Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie ufaj nikomu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nie ufaj nikomu - ebook


Pozycja, na którą składają się różnorodne wątki i w której splatają się problemy od jednostkowych do społecznych. Owo połączenie tworzy jednak spójną całość, wartościową zwłaszcza dlatego, że będąc powieścią w gruncie rzeczy sensacyjną, nie traci z horyzontu innych perspektyw. I tak zazębiają się ze sobą wątki erotyczne, rodzinne, kryminalne, egzystencjalne, gangsterskie – by wymienić tylko niektóre spośród wielu.

Dzieje bohatera, Vasilija, poznajemy od początku, od historii jego rodziców. Jego zawiłe losy tłumaczą poszczególne rysy osobowości, która sama w sobie jest bardzo ciekawie zarysowana – bohater jest bowiem postacią w najwyższym stopniu niejednoznaczną, zarówno w wymiarze etycznym, jak i charakterologicznym. To postać, którą nieustannie kształtuje wielokulturowy tygiel, w jakim się obraca. Czynnikiem inspirującym wszelkie działania Vasilija jest zadanie, które sam sobie narzucił – oddawanie złoczyńców w ręce sprawiedliwości.

Fabułę ponadto kształtuje podążanie za tajemniczym symbolem, który przewija się przez lwią część życia bohatera. Czy jednak uda mu się rozwiązać dręczącą go zagadkę...?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8119-126-5
Rozmiar pliku: 898 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Albania, 2017

Nazywali go Enrique, ale nie było to jego prawdziwe imię. Zwykła ksywa, przykrywka. Chodziło o nawiązanie do słynnego hiszpańskiego bossa narkotykowego. Niewiele osób znało jego prawdziwą tożsamość, a ten pseudonim do niego przylgnął. W świecie handlarzy narkotyków osiągnął prawdziwe mistrzostwo. Był naprawdę dobry i zarobił krocie na przemycie. Zdobył władzę w dosyć młodym wieku i, jak każdemu, kto nie umie sobie z nią radzić, uderzyła mu do głowy. Miał pieniądze i mógł robić prawie wszystko, dlatego też zlecał zabójstwa ludzi, którzy mu się narazili, wyznaczając taką cenę za ich głowy, że nikt by się nie zdziwił, gdyby sprzątnęło ich własne odbicie w lustrze. Poza tym kolekcjonował prostytutki, które sprowadzał z różnych krajów, a przy tym traktował je gorzej niż zwierzęta.

Po jakimś czasie naraził się FBI i kilku innym agencjom. Dobrze się jednak ukrywał i pilnował, więc trudno było go złapać – zwłaszcza na gorącym uczynku. Zamelinował się w Albanii, opłacił sowicie tamtejszą policję i żył jak król.

Gdy FBI dowiedziało się, gdzie ukrywa się Enrique, nie chcieli robić żadnego nalotu i zaczynać strzelaniny, bo bali się, że wywoła to wojnę. Wyznaczyli zatem nagrodę za jego głowę, a jeszcze wyższą za pojmanie go żywego. Na nic to jednak się zdało, ponieważ zamożny boss nie szczędził pieniędzy na swoje bezpieczeństwo i zatrudnił tak liczną ochronę, że stworzył sobie swoją własną małą armię.

Nikt nawet nie próbował go pojmać, ponieważ wszyscy się go bali. Wszyscy z wyjątkiem człowieka, który nie pochodził stąd, z tego miasta, ani nawet z tego kraju. Dowiedział się o nim przez przypadek i postanowił pokonać cały Ocean Indyjski, aby tu dotrzeć i go dorwać. Nie dlatego, że coś mu zrobił. Nie, to była po prostu jego praca. Enrique był z całą pewnością złym człowiekiem, a Vasilij był kimś w rodzaju łowcy głów i zajmował się łapaniem ludzi, którzy zagrażali społeczeństwu. Miał sto dziewięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu i ważył sto trzynaście kilogramów. Był muskularny i barczysty. Miał ciemne włosy, które zawsze obcinał przy samej skórze, przez co z daleka wyglądał jak łysy. Poza tym opalona twarz i niebieskie, a wręcz błękitne, oczy. Kiedyś bardzo mu pomagały w podrywie, ponieważ dziewczyny uwielbiały tęczówki takiego koloru, lecz teraz, podczas misji, wolałby nieco mniejsze i ciemniejsze. Nie miał żadnych tatuaży ani kolczyków. Tatuaże mu się nie podobały, a kolczyki uważał za niepraktyczne i kłopotliwe. Podczas bójki jego przeciwnik miałby ułatwione zadanie, mógłby złapać, szarpnąć i wyrwać je z ciała, co zapewne by bolało, a przez upływ krwi – znacznie osłabiło.

Zamiast tatuaży jego ciało zdobiły, albo szpeciły – w zależności od punktu widzenia – blizny. Został postrzelony w nogę podczas swojej pierwszej misji na Ukrainie i teraz na prawym udzie miał jasną, lekko pogrubioną pajęczynkę. Skóra na jego lewym boku była trochę pomarszczona i zmodyfikowana – tak bliski wybuch z granatu, jakiego doświadczył Vasilij, zawsze pozostawiał nieprzyjemne ślady. Miał też kilka ran ciętych i kłutych. Dzięki uprzejmości talibów do tej pory można było prześledzić trasę noża, który wyżłobił mu ranę od łokcia, przez cały biceps, aż do barku. Z tej samej misji miał również bliznę przy lewym uchu – talibowie chcieli mu poderżnąć gardło. Nie zdążyli, ale aż do teraz została mu pamiątka.

Jednak najważniejszą ranę nosił na plecach. Miała dla niego największe znaczenie. Został zdradzony przez swojego towarzysza broni, którego uważał również za przyjaciela, co było absolutnie niewybaczalne. Na jednej z misji, w decydującym momencie, jego „przyjaciel” wbił mu nóż w plecy po samą rękojeść. Na szczęście ostrze nie było na tyle długie, by uszkodzić mu ważne organy wewnętrzne, ale mimo wszystko sprawiło, że Vasilij został schwytany przez wrogów i potwornie torturowany. Ta sytuacja nauczyła go, że w życiu nie należy nikomu ufać. I tego się trzymał.

Enrique śledził długo. Był nieuchwytny. Każdy jednak kiedyś się pomyli, każdy ma jakąś słabość, która prędzej czy później ujrzy światło dzienne. A Vasilij był bardzo cierpliwym człowiekiem. Nieraz się przekonał, że cierpliwość popłaca. Tak było również i w tym przypadku. Enrique w końcu popełnił błąd, który Vasilij wykorzystał bez żadnego wahania.

Mianowicie jedną ze słabości mężczyzny, jak zresztą większości baronów narkotykowych, były dziwki. Na szczęście Enrique był osobą, o której dużo się mówiło w mieście, i Vasilij dowiedział się od ludzi, że dziś po południu wyjeżdża on z miasta do nowo otwartego burdelu, albo inaczej haremu, jak to mówili w tych stronach. To była jego szansa, prawdopodobnie jedyna, i nie zamierzał jej zmarnować.

Posiadłość Enrique do złudzenia przypominała pałac. Kazał ją zbudować na dowód swojej wielkości. Wjeżdżało się do niej przez główną bramę i tą samą drogą również wyjeżdżało. Było to jedyne oficjalne miejsce, żeby się tam dostać. Naturalnie, roiło się tam od uzbrojonych po zęby strażników chodzących po jego posiadłości, gotowych zabić każdego, kto przejawiałby jakiekolwiek złe zamiary. Było ich sporo również na czterometrowych murach, którymi otoczony został pałac.

Jednak Vasilij długo krążył po mieście, myśląc i szukając sposobu, jak inaczej dostać się do środka. Jak wielokrotnie pokazało jego doświadczenie, nie sztuką jest wedrzeć się niezauważonym do fortecy przeciwnika. Największe wyzwanie to bezpieczne wydostanie się na zewnątrz.

Kilka dni wcześniej Vasilij spakował potrzebny sprzęt i wybrał się na ryby. Rozłożył swoje toboły przy rzece, nad którą położona była posiadłość. Wiedział, że nie ma wiele czasu, dlatego szybko ustawił dwie wędki, by stworzyć pozory, następnie wszedł do wody, przebrał się w strój nurka i wziął resztę sprzętu. Zanurkował i ruszył pod wodą w stronę murów. Woda była brudna i mętna, więc trudno było cokolwiek w niej zobaczyć, ale w dzień mógł spokojnie używać kolorowych lightsticków, które rozświetlały mu drogę.

Dotarł do podwodnych krat uniemożliwiających dostanie się tą drogą do środka. Vasilij postanowił zredukować nieco liczbę zabezpieczeń w fortecy i wyciągnął zza pleców coś w rodzaju podwodnej spawarki, dzięki której mógł przeciąć kraty. Od razu zabrał się do roboty. Nigdy wcześniej tego nie robił, dlatego potrzebował czasu, aby dojść do jako takiej wprawy. Z każdą chwilą wychodziło mu to szybciej i sprawniej. Zrobił krótką przerwę, aby dać odpocząć maszynie. Sprawdził tlen w butli – zużył już ponad połowę. Niewiele mu jednak zostało do zrobienia i ocenił, że zdąży.

Gdy skończył, wrócił do miejsca, w którym rozłożył swoje małe obozowisko. Wcześniej jednak ustawił się kilka metrów od brzegu i dyskretnie wysunął jedną końcówkę peryskopu, aby upewnić się, czy nikogo nie ma na lądzie. Obejrzał dookoła całą okolicę. Było bezpiecznie. Sprawnie przebrał się w suche ciuchy. Z zadowoleniem stwierdził, że na jedną z wędek ma branie. Uśmiechnął się pod nosem i pomyślał, że po raz pierwszy od kilku dni w końcu zje coś smaczniejszego i pożywniejszego niż drobne owoce i ohydną papkę, którą jedli ludzie w mieście.

* * *

Teraz stał znowu w tym samym miejscu, pod osłoną nocy, poza zasięgiem reflektorów rzucających ostre światło na rzekę w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia. Założył sobie z przodu wodoodporny plecak ze sprzętem, który miał być mu potrzebny tej nocy. Odetchnął spokojnie. Od ostatniego zadania, jakie wykonywał, minęło dziesięć lat. Nie był już pierwszej młodości, lecz czuł się równie dobrze, jak przed laty. Zdrowa dieta i ruch na świeżym, górskim powietrzu pozwoliły mu zachować młodzieńczą sprawność, kondycję i wytrzymałość. Poza tym życie ewoluuje. Kiedyś ludzie żyli krócej, częściej chorowali. Teraz dożywają nawet stu dwudziestu lat, dlatego Vasilija nie można było jeszcze nawet nazwać starszym panem. Postury zazdrościłby mu niejeden nastolatek.

Sprawdził wszystko jeszcze raz. Odkręcił tlen w butli, zarzucił sobie ją na plecy, nałożył maskę i po cichu zanurzył się w odmęt. Tym razem nie mógł oświetlać sobie drogi, bo istniało spore ryzyko, że strażnicy dostrzegliby błysk w rzece, co z pewnością wydałoby im podejrzane. Musiał polegać zatem na swojej pamięci i obliczeniach. Spojrzał na zegarek – za dziewięć sekund powinien dotrzeć do ściany. Odliczał, lecz nie doszedł nawet do pięciu i jego wyciągnięta ręka natrafiła na cegły. Był to mur. Zaczął płynąć nieco szybciej niż poprzednim razem. Teraz tylko pozostało mu zdecydować, czy ruszyć w prawo, czy w lewo, aby dotrzeć do krat. Zastanowił się chwilę i wybrał lewo. W końcu nurt rzeki spychał go na prawo, więc ta decyzja wydawała mu się logiczna. Nie pomylił się. Przepłynął przez dziurę, którą sam zrobił, uważając, aby nie zahaczyć niczym o wystające pręty.

Gdy był już po drugiej stronie, ostrożnie sprawdził peryskopem, czy droga wolna. Nie dostrzegł nikogo. Zostawił w wodzie butlę, maskę i piankę. Nago wyszedł na brzeg. Otworzył plecak i wyjął suchy strój. Przebrał się za służącego, ukrył pod ubraniem Colta Special Combat Government oraz kimbera i kilka zapasowych magazynków. Do kieszeni schował minibombę i detonator.

Był zbyt wysoki jak na przeciętnego służącego i nie miał standardowych butów, jakie się tu nosiło – to jedyne, co mogło go zdradzić. Skulił się, aby choć trochę ukryć swoją posturę, ale z butami nie mógł nic zrobić. Potrzebował ich. Były to glany ze specjalną, grubą podeszwą, gdzie schował małą komórkę i składany nóż typu karambit – standardowy sprzęt, który zawsze miał przy sobie, nie tylko na misjach, lecz także w życiu codziennym.

Ruszył w stronę pałacu, drepcząc i przebierając nogami. Taki chód podpatrzył u innych służących. Znał rozkład pokojów w zamku, dlatego dobrze wiedział, gdzie iść. Najpierw udał się do kuchni, wziął tacę z jakimś jedzeniem oraz nóż kuchenny, który miał bardzo przyjemny do walki kształt. Stwierdził, że może być przydatny. Ukrył go pod tacą i skierował się do komnaty Enrique. Minęło go kilku strażników, lecz żaden nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. Zatrzymała go dopiero osobista ochrona Enrique, trzymająca straż przed drzwiami. Wzdrygnęli się nieco, gdy sługa niespodziewanie wyszedł zza zakrętu. Vasilij umiał poruszać się bezszelestnie i to właśnie ciche nadejście zaskoczyło strażników. Powiedzieli coś w swoim gardłowym języku. Vasilij znał płynnie sześć języków, ale te z południowej Europy zaledwie w stopniu komunikatywnym. Na szczęście tę komendę zrozumiał. Kazali mu się zatrzymać. Milczał zatem i czekał. Ruszyli w jego stronę. Potrzebował trzech sekund na szybką ocenę sytuacji, dokładnie tyle, ile zajęło im podejście do niego.

Dwóch strażników, obaj trzymali w rękach AK47, lecz pewnie były zablokowane i niegotowe do strzału. Ale to tylko domysły. Nie mógł ryzykować. Nie w takim momencie. Jeżeli podciąłby im gardła, mogliby bezwiednie, w odruchu, nacisnąć spust i całą akcję szlag by trafił.

Vasilij poprawił nóż w dłoni. Poczekał, aż tamci zmniejszą dystans. Pierwszy ruszył się ten z prawej. Lewy powinien go osłaniać, ale nawet nie wycelował broni w potencjalnego przeciwnika.

Bo i po co? Przecież to zwykły służący. Vasilij pozwolił, aby tacka spadła, robiąc nieco hałasu. Lecz zanim to nastąpiło, pierwszy strażnik już miał podcięte ścięgna przy nadgarstku, co uniemożliwiło mu naciśnięcie spustu. Zdążył wydać jedynie ciche mruknięcie i nóż zatopił się w jego szyi.

Widać, że strażnicy nie byli odpowiednio przeszkoleni. Drugi ochroniarz oniemiał na chwilę po tym, co zobaczył, i stał jak sparaliżowany, a powinien oddać już serię w stronę intruza. Zanim się ocknął, Vasilij przejechał mu ostrzem noża po ręce, w tym samym miejscu, co pierwszemu ochroniarzowi. Następnie ręką zasłonił mu usta i zakończył żywot nieszczęśnika.

Musiał się streszczać, bo ktoś mógł być w pobliżu i usłyszeć hałas. Chwycił obydwa trupy i czym prędzej wparował do komnaty, aby krew nie zabrudziła korytarza. Od razu zamknął drzwi i, obracając się, wyciągnął colta. Wycelował w głowę Enrique, który zastygł z otwartą buzią na środku pokoju, w trakcie zapinania ostatniego guzika swojego drogiego garnituru.

– Siadaj! – rozkazał po albańsku. Enrique wymamrotał coś w swoim gardłowym języku, patrząc na martwych ochroniarzy. Vasilij zrozumiał sens tych słów, ale wolałby prowadzić rozmowę w lepiej znanym mu języku.

– Mów po angielsku! – Vasilij spojrzał na niego surowo. Tamten jednak zaczął już odzyskiwać pewność siebie i podniósł głos. Vasilij dwoma długimi krokami znalazł się przy nim. I tak górował nad Enrique, ale teraz baron skurczył się dodatkowo ze strachu, więc wyglądał zupełnie jak przerażone dziecko, które coś przeskrobało i musi wytłumaczyć się z tego rodzicom.

– Nie chcesz współpracować? Bardzo dobrze. – Vasilij sięgnął do kieszeni i wyciągnął mały przedmiot. Złapał Enrique za twarz i ścisnął mocno. Tamten mimowolnie otworzył usta, a wtedy Vasilij wepchnął mu przedmiot do ust.

– Zaciśnij mocno – rozkazał. Poczekał, aż tamten wykona polecenie i kontynuował. – To jest bomba. Gdy rozluźnisz uścisk, po prostu rozerwie ci głowę. W kieszeni mam detonator, więc jeżeli będziesz coś kombinował, bomba również wybuchnie. Zaufaj mi, a nic ci się nie stanie. Zrozumiano? – Enrique pokiwał skwapliwie głową. Zaczął się pocić ze strachu. – Otwieraj sejf! – Baron drgnął. Był zbyt przerażony, żeby protestować. Podszedł do szafy, pogmerał chwilę i odsunął się. Vasilij podszedł bliżej. Zobaczył stos pieniędzy, sztabki złota i kilka rodzajów broni. Co za idiota – pomyślał – mógłby spróbować mnie zabić, gdyby trochę ruszył głową. Jak to możliwe, że tacy inteligentni inaczej ludzie zdobywają tak dużą władzę i pieniądze?

– Przynieś walizkę i zapakuj do niej pięć milionów.

Enrique spojrzał na niego.

– No co? Tyle żądam za swoją robotę.

Gdy Enrique wykonał rozkaz, Vasilij wrzucił do walizki jeszcze kilka modeli broni, których nigdy wcześniej nie widział – mała premia. Następnie zwrócił się do Enrique:

– Podstawili już samochód, który ma cię zawieźć do haremu? – Enrique wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, ale spojrzał na zegarek i pokiwał głową. – Dobrze, zejdę tam razem z tobą, jako twój służący, będę szedł z tyłu i bacznie cię obserwował, więc pamiętaj, że masz być grzeczny, jeżeli chcesz przeżyć. Wsiądziesz do auta, a ja za tobą. Dasz znać kierowcy, żeby ruszył. Zachowuj się naturalnie i nie zatrzymuj. Ruszaj.

Vasilij wszedł w rolę posłusznego sługi, który dźwiga bagaż za swym panem, a Enrique, po którym Vasilij spodziewał się więcej kłopotów, posłuchał go i zrobił wszystko to, co miał zrobić. Gdy minęli bezpiecznie bramę główną, Vasilij rozluźnił się nieco, lecz nie stracił czujności.

To jeszcze nie koniec. Zadanie trzeba doprowadzić do końca.

Gdy Vasilij stwierdził, że oddalili się już wystarczająco, wyciągnął swojego colta. Dwoma szybkimi strzałami pozbył się kierowcy i ochroniarza siedzącego na przednim siedzeniu pasażera.

Samochód się zatrzymał i Vasilij zwrócił się do Enrique:

– Wysiadaj! – Wyszli na ciepłe nocne powietrze. – Wypluj – powiedział Vasilij, przystawiając rękę do jego ust. Enrique popatrzył na niego z przerażeniem i pokręcił stanowczo głową. Vasilij przewrócił oczami. – To nie jest bomba. Kłamałem. Matka cię nie nauczyła, że nie można ufać obcym?

Enrique, boss narkotykowy, potęga tego kraju, zapłakał gorzko z bezsilności. To był żałosny widok. Oddał atrapę Vasilijowi.

– Przestań się mazać! – Vasilij skarcił go i uśmiechnął się w duchu. Uwielbiał pokazywać ludziom, jacy są słabi. Bomba była prawdziwa. Vasilij nie był głupi, nie zaryzykowałby całej akcji dla samej zabawy z atrapą. To było zabezpieczenie, gdyby coś poszło nie tak. Jedno tylko podkolorował – bomba nie wybuchłaby sama z siebie. Vasilij musiałby ją zdetonować.

– Zaraz się pożegnamy i nigdy więcej już mnie nie zobaczysz. A teraz bierz telefon z auta i dzwoń do swojej rezydencji. Każ sprowadzić tu helikopter. Z pełnym bakiem.

– Kim ty jesteś? – Vasilij po raz pierwszy usłyszał jego angielski. Był twardy, ale poprawny. – Skąd tyle o mnie wiesz? Dla kogo pracujesz?

– Nieważne – powiedział krótko. – Dzwoń! Tylko mów po angielsku, żebym wszystko rozumiał. Jedno słowo po albańsku, a przestrzelę ci kolano.

Enrique nie miał wyjścia. Sięgnął po telefon, wybrał numer i zadzwonił. Po piętnastu minutach usłyszeli huk. Helikopter wylądował i Enrique dał znak ręką pilotowi, aby wyłączył silnik i wyszedł z kabiny. Gdy to zrobił, Vasilij uderzył go kolbą w głowę. Nie chciał zabijać, jeżeli nie było to konieczne. Ten człowiek wcale nie musiał być zły. Mógł pojawić się po prostu w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Vasilij wrzucił go do bagażnika razem z dwoma trupami, a Enrique związał na tylnym siedzeniu. Zostawił torbę z pieniędzmi i bronią w helikopterze. Zajął miejsce kierowcy w aucie i zawiózł swoich pasażerów pod samą siedzibę FBI w Tiranie. Nie wiedział jeszcze, jak dyskretnie zawiadomić agencję, że ma dla niej prezent, nie ujawniając przy tym swojej tożsamości. Pomysł wpadł mu do głowy dopiero, gdy zobaczył, że przy bramie jest tylko jedna budka ze strażnikiem, który chrapał w najlepsze. Vasilij skierował auto prosto na bramę i ruszył z piskiem. Zablokował pedał gazu i wyskoczył na asfalt. Puścił się sprintem, unikając blasku ulicznych lamp, nie czekając nawet, aby zobaczyć efekt. Wiedział, że auto przebiło niezbyt solidnie zrobioną bramę, a hałas postawił na nogi nie tylko strażnika, lecz także cały budynek. Vasilij zwolnił kilka przecznic dalej, uspokoił oddech i zaczął się rozglądać za taksówką.

Znalazł parking, na którym stało ich z dziesięć. Wybrał ostatnią z kolejki i wsiadł na tylne siedzenie. Nadal był przebrany za sługę, w długie, kremowe prześcieradła i obawiał się, że ktoś mógłby go zapamiętać. Ustawił się za kierowcą, aby ten nie widział jego twarzy. Taksówkarz zapytał w swoim języku, dokąd ma jechać.

– Poprowadzę pana – powiedział Vasilij.

Najkrótszą drogą wyjechali z miasta. Gdy do miejsca, w którym stał helikopter, pozostał niecały kilometr, Vasilij kazał taksówkarzowi się zatrzymać. Zapłacił kierowcy za usługę, podziękował i wyszedł. Poczekał, aż taksówka zniknie mu z oczu i ruszył truchtem w stronę helikoptera. Ostrożnie podszedł do kabiny z coltem gotowym do strzału, spodziewając się w każdej chwili nieproszonych gości i pułapki. Nikogo jednak nie było. Helikopter i rzeczy stały tak, jak je zostawił.

Wsiadł do kabiny i przygotował maszynę do lotu. Sprawdził wszystkie czujniki. Gdy upewnił się, że wszystko gra, delikatnie uniósł helikopter nad ziemią. Latać nauczył się w wojsku. Nie miał licencji pilota, lecz umiejętności, które posiadł, spokojnie pozwalały mu na poruszanie się śmigłowcem tego typu. Potrzebował kilku minut na oswojenie się z nową maszyną. Vasilij uśmiechnął się pod nosem. Te bogate gnojki lubili różne bajery. Enrique zapłacił kupę forsy, aby zamontowali w jego helikopterze sprzęt, dzięki któremu nie wykryją go radary. Mógł zatem bez większych przeszkód przemieszczać się po całej Europie. Postanowił to wykorzystać i przed powrotem do domu zobaczyć, co słychać w jego ojczyźnie.

2

Nowa Zelandia, 2017

Z jednym dłuższym postojem i kilkoma krótkimi przerwami na tankowanie w różnych krajach, Vasilij doleciał w końcu do Nowej Zelandii. Wybudował dom na północy tego pięknego kraju, z dala od ludzi, na górzystym terenie, w środku masywu górskiego. Wylądował niedaleko swojej posiadłości. Wyłączył silnik. Obszedł helikopter i zaczął wyciągać z tylnego siedzenia walizkę z pieniędzmi i bronią. Kiedyś wykonywał swoją robotę za darmo, później, gdy kończyły mu się środki finansowe, wybierał cele tylko z listów gończych i odbierał wyznaczoną nagrodę od władz. Jednak już po pierwszym takim zadaniu zrozumiał, że to jest za mało, aby pokryć koszty przygotowań i zorganizowania całej akcji. Poza tym musiał z czegoś żyć. Dlatego wpadł na pomysł, że skoro ci ludzie i tak pójdą do więzienia, pieniądze nie będą im potrzebne. Od tamtego czasu brał tylko tyle, ile było mu potrzebne, resztę zostawiał. Nie był pazerny.

Śmigła helikoptera jeszcze się kręciły, dlatego bardziej wyczuł, niż usłyszał, że ktoś się zbliża. Ludzie mają jakiś szósty zmysł i wiedzą, kiedy ktoś na nich patrzy. Vasilij był bardzo na to wyczulony. Miał świadomość, że ktoś stoi tuż za nim. Schylił się i wyprowadził poziome kopnięcie z półobrotu. Nie trafił. Jego przeciwnik zgrabnie uchylił się w bok, a ręką zablokował cios. Nie zwlekając ani chwili, wyprowadził serię zgrabnych, szybkich ciosów pięściami i łokciami. Vasilij uniknął wszystkich, sam przeszedł do ataku. Gdy się bronił, spojrzał na swojego przeciwnika. Był to dziesięcioletni chłopiec. Dosyć wysoki jak na swój wiek, szczupły i silny, do tego bardzo szybki. Vasilij był pod wrażeniem. Postanowił nie kończyć zbyt szybko tego pojedynku i przetestować jego umiejętności. Uderzał szybko i celnie, nogami i rękoma, ale pozwolił tamtemu się bronić. Specjalnie także zrobił błąd – źle postawił nogę, ponieważ był ciekaw, czy chłopiec to wykorzysta. Wykorzystał. Sprawnie zmienił pozycję, zszedł trochę na lewo i podciął Vasilija. Od razu rzucił się, aby założyć mu dźwignię na kolano i zmusić przeciwnika do poddania się. Tak bardzo się na tym skupił, że nie zauważył, jak Vasilij sięga po broń. Spokojnie wycelował coltem w syna i powiedział:

– Przegrałeś.

– Specjalnie dałeś się podciąć, prawda?

– Ale całkiem nieźle sobie radziłeś. Dużo się nauczyłeś podczas mojej nieobecności.

– Mistrz Bai Yu Feng nie pozwolił mi się nudzić.

– Prawidłowo. Niedługo będziesz lepszy ode mnie. – Wstali i otrzepali się z trawy. – Ale teraz pomóż staruszkowi się rozpakować.

Wzięli walizkę we dwóch i ruszyli w stronę domu. Nie była to willa, dom nie był za duży, ale miał wszystko, co było potrzebne do życia. Miejsce do spania, łazienkę i kuchnię. Pod domem znajdowało się kilka pomieszczeń. W jednym Vasilij trzymał pieniądze, fałszywe paszporty i inne dokumenty, w drugim – broń różnego rodzaju i kalibru, a trzecie było zwykłym garażem, chociaż na tyle dużym, aby pomieścić pięć samochodów i motocykl.

Za domem znajdował się wielki zbiornik, wykopany własnoręcznie przez Vasilija, W sztucznym jeziorku zbierała się deszczówka. Rurami była doprowadzona do domu i ogrzewana przez piec. Na szczycie góry stało opuszczone, zapomniane schronisko.

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: