Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niepokorna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 kwietnia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niepokorna - ebook

Anglia, XIX wiek.

Panna Chesterfield, córka markiza, jest zafascynowana porucznikiem Michaelem Thorpe`em. Nawiązuje więc bliższą znajomość z tym pełnym uroku młodzieńcem, który jednak nie może jej poślubić, jako że nie pochodzi z tej samej sfery. Niepocieszona Hannah ulega presji rodziny, która chce zapobiec skandalowi, i opuszcza Londyn. Niespodziewanie zakochani spotykają się na statku płynącym na kontynent. Dopiero teraz Hannah dowiaduje się, że z pochodzeniem Michaela wiąże się pewna tajemnica. Niewykluczone, że jest on spokrewniony z jednym z panujących rodów...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-8106-3
Rozmiar pliku: 1 022 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Londyn, 1855

Hannah przez całą szerokość sali balowej czuła, że on nie spuszcza z niej wzroku. Jakby chciał ostrzec każdego, kto ośmieli się do niej zbliżyć, by jej nie niepokoił. Uśmiechnęła się do znajomej, ale nie słyszała, co ta do niej mówi.

Spotkali się zaledwie kilka tygodni temu i od tamtej pory nie potrafiła o nim zapomnieć. Niepokoiła ją świadomość, że jest dla niego czymś w rodzaju owocu zakazanego, po który chętnie by sięgnął, ale nie może.

Gdy brat przedstawiał jej przyjaciela, porucznika Thorpe'a, i on na powitanie musnął wargami jej dłoń, obudziło się w niej nieznane dotychczas pragnienie doświadczenia większej bliskości z tym obcym mężczyzną, który – odgadła to nieomylnie – był gotów obsypać pocałunkami nie tylko dłoń, ale każdy centymetr jej ciała. Zadrżała, bo uświadomiła sobie, że wcale nie byłoby to jej niemiłe.

Zbliżała się północ. Godzina sekretnych schadzek w ogrodzie, z których panie wracały z zaplątanymi we fryzurach drobnymi gałązkami i z obrzękniętymi od pocałunków ustami.

Lady Hannah Chesterfield próbowała sobie wyobrazić, jak to jest, gdy się pozwala mężczyźnie na takie poufałości jak pocałunki i uściski w skąpanej w świetle księżyca ogrodowej alejce. W wyglądzie porucznika Thorpe'a było coś, co czyniło go groźnym, nieprzewidywalnym. Nie był to człowiek należący do londyńskiej elity, a jednak fascynował ją.

Zaryzykowała spojrzenie w jego stronę. Stał oparty o ścianę ze szklanką lemoniady w dłoni. Czarny frak był dla niego przyciasny w ramionach, widocznie nie było go stać na szyty na miarę i przyszedł w pożyczonym. Kamizelka pod frakiem akcentowała szczupłość figury, krawat był zawiązany w nonszalancki węzeł. Miał zbyt długie, ciemne włosy i gładko wygolone policzki, wbrew obecnej modzie. Rozchylone usta jakby ośmielały ją, żeby do niego podeszła i z nim porozmawiała. Taki pomysł nawet nie powinien jej przychodzić do głowy.

Po co on tu przyszedł? Przecież nie po to, by wśród zgromadzonych dam znaleźć kandydatkę na żonę. Był co prawda oficerem, ale bez arystokratycznego tytułu. Co więcej, gdyby nie zupełnie nieprawdopodobna przyjaźń z jej bratem Stephenem, nie miałby wstępu do Rothburne House.

– Hannah! – Przed oczami zamigotała jej ręka matki. – Znowu bujasz w obłokach, kochanie. Stań prosto i uśmiechnij się. Zaraz podejdzie baron Belgrave i poprosi cię do tańca. Och, jakżebym chciała, żebyście przypadli sobie do gustu. Byłby wspaniałym mężem. Jest taki przystojny i dobrze wychowany.

Hannah poczuła nieokreślony niepokój w żołądku.

– Mamo, nie chcę wyjść za barona.

– Ale dlaczego? Co ci się w nim nie podoba?

– Nie wiem. Nie robi na mnie dobrego wrażenia.

– Zlituj się, córeczko. – Matka wzniosła oczy do góry. – Wymyślasz niestworzone rzeczy. Nie znajduję w nim żadnych mankamentów, nie mam wątpliwości, że będzie doskonałym mężem.

Niepokój w żołądku wzmagał się, Hannah nie podejmowała jednak dyskusji. Było przesądzone, że ojciec i matka doskonale wiedzą, jaki powinien być jej mąż i od swojego wyobrażenia nie odstąpią. Przede wszystkim ma być bogaty i utytułowany. I szarmancki wobec kobiet.

Nie zaszkodzi, jeśli będzie lubił zwierzęta, pomyślała z przekąsem. Tacy mężczyźni nie istnieją. Wiedziała dobrze, bo miała dwóch starszych braci.

Bardzo chciała wyjść za mąż, ale zaczynała się zastanawiać, czy będzie jej dane spotkać właściwego mężczyznę. Zamążpójście pozwoliłoby jej uwolnić się spod kurateli rodziców.

Marzyła o chwili, kiedy zacznie sama decydować o sobie, bez pytania nikogo o zgodę i bez zamartwiania się, czy postępuje jak prawdziwa dama, czy nie. Choć miała już dwadzieścia lat, była trzymana pod kloszem jak pięcioletnia dziewczynka.

– Daj spokój, Hannah – strofowała ją matka. – Baron tak się starał przez cały ubiegły tydzień. Codziennie przynosił ci kwiaty.

To prawda, lord Belgrave zalecał się do niej zupełnie otwarcie. Hannah nie mogła jednak pozbyć się wrażenia, że coś jest nie w porządku. Był niemal zbyt doskonały.

– Nie czuję się za dobrze, wolałabym nie tańczyć – próbowała wykrętów, choć wiedziała, że to się nie uda.

– Nie opowiadaj – nalegała matka. – Nie możesz mu odmówić. To byłoby nieuprzejme.

Zacisnęła usta, wiedziała, że opór jest daremny. Matka nigdy nie ustępuje, gdy w grę wchodzą konwenanse.

– Uśmiechnij się, na litość boską. Wyglądasz, jakbyś miała za chwilę zemdleć.

Matka oddaliła się akurat w chwili, gdy obok Hannah stanął baron Belgrave i upomniał się o obiecany taniec.

Uśmiechnęła się z przymusem, modląc się w duszy, by bal jak najszybciej dobiegł końca. Gdy baron unosił ją w tańcu, udało się jej rzucić przelotne spojrzenie na porucznika. Obserwował ich z nieprzeniknionym, poważnym wyrazem twarzy.

Michael Thorpe miał szósty zmysł, dzięki któremu zawsze orientował się, kiedy jest w trudnej sytuacji. Pozwoliło mu to w przeszłości ujść z życiem z niejednej opresji.

Teraz było tak samo. Intuicyjnie czuł, że obecność barona Belgrave'a w pobliżu Hannah zapowiada kłopoty. Mężczyźni krążyli wokół niej jak stado rekinów. Każdy miał na nią chrapkę.

On również.

Była czysta jak anioł, nieświadoma brudów świata, a jednak w jej zielonych oczach kryło się znużenie. Kunsztownie upięte, karmelowego koloru włosy miała przyozdobione kwiatami jaśminu, jej suknia była śnieżnobiała. Irytowało go, że rodzice tak otwarcie wystawiali ją na małżeńską giełdę, na żer wielu rozwiązłych mężczyzn.

Jak stróżujący pies miał ochotę warczeć na potencjalnych zalotników, żeby trzymali się od niej z daleka. Ale czy w ten sposób uczyni dla niej coś dobrego poza tym, że przysporzy jej wstydu wśród rodziny i przyjaciół?

Nie, lepiej trzymać się w cieniu i obserwować. W ostatnich miesiącach napatrzył się na tyle śmierci i nieszczęścia, że teraz odczuwał potrzebę chronienia kogoś tak delikatnego i dobrego jak ona. Wkrótce będzie musiał wrócić na Półwysep Krymski. Na powrót osaczą go demony, które na chwilę pozostawił za sobą, aż w końcu jego życiu położy kres jakaś kula.

Tymczasem powinien cieszyć się resztkami wolności, zanim armia wyśle go na pole bitwy. Widząc ją krążącą po parkiecie w ramionach Belgrave'a, wyobrażał sobie, że to on trzyma w objęciach kobietę podobną do Hannah.

Podeszli bliski przyjaciel, hrabia Whitmore, wraz z bratem, lordem Quentinem Chesterfieldem.

– Mam nadzieję, Thorpe, że nie wpadła ci w oko moja siostra – odezwał się poważnym tonem hrabia. – Inaczej musiałbym cię zabić.

– Z moją pomocą – dorzucił żartobliwie lord Quentin.

Michael zignorował groźbę, choć wiedział, że przyjaciel mówił serio.

– Wasza siostra nie powinna tańczyć z Belgrave'em. Nie dowierzam mu.

– Rzeczywiście, jest zbyt gładki – przyznał lord Quentin. – Za bardzo nadskakuje kobietom.

– Ty zaś ubierasz się zbyt jaskrawo – skrzywił się Whitmore, patrząc wymownie na fioletowy frak i żółtą kamizelkę brata.

– Lubię wyraziste kolory – wzruszył ramionami Quentin i skupił uwagę na tańczących parach. – Nie martwmy się. Ojciec nie pozwoli Hannah poślubić kogoś takiego jak Belgrave, nawet gdyby się oświadczył. Ilu to już było tych chętnych w obecnym sezonie? Siedemnastu… czy dwudziestu siedmiu?

– Pięciu – odpowiedział Whitmore. – Dzięki Bogu, żaden nie został przyjęty. Zgadzam się z tobą, że Belgrave to nie najlepszy wybór. Swoją drogą, dobrze by było, gdyby w końcu znalazła męża. Mielibyśmy kłopot z głowy.

Michael domyślił się, że dla Whitmore'a największym zmartwieniem jest mające przyjść na świat dziecko.

– Jak się czuje hrabina? – zapytał.

– Jeszcze miesiąc. Emily ubłagała mnie, żeby na czas rozwiązania zawieźć ją do Falkirk. Wyjeżdżamy o świcie. Mam wciąż wątpliwości, czy w jej stanie powinna podróżować. Poprzednie dziecko przyszło na świat przed terminem.

– Myślisz, że markiz wyda lady Hannah za mąż jeszcze w tym sezonie? – zmienił temat Michael.

– Wątpię. Hannah zachowuje się tak, jakby miała wypisane na czole: „Nawet nie próbujcie prosić”.

– Albo: „Markiz zabije cię, jeśli odważysz się strzelać oczami do jego córki” – dodał Quentin.

Bracia przerzucali się żarcikami na temat siostry, ale Michael pod tą żartobliwością wyczuwał głęboką troskę o jej przyszłość.

Wiedział jedno: córka markiza nie poślubi zwykłego żołnierza, choćby bardzo jej pragnął.

– Lady Hannah, jest pani zaiste najpiękniejszą kobietą na tej sali – uśmiechnął się Robert Mortmain, baron Belgrave. Tańczyli teraz skoczną polkę.

– Dziękuję – mruknęła, nie patrząc na niego.

Lord Belgrave był nadskakujący i przystojny, nie mogła zaprzeczyć. Miał ciemne włosy i niebieskie oczy. I był bogaty, co czyniło go obiektem westchnień wielu niezamężnych kobiet. Ale nie jej. Arogancja, którą w nim wyczuwała, działała na nią odpychająco.

Pocieszała się, że ojciec nie będzie jej zmuszał do wyjścia za niego za mąż, nie musi więc być wobec niego nieuprzejma. Problem lorda Belgrave'a rozwiąże się sam.

Wstrząsał nią dreszcz obrzydzenia, kiedy dotykał jej pleców, nawet dłonią osłoniętą rękawiczką. Nie znajdowała żadnej przyjemności w tańcu. Drażniła ją jego zadowolona z siebie mina. Nie zależało mu na tym, żeby z nią być, tylko żeby się z nią pokazywać. Zaczynała odczuwać ból w skroniach, oznakę zbliżającej się migreny.

Jeszcze kilka minut i będzie po wszystkim, pocieszała się. Zaraz pójdzie do siebie na górę. Co prawda było zaledwie po północy, a ona powinna pozostać na balu przynajmniej do drugiej, może jednak uda się przekonać ojca, że nie czuje się zbyt dobrze.

– Nie miałem pojęcia, że on tu będzie – odezwał się lord Belgrave.

Mówił o mijanym poruczniku Thorpie, który natarczywie im się przyglądał. W dłoniach ściskał szklankę lemoniady z wyrazem twarzy świadczącym niedwuznacznie o tym, że chętnie cisnąłby nią w barona.

– Zastanawia mnie, dlaczego pani ojciec go zaprosił.

– Porucznik Thorpe kilka lat temu uratował życie mojemu bratu. On i Stephen przyjaźnią się od dawna – wyjaśniła.

Nie miała pojęcia, w jakich okolicznościach zawiązała się ta przyjaźń. Thorpe, będąc człowiekiem z gminu, miał jednak stopień oficerski zarezerwowany zazwyczaj dla młodszych synów arystokratycznych rodzin. Na dzisiejszy bal został zaproszony na wyraźne życzenie Stephena.

W jego zachowaniu nie było ani pokory, ani niepewności. Obserwował tańczącą parę z taką miną, jakby w każdej chwili gotów był wydrzeć Hannah z objęć Belgrave'a.

– Ciekawe, co on chce osiągnąć – ciągnął Belgrave. – Powinien wiedzieć, że to dla niego za wysokie progi.

Porucznik zachowywał się jak na polu bitwy. Łatwo było sobie wyobrazić, że zamiast szklanki z lemoniadą ściska w dłoni pistolet.

– Nie życzę sobie w pani pobliżu ludzi takich jak on.

Hannah nie podobał się autorytatywny ton barona, nic jednak nie odpowiedziała. Porucznik był jej zupełnie obojętny, ale Belgrave nie miał prawa wtrącać się w nie swoje sprawy.

Myślała tylko o tym, kiedy wreszcie przestaną grać. Ból w skroniach nasilał się. Chciała znaleźć się już w swoim pokoju. Gdy zabrzmiały ostatnie akordy, podziękowała baronowi, on jednak nie wypuszczał jej dłoni.

– Lady Hannah, mam zaszczyt prosić panią o rękę.

Nie mogła uwierzyć. Tutaj? Na środku sali? Uprzejmy uśmiech zniknął z jej twarzy.

– Proszę porozmawiać z ojcem.

Nie, nie, tylko nie to!

Próbowała się uwolnić, lecz jego uścisk stał się silniejszy.

– A jakie jest pani życzenie? Gdyby nie potrzebowała pani zgody ojca, co pani by powiedziała?

Powiedziałabym: nigdy w życiu, pomyślała.

Starała się zachować obojętny wyraz twarzy. Nie podobał się jej sposób, w jaki na nią patrzył. Była w nim jakaś desperacja. Czy fortuna Belgrave'a rzeczywiście była w tak dobrym stanie, jak twierdził? Przemogła się i zdobyła na uśmiech.

– Pan mi schlebia, milordzie. Każda kobieta byłaby szczęśliwa, gdyby mogła wyjść za pana.

Tylko nie ja.

Wytłumaczy ojcu. Markiz był człowiekiem nie znoszącym sprzeciwu, ale przejawiał pewną słabość wobec córki. Może dlatego, że nigdy publicznie nie naraziła na szwank jego autorytetu, nie buntowała się. Była posłusznym i skromnym dzieckiem, z którego mógł być dumny.

Ojciec zrozumie. Taką przynajmniej miała nadzieję.

Uwolniła wreszcie dłoń. Czuła na plecach oczy barona, gdy podchodziła do ojca i braci stojących przy drzwiach wiodących na taras. Rozmawiali o czymś poważnym, poznała to po ich twarzach. Nie chciała im przeszkadzać, więc wyszła na zewnątrz. Wiedziała, że to nie za dobry pomysł – stać samotnie w cieniu – ale bracia byli w pobliżu, więc nikt nie ośmieli się jej niepokoić.

Ból głowy stawał się coraz dokuczliwszy. Tylko nie dzisiaj, modliła się w duchu. Zdarzało się jej cierpieć na migreny przykuwające ją do łóżka na dzień albo i dłużej.

– Nie wygląda pani za dobrze – usłyszała za plecami męski głos.

Nie musiała się odwracać, wiedziała, że to porucznik Thorpe. Jego akcent różnił się od akcentu ludzi z wyższych sfer. Hannah pomyślała w pierwszej chwili, żeby go zignorować i wrócić do ojca, ale to byłaby nieuprzejmość. Miała silnie wpojone zasady dobrego wychowania.

– Nic mi nie jest, panie poruczniku. Dziękuję za troskę.

Powinien zrozumieć, że to jest odprawa i należy odejść, ale nie zrobił tego. Czuła, że jest przedmiotem jego zainteresowania. Zrobiło się jej gorąco, nawet tu, na tarasie. Jedwabna suknia nieznośnie oblepiała ciało. Zaczęła się wachlować. Dlaczego jego obecność tak ją denerwuje?

Sama też nie odeszła, choć wiedziała, że nie powinna rozmawiać z nim bez przyzwoitki. Skrywał ich cień, lecz ktoś i tak mógłby ich zobaczyć.

– Czego pan chce?

Zaśmiał się cicho, stanowczo zbyt poufale.

– Niczego, co mogłaby mi pani dać, moja piękna.

Zaczerwieniła się. Co też on sobie myśli! Wyczuwała jego ciepły oddech na karku. Suknia zsunęła się z ramienia, odsłaniając obnażoną skórę. Brylantowy naszyjnik stał się nagle cięższy. Zapomniała o bólu głowy. W tej chwili liczyła się tylko obecność tego mężczyzny za plecami.

– Wgląda pani na zmęczoną.

Miał rację. Była zmęczona balami i przyjęciami. Miała dość tego pokazywania jej jak porcelanowej lalki i wyczekiwania na stosowną propozycję małżeńską.

– Nic mi nie jest – powtórzyła. – Proszę się o mnie nie martwić.

Chciała, żeby zostawił ją w spokoju. Niech nie stoi tak za jej plecami, bo ktoś może ich zobaczyć. Już miała odejść, gdy nagle na jej karku spoczęła jego dłoń. Poczuła jej ciepło nawet przez rękawiczkę. Odskoczyła.

– Proszę mnie nie dotykać.

– Naprawdę? Tego sobie pani życzy?

Zaczęła ciężko oddychać. Oczywiście, że tego sobie życzyła. Taki mężczyzna jak Michael Thorpe oznaczał tylko kłopoty.

Zanim odpowiedziała, zaczął delikatnie masować jej kark.

Uciekaj, krzycz, podpowiadał rozsądek. Nie mogła wydobyć głosu z gardła, jakby była zakneblowana. Nie mogła ruszyć się z miejsca, jakby była przyrośnięta do ziemi. Piersi nabrzmiały jej pod jedwabnym staniczkiem sukni.

Zdjął rękawiczkę. Drżała, czując jego gołe palce.

– Proszę tego nie robić – szepnęła ledwo dosłyszalnie. – Nie powinien pan…

Dobrze wychowane damy nie stoją bezradnie, nagabywane przez żołnierza. Co powiedziałaby matka? Nigdy nie dotykał jej tak żaden mężczyzna.

Wsunął palce pod naszyjnik, głaskał szyję, wreszcie zanurzył dłoń w jej włosach.

– Ma pani rację.

Jej opór topniał. Wstępowało w nią życie. Zaczynała rozumieć, jak to się dzieje, że kobiety zapominają się i dają się uwodzić kompletnie obcym mężczyznom.

– Przepraszam. Stanowi pani zbyt wielką pokusę.

– Proszę trzymać ręce przy sobie. Inaczej odpowie pan przed moim bratem.

– Postaram się.

Nagle poczuła, że usta porucznika dotykają skóry na jej karku. Wrażenie było piorunujące. Aż jęknęła. Odwróciła się, żeby go skarcić, ale już go nie było. Wypatrywała go między drzewami w ogrodzie, lecz zniknął bez śladu. Tylko rozpalona skóra świadczyła o tym, że to zdarzyło się naprawdę.

– Co tu robisz sama? – Na taras wyszedł ojciec. Był niezadowolony, że Hannah jest bez przyzwoitki.

Modliła się, żeby nie zauważył wypieków na jej twarzy i nie odgadł, jaka burza szaleje w jej głowie.

– Chciałam cię prosić o pozwolenie udania się na spoczynek. Mam migrenę i muszę się położyć.

– Mam kazać pokojówce przynieść ci laudanum? – zatroszczył się.

– Nie. – Potrząsnęła głową. – Chyba nie będzie aż tak źle. Pozwól mi jednak odejść, papo, jestem bardzo zmęczona.

– Przespacerujmy się przez chwilę. – Ojciec podał jej ramię.

Hannah zawahała się, podejrzewała jednak, że ojciec ma jej coś ważnego do powiedzenia. Sprowadził ją z tarasu. Wysypaną drobnymi kamykami alejką doszli do różanego ogrodu matki. Krzewy wypuszczały świeże pędy, pierwsze kwiaty pojawią się dopiero wczesnym latem. Uniosła wzrok na rozgwieżdżone niebo. Pożałowała, że nie wzięła szala.

Wciąż czuła na skórze dotyk dłoni i ust porucznika, w głowie zaś wielki zamęt. Porucznik Thorpe obudził niespokojną część jej natury i była z tego niezadowolona.

Jak mu się to udało? Czy już stała się lafiryndą, bo sposób, w jaki jej dotykał, sprawił jej przyjemność?

Doszli do stajni. Porównywała w myślach tych dwóch mężczyzn. Ojciec był arystokratą w każdym calu, swoją wyniosłością onieśmielał wszystkich z wyjątkiem jej. Trzymał się sztywno reguł kodeksu honorowego. Porucznik Thorpe był pod tym względem jego przeciwnością, robił to, co mu się podobało.

Zadrżała na wspomnienie sceny na tarasie.

Ojciec nie odzywał się przez całą drogę. Hannah domyśliła się dlaczego.

– Odrzuciłeś kolejnego kandydata?

– Jeszcze nie – odpowiedział po chwili. – Baron Belgrave prosił o zwłokę do jutra.

Nie zdziwiła się. Postanowiła wyjawić ojcu swoje uczucia względem barona.

– Nie chcę za niego wyjść, papo.

– Ma rozległe majątki i pochodzi z dobrej rodziny. Wydaje się, że jest tobą autentycznie zainteresowany.

Ruszyli z powrotem do domu.

– Coś mnie w nim niepokoi. – Hannah szukała odpowiedniego słowa. – Nie potrafię wyjaśnić co.

– To niewystarczający powód, żeby odrzucić jego oświadczyny – argumentował ojciec.

Wiedziała o tym, liczyła jednak, że ojciec stanie po jej stronie. Chcąc zmienić temat, zapytała:

– A jaki, twoim zdaniem, ma być kandydat do mojej ręki? Bo ja chcę wyjść za mąż.

– Będę wiedział, jak go spotkam. Ten ktoś musi uczynić cię szczęśliwą.

Wrócili do domu. Salę balową wciąż wypełniały rozmowy, śmiechy i dźwięki muzyki. Ból głowy znowu zaczął się dawać Hannah we znaki. Ojciec odprowadził ją więc do jej pokoju i życzył dobrej nocy.

– Lady Whitmore przyniosła dzisiaj po południu trochę imbirowych ciasteczek. Kazałem służącej zostawić kilka u ciebie. Nie mów matce – powiedział na odchodnym. – Kobieta w jej stanie powinna więcej uważać na siebie, a nie zapracowywać się w kuchni. Dziwne, że jej się chce robić te wypieki, jak zwykłej służącej.

Inaczej niż większość kobiet w ostatnich miesiącach ciąży, Emily nie oszczędzała się, tylko wyżywała się w pieczeniu ciast. Stephen żartował sobie z żony, ale pozwalał jej robić to, na co miała ochotę.

Hannah domyśliła się, o co chodzi ojcu, wśliznęła się do pokoju i wyniosła mu dwa ciasteczka. Połknął je natychmiast.

– Kiedy spotkam Emily, powiem jej, jak je lubisz.

– Nie powinna przesiadywać w kuchni. Puchną jej nogi. Poradź jej, żeby trzymała je w górze.

– Dobrze – obiecała Hannah. Wiedziała, że ojciec za nic w świecie nie przyznałby się, jak bardzo lubi się przekomarzać z żoną Stephena.

Po odejściu ojca zadzwoniła na pokojówkę. Usiadła przed toaletką i zastanawiała się, czy będzie potrzebowała laudanum, czy nie. Ból głowy nie ustępował, przeciwnie – wzmagał się.

Siedziała przed lustrem i masowała skronie. Irytowało ją, że nie ma kontroli nad tym aspektem swojego życia.

Swoją drogą, wiele innych aspektów też nie kontrolowała. Powinna się do tego przyzwyczaić. Matka decydowała o jej garderobie, o balach i o przyjęciach, w których miała uczestniczyć. Nawet o tym, co jadła. Hannah zdawała sobie sprawę z tego, że matka w ten sposób okazywała dbałość o jej dobro, ale coraz częściej czuła się w domu jak w więzieniu. Modliła się, by wreszcie nadszedł dzień, kiedy będzie mogła sama decydować o sobie.

Jej wzrok padł na listę poleceń, które zostawiła jej matka na dzisiejszy wieczór. Odkąd ukończyła dziewięć lat, codziennie dostawała taką listę. Czasami nie widywała matki cały dzień, aż do wieczora, i jedynym sposobem komunikowania się z nią były te karteluszki.

1. Włóż białą, jedwabną suknię i brylantowy naszyjnik.

2. Ojciec i bracia będą ci przedstawiali dżentelmenów, których uznają za godnych twojej ręki. Nie unikaj okazji poznania ich.

3. Nie odrzucaj zaproszeń do tańca.

4. Pod żadnym pozorem nie wdawaj się w polemiki z dżentelmenami. Prawdziwa dama jest miła i sympatyczna.

Hannah pomyślała, że brak na tej liście piątego punktu: nigdy nie pozwalaj dotykać się obcemu mężczyźnie. Zamknęła oczy. Ból głowy stawał się nie do zniesienia.

Nigdy nie kłóciła się z matką, choć markiza dyrygowała nią jak sześcioletnią dziewczynką. Bez szemrania wkładała wybierane przez nią białe, różowe i żółte sukienki, których nie cierpiała i które chętnie wrzuciłaby do pieca.

Tylko raz wyraziła chęć sprawienia sobie czerwonej albo ametystowej sukni. Ale przecież prawdziwe damy nie ubierają się tak jaskrawo.

Uniosła dół sukni, odsłoniła halki. Pomyślała o mężczyźnie, który kiedyś zostanie jej mężem. Czy będzie dla niej czuły? Czy wniesie do małżeństwa przyjaźń, a może nawet miłość?

Co jeszcze? Matka nigdy nie pisnęła słowem o bliskości między mężem i żoną. Powiedziała tylko, że dowie się o tym na dzień przed ślubem. Na najmniejszą aluzję do spraw związanych z małżeńską alkową matka czerwieniła się i zaczynała się jąkać.

Hannah zadrżała na wspomnienie pocałunku, który złożył na jej karku porucznik Thorpe. Nie powinien w ogóle jej dotykać, w dodatku bez rękawiczki. No, ale to był właśnie taki mężczyzna. Żył według własnych zasad i łamał je, gdy mu się podobało. Nie szafował tanimi komplementami, nie prosił ojca o pozwolenie porozmawiania z nią. Dotykał jej w ciemnościach, a jej nie było to niemiłe.

„Nic, co mogłaby mi pani dać, moja piękna”.

Co to może znaczyć? Objęła dłońmi odsłonięte ramiona. Matka chyba by zemdlała, gdyby dowiedziała się o tym pocałunku. Pocałował ją prawie jak kochanek. Dotknęła palcami tego miejsca i oblał ją zimny pot.

Gdzie brylantowy naszyjnik? Nie, to niemożliwe. Wpadła w panikę. Te brylanty były warte blisko tysiąc funtów.

Zerwała się z krzesła, wypadła na korytarz, zbiegła po schodach. Trzymając się pod ścianą, starała się nie zwracać na siebie uwagi. Przeszukała wzrokiem podłogę sali balowej. Naszyjnika nie było. Koło bufetu również.

Czy to porucznik odpiął zameczek naszyjnika? Nie chciała wierzyć, ale pamiętała, że miała go na szyi, gdy się spotkali na tarasie.

Zaczęła wypatrywać porucznika wśród gości. Nie było go w sali. Stał na skraju tarasu, tuż przed bukszpanowym żywopłotem.

– Przepraszam pana, czy moglibyśmy porozmawiać? – zapytała, podchodząc.

– Nie boi się pani ojca? Dobrze wychowanej pannie nie wypada rozmawiać bez przyzwoitki z żołnierzem.

Zignorowała złośliwość. Sama wiedziała, że zachowuje się niewłaściwie.

– Muszę pana zapytać, czy nie widział pan mojego naszyjnika. Zgubiłam go…

– I myśli pani, że ja go wziąłem.

Pożałowała, że go zapytała. Tak jak jej ojciec, był człowiekiem dumnym. Żołnierze wysoko cenią honor, a ona dotknęła go podejrzeniem. Musiała się wytłumaczyć, ostrożniej dobierając słowa.

– Zameczek musiał się otworzyć, kiedy pan… kiedy pan dotknął mojej szyi. Myślę, że spadł, gdy tu stałam.

To brzmiało przekonująco. Nie powinien czuć się urażony…

– Nic pani nie ukradłem – powiedział ostro. – Nie chcę nic, co do pani należy.

Teraz on ugodził w jej dumę. Nie mówił o naszyjniku. Hannah udawała, że nie rozumie, ale zaczerwieniła się.

– Nie chciałam nic sugerować.

– Ale zasugerowała pani. Jestem tu jedynym mężczyzną, który mógłby potrzebować tych brylantów. Nie mam majątku.

– Nie pan jeden. Ale to nie ma nic do rzeczy. Nie znalazł pan naszyjnika i to mi wystarczy.

Zebrała w garść spódnicę i bez słowa pożegnania ruszyła w stronę ogrodu różanego. Było to nieuprzejme, lecz nie miała zamiaru kontynuować rozmowy. Możliwe, że porucznik obluzował tylko zapięcie, a naszyjnik spadł na ziemię podczas spaceru z ojcem.

Nie podejrzewała porucznika o kradzież. Przyjaźnił się z jej bratem i chciała wierzyć, że jest człowiekiem honoru.

Ból głowy był już nie do wytrzymania. Miała wrażenie, jakby ktoś walił ją kamieniem w skronie. Im szybciej znajdzie naszyjnik, tym szybciej położy się, żeby odpocząć.

W ogrodzie różanym przeszukała dokładnie miejsce, gdzie stała z ojcem, ale naszyjnika nie było. Nie zauważyła, kiedy obok niej wyrósł baron Belgrave.

– Przepraszam, nie spodziewałam się pana.

Księżyc oświetlał jego twarz. Wyjął z kieszeni jakiś błyszczący przedmiot.

– Tego pani szuka?

Jej brylanty. Hannah odetchnęła z ulgą.

– Tak, dziękuję panu.

Wyciągnęła rękę po naszyjnik, ale on cofnął swoją.

– Leżały na ścieżce w ogrodzie. – Schował brylanty do kieszeni i podał jej ramię. – Domyśliłem się, że będzie ich pani szukać.

Hannah nie skorzystała z możliwości wsparcia się na jego ramieniu. Nie miała zamiaru z nim spacerować. Czuła, że znowu przekracza zasady przyzwoitości. Gdyby ktoś zobaczył ich bez przyzwoitki, plotki rozprzestrzeniłyby się szybciej niż pożar domu.

Niestety, baron miał jej naszyjnik, a ona musiała go odzyskać. Chcąc nie chcąc, oparła w końcu dłoń na jego ramieniu. Może, jeśli nie okaże mu, jak bardzo jest jej niemiły, odda jej naszyjnik.

Zamiast do domu, poprowadził ją w głąb ogrodu. Z każdym krokiem ból głowy wzmagał się. Byli już blisko stajni, gdy nie wytrzymała.

– Lordzie Belgrave, proszę oddać mi naszyjnik.

I zniknąć. Gdzie są bracia, gdzie jest ojciec, gdy ona ich potrzebuje?

Jastrzębia twarz barona wyostrzona światłem księżyca przerażała ją. Do diabła z brylantami, popełniła wielki błąd, że zgodziła się na ten spacer. Wykonała krok w tył, rozważając ucieczkę.

Baron wyjął naszyjnik z kieszeni i zaczął gładzić kamienie.

– Słyszałem pani rozmowę z ojcem na mój temat.

Hannah poczuła wzmożone bicie serca. Rozejrzała się niepewnie w poszukiwaniu drogi ucieczki.

– Co pan słyszał?

– Oszukała mnie pani. Dawała mi pani do zrozumienia, że życzy sobie, żebym się o nią starał.

– Nie chciałam ranić pańskich uczuć. – Czuła się nieswojo. Gotowa była zerwać się do ucieczki. Przestało jej zależeć na naszyjniku. Bezpieczeństwo jest ważniejsze. Spojrzała nań przepraszająco.

– Przyślę po naszyjnik służącą.

– O co chodzi? Boi się mnie pani?

Nie odpowiedziała. Zebrała spódnicę, skierowała się ku domowi. Zanim postawiła stopę na tarasie, chwyciła ją za ramię ciężka dłoń.

– Nie skończyliśmy rozmowy.

– To nie była żadna rozmowa. I proszę zabrać rękę z mojego ramienia.

– Zadziera pani nosa? Bo pani ojciec jest markizem, a ja tylko baronem?

Przyciągnął ją do siebie. Ból w skroniach był tak silny, że pękała jej głowa. Za chwilę zemdleje.

Chciała wołać o pomoc, ale lord Belgrave zatkał jej usta. Wyrywała się bezskutecznie. Ścisnął jej palcami nos, pozbawiając powietrza. Na wpół omdlałą powlekł po wysypanej kamykami ścieżce w głąb ogrodu. Zbierało się jej na wymioty, nie była w stanie utrzymać się na nogach. Wiedziała, że już jest po niej.

– Mówiłaś, że każda kobieta byłaby szczęśliwa, gdyby mogła wyjść za mnie.

Pochylił się nad nią tak nisko, że wyraźnie widziała jego przekrwione oczy.

– Otóż wiedz, że twoje szczęście jest już blisko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: