Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nie ma miłości bez wzajemności - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie ma miłości bez wzajemności - ebook

Jest to fascynująca powieść psychologiczna, ukazująca krętą drogę głównej bohaterki do spełnienia. Autorka tworzy doskonałe portrety osobowościowe występujących w niej postaci, dzięki czemu czytelnik może poznać ich wnętrze. Wprowadza go w świat amnezji i psychozy, w najciemniejsze zakamarki umysłu ludzkiego. W świat luksusu i nędzy. Wspaniale opisuje siłę miłości i namiętności, której przeciwstawia pasję społecznikowską, stwarzając intrygującą opowieść z zaskakującym zakończeniem.
Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8126-521-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Nina siedziała na ławce w wiedeńskim Parku Miejskim i przyglądała się swoim polakierowanym na brązowo paznokciom. Wyglądała malowniczo w bawełnianej rdzawej minisukience odsłaniającej jej długie nogi, kokieteryjnie założone. Spod dużych słonecznych okularów po jej policzkach spływały łzy. Była w ponurym nastroju z powodu widoku, który ją przed chwilą poruszył. Najpierw przeraził i napełnił obrzydzeniem, lecz wkrótce zamienił się we współczucie.

Przyszła do parku po śniadaniu i ujrzała śpiących na ławkach jednej z alei bezdomnych. Był to koszmarny widok. Poowijani w piernaty wyglądali obrzydliwie z zarośniętymi, zapijaczonymi, pomarszczonymi mordami. Śmierdzieli na odległość. Koczowali tam, gdyż był to nieogrodzony park, niezamykany na noc. Zawsze pamiętała o tym, żeby omijać tę alejkę, lecz tym razem nieopatrznie na nią weszła. Wstrząsnął nią dreszcz obrzydzenia, lecz gdy w pewnym momencie ujrzała wśród tych ludzkich wraków starszą kobietę, ogarnęło ją współczucie.

Przecież to są ludzie, pomyślała. Tacy sami jak ja — wypielęgnowana, pachnąca, po kąpieli, po dobrym śniadaniu. A oni…? Gdyby istniał dobry Bóg, kochający wszystkich i każdego z osobna, nie dopuściłby do takiego nieszczęścia, do takiej degrengolady, do takiego upodlenia człowieka.

Zawstydziła się swego wyglądu i bogactwa. Nie potrafiła uwolnić się od wyrzutów sumienia, chociaż jej mąż, za jej namową, przeznaczał duże sumy na cele charytatywne, płacił wysoki podatek na kościół i przekazywał spore sumki na „Caritas”, który zajmował się ubogimi.

Tym ludziom nie da się pomóc, uspokajała się. To są alkoholicy i narkomani. Przecież jest tak wiele przyzwoitych noclegowni. Przypomniała sobie, jak kiedyś, w letnie przedpołudnie weszła do jednej z nich prowadzonej przez „Caritas”. Właściwie przez pomyłkę, gdyż myślała, że jest to krypta kościelna, ponieważ zauważyła napis „Gruft”, co po polsku znaczy „krypta”, tymczasem okazało się, że jest to nazwa noclegowni dla bezdomnych przy jednym ze śródmiejskich zabytkowych kościołów „Mariahilfe”, do którego lubiła wchodzić. Ujrzała siedzących na krzesłach w czystym, ozdobionym doniczkami z egzotycznymi roślinami korytarzu, przyzwoicie wyglądających ludzi, porządnie ubranych, zachowujących się spokojnie. Na pierwszych drzwiach był napis „Odzież”, na drugich „Łazienka”, na trzecich „WC”, na czwartych „Przychodnia lekarska”. Przez otwarte na oścież dwudrzwiowe wrota zobaczyła ogromny, długi stół, nakryty śnieżnobiałym obrusem i ładną zastawą w niebieskie wzorki, ozdobiony flakonikami z kwiatkami, przy którym uwijały się młode dziewczyny w białych fartuszkach, ustawiając smakowicie wyglądające potrawy.

Z ciekawości zajrzała do „WC”. Ze zdziwieniem stwierdziła, że wyłożona białymi kafelkami toaleta lśni czystością. Okazało się, że przyzwoici bezdomni, niepijący i nienarkotyzujący się mogą tam kulturalnie egzystować.

Szybko opuściła nieszczęsną alejkę i pomaszerowała dalej. Usiadła na ławce nad stawem, poruszona tym, co przed chwilą zobaczyła. Przyglądała dzikim kaczkom z mieniącymi się w słońcu szmaragdowymi główkami. Przestała myśleć o bezdomnych. Zdjęła słoneczne okulary i wyjęła z torebki puderniczkę.

Śliczna jestem, pomyślała, uśmiechając się do odbicia swojej zmysłowej twarzy z kocimi zielonymi oczyma, okolonej burzą długich, kasztanowych włosów. I co z tego? — wzruszyła ramionami. Nigdy dotąd nie poznałam miłości.

Delikatnie osuszyła łzy, by nie zetrzeć makijażu. Z zadowoleniem stwierdziła, że tusz na rzęsach się nie rozpuścił. Z głębokim westchnieniem wstała i wolnym krokiem podeszła do stawu. Stanęła nad nim, wyjęła z torebki bułkę i po kawałeczku zaczęła ją rzucać dzikim kaczkom. Starała się celować wprost do dziobów ulubionych ptaków, ale nie zawsze się jej to udawało.

Z pobliskiej ławki podniósł się natychmiast przystojny blondyn i stanął za nią.

— Już dobrze? — usłyszała za plecami.

Odwróciła się gwałtownie, mierząc wzrokiem intruza. Polak, pomyślała, rozpoznając po wymowie. Bezczelny typ.

Mężczyzna zdjął słoneczne okulary i patrzył jej w oczy, głęboko i współczująco. Miał tak ujmujący wyraz twarzy i tak ciepłe spojrzenie, że bezwiednie uśmiechnęła się do niego.

— Przepraszam, jeśli jestem nachalny, ale… widziałem, że pani płakała… Taka piękna pogoda. Jedynie noce i poranki są już chłodniejsze, ale w dzień po prostu lato. Niebo bezchmurne, słońce oślepiające. Po co się smucić? — zagadywał ją, ośmielony jej uśmiechem.

— Nie mam powodów do radości — odpowiedziała po polsku.

— Jak to nie? — zaoponował. — Jest pani młoda, piękna, zdrowa… Przepraszam, czy dałaby się pani zaprosić przez rodaka na kawę do tego przyjemnego lokalu nad kanałem? Nazywam się Kajetan Korusiewicz.

Przyjrzała się mu dokładnie. Przystojniak, elegancik — pomyślała. Był w jej typie. Opalony blondyn z ciemnymi oczyma, starannie ogolony. Jego sportowa koszula w beżowo-brązową kratę pachniała świeżością. Płócienne spodnie koloru khaki miały zaprasowane kanty. Po raz pierwszy spotkała tu kogoś takiego. Tacy ludzie nie przychodzili do Stadtparku wypełnionego tłumem miejskiej gawiedzi. Oczywiście poza licznymi turystami, ale oni mieli na sobie sportowe buty i T-shirty.

Zawahała się przez moment. Czemu nie? — zastanawiała się. Facet wygląda przyzwoicie, jest sympatyczny… Ale… bo ja wiem?

— Przecież to nic zobowiązującego — namawiał ją. — Jest tak gorąco. To niezwykłe w październiku… Napijemy się czegoś zimnego.

— Okay, chętnie się ochłodzę — zdecydowała w końcu. — Mam na imię Nina.

— Super! Cieszę się, że się pani zgodziła.

Usiedli na tarasie, tuż nad kanałem. Ściągali powszechną uwagę, gdyż widok tak wytwornej pary był tu czymś niezwykłym. Oboje byli wyjątkowo urodziwi i eleganccy. Stanowili w tym miejscu niecodzienne zjawisko. W rudo-brązowych barwach dobrani byli do siebie nawet kolorystycznie.

— Skąd pani się tu wzięła? Mieszka pani w Wiedniu? — zaciekawił się.

— Mieszkam w pobliżu. Wpadam tu, gdy mi smutno, by nakarmić kaczki. To mi poprawia nastrój. A pan? Co pan tu robi?

— Przyjechałem w odwiedziny do brata. Oboje z bratową są w pracy, więc włóczę się sam po Wiedniu.

— Mieszka pan w Polsce?

— Tak. W Warszawie. A pani? Skąd pani pochodzi.

— Z Katowic.

— Tęskni pani za ojczyzną?

— Szczerze mówiąc, nie. Po śmierci rodziców przestałam jeździć do Katowic, bo fatalnie się tam czułam. To ponure miasto… I ludzie ponurzy. Nikt się nie uśmiecha, nikt nie stara się być uprzejmym, nikt do nikogo nie zagaduje w miejscach publicznych, nikt nie żartuje, tak jak się to tutaj dzieje… Wiedeń jest kolorowy, piękny, bogaty! Mieszkam tu już od dziesięciu lat i zdążyłam go pokochać. Jego mieszkańcy są o wiele sympatyczniejsi od Polaków. Kulturalniejsi, mądrzejsi, spokojniejsi… Z jednej strony są powściągliwi, bardziej opanowani, a z drugiej pogodni, radośni. Tutaj ludzie dyskutują, w Polsce wszyscy wiecznie się kłócą. Politycy, dziennikarze, przeciętni ludzie. Wszyscy są rozhisteryzowani, zdezorientowani… Najgorsze jest to… straszliwe chamstwo i…

Mężczyzna przerwał jej:

— Przesadza pani. To tylko w mediach tak wygląda. Trzeba trzymać się od tego z daleka i można żyć w Warszawie nie gorzej niż w Wiedniu… Istnieją dwie Polski. Kulturalna i chamska, którą należy ignorować… Ale ma pani chyba w Katowicach krewnych, koleżanki. Nie ma pani ochoty ich odwiedzić?

— Nie utrzymuję z nimi kontaktu.

— Pani jest mężatką, prawda? — zmienił temat, dotykając obrączki na jej prawej dłoni, a jej po plecach przeszły ciarki.

— Pan nie jest żonaty? — spytała drżącym głosem.

— Rozwiodłem się niedawno.

— Zazdroszczę panu. Ja… bardzo bym chciał, ale…

— O, to wiem, dlaczego jest pani smutna. Nie ma nic gorszego niż życie w niedobranym związku. Czy mają państwo dzieci?

— Na szczęście nie.

— Na szczęście? — zdziwił się. — No tak, to lepiej, jeśli zamierza się pani rozwieść — dodał po chwili.

Nagle zadzwoniła jej komórka. Wyjęła ją z torebki.

— No, słucham — odezwała się znudzonym tonem.

— …

— Zwariowałeś? — krzyknęła. — Teraz? Natychmiast? Nie wiedziałeś o tym wcześniej? Nie jestem ubrana. Mowy nie ma.

— …

— No, dobrze, zrobię, jak sobie życzysz — rzekła zrezygnowanym tonem i wyłączyła się.

— Przepraszam — zwróciła się do towarzysza. — No widzi pan — rozłożyła bezradnie ręce. — Mąż wzywa — rzekła z przekąsem. — Nie zdążyliśmy nawet wypić kawy.

— Jaka szkoda! — zmartwił się. — Może spotkalibyśmy się jutro albo pojutrze? Zostaję w Wiedniu do końca tygodnia. — Wyjął z portfela wizytówkę. — Tutaj ma pani numer mojej komórki. Proszę zadzwonić, gdy będzie pani miała trochę czasu dla mnie.

Spojrzała na wizytówkę. Mgr Kajetan Korusiewicz, Psychoterapeuta — przeczytała ze zdumieniem. Rzuciła okiem na adres. Ma gabinet na Krakowskim Przedmieściu — stwierdziła z uznaniem.

— O, jest pan psychoterapeutą. Ja też chciałam studiować psychologię — uśmiechnęła się do niego zalotnie. — Zadzwonię jutro przed południem.

— Proszę sobie nie przeszkadzać i spokojnie poczekać na sok i kawę — dodała, widząc, że on wstaje z zamiarem odprowadzenia jej.

Uścisnęli dłonie. Mężczyzna usiadł z powrotem i patrzył za nią, podziwiając jej wysoką, szczupłą postać, kołyszącą z wdziękiem biodrami niczym modelka na wybiegu.

Zjawiskowa uroda, pomyślał z zachwytem. Samo patrzenie na nią to prawdziwa przyjemność. Nic dziwnego, że niezbyt szczęśliwa w małżeństwie. Takie piękności są prześladowane zazdrością i zdradzane, gdyż ich mężowie starają się w ten sposób pokonać poczucie niższej wartości. Tym bardziej, że dla innych kobiet piękna żona stanowi wyzwanie, romans z takim mężczyzną utwierdza je w przekonaniu własnej atrakcyjności.

Nina zainteresowała go nie tylko ze względu na urodę, lecz również dlatego, że obudził się w nim zawodowy odruch niesienia pomocy osobom załamanym psychicznie. Było mu jej żal. Taka piękna, bogata kobieta, a tak nieszczęśliwa, myślał ze współczuciem.Rozdział 2

Nina leżała w błękitnym peniuarze na empirowej kanapie. Jej mąż wyszedł zaraz po śniadaniu, a ona nie miała ochoty na ubieranie się i robienie makijażu. Na nic nie miała ochoty. Jak co dzień. Wiecznie była znudzona, zdegustowana. Tym razem jednak było coś, co ją pobudzało do marzeń.

— Kajetan… Kajtek — wyszeptała. — Hmm… Ładne imię.

To spotkanie poruszyło w jej sercu najczulsze struny. Od czasu tragicznej śmierci rodziców z nikim nie rozmawiała po polsku. W środowisku, w którym przebywała, nie było Polaków. Tymczasem ona wciąż myślała w ojczystym języku, czytała polskie gazety i książki, oglądała polską telewizję. Jednak zżymała się na wszystko, co działo się w jej kraju. Nie wyobrażała sobie życia w nim. Nie mogła zrozumieć, dlaczego wciąż się nim interesuje.

Psychoterapeuta. Chyba dobrze sytuowany, skoro ma gabinet w centrum Warszawy… Z takim to i w Polsce można by żyć — rozmarzyła się. Piękny mężczyzna! Pociągający, sympatyczny…

— Ani mi się waż! — usłyszała w mózgu głos matki. — Źle ci? Żyjesz sobie jak hrabianka. Mąż nosi cię na rękach. Spełnia wszystkie twoje zachcianki. Uważaj, żebyś nie zrobiła jakiegoś głupstwa.

— Łatwo ci mówić, bo nie musisz z nim sypiać! — krzyknęła ze złością.

— Wytrzymałaś z nim już dziesięć lat. Czas najwyższy, żebyś się do niego przyzwyczaiła.

Cholera jasna, to babsko nawet po swojej śmierci nie daje mi spokoju, pomyślała ze złością. Nigdy się od niej nie uwolnię… Przecież nie jestem schizofreniczką. Ona naprawdę wciąż mną rządzi z zaświatów… Siedzi w moim mózgu. — Machnęła ręką z rezygnacją i wstała, by się ubrać.

Miała wyrzuty sumienia z powodu nienawiści do matki. Tak naprawdę znienawidziła ją dopiero po jej śmierci, gdyż ubzdurała sobie, że jej dusza zagnieździła się w jej własnej świadomości. Często słyszała w mózgu jej głos wydający rozkazy. Najgorsze były ordynarne przekleństwa, które sama wypowiadała, choć nigdy nie czyniła tego przed śmiercią matki. Widziała ją wiecznie rozczochraną, naburmuszoną, palącą papierosa i narzekającą na przemęczenie wynikające z tego, że dom był wiecznie pełen krewnych ugaszczanych obfitymi posiłkami. Mimo, że w domu się nie przelewało, kupowała i gotowała o wiele za dużo. Nina nienawidziła tych wszystkich obżerających się i upijających gości. Od czasu wyjścia za mąż nie utrzymywała z nimi kontaktów. Gdy jej rodzice zginęli w wypadku drogowym, urządziła dla nich oczywiście stypę, lecz rozpacz z powodu utraty rodziców nie pozwoliła jej uczestniczyć w tej uczcie.

Usiłowała przypomnieć sobie matczyną czułość, pieszczoty… Przecież ona musiała ją kochać. Niestety, okazywała jej to tylko we wczesnym dzieciństwie. Później traktowała ją w sposób apodyktyczny.

Ten głos w mózgu zaczął ją prześladować do czasu snu, który nawiedził ją w nocy po pogrzebie rodziców. Ujrzała rozpromienioną matkę, odmłodzoną, z czarnymi lokami wokół głowy. Taką, jaką pamiętała z czasów wczesnego dzieciństwa.

— Teraz dopiero będę mogła ci pomagać, bo jestem wszędzie i wszystko widzę — powiedziała. — Nie odstąpię cię ani na krok. Będę cię prowadzić za rękę…

W tym momencie obudziła się. Nie wiedziała, czy cieszyć się, czy martwić. Bo jak dotąd nie wyszła dobrze na słuchaniu matki. To nieudane małżeństwo to był jej pomysł. Nina dała się do niego przekonać, choć od początku czuła obrzydzenie do przyszłego męża.

Od najwcześniejszych lat stanowiła obiekt westchnień kolegów. Wszyscy się w niej podkochiwali. Jednak żaden nie ośmielił się do niej zbliżyć. Była wyniosła i nieprzystępna. Ale tuż przed maturą sama się zakochała. W młodym nauczycielu matematyki. Gdy zwierzyła się z tego matce, ta ją ofuknęła:

— Chcesz całe życie sprzątać, gotować, prać? Jesteś piękna, stać cię na bogatego męża, żebyś nie musiała męczyć się tak, jak ja.

Dała się przekonać, bo istotnie nie wyobrażała sobie stania przy garach, gdyż matka nie dopuszczała jej do kuchni.

— Dlaczego nie chcesz, by Nina pomagała ci w weekendy? — spytał kiedyś nieśmiało ojciec. — Spraszasz wiecznie wszystkich krewnych i masz mnóstwo pracy z gotowaniem.

— Nie zamierzam wychowywać jej na kucharkę, tylko na wielką damę.

Przed świętami dziewczyna ciekawa była pieczenia ciast, lecz matka czyniła to w nocy, bo twierdziła, że czyjaś obecność jej przeszkadza. A potem w czasie Wigilii usypiała przy stole, ku konsternacji zaproszonych gości. Nina nie znosiła świąt, gdyż kojarzyły się jej z widokiem zaniedbanej, przemęczonej matki siedzącej przy stole z ponurą miną.

Kobieta przez wiele lat leczyła się z bezpłodności, więc gdy wreszcie urodziła córeczkę, zwariowała na jej punkcie. Chuchała na nią, nacierała olejkami, lakierowała jej paznokcie, stroiła w szyte własnoręcznie sukieneczki. Wyobrażała sobie, że jej córka wyjdzie bogato za mąż i… będzie sobie „leżeć i pachnieć”.

Dziewczynka była grzeczna, posłuszna, dobrze się uczyła. Miała dobre serce. Kochała rodziców, współczuła im trudnej sytuacji materialnej. Gdy podrosła, rwała się do pomagania matce, lecz ta nie pozwalała jej niczym się zająć.

— Połamiesz sobie paznokcie. Przeszkadzasz mi tylko! — krzyczała. — Idź do swojego pokoju.

Nina wracała do książki. Z lektury powieści wysnuła przekonanie, że wielka miłość zawsze kończy się tragicznie. A pod wpływem matki bała się małżeństwa. Współczuła jej i ugruntowywała się w przekonaniu, że nie istnieje nic gorszego od zajęć domowych.

Marzyła o karierze filmowej.

— Chcę zostać aktorką — oświadczyła, zamierzając złożyć podanie do szkoły filmowej w Łodzi.

— Oszalałaś? — oburzyła się jej matka. — Aktorki to dziwki i narkomanki. Kurewski zawód. Ciężka harówka. Chcesz całymi dniami i wieczorami pracować? Z twoją urodą możesz sobie pozwolić na „nicnierobienie”. Musisz znaleźć bogatego męża, który zapewni ci luksusowe życie. Sprzątaczkę, kucharkę, niańkę do dzieci. Tak, jak to zrobiła ciotka Elwira. A wtedy będziesz miała dużo czasu na swoje ulubione czytanie. Będziesz sobie chodziła do teatru, do opery, na koncerty, do kina.

Ojciec próbował ją poprzeć, ale oboje, zarówno on jak i jego córka, mieli słaby charakter. Byli tak zahukani przez dominującą panią domu, że nie mieli nic do powiedzenia. Dla świętego spokoju potulnie zgadzali się z nią we wszystkim, by uniknąć awantur. Przyznać należy, że mieli przy niej wygodne życie. Wszystkie troski i prace brała na siebie. Sama troszczyła się o dom i o to, by na niczym im nie zbywało. Mąż stanowił dla niej tylko „maszynkę do robienia pieniędzy”, na niedostatek których wiecznie narzekała.

Gdy Nina zdała maturę, nadszedł czas na szukanie odpowiedniego dla niej męża. Jednak w Polsce nie było zbyt wielu kandydatów, którzy zaspokajaliby aspiracje jej matki. Postanowiła wysłać córkę do Wiednia, do swojej młodszej siostry Elwiry, która, pracując tam jako barmanka w drogim hotelu, poznała milionera, wyszła za niego za mąż i wiodła żywot wymarzony przez jej starszą siostrę dla własnej córki.

Kiedy dziewczyna poznała w Wiedniu swego obecnego męża, jej matka zdecydowała, że powinna za niego wyjść. Wprawdzie Harald przekroczył pięćdziesiątkę i w niczym nie przypominał księcia z bajki, o jakim dziewczyna skrycie marzyła, to jednak mógł jej zapewnić beztroskie życie. Był zamożnym biznesmenem. Wahała się, czy nie należałoby poczekać na innego kandydata, na prawdziwą miłość. Jednak matka suszyła jej głowę i usilnie przekonywała do tego małżeństwa.

— Myśl o tym, żeby mieć pieniądze i wygodę. Ja wyszłam z miłości i co mi z tego przyszło? Uczucie szybko wygasa, gdy żyje się w niedostatku i jest się przytłoczoną domowymi obowiązkami.

Po długim ociąganiu się, uległa matce. Początkowo olśniona była luksusem, wspaniałymi podróżami, obracaniem się w wytwornym towarzystwie. Luksus, służba, doskonała kuchnia. Była tak oszołomiona, że nie miała wprost odwagi rozejrzeć się po domu. Wszystko wydawało się jej niezwykłe, fantastyczne. Żyła jak we śnie. Gdy rano otwierała oczy, od razu otoczona była pięknymi przedmiotami. Całe życie o tym marzyła. Poznała wiedeński high life. Równocześnie jednak zżerały ją kompleksy. Deprymował brak wykształcenia i cudzoziemski akcent. Prześladowało poczucie wyobcowania. A najgorsze było obrzydzenie do grubego i łysego męża.

Nigdy dotąd nie zaznała miłości, gdyż w Polsce pilnowała jej matka, a w Austrii mąż. W Wiedniu poznała wielu młodych, zamożnych, przystojnych mężczyzn, którzy z pewnością bardziej by jej odpowiadali. Zdarzało się jej w którymś zakochać, lecz jej zazdrosny małżonek otoczył ją personelem szpiegującym każdy jej krok. Wystarczyło, by uśmiechnęła się do jakiegoś adoratora, a już czekała ją scena zazdrości, po której mąż natychmiast ją przepraszał, starał się udobruchać prezentami, podróżami, spełnianiem wszelkich jej zachcianek, byleby odciągnąć ją od ewentualnego kochanka. Ten człowiek wiecznie drżał z obawy, że ją straci, że ktoś mu ją zabierze. Nieraz podkochiwała się w jakimś przystojnym znajomym, lecz nie wyobrażała sobie romansu z którymś z nich ze swoją słabą znajomością języka. Marzyła o rozkoszy seksualnej, zaczytywała się w polskich erotykach i często onanizowała się, wyobrażając sobie stosunek z nauczycielem matematyki, w którym wciąż była zakochana.

Wkrótce zaczęła czuć się w domu niczym ptak uwięziony w złotej klatce.

Wstała wreszcie z kanapy, weszła do łazienki i wzięła kąpiel. Podczas robienia makijażu zdecydowała, że spotka się z sympatycznym Polakiem. Wprawdzie obawiała się awantury, gdy doniosą o tym Haraldowi, jednak postanowiła zaryzykować. Przygotowała sobie bajeczkę o spotkaniu z kuzynem z Polski. Zadzwoniła do Kajetana i umówiła się z nim w słynnej kawiarni Sachera.

Romantyczna atmosfera i towarzystwo atrakcyjnego mężczyzny, który coraz bardziej się jej podobał, wprawiły ją w doskonały nastrój. Kajetan nie poznawał w niej smutnej damy spotkanej w parku. Opowiadała mu o sobie z uwodzicielskim uśmiechem, a on słuchał jej jak urzeczony. W pewnym momencie mimowolnie położyła rękę na jego dłoni. Zaczerwieniła się i chciała ją cofnąć, ale on ujął ją, lekko uścisnął i już nie wypuścił. Ciepło jego dłoni rozeszło się po jej ciele. Poczuła niesamowite podniecenia. Spojrzeli sobie w oczy i utonęli w nich. Siedzieli w milczeniu nawzajem oczarowani. Zapragnęła przytulić się do niego. Poczuła, jak krew uderza jej do głowy. I nagle… podjęła szaloną decyzję. Przeraziła się tego pomysłu, lecz nie potrafiła z niego zrezygnować.

— Wie pan… — odezwała się drżącym głosem. — Mamy pod Wiedniem dom, w którym właściwie mieszkamy. W mieście przebywamy tylko wówczas, gdy mąż ma biznesowe spotkania. Moglibyśmy tam pojechać, posiedzieć w ogrodzie i porozmawiać bez skrępowania.

Mężczyznę zamurowało. Nie śmiał się domyślać, dlaczego ona chce być z nim sam na sam. Spojrzał jej pytająco w oczy i już wiedział.

— Wspaniale. Zaraz ureguluję rachunek. Mam tu niedaleko zaparkowany samochód.

Gdy wyszli z kawiarni, objął ją i przytuleni doszli do auta. Jego ręka drżała na jej obnażonym jedwabistym ramieniu. Wyglądali jak filmowa para kochanków z okładki kolorowego pisma. Zwracali na siebie uwagę przechodniów.

Przecież znam się trochę na ludziach, myślał zszokowany. Ona mi nie wygląda na taką, która podczas pierwszego spotkania idzie do łóżka. Zdecydowanie nie jest puszczalską… To jest… po prostu… oczarowanie.

— Poprowadzę — rzekła, gdy wsiedli do samochodu.

Podczas jazdy położył rękę na jej udzie. Jechali w milczeniu, nie mogąc się doczekać połączenia w miłosnym uścisku. Kiedy znaleźli się na miejscu, Nina wystukała kod na bramie ogrodzenia. Szli dość długo zadrzewioną aleją. W końcu znaleźli się przed secesyjną willą o bogato zdobionej elewacji. Przed dom wyszła pokojówka.

— To mój kuzyn z Polski, Edyto — zwróciła się do niej Nina. — Przygotuj nam szampana w ogrodzie.

— Chodź — zwróciła się do Kajetana, biorąc go za rękę. Pokażę ci cały dom. Jest wspaniały.

Zdawało mu się, że śni. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ta obca, piękna dama… Rozglądał się całkowicie oszołomiony. Jak przez mgłę zarejestrował witraż w oknie klatki schodowej przedstawiający bosonogą kobietę w błękitnej tunice, z kwiatami we włosach. Następnie długo szli przez pokoje ze stiukowymi dekoracjami w formie liści i kwiatów, urządzone antycznymi meblami. Ich okna miały różne kształty, nie było dwu identycznych, niektóre osłonięte były ozdobnymi kratami o falistych łukach.

Wreszcie znaleźli się w sypialni, której meble zdobione piękną snycerką wykonane były z litego drewna dębowego. Rzucił tylko okiem na ogromną szafę z kryształowymi lustrami. Wzrok jego zatrzymał się na ogromnym łożu. Objął Ninę i zaczął ją całować. Opuścił ramiączka jej sukni, pod którą miała na sobie tylko stringi, wziął ją na ręce i położył na posłaniu. Rozebrał się błyskawicznie.

— Jesteś taka wspaniała, moja cudowna niespodzianko — szepnął jej do ucha, zespalając się z nią w miłosnym uścisku. —

— Ty też — powiedziała ze ściśniętym z wrażenia gardłem.

Po raz pierwszy w życiu odczuła rozkosz, o której marzyła. Czuła, jak drętwieją jej najpierw nogi, a następnie całe ciało aż po czubek głowy. Odnosiła wrażenie, że szybuje po niebie wśród gwiazd.

Kochali się długo, zapamiętale, a gdy opadli na poduszkę, przytulili się do siebie i obcałowywali delikatnie swoje posągowe ciała.

— Nigdy jeszcze nie przeżyłam czegoś tak wspaniałego — szepnęła uszczęśliwiona. — Do tej pory seks stanowił dla mnie tylko przykry obowiązek.

Rozkoszowali się spełnieniem, leżąc w milczeniu przez jakiś czas. W końcu ona uwolniła się z uścisku.

— Chodźmy uczcić szampanem nasze spotkanie — powiedziała ze zneiwalającym uśmiechem.

— Będę za tobą nieprzytomnie tęsknić — rzekła z egzaltacją, gdy siedzieli w ogrodzie.

— Przecież możesz mnie odwiedzić w Warszawie. Zarezerwuję ci pokój w hotelu.

— Po co? Chciałabym być z tobą dzień i noc.

— Ale ja muszę pracować.

— To odwołasz wizyty.

— Mam małe dwupokojowe mieszkanie. Nie czułabyś się w nim komfortowo.

— Z tobą nawet w jednym pokoju byłabym szczęśliwa… Mam pomysł. Harald jest obecnie bardzo zajęty. Pojadę z tobą do Polski.

— Ależ… to niemożliwe. Już jutro wracam.

— Jadę z tobą — powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.Rozdział 3

Podczas obiadu Harald siedział nachmurzony. Wiedział już o podejrzanym spotkaniu żony z rzekomym kuzynem z Polski. Nie czuł się jednak zbytnio zagrożony przez jakiegoś marnego Polaka.

— Do ciotki Elwiry przyjechał nasz kuzyn z Polski. Spotkałam go dziś przypadkowo — odezwała się nieśmiało. — Czy miałbyś coś przeciwko, żebym pojechała z nim odwiedzić krewnych? Już tak dawno nie byłam w Polsce. Chciałabym wreszcie pójść na grób rodziców… Jesteś bardzo zajęty, nie jestem ci aktualnie potrzebna.

— Jak to nie? Są spotkania, przyjęcia i inne okazje, podczas których powinnaś mi towarzyszyć. Na przykład dziś wieczorem idziemy na premierę do opery.

— Wiem. Przecież nie zamierzam już dzisiaj jechać. Wyruszamy jutro. Co ty na to?

Pomyślał, że nawet jeśli ona ma coś na sumieniu, to pobyt w Polsce zniechęci ją do tego jakiegoś Polaka. Uświadomi tam sobie, jakie wspaniałe życie ma z nim tutaj. Wiedział, że szybko zatęskni za Wiedniem.

— Tak bardzo ci na tym zależy? — spytał podejrzliwie. — Co to za kuzyn?

— Syn brata mojej matki.

— Zaproś go do nas. Chciałbym go poznać.

— Kiedy? On już jutro wraca do Katowic.

— Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej.

— Nie wiedziałam, że przyjechał do ciotki. Rzadko się z nią spotykam… To… przecież… nie chodzi o niego — powiedziała zmieszana. — Zabrałabym się z nim tylko jego samochodem.

— Po co? Nie możesz sama pojechać? Jak zamierzasz wrócić bez auta?

— Samolotem. To przecież wygodniej.

— No dobrze — westchnął ciężko. — Skoro ci tak bardzo na tym zależy. Ale wracaj szybko. Będzie mi ciebie brakowało.

Nie potrafił jej niczego odmówić. Spełniał każde jej życzenie.

— Chciałabym tam pobyć ze dwa tygodnie.

— A co ja tu będę robił bez ciebie, kochanie?

— Nie przesadzaj. Dasz sobie radę. Przecież jesteś tak zajęty, że w ogóle nie odczujesz mojej nieobecności — rzekła z przymilnym uśmiechem.

— Dobrze. Jedź sobie już jutro, ale pamiętaj… — przerwał i zmierzył ją błagalnym spojrzeniem.

— Wiem, wiem, znowu mnie o coś bezpodstawnie podejrzewasz. — Zrobiła obrażoną minę, ciesząc się w duszy, że jej szalony plan zaczyna nabierać realnych kształtów.

Nazajutrz z samego rana, zaraz po wyjściu Haralda, zaczęła się pakować. Była niesamowicie podekscytowana. Wszystko leciało jej z rąk. Gdy skończyła, wyjrzała przez okno. Błękitny Volkswagen Kajetana stał już pod domem. Jadąc windą drżała z podniecenia. Nigdy by nie przypuszczała, że odważy się na coś takiego. To była iście szalona decyzja.

Gdy wsiadła do samochodu, w jej mózgu odezwał się głos matki:

— Co robisz idiotko? Pożałujesz tego!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: