Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niebo jest nasze - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
2 sierpnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,90

Niebo jest nasze - ebook

Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w USA porywano co najmniej jeden samolot tygodniowo. Początkowo porywacze zwykle chcieli dostać się na Kubę – było to tak częste, że w amerykańskich samolotach wszystkie kokpity zostały wyposażone w mapy Morza Karaibskiego, pilotów zaopatrzono w rozmówki hiszpańskie, a Ambasada Szwajcarii w Hawanie, która reprezentowała amerykańskie interesy dyplomatyczne na Kubie, przygotowała dla linii lotniczych formularz z prośbą o szybki zwrot skradzionej maszyny. Z czasem zaczęto porywać samoloty dla okupu lub by zamanifestować polityczny sprzeciw. Jednak dopiero groźba użycia porwanego samolotu do zniszczenia reaktora jądrowego sprawiła, że na lotniskach wprowadzono surowsze środki bezpieczeństwa, łącznie z kontrolą osobistą pasażerów i prześwietlaniem ich bagażu podręcznego.

„Niebo jest nasze” to fascynująca, miejscami zabawna, a miejscami przerażająca opowieść o złotym wieku piractwa powietrznego, osnuta wokół historii słynnej pary, Rogera Holdera i Cathy Kerkow, którzy uprowadzonym samolotem i z pół miliona dolarów okupu dotarli aż do Algieru. To także świetny portret psychologiczny ogarniętej podniebnym szaleństwem Ameryki tamtych lat.

- Jedna ze 100 najlepszych książek 2013 roku według New York Times Book Review Notable Book

- Jedna z 10 najlepszych książek 2013 według New York Timesa

- Jedna z najlepszych książek 2013 według Boston Globe

- Jedna z najlepszych książek 2013 roku według pisma Slate

- Jedna z najważniejszych książek 2013 roku według Stowarzyszenia Bibliotek Amerykańskich (ALA)

- Jedna z najbardziej polecanych książek 2013 roku według San Francisco Chronicle

„Znakomicie przywołując atmosferę tamtych czasów z ich wrzącym napięciem rasowym, rozczarowaniem wojną wietnamską i oparami marihuany, "Niebo należy do nas" żywo opowiada o porwaniu samolotu na najdłuższy dystans w historii Ameryki, tym najbardziej medialnym z występków, którego następstwa dotknęły sporej części świata. Rzeczywistość okazała się tu dziwniejsza niż fikcja. […] Zajmujący i wnikliwy sposób relacji w "Niebo należy do nas" budzi odczucie, że nawet niedawne wydarzenia działy się nie tylko w innej epoce, ale wręcz na innej planecie.” „The Daily Beast”

„Temat, który sam w sobie stanowi znakomitą opowieść, jest ponadtowyjątkowo dobrze opisany. […] Koernera cechuje rzadka empatia; uznając, jak wielostronna jest ich niezwykła historia, odkrywa głębszą prawdę o naturze ekstremizmu.” „New York Times Book Review”

„Opierając się na szczegółowych badaniach i znakomicie wyszukując absurdy, Koerner przenosi nas do czasów, gdy nikt jeszcze nie myślał o rozbijaniu samolotami budynków, gdy ludzie przejmowali kontrolę nad samolotami dla różnych dziwacznych, ale rzadko politycznych powodów.” „Los Angeles Times”

„Wibruje rewolucyjną, paranoiczną energią tamtej epoki.” „Boston Globe”

„Solidnie odtworzona atmosfera tej szalonej epoki. imponująca praca reporterska i dziesiątki wywiadów z najważniejszymi postaciami opisywanych wydarzeń. Książka Koernera to trzymający w napięciu portret chaotycznego schyłku lat 60.” „Washington Post”

„Koerner w fantastyczny i niezwykle stylowy sposób uchwycił istotę opisywanej przez siebie epoki.” „San Francisco Chronicle”

„Mistrzowska!” „New York Post”

„Koernera fascynuje zarówno spojrzenie w głąb amerykańskiej duszy przełomu lat 60. i 70., jak i pełen szczegółów portret najważniejszych postaci dekady. To wspaniały przykład reportażu, który wciąga jak najlepszą powieść łotrzykowska.” „RVA News”

„Brendan I. Koerner odtworzył jedno z najbardziej szalonych i fascynujących wydarzeń kryminalnych w historii USA. W rezultacie powstała wciągająca i fantastyczna książka, od której nie będziesz się mógł oderwać.” David Grann

„Książka Koernera, oryginalna i przykuwająca uwagę, opiera się na obszernych informacjach pozyskanych na wnioski składane w trybie Ustawy o swobodnym dostępie do informacji, doniesieniach prasowych i rozmowach [z uczestnikami wydarzeń] […] Te opisy, stanowiące fundament książki, budzą podziw.” „Bookforum”

„Kronika porwania samolotu Western Airlines lot numer 701 w 1972 roku. […] Napędzany gniewem przeciwko Ameryce (oraz właśnie obudzonym zainteresowaniem astrologicznymi omenami), zgorzkniały weteran wojny w Wietnamie Roger Holder i jego dziewczyna Cathy Kerkow porywają samolot lecący z Los Angeles do Seattle. Grożąc bombą, którą rzekomo ma w teczce, Holder zmusza linie lotnicze do spełnienia jego żądań, obejmujących pieniądze i bezpieczny lot do Algierii. Ponadto domaga się uwolnienia Angeli Davis, sympatyzującej z komunizmem profesorki filozofii na UCLA, która straciła stanowisko na skutek przekonań politycznych, a wkrótce potem została aresztowana za rzekomy związek z tragiczną strzelaniną. Cierpiący na urojenia Holder uważa, że uwolnienie Davis jest jego obowiązkiem; dodaje to nowy wymiar żądaniom porywaczy, zazwyczaj ograniczającym się do okupu i zmiany trasy samolotu. […] Koerner skupia się na tym dziwnym spisku przeprowadzonym przez dziwny duet, ale omawia też szeroko epidemię porwań, nękającą komercyjne linie lotnicze we wczesnych latach podróży powietrznych. Między rokiem 1961 a 1972 w amerykańskiej przestrzeni powietrznej porwano 159 samolotów. Opisując wiele przypadków piractwa powietrznego Koerner maluje złożony obraz rozdartego wojną, pełnego napięć rasowych kraju, gdzie niektórzy szukają zemsty pod niebem.” „Kirkus Reviews”

„Majstersztyk popu… Czytanie tego jest jak oglądanie filmu Scorsese lub słuchanie nadawanej przez radio najlepszej piosenki lata.” Dwight Garner w „New York Times”, nominując „Niebo należy do nas” do dziesiątki najlepszych książek roku.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8049-573-9
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SERIA AMERYKAŃSKA

Patti Smith Poniedziałkowe dzieci

Jack Kerouac Allen Ginsberg Listy

Magdalena Rittenhouse Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero

Geert Mak Śladami Steinbecka. W poszukiwaniu Ameryki

Johnny Cash Cash. Autobiografia

Allen Ginsberg Listy

Bob Dylan Kroniki. Tom pierwszy

William S. Burroughs Jack Kerouac A hipopotamy żywcem się ugotowały

Lawrence Wright Droga do wyzwolenia.

Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary

Charlie LeDuff Detroit. Sekcja zwłok Ameryki

S. C. Gwynne Imperium księżyca w pełni. Wzlot i upadek Komanczów

David Ritz Respect. Życie Arethy Franklin

Alysia Abbott Tęczowe San Francisco. Wspomnienia o moim ojcu

Jon Krakauer Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija

Kim Gordon Dziewczyna z zespołu

Dennis Covington Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach

Rick Bragg Jerry’ego Lee Lewisa opowieść o własnym życiu

Scott Carney Śmierć na Diamentowej Górze.

Amerykańska droga do oświecenia

Hampton Sides Krew i burza. Historia z Dzikiego Zachodu

James Grissom Szaleństwa Boga. Tennessee Williams i kobiety z mgły

Patti Smith Pociąg linii M

Billie Holiday William Dufty Lady Day śpiewa bluesa

Dan Baum Dziewięć twarzy Nowego Orleanu

Jill Leovy Wszyscy wiedzą. O zabójstwach czarnych w Ameryce

Tom Clavin Bob Drury Serce wszystkiego, co istnieje. Nieznana historia Czerwonej Chmury, wodza SiuksówPreludium

Mężczyzna w ciemnych okularach mówi kelnerce, że wystarczy mu kawa. Jeden z jego towarzyszy, elegancki Meksykanin, którego zna jedynie jako Dave’a, nalega, żeby jednak coś zjadł – może koktajl z krewetek albo pół tuzina ostryg. Ale mężczyzna odmawia, twierdzi, że nie chce mu się jeść1.

Jest piękny dzień, jak zwykle nad zatoką San Diego. Słońce przedziera się przez liście palmowe, rozświetlając ceglane mury sali restauracji Brigantine Seafood, gdzie mężczyzna w ciemnych okularach i jego dwaj towarzysze siedzą na pokrytej czarną skórą kanapie w półkolistej loży, pod żółknącymi mapami morskimi i kiczowatymi fotografiami starych jachtów. Spotkali się, by porozmawiać o pewnej delikatnej sprawie.

To Dave przełamuje lody. Mówi, że przyjrzał się rysunkom proponowanego przedsięwzięcia, chwali je za wyrafinowanie. Jest pewien, że jego przyjaciele w Tijuanie bez trudu dostarczą materiały, które posłużą mężczyźnie w okularach do przekształcenia wizji w rzeczywistość. Została tylko jedna sprawa do omówienia: pieniądze2.

Mężczyzna w okularach jest czujny, nie chce się dać oszukać.

– Jeszcze się rozejrzę – mówi, bawiąc się kubkiem z kawą. – Zobaczę, co jest na rynku.

Jednak Dave wolałby od razu dopiąć transakcję. Wyjaśnia, że chętnie przyjmie teraz niewielką zaliczkę i zaczeka na resztę do ukończenia przedsięwzięcia. Przekonuje, że żadnemu innemu kontrahentowi nawet nie przyszłaby do głowy tak hojna propozycja3.

Mężczyzna w okularach się zgadza. Pyta, czy sto dolarów wystarczy, żeby nadać sprawie bieg4.

Dave wydaje się zadowolony. Ciekawi go tylko jedno.

– Powiedz mi: co takiego zamierzasz wysadzić w powietrze?51

„Proszę się uśmiechać”

Majestatyczna sylwetka Mount Rainier powoli nabierała ostrości, a śnieg i lód na szczycie góry lśniły w silnym czerwcowym słońcu. Zaciekawieni pasażerowie samolotu Western Airlines lot 701 wyciągali w lewo szyje, by choć przez moment zajrzeć w krater uśpionego wulkanu; inni, co bardziej bywali podróżni, siedzieli z nosami w gazetach, czytając o podróży prezydenta Richarda Nixona do Moskwy i nalotach dywanowych na Hue. Stewardesy w minispódniczkach w brzoskwiniowym kolorze krzątały się wzdłuż wąskiego przejścia, sprzątały puste talerze i wysokie kieliszki do szampana. Za dwadzieścia pięć minut samolot powinien dotknąć ziemi w Seattle6.

Zakończywszy porządki poprzedzające lądowanie, trzy stewardesy obsługujące klasę ekonomiczną wcisnęły się do kuchenki w ogonie samolotu, gdzie czekało kilka dodatkowych porcji jedzenia. Pracowały bez przerwy od siódmej rano, bo zaczęły od rejsu z Seattle do Los Angeles, teraz więc, pod koniec lotu powrotnego, były naprawdę głodne. By zachować iluzję, że stewardesy są wzorem kobiecej delikatności, Western Airlines nie pozwalały swoim „dziewczętom” jeść na widoku pasażerów. Kobiety dokładnie zaciągnęły więc czerwoną kotarę i dopiero wtedy rzuciły się na jedzenie. Zasłonięte przed ciekawskimi spojrzeniami, wsuwały między uszminkowane wargi kawałki befsztyka z polędwicy i ugotowane na parze brokuły, uważając, by żadna kropelka tłuszczu nie spadła na apaszki w kropeczki7.

Gina Cutcher stała najbliżej zasłony dzielącej kuchenkę od kabiny, zwrócona do niej tyłem; jedząc, rozmawiała z koleżankami Carole Clymer i Marlą Smith. W połowie pośpiesznego posiłku usłyszała cichy brzęk kółek odsuwanej kotary. Odwróciwszy się, stanęła twarzą w twarz z pasażerem z fotela 18D, przystojnym czarnym mężczyzną w galowym mundurze wojskowym z rzędem baretek. Spojrzał na nią przez druciane okulary ze szkłami w bursztynowym kolorze.

„Och nie – pomyślała – talon. Zapomniałam o talonie”8.

Nieco wcześniej, gdy podawała temu mężczyźnie drinka, nagła turbulencja sprawiła, że kilka kropli bourbona prysnęło na oliwkowe wyłogi jego munduru. Zachował się bardzo miło i z uśmiechem zlekceważył incydent. „Proszę się tym w ogóle nie przejmować – powiedział. – Nic się nie stało”. Jednak zgodnie z polityką linii Western Cutcher obiecała, że przyniesie mu talon do pralni chemicznej. Właśnie sobie uświadomiła, że całkiem wyleciało jej to z głowy.

Już otworzyła usta, by go przeprosić, gdy mężczyzna się odezwał.

– Muszę coś paniom pokazać – powiedział uprzejmie i na blacie kuchenki położył dwie kartki o wymiarach siedem i pół na dwanaście i pół centymetra. – Proszę to przeczytać9.

Zdziwiona Cutcher zaczęła czytać, a Smith i Clymer zerkały jej przez ramię. Na pierwszej kartce widniała starannie napisana wiadomość, oszpecona wieloma wielkimi literami i błędami ­interpunkcyjnymi. Przekaz jednak nie pozostawiał wątp­liwości:

Sukces przez Śmierć

Wszyscy Poza Kapitanem wyjdą z Kabiny.

Jest nas czworo i mamy dwie bomby. Słuchajcie rozkazów, a nie dojdzie do Strzelaniny.

1) Drugi Pilot i Nawigator mają opuścić Kabinę (w odległości czterech kroków jeden od drugiego). Niech zajmą miejsca z tyłu ­Samolotu.

2) Proszę włączyć Autopilota, Położyć ręce na czubku Głowy. zostawić otwarte drzwi Kabiny.

Weatherman

S.D.S. Kalifornia

Ma Pan dwie minuty

Źródło: FBI

Na drugiej kartce znajdował się schemat czegoś, co wyglądało na teczkę, w niej zaś narysowano kilka prostokątów o różnych wymiarach, ponumerowanych od jednego do czterech. Legenda po lewej stronie schematu wyjaśniała zawartość teczki:

4 Ludzi

3 Pistolety i 2 bomby

1) Plastic Explo C­-4 (Środki Wybuchowe Armii Amerykańskiej)

2) Zegar

3) Baterie

4) 1 Granat Zaczepny 1 sek. opóźnienia po wyciągnięciu Zawleczki.

„Proszę się uśmiechać”

(verte)

Cutcher odwróciła kartkę. Na odwrocie widniało tylko jedno zdanie:

„Do Kapitana i proszę się nie zatrzymywać!”10.

Mężczyzna uniósł lewą rękę, w której trzymał czarną teczkę Samsonite. U góry, tuż przy rączce, wychodził z niej cienki miedziany drut i łączył się z metalowym pierścieniem na lewym palcu wskazującym mężczyzny, który prawą dłonią zaczął rytmicznie uderzać w teczkę, jakby chciał powiedzieć: „To tutaj”11.

Przecisnął się obok Cutcher do kuchenki, oparł o blat, uniósł okulary i wbił wzrok w stewardesę. W jego spojrzeniu nie było teraz cienia życzliwości.

– Masz dwie minuty – przypomniał.

Cutcher bez wahania posłuchała zawartego w ostatnim zdaniu rozkazu i ruszyła do kokpitu12.

Smith i Clymer zamarły na swoich miejscach, a mężczyzna wpatrywał się w wyczyszczone do połysku buty. Jedynym dźwiękiem słyszanym w kuchence był stały pomruk trzech silników ­boeinga 727. Smith zerknęła ukradkiem na koleżankę, która wciąż trzymała miseczkę z galaretką, swoim niedojedzonym deserem. Clymer miała lekko otwarte usta, a ręce drżały jej tak mocno, że galaretka się trzęsła.

Po trwającej trzydzieści sekund wieczności mężczyzna przerwał ciszę.

– Powinienem był go wysadzić w powietrze – mruknął, nie odrywając wzroku od butów. – Zaraz po starcie, wysadzić. I tak wszyscy umrzemy.

Czerwona galaretka w ręku Clymer zatrzęsła się mocniej13.

Tymczasem Cutcher pośpiesznie kierowała się ku dziobowi samo­lotu, ściskając w dłoni obie kartki. Dotarłszy do pierwszej klasy, zauważyła szefową pokładu Donnę Jones, wkładającą kieliszki do szafki.

– Teraz nam się to przytrafiło! – wykrzyknęła. – Otwórz drzwi, otwórz drzwi! Mamy dwie minuty!

Jones pokierowała Cutcher do kokpitu i dwukrotnie nacisnęła dzwonek – sygnał, że coś się stało14. Otwarto drzwi i obie kobiety weszły do ciasnego pomieszczenia. Jerome Juergens, kapitan lotu 701, od razu wyczuł, że Cutcher jest na granicy paniki.

Stewardesa podała mu kartki.

– Kapitanie, zanim rozpocznie pan podejście do lądowania, proszę… proszę to przeczytać!15

Na listę instrukcji Juergens tylko rzucił okiem, uważnie przyjrzał się natomiast schematowi, szukając błędu w konstrukcji bomby. W przeszłości był wielokrotnie odznaczanym żołnierzem piechoty morskiej, a gdy w Korei latał A­-1 skyraiderami, nauczył się tego i owego o środkach wybuchowych. Miał nadzieję, że rysunek zdradzi, iż jego autor blefuje i nie ma pojęcia o detonowaniu C­-4. Schemat był jednak w oczywisty sposób dziełem kogoś, kto się na tym znał16.

Juergens podał kartki drugiemu pilotowi Edwardowi Richardsonowi i spokojnie polecił Cutcher:

– Wracaj tam i powiedz temu człowiekowi, że zrobimy wszystko, czego sobie życzy17.

Cutcher wyszła, by przyprowadzić mężczyznę z kuchenki, a Richardson mógł jedynie zadumać się nad swoim pechem: w ciągu niecałego miesiąca porwanie przytrafiało mu się po raz drugi18.

Jedynie najbardziej doświadczeni podróżni pamiętają dni, gdy latanie było nieziemską przyjemnością, a nie mordęgą. Już od kilku­dziesięciu lat pasażerowie klasy ekonomicznej nie mogą się delektować dostępnymi niegdyś luksusami, które teraz wydają się wręcz nieprawdopodobne: mięso krabów z Alaski podawane na porcelanie ozdobionej monogramem, hojne dolewki darmowych alkoholi, długonogie stewardesy wykonujące swoje obowiązki z uprzejmością gejsz. Nawet podczas krótkich podróży między niewielkimi miastami klient był królem.

Jednak najbardziej zadziwiającą rzeczą w tych minionych latach było nie to, że dopieszczano pasażerów w powietrzu, lecz to, z jaką łatwością mogli się oni poruszać na ziemi. Niegdyś przechodziło się przez cały budynek lotniska, od chodnika przed terminalem do schodków do samolotu, nie napotykając żadnej przeszkody – ani prześwietlających wszystko urządzeń, ani wykrywaczy metalu, ani umundurowanego, wsadzającego wszędzie łapy i nieodmiennie skwaszonego personelu bezpieczeństwa. Każdy mógł wyjść na pas startowy i ustawić się w kolejce do samolotu, nie pokazując ani biletu, ani dowodu tożsamości. Niektóre linie pozwalały nawet pasażerom płacić za przelot dopiero w powietrzu, zupełnie jakby odrzutowce stanowiły rodzaj pociągu ze skrzydłami.

Tę naiwność wykorzystało całe pokolenie porywaczy samolotów. Od 1961 roku, gdy w amerykańskiej przestrzeni powietrznej porwano pierwszy samolot, do 1972 roku, gdy lot 701 do Seattle zmuszono do zmiany kursu, w Stanach Zjednoczonych uprowadzono sto pięćdziesiąt dziewięć samolotów pasażerskich19. Do niemal wszystkich porwań doszło w ostatnich pięciu latach tych burzliwych czasów; niekiedy zdarzały się nawet częściej niż raz na tydzień. Co więcej, bywały dni, gdy czystym zbiegiem okoliczności porywano dwa samoloty20. W amerykańskiej historii niewiele było fal przestępstw, które wywołałyby tak powszechną paranoję; ilekroć ożywiały się głośniki systemu komunikacji w samolocie, pasażerom przebiegała przez głowę myśl, że zaraz odezwie się obcy głos: „Panie i panowie, teraz ja tu podejmuję decyzje…”.

Starając się zrozumieć to szaleństwo, różni eksperci i politycy często określali falę porwań terminem „epidemia”. Było w tym więcej prawdy, niż sami sądzili, ponieważ jednym z najlepszych sposobów zrozumienia złotego wieku piractwa powietrznego jest zastosowanie podejścia z dziedziny zdrowia publicznego. Zjawisko rozprzestrzeniało się zgodnie z prawami epidemiologii: do porwań zawsze dochodziło gromadnie, a można je było prześledzić wstecz aż do źródła – jednego incydentu, który okazał się zaraźliwy. Z czasem wybuchy „choroby” stawały się coraz groźniejsze, bo impuls, by porywać, przenosił się z jednego nosiciela na drugiego jak pospolity patogen21. Ten „wirus” zataczał coraz większe kręgi dzięki mediom, szczególnie zaś telewizyjnym programom informacyjnym. Poważni publicyści nieustannie mówili o porwanych samolotach i pokazywali zapłakane rodziny zakładników. Część widzów, zamiast współczuć ofiarom, czuła dreszcz podniecenia, zauważając, że spektakularne uprowadzenia potrafią trzymać w napięciu cały kraj.

Widzowie ci byli podatni na wirusa porwań, ponieważ stracili już wiarę w amerykańskie marzenie. To nie przypadek, że epidemia zaczęła narastać z upływem lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy gasły ostatnie iskierki idealizmu. Znaczną część społeczeństwa ogarniało przygnębienie z powodu tego, że słowa i transparenty nie zdołały zakończyć wojny w Wietnamie ani umocnić zdobyczy dziesiątkowanego przez zabójstwa ruchu praw obywatelskich. To rozczarowanie szybko przerodziło się w coraz powszechniejsze poczucie beznadziejności, przekonanie, że żadne zaangażowanie obywateli nie jest w stanie naprawić systemu, który skonstruowano tak, by służył samolubnej elicie. Część sfrustrowanych osób popadła w hedonizm, pokrywając rozczarowanie ekscesami seksualnymi lub szukając zapomnienia w taniej brązowej heroinie. Inni natomiast chwytali się coraz radykalniejszych sposobów, by dać wyraz nieokreślonej, ale wszechogarniającej wściekłości.

Dla tych zaburzonych dusz samoloty okazały się idealnym celem. W wymiarze praktycznym porywacze mogli je wykorzystać, by polecieć do dalekich krajów, w których – jak zakładali – ich brawura przyniesie im sławę. Porywanie samolotów kusiło jednak także w wymiarze psychologicznym, a wiązało się to z romansem Ameryki z lataniem. Nawet gdy w latach sześćdziesiątych podróże powietrzne stały się powszechnie dostępne, wciąż zachowywały aurę cudowności i uprzywilejowania – piloci jawili się jako beztroscy bohaterowie, a samoloty jako cud technologicznej potęgi. Przejmując odrzutowiec pokonujący najniezwyklejszą granicę kraju, samotny porywacz natychmiast zyskiwał uwagę wielo­milionowej publiczności. Dla kogoś, kto czuł się zepchnięty na margines, nie było bardziej spektakularnego sposobu, by poczuć przypływ mocy.

Choć wszystkich porywaczy łączyło pragnienie szacunku, ich indywidualne historie były zaskakująco różnorodne. Złoty wiek piractwa powietrznego zafascynował mnie po raz pierwszy, gdy przeczytałem o portorykańskim nacjonaliście, który po porwaniu boeinga 707 na Kubę spędził na wygnaniu czterdzieści jeden lat22. Różnorodność postaci, którym w tej epoce udało się zawładnąć samolotami, wzbudziła mój podziw. Byli wśród nich wypaleni weterani, nieuleczalni mitomani, nałogowi hazardziści, zbankrutowani biznesmeni, niespełnieni naukowcy, zawodowi oszuści, a nawet zakochani nastolatkowie. Każdy z nich miał bardzo osobiste, choć niestety całkiem złudne przekonanie, że porwanie pozwoli wieść lepsze życie.

Im bardziej zgłębiałem źródła dotyczące uprowadzeń samolotów w Stanach Zjednoczonych, tym bardziej skupiałem się na ostatnim, najgwałtowniejszym okresie – wielkim wybuchu w 1972 roku. Porywacze byli wtedy ponad miarę zuchwali i nierozsądni, skłonni podejmować ryzyko graniczące z szaleństwem. Mężczyźni w średnim wieku wyskakiwali ze spadochronem z samo­lotów, przyciskając do piersi sześciocyfrowy okup; maniakalni radykałowie żądali lotu w rejony wojenne na drugiej półkuli; młode matki wymachiwały pistoletami, równocześnie karmiąc dziecko mlekiem z butelki. Rodzący się wówczas w FBI zapał do podejmowania siłowych interwencji nie pomagał odwieść tych poszukiwaczy przygód od działania, ponieważ było im wszystko jedno, czy zginą w pościgu za wspaniałymi celami. Pod koniec 1972 roku porywacze tak się rozzuchwalili i tak lekceważąco odnosili się do ludzkiego życia, że linie lotnicze i rząd federalny nie miały innego wyjścia, jak tylko uczynić z każdego lotniska miniaturowe państwo policyjne.

O każdym z czterdzieściorga porywaczy, przez których 1972 rok był tak niebezpieczny dla podróży samolotem, można opowiedzieć interesującą historię. Najbardziej fascynująca ze wszystkich jest jednak opowieść o Williem Rogerze Holderze i Catherine Marie Kerkow, młodej parze, która przejęła kontrolę nad samolotem Western Airlines, lot 701, w chwili, gdy maszyna mijała Mount Rainier.

Pod wieloma względami Holder i Kerkow należeli do typowych porywaczy. Jego, byłego żołnierza z traumą, napędzała niejasna mieszanka wściekłości i rozpaczy; ona, kapryśna dziewczyna, lubiła się bawić i marzyła o bardziej znaczącej przyszłości. Żadne z nich nie było doświadczonym przestępcą, co może potwierdzić całkowite wariactwo ich planu.

Jednak dzięki połączeniu sprytu i szczęścia Holderowi i Kerkow udało się nie tylko porwać samolot, ale i pobić rekord dystansu, jaki kiedykolwiek w amerykańskiej historii pokonała uprowadzona maszyna23. To zapewniło im rozgłos na całym świecie. Ich sukces odróżnił ich od pozostałych: pod koniec 1972 niemal wszyscy porywacze z tego roku albo nie żyli, albo siedzieli w więzieniu. W ukazującym się corocznie w grudniu „The Year in Pictures” tygodnika „Life” zamieszczono niechlubną galerię zdjęć kilkunastu porywaczy, których już skazano za akt piractwa powietrznego, wraz z wydanymi na nich surowymi wyrokami: dwadzieścia lat, trzydzieści lat, czterdzieści lat, czterdzieści pięć lat, dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia24. Holder i Kerkow nie figurowali w tym katalogu nieudaczników.

Ich historia bynajmniej nie zakończyła się z chwilą udanej ucieczki. W kolejnych miesiącach i latach mieli się przyłączyć do rewolucjonistów, wtopić w międzynarodowe podziemie, a także obracać wśród arystokratów i gwiazd filmowych, które uznały ich za ikony. Gdy jednak ich sława nieuniknienie zaczęła blaknąć, a miłość wygasła, Holder i Kerkow musieli zmierzyć się z tym, że zaczynanie od nowa, ta najbardziej amerykańska z aspiracji, zawsze niesie ze sobą żal i ból.2

Coos Bay

Tego styczniowego popołudnia 1972 roku pukanie do drzwi rozległo się w bardzo nieodpowiednim momencie, bo Cathy Kerkow właśnie wmasowywała sobie szampon w długie ciemne włosy. Nie oczekiwała gości, ale życzliwa natura nie pozwoliła jej zignorować pukania. Wyszła spod prysznica, otuliła szczupłe ciało przypominającym kimono płaszczem kąpielowym i pomaszerowała do drzwi wejściowych, zostawiając za sobą mokre ślady25.

Za drzwiami stał niezwykle wysoki i bardzo szczupły czarny mężczyzna o króciutko ostrzyżonych włosach i wymodelowanych baczkach. Ciemne okulary w szylkretowych oprawkach chroniły oczy przed ostrym południowym słońcem San Diego. Uśmiechnął się na widok uroczej dwudziestoletniej dziewczyny, której z włosów spływały strumyczki wody i niknęły w dolinie między piersiami. Kerkow nieśmiało odwzajemniła uśmiech, zadowolona, że jej wdzięki jak zwykle zostały docenione26.

Mężczyzna spytał, czy dobrze trafił do mieszkania znajomej, młodej kobiety nazwiskiem Beth Newhouse. Kerkow odparła, że Beth jest jej współlokatorką i że zapewne robi teraz zakupy w pobliskim sklepie. Mężczyzna natychmiast się oddalił, nie mówiąc „do widzenia”. Stojąc w drzwiach, Kerkow widziała, jak odjeżdża żółtym pontiakiem firebirdem. Gdy samochód zniknął za zakrętem Murray Street, pomyślała: „Skądś go znam”27.

Dwadzieścia minut później mężczyzna wrócił w towarzystwie Newhouse. Przeprosiwszy za poprzednią obcesowość, przedstawił się teraz jako Roger Holder. Wyjaśnił, że gdy Newhouse mieszkała niedaleko Ocean Beach, był jej sąsiadem z mieszkania niżej. Niedawno wpadli na siebie na Broadwayu w pobliżu 4th Avenue, w dzielnicy barów i czerwonych latarni. Newhouse podała mu wówczas swój nowy adres w podmiejskim El Cajon. Ponieważ tego popołudnia nie miał nic do roboty, postanowił na chwilę do niej zajrzeć.

Newhouse bynajmniej nie była zachwycona wizytą Holdera. Zawsze uważała go za świra – także dlatego, że gdy się poznali rok wcześniej, przedstawiał się jako Linton Charles White. Powiedziała mu, gdzie mieszka, dopiero po długich naleganiach, a teraz najchętniej pozbyłaby się niechcianego gościa jak najprędzej. Nie zamierzała robić sceny, wspomniała tylko, że niedługo przyjdzie jej chłopak, który jest szaleńczo zazdrosny, więc jeśli Holder szybko się nie wyniesie, może mieć kłopoty28.

Kerkow nie chciała, żeby Holder już wychodził – w każdym razie dopóki nie wpadła na to, dlaczego wydawał jej się znajomy. By zatrzymać go jeszcze na chwilę, zaproponowała wspólne wypalenie skręta. Dziewczęta zajmowały się na małą skalę rozprowadzaniem marihuany, więc nigdy nie brakowało im trawy. Holder skwapliwie przyjął propozycję.

Skręt krążył z ręki do ręki, a Kerkow i Holder robili do siebie słodkie oczy, wysyłając czytelne sygnały. Oboje najchętniej by się pomigdalili na szerokim łóżku wodnym Kerkow – jedynym meblu, jaki miała – ale okoliczności temu nie sprzyjały. Przed wyjściem Holder spytał obie dziewczyny, czy może się odwdzięczyć za gościnność, stawiając im śniadanie w najbliższą sobotę. Newhouse się wymówiła, Kerkow natomiast przyjęła zaproszenie na poranną randkę.

Dwa dni później Holder przyjechał po nią firebirdem i zabrał ją do knajpki na University Avenue. Wsypując cukier do kawy, wyznał, że cały czas się zastanawia, gdzie on i Kerkow zetknęli się wcześniej. Ma przedziwne wrażenie, że ich drogi przecinają się nie po raz pierwszy, jednak choć się nad tym głowi, nie może sobie przypomnieć wcześniejszego spotkania.

Kerkow przyznała, że na widok Holdera w drzwiach ją także ogarnęło przemożne wrażenie, że go zna. Ale jak to możliwe? Mieszka w San Diego dopiero od pięciu miesięcy, zbyt krótko, by zapomnieć twarz, która tak łatwo zapada w pamięć, przedtem zaś niemal całe życie spędziła w Coos Bay, osadzie drwali na południowym wybrzeżu Oregonu. Niemożliwe, by Holder kiedykolwiek znalazł się w tak odciętym od świata miejscu.

Holder odstawił kubek z kawą i rozsiadł się wygodnie, opierając się o miękką ściankę loży. Potarł w zamyśleniu podbródek i usta, a następnie zaciągnął się kojącym dymem pall malla.

Coos Bay. Tak, powiedział, zna Coos Bay. Bardzo dobrze zna29.

Gdy w październiku 1951 roku w Coos Bay urodziła się Catherine Marie Kerkow, panował tam wspaniały powojenny boom. Miasteczko, położone na gęsto zalesionym półwyspie usianym malowniczymi jeziorami, miało dość głęboki port, więc mogły tam cumować największe na świecie statki przewożące drewno; wywoziły miliony cennych oregońskich jodeł i cedrów. Biegnące wzdłuż wybrzeża drogi były nieustannie zakorkowane przez transportujące pnie ciężarówki, które mijały ogromny stojący nad wodą tartak. Całe miasto spowijał zapach świeżo ciętego drewna.

Handel drewnem był źródłem ogromnych fortun czołowych rodzin Coos Bay, mieszkających w oświetlonych kandelabrami domach, z których rozciągał się widok na port i zielone wzgórza po drugiej stronie zatoki. Klasa średnia także dobrze się miała, ponieważ pieniądze z drewna trafiały również do pilarzy, sklepikarzy i urzędników. Wdzięczne za dostatnie życie rodziny co niedziela tłoczyły się w miejscowym kościele, by słuchać kazań o cnotach ciężkiej pracy i niebezpieczeństwie grzechu. Ich dzieci należały do skautów, a swoje kieszonkowe wydawały na podwójne seanse filmowe w kinie Egyptian Theater, budynku w stylu art déco położonym w centrum miasteczka30.

Wydawało się, że nowożeńców Bruce’a i Patricię Kerkowów czeka taka właśnie przyjemna przyszłość. Ich pierwszym dzieckiem była Cathy, ale nie tracili czasu i zanim dziewczynka skończyła sześć lat, dołączyło do niej trzech młodszych braci. Choć Bruce bardzo kochał swoje dzieci, czuł się sfrustrowany wymogami ojcostwa. Pracował jako kierowca w firmie zajmującej się bagrowaniem, ale jego marzeniem była kariera muzyka jazzowego Nie miał jednak na to szans, skoro ugrzązł w Coos Bay ze sporą rodziną. Marzenie Bruce’a stawało się coraz mniej realne wraz z narodzinami każdego kolejnego dziecka, więc popadł w przygnębienie. Na spotkaniach Kiwanis Club i imprezach kościelnych, które stanowiły główne elementy życia towarzyskiego Coos Bay, plotkowano, że w małżeństwie Kerkowów nie najlepiej się dzieje31.

Jednak latem 1959 roku Coos Bay wrzało z powodu znacznie bardziej nieobyczajnego niż kłopoty małżeńskie Kerkowów. Rok wcześniej Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych otworzyła placówkę na Coos Head, wznoszącej się nad zatoką wysokiej skarpie, by śledzić aktywność radzieckich okrętów podwodnych na Pacyfiku. Teraz pojawił się tu nowy szef kuchni, weteran marynarki z piętnastoletnim stażem, który niedawno powrócił ze służby w Cieśninie Tajwańskiej. Ku przerażeniu prowincjonalnych mieszkańców Coos Bay kucharz okazał się czarny. Nazywał się Seavenes Holder32.

Seavenes pochodził z Karoliny Północnej, a jego hobby było pisanie słów do pieśni gospel. Wstąpił do marynarki niedługo przed lądowaniem w Normandii; służył na USS Beale podczas inwazji na Okinawę i popłynął do Nagasaki zaraz po zniszczeniu miasta przez bombę atomową Fat Man. Te historyczne doświadczenia skłoniły go do pozostania w marynarce przez resztę życia33. Gdy stacjonował w Norfolk w Wirginii, 14 czerwca 1949 roku – w Dzień Flagi, jak lubił podkreślać dumny i patriotycznie nastawiony Seavenes – urodził mu się drugi syn, Willie Roger Holder34.

W połowie lat pięćdziesiątych rozrastająca się rodzina przeprowadziła się do Alamedy w Kalifornii, gdzie znajdowała się jedna z najważniejszych w kraju baz marynarki. Seavenes służył na USS Rogers, niszczycielu przemierzającym wody zachodniego Oceanu Spokojnego35, i czasami miesiącami nie było go w domu. Czwórka dzieci coraz bardziej wystawiała na próbę cierpliwość żony Seavenesa Marie, zaczął więc rozglądać się za takim przydziałem, który pozwoliłby mu co wieczór wracać do domu. Gdy pojawiła się możliwość pracy w Coos Bay, wydawało się to darem niebios.

W sierpniu 1959 roku Holderowie załadowali się do rodzinnego forda crown victoria i ruszyli na północ autostradą 101, podnieceni perspektywą nowego życia w południowo­-zachodnim Oregonie. Podczas jazdy Seavenes był w dobrym nastroju, opowiadał o polowaniu i wyprawach na ryby z dziećmi. Dziesięcioletniego Rogera najbardziej emocjonowało to, że ojciec wynajął dom z czterema sypialniami, co stanowiło znaczący awans w stosunku do zatłoczonego bungalowu w Alamedzie. W końcu miał mieć własny pokój36.

Gdy jednak Seavenes udał się do agencji nieruchomości po klucze, usłyszał, że dom nie jest już do wynajęcia, a przesłana zaliczka zostanie mu zwrócona. Seavenes doskonale wiedział, co to oznacza: agent, z którym omawiał wynajem przez telefon, nie zdawał sobie sprawy, że Holderowie są czarni37.

Na razie rodzina tłoczyła się więc w pokoju hotelowym, a Seavenes gorączkowo szukał jakiegoś stałego lokum. Spotkał się z odmową ze strony kilku właścicieli domów, którzy nawet się nie wysilali, by ukryć uprzedzenia. W tamtym okresie w Coos Bay mieszkała tylko jedna czarna rodzina, a jej głową był pracujący w śródmieściu pucybut. Wielu mieszkańców zdecydowanie nie życzyło sobie dalszych zmian w przekroju pigmentacji miasteczka38.

Holderowie w końcu wprowadzili się do domu w robotniczej dzielnicy Empire, po zachodniej stronie półwyspu. Właścicielka, ekscentryczna starsza kobieta, która jeździła na traktorze i paliła cygara, zaopatrzyła Seavenesa w strzelbę, dodając, że może jej potrzebować do odganiania intruzów. Jej ostrzeżenie szybko okazało się trafne: już drugiej nocy po przeprowadzce do nowego domu, o drugiej nad ranem Holderowie usłyszeli, że na ich podjeździe zatrzymał się furgon pełen hałaśliwych mężczyzn. Napastnicy wrzeszczeli: „Czarnuchy do domu!”, świecili latarkami w okna i rzucali kamieniami w drzwi. Później takie groźne wizyty stały się rutyną.

Prześladowcy działali także w biały dzień. Gdy Marie poszła kupić coś do jedzenia na Newmark Avenue, kobiety pluły jej w twarz i syczały, by lepiej nie dotykała warzyw brudnymi łapami. Dzieci prześladowano, ilekroć odważyły się bawić w miejscowym parku; najstarszy syn, jedenastoletni Seavenes junior, zaczął dla obrony nosić przy sobie niewielką siekierkę39.

Seavenes senior błagał rodzinę, by nadstawiała drugi policzek, zapewniając ich, że miejscowi bigoci wkrótce zmęczą się prześladowaniami. Tak więc 9 września Roger i jego młodszy brat Danny wyruszyli do szkoły podstawowej Madison, by zacząć semestr jesienny. Następnego dnia najstarsi chłopcy zagnali siedmioletniego Danny’ego w róg szkolnego boiska, przywódca bandy przewrócił go na ziemię, a potem go skopali. Obrażenia okazały się na tyle poważne, że Danny wylądował w szpitalu; lekarze przez jakiś czas obawiali się, że chłopiec może stracić jądro40.

Przerażony Danny początkowo odmówił wskazania napastnika. W końcu policja zdołała skłonić go do wskazania winnego, ale brutal nie poniósł żadnych konsekwencji. Gdy wieści o pobiciu zaczęły krążyć po Coos Bay, co bardziej postępowi mieszkańcy wypowiedzieli się przeciwko kampanii terroru prowadzonej przez ich rasistowskich sąsiadów. W trybie pilnym zwołano posiedzenie Stowarzyszenia Rodziców i Nauczycieli w Madison, by przedyskutować sytuację, a miejscowy tygodnik włączył się do działań, zamieszczając na pierwszej stronie nawołujący do rozwagi artykuł:

Wszyscy zadają sobie pytania, dlaczego i jak do tego doszło oraz co należy teraz zrobić.

Choć mogła to być po prostu bójka na szkolnym boisku, wiele osób, które starały się przeanalizować sytuację, uważa, że chodziło o coś więcej. Zajadłość ataku wskazuje na silne emocje, jakie w chłopcu może wzbudzić jedynie dorosły lub ktoś starszy, kogo chłopiec podziwia. Dzieci potrafią być okrutne w wymierzaniu kary swoim rówieśnikom. W tym wypadku nie o to chodziło.

Większość rodziców dzieci chodzących do Madison wspólnie prosiła Holderów, by znów posłali Danny’ego do szkoły, obiecując Seavenesowi i Marie, że ich najmłodszemu synowi nie stanie się już żadna krzywda. Zażenowana policja zobowiązała się chronić rodzinę przed dalszymi prześladowaniami rasowymi41.

Jednak duch pojednania nie zagościł na długo. Seavenes, pełen goryczy z powodu pobicia syna, złożył pozew przeciwko stanowi Oregon za brak ochrony praw obywatelskich rodziny. Gdy jego przełożeni dowiedzieli się o sprawie, kazali mu zaprzestać dalszych działań i wracać do Alamedy. Marynarka nie chciała jeszcze bardziej antagonizować mieszkańców Coos Bay42.

Zrozpaczeni rodzice pakowali się do wyjazdu, a Seavenes junior i Roger spędzali ten wyjątkowo ciepły październik na wędrówkach po lasach wokół jezior Empire, popularnym terenie rekreacyjnym. Na ustronnym odcinku brzegu zobaczyli chłopca i dziewczynkę zanurzających w wodzie słoiki. Seavenes junior, wciąż niepogodzony z upokorzeniem, jakie spotkało rodzinę, szepnął do Rogera, że powinni pomścić Danny’ego i pobić te dzieciaki. Roger jednak przeciwstawił się propozycji – chciał się tylko przyjrzeć, co dzieci robią ze słoikami.

Holderowie zbliżyli się do brzegu. Roger stwierdził, że dziewczynka ma jakieś osiem lat, a chłopiec to zapewne jej młodszy braciszek. Dziewczynka była blada i szczupła, miała odstające uszy i duże okulary. Roger spytał, co robią.

– Łapiemy salamandry – odparła ośmiolatka.

Roger zajrzał w mętną wodę w słoiku i się roześmiał.

– To nie żadne salamandry – powiedział. – To kijanki, widzisz? Kijanki, małe żabki.

Dziewczynka wsadziła rękę do słoika i wyciągnęła za ogon jedno z maleńkich stworzeń. Podniosła je na wysokość twarzy Rogera, by mógł się przyjrzeć falbaniastym skrzelom i dopiero zarysowującym się kończynom.

– Wiem, jak wygląda malutka salamandra – oznajmiła zdecydowanie.

Gdy Roger nie odpowiedział, uśmiechnęła się szeroko, najwyraźniej zadowolona, że jest górą.

Brat dziewczynki pociągnął ją za rękaw – chciał wracać do mamy i taty, czekających na terenie piknikowym.

– Kiedy spotkamy się następnym razem, chyba będziesz już więcej wiedział o salamandrach – powiedziała dziewczynka, uśmiechając się i zakręcając słoik. – To na razie.

– Powodzenia z tymi salamandrami! – zawołał Roger Holder za Cathy Kerkow, gdy razem z bratem znikała w lesie. Był pewien, że go usłyszała, choć nie odwróciła głowy.

Cztery dni później crown victoria Holderów ruszył autostradą 101 na południe. Rodzinę wygnano z Oregonu w niecałe trzy miesiące43.

Gdy Cathy Kerkow rozpoczynała naukę w gimnazjum, chwiejne małżeństwo jej rodziców ostatecznie się rozpadło. Bruce przeprowadził się na północ, do Seattle, zostawiając osamotnionej Patricii opiekę nad czworgiem dzieci. Rozpad związku stał się drobnym skandalem w konserwatywnym Coos Bay, gdzie rozwód wciąż był brzydkim słowem. Powszechnie zgadzano się co do tego, że jedynie kompletny łajdak opuszcza dzieci, by spełniać marzenia o życiu bohemy44. Miasteczko zgodnie poparło bardzo lubianą Patricię, która – by związać koniec z końcem – przyjęła pełnoetatową pracę sekretarki w Southwestern Oregon Community College (SWOCC)45.

Zapracowana Patricia obarczyła córkę wieloma obowiązkami domowymi. Choć Cathy sama była jeszcze dzieckiem, musiała cerować, piec i pilnować, by jej trzej młodsi bracia byli na czas ubrani do szkoły i kościoła. Gdy jej przyjaciele z okolicy bawili się na dworze na South 10th Street, ścigając się między słupami latarni lub grając w grę „prawda czy wyzwanie”, Cathy często tkwiła w mieszkaniu na pierwszym piętrze, pomagając w domu. Słodka, małomówna dziewczynka nigdy nie narzekała na rolę zastępczej matki, nie mówiła też, że smuci ją odejście ojca. Jednak pod tym powierzchownym spokojem kryło się cierpienie46.

W 1965 roku, gdy rozpoczynała naukę w liceum Marshfield, przechodziła trudny okres. Nieśmiała i tyczkowata, rzuciła się w wir rozlicznych zajęć, których wykonywania oczekiwano od dobrze wychowanych młodych dam z Coos Bay: uczęszczała na próby chóru, zapisała się do klubu łaciny i grupy chrześcijańskiej dostarczającej posiłki starszym, niewychodzącym już z domu osobom47. Ze wszystkich przedmiotów miała czwórki48. Zaprzyjaźniła się z poznaną w chórze Beth Newhouse, także śpiewającą sopranem, córką czołowego adwokata w miasteczku49.

Z biegiem lat podczas nauki w Marshfield Kerkow stopniowo pokonała swoją niezręczność i stała się utalentowaną sportsmenką. Zaczęła biegać – bieganie od dawna było najpopularniejszym sportem w Coos Bay, bo umiarkowany klimat pozwalał na całoroczne treningi, a okoliczne wzgórza idealnie wzmacniały młode nogi. Pod koniec lat sześćdziesiątych zespół biegaczy z Marshfield był naprawdę potężny, a na jego czele stał Steve Prefontaine, zadziorny syn cieśli, najlepszy w Stanach Zjednoczonych wśród juniorów biegających na dystansie jednej mili. Kerkow należała do reprezentacji szkoły jako juniorka i ustanowiła rekord szkoły w biegu przez płotki na dystansie osiemdziesięciu jardów; to osiągnięcie przyniosło jej wyróżnienie w roczniku Marshfield, obok kolegi z klasy i przyjaciela Prefontaine’a50.

W trzeciej klasie liceum Kerkow zaczęła też w pełni wykorzystywać nowo odkrytą umiejętność przyprawiania chłopców o szybsze bicie serca. Obdarzona anielskim uśmiechem, gibkością i krągłościami, szesnastoletnia Kerkow rozwinęła się w tego rodzaju onieśmielającą piękność, do której chłopcy często nie mają odwagi podejść. Jej chłopakiem został mieszkający niedaleko przystojny sportowiec Dennis Krummel, gwiazda baseballu. Jeździli razem po miejscach popularnych wśród nastolatków z Coos Bay, w pobliżu Egyptian Theater czy na hamburgery w Dairy Queen51.

Oszołomiona smakiem nastoletniej wolności Kerkow zaczęła przejawiać długo tłumiony buntowniczy charakter; korzenie tego buntu tkwiły zapewne w ciężkich przeżyciach związanych z rozpadem rodziny przed kilku laty. Dawniej obowiązkowa córka teraz kłóciła się z matką i wycofała z co zdrowszych aspektów życia liceal­nego. Odeszła z drużyny biegaczy, zerwała z Krummelem i zaczęła się umawiać z dwudziestoparoletnim surferem. Przyglądała mu się, gdy pływał po chłodnych falach przy plaży Bastendorff, gdzie mętne typy przez całą dobę paliły trawę i piły piwo Rainier. Para jeździła po Coos Bay wyłożonym drewnem kombi chłopaka. Kerkow zwieszała przez okno swoje ładnie umięśnione nogi, a chłopcy z Marshfield wzdychali na ten widok, z przykrością zdając sobie sprawę, że Cathy jest już zdecydowanie poza ich zasięgiem52.

Cathy Kerkow w dorocznej publikacji liceum Marshfield, 1969. Źródło: Coos Historical & Maritime Museum

Kerkow do tego stopnia czyniła użytek z kobiecego wdzięku i oddawała się związanym z tym uciechom, że nigdy nie zastanawiała się nad przyszłością. Dlatego gdy w czerwcu 1969 roku otrzymała świadectwo ukończenia szkoły średniej, miała bardzo niejasne pojęcie o tym, co dalej robić. Podobnie jak nieobecny ojciec snuła nierealne marzenia o karierze piosenkarki. Jednak w wieku siedemnastu lat jej główną ambicją było spędzanie czasu z najfajniejszymi chłopakami, którzy będą ją zabierać na najfajniejsze imprezy53.

Następne dwa lata życia Kerkow to mglisty ciąg przelotnych romansów i podejmowanych bez przekonania prób wkroczenia w dorosłość. Lato 1969 roku spędziła, pracując w tartaku w Prineville54; potem wróciła do Coos Bay i zapisała się na SWOCC, żeby studiować oceanografię. Do studiów podchodziła jednak niefrasobliwie i zebrała minimum punktów. Chwytała się też różnych prac fizycznych, ale wszystkie szybko traciła. Na przykład z apteki Rexall wyrzucono ją wśród oskarżeń, że kradła amfetaminę dla przyjaciół surferów; w drogerii Payless przetrwała niecałe trzy tygodnie, bo szef uznał, że jest zbyt leniwa, by pracować przy kasie55. Ostatecznie musiała zarabiać na przyjemności pracami sezonowymi: przed świętami układała towar na półkach w sklepach z artykułami dla domu, na wiosnę obierała krewetki56. Niewielkie dochody uzupełniała kradzieżami. Lubiła życzliwie kiwać głową do ekspedientek, gdy wychodziła ze sklepu ze szminką i pończochami wciśniętymi do torebki57.

Kerkow chciała być postrzegana jako ktoś więcej niż po prostu pozbawiony życiowego celu dzieciak z college’u, więc snując się po Coos Bay, wypróbowywała co chwila nową tożsamość. W październiku 1970 roku wybrała się w dwugodzinną podróż do Eugene, miasta położonego na północny wschód od Coos Bay, przez wielu sąsiadów Kerkow uważanego za współczesną Gomorę. Wzięła tam udział w sympozjum, na którym występowało kilku wysokich rangą działaczy Czarnych Panter. Kerkow nie obchodziły radykalne hasła polityczne, zachwycała się natomiast ich stylem i sposobem bycia: czarnymi skórzanymi kurtkami, beretami nakładanymi na afro, ognistymi przemówieniami na temat gnicia ustroju. Przede wszystkim jednak wiedziała, że w Coos Bay Pantery budziły lęk i opowiadano o nich straszne rzeczy, więc zadeklarowanie się po ich stronie, choćby całkowicie powierzchowne, czyniło z niej osobę niebezpiecznie na fali.

Kilka miesięcy później na kampusie SWOCC wpadła na swego dawnego chłopaka Dennisa Krummela, który także tam studiował. Krummel nosił mundur elewa rezerwy sił powietrznych USA. Powiedział jej, że właśnie się do nich zgłosił, w nadziei, że po dyplomie zostanie pilotem.

– No a ja jestem teraz z Czarnymi Panterami – rzuciła w odpowiedzi Kerkow, znacznie przesadzając z opisem swego zaangażowania, by zwiększyć czynnik szoku. – Wiem, że mają różne idee, ale powoli przekonałam się do ich racji.

Krummela zamurowało dokładnie tak, jak na to liczyła58.

Pod koniec lata 1971 roku do Kerkow zadzwoniła Beth Newhouse, przyjaciółka z chóru z Marshfield. Newhouse też była buntowniczką; wkrótce po ukończeniu szkoły średniej wyszła za mąż za starszego od siebie o dziesięć lat surfera. Związek szybko się rozpadł na skutek alkoholizmu męża, a Newhouse wyjechała do San Diego, by dojść do siebie w gościnie u starszej siostry. Wspaniała pogoda i liczne hałaśliwe imprezy natychmiast wprawiły ją w zachwyt; postanowiła zostać i pełnymi garściami czerpać korzyści z bycia młodą rozwódką w epoce wolnej miłości. Początkowo wynajęła mieszkanie blisko Ocean Beach, enklawy hippisów, head shops i sklepów ze zdrową żywnością, gdzie zespoły rockowe często dawały na plaży spontaniczne koncerty. Czynsz w tej okolicy wkrótce przekroczył jednak możliwości Newhouse, znalazła więc sobie tańsze mieszkanie w El Cajon na wschodnich obrzeżach miasta, a ponadto przyjęła współlokatorkę.

Gdy współlokatorka niespodziewanie się wyprowadziła, New­house zaczęła gorączkowo szukać kogoś na jej miejsce przed kolejnym terminem płatności czynszu. Zaproponowała sypialnię Kerkow, ta zaś wykorzystała okazję, aby wyrwać się z pozbawionego perspektyw życia w Coos Bay. Rzuciła SWOCC, zapakowała rzeczy do volkswagena garbusa i ruszyła do południowej Kalifornii59.

San Diego – wspaniałe miejsce ze słonecznymi dniami i łatwym seksem – olśniło Kerkow. Umawiała się z całą masą mężczyzn, którzy dziewczynie z dość wyizolowanego Coos Bay wydawali się cudownie egzotyczni: meksykańskimi motocyklistami, rockmanami o tłustych włosach, opalonymi, wychowanymi w prywatnych szkołach potomkami jachtowej elity z La Jolla60. Kosztując kolejne pozycje z męskiego menu w San Diego, odkryła, że szczególnie pociągają ją czarni mężczyźni. Zwierzyła się Newhouse, że z niepojętych dla niej samej przyczyn uważa ich za „niezwykle atrakcyjnych”. Choć lubiła doprowadzać swoją matkę do szału, podczas nieczęstych rozmów telefonicznych nigdy nie odważyła się powiedzieć jej o tej romantycznej skłonności, w obawie, że ­Patricia będzie przerażona61.

Kerkow ukrywała także niezbyt czyste sposoby zarabiania na życie w San Diego. Pracowała w zaniedbanej dzielnicy Hillcrest, w International Massage Parlor na 4th Avenue62. Choć uważała, że jest zbyt światowa jak na Coos Bay, według standardów San ­Diego była beznadziejnie naiwna. Zaczynając pracę, naprawdę wierzyła, że jej zadaniem będzie rozmasowywanie napiętych mięśni. Była przerażona, gdy pierwszy nagi klient przekręcił się na plecy i dał jej do zrozumienia, że oczekuje usługi seksualnej; ponieważ wkrótce usłyszała kolejne sprośne życzenia, w końcu zrozumiała, dlaczego kierownikowi nie przeszkadzał jej całkowity brak doświadczenia. Wbrew rozsądkowi zaspokajała pragnienia klientów w zamian za napiwki, a pocierając i ciągnąc, myślała o przyjemniejszych rzeczach63.

Matce powiedziała, że pracuje jako recepcjonistka w gabinecie lekarskim64.

Zaraz po Bożym Narodzeniu w 1971 roku pewien gangster, podejrzany typ prowadzący lokale dla dorosłych w całym San Diego, próbował skusić Kerkow, by przyszła u niego pracować. Zaproponował jej pracę striptizerki w klubie w śródmieściu, gdzie klientom nie wolno było dotykać dziewcząt tańczących topless65. Wolała zostać masażystką, przeniosła się jednak do wytworniejszego męskiego klubu w podmiejskim Spring Valley66. Ponadto razem z Newhouse dorabiały sobie handlem marihuaną, sprzedając działki nabywane od drobnego oszusta, którego znały jedynie jako Szybki Eddie67.

Kerkow spędzała dni zagubiona w tym obskurnym świecie, gdy w styczniu 1972 roku do jej drzwi zapukał Roger Holder. On także się zagubił od czasu ich przelotnego spotkania przy jeziorach ­Empire trzynaście lat wcześniej. Jednak jego problemy sięgały znacznie głębiej niż problemy Cathy, a jątrzyły je doświadczenia znacznie brutalniejsze, niż potrafiłaby sobie wyobrazić.

Roger Holder, który jesienią 1959 roku wrócił z rodziną do Alamedy, nie był tym samym chłopcem, który w sierpniu wyjechał do Oregonu. Wygnanie z Coos Bay pozostawiło na nim blizny. Dawniej był pobożnym chrześcijaninem tak jak jego ojciec; teraz zaczął pytać, co to za Bóg, który pozwala zniweczyć skromne marzenia rodziny. Melancholię rozładowywał samotnym hobby: budował skomplikowane modele pociągów, samolotów i helikopterów. To maniackie zajęcie przypominało mu szczęśliwe chwile spędzone z ojcem w Wirginii, kiedy przyglądali się, jak stoczniowcy spawają belki lotniskowców.

W tych rzadkich momentach, gdy wychodził na dwór, rówieśnicy bezlitośnie go wyszydzali. W oczekiwaniu, aż marynarka wojenna ukończy nowe osiedle mieszkaniowe w Alamedzie, rodzina mieszkała w głównie czarnej dzielnicy pobliskiego Oakland. Gorzką ironią było to, że tamtejsi chłopcy kpili z Rogera, bo uważali jego zachowanie za zbyt „białe”. Wyśmiewali go z powodu modeli, starannej wymowy, deskorolki – wszystkiego, co kojarzyło się ze zwyczajami mieszkańców Bay Area o jaśniejszej skórze. Nie rozumiejąc przyczyn tego odrzucenia, zraniony Holder jeszcze bardziej wycofywał się we własny świat.

A jednak gdy w 1964 roku rozpoczął naukę w szkole średniej Encinal, odkrył, że jego dziwactwa intrygują dziewczęta wszystkich ras. Melancholijny, spokojny, długonogi nastolatek okazał się atrakcyjny dla adoratorek, które właśnie zaczynały wieszać plakaty z ­Beatlesami na ścianach sypialni. Holder wykorzystywał ciekawość, jaką budził, do doskonalenia sztuki podrywu. Zaczął jeździć na deskorolce do kawiarenek uczęszczanych przez studentki z Mills College, szkoły dla dziewcząt mieszczącej się na wzgórzach koło Oakland. Niejedną ładną dziewczynę studiującą literaturę angielską zdołał skłonić do towarzyszenia mu w ­spacerze do Leona Heights Park, gdzie udawał, że słucha jej ­ckliwych wierszy, by następnie przejść do bardziej lubieżnych zajęć68.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.Przypisy końcowe

Preludium

1 Willie Roger Holder, rozmowa z autorem, sierpień 2011.

2 Willie Roger Holder, zapis przesłuchania przez FBI, 2 lipca 1991, odręczne notatki, otrzymane na wniosek złożony w trybie określonym w Ustawie o swobodnym dostępie do informacji (Freedom of Information Act – FOIA).

3 Sędzia Eugene H. Nickerson, memorandum i nakaz, Stany Zjednoczone Ameryki przeciwko Williemu Rogerowi Holderowi, 29 maja 1992, National Archives and Records Administration, Central Plains Region, St. Louis, Mo.

4 Agent specjalny David Torres, California Department of Justice, zaprzysiężone pisemne zeznanie, 2 lipca 1991 (FOIA).

5 Nickerson, memorandum i nakaz.1. „Proszę się uśmiechać”

6 Ronald Dellinger, rozmowa z autorem, sierpień 2010.

7 Carole Friske (uprzednio Clymer), rozmowa z autorem, sierpień 2010.

8 Regina Youngren (uprzednio Cutcher), rozmowa z autorem, sierpień 2010.

9 Regina Cutcher, pisemne oświadczenie dla FBI, 2 czerwca 1972, prywatne zbiory Williama Newella.

10 Obie kartki otrzymałem od FBI na wniosek złożony w trybie określonym w Ustawie o dostępie do informacji publicznych (Freedom of Information Act – FOIA).

11 Rozmowa z Youngren.

12 Regina Cutcher, pisemne oświadczenie.

13 Marla Waarvick (uprzednio Smith), rozmowa z autorem, sierpień 2010.

14 Donna Jones, pisemne oświadczenie dla FBI, 2 czerwca 1972, prywatne zbiory Williama Newella.

15 Regina Cutcher, pisemne oświadczenie.

16 Thomas Crawford, rozmowa z autorem, październik 2010.

17 Regina Cutcher, pisemne oświadczenie.

18 Edward Richardson, rozmowa z autorem, sierpień 2010.

19 FAA, Civil Aviation Security Service, Hijacking Statistics for U.S. Registered Aircraft (1961–Present), 1 kwietnia 1975, https://www.ncjrs.gov/pdffiles1/Digitization/28885NCJRS.pdf.

20 Ned Glick, Hijacking Planes to Cuba. An Updated Version of the Birthday Problem, „American Statistician” 24, nr 1 (luty 1970), s. 41–44.

21 Robert T. Holden, The Contagiousness of Aircraft Hijacking, „American Journal of Sociology” 91, nr 4, styczeń 1986, s. 874–904.

22 On Return from Cuba, an Arrest for ’68 Hijacking, „New York Times”, 11 października 2009.

23 Niektóre ówczesne doniesienia mówiły, że porwanie samolotu Western Airlines lot 701 było drugim co do długości w amerykańskiej historii po porwaniu samolotu Braniff Airways lot 14, dokonanym 2 lipca 1971 roku. To doniesienie było jednak z oczywistych powodów nieprawdziwe. Samolot linii Braniff został porwany w Houston, potem poleciał do Monterrey w Meksyku, Limy w Peru, Rio de Janeiro i Buenos Aires, co w linii prostej daje 11 017 kilometrów. Tymczasem porywacze samolotu Western Airlines przebyli w powietrzu 11 687 kilometrów. Nie bardzo wiadomo, dlaczego kilku reporterów popełniło ten błąd; być może chodziło o nieporozumienie co do położenia Monterrey.

24 Fruitless War Against Crime in the Air, „Life”, 29 grudnia 1972, s. 82, 83.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: