Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Najcelniejsze filozoficzne nauki o duszy, przed sądem krytycznym obecnej nam filozofii - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Najcelniejsze filozoficzne nauki o duszy, przed sądem krytycznym obecnej nam filozofii - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 249 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

przed są­dem kry­tycz­nym obec­nej nam fi­lo­zo­fii.

skre­ślił

Jó­zef Kre­mer.

Już­to temu bar­dzo daw­no, bo to było w roku 1828, gdy jako mło­dzie­niec dwa­dzie­ścia dwa lat li­czą­cy przy­spie­szy­łem pod ko­niec zimy na na­uki do Ber­li­na. Szczę­ście nie­wy­po­wie­dzia­ne gra­ło i świe­ci­ło mi w du­szy, przy­szłość cała ja­wi­ła się przed oczy­ma ser­ca, w pro­mien­nej au­re­oli świat wko­ło cza­ro­wał jak­by ob­raz­ka­mi la­tar­ni ma­gicz­nej. Lecz po­cóż wam o tem wszyst­kiem pra­wić! Każ­dy z nas wie, co się dzie­je w mło­dzień­czej du­szy. Pó­kiś mło­dy, ży­wot przy­szły roz­le­ga się bło­gą zie­mią obie­ca­ną. Pa­trzysz w sie­bie, a tu w pier­siach kwit­nie cały boży raj­ski sad, cały won­ny gaj pącz­ków i kwia­tów, a w każ­dym kwiat­ku anio­łek, i pa­trzysz nad siet­be a tam wy­so­ko a w głę­biach nie­ba boży raj kwit­ną­cy tłu­mem gwiazd błysz­czą­cych, a z każ­dej gwiazd­ki mru­ga ja­kiś anio­łek; bo w tym wie­ku wszę­dzie i za­wsze znaj­dzie się anioł­ków bez liku. A co już naj­wyż­szem szczę­ściem mło­dzień­ca, to pew­nie owe ol­brzy­mie jego ro­zu­mie­nie o si­łach swo­ich, ta zu­chwa­ła uf­ność w sie­bie; on się­ga śmia­ło po wie­niec choć­by na gwiaz­dach za­wie­szo­ny, a za­pra­gnie skar­bów choć­by w sa­mym środ­ku zie­mi za­klę­tych. Wszy­stek świat wie­dzy, całe pań­stwo mą­dro­ści, to przy­szłe jego kró­lo­wa­nie; w obec tego mnie­ma­nia o so­bie nie­ma rze­czy trud­nych, nie­ma dla nie­go rze­czy nie­po­dob­nych. Cze­go inni przed nim daw­niej do­ko­na­li, to bied­ny nie­po­cze­sny dro­biazg obok tego, cze­go on sam do­ka­że na po­dziw świa­tu.

Kto wie, może to i do­brze że mło­dy tak zu­chwa­ły i tak duf­ny w siły swo­je, może to i mą­dre zrzą­dze­nie Opatrz­no­ści, że mu przy­szłość jego świe­ci tak pro­mien­ną glo­ryą! Bo gdy­by wie­dział, że ta przy­szłość nie do­trzy­ma mu tych świet­nych obiet­nic, że te jego siły mimo wy­tę­że­nia a twar­dych tru­dów za­le­d­wie się do­słu­ży osta­tecz­nie mier­ne­go, bied­ne­go do­byt­ku, opu­ścił­by przed cza­sem ręce, roz­pa­czał­by o so­bie i o ży­ciu, a nie do­peł­nił­by na­wet owe­go skrom­ne­go za­da­nia, ze­sta­rzaw­szy się za mło­du.

Otóż i ja by­łem wów­czas jak każ­dy mło­dy i mną ci­ska­ła but­ność za­ro­zu­mia­ła, i mnie tra­wi­ła żą­dza wie­dzy i mnie łu­dzi­ła przy­szłość zwod­na. Uni­wer­sy­tet ber­liń­ski zda­wał mi się ucztą du­cho­wą, do któ­rej tyl­ko sia­dać i uży­wać, co Bóg dał. I rze­czy­wi­ście uni­wer­sy­tet ber­liń­ski sły­nął wte­dy w ko­ry­fe­usze wiel­kiej sła­wy na­uko­wej. Na każ­dym fa­kul­te­cie, w każ­dej ga­łę­zi umie­jęt­no­ści ja­śnie­li lu­dzie, o któ­rych świat sze­ro­ki mó­wił, o któ­rych ja jesz­cze w Kra­ko­wie bę­dąc ma­rzy­łem na ja­wie i we śnie. Głów­nie mia­łem, się kształ­cić w pra­wie, bo mnie­ma­łem jesz­cze, że ta umie­jęt­ność bę­dzie ży­cia mo­je­go po­wo­ła­niem. Gdy jed­nak na szczę­ście przed opusz­cze­niem Kra­ko­wa zda­łem ry­go­ro­zą na dok­to­ra praw, więc w Ber­li­nie czu­łem się lek­kim na ser­cu, swo­bod­nym i wol­nym. Nic mnie nie ci­snę­ło, mo­głem tedy prze­bie­rać i wy­bie­rać we wy­kła­dach i uczyć się cze­go du­sza pra­gnę­ła. Ale już kil­ku la­ta­mi pier­wej oczy­ni­ła mnie fi­lo­zo­fia ja­kąś ma­gią ta­jem­ni­czą, więc też w Ber­li­nie nę­ci­ły mnie do sie­bie wy­kła­dy jed­ne­go z owych ko­ry­fe­uszów ber­liń­skie­go uni­wer­sy­te­tu, bo He­gla.

Tuż za gma­chem aka­de­mic­kim ber­liń­skim roz­le­ga się prze­strzeń spo­ra za­sa­dzo­na w cie­ni­ste drze­wa, więc się też ta prze­strzeń zwa­ła i zo­wie się za­pew­ne dziś jesz­cze "la­skiem uni­wer­sy­tec­kim". Tam też mię­dzy wy­kła­dem a wy­kła­dem snu­ły się but­ne gru­py mło­dzie­ży wą­sa­tej z teką pod pa­chą, z faj­ką w ustach, z ko­stu­rem w ręku, a z ma­leń­ką czu­pur­ny cza­pecz­ką na gło­wie. Tu i owdzie za gru­pą cho­dził ol­brzy­mi za­my­ślo­ny kun­del i przy­słu­chi­wał się na­uko­wym spo­rom swo­ich pa­nów i ich wy­ro­kom o pro­fes­so­rach.

Było to coś w trze­ci dzień po mo­jem przy­by­ciu do Ber­li­na, gdy z kil­ku ro­da­ka­mi prze­cha­dza­łem się po la­sku ba­jąc ko­szał­ki opał­ki. Wtem zra­zu na krań­cu ostat­nich drzew jak na ko­men­dę spa­da­ły bur­szow­skie cza­pecz­ki i zno­wu po­kło­ni­ły się bliż­sze nas gru­py, spie­szy­ła ku nam po­stać nie­co schy­lo­na, ręce jej dłu­gie zwie­szo­ne, twarz bla­da, bia­ła jak kre­da. Kto to? za­py­ta­łem. "To He­gel"! od­po­wie­dzie­li mło­dzi ziom­ko­wie. Wte­dy to po pierw­szy raz wi­dzia­łem tego czło­wie­ka, któ­re­go imię już była roz­nio­sła gło­śna sła­wa po Eu­ro­pie, a… któ­re­go na­uka prze­nio­sła się i na na­szą, zie­mię i roz­go­ści­ła się u nas po­wszech­niej niż ja­ka­kol­wiek­bądź przed­tem no­wo­cze­sna fi­lo­zo­fia.

Ze wszyst­kich pro­lek­cyi He­gla naj­sil­niej dzia­łał na nas wy­kład hi­sto­ryi fi­lo­zo­fii może dla tego, że się roz­snu­wał na tle dzie­jów po­wszech­nych, więc na przed­mio­cie nie ob­cym dla słu­cha­czy. Te wy­kła­dy od­by­wa­ły się w zi­mie od go­dzi­ny 6 do 7 ej wie­czo­rem. Dziw­ny to był wi­dok sali oświe­co­nej z góry lam­pa­mi. Na ła­wach tłu­my mło­dzie­ży mia­no­wi­cie pol­skiej, twa­rze ru­mia­ne, czer­stwe, fi­zy­ono­mie peł­ne ży­cia i but­no­ści; na wznie­sie­niu za sto­li­kiem He­gel jak­by wi­dzia­dło z in­nych świa­tów. Twarz bla­da bez kro­pli krwi, oczy przy­ga­słe, ru­chy rąk jak­by pły­wa­ją­ce­go w wo­dzie roz­ko­ły­sa­nej, a jesz­cze ja­kieś kra­wę­dzio­wa­te, głos bez dźwię­ku. Lecz gdy mó­wić za­czął, już jak­by ma­kiem za­siał, sze­le­ści­ło tyl­ko skrzy­pie­nie piór, słu­cha­li­śmy w na­boż­nem na­pię­ciu chło­nąc słów­ko każ­de. Ten lub ów z nas już był… ku­pił bi­let do te­atru a te­atr roz­po­czy­na się o' siód­mej! A He­gel prze­cią­gał pre­lek­cyą swo­ją. A w te­atrze tak bli­skim nas, bo po­ło­żo­nym tuż na prze­ciw uni­wer­sy­te­tu miał tego wła­śnie wie­czo­ra wy­stę­po­wać Lu­dwik De­vrient w ja­kiejś roli sztu­ki Sha­ke­spe­ar'a, więc to jako Schy­lock w Kup­cu We­nec­kim lub jako Ri­chard III lub Fal­staff lub Lear, a De­vrient w tych ro­lach był ar­cy­mi­strzem, w nich prze­wyż­szył wszyst­kich po­przed­ni­ków swo­ich a nikt z na­stęp­ców mu nie do­rów­nał. Choć ato­li mło­de ser­ca nam drża­ły na myśl Sha­ke­spe­ar'a i gry wiel­kie­go dra­ma­tycz­ne­go ar­ty­sty, jed­nak by­li­by­śmy się zrze­kli chęt­nie te­atru, by­li­by­śmy to­nę­li we wy­kła­dzie He­gla, choć­by miał prze­dłu­żyć roz­pra­wy do pół­no­cy.

Mnie­ma­cie może że oso­bli­wy dar wy­mo­wy cza­ro­wał uro­kiem słu­cha­ją­cych. By­najm­niej! He­gel nie mó­wił gład­ko, płyn­nie, pra­wie za każ­dym wy­ra­zem char­kał, krztu­sił się, chrzą­kał, ka­słał, cią­gle się po­pra­wiał, " na­wra­cał do zdań już raz wy­po­wie­dzia­nych, z tru­dem szu­kał w gło­wie do­bit­ne­go wy­ra­zu, or­gan nie­me­ta­licz­ny, niby drew­nia­ny, pra­wie gro­bo­wy.

"Wy­kład jego był ra­czej mo­no­lo­giem, zda­wa­ło się, że za­po­mi­na o nas słu­cha­czach swo­ich, zda­wa­ło się, iż sam do sie­bie mówi, że jest sam na sam z du­chem swo­im; mowa jego była jak­by gło­śnem sa­mot­nem my­śle­niem, pra­cą, i ła­ma­niem się du­cha i cią­głym trud­nym po­ro­dem my­śli. Nie raz wy­rzekł wy­raz by od­dać myśl do­pie­ro co zro­dzo­ną w głę­bi jego isto­ty, ale ten wy­raz mu sie nie zda­wał, więc znów chrzą­kał i mo­zo­lił gło­wę; wte­dy wy­do­był ze sie­bie dru­gi wy­raz już traf­niej­szy, ale tym jesz­cze się nie za­do­wol­nił: więc jesz­cze nur­ku­je w so­bie, na­ko­niec wy­rzu­cił trze­ci wy­raz, ale już naj­wyż­szej do­sko­na­ło­ści, nim przy­bił, nim do­bił, bo ten wy­raz był istot­nem wcie­le­niem ży­wem naj­głęb­szej jego my­śli, ten wy­raz sam, sam je­den był ar­cy­dzie­łem. Zda­rza­ło się i to, że cza­sem i dow­cip sa­ty­rycz­ny wy­le­ciał mu z ust a dow­cip kłu­ją­cy, za­bi­ja­ją­cy prze­ciw­ni­ków; był to sar­kazm mor­der­czy, któ­ry na­za­jutrz ob­le­ciał mia­sto a po­tem i całe Niem­cy, nim do­bi­jał na śmierć płyt­kich, choć­by gło­śnych pi­sa­rzy. Mógł­bym przy­to­czyć wie­le ta­kich przy­kła­dów, no­to­wa­łem ta­ko­we w ze­szy­tach mo­ich..

Nie­raz ato­li, gdy chrzą­kał, za­trzy­my­wał się w wy­kła­dzie, znać było, iż myśl jego nur­kiem spu­ści­ła się w głę­bie świa­ta; więc się ją­kał, duch jego cięż­ko mo­zo­lił, pas­so­wał się w prze­pa­ści­stych to­niach: aż znów w obec nas wy­pły­nął na jaw, na dzień ja­sny i wy­no­sił w try­um­fie per­ły dro­gie zdo­by­te na ciem­nych to­pie­lach wszech­rze­czy.

W ta­kich chwi­lach na­tchnio­ny by­wał wy­so­ką po­ezyą, w ta­kich chwi­lach mó­wił gład­ko, a sło­wa jego skła­da­ły się w ob­raz nie­wy­po­wie­dzia­ne­go uro­ku. W tych chwi­lach ob­łok ró­żo­wy prze­pły­nął po­tem ob­li­czu bia­łem, kre­do­wem, prze­pły­nął ru­mień­cem za­chwy­tu jak­by wy­kwit ze sa­mych du­cha głę­bin. Tak zro­zu­mie­cie, iż choć wy­kład He­gla nie ozna­czał się zwy­kłe­mi za­le­ta­mi wy­mo­wy, chwy­tał, trzy­mał prze­cież siłą ma­gicz­ną słu­cha­ją­cych, zwłasz­cza że wszy­scy wie – dzie­li, że prze­ma­wiał do nich czło­wiek, któ­re­mu świat sze­ro­ki od­da­wał hoł­dy a po­kło­ny. Lubo pew­no że nie rów­nie więk­sza część słu­cha­czy nie zdo­ła­ła ob­jąć ca­ło­ści jego sys­te­ma­tu, jed­nak ro­zu­mia­ła szcze­gó­ło­we jego po­glą­dy a te były tak głę­bo­kie a nad­zwy­czaj­ne, tak bły­ska­wicz­ne, iż wy­star­cza­ły, by na­prę­żyć, ocza­ro­wać uwa­gę na­szą.

I po za szko­łą, zda­nia He­gla wa­ży­ły jak­by wy­rocz­ni­cy orze­cze­nia, a ucho­dzi­ły za naj­wyż­sze praw­dy we wszyst­kich kie­run­kach wie­dzy i ży­cia. Czy­li nowy a sław­ny ob­raz wy­stą­pił z pra­cow­ni zna­ko­mi­te­go ma­la­rza, czy­li świe­ży wie­le obie­cu­ją­cy wy­na­la­zek zwra­cał bacz­ność prze­my­słow­ców, czy­li ge­nial­ny jaki po­mysł w umie­jęt­no­ściach ude­rzył po­dzi­wom w świat uczo­ny, czy­li pan­na Son­n­tag za­śpie­wa­ła w kon­cer­cie i t… d., już we wszyst­kich ra­zach Ber­lin py­tał, co o tem He­gel są­dzi. Cza­sem też kil­ka słów jego sta­wa­ły się traf­ną re­cen­zją. Spon­ti­ni ów­cze­sny kom­po­zy­tor Ber­li­na przed­sta­wia nową ope­rę. Py­ta­ny He­gel o zda­nie, od­po­wia­da: "Tyle było ha­ła­su na sce­nie i w or­kie­strze, żem nie do­sły­szał mu­zy­ki. " He­gel nie był pe­dan­tem, lu­bił dow­cip­ne roz­mo­wy, i grał do­sko­na­le w wi­sta; więc był po­żą­da­nym go­ściem na wie­czor­kach, a sło­wa jego i kon­cep­ta bez pre­ten­syi przy her­ba­cie rzu­co­ne, obie­ga­ły na­za­jutrz sfa­na­ty­zo­wa­ne mia­sto.

W każ­dym roku dnia 27. sierp­nia jako w dzień uro­dzin swo­ich, He­gel z bliz­ka i zda­la bo na­wet z osta­tecz­nych gra­nic Nie­miec od­bie­rał: pro­zą, i wier­szem ozna­ki hoł­du i uwiel­bie­nia i upo­min­ki a dary peł­ne zna­cze­nia. I po za gra­ni­cą Nie­miec po­wa­ga jego i sła­wa na­bra­ła wiel­kich roz­mia­rów, jak tego do­wo­dzą sto­sun­ki Wik­to­ra Co­usin'a z He­glem. A Co­usin był na­ów­czas i jest bez wąt­pie­nia i dziś jesz­cze naj­zna­ko­mit­szym fi­lo­zo­fem Fran­cyi. Co­usin w li­stach swo­ich do He­gla tchnie ku nie­mu naj­głęb­szą czcią i ser­decz­nem przy­wią­za­niem, na­zy­wa go uro­czy­ście to Se­igneur, to mon ma­itre, to w chwi­lach tkliw­szych cher Hégel; a sto­su­nek swój umie­jęt­ny do He­gla cha­rak­te­ry­zu­je przy pew­nej spo­sob­no­ści wiel­ce traf­nie mó­wiąc." I'at­tends Vo­tre en­cyc­lo­pe­die. I'en at­tra­pe­rai to­ujo­urs qu­elqu­echo­se, et t â che­rai, d'aju­ster à ma ta­il­le qu­elqu­es lam­be­aux de Vos gran­des pen­sées. " A w in­nym li­ście (z d. 1. sierp­nia 1826) Co­usin wzy­wa He­gla o po­moc pi­sząc: "Ie veux me for­mer, Hégel; j' ai donc be­so­in tant pour ma con­du­ite, que pour ma pu­bli­ca­tion d' avis au­stére, et je 1' at­tends de Vous. Sous ce rap­port Vous me de­vez de temps en temps une let­tre sérieu­se" (1).

Zro­zu­mieć nam prze­to ła­two, iż dla mło­dzie­ży uczą­cej się, He­gel był jak­by pół­boż­kiem; zwłasz­cza już Po­lo­nia na­sza ci­snę­ła się oko­ło ka­te­dry jego, niby oko­ło wiel­kie­go oł­ta­rza mą­dro­ści (Li­belt, Hel­cel, Dwo­rza­czek, Cy­bul­ski i wie­lu in­nych.) Mnó­stwo mło­dzień­ców na­szych zwłasz­cza z Ks. Po­znań­skie­go ba­wi­ło na­ów­czas na na­ukach w Ber­li­nie, oni też sta­no­wi­li pra­wie po­ło­wę wszyst­kich słu­cha­czów He­gla, zaj­mo­wa­li gę­stym za­stę­pem wiel­ka część ław na wy­kła­dach jego. Kto z na­szych nie cho­dził na pre­lek­cye He­gla był ar­cy­rzad­kim wy­jąt­kiem, sta­wał się po­nie­wier­ką ziom­ków, bo go uwa­ża­li za gto­wę tępą., z któ­rej kraj nie do­cze­ka się wiel­kiej po­cie­chy. Pa­no­wa­ła moda pra­wie ma­nią, aby nie tyl­ko o rze­czach waż­nych, ale na­wet o dro­bia­zgo­wych roz­pra­wiać for­muł­ka­mi spe­ku­la­cyj­ne­mi He­gla.

–- (1) Zda­je mi się, że nie bez za­ję­cia czy­tel­nik nasz prze­czy­ta nstep z in­ne­go li­stu, w któ­rym Co­usin wy­ra­ża prze­ko­na­nie swo­jo o try­bie, któ­rym za­szcze­pić na­le­ży fi­lo­zo­fią na zie­mi fran­cuz­kiej: "Je l'ai dit for­te­ment â nôtre excel­lent ami Schel­ling et je cro­is l'avo­ir écrit aus­si au Dr. Gaus; il ne s'agit pas, de créer ici en ter­re chau­de un in­téret ar­ti­fi­ciel pour Ia spécu­la­tion étran­ge­re; non, il s'agit, d'im­plan­ter dans les en­tra­il­les du pays des ger­mes fécbnds, qui s'y déve­lop­pent na­tu­rel­le­ment et d'apres les ver­tus pri­mi­ti­ves du sol; il s'agit, d'im­pri­mer a Ia Fran­ce un mo­uve­ment Fra­nça­is, qui ail­le en­su­ite do lai même. Cela posé, par­lez, par­lez, mon ami, mes ore­il­les et mon ame Vous sont ouver­tes. Si Vous n'avez pas le temps, de m'écri­re, dic­tez à d'He­oning, Ho­tho, Mi­che­let, Gans, Fôr­ster qu­elqu­es pa­ges Al­le­man­des en ca­rac­tères La­tins; ou, com­me l'em­pe­reur Na­po­léon, fa­ites rédi­ger Vôtre pen­sée, et cor­ri­gez en la re­dac­tion, que Vous m'enver­rez. Il ue s'agit pas de com­pli­mens a fa­ire, mais de loy­aux avis à don­ner. " Co­usin po­wia­da, że mu cho­dzi o to, aby we fi­lo­zo­fii uzy­skał "une po­si­tion for­to et ele­vée. " A w li­ście z 7 kwiet­nia 1828 r. zwie­rza mu się na­wet co do przy­szłe­go za­wo­du ży­cia swe­je­go: "J'ai pris mon par­ti. Non… je ne veux pas en­trer dans les af­fa­ires; ma car­ri­ère est la phi­lo­so­phie, l'en­se­igne­ment, l'in­struc­tion pu­bli­que. Je l'ai déc­la­ré une fuis pour to­utes à mes ami», et je so­utien­drai ma réso­lu­tion. J'ai com­men­cé dans mon pays un mo­uve­ment phi­lo­so­phi­que, quin'est pas sans im­por­tan­ce; j'y veux avec le temps at­ta­cher mon nom, vo­ila to­ute mon am­bi­ti n. J'ai cel­le là; je n'en ai pas d au­tre. Je de­sir avec le temps af­fer­mir, élar­gir, amélio­rer ma si­tu­ation dons l'in­struc­tion pu­bli­que, mais seu­le­ment dans l'in­struc­tion pu­bli­que. Qu'en di­tes Vous, He­gel?' Ro­sen­kranz. He­gel's Le­ben str. 170,

Ścia­ny gma­chu uni­wer­sy­tec­kie­go były po­pi­sa­ne kre­dą lub ołów­kiem temi for­mu­ła­mi. Na­wet mło­dzi le­ka­rze, któ­rzy prze­cież z ca­łe­go kie­run­ku swo­jej na­uki po­win­ni się byli trzy­mać fak­tów rze­czy­wi­sto­ści do­świad­cze­nia, przy­się­ga­li na abs­trak­cye trans­cen­den­tal­ne He­gla.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: