Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Niemcy - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
30 sierpnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niemcy - ebook

Najbardziej niewygodne prawdy o niemieckiej historii, kontynuacja bestsellerowych „Żydów” i „Sowietów”

Trzecia po bestsellerowych Żydach i Sowietach książka z niepoprawnego politycznie cyklu autora Obłędu ’44 i Paktu Ribbentrop–Beck. W Niemcach Piotr Zychowicz jak zwykle zmusza czytelnika do przemyślenia i ponownej oceny spraw – jak nam wmawiano – nie podlegających dyskusji. Burzy mit Hitlera ultraprawicowca, w rzeczywistości zatwardziałego lewaka. Pisze o fatalnych błędach Niemców we wschodniej Europie, gdzie początkowo witani jak wyzwoliciele, swoją ludobójczą polityką zaprzepaścili szansę na błyskawiczne pokonanie Sowietów. Szuka źródeł niemieckiego rasizmu w południowej Afryce i spiera się z Davidem Irvingiem, historykiem skazanym za negowanie Holokaustu. Pisze o Polakach w Afrikakorps, domu publicznym w Auschwitz oraz o hinduskich esesmanach. Prowadzi czytelnika przez pola bitew i obozy śmierci, zagląda do gabinetów nazistowskich ideologów i sztabów sił zbrojnych. A nade wszystko zastanawia się, jak do tego wszystkiego mogło dojść… 

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-841-0
Rozmiar pliku: 16 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Hitler, zbawca komunizmu

Nadzieja

To, co działo się w czerwcu 1941 roku po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki, nie ma odpowiednika w całej historii ludzkości. Nigdy jeszcze najeźdźca nie spotkał się na „wrogim terytorium” z takim przyjęciem, z jakim spotkali się żołnierze niemieccy na sowieckiej ziemi. Nie było to nawet przyjęcie przyjazne – było to przyjęcie euforyczne. Na całej długości frontu od Estonii po Ukrainę Wehrmacht był witany chlebem i solą.

Na drogi, którymi ciągnęły na wschód niemieckie jednostki, wychodziły tłumy Ukraińców, Rosjan, Białorusinów, Polaków, Litwinów, Łotyszów i tuzina innych narodowości. Niemal wszędzie ludność spontanicznie rozbijała komitety partyjne, wyłapywała komunistów i współpracowników bezpieki, rozwiązywała kołchozy i przede wszystkim otwierała – zamienione przez bolszewików na magazyny – cerkwie i kościoły. Żołnierzom Wehrmachtu stawiano bramy powitalne.

Niemcy na pierwszym etapie kampanii – poza kilkoma miejscami – właściwie nie napotkali poważniejszego oporu Armii Czerwonej. Przy pierwszym kontakcie z Wehrmachtem jej żołnierze rzucali broń. Na stronę nieprzyjaciela przechodziły dywizje w pełnych stanach – od kucharzy i konowodów po sztaby i generałów. Często po przepędzeniu czy nawet wystrzelaniu komisarzy politycznych.

Wystarczy sięgnąć po dowolne wspomnienia żołnierzy niemieckich z roku 1941. Słynny dowódca pancerny pułkownik Hans von Luck tak pisał o swoim pierwszym kontakcie z lokalną, rosyjską ludnością:

Zdumiało nas to, że nie spotkaliśmy się z najmniejszymi objawami niechęci. Przeciwnie, kobiety wychodziły przed domy z ikonami i krzyczały do nas: „Nadal jesteśmy chrześcijanami. Wyzwólcie nas od Stalina, który zniszczył nasze kościoły!”.

Dalej von Luck opisywał, jak zabiedzeni ludzie sowieccy dzielili się z niemieckimi żołnierzami ostatnimi zapasami. „Zrozumieliśmy – pisał von Luck – że jesteśmy w tym kraju traktowani jak wyzwoliciele”.

A oto fragment wspomnień generała Heinza Guderiana:

Znamienny dla postawy ludności był fakt, że kobiety z pewnej wsi położonej w pasie działań bojowych podeszły do mnie, ofiarując mi na drewnianych talerzach chleb, masło i jajka; nie dały mi spokoju tak długo, aż coś zjadłem.

