Mistyfikacja Bourne'a - ebook
Mistyfikacja Bourne'a - ebook
Siódma z serii książek o Jasonie Bournie, zbuntowanym agencie powołanym do życia przez Roberta Ludluma. 'Mistyfikacja Bourne'a' to znakomity thriller spiskowy kontynuujący wątki z poprzedniej powieści, 'Sankcja Bourne'a', wydanej w Polsce w 2009 roku.
Gdy Leonid Arkadin, rosyjski zabójca, zniknął w zimnych wodach oceanu, Bourne myślał, że przynajmniej ta sprawa została rozwiązana. Mylił się. Arkadin zmartwychwstaje, by znowu tropić śmiertelnego wroga. Nieświadomy Bourne wpada w zastawioną przez niego zasadzkę i nieomalże ginie od postrzału. Rany są ciężkie, jednak tym razem to Arkadin zostaje wprowadzony w błąd. Cudem uniknąwszy śmierci, Bourne postanawia wykorzystać to, że oficjalnie nie żyje i sam, z ofiary, przemienia się w tropiciela. W tym samym czasie dochodzi do katastrofy - amerykański samolot pasażerski rozbija się w Egipcie, trafiony przez iracki pocisk. Światowe rządy powołują specjalną komisję do zbadania okoliczności wypadku, nim ten stanie się casus belli kolejnego wielkiego konfliktu. Bourne, zdeterminowany, by odkryć wreszcie prawdę na temat własnej przeszłości i tożsamości tych, którzy za wszelką cenę chcą usunąć go z tego świata, wpada na trop ludzi, którzy stoją za katastrofą samolotu. Uwikłany w konflikt pomiędzy największymi agencjami wywiadu, ma coraz mniej czasu na wyjaśnienie zagadki. Z każdym dniem sytuacja staje się coraz bardziej napięta...
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7885-141-7 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(1927-2001)
Amerykański aktor, producent teatralny i pisarz. W latach 1945-47 służył w piechocie morskiej. W 1951 ukończył Wesleyan University. Od najmłodszych lat pasjonował się aktorstwem. W wieku 16 lat po raz pierwszy wystąpił w sztuce na Broadwayu. W latach 50-tych zagrał w ponad 200 filmach telewizyjnych; był producentem około 300 przedstawień teatralnych. Jako pisarz zadebiutował późno – mając 41 lat – powieścią Dziedzictwo Scarlattich. Odrzucona początkowo przez 10 wydawców stała się bestsellerem i zainicjowała oszałamiającą karierę literacką najbardziej znanego współczesnego twórcy thrillerów spiskowych. Łączna sprzedaż książek Ludluma przekroczyła 300 milionów egzemplarzy w 32 językach. Za życia pisarza ukazały się 24 powieści; po jego śmierci – kilkanaście następnych, z których większość powstała na podstawie pozostawionych przez niego notatek i szkiców, przy współpracy takich autorów jak Patrick Larkin, James Cobb, Eric Van Lustbader i Paul Garrison. Do najbardziej znanych thrillerów Ludluma należą m.in.: Testament Matarese’a, Tożsamość Bourne’a, Krucjata Bourne’a, Mozaika Parsifala, Strażnicy Apokalipsy i Klątwa Prometeusza. Wiele z nich zostało zekranizowanych – jako seriale telewizyjne lub pełnometrażowe filmy kinowe.Tego autora
RĘKOPIS CHANCELLORA
PROTOKÓŁ SIGMY
KLĄTWA PROMETEUSZA
PIEKŁO ARKTYKI
CZWARTA RZESZA
KRYPTONIM IKAR
STRAŻNICY APOKALIPSY
MOZAIKA PARSIFALA
IMPERIUM AKWITANII
STRATEGIA BANCROFTA
ILUZJA SCORPIO
TOŻSAMOŚĆ AMBLERA
Jason Bourne
TOŻSAMOŚĆ BOURNE’A
KRUCJATA BOURNE’A
ULTIMATUM BOURNE’A
DZIEDZICTWO BOURNE’A
SANKCJA BOURNE’A
MISTYFIKACJA BOURNE’A
CEL BOURNE’A
ŚWIAT BOURNE’A
IMPERATYW BOURNE’A
RETRYBUCJA BOURNE’A
Dynastia Matarese
TESTAMENT MATARESE’A
SPADKOBIERCY MATARESE’A
Paul Janson
DYREKTYWA JANSONA
ODYSEJA JANSONA
OPCJA JANSONARozdział 1
Trzy miesiące później
Dwaj młodzi ochroniarze, uzbrojeni w dziewięciomilimetrowe glocki tkwiące w kaburach podramiennych, zlustrowali okolicę i wyprowadzili z domu na zamożnym przedmieściu Monachium szczupłego, nerwowego mężczyznę. Z kryjówki w cieniu wyłonił się starszy mężczyzna o ciemnej skórze i biegnących od kącików ust w dół liniach przypominających wąsiki. Podszedł do niego i uścisnął mu dłoń. Następnie wszyscy trzej zeszli ze schodów i wsiedli do czekającego na nich samochodu; jeden z ochroniarzy zajął miejsce obok kierowcy, drugi usiadł z tyłu wraz ze swym nerwowym podopiecznym. Spotkanie, choć pełne napięcia, było krótkie, a silnik mruczał cicho jak najedzony kot. Mężczyzna już rozmyślał nad tym, jak zrelacjonuje gwałtowne zmiany sytuacji w Turcji, z którymi właśnie go zapoznawano, swojemu szefowi – Abdullahowi Churiemu.
Poranek był spokojny i cichy. Poprzycinane drzewa, gęsto pokryte liśćmi, rzucały na chodnik plamy cienia. Powietrze było łagodne i chłodne, ale już za kilka godzin słońce rozpali niebo. Tę poranną godzinę wybrano specjalnie. Zgodnie z przewidywaniami uliczka była praktycznie pusta, tylko przy jej przeciwległym krańcu jakiś chłopak ćwiczył jazdę na rowerze. Z drugiej strony wyjechała ciężarówka Zakładu Oczyszczania Miasta. Potężne szczotki obracały się szybko, wciągając do środka najmniejszy nawet śmieć, który przypadkiem zawieruszył się na nieskazitelnej ulicy. Ten widok nie budził niczyjego niepokoju; mieszkający w tej dzielnicy ludzie mieli swoje układy z radą miasta i byli dumni z faktu, że ich uliczka zawsze jest pierwsza sprzątana.
Samochód ruszył spod domu, nabierając prędkości. Jednocześnie ciężarówka obróciła się i stanęła w poprzek ulicy, tamując ruch. Kierowca zareagował instynktownie, bez wahania: wrzucił wsteczny bieg i nacisnął gaz. Zapiszczały opony i samochód zaczął szybko oddalać się od ciężarówki.
Hałas zainteresował chłopca, który podniósł głowę; stał z rowerem między nogami i wydawało się, że odpoczywa. Ale w ostatniej chwili, gdy cofający się samochód był już bardzo blisko, z drucianego koszyka wyjął dziwnie wyglądającą broń z nienaturalnie długą lufą. Wystrzelony granat o napędzie rakietowym strzaskał tylną szybę i samochód eksplodował w kuli pomarańczowego ognia, w powietrze wzbił się tłusty czarny dym.
Chłopiec pochylił się nisko nad kierownicą roweru. Jechał szybko i pewnie, uśmiechając się z nieukrywaną satysfakcją.
• • •
Tego samego dnia, wkrótce po południu, Leonid Arkadin siedział w monachijskiej piwiarni, słuchając mimowolnie hałaśliwej muzyki i pijanych Niemców. Zadzwonił jego telefon komórkowy. Rozpoznał wyświetlony numer i wyszedł na ulicę, gdzie było trochę spokojniej. Chrząknął tylko, nie przedstawiając się.
– Znowu nie powiodła się twoja próba zniszczenia Braterstwa Wschodu. – Nieprzyjemny głos Abdullaha Churiego zabrzęczał w jego uchu jak natrętna pszczoła. – Dziś rano zabiłeś tylko mojego ministra finansów. Już mianowałem następnego.
– Nic nie rozumiesz. Nie mam zamiaru zniszczyć Braterstwa – powiedział spokojnie Arkadin – tylko je przejąć.
W odpowiedzi usłyszał ochrypły śmiech pozbawiony nie tylko humoru, lecz także śladu ludzkich uczyć.
– Niezależnie od tego, ilu moich ludzi zabijesz, jednego możesz być pewien: przetrwam wszystko.
• • •
Moira Trevor siedziała za błyszczącym chromem i szkłem biurkiem w lśniącym czystością nowym biurze Heartland Risk Management, LLC, jej nowej firmy, zajmującej dwa piętra postmodernistycznego budynku stojącego w centrum południowo-zachodniego Waszyngtonu. Rozmawiała przez telefon ze Steve’em Stevensonem, jednym z jej kontaktów w Departamencie Obrony. Poznawała szczegóły najnowszego, lukratywnego kontraktu – w ciągu ostatnich pięciu tygodni otrzymała ich sześć – a jednocześnie przeglądała codzienne dane wywiadu na monitorze komputera. Za monitorem stało zdjęcie jej i Jasona Bourne’a. Na ich twarze padało jasne słońce Bali, a za plecami wznosiła się w niebo góra Agung, święty wulkan wyspy. Wspięli się na jej szczyt pewnego ranka, zanim wzeszło słońce. Ona miała twarz pogodną, bez śladu napięcia, wyglądała dziesięć lat młodziej niż zazwyczaj, a Bourne uśmiechał się tajemniczo. Gdy tak się uśmiechał, przesuwała palcem po jego wargach, jakby była niewidoma i odczytywała w ten sposób ukryte w tym uśmiechu znaczenia.
Brzęczenie interkomu przerwało jej rozmyślania. Drgnęła, z zaskoczeniem uświadamiając sobie, że ciągle patrzy na zdjęcie i błądzi myślami, jak to się często ostatnio zdarzało, wracając do wspaniałych dni na Bali, nim postrzelony Jason padł na ziemię w Tengananie. Spojrzała na stojący na biurku elektroniczny zegarek, skupiła się, zakończyła rozmowę, po czym powiedziała do interkomu „niech wejdzie”.
Chwilę później w drzwiach pojawił się Noah Perlis, jej dawny przełożony z Black River, prywatnej armii najemników, używanej przez Stany Zjednoczone w zapalnych punktach Bliskiego Wschodu. Firma Moiry była teraz jej bezpośrednim konkurentem. Chuda twarz Perlisa wydawała się bardziej ziemista niż zwykle, a włosy bardziej siwe. Miał długi nos i usta, które zapomniały już, co to śmiech lub choćby uśmiech. Był dumny ze swego talentu do natychmiastowej oceny ludzi, co wydawało się szczególnie ironiczne, jako że szczelna ochrona izolowała go nawet od niego samego.
Moira wskazała jedno ze stojących po drugiej stronie biurka nowoczesnych, srebrno-czarnych krzeseł.
– Usiądź – powiedziała.
Nie usiadł. Stał, jakby jedną nogą już był za drzwiami.
– Przyszedłem powiedzieć, żebyś dała spokój naszemu personelowi.
– Twierdzisz, że przysłali cię jako zwykłego posłańca? – Moira uśmiechnęła się ciepło, choć ciepły uśmiech zupełnie nie pasował do jej nastroju. Szeroko rozstawione, lekko skośne piwne oczy, wpatrzone w rozmówcę z wyrazem szczerego zainteresowania, nie zdradzały żadnych uczuć. Tę twarz niektórzy uznawali za niezwykle silną, inni za niezwykle onieśmielającą, to zależało od punktu widzenia, niemniej była w niej jednak słodycz, dobrze służąca Moirze w stresujących sytuacjach. Takich jak ta.
Niemal trzy miesiące temu, kiedy zaczęła organizować Heartland, Bourne ostrzegał ją, że taka sytuacja musi się prędzej czy później zdarzyć. W pewien sposób była więc na to przygotowana. Dla niej Noah stał się uosobieniem Black River, zdecydowanie za długo mu podlegała.
Tymczasem Perlis zrobił kilka kroków w stronę biurka. Zdjął z blatu oprawioną fotografię, odwrócił i przyjrzał się jej dokładnie.
– Szkoda twojego przyjaciela – powiedział. – Rozwalili go w jakiejś śmierdzącej wiosce gdzieś na końcu świata. Pewnie złamało ci to serce.
Moira nie zamierzała pozwolić, by wyprowadził ją z równowagi.
– Miło cię widzieć.
Noah odstawił fotografię. Uśmiechnął się sardonicznie.
– Ludzie używają słowa „miło”, kiedy chcą grzecznie skłamać.
Moira zachowywała obojętny wyraz twarzy, schowała się za nim jak za tarczą.
– Dlaczego mielibyśmy być dla siebie grzeczni?
Stał nieruchomo, zaciskając pięści tak mocno, że aż pobielały mu palce. Zapewne żałował w tej chwili, że nie zaciska dłoni na jej szyi.
– Jestem cholernie poważny, Moiro – powiedział, patrząc jej w oczy. Był człowiekiem, który potrafi przerażać, jeśli się postara. – Dla ciebie nie ma drogi odwrotu, ale jeśli chcesz iść przed siebie jak dotąd… – Potrząsnął głową ostrzegawczo.
Moira wzruszyła ramionami.
– Nie widzę problemu. Prawdę mówiąc, nie został ci nikt, kto spełniałby moje wymagania etyczne.
Z jakiegoś powodu odprężył się po tych słowach i już innym tonem zapytał:
– Dlaczego to robisz?
– A dlaczego zadajesz mi pytania, na które z góry znasz odpowiedź?
Patrzył na nią w milczeniu, czekając, co jeszcze ma do powiedzenia.
– Musi istnieć legalna alternatywa dla Black River, żeby pracownicy nie balansowali na krawędzi prawa… i z niej nie spadali.
– To brudna robota. Kto jak kto, ale ty powinnaś o tym wiedzieć.
– Oczywiście, że wiem. I dlatego stworzyłam moją firmę. – Moira wstała, oparła się o biurko. – W tej chwili wszyscy mają na radarze Iran. Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie. Czekać, aż zdarzy się tam to samo co w Afganistanie i Iraku.
Noah obrócił się na pięcie. Podszedł do drzwi, położył dłoń na klamce i spojrzał przez ramię. To była jego stara sztuczka.
– Wiesz, że nie powstrzymasz fali brudnej wody. Nie bądź hipokrytką. Będziesz brodziła w błocie jak my wszyscy. Dla pieniędzy. – Jego oczy błyszczały groźnie. – Dla miliardów dolarów, które można zarobić na nowej wojnie, nowym teatrze działań.Rozdział 2
Leżący bezwładnie na ziemi w Tenanganie Bourne szepcze jej do ucha:
– Powiedz im.
Moira klęczy, skulona, w chmurze kurzu, w kałuży krwi. Słucha go jednym uchem, do drugiego przyciska telefon komórkowy.
– Leż spokojnie, Jasonie. Wzywam pomoc.
– Powiedz im, że nie żyję – mówi i traci przytomność.
• • •
Jason Bourne znów miał ten sen i obudził się spocony jak mysz, w przesiąkniętej potem pościeli. Od upalnej tropikalnej nocy dzieliła go rozwieszona nad łóżkiem moskitiera. Gdzieś wysoko w górach padał deszcz. Słyszał odległy huk grzmotów przypominający tętent koni, czuł słaby, wilgotny wiatr na piersi, nagiej w miejscu, w którym rana już się prawie zagoiła.
Minęły trzy miesiące od czasu, gdy został postrzelony, od chwili gdy Moira spełniła jego polecenia co do joty. I teraz praktycznie wszyscy, którzy go znali, wierzyli, że nie żyje. Poza nim prawdę znały tylko trzy osoby: Moira, Benjamin Firth, australijski chirurg, którego ściągnęła do wioski Manggis, i Frederick Willard, ostatni członek Treadstone, człowiek, od którego dowiedział się, że Leonid Arkadin przeszedł tam szkolenie. To właśnie Willard, z którym Moira skontaktowała się na prośbę Bourne’a, zajął się treningami pacjenta, gdy tylko doktor Firth mu na to pozwolił.
– Masz cholerne szczęście, człowieku – powiedział lekarz, kiedy Jason odzyskał przytomność po pierwszej z dwóch operacji. Przy rozmowie była Moira, która dosłownie przed chwilą, w sposób możliwie jak najbardziej ostentacyjny, zakończyła formalności związane z transportem „ciała” Bourne’a do Stanów. – Prawdę mówiąc, gdyby kształt twojego serca był prawidłowy, zginąłbyś niemal natychmiast. Ktokolwiek do ciebie strzelał, wiedział, co robi. – Złapał Bourne’a za ramię i uśmiechnął się sucho. – Ale nie musisz się martwić, doprowadzimy cię do porządku. W miesiąc, może dwa.
Miesiąc, może dwa. Bourne, wsłuchany w zbliżającą się apokaliptyczną ulewę, wyciągnął rękę, dotknął wiszącego przy łóżku dwustronnego ikatu, odzyskał odrobinę spokoju. Pamiętał długie tygodnie spędzone w klinice dobrego doktora na Bali, tygodnie spędzone w ukryciu z powodów zarówno zdrowotnych, jak i bezpieczeństwa. Przez kilka tygodni po drugiej operacji mógł tylko siadać, nic więcej. Podczas tych ciągnących się dni poznał głęboko skrywany sekret Firtha: był on niepoprawnym alkoholikiem. Trzeźwego jak niemowlę widywano go wyłącznie wtedy, kiedy miał pacjenta na stole operacyjnym. Okazał się genialnym chirurgiem, ale kiedy nie operował, śmierdział arakiem, sfermentowanym balijskim napojem alkoholowym tak mocnym, że kiedy czasem zapomniał o zamówieniu czystego alkoholu, używał go do sterylizacji stołu operacyjnego i narzędzi chirurgicznych. Dzięki temu Bourne’owi udało się także wyjaśnić kolejną tajemnicę: co robi on w zapadłej dziurze, tak dalekiej od cywilizacji – wyrzucano go po kolei z każdego szpitala w Australii Zachodniej.
Łańcuch wspomnień przerwało nagle wejście doktora, odwiedzającego pokój znajdujący się po przeciwnej stronie kliniki niż sala operacyjna.
– Firth, co porabiasz o tej nocnej godzinie?
Doktor usiadł ciężko na stojącym przy ścianie wyplatanym krześle. Wyraźnie kulał, bo miał krótszą jedną nogę.
– Nie lubię błyskawic i grzmotów – wyznał.
– Jesteś jak dziecko.
Firth skinął głową.
– Pod wieloma względami tak – przyznał – tylko w odróżnieniu od mnóstwa durni, których miałem wątpliwą przyjemność spotkać w dawnych złych czasach, potrafię się do tego przyznać.
Bourne włączył nocną lampkę. Stożek światła ogarnął łóżko i fragment podłogi. Zagrzmiało bliżej niż jeszcze przed chwilą. Firth pochylił się w stronę światła, jakby szukał w nim schronienia. W ręku ściskał za szyjkę butelkę araku.
– Twój wierny towarzysz – zauważył Jason.
Doktor tylko się skrzywił.
– Dziś nie pomoże mi żadna ilość alkoholu.
Jego pacjent wyciągnął rękę i dostał butelkę. Wypił łyk, oddał ją właścicielowi. Chociaż lekarz siedział na krześle, nie sprawiał wrażenia rozluźnionego. Huknął kolejny grzmot, a w następnej chwili ulewa uderzyła w słomiany dach chaty z hukiem karabinowego wystrzału. Firth znów się skrzywił, ale nie tknął araku. Wyglądało na to, że nawet on zna granice.
– Mam nadzieję, że zdołam cię przekonać, byś odpuścił sobie trochę z ćwiczeniami fizycznymi – powiedział.
– A to dlaczego?
– Bo Willard zbytnio cię eksploatuje.
– Taką ma pracę.
Firth oblizał wargi, organizm domagał się alkoholu.
– Może i racja, ale nie jest twoim lekarzem. Nie rozebrał cię na kawałki, nie pozszywał z powrotem. – Spojrzał na butelkę, postawił ją na ziemi, między stopami. – A poza tym przeraża mnie.
– Wszystko cię przeraża – zauważył Bourne. To twierdzenie zabrzmiało dziwnie łagodnie.
– Nie, nie wszystko. – Firth przeczekał huczący im nad głową grom. – Na przykład nie przerażają mnie poszarpane ciała.
– Poszarpane ciało nie może ci się odgryźć – zauważył Bourne.
Lekarz uśmiechnął się smutno.
– Nie masz moich koszmarów.
– I dobrze. – Oczami wyobraźni Bourne znów oglądał samego siebie, leżącego na zakrwawionej ziemi w wiosce Tenganan. – Mam swoje.
Przez długą chwilę obaj milczeli. Bourne zadał w końcu jakieś pytanie, ale w odpowiedzi usłyszał tylko krótkie chrapnięcie, więc położył się, przymknął oczy i zasnął, jak sobie tego życzył. Nim obudził się rano, znów odwiedził Tenganan – choć tego nie chciał, znów poczuł bijący od rozgrzanego ciała Moiry silny zapach cynamonu zmieszany z odorem krwi.
• • •
– Podoba ci się?
Moira trzymała w dłoni tkaninę w kolorach bogów: Brahmy, Wisznu i Sziwy – błękitnym, czerwonym i żółtym. Zdobił ją skomplikowany wzór splecionych kwiatów, być może plumerii. Ponieważ używano tylko farb naturalnych, niektórych na bazie wody, innych na bazie oleju, przygotowanie tkaniny zajmowało od osiemnastu miesięcy do dwóch lat. Barwa żółta, personifikacja Sziwy niszczyciela, przez kolejne pięć lat utleniała się powoli, ujawniając w końcu swój właściwy odcień. W dwustronnych ikatach wzór wpisany był zarówno w wątek, jak i osnowę, tak że utkana prezentowała czyste kolory w odróżnieniu od bardziej znanych, jednostronnych, w których wzór znajdował się tylko po jednej stronie, druga zaś pełniła funkcję neutralnego tła, na przykład czarnego. Otoczone szacunkiem, wręcz czczone, wisiały na honorowym miejscu w każdym domu na Bali.
– Tak, bardzo mi się podoba.
Za chwilę Bourne miał mieć pierwszą z dwóch operacji.
– Suparwita powiedział, że to ważne. Mam dla ciebie dwustronny ikat. – Moira pochyliła się bardziej. – Jest święty, pamiętaj. Brahma, Wisznu i Sziwa będą cie bronić od złego. Od choroby. Dopilnuję, żeby zawsze był blisko ciebie.
A tuż przedtem, nim doktor Firth zawiózł go na wózku do sali operacyjnej, dodała jeszcze:
– Wszystko będzie dobrze, Jasonie. Wypiłeś herbatę z kenkuru.
Kenkur – pomyślał Bourne w momencie, gdy lekarz dawał mu narkozę. Lilia zmartwychwstania.
• • •
Kiedy Benjamin Firth ciął go, kiedy szanse na to, że przeżyje, były jeszcze niewielkie, Jason Bourne śnił o świątyni położonej wysoko w górach Bali. Przez jej czerwone, rzeźbione wrota widać było zamglony kształt piramidy, górę Agung, błękitną i majestatyczną na tle żółtego nieba. Patrzył na wrota z wielkiej wysokości. Rozejrzał się i stwierdził, że stoi na najwyższym stopniu stromych potrójnych schodów, strzeżonych przez sześć okrutnych kamiennych smoków, których wyszczerzone zębiska miały ze dwadzieścia centymetrów długości. Ciała smoków wyginały się w górę, tworząc balustradę dla trzech biegów schodów; balustradę, która sprawiała wrażenie tak niezwykle solidnej, jakby niosła schody w górę, aż do placu przed właściwą świątynią.
Wzrok Bourne’a znów przyciągnęła brama i góra Agung. Tym razem dostrzegł sylwetkę na tle świętego wulkanu i serce mocniej zabiło mu w piersi. Promienie zachodzącego słońca padały na jego twarz; osłonił dłonią oczy i wytężył wzrok, próbując rozpoznać tę postać, która tymczasem obróciła się w jego kierunku. Czuł jednocześnie przeszywający ból… i przyjemność.
W tej samej chwili doktor Firth stwierdził nieprawidłowość w budowie jego serca. Pracował teraz ze świadomością, że ma szansę uratować pacjenta.
Niewiele ponad cztery godziny później zmęczony, lecz odrobinę triumfujący, przeniósł pacjenta do sali pooperacyjnej, która miała stać się jego domem na następne sześć tygodni. Moira już na nich czekała. Twarz miała bladą, nie malowały się na niej żadne uczucia, chociaż przez nie czuła ściskanie w dołku.
– Nie umrze? – spytała, niemal dławiąc się tymi słowami. – Proszę mi powiedzieć, że nie umrze.
Firth opadł ciężko na składane krzesło. Powoli zdjął zakrwawione rękawiczki.
– Kula przeszła na wylot. To dobrze, nie musiałem jej wyciągać. Pani Trevor, pozwolę sobie wyrazić starannie przemyślaną opinię: będzie żył. Z jednym zastrzeżeniem: nic na tym świecie nie jest pewne. A zwłaszcza w medycynie.
Wypił pierwszy tego dnia łyk araku, a Moira podeszła do Bourne’a, czując zarazem radość i obawę. Była tak przerażona, że przez ostatnie cztery i pół godziny serce bolało ją prawdopodobnie równie mocno jak jego. Spojrzała na bladą, lecz spokojną twarz Jasona, ujęła go za dłoń i ścisnęła mocno, ponownie nawiązując z nim kontakt fizyczny.
– Jasonie – powiedziała.
– Nadal jest nieprzytomny – powiedział Firth. Jego głos jakby dobiegał z bardzo daleka. – Nie słyszy pani.