Naznaczeni - ebook
Naznaczeni - ebook
Powieść dla fanów "Mentalisty", "Milczenia owiec" i "Kryminalnych zagadek CSI"
Niewyjaśnione zagadki z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć.
Siedemnastoletnia Cassie ma naturalną zdolność rozszyfrowywania ludzi. Na podstawie najdrobniejszych szczegółów potrafi ustalić, kim jesteś i czym się zajmujesz. Ale nigdy nie traktowała tej umiejętności poważnie – przynajmniej do czasu, gdy upomniało się o nią FBI. Biuro rozpoczęło tajny program, do którego wciąga wyjątkowych nastolatków, by przy ich pomocy zamknąć niechlubne sprawy z przeszłości, i potrzebuje pomocy Cassie.
Dziewczyna przeprowadza się na drugi koniec kraju, żeby wziąć udział w szkoleniu razem z grupą rówieśników obdarzonych talentami równie niezwykłymi, jak jej własny. Wszyscy oni są tak samo zagadkowi jak nierozwikłane sprawy, którymi mają się zająć. Współlokatorka Cassie, Sloane, ze statystykami radzi sobie znacznie lepiej niż z ludźmi, a Lia, ludzki wykrywacz kłamstw, jest tak dokuczliwa, jak to tylko możliwe. Dean to równie zdolny profiler jak Cassie, ale wciąż trzyma ją na dystans. Michael doskonale odczytuje emocje, dzięki czemu często wchodzi do głowy Cassie i załazi jej za skórę. Ale nikt, kto bierze udział w programie, nie jest tym, za kogo się podaje.
Kiedy na ich drodze staje prawdziwy morderca – uwikłani w śmiertelną grę w kotka i myszkę – muszą wykorzystać wszystkie swoje zdolności, żeby ocaleć. Czy będą potrafili sobie zaufać?
Ta książka podnosi poziom adrenaliny i nie pozwala zasnąć, zanim nie dotrzesz do ostatniej strony.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7642-855-0 |
Rozmiar pliku: | 694 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To był twój wybór, w dodatku trafny. Może właśnie ona cię powstrzyma. Może okaże się inna. Może ci wystarczy.
Tylko jedno wiesz na pewno. Jest wyjątkowa.
Dostrzegasz to w jej oczach. Chociaż nie chodzi o ich kolor lodowatego błękitu ani o kształt, ani o okalające je rzęsy. I nie ma to nic wspólnego z tym, że nawet niepodkreślone konturówką przywodzą na myśl kocie spojrzenie. Nic z tych rzeczy.
To, co przyciąga uwagę tak wielu, kryje się głęboko w nich. Czujesz to za każdym razem, kiedy na nią patrzysz. Tę pewność. To przeświadczenie. Ten nieziemski blask, który pozwala jej przekonywać innych, że jest niezwykła.
Może to prawda.
Może rzeczywiście widzi różne rzeczy. Może wie różne rzeczy. Może jest tym wszystkim, co o sobie mówi, a nawet czymś więcej. Ale kiedy ją obserwujesz, kiedy liczysz każdy jej oddech, uśmiechasz się w przekonaniu, że cię nie powstrzyma.
Wcale nie chcesz, żeby cię powstrzymała.
Jest krucha.
Idealna.
Naznaczona.
I jedyne, co umknie jej tak zwanym parapsychologicznym zdolnościom, to ty.Rozdział 1
Godziny pracy były kiepskie, napiwki jeszcze gorsze, a większość moich współpracowników pozostawiała wiele do życzenia. Ale c’est la vie, que sera sera. Każdy inny banał w dowolnym języku sprawdziłby się tutaj równie dobrze. Zorganizowałam sobie tę robotę na wakacje, dzięki czemu uwolniłam się od Nonny. Przy okazji przestałam zaprzątać myśli moich licznych wujków, ciotek i kuzynów wszelkiej maści, którzy dotąd uważali, że muszą zatrudnić mnie tymczasowo w swoich restauracjach/sklepach mięsnych/kancelariach prawniczych/butikach. Jeśli wziąć pod uwagę rozmiary bardzo dużej (i bardzo włoskiej) wielopokoleniowej rodziny mojego ojca, możliwości dało się mnożyć w nieskończoność, nawet jeśli zawsze były to wariacje na jeden temat.
Mój tata mieszkał na drugiej półkuli, a mama zaginęła i prawdopodobnie nie żyła. Stanowiłam więc problem, którym przejmowali się wszyscy i nikt w szczególności.
Cóż, nastolatka, pewnie sprawiająca trudności.
– Zamówienie do odbioru!
Z wyćwiczoną swobodą lewą ręką chwyciłam talerz z naleśnikami (tulącymi się do bekonu), a prawą – megaporcję śniadaniowego burrito (z papryczkami jalapeños leżącymi samotnie obok). W razie niepowodzenia podczas jesiennych egzaminów czekała mnie świetlana przyszłość w podrzędnej gastronomii.
– Naleśniki z bekonem. Śniadaniowe burrito i oddzielnie jalapeños. – Postawiłam talerze na stole. – Mogę podać panom coś jeszcze?
Zanim pierwszy z nich otworzył usta, dobrze wiedziałam, co od nich usłyszę. Facet po lewej chciał dostać więcej masła. A ten po prawej? Zamierzał poprosić o kolejną szklankę wody, chociaż nie zdążył jeszcze nawet pomyśleć o swoich papryczkach.
Stawiałam dziesięć do jednego, że nawet ich nie lubi.
Prawdziwi fani jalapeños nie zamawiają ich oddzielnie. Pan Śniadaniowe Burrito po prostu nie chciał, żeby ludzie mieli go za mięczaka – chociaż on użyłby tutaj słowa na f...
Spokojnie, Cassie, skarciłam się w duchu. Nie rzucaj mięsem.
Na ogół nie przeklinałam często, ale miałam brzydki zwyczaj kopiowania cudzych nawyków. Wystarczyło wsadzić mnie do pokoju pełnego Anglików, żebym wyszła stamtąd z brytyjskim akcentem. Nie robiłam tego umyślnie. Po prostu w ciągu minionych lat wiele czasu spędziłam w głowach innych ludzi.
Takie ryzyko zawodowe. Choć nie moje, tylko mojej matki.
– Mogę dostać jeszcze kilka porcji masła? – zapytał facet po lewej.
Skinęłam głową i czekałam na ciąg dalszy.
– I więcej wody – burknął ten po prawej. Wypiął pierś, spoglądając pożądliwie na mój biust.
Zmusiłam się do uśmiechu.
– Zaraz przyniosę. – Prawie dodałam „ty zboczeńcu”, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili.
Miałam nadzieję, że ten facet pod trzydziestkę, który udaje, że lubi pikantne potrawy, i zagląda w dekolty nastoletnich kelnerek z takim zapałem, jakby trenował do olimpiady, okaże się równie wielkim szpanerem, gdy przyjdzie do regulowania rachunku.
Z drugiej strony, pomyślałam, idąc po dolewkę, może okazać się takim typem, który robi kelnereczki na szaro tylko po to, żeby coś udowodnić.
W myślach przeanalizowałam szczegóły: strój Pana Śniadaniowe Burrito, zawód, który prawdopodobnie wykonywał, i fakt, że jego znajomy, który zamówił naleśniki, nosił znacznie droższy zegarek niż on.
Uprze się, żeby zapłacić, a potem zostawi marny napiwek.
Chociaż chciałam się mylić, byłam całkiem pewna, że dobrze go oceniłam.
Kiedy moi rówieśnicy w przedszkolu wyśpiewywali piosenki o literkach, ja uczyłam się zupełnie innego alfabetu. Zachowanie, osobowość, środowisko – moja matka nazywała je „zośkami” i to dzięki nim załatwiała klientów. Takiego myślenia nie dało się po prostu wyłączyć – nawet wtedy, gdy zaczynasz rozumieć, że kiedy twoja matka przedstawia się publiczności jako medium, kłamie, a gdy bierze od niej pieniądze, popełnia oszustwo.
I mimo że odeszła, nie mogłam przestać oceniać ludzi w ten sposób, tak jak nie mogłam zrezygnować z oddychania, mrugania czy odliczania dni do swoich osiemnastych urodzin.
– Stolik dla jednej osoby? – Niski, rozbawiony głos przywołał mnie do rzeczywistości. Należał do chłopaka, który znacznie lepiej pasowałby do klubu golfowego niż do tej knajpy. Miał nieskazitelną cerę i fryzurę w artystycznym nieładzie. A słowa, które do mnie skierował, wcale nie brzmiały jak pytanie.
– Pewnie – odparłam, chwytając menu. – Proszę tędy.
Po uważniejszej obserwacji stwierdziłam, że Pan Klub Golfowy mógł być mniej więcej w moim wieku. Na jego idealnej twarzy malował się wyniosły uśmieszek, kiedy paradował pewnym krokiem typowym dla popularnego licealisty. Od samego patrzenia na niego poczułam się jak skończona prostaczka.
– Może być? – zapytałam, wskazując stolik przy oknie.
– Może – odparł, zajmując miejsce. Przy okazji rozejrzał się dookoła z niezachwianą pewnością siebie. – W weekendy bywa tłoczno?
– Pewnie – rzuciłam w odpowiedzi, zastanawiając się, czy znam jeszcze inne słowa. Mina chłopaka zdradzała, że miał co do tego wątpliwości. – Przejrzyj menu. Wracam za minutę.
Nie odpowiedział, a ja wykorzystałam swoje sześćdziesiąt sekund na doręczenie paragonów Panom Naleśnikowi i Śniadaniowemu Burrito. Ostatecznie uznałam, że jeśli podzielę rachunek na pół, może wyjść z tego całkiem niezły napiwek.
– Przyjmę płatność, kiedy będą panowie gotowi – poinformowałam ich ze sztucznym uśmiechem na ustach.
Gdy tylko ruszyłam z powrotem do kuchni, napotkałam spojrzenie chłopaka siedzącego przy oknie. Gdyby chciał dać mi do zrozumienia, że jest gotowy zamówić, patrzyłby na mnie inaczej. Nie potrafiłam go rozszyfrować, chociaż nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czegoś ode mnie chce. W całej tej sytuacji – w nim – było coś, co mi umykało, i to nie dawało mi spokoju. Tacy chłopcy zwykle nie jadali w takich miejscach jak to. Ani nie zwracali uwagi na takie dziewczyny jak ja.
Podeszłam do niego.
– Mogę przyjąć zamówienie? – zapytałam. Musiałam go obsłużyć, więc tylko pochyliłam nieco głowę, żeby włosy opadły mi na twarz i ukryły mnie przed jego świdrującym spojrzeniem.
– Trzy jajka – odezwał się, nie odrywając ode mnie piwnych oczu. – A do tego naleśniki z szynką.
Chociaż nie musiałam notować, nagle zatęskniłam za długopisem. Gdybym go miała, mogłabym zająć czymś ręce.
– Jak przyrządzić jajka? – dopytałam.
– Ty mi powiedz.
Zdumiona spojrzałam na chłopaka.
– Słucham?
– Zgadnij – dodał.
Wpatrywałam się w niego przez zasłonę z włosów.
– Chcesz, żebym zgadła, jakie chcesz jajka?
Uśmiechnął się.
– Czemu nie?
I tak po prostu wyzwanie zostało rzucone.
– Na pewno nie masz ochoty na jajecznicę – zaczęłam, myśląc na głos. Jajecznica była zbyt pospolita, zbyt zwyczajna dla takiego chłopaka. On lubił się wyróżniać, chociaż nie za bardzo, dlatego od razu wykreśliłam z listy jajka w koszulkach. Nie zamówiłby ich, zwłaszcza w takim miejscu. Sadzone mogło okazać się zbyt kłopotliwe, na twardo nie stanowiło większego wyzwania. – Smażone z obu stron – zawyrokowałam. Byłam tego równie pewna, jak koloru jego oczu.
Uśmiechnął się do mnie, zamykając kartę.
– Powiesz mi, czy mam rację? – zapytałam nie dlatego, że potrzebowałam potwierdzenia, ale ponieważ byłam ciekawa jego reakcji.
Chłopak wzruszył ramionami.
– I mielibyśmy stracić całą zabawę?
Chciałam tam zostać i patrzeć na niego, dopóki go nie rozgryzę, ale tego nie zrobiłam. Przyjęłam i zrealizowałam jego zamówienie. Potem dałam się wciągnąć w lunchowy wir, a gdy ruch ustał, chłopaka przy oknie już nie było. Nawet nie zaczekał na rachunek. Zostawił tylko dwadzieścia dolarów. Uznałam, że chętnie będę się angażować w jego zgadywanki, jeśli za każdym razem będzie mnie nagradzał dwunastodolarowym napiwkiem, gdy nagle zauważyłam coś jeszcze.
Na stoliku leżała wizytówka.
Wzięłam do ręki śnieżnobiały kartonik z czarnymi literami rozmieszczonymi w równych odstępach. W prawym górnym rogu wytłoczono logo, a na skromny tekst składały się: imię, nazwisko, nazwa stanowiska i numer telefonu. Na samej górze dostrzegłam trzy słowa – trzy krótkie słowa, które wprawiły mnie w osłupienie.
Wsunęłam wizytówkę do kieszeni, razem z napiwkiem. Wróciłam do kuchni. Uspokoiłam się, a potem jeszcze raz przyjrzałam się swojej zdobyczy.
Imię i nazwisko: Tanner Briggs.
Stanowisko: Agent specjalny.
Federalne Biuro Śledcze.
Wpatrywałam się w ten krótki napis tak długo, aż stracił ostrość i litery zaczęły mi się rozpływać przed oczami.
Co ja takiego zrobiłam, że zainteresowało się mną FBI?Rozdział 2
Po ośmiogodzinnej zmianie słaniałam się na nogach, ale mój umysł szalał. Chciałam zamknąć się w pokoju, paść na łóżko i pomyśleć o tym, co wydarzyło się dzisiaj po południu.
Niestety była niedziela.
– Oto i ona! Cassie, już mieliśmy posłać po ciebie chłopców. – Ciotka Tasha należała do grona najbardziej wyważonych wśród licznego rodzeństwa mojego ojca, więc nie puściła do mnie oka ani nie zapytała, czy nie przygruchałam sobie jakiegoś dżentelmena.
To zadanie należało do wujka Rio.
– Nasza mała uwodzicielka. Zajmowałaś się łamaniem serc? No jasne!
Dokładnie ten sam scenariusz rozgrywał się podczas każdej niedzielnej kolacji, odkąd pięć lat wcześniej opieka społeczna podrzuciła mnie pod drzwi mojego ojca. Na szczęście obeszli się ze mną łagodnie. Miałam wtedy dwanaście lat. Odkąd pamiętam, wujek Rio zawsze udzielał natychmiastowej odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie.
– Z nikim się nie spotykam – wyjaśniłam, wchodząc w swoją rolę, skoro nadeszła moja kolej. – Słowo honoru.
– O czym rozmawiamy? – zapytał jeden z moich kuzynów, który właśnie opadł na sofę w salonie i przewiesił nogi przez boczne oparcie.
– O chłopaku Cassie – odparł wujek Rio.
Przewróciłam oczami.
– Nie mam chłopaka.
– O tajemniczym chłopaku Cassie – sprostował wujek Rio.
– Chyba pomylił mnie wujek z Sofią albo Kate – stwierdziłam. W normalnych okolicznościach nie celowałabym w żadną z moich kuzynek, ale ciężkie czasy wymagały wytoczenia ciężkich dział. – Prędzej to one randkowałyby w tajemnicy.
– Ha! – skwitował wujek. – Sofia nigdy nie robi tajemnicy ze swoich podbojów.
I tak to szło: dobroduszne dokuczliwości, rodzinne żarciki. Grałam swoją rolę, zarażona ich energią, mówiłam to, czego ode mnie oczekiwali, uśmiechałam się tak jak oni. W atmosferze ciepła, bezpieczeństwa i szczęścia. Ale to nie byłam ja.
W żadnym razie.
Gdy tylko nabrałam pewności, że nikt nie będzie za mną tęsknił, wymknęłam się do kuchni.
– Cassandra. Doskonale. – Moja babcia, z rękami po same łokcie w mące i z siwymi włosami spiętymi w luźny kok u dołu głowy, posłała mi ciepły uśmiech. – Jak było w pracy?
Chociaż była drobną staruszką, Nonna rządziła całą rodziną niczym generał dowodzący swoimi oddziałami. Aktualnie to ja naruszałam szyk.
– Jak to w pracy – odparłam. – Znośnie.
– Ale nie za dobrze? – Zmrużyła oczy.
Jeśli rozegram to niewłaściwie, w ciągu godziny otrzymam dziesięć propozycji pracy. Rodzina troszczyła się o swoich, nawet o tych, którzy sami potrafili o siebie zadbać.
– Dzisiaj nie było tak źle – dodałam, siląc się na pogodny ton. – Ktoś zostawił mi dwanaście dolarów napiwku.
I wizytówkę z logo FBI, dodałam w duchu.
– To dobrze – stwierdziła Nonna. – Bardzo dobrze. Miałaś udany dzień.
– Tak, Nonno – odparłam, podchodząc do niej, żeby cmoknąć ją w policzek, ponieważ wiedziałam, że sprawię jej tym przyjemność. – To był udany dzień.
Do dwudziestej pierwszej, kiedy wszyscy w końcu się rozeszli, wizytówka w kieszeni ciążyła mi niczym ołów. Chciałam pomóc Nonnie z naczyniami, ale ona odesłała mnie na górę. W ciszy własnych czterech ścian poczułam, jak opuszcza mnie energia, niczym powietrze wolno uchodzące z balonu.
Usiadłam na łóżku i opadłam na plecy. Stare sprężyny zaskrzypiały, a ja zamknęłam oczy. Prawą ręką sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam wizytówkę.
Ktoś zrobił mi kawał. Na pewno. Właśnie dlatego nie mogłam rozgryźć tego pięknisia rodem z klubu golfowego. Chciał ze mnie zadrwić.
Ale nie wywarł na mnie takiego wrażenia.
Otworzyłam oczy i przyjrzałam się wizytówce. Tym razem przeczytałam ją na głos.
– Agent specjalny Tanner Briggs. FBI.
Po kilku godzinach spędzonych w mojej kieszeni tekst wyglądał dokładnie tak samo. FBI? Poważnie? Kogo ten koleś próbował nabrać? Wyglądał na szesnaście, maksymalnie siedemnaście lat. W niczym nie przypominał agenta specjalnego.
Mimo to było w nim coś wyjątkowego. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Powiodłam wzrokiem ku tafli lustra na ścianie. Jak na ironię, odziedziczyłam po matce wszystkie jej rysy, ale ani krztyny magii, która zespalała je na jej twarzy. Ona zachwycała urodą. Mnie doskonale określało jedno słowo: dziwna. Dziwnie wyglądałam, byłam dziwnie milcząca, a przy tym wszędzie czułam się dziwnie obco.
Chociaż minęło już pięć lat, doskonale pamiętałam tamten dzień, kiedy widziałam mamę po raz ostatni. Zawsze gdy o niej myślałam, z otchłani pamięci wyłaniało się wspomnienie, jak z szerokim uśmiechem przepędza mnie ze swojej garderoby. Niedługo potem wróciłam do niej. Wszystko tonęło w morzu czerwieni: podłoga, ściany, lustro.
– Weź się w garść – nakazałam sobie. Usiadłam i oparłam się plecami o wezgłowie łóżka. Nie mogłam uwolnić się od tamtej chwili, kiedy modliłam się, żeby krew, której zapach czułam do dzisiaj, nie należała do mojej matki.
A co, jeśli chodziło właśnie o to? Co, jeśli wizytówka nie była żartem? Co, jeśli FBI szukało mordercy mojej matki?
Minęło pięć lat, upomniałam się w duchu. Ale sprawa nigdy nie została zamknięta. Ciała mojej matki nigdy nie znaleziono. Sądząc po ilości krwi, od samego początku tylko tego mogła szukać policja.
Zwłok.
Obróciłam wizytówkę w rękach. Na odwrocie widniała odręcznie sporządzona notatka: „Cassandro, zadzwoń, proszę”.
I tyle. Moje imię i prośba o kontakt zapisana wielkimi literami. Bez wyjaśnienia. Bez słowa komentarza.
Poniżej ktoś inny naskrobał coś jeszcze małymi szpiczastymi literami, ledwie czytelnymi. Przesunęłam po nich palec, wspominając chłopaka z baru.
Może to nie on był agentem specjalnym.
Więc kim? Posłańcem?
Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, ale słowa nabazgrane na górze wizytówki krzyczały do mnie niemal z taką mocą jak prośba agenta specjalnego Tannera Briggsa.
„Na twoim miejscu bym tego nie robił”.Ty
Czekanie wychodzi ci doskonale. Czekanie na właś- ciwy moment. Czekanie na właściwą dziewczynę. Teraz ją masz, a mimo to nadal czekasz. Czekasz, aż się obudzi. Czekasz, aż otworzy oczy i cię ujrzy.
Wiesz, jak to się potoczy: wpadnie we wściekłość, a potem ogarnie ją przerażenie, zacznie się zarzekać, że jeśli ją puścisz, nikomu o niczym nie powie. Będzie kłamała i próbowała tobą manipulować, w efekcie trzeba będzie jej pokazać, tak jak wielu innym, że to nic nie da.
Ale nie teraz. Teraz wciąż jeszcze śpi. Taka piękna. Ale będzie jeszcze piękniejsza.Rozdział 3
Po dwóch dniach w końcu zadzwoniłam pod wskazany numer. Oczywiście musiałam to zrobić, bo nawet jeśli prawdopodobieństwo, że zostałam nabita w butelkę, wynosiło dziewięćdziesiąt dziewięć procent, to ten jeden dawał mi nadzieję.
Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuję oddech, dopóki w słuchawce nie rozległ się głos.
– Mówi Briggs.
Nie potrafiłam zdecydować, co rozbroiło mnie bardziej: to, że ten „agent Briggs” podał mi numer swojej prywatnej linii, czy to, że najwyraźniej nie lubił marnować czasu na uprzejme wstępy.
– Słucham – dodał, jakby czytał mi w myślach. – Halo?
– Z tej strony Cassandra Hobbes – odezwałam się. – Cassie.
– Cassie. – Wymówił moje imię w taki sposób, jakby wiedział, że nikt nie używa na co dzień jego pełnej wersji. – Cieszę się, że dzwonisz.
Zaczekał, aż dodam coś jeszcze, ale ja milczałam. Wszystko, co mówisz albo robisz, zostawia ślad w świecie zewnętrznym, a ja nie chciałam przekazać temu człowiekowi więcej informacji niż to konieczne – przynajmniej do czasu, aż wyjaśni, czego ode mnie chce.
– Na pewno zastanawiasz się, czemu się z tobą skontaktowałam, a raczej, czemu wysłałem Michaela, żeby się z tobą skontaktował.
Michael. A więc tak nazywał się chłopak, którego obsługiwałam w barze.
– Mam dla ciebie propozycję – usłyszałam.
– Propozycję? – Zdumiało mnie, że zdołałam zapanować nad głosem, który zabrzmiał równie spokojnie i jednostajnie jak jego.
– Sądzę, że najlepiej odbyć tę rozmowę w cztery oczy, panno Hobbes. Możesz powiedzieć, gdzie chciałabyś się spotkać?
Wiedział, co robi, pozwalając mi wybrać lokalizację. Gdyby mnie wyręczył, mogłabym go spławić. Właściwie i tak powinnam była mu odmówić, ale nie mogłam, tak jak wcześniej nie mogłam zignorować prośby o kontakt telefoniczny.
Pięć lat ciągnie się w nieskończoność, kiedy wciąż czekasz na odpowiedzi.
– Ma pan jakieś biuro? – zapytałam.
Krótka pauza dała mi do zrozumienia, że nie tego się spodziewał. Mogłam poprosić, żeby przyszedł do baru, w którym pracowałam, albo do kawiarni nieopodal szkoły czy w jakiekolwiek inne znane mi miejsce. Ale mnie nauczono, że przewaga na własnym podwórku to mit.
O nieznajomym dało się powiedzieć znacznie więcej, kiedy obserwowało się go w jego domu, niż wtedy, gdy zapraszało się go do siebie.
Poza tym uznałam, że jeśli ten facet nie był prawdziwym agentem FBI, a jedynie jakimś dewiantem, który próbował ze mną pogrywać, zorganizowanie spotkania w siedzibie federalnych mogło zająć mu sporo czasu.
– Właściwie nie pracuję w Denver – odezwał się w końcu. – Ale na pewno zdołam coś zorganizować.
Wyglądało na to, że jednak nie miałam do czynienia ze zboczeńcem.
Podał mi adres, a ja wyznaczyłam datę.
– I jeszcze jedno, Cassandro.
Zastanowiło mnie, jakiej reakcji spodziewał się agent Briggs, kiedy użył pełnej wersji mojego imienia.
– Tak?
– Nie chodzi o twoją matkę.
Mimo wszystko poszłam na to spotkanie. Nie mogłam postąpić inaczej. Agent specjalny Tanner Briggs wiedział o mnie wystarczająco dużo, by się domyślić, że to z powodu matki spełnię prośbę zapisaną na wizytówce i zadzwonię. Chciałam się dowiedzieć, skąd tyle o mnie wie, czy przeglądał akta policyjne sprawy i czy zerknąłby do nich, gdyby otrzymał ode mnie to, na czym mu zależało.
Ciekawiło mnie, dlaczego zwrócił uwagę właśnie na mnie, niczym człowiek szukający nowego komputera, który zapamiętuje specyfikacje konkretnego modelu.
– Które piętro? – Kobieta stojąca obok mnie w windzie musiała niedawno przekroczyć sześćdziesiątkę. Przyprószone siwizną blond włosy miała upięte w schludny kucyk nisko na głowie i była ubrana w nienagannie skrojony kostium.
Wydawała się bardzo profesjonalna, podobnie jak agent specjalny Tanner Briggs.
– Piąte – odparłam. – Jeśli można.
Napędzana podenerwowaniem znowu zerknęłam na kobietę i zaczęłam dopasowywać do siebie kolejne informacje tworzące historię jej życia: jej postawę, strój, ledwie słyszalny akcent, idealnie nałożony lakier na paznokciach.
Miała męża.
Ale nigdy nie została matką.
Kiedy zaczynała pracę w FBI, to był męski klub.
Zachowanie. Osobowość. Środowisko. Niemal słyszałam matkę instruującą mnie w trakcie tej zaimprowizowanej analizy.
– Piąte piętro – rzuciła nagląco kobieta, na co dodałam w myślach kolejny punkt na jej liście: niecierpliwość.
Grzecznie opuściłam windę. Gdy zamknęły się za mną drzwi, rozejrzałam się dookoła. Wszystko wyglądało podejrzanie zwyczajnie. Gdyby nie punkt kontrolny przy wejściu i tabliczka z napisem „gość” przypięta do mojej wyblakłej czarnej sukienki na ramiączkach, w życiu bym nie pomyślała, że to siedziba organizacji walczącej z przestępstwami federalnymi.
– Czego się spodziewałaś? Fajerwerków?
Natychmiast rozpoznałam ten głos. Należał do chłopaka z baru. Michaela. Jego ton zdradzał rozbawienie, a kiedy się odwróciłam, dostrzegłam znajomy uśmieszek, który pewnie mógłby powstrzymać, gdyby tylko spróbował.
– Niczego się nie spodziewałam – odparłam. – Nie mam żadnych oczekiwań.
Spojrzał na mnie wymownie.
– Brak oczekiwań, brak rozczarowań.
Nie mogłam stwierdzić, czy właśnie ocenił stan mojego umysłu, czy zaprezentował swoje życiowe motto. Właściwie nie potrafiłam stworzyć choćby fragmentu jego portretu. Zamienił pasiaste polo na dopasowany czarny T-shirt, a dżinsy na luźne spodnie w kolorze khaki. Nie pasował do tego miejsca, tak samo jak nie pasował do tamtego baru, i może właśnie na tym powinnam była się skupić.
– Wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział swobodnym tonem.
Uniosłam jedną brew.
– Chociaż próbowałeś mnie od tego odwieść?
Wzruszył ramionami.
– Mój wewnętrzny harcerz musiał spróbować.
Jeśli ten chłopak skrywał jakiegoś harcerza, moje wnętrze zamieszkiwał flaming.
– Masz mnie zaprowadzić do agenta Briggsa? – zapytałam szorstko. Na szczęście nie sprawiałam wrażenia zafascynowanej, zauroczonej czy choćby odrobinę poruszonej brzmieniem jego głosu.
– Hmm. – To obojętne prychnięcie pod nosem i skinięcie głową prawdopodobnie miało oznaczać „tak”. Najwyraźniej na nic innego nie mogłam liczyć, więc ruszyłam za nim. Najpierw okrążyliśmy przestrzeń biurową, a potem znaleźliśmy się na korytarzu. Wszystko było bez wyrazu: wykładzina, ściany, zabójczo przystojna twarz mojego przewodnika.
– Co ma na ciebie Briggs? – odezwał się Michael. Czułam, że mnie obserwuje w poszukiwaniu choćby cienia emocji, który zdradziłby mu, czy trafił w punkt swoim pytaniem.
Niedoczekanie.
– Oczekujesz, że będę się denerwować – skwitowałam to, co wynikało z jego słów. – I ostrzegłeś mnie przed wizytą w tym miejscu.
Uśmiechnął się, chociaż sprawiał wrażenie spiętego.
– Chyba można powiedzieć, że jestem przekorny.
Prychnęłam. Ja nazwałabym to inaczej.
– Uchylisz chociaż rąbka tajemnicy, co się tutaj dzieje? – zapytałam, gdy dotarliśmy na koniec korytarza.
Wzruszył ramionami.
– To zależy, czy przestaniesz ciągnąć tę grę: „Kto zrobi lepszą pokerową minę?”.
Zaskoczona wybuchłam śmiechem. Jednocześnie dotarło do mnie, że od dawna nie śmiałam się tak szczerze rozbawiona. Głównie wtórowałam innym.
Uśmiech Michaela złagodniał i na ułamek sekundy jego twarz zyskała nowy wyraz. Jeśli wcześniej można było uznać go za przystojnego, to teraz wyglądał naprawdę pięknie. Nie trwało to jednak długo. Wrażenie zniknęło równie szybko jak przecinająca niebo błyskawica.
– Napisałem na wizytówce to, co myślę – powiedział życzliwie. Skinął na zamknięte drzwi po prawej. – Na twoim miejscu bym tam nie wchodził.
I wtedy pojęłam, tak jak zawsze pojmowałam różne rzeczy, że on także stanął kiedyś przed tymi drzwiami i je otworzył. Nie zważając na jego szczere intencje, zrobiłam to samo.
– Proszę wejść, panno Hobbes.
Zanim przekroczyłam próg, posłałam Michaelowi ostatnie spojrzenie.
– Au revoir – powiedział chłopak o idealnej twarzy pokerzysty, przesadnie wyraziście pstrykając przy tym palcami.
Agent specjalny Tanner Briggs chrząknął. Drzwi zamknęły się za mną. W końcu przyszłam tutaj na spotkanie z agentem FBI. W cztery oczy.
– Cieszę się, że dotarłaś, Cassie. Usiądź.
Agent Briggs był młodszy, niż to oceniłam na podstawie jego głosu podczas rozmowy telefonicznej. Koła zębate w mojej głowie poruszyły się wolno, dopasowując jego wiek do tego, co o nim wiedziałam. Starszego człowieka, który starał się wyglądać profesjonalnie, cechowała powściągliwość. Dwudziestodziewięciolatek, który robił to samo, chciał, żeby brano go na poważnie.
Na tym polegała różnica.
Posłusznie zajęłam wskazane miejsce. Agent Briggs pochylił się do przodu na swoim krześle. Dzielące nas biurko było puste, jeśli nie liczyć sterty dokumentów i dwóch długopisów, z których jednemu brakowało skuwki.
Wyglądało na to, że Briggs nie był z natury pedantyczny. Z jakiegoś powodu ta informacja poprawiła mi nastrój. Miałam do czynienia z człowiekiem ambitnym, lecz nie zawziętym.
– Skończyłaś? – zapytał. Jego głos nie był szorstki. Pobrzmiewała w nim raczej autentyczna ciekawość.
– Co takiego? – odparłam.
– Analizę – uściślił. – Spędziłem w tym biurze tylko dwie godziny. Nie byłem pewien, co zwróci twoją uwagę, ale domyślam się, że coś jednak okazało się interesujące. Naznaczeni zawsze tak mają.
Naznaczeni. Wymówił to słowo tak, jakby się spodziewał, że powtórzę je ze zdumieniem. Ale ja się nie odezwałam. Im mniej ode mnie dostawał, tym więcej mi ujawniał.
– Potrafisz profilować ludzi, wychwytujesz detale i na ich podstawie tworzysz większy obraz. Ustalasz, kim są, czego pragną, jak działają. – Uśmiechnął się. – Jakie lubią jajka.
– Zaprosił mnie pan tutaj, bo potrafię zgadnąć, jakie kto lubi jajka? – zapytałam głosem pełnym niedowierzania.
Zabębnił palcami o blat biurka.
– Zaprosiłem cię tutaj, bo masz naturalny talent do czegoś, czego większość ludzi nie potrafi się nauczyć, nawet jeśli poświęca na to całe życie.
Zaciekawiło mnie, czy sformułowanie „większość ludzi” odnosiło się także do niego.
Musiał uznać moje uporczywe milczenie za wyraz sprzeciwu.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie oceniasz ludzi? Że nie potrafisz mi powiedzieć, czy wolę grać w koszykówkę, czy w golfa?
Oczywiście, że w koszykówkę. Chociaż wolał, aby ludzie myśleli, że jednak w golfa.
– Mogłabyś spróbować mi wyjaśnić, jak rozgryzasz różne rzeczy... jak rozgryzasz ludzi. Ale wiesz co, Cassie? Różnica między tobą a resztą świata polega na tym, że aby wytłumaczyć, jak właśnie wywnioskowałaś, że wolę rozbić sobie nos na boisku, niż wymachiwać kijem w towarzystwie szefa, musiałabyś zrobić krok w tył. Musiałabyś się cofnąć, żeby ustalić, jakie wskazówki dostrzegłaś i jak połączyłaś je w całość, bo właśnie tak działasz. Nawet nie musisz tego analizować, przynajmniej nie w taki sposób, jak musiałbym to zrobić ja ze swoim zespołem. Pewnie nawet nie mogłabyś się powstrzymać, gdybyś chciała.
Nigdy o tym nie rozmawiałam, nawet z mamą, która nauczyła mnie wszystkiego, co się dało w tym zakresie. Patrzyłam na ludzi jak na zagadki. Łatwe układanki, skomplikowane puzzle, krzyżówki, łamigłówki, sudoku. Każdą z nich dało się rozwiązać, a ja nie ustawałam w wysiłkach, żeby to osiągnąć.
– Skąd pan to wie? – zapytałam mężczyznę przede mną. – I nawet jeśli to prawda, nawet jeśli naprawdę mam instynkt, co to pana obchodzi?
Pochylił się do przodu.
– Wiem o tym, bo to mój interes. Bo to ja przekonałem FBI, że musimy szukać takich ludzi jak ty.
– Czego pan ode mnie chce?
Oparł się na krześle.
– A jak sądzisz, Cassie? Czego mogę od ciebie chcieć?
Zaschło mi w ustach.
– Mam siedemnaście lat.
– Naturalne zdolności, takie jak twoje, osiągają apogeum w okresie dojrzewania. Edukacja formalna, szkolnictwo wyższe, zły wpływ otoczenia mogą zaburzyć ten niewiarygodny potencjał, którym dysponujesz. – Skrzyżował ręce na piersi. – Chcę dopilnować, żeby oddziaływały na ciebie wyłącznie dobre bodźce, żeby twój dar rozwijał się i przekształcił w coś niezwykłego, coś, co będziesz mogła wykorzystać do czynienia dobra na tym świecie.
Z jednej strony miałam ochotę roześmiać się mu w twarz, wyjść z tego gabinetu i zapomnieć o wszystkim, co się tam wydarzyło, ale z drugiej nie mogłam przestać myśleć o tym, że przez ostatnie pięć lat żyłam w stanie zawieszenia, jakbym czekała na coś bliżej nieokreślonego.
– Nie musisz decydować już teraz, ale daję ci wyjątkową szansę, Cassie. Nasz program jest jedyny w swoim rodzaju i może przekształcić naznaczonych, ludzi takich jak ty, w coś naprawdę wspaniałego.
– Takich jak ja – powtórzyłam, podczas gdy mój mózg wrzucał właśnie szósty bieg. – I Michael.
Wskazując na niego, nie miałam stuprocentowej pewności, ale w ciągu dwóch minut, które spędziliśmy razem, zmierzając do tego gabinetu, Michael zajrzał do mojej głowy i zobaczył tam znacznie więcej niż ktokolwiek inny.
– I Michael. – Twarz agenta Briggsa zaczęła się zmieniać. Opadła z niej maska niewzruszonego profesjonalisty. On traktował tę sprawę osobiście. Naprawdę wierzył w ten program.
I musiał coś udowodnić.
– Co mnie czeka, jeśli przystąpię do programu? – zapytałam, oceniając jego reakcję. Entuzjazm widoczny na jego twarzy przemienił się w coś znacznie bardziej intensywnego. Wbił we mnie wzrok, jakby próbował przewiercić mnie na wylot.
– Chciałabyś się przeprowadzić do Waszyngtonu?Rozdział 4
Czy chciałabym się przeprowadzić do Waszyngtonu?
– Mam siedemnaście lat – powtórzyłam jak katarynka. – Lepiej zapytać o to moich opiekunów prawnych.
– Nie byłabyś pierwszą zrekrutowaną przeze mnie nastolatką, Cassie. Mam swoje sposoby.
Najwyraźniej nie poznał Nonny.
– Pięć lat temu prawo do opieki nad Cassandrą Hobbes zostało przyznane jej biologicznemu ojcu, Vincentowi Battaglia, służącemu w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych. – Agent Briggs zrobił pauzę. – Czternaście miesięcy po tym, jak pojawiłaś się w jego życiu, twój ojciec dostał przeniesienie za granicę. Ty postanowiłaś zostać tutaj z jego matką.
Nie zapytałam, gdzie agent Briggs zdobył te informacje. Pracował w FBI. Pewnie znał nawet kolor mojej szczoteczki do zębów.
– Zmierzam do tego, Cassie, że z prawnego punktu widzenia kuratelę nad tobą nadal sprawuje twój ojciec. Jestem pewien, że jeśli przyjmiesz moją ofertę, będę w stanie wszystko z nim załatwić. – Agent Briggs ponownie zamilkł. – W relacjach ze światem zewnętrznym nasz program korzysta z pewnych przywilejów. Jest elitarny i ma wsparcie kilku bardzo ważnych ludzi. Twój ojciec to zawodowy żołnierz. Martwi go, że izolujesz się od świata. Właśnie dlatego będzie mi go łatwiej przekonać.
Już zaczęłam otwierać usta, żeby zapytać, jak ustalił, że mój ojciec się martwi, ale Briggs uniósł rękę.
– Nie działam na ślepo, Cassie. Gdy tylko zostałaś wytypowana jako potencjalna rekrutka, odrobiłem pracę domową.
– Wytypowana? – zapytałam, unosząc brwi. – Z jakiego powodu?
– To nie ja cię wskazałem i właściwie nie zamierzam ci zdradzić, jak przebiega rekrutacja, dopóki nie przyjmiesz mojej oferty. Jeśli zrezygnujesz, wyjadę z Denver jeszcze tej nocy.
Nie mogłam tego zrobić i agent Briggs prawdopodobnie o tym wiedział, jeszcze zanim złożył mi propozycję.
Chwycił długopis bez skuwki i zanotował coś na brzegu jednej z kartek.
– Jeśli masz pytania, możesz porozmawiać z Michaelem. Jestem pewien, że z dojmującą szczerością opowie ci o swoich doświadczeniach w programie. – Briggs wzniósł oczy do nieba w geście desperacji tak uniwersalnym, że niemal zapomniałam o jego odznace i garniturze. – A jeśli masz jakiekolwiek pytania do mnie...
Zawiesił głos i zostawił mi pole do popisu. Chwyciłam przynętę i zaczęłam wypytywać o szczegóły. Piętnaście minut później mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Program – Briggs powtarzał tę nazwę do znudzenia – dopiero raczkował. Składał się z dwóch etapów: pierwszy polegał na szkoleniu wybranych uczestników i rozwijaniu ich naturalnych zdolności, a drugi na wykorzystywaniu tych umiejętności, aby pomagać FBI zza kulis. Mogłam zrezygnować z programu w dowolnym momencie. Musiałam tylko podpisać umowę o poufności.
– Zostaje jeszcze jedno pytanie, którego nie zadałaś, Cassie. – Agent Briggs ponownie skrzyżował ręce na piersi. – Dlatego zrobię to za ciebie i od razu na nie odpowiem. Znam twoją historię. Wiem o twojej matce. I chociaż nie mam dla ciebie żadnych nowych informacji w tej sprawie, mogę powiedzieć, że po tym, co przeszłaś, masz więcej powodów niż inni, żeby robić to, co my.
– A konkretnie? – zapytałam zduszonym głosem. Na samo wspomnienie słowa na m czułam ucisk w gardle. – Powiedział pan, że zapewnicie mi szkolenie, a w zamian ja zostanę waszą konsultantką. Ale co dokładnie będę konsultować? I czego będzie dotyczyło to szkolenie?
Nie odpowiedział od razu, a ja…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnejPodziękowania
Naznaczeni to najbardziej wymagająca książka, jaką napisałam, i to właśnie ona przyniosła mi najwięcej satysfakcji. Jestem wdzięczna za to, że dostałam szansę, aby połączyć moją miłość do psychologii i wiedzę z zakresu kognitywistyki z zamiłowaniem do literatury młodzieżowej. Mam dług wdzięczności wobec wielu ludzi, którzy mi w tym pomogli.
Ogromne podziękowania należą się redaktor Catherine Onder. Bez jej zaangażowania i czujnego oka nigdy nie napisałabym tej książki. Moja agentka, Elizabeth Harding, towarzyszyła mi na każdym kroku w trakcie pracy przy kilkunastu projektach, a ja nieustannie się cieszę, że ją mam. Moja brytyjska agentka, Ginger Clark, i wszyscy z Quercus Books okazywali mi wielkie wsparcie od samego początku tego projektu. Jestem ogromnie wdzięczna za takie wspaniałe zespoły po obu stronach wielkiej wody. I oczywiście wielkie dzięki należą się ludziom z Disney-Hyperion, w tym Dinie Sherman (między innymi za two-step). Dziękuję także mojej agentce filmowej, Holly Frederick, oraz Lorenzowi De Maio za zadawanie pytań, które pomogły mi zagłębić się w ten świat.
Napisanie tej książki wymagało ode mnie zgromadzenia wielu informacji. Szczególnie przysłużyły mi się pamiętniki profilera FBI, Johna Douglasa, a także badania empiryczne Paula Ekmana, Maureen O’Sullivan, Simona Barona-Cohena i wielu innych.
Wielkie podziękowania dla Ally Carter, mojej niezwykłej przyjaciółki, za wielokrotne sprowadzenie mnie znad przepaści i przeczytanie pierwotnej wersji tej książki. Dziękuję także Sarah Cross, Sarah Rees Brennan, Melissie Marr, Rachel Vincent, BOB oraz wielu innym za ich przyjaźń i wsparcie podczas wzlotów i upadków w trakcie procesu twórczego i wydawniczego.
Pisanie i poprawianie tej książki pokrywało się z ostatnim rokiem moich studiów doktoranckich, a także z moim pierwszym rokiem pracy jako wykładowcy w college’u. Dziękuję moim doradcom w Yale, a także wszystkim z wydziału psychologii na University of Oklahoma za ciepłe przyjęcie podczas pierwszego roku pracy na etacie wykładowcy – i za okazanie tyle serca moim książkom. Chciałabym podziękować także moim niewiarygodnym studentom, zwłaszcza tym uczęszczającym zeszłej wiosny na zajęcia zatytułowane: Cognitive Science of Fiction and Writing Young Adult Fiction. Uczenie was okazało się fantastycznym doświadczeniem, dzięki któremu stałam się lepszą pisarką!
Na koniec, jak zawsze, dziękuję mojej cudownej rodzinie. Mamie, tacie, Justinowi, Allison i Connorowi. Kocham was bardziej, niż potrafię to wyrazić słowami.