Inny niemiecki oficer, Hans von Herwarth, tak opisywał przesłuchania poddających się czerwonoarmistów:

Jednym z pierwszych był młody kapitan artylerii, który koniecznie chciał poznać położenie naszych pozycji artyleryjskich. Oświadczyłem mu, że jako jeńca nie powinno go to obchodzić. Na to on: „Chcę panu tylko wyjaśnić, jak powinna celować pańska artyleria, bo w tej chwili wasze działa przenoszą o jakieś kilkaset metrów”. Postawa ta bardzo mnie zdziwiła, bo rzadko nienawiść do własnego rządu występuje z taką otwartością.

Dalej von Herwarth pisał:

Wielu sowieckich żołnierzy natychmiast po dostaniu się do niewoli wypytywało nas, czy nie mielibyśmy dla nich jakiejś pracy, zdradzali ochotę pomaszerowania dalej z nami. Większość z nich szczerze pragnęła podjąć z Niemcami dzieło zniszczenia znienawidzonego systemu, który skolektywizował ich gospodarstwa i pociągnął za sobą tak wielkie ofiary.

Oficer ten w swoich wspomnieniach przedstawił także postawę ludności cywilnej:

Nawet w najbiedniejszych wsiach chłopi obdarowywali nas na znak przyjaźni ogórkami, zsiadłym mlekiem i chlebem. Ciągle powtarzał się ten sam motyw: „Nareszcie będziemy traktowani jak ludzie, przestaniemy żyć poza prawem”. Mieszkańcy pewnej wsi zebrali się na drodze i obserwowali z napięciem bitwę powietrzną. Przy każdym strąceniu maszyny sowieckiej zrywały się oklaski i okrzyki: „Wkrótce i Stalin będzie wykończony”.

Podobne spostrzeżenia znalazły się w listach pisanych z frontu przez szeregowych niemieckich żołnierzy.

„W każdej wiosce obsypują nas bukietami kwiatów – informował rodzinę William Prüller – piękniejszymi niż te, które dostaliśmy, gdy wkraczaliśmy do Wiednia. Słowo daję! To szczera prawda”.

„Wszędzie spotykaliśmy się naprawdę z serdecznym przyjęciem – pisał z kolei Heinz H. – Czasami nawet ze sztandarami ze swastyką. Do tego uradowane twarze ludzi szczęśliwych, że mają już za sobą bolszewickie jarzmo i terror. Przychodziły kobiety i dzieliły się z nami ostatkiem swego mleka. I te pytania:

– Wrócą bolszewicy, zostaniecie tutaj?

Albo:

– Wypędzicie przedstawicieli władzy (najczęściej Żydów) jeszcze dalej?

I kiedy odpowiadaliśmy «aż do Moskwy» – oni: dobsche, dobsche, sugerując gestem podrzynanie gardła”.

Nie, to nie jest żadna „hitlerowska propaganda”. Potwierdzenie tego fenomenu można znaleźć w źródłach ukraińskich, polskich, litewskich, żydowskich, a także sowieckich.

Jak wynika z oficjalnych danych NKWD, do 10 października 1941 roku aresztowano 667 364 żołnierzy, którzy uciekli z frontu! Wielu z nich zostało rozstrzelanych. W pierwszych miesiącach kampanii Niemcom poddało się zaś około 4 milionów czerwonoarmistów. Obywatele Związku Sowieckiego nie chcieli bronić swojej „ojczyzny”.

Głupota

Jak widać z powyższych relacji, przyjazna postawa ludności wprawiała niemieckich żołnierzy w zdumienie. Wschodniego Europejczyka nie może ona jednak dziwić. Jej przyczyna była jedna – komunizm. Ludzie sowieccy żyli pod władaniem tego nieludzkiego systemu od dwudziestu czterech lat, a mieszkańcy zagrabionych przez bolszewików byłych Ziem Wschodnich II Rzeczypospolitej od niecałych dwóch. Wystarczyło to aż nadto, aby go poznać i znienawidzić.

Na opanowanych terytoriach bolszewicy od 1917 roku zaprowadzili rządy terroru, kłamstwa, strachu i nędzy. Wymordowali dziesiątki milionów ludzi. Sama kolektywizacja na Ukrainie przyniosła w latach trzydziestych kilka milionów ofiar śmiertelnych. Kilkadziesiąt milionów siedziało w straszliwych obozach koncentracyjnych. W całych Sowietach nie było rodziny, w której nikogo by nie represjonowano.

Wszystko to sprawiło, że Niemcy latem 1941 roku mieli Europę Wschodnią u stóp. Tak jak przewidywali ówcześni mądrzy sowietolodzy, uderzenie zewnętrzne na Związek Sowiecki wyzwoliło w uciemiężonych przez to państwo ludziach nagromadzoną od blisko ćwierć wieku zaciekłą nienawiść do diabolicznego systemu.

W efekcie Związek Sowiecki zaczął się trząść w posadach i wszystko wskazywało na to, że lada dzień się załamie. Że uderzenie Wehrmachtu zainicjuje potężną eksplozję, która od wewnątrz rozsadzi czerwony łagier narodów. Dziś, po przeszło siedemdziesięciu pięciu latach od tych dramatycznych wydarzeń, nie ma najmniejszych wątpliwości, że Niemcy mogli bez trudu wygrać wojnę ze Związkiem Sowieckim w kilka tygodni.

Aby to osiągnąć, musieli tylko rzucić jedno hasło. Tym hasłem było wyzwolenie.

Wyzwolenie od kołchozów.

Wyzwolenie od terroru, łagrów i więzień.

Wyzwolenie od strachu i donosicielstwa.

Wyzwolenie od powszechnego kłamstwa i piorącej mózgi propagandy.

Wyzwolenie od piszczącej komunistycznej biedy.

Wyzwolenie od bezbożnictwa.

Wyzwolenie od szargania ludzkiej i narodowej godności.

To hasło jednak nie padło.

Zaślepiony swoimi rasistowskimi ideami Adolf Hitler nie miał bowiem najmniejszego zamiaru nikogo wyzwalać. Tereny Europy Wschodniej odebrane bolszewikom postanowił zamienić w niemiecką kolonię w afrykańskim stylu, w której rolę Murzynów mieli odgrywać „słowiańscy podludzie”. „Naszym Missisipi będzie Wołga, a nie Niger” – mówił.

Na podbitych terenach wschodnich Hitler zamierzał zrealizować swoją obłędną, utopijną teorię Lebensraum. Czyli zamienić je w bezwzględnie eksploatowany rezerwuar surowców naturalnych i zboża. Oczywiście bez uwzględnienia interesów i potrzeb miejscowych „plemion”.

Samorządność to pierwszy stopień do niepodległości – powiedział w 1942 roku. – Co się zdobyło przemocą, tego się nie utrzyma demokratycznie. Gdzie sens podbijać wolny kraj tylko po to, żeby mu zwrócić wolność? Kto przelał krew, ma prawo panować nad tym, co zdobył.

W narodach wschodniej Europy, które Wehrmacht uwolnił spod sowieckiego jarzma, Führer nie dostrzegał partnerów. Ba, nie dostrzegał w nich nawet ludzi. Byli dla niego tylko materiałem etnicznym. Bezosobową masą untermenschów, których przeznaczeniem jest praca dla niemieckiej „rasy panów”. I bezwzględne posłuszeństwo. „Lepiej nie uczyć ich czytać – mówił. – Damy Ukraińcom chustki, szklane paciorki i resztę rzeczy, w których tak bardzo lubuje się kolonialna ludność”.

Gdy Hitler wypowiadał te słowa, władze miejskie świeżo odbitego z rąk bolszewików Smoleńska przekazały feldmarszałkowi Fedorowi von Bockowi niecodzienny prezent. Była to zabytkowa armata pozostawiona w 1812 roku przez armię Napoleona. Rosjanie poprosili, aby feldmarszałek przekazał ten dar Hitlerowi wraz z zapewnieniem o ich gotowości do wspólnej walki z bolszewizmem.

Podobnie działo się później na Kaukazie, gdzie starszyzna tamtejszych klanów przekazała w darze dla Hitlera złotą, misternie rzeźbioną uzdę i stado najpiękniejszych pełnokrwistych wierzchowców. Jakże ci ludzie mylili się w swojej ocenie niemieckiego przywódcy! Oni widzieli w nim wyzwoliciela, a on w nich – niewolników.

Myśl wodza twórczo rozwijał jeden najpotężniejszych ludzi III Rzeszy, Martin Bormann.

Słowianie powinni pracować dla nas – pisał. – Jeżeli nie są nam potrzebni, mogą umrzeć. Dlatego szczepienia i w ogóle wszelka pomoc lekarska dla nich są zbędne. Rozmnażanie się Słowian jest niepożądane, a kształcenie ich niebezpieczne. Wystarczy, jeżeli będą liczyć do stu. Najlepsze wychowanie dla nich jest takie, które ich przeobrazi w użytecznych dla nas robotników. Każdy wykształcony Słowianin to wróg. Panowie to my i wszystko powinno iść w pierwszej kolejności do nas.

I właśnie na takich założeniach oparty został system okupacyjny na terytoriach odebranych Sowietom. Powstałe spontanicznie narodowe rządy – na przykład na Ukrainie czy Litwie – zostały rozpędzone, a zamiast nich Niemcy stworzyli zarządzane przez siebie kolonialne… komisariaty.

Zagrabiony przez bolszewików majątek prywatny i ziemia nie zostały zwrócone. Na zdobytych terytoriach zaczęły szaleć SS i Gestapo, które brutalnością nie ustępowały NKWD. Ich przedstawiciele na każdym kroku szargali godność „słowiańskich podludzi”, dopuszczali się grabieży i niebywałych niegodziwości. Płonęły wsie, ludzie ginęli w masowych egzekucjach, rozpoczęła się eksterminacja Żydów. Jedna straszliwa dyktatura została zastąpiona drugą. Terror czerwony – terrorem brunatnym.

Uosobieniem tej ludobójczej, rasistowskiej polityki stał się brutalny komisarz Erich Koch. Na powierzonej mu Ukrainie wprowadził rządy tępego terroru oraz – o zgrozo – utrzymał kołchozy. „Gdyby bolszewicy nie wymyślili kołchozów, my musielibyśmy to zrobić” – stwierdził. Właśnie tacy ludzie jak Koch zgubili Niemcy.

Rozczarowanie

Efekty takiej polityki nie były trudne do przewidzenia. Olbrzymie nadzieje wiązane z nadejściem Niemców przerodziły się w równie olbrzymie rozczarowanie. Miliony umęczonych obywateli sowieckich z przerażeniem dostrzegły, że tak oczekiwany przez nich wyzwoliciel okazał się tylko kolejnym okupantem. Było to rozczarowanie niezwykle brutalne i dramatyczne. Euforię zastąpiła rozpacz.

Gigantyczny antysowiecki kapitał wytworzony w pierwszych tygodniach kampanii z każdym dniem trwoniły zbiry Heinricha Himmlera i tępi zamordyści w rodzaju Ericha Kocha. Jak wówczas mówiono, Niemiec też okazał się bolszewikiem, tyle że „szczekał jak pies”.

Tę zmianę nastrojów znakomicie oddaje anegdota, którą wypowiada jeden z bohaterów powieści Józefa Mackiewicza Nie trzeba głośno mówić:

Do wsi przyjeżdża Niemiec i dawaj wywlekać z chlewu parsiuka. No, wiadomo, gospodarz zastąpił się, nie daje. To Niemiec w twarz jego kułakiem. A on spojrzał tylko na Niemca, jakby myśl jemu jakaś przyszła, i mówi:

– Bij drugi raz!

To Niemiec drugi raz jego w twarz uderzył. A on:

– Bij w trzeci raz!

Niemiec jego trzeci raz. A on mówi:

– Mało tego, bij w czwarty raz.

To wtedy Niemiec zastanowił się i pyta:

– A dlaczego chcesz, żebym ja ciebie bił koniecznie?

A on odpowiada:

– Bo zasłużyłem na to, żeby mnie bić.

– Czymże takim zasłużyłeś na taką karę? – pyta Niemiec.

– A tym, odpowiada, że was czekałem jak zbawienia losu…

Rozczarowani ludzie sowieccy odwracali się od władz okupacyjnych, zaczęły się mnożyć oddziały partyzanckie. Na początku złożone z samych funkcjonariuszy NKWD zrzuconych na spadochronach na zaplecze frontu, z czasem zaczęły jednak przyciągać zwykłych obywateli. Ludzi zmuszonych do ucieczki w lasy coraz bardziej brutalnymi represjami niemieckimi. Terror zaczął nakręcać kontrterror. Niemcy mieli coraz większe problemy z utrzymaniem porządku na zapleczu frontu.

Świetnie ilustruje to pewien epizod przedstawiony przez historyka Mariusza Zajączkowskiego. Otóż na przełomie 1941 i 1942 roku do miejscowości Rogóźno na Lubelszczyźnie spłynęło około sześćdziesięciu jeńców sowieckich, którzy uciekli z obozów. Ludzie ci zamieszkali wśród chłopów i w zamian za wikt i opierunek pomagali w pracach gospodarskich.

Siedzieli spokojnie, nikomu nie wadzili. Niemieccy żandarmi nie byliby jednak sobą, żeby nie zajęli się tą sprawą. Przyjechali do Rogóźna, przeprowadzili łapankę i z miejsca rozstrzelali dziewięciu uciekinierów. Skutek łatwo mógł przewidzieć każdy rozsądnie myślący człowiek.

Pozostałych pięćdziesięciu jeden jeńców uzbroiło się i poszło do lasu. Tam stworzyli oddział partyzancki, z którym Niemcy długo nie mogli sobie poradzić. Oddziałów takich powstały setki, a z czasem tysiące…

Historia ta jest kolejnym dowodem potwierdzającym starą tezę, że (narodowy) socjalizm to system, który stara się bezskutecznie rozwiązywać problemy, które sam stworzył.

Dzięki bezdennej głupocie Niemców system komunistyczny przetrwał najbardziej krytyczny moment i przeszedł do kontrofensywy. Przebywający wówczas w Sowietach Józef Czapski pisał:

W wagonie w drodze do Moskwy opowiadał mi partyjny komunista o tych miesiącach, o nagminnym paleniu biletów partyjnych, o fali sabotażów. Oceniał on, ten wierny z wiernych, że wiązania trzeszczały, że ustrój sowiecki był wówczas u progu załamania od wewnątrz. Dopiero niewiarygodne z początku dla Rosjan wieści o nieludzkich, masowych, bezmyślnych okrucieństwach nazistów odwróciły nastroje.

Prawdziwie samobójcze dla III Rzeszy okazało się to, w jaki sposób narodowi socjaliści potraktowali sowieckich jeńców. Trudno znaleźć słowa na opisanie tej hańby. Otóż przechodzący na stronę Niemców i wyrażający chęć wspólnej walki z bolszewizmem czerwonoarmiści zamiast do wojskowych szeregów byli kierowani do straszliwych obozów jenieckich.

Warunki, które w nich panowały, były gorsze niż w obozach koncentracyjnych. Wskutek głodu, epidemii i nieludzkiego postępowania strażników 3,3 miliona jeńców sowieckich straciło życie.

Napływające do Berlina protesty władz wojskowych Hitler i jego otoczenie odrzucali jako absurdalne. W jednej z rozmów Führer stwierdził, że w wojnie na Wschodzie „stosowanie zasad rycerskości jest nie na miejscu i wprost śmieszne”. Nietrudno się domyślić, do czego doszło, gdy wieści o koszmarze rozgrywającym się w niemieckiej niewoli dotarły do żołnierzy Armii Czerwonej na froncie. Ci ludzie zaczęli walczyć.

Na pytanie, kto stworzył Armię Czerwoną, która wygrała II wojnę światową, kto z armii, która odmówiła walki w 1941 roku, stworzył armię, która w 1945 roku zajęła Berlin, może być tylko jedna odpowiedź. Tym człowiekiem był Adolf Hitler.

Żołnierz sowiecki został postawiony przed wyborem: albo walka do upadłego, albo śmierć w niewoli niemieckiej lub z rąk NKWD – pisał generał Władysław Anders. – Oczywiście wybierał on z reguły walkę, gdyż ta dawała mu pewne szanse. W rezultacie zaczął się bić z determinacją. Do niewoli nie szły już jak dawniej całe armie, korpusy i dywizje, a liczba dezerterów spadła do ułamka tego, co kiedyś przechodziło na stronę niemiecką. Rzekomi wyzwoliciele okazali się nie tylko nieludzcy, ale wręcz ślepi na interes Niemiec.

Rosyjski antykomunista Pawieł Iljinski wspominał zaś po latach:

Przekonanie, że kołchozy zostaną natychmiast zlikwidowane, a jeńcom pozwoli się uczestniczyć w wyzwalaniu Rosji, było w pierwszej chwili powszechne i bezdyskusyjne. Nikt nie wyobrażał sobie innej najbliższej przyszłości. Wszyscy czekali też w pełnej gotowości na pobór mężczyzn do wojska. Setki podań o przyjęcie ochotników przysyłano do miejscowej niemieckiej komendantury, która nie zdążyła jeszcze zorientować się w sytuacji.

Dopiero teraz, znając dokładnie podstawy ideologiczne III Rzeszy, możemy zrozumieć, do jakiej furii doprowadzały nazistów nasze żądania uczestniczenia w walce zbrojnej z bolszewikami. Oczywiście w tamtym czasie nie mogło być mowy ani o formacjach rosyjskich, ani o mobilizacji, ani o zaciąganiu ochotników. Wyciągnięta ręka została odrzucona i bezradnie zawisła w powietrzu.

Klęska

Absurdalna polityka Hitlera i jego współpracowników wywoływała przerażenie wśród co rozsądniejszych Niemców. Jednym z nich był profesor Theodor Oberländer. Oficer Abwehry, współtwórca batalionów „Nachtigall” i „Roland”, które – w zamyśle niemieckich wojskowych – miały się stać zalążkiem przyszłej ukraińskiej armii.

W pierwszych dniach kampanii na Wschodzie Oberländer uzyskał audiencję u Hitlera, któremu z entuzjazmem opowiedział, z jak serdecznym przyjęciem spotka się niemiecka armia. I przedstawił swoje plany stworzenia niepodległej Ukrainy. Zirytowany Führer przerwał mu w pół słowa:

– Nic pan nie rozumie. Rosja – to nasza Afryka, a Rosjanie – to nasi Murzyni.

Opuściwszy gabinet wodza, Oberländer powiedział dobitnie:

– Z takimi poglądami Hitlera wojna jest już przegrana.

Był lipiec 1941 roku i Wehrmacht odnosił zwycięstwo za zwycięstwem. Ale inteligentni Niemcy rozumieli, że pasmo triumfów szybko się skończy, jeśli wojny ze Związkiem Sowieckim nie przemienią w wojnę domową. Zgodnie ze starą maksymą „Rosję można pokonać tylko rękami Rosjan”.

Oficerowie, o których mowa, myśl o stworzeniu na Wschodzie germańskiego Lebensraum uważali za niebezpieczne mrzonki. Ich zdaniem należało jak najszybciej odrzucić narodowosocjalistyczne rojenia i rzucić hasło wielkiej wojny wyzwoleńczej. Antybolszewickiej krucjaty, do której na partnerskich zasadach zaproszone zostałyby narody Wschodu.

Nastroje takie panowały przede wszystkim w korpusie oficerskim Wehrmachtu. Co ciekawe, do zmiany nastawienia do wschodnich Europejczyków nawoływali niemal ci sami ludzie, którzy w lipcu 1944 roku zorganizowali nieudany zamach stanu i próbowali zgładzić Führera w Wilczym Szańcu. Czyli prawicowi, konserwatywni oficerowie starej szkoły gardzący lewicowym parweniuszem Hitlerem.

Na wszelkie monity, memoriały i projekty Führer reagował jednak zawsze tak samo: „Panowie oficerowie niech nie mieszają się do polityki i zajmują się prowadzeniem wojny. Od polityki jestem ja”.

Hitler konsekwentnie odrzucał wszelkie projekty powołania u boku Wehrmachtu antybolszewickich armii narodów Wschodu. Uważał bowiem, że Słowianie jako podludzie są niegodni nosić niemieckiego munduru. Poza tym mieli być elementem niepewnym. Dyktator przekonywał, że jeżeli da się im broń do ręki, skończy się to tak, jak z Legionami Piłsudskiego podczas I wojny światowej.

W żadnym wypadku nie wolno nam popełnić błędu i powołać pod broń bądź wcielić do niemieckiej armii obcokrajowców – perorował 5 kwietnia 1942 roku. – Upadek habsburskiej dynastii dowodzi tego niezbicie, ukazując nam skalę zagrożenia. Polakom, Czechom i innym narodom przyznano prawo do formowania oddziałów zbrojnych w ramach armii austriackiej. W decydującym momencie wojny okazało się, że ludzie ci tworzą forpocztę rewolucji.

A oto wypowiedź Hitlera z 16 lipca 1942 roku:

Bezpieczeństwo Rzeszy zapewni dopiero całkowita likwidacja wszystkich obcych formacji zbrojnych na zachód od Uralu. Żelazną zasadą było, jest i będzie: tylko Niemcom wolno nosić broń! Żadnym Słowianom, żadnym Czechom, Kozakom czy Ukraińcom.

I jeszcze jedna opinia z samego końca wojny:

Cały czas byłem przeciwny ubieraniu ich w nasze mundury. A kto był za? Oczywiście nasza kochana armia, która zawsze ma własne zdanie w każdej sprawie.

Tak, całe szczęście armia miała własne zdanie. I całe szczęście – wbrew powtarzanym obecnie bajkom – III Rzesza nie była krajem, w którym panował taki zamordyzm i totalitaryzm jak w Związku Sowieckim. W efekcie wojsko mogło przymknąć oko na fobie Hitlera i po kryjomu realizować własną, sprzeczną z wytycznymi wodza, strategię.

Utopijne fantazje partyjnych teoretyków musiały ustąpić realnym potrzebom. Tylko w pierwszym roku wojny armia niemiecka straciła na froncie wschodnim 1,2 miliona żołnierzy. Nadchodzące z Rzeszy uzupełnienia były zbyt szczupłe, by wypełnić luki. Jednocześnie zaś do walki z bolszewizmem rwały się miliony byłych obywateli Związku Sowieckiego.

Nic więc dziwnego, że niemieccy dowódcy zaczęli na masową skalę przyjmować wschodnich ochotników. Wcielano ich do niemieckich dywizji jako tak zwanych hiwisów. Na początku wykonywali funkcje pomocnicze – nosili amunicję, powozili podwodami, pełnili funkcję gońców. Szybko dano im jednak broń do ręki. Okazało się to strzałem w dziesiątkę.

Członkowie Osttruppen zaciekle zwalczali sowiecką partyzantkę i dzielnie walczyli u boku niemieckich żołnierzy na froncie. Wbrew początkowym obawom okazali się znakomitymi, nieustraszonymi w boju towarzyszami broni. Ich nienawiść do bolszewizmu, a co za tym idzie – motywacja do walki, była wielokrotnie większa niż u Niemców. To w końcu oni, a nie przybysze z Zachodu, od ćwierć wieku żyli pod sowiecką okupacją.

Wkrótce za plecami Hitlera zaczęły powstawać pierwsze narodowe legiony. Turkmeńskie, kozackie, kaukaskie, tatarskie, kałmuckie. Zgodę na ich sformowanie uzyskano fortelem: przekonano szefa Oberkommando der Wehrmacht, feldmarszałka Wilhelma Keitla, że nacje te nie są „słowiańskimi podludźmi”, ale zagubionymi podczas wielkiej wędrówki ludów plemionami aryjskimi…

W szczytowym okresie w niemieckich mundurach na froncie wschodnim służyło blisko milion – tak, to nie pomyłka, milion – byłych obywateli „raju robotników i chłopów”. To ogromna liczba, a przecież werbowano ich w konspiracji i wbrew woli kierownictwa państwowego.

Są oni najlepszym dowodem, jak wielką historyczną szansę zaprzepaścił Hitler. Gdyby w 1941 roku niemiecki dyktator wystąpił do tych ludzi z manifestem wyzwoleńczym i zezwolił na ich nieograniczony werbunek – Niemcy mogliby w szybkim tempie wystawić setki wschodnich dywizji. Możliwości werbunkowe na olbrzymich okupowanych terenach wschodnich byłyby niemal nieograniczone.

O nastawieniu sowieckich żołnierzy do swojej „ojczyzny” dobrze świadczy eksperyment, który przeprowadził Boris Bażanow, były sekretarz Stalina, który uciekł na Zachód i podjął działalność antybolszewicką. Otóż podczas wojny zimowej za zgodą marszałka Carla von Mannerheima rozpoczął on werbunek sowieckich jeńców do walki po stronie Finów.

Wychodziłem z założenia, że ludność podlegająca Sowietom marzy o pozbyciu się komunizmu – wspominał Bażanow. – Chciałem utworzyć Rosyjską Armię Ludową, żeby proponować żołnierzom sowieckim przechodzenie na naszą stronę i wyzwalanie Rosji z komunizmu. Chciałem pchnąć „kulę śnieżną” na Moskwę. Zacząć od tysiąca ludzi i dojść do Moskwy z pięćdziesięcioma dywizjami.

Spośród 500 jeńców, do których zwrócił się Bażanow, 450 zgłosiło natychmiastową gotowość do walki przeciwko komunizmowi. Spośród pozostałych pięćdziesięciu aż czterdziestu zadeklarowało, że w pełni popiera ideę Bażanowa, ale boi się, że Finlandia przegra wojnę i będą zgubieni. Na pół tysiąca jeńców zaledwie dziesięciu dochowało więc wierności bolszewikom. Czyli dwa procent!

Z przekonaniem graniczącym z pewnością można więc założyć, że podobnie proporcje te wyglądałyby w roku 1941. Spośród czerwonoarmistów wziętych do niewoli przez Niemców w pierwszych miesiącach wojny niemal wszyscy – gdyby dano im taką szansę – zgłosiliby akces do rosyjskiej armii wyzwoleńczej. Mówimy więc o blisko 4 milionach potencjalnych żołnierzy. Generał Iwan Krupiennikow uważał, że jeszcze pod koniec 1942 roku chętnych do walki z bolszewizmem było ponad 70 procent jeńców.

Byłaby to więc nie „kula śnieżna” – jak w wypadku planu Bażanowa – ale wielka lawina, która zmiotłaby bolszewizm z powierzchni ziemi.

Hitler miał jednak inne plany i pozwolił, żeby sowieccy jeńcy zgnili za drutami piekielnych obozów. Führer narodu niemieckiego był bez wątpienia chodzącym dowodem potwierdzającym słowa Lebiediewa z Idioty Dostojewskiego: „Jak Pan Bóg chce kogo ukarać, to mu najpierw rozum odbiera”.

Wdzięczność

Jako Polak gardzę Adolfem Hitlerem. Gdybym jednak był Niemcem, tobym go nienawidził, a jako niemiecki patriota rwałbym sobie włosy z głowy, poznawszy dzieje wojny niemiecko-sowieckiej. Jak można było tak idiotycznie zmarnować tak wielką dziejową szansę?!

Hitler nazywany jest często „największym zbrodniarzem w dziejach”. To pogląd nieprawdziwy. Historia znała większych masowych morderców. Bez wątpienia niemiecki dyktator był za to „największym głupcem w dziejach”. Człowiek ten swoją polityką doprowadził bowiem do największego triumfu bolszewizmu, którego rzekomo tak nienawidził.

Jeśli Hitler nie posłuchałby rozbestwionych diabełków w swojej głowie – pisał z pasją rosyjski pisarz Aleksandr Nikonow – lecz przyszedł do ZSRS jako prawdziwy wyzwoliciel narodu rosyjskiego z jarzma bolszewizmu, jego szanse na zwycięstwo solidnie by wzrosły. Lecz Hitler był typem psychicznie podobnym do Żyrinowskiego, a to jest typ histerycznego fantasty, któremu własne szaleńcze napady przesłaniają realia.

Na krótko przed rozpoczęciem operacji „Barbarossa” Alfred Rosenberg zaprosił do swojego berlińskiego biura wspomnianego wyżej Borisa Bażanowa. Między panami doszło do następującej wymiany zdań:

– Czy zamierzacie prowadzić wojnę przeciwko komunizmowi, czy przeciwko Rosji?

– A gdzie tu występuje różnica?

– Różnica jest taka, że jeśli będziecie prowadzić wojnę przeciwko komunizmowi, to naród rosyjski stanie po waszej stronie i wojnę wygracie. Ale jeżeli będziecie prowadzić wojnę przeciwko Rosji, naród rosyjski będzie przeciwko wam i tę wojnę przegracie. Rosyjski patriotyzm leży na ulicy i bolszewicy od ćwierć wieku go depczą. Kto go podniesie – ten wygra wojnę. Wy podniesiecie – wy wygracie. Stalin podniesie – on wygra.

Rosyjski patriotyzm z ziemi podniósł Stalin.

Adolf Hitler w Europie Wschodniej dokonał czegoś niebywałego. Spowodował, że miliony mieszkańców tej części kontynentu z rozpaczy zwróciły się w stronę komunizmu.

My, którzy narzekamy na głupotę swojej polityki podczas wojny, mamy to jedno chyba wątpliwej wartości pocieszenie, że polityka niemiecka była jeszcze głupsza od naszej – pisał Józef Mackiewicz. – Była to polityka osobistych animozji, fantazji i odruchów samego Hitlera. Hitler stał się niewątpliwie najskuteczniejszym agentem bolszewickim, jakiego znały dzieje świata. Pchał całą Europę, którą opanował, emocjonalnie w objęcia bolszewizmu, a Polskę, która tej Europy była barierą, oczywiście w pierwszym rzędzie.

Najbardziej zadowolony z tego był naturalnie Stalin.

To właśnie obłędna polityka Hitlera uratowała sowieckiego dyktatora i jego system przed upadkiem.

To obłędna polityka Hitlera umożliwiła Stalinowi przejście do kontrataku i zdobycie w latach 1944–1945 połowy Europy.

To obłędna polityka Hitlera na długie dziesięciolecia wybiła z głów ludziom sowieckim jakiekolwiek myśli o buncie i nadzieję na wyzwolenie, które mogłoby przyjść z Zachodu.

Zdecydowanie Józef Stalin powinien być Hitlerowi dozgonnie wdzięczny. I postawić mu pomnik na placu Czerwonym z wielkim napisem: „Adolf Hitler – zbawca komunizmu”.

Rozdział ten jest rozszerzoną wersją artykułu, który ukazał się w „Uważam Rze Historia” w czerwcu 2012 roku

Dalsza cześć książki dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: