Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich - ebook

Data wydania:
11 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich - ebook

Czy historia krajów Wysp Brytyjskich zasługuje na miano odrębnej cywilizacji? Wojciech Lipoński nie ma wątpliwości. Anglia, Szkocja, Walia i Irlandia, ale też Wyspa Man, Hebrydy czy Orkady pomimo różnic stworzyły specyficzną regionalną kulturę, wyraźnie różną od tej  z  kontynentu. Ani trudna historia, ani nawet brak wspólnego rodowodu  mieszkańców Wysp nie przekreśla ich niewątpliwej, liczącej ponad piętnaście stuleci wspólnoty cywilizacyjnej.

W tej fascynującej i świetnie napisanej książce poznamy dzieje wspólnot zamieszkujących Wyspy od  najstarszego datowania obecności człowieka , pierwszych megalitycznych kultur, okres czasów rzymskich i po rzymskich (z legendami arturiańskimi na czele),  by  skończyć  na podboju normańskim  i  ustanowieniu Wielkiej Karty Wolności w 1215 r. w samej Anglii, a utwierdzeniem się dominacji normańskiej w pozostałych krajach brytyjskich na przełomie XIII/XIV wieku.

Wojciech Lipoński – historyk, anglista, sportowiec i olimpijczyk, autor 19 książek, z których do najbardziej znanych należą: Dzieje kultury brytyjskiej, World Sports Encyklopedia. Historia dawnej Brytanii nie ma dla niego tajemnic.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-655-0
Rozmiar pliku: 7,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA AUTORA

Książkę o narodzinach cywilizacji Wysp Brytyjskich wypada oczywiście rozpocząć od wyjaśnienia, co będziemy pod tym pojęciem rozumieli. Istnieją jednak dziesiątki teorii tłumaczących typy i mechanizmy rozwojowe cywilizacji. W specjalistycznych opracowaniach, a także słownikach i encyklopediach, odnaleźć można setki różnych, często sprzecznych ze sobą definicji. Samo tylko rozważenie, jaką przyjąć, a jakie odrzucić, grozi dłuższą rozprawą i to bez pewności, że przyniesie to pożądany rezultat. Różnorodność teoretycznych ujęć cywilizacji jest bowiem tyle świadectwem inwencji nauk humanistycznych, co i dowodem ich bezradności w próbach jednoznacznego określania rzeczywistości. Stąd bez szerszych uzasadnień przyjmujemy za punkt wyjścia najprostszą i najbardziej pojemną, globalną definicję cywilizacji: historycznie ukształtowane kulturowe dziedzictwo ludzkości. Z kolei za cywilizację Wysp Brytyjskich uważać będziemy ogół szeroko rozumianych zjawisk i procesów kulturowych, w tym głównie językowych, literackich, artystycznych, obyczajowych, religijnych, ekonomicznych, prawnoadministracyjnych, politycznych i militarnych, zachodzących w obrębie tego rejonu geograficznego.

Narzuca to oczywiście podejście interdyscyplinarne, konieczne we wszelkich studiach nad cywilizacją, które w Polsce niemal nie istnieją. Najbardziej do nich zbliżone prace historyczne traktują „cywilizacyjne” ujęcie przedmiotu badań raczej jako wzmocnienie, niekiedy tylko ubarwienie wywodu niż cel sam w sobie. W przytłaczającej większości wypadków cechuje je niechęć do argumentacji innej niż tradycyjna dla historii, z jej preferencjami elementów polityczno-militarnych, gospodarczych i prawnoustrojowych. Objaśnienie procesów dziejowych z istotniejszym wykorzystaniem materii językowej, literackiej czy artystycznej jest wciąż raczej wyjątkiem niż regułą, jeśli oczywiście nie liczyć stereotypowych ogólników obwieszczających nam, że za takiego to a takiego władcy lub w takiej a takiej epoce rozkwitała poezja bądź upadała sztuka, zazwyczaj w nieodłącznym związku z rzemiosłem. Komunałów takich wystrzegać się tu będziemy jak ognia.

Przy niedorozwoju ogólnych studiów nad cywilizacją nie zaskakuje już niemal zupełny brak w Polsce specjalistycznych prac dotyczących cywilizacji Wysp Brytyjskich. Istnieją tu zaledwie nieliczne opracowania, dotyczące czy to historii ogólnej, czy też historii literatury niektórych krajów Wysp Brytyjskich, głównie Anglii i w mniejszym stopniu Irlandii, przy dość gruntownym zaniedbaniu pozostałych: Walii, Szkocji i pomniejszych, ale z punktu widzenia dziejów tamtejszej kultury niewątpliwie istotnych, jak wyspa Man, Hebrydy czy Orkady. I choć trudno w to uwierzyć, nie istnieje w historiografii polskiej jakiegokolwiek typu (dziejopisarstwo ogólne, historia literatury, sztuki czy kultury) ani jedno obszerniejsze studium, obejmujące całość tego rejonu geokulturowego. Każe to wręcz postawić ironiczne pytanie, czy jest prawdą, że w Polsce istnieje kilkadziesiąt placówek naukowych zajmujących się rozmaitymi aspektami historii i kultury Europy Zachodniej…

W świadomości europejskiej Wyspy Brytyjskie od najdawniejszych czasów istniały jako rejon geograficznie i kulturowo względnie jednolity, mimo wewnętrznego zróżnicowania etnicznego i związanych z tym konfliktów politycznych. Przesądzały o tym wspólne cechy, wymuszone oddziaływaniem tych samych czynników przyrodniczych, podobieństw wytwarzanych przez wielowiekowe współistnienie. Nie zmienia to faktu, że niektóre kraje celtyckie, zwłaszcza Irlandia, chętnie odrzuciłyby nawet swą nazewniczą brytyjskość ze względu na utożsamienie jej z długotrwałą dominacją Anglii i zaznane od tego kraju niesprawiedliwości.

Resentymenty polityczne nie mogą jednak stanowić kryterium przy przeprowadzaniu jakichkolwiek podziałów cywilizacyjnych. Ani trudna historia, ani nawet brak wspólnej genealogii głównych grup etnicznych wysp nie przekreśla ich niewątpliwej, liczącej ponad piętnaście stuleci wspólnoty cywilizacyjnej. Takie podejście można zresztą wesprzeć przykładami z innych rejonów geograficznych; np. Skandynawia stanowi wysoce jednolity kompleks cywilizacyjny, mimo że niektóre z tworzących go ludów, jak fiński, wyrastają z odmiennych korzeni kulturowych i posługują się językiem zupełnie innej rodziny. Wspólnota etniczna może bowiem, lecz nie musi, decydować o tożsamości cywilizacyjnej. Istnieją inne jej determinanty i te niekiedy biorą górę. Mogą nimi być zbliżone warunki geograficzne i klimatyczne, dalej glebowe (edaficzne), wreszcie biotyczne, a więc określające typy symbiozy człowieka ze światem roślinnym i zwierzęcym. Wszystkie te elementy w swych dalekosiężnych konsekwencjach tworzą realne podobieństwa bądź nawet identyczności cywilizacyjne, niezależne od pochodzenia danego ludu, jego mowy czy pierwotnej kultury. Przejawia się to w parametrach gospodarczych, tak wytwórczości jak rolnictwa, typach wyżywienia, obyczaju, stroju, aktywności intelektualnej czy wyobraźni artystycznej. Dodać do tego należy upodobniające oddziaływanie czynników zewnętrznych, jak np. chrystianizacji i związanego z nią wpływu kultury łacińskiej. Tu wewnętrzne podziały etniczne czy geograficzne miały znaczenie drugorzędne. Ich zacieranie się obserwujemy również na przykładzie Irlandii — przypadku budzącego najwięcej kontrowersji. Już św. Patryk, patron tego kraju, nie był przecież w nim urodzony i pochodził z całą pewnością z Brytanii. Trudno doprawdy uznać takie fakty za argumenty na rzecz „niebrytyjskości” Irlandii. Ta z kolei, zanim zaczęła być podbijana przez mieszkańców Brytanii, sama dokonywała inwazji w dokładnie odwrotnym kierunku. Między VI a XI w. teren północnej Brytanii, dzisiejszej Szkocji, został poddany silnej gaelicyzacji, a więc „irlandyzacji”. Do dziś przecież język owych irlandzkich konkwistadorów określa się jako Yrisch bądź Erse. Przynieśli z nim bogatą kulturę, która stanowi składową kultur Brytanii i nikomu nie przychodzi do głowy, by szkocką gaelickość wyjmować spod pojęcia brytyjskości tylko dlatego, iż wywodzi się z tradycji jednoznacznie irlandzkiej. Ileż tu przekonujących przykładów, choćby literacki wątek Oisina, który w Szkocji przeistoczył się w Osjana. Gdzie leży granica między irlandzką genezą a późniejszym szkockim, ergo brytyjskim, charakterem tej literatury? Rzecz dotyczy zresztą nie tylko pierwiastka gaelickiego. Brytyjskiego charakteru tego, co angielskie nikt współcześnie nie neguje, mimo że historycznie to, co anglosaskie było wręcz antynomią tego, co celtyckie i co stanowiło o etnicznym charakterze Brytanii przed przybyciem Anglów czy Saksonów.

Wspólny los wysp od najdawniejszych czasów podkreślały odpowiednie nazwy. Ich najstarsze określenie greckie — Wyspy Cynowe — nêsoi Kassiterídes nie wprowadza żadnego wewnętrznego rozróżnienia.

Podobnie ma się rzecz z utworzoną przez Pyteasza nazwą Pretaniké, następnie zaś nêsoi Pretanides i krótko potem nêsoi Bretanikaì, co szczegółowiej omawiamy w rozdziale II. Po Grekach stosowne nazewnictwo tworzyli Rzymianie. W łacinie szybko też zaistniało określenie całości archipelagu — insulae Britannicae, z tym że legiony okupowały tylko wyspę największą. Stąd też łacińskie przymiotniki określające to, co brytyjskie — britanus, britannius czy britanicus odnosiły się najczęściej do realnie podbitego terytorium, a więc wyspy Brytanii zwanej z czasem Wielką (Magna lub Maxima). Utrwaliły się wówczas dwa równoległe pojęcia brytyjskości: „to, które dotyczy wszystkich wysp brytyjskich” oraz „to, które wiąże się z cechami Brytanii, jako największej z nich”. Wkrótce jednak pojawi się trzecie z kolei znaczenie, gdy na tę ostatnią poczną przybywać plemiona germańskie. Po stronie broniących się zromanizowanych Celtów nazwa Brytanii poczęła oznaczać ich kurczące się terytorium i symbolizować zagrożoną tożsamość, stając się automatycznie wyznacznikiem podziału politycznego i zarazem etnicznego między podbijanymi i najeźdźcami. Aż po głębokie Średniowiecze we wszystkich bez wyjątku zabytkach piśmiennictwa łacińskiego, powstających za sprawą autorów celtyckich, jak Gildas, Nenniusz, Geoffrey z Monmouth czy Giraldus Cambrensis, a także w tekstach celtyckich, zwłaszcza walijskich, pojęcie Brytanii i wyrazów pochodnych funkcjonuje wyłącznie w przeciwstawieniu do tego, co anglosaskie. U autorów tych Anglosasi byli intruzami, nie zaś ludem mającym jakiekolwiek prawa do Brytanii, nie mogli zatem ani stanowić o jej charakterystyce, ani się z nią identyfikować.

Zupełnie inaczej pojmowali jednak rzecz germańscy przybysze, którzy dość wcześnie poczuli się Brytyjczykami, choć oczywiście nie Brytonami. Ich władcy, co szerzej omawiamy w rozdziale III, już w ciągu szóstego stulecia poczęli przybierać tytuły panów Brytanii — Bretwalda bądź Bryttenwealda. Z punktu widzenia dwu pozostających w antagonizmie ludów zaistniały więc dwa dość istotnie różniące się pojęcia Brytanii. Dla Celtów była to kurcząca się terytorialnie ojczyzna Brytonów, zaś dla Anglosasów kraj tak autochtonów, jak i tych, którzy go podbili. Podział ten znajdzie szybko odbicie w języku staroangielskim, gdzie przymiotnik britisc począł oznaczać wszystko, co związane z Brytanią, podczas gdy to, co wiązało się z celtyckimi Brytonami i ich zmniejszającym się terytorium, zyskało miano walijskiego, staroang. welisc, następnie współcz. Welsh. W dobie średnioangielskiej powstaje jeszcze jedno pojęcie tego, co brytońskie — brethonic, współcz. Brytonic, oznaczające język bądź cechy nieangielskiej ludności, wywodzącej się z dawnej, porzymskiej Brytanii. Równocześnie staroang. britisc, następnie średnioang. britisch ewoluuje ku współcz. British, obejmując wszystko, co znajduje się w obrębie Brytanii jako pojęcia geograficznego, a więc Brytonów (Walijczyków, Kornwalijczyków), niebrytońskiej ludności północnej Brytanii, w tym gaelickich Szkotów i zmieszanych z nimi dawnych Piktów, wreszcie Anglosasów i stopniowo anglizujących się potomków osadników skandynawskich i przybyszów z Normandii. Początkowo ten nowy sens brytyjskości nie odnosił się w języku angielskim do wysp innych niż Brytania. Jego rozszerzenie się nastąpiło z chwilą, gdy Anglia jako hegemon Brytanii zaczęła podporządkowywać sobie pozostałe wyspy, szczególnie Irlandię, rozglądając się równocześnie za nazwą wystarczająco pojemną, by określić granice, charakter i spójność nowo powstającego terytorium politycznego. Wkrótce też, wzmocniona zasobami wszystkich Wysp Brytyjskich, w podobny sposób pocznie zagarniać dalsze terytoria zamorskie. Powstaje Imperium Brytyjskie — British Empire. W ślad za tym współtworzący tę nazwę przymiotnik pocznie określać wszystko, co wiąże się z nową strukturą polityczną. Gdy w 1931 r. statut westminsterski pieczętuje rozpad Imperium, nie zmniejsza to jednak zasięgu tak rozumianej brytyjskości. Tyle tylko, że z tym momentem w odniesieniu do niemal tego samego terytorium słowniki języka angielskiego hasło „British” poczynają objaśniać jako „to, co odnosi się do brytyjskiego Commonwealthu”, zamiast jak dawniej „pertaining to the British Empire”.

W długich dziejach Wysp Brytyjskich dostrzec można bez trudu dwa odznaczające się stadia rozwojowe, których główną siłą napędową były całkowicie różne mechanizmy historyczne. Od swych prapoczątków do XI w. wyspy były celem nieustających migracji i inwazji. Przybywały tu kolejno ludy kultury maglemoskiej, tardenoskiej, mieszkańcy Iberii, tzw. Lud Kultury Pucharów, (Naczyń Dzwonowatych) Celtoiberowie, celtyccy Belgowie, Rzymianie, Anglosasi, Skandynawowie, Normanowie. Każdy z tych podbojów stawał się nowym, istotnym pierwiastkiem rozwojowym tego rejonu geograficznego. Jednocześnie jednak ograniczał zasięg i pomniejszał znaczenie kultury poprzedniej, choć nigdy jej do końca nie eliminował. To sumowanie się przez tysiące lat nowych składników, niezwykłe w swej częstotliwości i ogólnej masie, tworzyło coraz bogatszą substancję cywilizacyjną, powodowało przeobrażenia o rzadko spotykanej dynamice kulturowej i dramaturgii politycznej: przybycie nowego najeźdźcy prawie zawsze oznaczało długotrwały konflikt i głębokie zmiany we wszystkich dziedzinach życia społecznego.

Podbój normański roku 1066 oznaczał koniec „ery inwazyjnej”. Na tym wydarzeniu kończy się dopływ zewnętrznych impulsów cywilizacyjnych, wymuszanych militarnie. Krótko potem rozpocznie się proces odwrotny: to Wyspy Brytyjskie, pod niewątpliwym przewodnictwem Anglii, zainicjują erę własnej ekspansji z jej późniejszym szczytem doby kolonialnej.

Książka ta jest poświęcona wyłącznie pierwszej z tych faz. Nie kończy się jednak automatycznie na przybyciu ostatnich najeźdźców w 1066 r. Chcemy bowiem prześledzić pierwsze, najważniejsze skutki ich inwazji, która stanowi tak istotny punkt zwrotny w dziejach tego regionu. Na przykład w historiografii angielskiej istnieje pewna liczba prac poświęconych „fazie inwazyjnej”, urywających się z przybyciem tu Normanów. Sprawia to wrażenie błędu konstrukcyjnego: każdy z poprzednich najazdów ma swe dokończenie w opisie kolejnej epoki, jaką zapoczątkował, i tylko najazd normański bywa tego pozbawiony (jeśli nie liczyć prac jemu tylko poświęconych lub ogólnych opracowań historii Anglii). Chcąc tego uniknąć, śledzimy zatem pierwsze, najważniejsze skutki przybycia Normanów, nie tylko zresztą do Anglii. Nie przyjmujemy jednak za cezurę jednej daty. W samej Anglii jest to zasadniczo moment wyczerpania się energii dynastii normańskiej, przypieczętowany wydaniem Wielkiej Karty Wolności w 1215 r., choć kilka wątków prowadzimy nieco poza tę datę: bądź to do ich wygaśnięcia, bądź do początku nowej fazy w ich wewnętrznym rozwoju.

W odniesieniu do krajów celtyckich przyjmujemy za datę końcową przesilenie wpływów normańskich. W Szkocji momentem tym było panowanie Dawida I (1124–1153), w Walii upadek Llywelyna ap Gruffydda w 1282 r., wreszcie, w Irlandii, rozwój i załamanie się normańskiego Pale na przełomie XIII i XIV w. W ten sposób unikamy sztywnej periodyzacji, śledząc w różnych warunkach i okresach bieg tej samej „ścieżki cywilizacyjnej”.

Pomysł ogólny tej książki zrodził się wiele lat temu w toku trzech długich rozmów z wybitnym historykiem i teoretykiem literatury angielskiej, profesorem Arnoldem Kettle. Pierwsze dwie miały miejsce w 1977 r., podczas Kongresu Międzynarodowego Stowarzyszenia Profesorów Anglistyki Uniwersyteckiej (IAUPE), trzecia podczas dwudniowej wizyty w domu Profesora w Anglii w 1978 r. Pierwszą próbą realizacji pomysłu były dwa równoległe cykle wykładów z historii kultury i literatury krajów brytyjskich prowadzonych na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dla studentów anglistyki i polonistyki UAM. Po kilku latach przerwy wykłady te zostały wznowione w okresie 1987–1991 już tylko w wersji dla anglistów. Tę „wykładową genezę” książki Czytelnik wyczuje bez trudu zwłaszcza tam, gdzie próby syntezy poszczególnych zjawisk przeplatają się z podejściem „eksplanacyjnym”, sięgającym często drobnych szczegółów. Pozornie zakłóca to bieg głównej myśli, lecz jest świadomie pozostawionym śladem odpowiedzi na pytania audytorium. Skoro wykład wyzwalał takie pytania, można założyć, że stawiać je może Czytelnik, skądinąd nie mający zbyt wielu szans, by w polskiej literaturze specjalistycznej poświęconej Wyspom Brytyjskim znaleźć wyjaśnienia o charakterze szczegółowym. Wolimy się tu narazić metodologicznym purystom, niż pozostawiać w zawieszeniu ciekawość czytających, udając równocześnie, że ich wiadomości równe są zaawansowanej wiedzy kilkunastu czy kilkudziesięciu specjalistów.

Autor piszący o cywilizacji brytyjskiej z konieczności musi posługiwać się źródłami w wielu językach. Najstarsze dokumenty do dziejów wysp powstały w grece i łacinie. Dodać do tego należy kilka dawnych języków celtyckich i staroangielski, nie licząc opracowań w kilku językach nowożytnych. Pojedynczy badacz, nie będący wyjątkowym poliglotą, nie jest oczywiście w stanie operować nimi wszystkimi w stopniu umożliwiającym precyzyjne tłumaczenia. Stąd konieczność odwoływania się do specjalistów. Przekłady dokonane o własnych siłach bądź przez znawców poszczególnych dziedzin i języków lub przy ich kontroli, znajdują tu wyraz w postaci wyjątkowo licznych cytatów. Większość z przytaczanych dzieł i dokumentów, może z wyjątkiem garści tekstów starogreckich i łacińskich, nigdy nie była tłumaczona na język polski. Dotyczy to szczególnie źródeł celtyckich i staroangielskich. Z tejże przyczyny wiele przytoczeń wykracza rozmyślnie swą długością ponad zwyczajową normę cytowania, by dać Czytelnikowi możliwość choćby cząstkowego obcowania z większą liczbą źródeł. Miejmy nadzieję, że nie zostanie to potępione.

Pozostaje ogromny dług wobec tłumaczy, których nazwiska odnotowane są w przypisach. Nąjwiększą jednak wdzięczność żywię wobec mojej żony Romany, lektorki greki i łaciny na UAM, dzięki której mogłem dysponować wieloma tekstami nie tłumaczonymi bądź dotąd nie dość dokładnie przekładanymi na język polski. Dziękuję również Stiofanowi Ó hAnnracháinowi z Trinity College w Dublinie oraz Padraighowi O’Dalaihgowi z Gaelic Athletic Association za bezcenną pomoc w uzyskaniu tłumaczeń na angielski niektórych ważnych tekstów staroirlandzkich. Profesorowi Alexandrowi Fentonowi, dyrektorowi School of Scottish Studies Uniwersytetu Edynburskiego, dziękuję za wręcz błyskawiczne przesłanie kserokopii potrzebnych mi specjalistycznych publikacji nieosiągalnych w Polsce. Wyjątkowo cenną pomoc w weryfikacji tłumaczeń ze staroangielskiego okazywali mi doktorzy Roman Kopytko i Marcin Krygier z Instytutu Filologii Angielskiej UAM, a nade wszystko najwybitniejszy polski znawca dawnej angielszczyzny profesor Jacek Fisiak, dyrektor tegoż Instytutu. Jemu też wdzięczny jestem za wielokrotne, wielogodzinne konsultacje, udostępnienie prywatnej biblioteki, a także za krytyczną lekturę maszynopisu. Czytali go również przed złożeniem u Wydawcy profesorowie: Sylwester Dworacki, Bohdan Lapis, Wiesław Malinowski i Stanisław Puppel z UAM oraz Jerzy Gąssowski z Uniwersytetu Warszawskiego i Jerzy Strzetelski z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pojedyncze kwestie konsultowałem z profesorami: Jerzym Danielewiczem (literatura grecka), Jerzym Kubczakiem (sztuka starożytna), Januszem Piontkiem (datowanie radiowęglowe), Wiesławem Awedykiem (fonetyka staroang.), Sławą Awedykową (języki skandynawskie). Niektóre wątpliwości dotyczące liturgii chrześcijańskiej pomógł mi rozwiać w dłuższej rozmowie telefonicznej ks. biskup Zdzisław Fortuniak. Pozwoliło to uniknąć niejednego błędu. Wszyscy oni nie ponoszą oczywiście odpowiedzialności za ostateczny kształt książki. Z kolei jej wydanie stało się możliwe dzięki pomocy finansowej przydzielonej przez dziekana Wydziału Neofilologicznego UAM profesora Tadeusza Zgółkę, dyrektora IFA UAM profesora Jacka Fisiaka oraz subwencji British Council w Warszawie, przyznanej przez wicedyrektora tej instytucji pana lana Seatona, co łącznie pokryło prawie 50 procent kosztów publikacji. Resztę zapewnił Wydawca, co w czasach niezbyt sprzyjających książce naukowej nie jest rzeczą małą. Wszystkim sponsorom składam też gorące podziękowanie.

Poznań, 10 czerwca 1993 roku

Wojciech LipońskiUWAGI DO WYDANIA TRZECIEGO

Ostatecznym testem każdej książki jest liczba jej wznowień. Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich w ciągu 5 lat, jakie upłynęły od pierwszego wydania, doczekały się trzeciej już edycji. Każde z dotychczasowych wydań zyskiwało nowe, pozytywne, by nie powiedzieć entuzjastyczne recenzje. Stefan Bratkowski określił wręcz Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich „Światowej doprawdy miary dziełem monumentalnym, a świetnie pisanym”. Opinię tę potwierdził wkrótce najwybitniejszy współczesny historyk brytyjski okresu staroangielskiego Henry R. Loyn, oceniając książkę na podstawie sporych już jej fragmentów opublikowanych po angielsku w fachowych czasopismach. Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich zostały ponadto dwukrotnie zacytowane w monumentalnym dziele Normana Daviesa The Isles. A History (1999). Nieznacznie uzupełnione III wydanie oddajemy więc do rąk Czytelnika polskiego z przeświadczeniem, że będzie miał do czynienia z dziełem nie tylko znanym już w Polsce, ale i uznanym w jaskini lwa”, tj. w Wielkiej Brytanii.

Wydanie III książki mogło być zrealizowane dzięki subsydium, jakie zapewnili dziekan Wydziału Neofilologicznego UAM prof. Stanisław Puppel oraz dyrektor Instytutu Filologii Angielskiej UAM prof. Jacek Fisiak. Za pomoc w tym zakresie składamy im gorące podziękowania.

Poznań, w grudniu 2000 roku

WydawcaPRZEDMOWA DO WYDANIA CZWARTEGO

Nie tak znów często książka ściśle naukowa doczekuje się kilku wydań. Monografia Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich jest moją byłą książką, w oparciu o którą przed 22 laty otrzymałem tytuł profesora. Wydawało się, że jej czytelniczy obieg skończy się na pierwszym wydaniu. Tymczasem jak napisał jeden z recenzentów, książka „znikła z księgarń jak kamfora”, choć wydanie II, a potem III sprzedawało się już nieco wolniej. Nie bez wpływu na cyrkulację czytelniczą książki pozostawała złośliwa recenzja, jaka ukazała się na łamach „Kwartalnika Historycznego”, na którą oczywiście odpowiedziałem merytoryczną polemiką, dowodzącą braku racji krytyka, który przedstawił szereg absurdalnych zarzutów, m.in że nie istnieje coś takiego jak cywilizacja Wysp Brytyjskich. Wykazałem mu, że w historiografii krajów języka angielskiego istnieje takie pojęcie, a nawet gdyby nie istniało, to mam prawo samodzielnie podobne pojęcia tworzyć na użytek własnej pracy.

Gdy wydawało się, że rynek czytelniczy został zaspokojony, a niektóre fakty opisane w książce wskutek nowych odkryć naukowych z wolna się dezaktualizują, jesienią 2015 wybuchła w internecie dyskusja zainspirowana przez nieznaną mi osobę prowadzącą blog o pozornie zniechęcającym tytule Fatalne skutki lektur (http://fatalneskutkilektur.blogspot.com/2015/09/przeczytane-wojciech-liponski-narodziny.html

Natknąwszy się w internecie na związany z moją książką tytuł blogu Fatalne skutki lektur, byłem pewien, że zawierać będzie druzgocąca krytykę. Stało się dokładnie odwrotnie. Dyskusja, jaka została zapoczątkowana na tym blogu, nie dorównała oczywiście wielkim, liczącym setki czy nawet tysiące wypowiedzi tematom, ale wzięło w niej udział 7 internatów, którzy dość jednoznacznie podnosili wartości książki, a między wierszami przemykało się zdziwienie, adresowane pośrednio do Wydawcy, że w księgarniach nie ma aktualnego nakładu książki. Jedyne zarzuty, jakie się pojawiły, dotyczyły ew. zmiany tytułu, oraz tego, że rozmiary książki utrudniają jej czytanie… w łóżku. Przytaczam najbardziej pochlebny dla książki fragment blogu:

„Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich mogą z powodzeniem uchodzić za małą historię wczesnośredniowiecznej Anglii, opisują w sposób kompleksowy historię, kulturę, gospodarkę, architekturę, rozwój języka oraz literaturę. Fascynująco opisuje okres najazdów wikingów i utworzenie Danelaw (region podporządkowany skandynawskim najeźdźcom), a przede wszystkim, co ten kolejny zewnętrzny napływ kulturowy dał Wyspiarzom. Dla mnie było to kompletną rewelacją, bo moja wiedza o regionie (pomijając okres rzymski) rozpoczynała się już po normańskim zwycięstwie pod Hastings. Lipoński opisując poszczególne aspekty cywilizacji, stara się podać jak najwięcej informacji, ale ani przez moment nie wpada w króliczą norę specjalisty: zna umiar i wie, kiedy przestać, aby nie zanudzić przeciętnego czytelnika zbyt wieloma, zbyt szczegółowymi informacjami”.

Po takiej recenzji, która ukazała się w 20 lat po pierwszym wydaniu Narodzin, nie zdziwiło mnie, że Wydawnictwo Poznańskie zdecydowało się na czwarte już wydanie monografii. Oczywiście, wspomniane już wyżej najnowsze odkrycia naukowe zmuszają autora do dokonania uzupełnień. Są one w niektórych fragmentach książki znaczące. Odkrycia doktora Briana Sykesa z Uniwersytetu Oksfordzkiego oparte na badaniach DNA zmieniają dość gruntownie poglądy na kontynuację populacji ludności brytyjskiej. Nowe wykopaliska w Stonehenge, zapoczątkowane w 2011 r. ujawniły, że ogromy krąg głazów uznawany dotąd za zabytek epoki neolitycznej stanowiący całość sam w sobie, to tylko fragment nieporównanie większego kompleksu budowlanego, zapewne religijnego, rozciągającego się na wiele kilometrów wokół najbardziej znanego skupienia wielkich głazów. Badania DNA potwierdziły też ostatecznie hipotezę dotyczącą odrębności wyspiarskiej i kontynentalnej ludności celtyckiej, wyrażoną niegdyś przez irlandzkiego uczonego Proinsiasa MacCanę. Hipotezę tę wprawdzie sygnalizowałem w pierwszych wydaniach książki, ale na równi z innymi tezami. Teraz po prostu nie pozostanie nic innego, jak uznać hipotezę za fakt potwierdzony najnowszymi badaniami antropologicznymi.

Mimo tych wcale istotnych zmian i uzupełnień, ogólny bieg narracji Narodzin cywilizacji Wysp Brytyjskich pozostaje nadal w mocy. Założeniem książki było i jest nadal ukazanie wspólnoty cywilizacyjnej tego niezwykłego archipelagu, wspólnoty, która wbrew zaistniałym w jej obrębie różnicom, sprzecznościom, konfliktom politycznym, wojnom i podbojom, co cechuje rodzaj ludzki każdego terytorium naszego globu, wytworzyła oryginalny splot kulturowy, różniący się od kontynentalnej cywilizacji europejskiej, ale jednocześnie pod wieloma względami stanowiący jej nieodłączną część, istotny w rozwoju całego kontynentu. Trudno sobie wręcz wyobrazić tradycje cywilizacji europejskiej bez Wielkiej Karty Wolności czy legendy arturiańskiej, którą pasjonowali się Europejczycy od atlantyckich wybrzeży Francji po polski Śląsk, gdzie w Siedleńcu, w tamtejszej wieży rycerskiej anonimowy malarz stworzył niezwykle piękne freski dotyczące losów rycerzy Okrągłego Stołu. A to tylko dwa z wielu dowodów na nierozłączność cywilizacyjną terytorium kontynentalnej Europy i jej wyspiarskiej części.

Jeden z internautów podczas wspomnianej dyskusji napisał: „Po Lipońskim np. mam plan na lektury o Normanach sprzed podboju angielskiego. To chyba najlepsza pochwała, jaką książka non-fiction może zdobyć: to że zachęca do dalszych lektur około tematu”.

Życzę zatem Czytelnikom IV wydania Narodzin cywilizacji Wysp Brytyjskich, by sięgnęli po inne lektury, uzupełniające to, czego nie zdołałem ująć.

Rozpuszczony nieco pochwałami

Autor

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Dariusz A. Sikorski, O narodzinach pewnej cywilizacji, „Kwartalnik Historyczny” CIX, 2002, nr 4, s. 122–132; Wojciech Lipoński, Źle, gdy plebana chcą uczyć dzwonniki, „Kwartalnik Historyczny” CX, 2003, nr 3, s. 77–83.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: