Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

My, Żydzi z Polski - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 maja 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

My, Żydzi z Polski - ebook

Polska uchodzi za kraj bez Żydów. Trzydzieści lat temu stwierdzenie to było prawdziwe. Dziś prawdziwe już nie jest. Co stało się w międzyczasie? Książka „My Żydzi z Polski” stara się na to pytanie odpowiedzieć.

Dla Żydów stanowi rodzaj afirmacji obecności. Jesteśmy tu, na tej ziemi, w tej przestrzeni, z wszystkimi niedogodnościami, jakie to ze sobą niesie. W tych wywiadach możemy przejrzeć się jak w lustrze – oto jacy jesteśmy. Oto czego się boimy, o czym marzymy, jak rozumiemy naszą przynależność. Ostatnio pojęcie coming-outu, tradycyjnie odnoszące się do gejów, zaczęto stosować również do Żydów. Można powiedzieć, że „My Żydzi z Polski” to taki generalny coming-out, w tym sensie że dotyczy całej społeczności.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7554-835-8
Rozmiar pliku: 4,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Peryskop

Rozmowy Ireny Wiszniewskiej są zbiorem mini-autobiografii. Różni są rozmówcy, ale wszyscy tłumaczą i opisują swe związki z żydowskością. Mogłoby się wydawać, że nie ma tu nic do objaśniania: człowiek rodzi się Żydem i basta. Ale nie w wypadku Żydów teraz w Polsce mieszkających. To potomkowie rozbitków Wielkiej Katastrofy. Poszukują samych siebie i nazywają te poszukiwania budowaniem tożsamości. Poszukiwania, bo to nie żydowskość, a raczej polskość jest w nich i ich otacza.

W autobiograficznej rozmowie z Timothy Snyderem, Tony Judt opowiada dlaczego w latach osiemdziesiątych zajął się historią i kulturą Czechosłowacji a nie Polski. Polska wydawała się bardziej logicznym wyborem, nie tylko dlatego, że jego ojciec i wielu przyjaciół było Żydami z Warszawy. Judt przedstawia ten wybór jako serię przypadków, ale mówi także, że Żydzi polscy są za bardzo polskości poddani, za bardzo w nią uwikłani. On sam poczuwał się do tradycji brytyjskiej, a więc także do innego rodzaju żydowskości, bardziej imperialnej – Żydzi to mniejszość wśród wielu mniejszości – niż narodowej, gdzie ciśnienie na asymilację jest większe. W swej biografii Raheli Varnhagen, Hannah Arendt stwierdziła, że asymilacja w społeczeństwie, które jest wrogie Żydom, a taka sytuacja dotyczyła wszystkich krajów, w których Żydzi mieszkali, była możliwa tylko przy jednoczesnym przyswojeniu przynajmniej elementów antysemityzmu. Rozmówcy Ireny Wiszniewskiej potwierdzają tę uwagę. Nie można tu mówić o asymilacji, o głębi uwikłania „Żydów z Polski” w polską kulturę narodową – to po prostu ich kultura. Ich żydowskość wyłania się, jak ostrożny peryskop z podłoża gęstych mgieł i oparów. Tak, to są głosy po Wielkiej Katastrofie, w której zaginęła, jak gdyby pod lodowcem, kultura miejscowych Żydów. Ich poszukiwania to nie powrót do kultury przodków, a coś innego, nowego: to odnajdywanie fragmentów, odprysków i układanie z nich swej własnej historii.

I są tego procesu świadomi. Ich tożsamość – jeśli naprawdę można zastosować ten termin do tak skomplikowanego splotu historii i rozwoju osobowego – jest niestabilna, z trudem przebija się przez zasłony zaprzeczenia. Ta mniejszość w mniejszości szuka wzorów nie tyle wokół, co w świecie już nieistniejącym. Wielu z nich nie czuje się dobrze z modelami żydowstwa przywiezionymi ze Stanów Zjednoczonych czy proponowanymi przez religię.

Większość Żydów w Polsce, wspomina jeden z rozmówców, swoje korzenie odkryło a tożsamość dopiero buduje. Uczą się bycia Żydem zgodnie z modelami wypracowanymi przez różne instytucje. Religijne czy świeckie, są one silnie związane z Izraelem albo Stanami Zjednoczonymi, czyli mniej lub bardziej syjonistyczne.

Trudno wpasować się w model, który uwiera. A uwierana jest polskość.

Opowieści, które w tej książce słyszymy odsłaniają indywidualne, wewnętrzne pola walki z historią, prawdziwy krajobraz po katastrofie. Bo, że wrócę do tego pytania, co to jest tożsamość, o której prawie wszyscy rozmówcy Wiszniewskiej wspominają? Budowanie tożsamości polega nie tylko na wspomnianym już zbieraniu fragmentów „rozbitej porcelany” (Miłosz), ale także na przypisaniu siebie do pewnych kategorii społecznych, na wpasowaniu się w społeczne struktury. Zawarte tu teksty mówią o wyłanianiu się tożsamości z wewnętrznej walki między „swoim” a „obcym” – między żydowskością a polskością; mówią o klarowaniu się indywidualnego stosunku do widmowego już życia polskich Żydów w kontekście kultury, w której wyrośli, czyli katolickiej polskości. Bo to polskość właśnie jest ich pierwotną wewnętrznością. Wiszniewska przytacza słowa Stanisława Krajewskiego: „Polskość to jest coś danego, uzyskanego bez wysiłku. Odwrotnie jest z żydowskością, która wymaga wysiłku”. A siostra Krajewskiego stwierdza:

Wydaje mi się, że moja żydowska tożsamość jest w trakcie stałych zmian. (…) Ja długo w głębi duszy czułam, że asymilacja jest lepsza niż nieasymilacja. Aż doszłam do wniosku, że dobrze by było, gdyby Żydzi byli Żydami, a nie Polakami pochodzenia żydowskiego. Gdyby mieli taką możliwość. Nie mówię, że tak miałoby być ze mną. Moja droga jest oczywista, nie mogłabym przestać być Polką.

Pierwotność polskości wyrażona jest na wiele sposobów. Jej podstawą są wymazanie i tajemnica. Jedna z rozmówczyń Wiszniewskiej relacjonuje: „W domu niejeden z nas zetknął się z tajemnicą albo z niedopowiedzeniami”. Tajemnica była wynikiem traumy, a także decyzją szlachetnej ochrony młodego pokolenia, obrony przez milczenie, ukrycie. „Mama właśnie pogromem kieleckim tłumaczyła swoje milczenie” mówi jeden z rozmówców. Ale tajemnica miała również inne znaczenia, na przykład rodzaj niemal zabobonnego odcinania się od przeszłości. Jeden z przepytywanych wspomina: „Żydowscy rodzice żydowskich dzieci wstydzili się Żydów chałaciarzy, «czarnych», jak się mówiło”. Milczenie, tajemnica były cieżarem dla pokolenia, z którym tu się rozmawia. Nieuchronnie wywoływały podejrzenie, że przykrywają coś wstydliwego.

Przepadła w Katastrofie całość lub część historii rodzinnej albo przynajmniej jej warstwa językowa. Przeszłość pokryta była milczeniem i wymazana. Dziadkowie, rodzice, wujkowie nie występowali pod ich żydowskimi imionami czy nazwiskami. „U nas w domu nie używano żadnych nazwisk, żadnych imion oprócz cioci Weroniki” wspomina jeden z rozmówców.

A teraz babcia mówi, że ciocia Weronika była jej siostrą i tak naprawdę nazywała się Sara Lea, a ich rodzice mieli na imię Henoch i Fajga. Ja głupieję. Lea jeszcze mi się z czymś kojarzyła – z księżniczką z Gwiezdnych Wojen, ale ten Henoch… Nigdy czegoś takiego nie słyszałem! Brat babci, o którym mówiło się „wujek z Australii” też nie lepszy, bo nosi imię Szaja. Później, dużo później, dogrzebałem się, że to zdrobnienie od Jeszajahu.

Innego rozmówcę Wiszniewska pyta: „Ale ty jesteś Paweł a nie Pinchas?”

A na to pytany odpowiada:

Historia mego imienia jest bardzo, ale to bardzo typowa. Wiele osób opowiadało mi o podobnym schemacie. (…) Babka (…) zdecydowała, że będzie Paweł, po dziadku. A myśmy żadnego Pawła w rodzinie nie mieli. Potem poznałem klucz tłumaczenia imion. Że na przykład Mojsze zostawał Mieczysławem.

Jak z takich zaprzeczeń odbudować przeszłość? Czy jest to odbudowa czy tworzenie? Ten sam rozmówca mówi:

W Polsce świadomość żydowska została, jak to się mówi, zapośredniczona. To znaczy każdy musiał wymyślić do tego jakąś historię, tracąc szansę na naturalne, bezpośrednie bycie.

Książka Wiszniewskiej składa się właśnie z tych „jakichś historii”, choć wiara w to, że możliwe jest „naturalne, bezpośrednie bycie” wydaje mi się mocno wątpliwa.

Zresztą wysiłek budowania tożsamości nie jest monopolem żydowskim. Wojna, mobilność społeczna, migracje powodują wahnięcia indywidualne i rodzinne. Historie o tym na czym polega polskość usłyszeć można przecież na każdym kroku. Często mają one funkcję obronną. Niedawno taką definicję podał Andrzej Stasiuk w wywiadzie zatytułowanym „Bo przecież Jezus był Polakiem” (,Magazyn „Gazety Wyborczej”, 02.08.2013). Sam tytuł, jak również wiele fragmentów tej rozmowy, to rodzaj ironicznego superpatriotyzmu, pozornie tylko samokrytycznego. Stasiuk, jak stwierdza prowadząca rozmowę Danuta Wodecka, „uprawia death camp tour” – użycie angielskiego podkreśla niepolski charakter takiej turystyki. Do jakich wniosków przywodzą pisarza medytacje na terenach obozów śmierci? Podstawowe to „Niemcy nam to zrobili” i opisy patriotycznego i odważnego dawania Niemcom odporu (podczas spotkań autorskich, jak rozumiem). Polska tożsamość, zdaniem pisarza, jest najlepszym dowodem na to, że to Niemcy odpowiadają za wojenną hekatombę.

y, Polacy, jesteśmy zbyt labilni emocjonalnie. Uczucia łatwo nas dopadają i łatwo opuszczają. Polak jest neurotyczny i histeryczny i nie sądzę, byśmy mogli mordować ludzi w fabrykach śmierci, bo nie potrafimy długo tkwić w jednej emocji. Tu potrzeba było Niemca i Austriaka.

Ta rozpowszechniona wersja charakteru narodowego Polaka ganiąc, chwali, a przynajmniej wybawia z opresji: Polak jest niezdolny w bardzo dobry sposób. A jaka wizja tożsamości żydowskiej wyłania się z My, Żydzi z Polski? Wydaje mi się, że esencją tej żydowskości jest niepokój i gigantyczne poczucie zagrożenia. Jeden z rozmówców Wiszniewskiej tak to definiuje:

Człowiek czuje się Żydem mimo braku rozmaitych składowych. Braku religii, braku wyniesionej z domu tradycji. To zasadnicze pytanie: bierzesz Żyda, odejmujesz różne elementy składowe i patrzysz co zostało? Ciekawą miałem na ten temat rozmowę z rabinem… Tożsamość powinna mieć w sobie coś miłego, sympatycznego. Żałuję, że dobre, twarde świeckie żydostwo jest w zaniku. Po tym gwałtownym cięciu, które nastąpiło w XIX i XX wieku, po złamaniu tej trójjedności – religii, tradycji i krwi – na którą składa się żydowska tożsamość, przedtem osłabiona wpływami Haskali, świeckie żydostwo może istnieć rozpędem przez ileś pokoleń, ale tego rozpędu nie starczy na następne tysiąc lub dwa tysiące lat.

Wypowiedź ta przypomina mi słynną scenkę z wczesnego filmu Woody Allena Annie Hall. Matka przyprowadza małego Woody’ego, który w filmie nazywa się Alvy, do lekarza, bo Alvy jest w depresji i nie chce odrabiać lekcji. Alvy przeczytał, że wszechświat się rozszerza, a że wszechświat jest wszystkim, jak wszechświat się skończy, wszystko się skończy. Na co jego matka krzyczy: „Co cię to obchodzi!!! Jesteś tutaj, w Brooklynie, Brooklyn się nie rozszerza!”.

Łatwo się śmiać z niepokoju o istnienie Żydów za dwa czy trzy tysiące lat: jego zaletą jest to , że nasz angst nie jest bezkształtny a ma jakąś komunikowalną formę. To jedna z wersji motywu powtarzającego się w tych opowieściach: dojmującego poczucia odpowiedzialności wobec historii. Jedna z rozmówczyń podsumowuje:

Dziś, gdy żydowskość nie jest przekazywana, trzeba ją odtworzyć. Dążenie do jej odtworzenia można uważać również za pewien rodzaj solidarności z nieznanymi przodkami.

Ten angst jest wyrazem zobowiązania.

Ale poza neurotycznym (inaczej niż u Stasiukowego Polaka?) stosunkiem do przyszłości, żydowskość jest dla rozmówców także wyrwaniem się poza polskość. Wybór takiej a nie innej tożsamości jest zawsze sprawą dnia dzisiejszego, a nie przeszłości, to kwestia pewnego rodzaju polityki, tj. wybrania siebie w polis. Wrócę więc do sprawy imion, to znaczy nazywania. Któryś z rozmówców Ireny Wiszniewskiej powiedział: ,,Okazało się, że moja mama po prostu nie wiedziała, jak naprawdę jej matka miała na imię”. Co to znaczy naprawdę? I co to jest prawdziwe imię? Czy to, pod którym jest się znanym, którego się używa, czy to, które było w dokumencie? W odpowiedziach rozmówców Wiszniewskiej panuje nieme założenie, że z palimpsestu przeszłości da się odtworzyć coś prawdziwego, autentycznego, bezpośredniego. Że to tylko kwestia wysiłku, konsekwentnego dążenia. Ale przekonanie o możliwości dotarcia do jakiegoś jądra, to marzenia o kwiecie paproci. Tak, samozadowolona polskość uroczo „labilnego” Polaka dusi i prowokuje do ucieczki. Ale dla Żydów, z którymi Wiszniewska rozmawia nie ma innej autentyczności. Są jacy są. I chociaż wszechświat się rozszerza, ich bycie bardzo się liczy.

Irena Grudzińska-Gross

P.S. U mnie w domu na wątróbkę po żydowsku mówiło się sałatka marynarska. A serwował ją w Nowy Rok wujek Olek, zwany czasami Sendkiem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: