzibą w Wągrowcu), Związek Strzelecki (z siedzibą w Radomiu), Stowarzyszenie Instruktorów Legii Akademickiej w Lublinie, Stowarzyszenie FIA (Fidelis et Instructi Armis – Wierni w Gotowości pod Bronią).

Jakie wyznaczono cele Federacji? Przede wszystkim włączenie tych organizacji do systemu obronnego państwa, co ma zabrać najbliższe trzy lata. Federacja ma mieć charakter otwarty, swój akces do niej mogą zgłaszać kolejne organizacje, które jednak będą podlegały ocenie. Warunkiem jest, aby były one apolityczne, apartyjne, transparentne i działające zgodnie z obowiązującym prawem. Prezesem FOP został generał Bogusław Pacek. Duże nadzieje, ale i sceptycyzm – skrajne opinie podzieliły zainteresowanych.

Generał Bogusław Pacek: Dobrze, że młodzi Polacy są gotowi bronić ojczyzny

Bogusław Pacek jest generałem dywizji w stanie spoczynku, profesorem, rektorem Akademii Obrony Narodowej w latach 2012–2014 i jesienią 2015 roku – za drugim razem utrzymał się na stanowisku przez niespełna miesiąc, odwołany przez ministra Antoniego Macierewicza.

Pełnił między innymi funkcję komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej. Brał udział w dwóch misjach wojskowych – w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej.

Generał Pacek zajmował obszerny gabinet w rembertowskiej Akademii Obrony Narodowej, którą tworzy skryty za szarą bramą ogromny kampus. Na jego terenie znajdują się uczelniane wydziały, kościół, stołówka, internat, biblioteka i archiwum. Po licznych alejkach przechadzają się dziarskim krokiem młodzi ludzie, nie zwracając uwagi na stojące między drzewami zabytkowe wozy bojowe. Zapewne niektórzy z nich mają związki z organizacjami strzeleckimi. W końcu obecnie ruch strzelecki w Polsce to prawdziwy fenomen.

Panie generale, jak Pan ocenia to zjawisko?

Dziennikarze z wielu krajów mówią, że to niesamowite, co dzieje się w Polsce. Dużo się o organizacjach proobronnych (OP) pisze i mówi, jest teraz na nie wyraźnie moda w mediach. Ale przekaz medialny na temat ruchu strzeleckiego to czasem przerost formy nad treścią. Media koloryzują. Dziennikarze wobec OP zachowują się jak facet wobec ukochanej – są przekonani o ich zaletach, ale nie dostrzegają wad. Mogę bez cienia przesady powiedzieć, że polskie społeczeństwo zakochało się w organizacjach proobronnych.

A Pan się zakochał?

No właśnie, ja też się zakochałem. I być może dlatego nie wszystko widzę z należytą ostrością. Ale staram się być racjonalny i często wrzucam łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Zwłaszcza że ta beczka jest teraz i moja.

I ma Pan ją toczyć. Od marca 2015 roku pełni pan funkcję prezesa Federacji Organizacji Proobronnych. Jak duży jest proobronny ruch społeczny? Słychać o kilkuset organizacjach i kilkuset tysiącach strzelców.

Szacunki są różne, ale tak naprawdę nikt nie jest w stanie określić ani dokładnej liczby tych organizacji, ani tym bardziej tego, ilu mają członków. My w naszym zespole zidentyfikowaliśmy około 130 zarejestrowanych w Polsce organizacji proobronnych. To te, które w swoich statutach mają zadania związane z obronnością państwa.

Czyli jakie?

Ktoś może powiedzieć, że to chociażby wieczorne bieganie. I szybko mogłoby się okazać, że jesteśmy 38-milionową organizacją proobronną. Mamy, niestety, w Polsce tendencję do wrzucania wszystkiego do jednego worka. Z mojego punktu widzenia proobronne organizacje to takie, które – zarówno na czas pokoju, jak i wojny – planują i wykonują zadania związane z bezpieczeństwem obywateli. Działają na rzecz obronności, ale same nie są organizacjami obronnymi. Organizacją obronną jest wojsko, jego zadaniem jest bronić państwa. Natomiast proobronność to wspieranie obronności.

I nie jest to kilkusettysięczna „armia”, która jest gotowa w razie potrzeby wesprzeć wojsko zawodowe?

Uważam, że to na dzisiaj nie więcej niż 10 tysięcy osób, skupionych w organizacjach ściśle proobronnych. W ich działalności można rozróżnić trzy obszary: przygotowania na czas pokoju, czas kryzysu i czas wojny. W czasie pokoju jednym z ich głównych zadań jest wtedy wychowanie młodzieży – robią to w dużej mierze całkowicie intuicyjnie.

Czy Pana zdaniem nie tak, jak trzeba?

Przeciwnie – wychodzi im to świetnie! Przekonałem się o tym podczas licznych inspekcji. Niejednokrotnie miałem okazję obserwować strzelców i przyznam, że bywałem zaskoczony. Tym, jak się zachowują, co znaczy dla nich dyscyplina i pokora wobec tego, co mówi ich lider czy starszy człowiek – kombatant. I tym, z jaką ochotą biorą udział w różnych uroczystościach. To nie jest w dzisiejszych czasach takie łatwe i oczywiste, zwołać trzystu młodych ludzi i powiedzieć im: „teraz będziecie przez trzy godziny stać i słuchać, bo inni będą gadać”.

Trzeba przyznać, że strzelcy są też pełni zapału, jeśli chodzi o typowe szkolenie – zajęcia w terenie, taktyka, symulacja sytuacji bojowych…

To szkolenie chyba nie do końca jest takie, jakie powinno być. Przyznam, że poważnie się zastanawiam, co tak naprawdę strzelcy powinni umieć, żeby to, co robią, miało sens. Sądzę, że najważniejsze na dzisiaj, to nie złamać ich zapału – choć prawdą jest, że zbyt wielu z nich chciałoby być „specjalsami”, a za mało chce potrafić założyć opaskę, kiedy leje się krew. Oczywiście, nie ma w tym nic złego, bo strzelcy wyobrażają sobie wojnę tak, jak może ją sobie wyobrażać ktoś, kto w niej nie uczestniczył. Jednak czym innym jest film w internecie, a czym innym widok człowieka z wyprutymi flakami, doświadczenie strachu i konieczność zespołowego działania.

Dużo mówi się o strzelcach w kontekście sytuacji kryzysowych. Zapewne mogą oni być zagospodarowywani przy takich okazjach.

Strzelcy nie mogą ograniczać się wyłącznie do biegania po lasach. Muszą robić coś pożytecznego. Nabierać doświadczeń w praktyce. Nie ma lepszego sposobu uczenia się. Przekonała się o tym nasza armia. Przez 50 lat polskie wojsko ćwiczyło na poligonach. I nagle pojechaliśmy do Iraku. Okazało się, że ćwiczenia i rzeczywistość to dwie różne rzeczy. Nasza armia pod wieloma względami okazała się świetna, ale pod innymi nie bardzo. Uważam, że Federacja powinna zrobić wszystko, aby organizacje proobronne były naprawdę przydatne.

Jak tego dokonać?

Zaczynamy tworzyć system reagowania kryzysowego z udziałem organizacji proobronnych. Będziemy dążyć do tego, aby każda jednostka strzelecka – a na przykład Związek Strzelecki „Strzelec” OSW posiada sto takich jednostek – miała podpisane porozumienie z władzami lokalnymi, na mocy którego będzie mogła być wykorzystywana w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowej. A to nie tylko pożary, powodzie czy huragany. Sytuacją kryzysową jest wszystko, co tworzy zagrożenie. Może to być na przykład zgromadzenie, w którym uczestniczy 10 tysięcy osób, a brakuje toalet. Naszą ideą jest, by w każdym powiecie znajdowała się jednostka proobronna, która współpracuje z lokalnymi władzami. Korzyść będzie obopólna. Strzelcy będą czuć się przydatni, a na przykład wójt będzie miał do dyspozycji grupę stu wyszkolonych ludzi. I wcale nie musi ich w nic wyposażać. Gmina czy powiat może mieć swój sprzęt, a tylko go strzelcom użyczać. Myślę, że organizacje proobronne mogą działać na wzór Ochotniczej Straży Pożarnej, bez której przecież Polska by się spaliła. To najważniejsze zadanie Federacji na dzisiaj – ma trzy lata, żeby zbudować powszechny system reagowania kryzysowego z udziałem organizacji proobronnych.

Jak samorządy reagują na tego rodzaju pomysły?

Jeżdżę po kraju, spotykam się z ich przedstawicielami i mogę powiedzieć, że wielu reaguje bardzo dobrze. Myślę, że doskonale rozumieją, że takie rozwiązania są Polsce bardzo potrzebne i że warto wykorzystać gotowość strzelców do działania. Tym bardziej, że to umożliwi strzelcom zdobywanie doświadczeń w realnych sytuacjach. Kiedy byłem w Czadzie, jako zastępca dowódcy operacji wojskowej, miałem doskonałą okazję, aby obserwować, jak zmieniają się nasi żołnierze, jak pozytywny wpływ ma na nich praktyka. Jeżeli strzelcy będą jedynie biegać po lasach – co samo w sobie nie jest złe – będzie im brakowało doświadczenia i motywacji. To naprawdę inna bajka, kiedy trzeba się sprawdzić w wypadku zagrożenia, kiedy na przykład mamy prawdziwą powódź, czy kiedy musimy pomagać rannym. Oczywiście, to nie może być tak, że strzelcy będą prosić, by mogli wziąć udział w jakiejś akcji. Samorządy powinny sięgać po ich pomoc systemowo.

Kłopot w tym, że proobronni przede wszystkim widzą się podczas czynnej walki z wrogiem.

To dobrze, że tak myślą. Współczesna Europa ma z tym ogromny problem. Niemcy są dzisiaj pacyfistycznym narodem, Brytyjczycy i Francuzi również. Dobrze, że młodzi Polacy są gotowi bronić ojczyzny. Ale problem jest innego rodzaju – trzeba określić precyzyjnie, co oni mają robić w razie wybuchu konfliktu zbrojnego. To w ogóle jest istotne pytanie – po co strzelcy się szkolą? Przecież do wojska wszyscy nie pójdą, bo armia zawodowa ma ograniczone potrzeby naboru nowych osób. Myślę, że trzeba do sprawy podejść spokojnie. Z odrobiną romantyzmu, ale pozytywistycznie.

Często w dyskusjach ze strzelcami pojawiają się odniesienia do historii, do tradycji powstańczych.

Myślę, że warto pracować nad tym, by nie powtórzyć już nigdy dramatu polskich powstań. Mam ogromny szacunek i podziw dla tych, którzy zrywali się do walki o niepodległość. Ale nasze powstania łączy to, że w większości nie kończyły się dobrze. Jestem żołnierzem i jako dowódca muszę myśleć o ochronie ludzi. W wielu konstytucjach różnych państw przeczytamy, że najważniejszym zadaniem obywatela jest obrona suwerenności i terytorium kraju. Wiem, że tym, co powiem, wkładam kij w mrowisko, ale dla mnie ochrona ludzi jest równie ważna, co obrona terytorium. Wartość człowieka jest w dzisiejszych czasach rozumiana zupełnie inaczej niż sto, dwieście czy trzysta lat temu. Kiedyś, w dawnych czasach, wielki cel kazał kłaść na szali dziesiątki tysięcy istnień. Ale dzisiaj inaczej przeżywamy wieści z wojen. Mniej nas porusza informacja o tym, że gdzieś przesunęły się granice. Dużo bardziej przeżywamy to, że giną ludzie. Dlatego właśnie strzelcy muszą być doskonale wyszkoleni, muszą w razie wybuchu konfliktu zbrojnego wiedzieć, jak się zachować, nie mogą działać pod wpływem emocji.

Jaka jest różnica między organizacją proobronną a paramilitarną?

Zatwierdzony przez Ministerstwo Obrony Narodowej projekt zakłada, że przy każdym z 16 sztabów wojewódzkich i każdej z 86 Wojskowych Komend Wojewódzkich powstanie wojskowy komponent terytorialny – będą to kilkuosobowe zespoły, powstałe na bazie Narodowych Sił Rezerwowych. Ich zadaniem będzie szkolenie organizacji proobronnych. W ten sposób włączymy je do systemu Obrony Terytorialnej. Organizacje proobronne w razie wybuchu wojny staną się organizacjami paramilitarnymi. Tych pojęć nie należy mylić. Paramilitarna jednostka to taka, która nie jest wojskiem, ale wypełnia takie zadania jak wojsko i ma strukturę zbliżoną do wojskowej, czyli posiada dowództwo, hierarchię i rozkazy. W organizacji proobronnej nie ma hierarchicznego podporządkowania, uczestnictwo w niej jest całkowicie dobrowolne, nie funkcjonują rozkazy. Zgodnie z Konwencją Genewską organizacje paramilitarne mogą wchodzić w skład systemu obrony, mogą być uzbrojone. Moim marzeniem jest stworzenie takiego systemu obrony terytorialnej w Polsce, w którym każda z 2,5 tysiąca gmin miałaby swoją jednostkę proobronną – a na wypadek wojny – paramilitarną. Oczywiście, taka jednostka byłaby wówczas podporządkowana wojsku.

Podniosły się głosy, że Federacja Organizacji Proobronnych nie jest reprezentatywna, bo obejmuje tylko część tego środowiska i cała masa organizacji pozostała poza nią.

To nie tak. Jest jedna większa organizacja, która nie weszła do Federacji, choć mogła wejść – Obrona Narodowa. Świetni ludzie, ale trudno się z nimi dyskutuje, bo oni mają obraz wojny z czasów II wojny światowej. Przekonywanie ich nie ma sensu, bo się nie da. Trzeba by ich obrazić, a przecież nie o to chodzi. Szanuję to, co robią, ale mają aspiracje liderskie i to nie pozwala im na to, aby mieć wspólny język z innymi. Obrona Narodowa jest częściowo związana z Akademią Obrony Narodowej i ma program zbliżony do tego, co tworzyło się na AON 20 lat temu. Niestety, z punktu widzenia prawa, są to rzeczy niemożliwe do zrealizowania. Obrona Narodowa chce mieć taki system organizacyjny jak w wojsku, a prawo nie pozwala zmuszać obywatela do niczego. Nie można w organizacji pozarządowej wydać obywatelowi rozkazu. Taki jest światowy standard. Istnieją byty państwowe i pozarządowe, które działają z własnej woli. W Czadzie miałem w strefie działań 77 organizacji pozarządowych i nie mogłem ich stamtąd wyrzucić. Można się przeciwko temu buntować, ale to młodzieńczy bunt, para w gwizdek.

W efekcie Obrona Narodowa pozostaje poza Federacją.

Ich deklaracje są podobne do moich, ale różnimy się w detalach. Sam im poradziłem z serca, żeby pozostali poza Federacją. To nie było wykluczenie ich z gry, po prostu inne organizacje w Federacji by ich spacyfikowały, choćby z tego powodu, że Obrona Narodowa jest niewielka – należy do niej 100 osób, a np. Związek Strzelecki „Strzelec” OSW to 3,5 tysiąca osób. Poza tym reszta organizacji chce coś osiągnąć, ale w realnych warunkach. A Obrona Narodowa idzie do ministra i mówi: „My chcemy inaczej”. Ja chętnie zawsze polemizuję ze studentami na zajęciach, ale jeśli student, który nie ma pojęcia o strategii, mówi, jak ma wyglądać sztab generalny, to co ja mam mu powiedzieć? Obrona Narodowa twierdzi, że Federacja nie spełnia jej oczekiwań. Nie musi. Federacja jest dobrowolnym zrzeszeniem, takich organizacji może powstać wiele. Nie chcę z Obroną Narodową wchodzić w polemikę, bo to taka dyskusja, czy widzimy na stole magnetofon, czy też gęś. Jeśli na stole widzę magnetofon, a mój rozmówca upiera się, że to gęś, to mogę tylko powiedzieć: „Szanuję pana zdanie, to jest ciekawa gęś, ale do moich magnetofonów nie pasuje”. Jeżeli Obrona Narodowa chce działać na zasadzie „my – wy” to nie ma to sensu, bo przypominałoby to walkę partii politycznych. Partie polityczne walczą o władzę, ale w Federacji nie ma miejsca na takie starcia. Zresztą, ja wszystkim zarządom związków strzeleckich powiedziałem, że jeśli chcą należeć do Federacji, to muszą zapomnieć o animozjach. Miały szansę zdecydowania. Do FOP weszli tylko ci, którzy zgadzają się na apartyjność, apolityczność i transparentność działań. Nie da się na siłę nikogo zmusić do miłości.

Polski Czerwony Krzyż, Liga Obrony Kraju, Liga Ochrony Przyrody, Związek Krótkofalarski – jest sporo organizacji, które, wydawałoby się, powinny się włączyć w system obronności kraju.

Mam nadzieję, że Federacja będzie papierkiem lakmusowym, jeśli chodzi o konkretne działania. W Polsce jest wielu ludzi, którzy chcą coś robić. Niestety, są w mniejszości.

A co z myśliwymi? Wydają się niejako naturalnym zapleczem dla obronności.

W systemie Obrony Terytorialnej widzę również miejsce i dla nich. Jednak to, że ktoś ma strzelbę, nie oznacza, że poradzi sobie w warunkach konfliktu wojennego. Jeżeli jakieś koło myśliwskie chciałoby zostać jednostką paramilitarną, to proszę bardzo – może się poddać szkoleniu. Oczywiście, nie wszyscy mogą być włączeni do systemu obronności. Weźmy też pod uwagę, że jesteśmy na początku tworzenia Federacji. Pierwszą rzeczą, którą robimy, jest zbliżenie do wojska, planujemy kurs instruktorski dla członków organizacji proobronnych.

Są tacy, którzy mówią otwarcie, że system obronny Polski powinien wyglądać inaczej.

Jestem zwolennikiem tego, żeby oprzeć obronność państwa – i tu się różnię od wielu kolegów – na bardzo nowoczesnych systemach, świetnie wyszkolonych ludziach i zaawansowanej technologii. Opieram się nie na doświadczeniach II wojny światowej, lecz na tym, co działo się na świecie w ostatnich latach i na tym, co dzieje się teraz. Często nawet znamienici profesorowie AON przedstawiają – żeby to elegancko ująć – prawdę inaczej. Albo są w błędzie, albo nie potrafią dostrzec realiów. Nie ma sensu dzisiaj odwoływać się do 1939 roku. Nie bardzo jest też sens bawić się w futurologię. Każdy, kto ma pojęcie o obronności, dobrze wie, że na współczesnym polu walki – czy to jest Afganistan, Irak, Syria, czy też Ukraina – najważniejszy jest analityk, który siedzi przed komputerem i przegląda dane. Ma informacje z satelitów, dronów, balonów, kamer na hełmach żołnierzy. Dostarcza informacje dowódcy, który może na ich podstawie wywnioskować, jak przemieszczają się siły przeciwnika, gdzie są pojazdy, gdzie samoloty, a gdzie piechota. Nie ma obecnie już takich sytuacji, że Jasio powie Stasiowi, a Staś Krzysiowi – jeden się pomyli i wystrzelamy swoich. Dzisiaj jest często tak, że dowódca oddziału, który wykonuje operację, dostaje rozkaz: „Stać!”, bo analityk widzi na ekranie, że za chwilę oddział natknie się na gościa z granatem.

Musimy uwzględniać zmiany na świecie. Na wojnie potrzebny jest komponent technologiczny. Nie można tego nie doceniać i mówić, że wystarczy Obrona Terytorialna i organizacje proobronne, żeby obronić kraj. Współczesne zagrożenia są powiązanie z technologiami i świetnym rozpoznaniem – nie sposób o tym zapomnieć. Mamy obecnie prymat armii profesjonalnych i musimy przyjąć do wiadomości, że groźne wojsko to takie, które jest perfekcyjnie wyszkolone i wyposażone. Nie ma na przykład możliwości, żeby Rosomaki i Leopardy obsługiwały zmieniające się ekipy. To zbyt skomplikowane, by ktoś szybko się tego nauczył.

Czy zatem działalność organizacji proobronnych ma w ogóle sens?

Obronność to poważna sprawa. Jest w niej miejsce i dla armii, i dla organizacji proobronnych. Tylko trzeba wyważyć proporcje. Zawsze lubimy rozważać taki wariant ewentualnego konfliktu, w którym „się nie damy”. I to nam się podoba, złupimy skórę wrogowi, a nawet jak nie złupimy, to go przytrzymamy, a wtedy przyjdą przyjaciele i złupimy razem. Nie chcę nikogo straszyć, ale eksperci muszą brać pod uwagę inne możliwości rozwoju sytuacji. To zresztą wynika z naszych doświadczeń historycznych. Tacy, którzy myśleli, że złupią skórę ot tak sobie, są nam doskonale znani. Takie myślenie dominowało przed II wojną światową – i cóż, skończyło się tak, jak się skończyło.

Polska jest tu, gdzie jest, otaczają nas takie siły, jak nas otaczają. Musimy mieć świetną armię zawodową, dobre rakiety, zaawansowane technologie. Ale trzeba też zakładać taki wariant, w którym przeciwnik zajmuje część naszego terytorium. Wówczas Obrona Terytorialna jest niezmiernie istotna. Wtedy nie mają znaczenia systemy elektroniczne, przeciwlotnicze. Sens obrony ojcowizny jest bardzo głęboki. Pamiętajmy, że dzisiejszy konflikt zbrojny to nie front i okopy. To jest coś, co ma swoją nieregularność i czego przebieg jest trudno przewidzieć i zaplanować. Trzeba być przygotowanym na różne scenariusze.

Jak uniknąć tych najgorszych?

Musimy mieć dobrą armię i sojusze. Niektórzy narzekają na NATO. Ale być może bez NATO byłoby tutaj już pozamiatane? Polska, Łotwa, Estonia, Litwa – wszystkie te kraje są pod ochroną NATO. Niby można mieć wątpliwości, ale jednak nikt NATO-wskich krajów nie atakuje. Co istotne, musimy być ważnym partnerem Sojuszu. W NATO liczą się mocni. Dlaczego Wielka Brytania jest tak istotna dla USA? Bo to silny i wiarygodny partner. Musimy być silni.

Panie generale, dość często przywoływane są przykłady rozwiązań w systemach obrony w innych krajach – czy nie wystarczy po prostu któregoś przenieść do nas?

Dostaję szewskiej pasji, kiedy słyszę, że możemy powielić to, co jest w Szwajcarii czy Szwecji. Czy jeżeli w Szwajcarii są stabilne banki, to będą stabilne i u nas? No, nie będą, bo Polska to nie Szwajcaria. Każdy kraj jest inny, ma swoją specyfikę. Musimy mieć własny system. Polski na profesjonalną Obronę Terytorialną w czasie pokoju – i tu się różnię z tymi teoretykami, którzy chcą takowej – zwyczajnie nie stać. Obrona Terytorialna może być tworzona na wiele sposobów. Uważam, że jeśli mamy wybór, zorganizować ją drożej lub taniej, to lepiej wybrać to drugie. Budowa systemu Obrony Terytorialnej z udziałem organizacji proobronnych jest zdecydowanie tańsza. Myślę, że dla Polski to właściwy kierunek: dobra armia zawodowa, wojskowy komponent terytorialny, który wyłoni się z reformy Narodowych Sił Rezerwowych oraz system Obrony Terytorialnej oparty na organizacjach proobronnych, zmieniających się w razie konfliktu w oddziały paramilitarne, odpowiednio dozbrojone.

No właśnie – broń. Czy Polacy powinni ją mieć pod poduszką?

Uważam, że niekoniecznie, bo ona bardzo uwiera. Jak mi mówią, że Szwajcarzy pod poduszką trzymają broń, to ja zawsze mówię, że im współczuję, bo im się kiepsko śpi. Żaden z obecnie rozgrywających się na świecie konfliktów nie wymaga natychmiastowego użycia broni. Nawet przejęcie Krymu tego nie wymagało. Kałasznikow w każdym domu? Co to daje? Lepiej mieć coś, co przyda się w razie jakiegoś zagrożenia, jeśli np. ktoś mieszka na terenie, na którym występują powodzie, powinien mieć ponton.

Oczywiście, dostęp do broni powinni mieć ci, którzy szkolą się, by bronić kraju, w tym organizacje proobronne. Niech ta broń będzie na co dzień w wojskowym magazynie i niech wojsko jej użycza. Zresztą, ważna jest nie tylko broń, ale też inne rzeczy, jak choćby łopaty czy środki obrony przeciwchemicznej.

Jak będą działać organizacje proobronne za lat kilka?

Mam nadzieję, że będą się coraz bardziej profesjonalizować. Dobrze by było, aby strzelcy umieli zachować się w razie ataku chemicznego, żeby przyswoili sobie zasady działań inżynieryjnych, by mieli do dyspozycji nowoczesne środki rozpoznania, jak choćby drony. Przydatne byłoby również podwyższanie poziomu ich umiejętności bojowych, żeby nie było dla nich problemem np. wystrzelenie rakiety. Wszystko to jest potrzebne, jeśli nie chcemy powtórzyć tragedii polskich powstań.

Panie generale, u niektórych budzi wątpliwość, że na czele Federacji grupującej organizacje społeczne stanął wojskowy.

Ale to same organizacje proobronne wskazały mnie na to stanowisko. Nie chciały na czele Federacji nikogo z własnego grona. Tam, gdzie dwóch Polaków, to trzy racje, cztery prawdy i pięć zdań. Ja widzę siebie wyłącznie w roli organizatora Federacji, a potem sami strzelcy będą nią kierować.

Profesor Józef Marczak: Polsce zawsze coś zagraża

Strategia klasyczna, wojskowa, obrony narodowej. Historia bezpieczeństwa narodowego. Obrona terytorialna. Działania nieregularne. Operacyjne przygotowanie obszaru kraju. To tylko część naukowych zainteresowań profesora Józefa Marczaka, pracownika naukowego Instytutu Strategii na Wydziale Bezpieczeństwa Narodowego Akademii Obrony Narodowej. To zainteresowania zdecydowanie bliskie temu, co robią i czym interesują się organizacje proobronne. Profesor Marczak jest im bardzo dobrze znany. Najbardziej ze swoich koncepcji i poglądów dotyczących Obrony Terytorialnej. Z tym, że są to koncepcje i poglądy całkowicie odmienne od tego, co zamierza Federacja Organizacji Proobronnych.

W 2014 profesor Marczak wydał, wraz z innym profesorem AON, Ryszardem Jakubczakiem, książkę pod tytułem „Raport strategiczny. Siły Zbrojne RP w drugiej dekadzie XXI wieku. Koncepcja strategiczna Obrony Terytorialnej RP”. Jak czytamy we wstępie, praca ta jest syntezą ponad dwudziestoletnich studiów strategicznych, zapoczątkowanych w 1991 roku. Czytamy w nim także: „W 2007 r. początkująca ekipa polityczna obejmująca władzę w Polsce przyjęła populistyczne, woluntarystyczne koncepcje (…) «profesjonalizacji (uzawodowienia)» i «szybkiego zniesienia przymusowego poboru», w wyniku czego w latach 2007–2012 dokonano destrukcji obronnej organizacji wojskowej, czyniąc znów Polskę «bezbronnym stepem… drogą publiczną dla obcych wojsk» (określenie Polski XVIII w. przez C. v. Clausewitza)”.

Jak piszą autorzy raportu, celem ich pracy jest „dostarczenie władzom państwowym i społeczeństwu polskiemu wiarygodnej, naukowej wiedzy strategicznej”. Przytaczają wypowiedź Margaret Thatcher, która 4 października 1991 roku podczas wizyty w Senacie RP stwierdziła: „Wolna przedsiębiorczość, własność prywatna i silne postawy moralne pozwolą Polsce skutecznie przeprowadzić reformy. Dochodzi do tego również silna obrona wojskowa, ideały liberalne i instytucje demokratyczne, jeśli mają przeżyć, muszą być bronione siłą”.

Nie ma wątpliwości ten, kto przekracza próg gabinetu profesora Józefa Marczaka – to musi być gabinet naukowca. Całe pomieszczenie jest wypełnione książkami. Uginają się pod nimi półki, na biurku i stolikach nie ma wolnego miejsca. Książek jest tak wiele, że po gabinecie można poruszać się tylko wąskimi ścieżkami między nimi.

– Co determinuje postawę obronną kraju, jego strategię? – rzuca pytanie profesor Marczak, zasiadając w fotelu. – Geografia. Polska leży w takim miejscu, że zawsze coś się może zdarzyć. Trudno podzielać zdanie byłego ministra obrony narodowej Bogusława Klicha, który w 2007 roku powiedział, że Polsce nic nie zagraża. Polsce zawsze coś zagraża.

Profesor powołuje się na artykuł, który Vaclav Havel, nieżyjący już czeski prezydent, opublikował w gazecie „Rzeczpospolita” 18 listopada 1996 roku. Havel pisał, że „cecha, która czyni nas istotami ludzkimi to poczucie godności. Atak na godność to atak na istotę człowieczeństwa. Byłoby fatalną pomyłką wierzyć, że skoro wydajemy pieniądze na armię, to obrona jest wyłącznie sprawą wojskową. Przygotowanie skutecznej obrony państwa wymaga zaangażowania wszystkich instytucji państwowych. Współczesna historia Europy daje nam wystarczający dowód, że wojny i cierpienie występują najczęściej, gdy demokracje nie doceniają samoobrony w czasie pokoju. Armia zawsze pozostanie niewypowiedzianym wyrazem woli życia w pokoju, obrony wolności i angażowania się we wspólne wysiłki zapewnienia wolności innym. Co więcej, armia zawsze pozostanie szkołą dyscypliny, lojalności wobec kraju, solidarności, jak również szkołą wartości obywatelskiej i wiary we własne siły”.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: