Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Numer 11 - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
20 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Numer 11 - ebook

Rachel i jej przyjaciółka Alison, lat 10, są zaintrygowane domem numer 11 i jego właścicielką nazywaną Szaloną Kobietą Ptasznikiem, szczególnie od czasu, gdy zauważyły w oknie jego piwnicy dziwną sylwetkę…

Val Doubleday, matka Alison, po jedynym sukcesie, o którym wszyscy dawno zapomnieli, wciąż chce  zrobić karierę piosenkarki. Zanim to jednak osiągnie musi pracować w bibliotece – niestety w coraz mniejszym wymiarze godzin z powodu budżetowych oszczędności. Mając zbyt dużo wolnego czasu i marznąc w słabo opalanym domu, znajduje schronienie w autobusie nr 11 – wykorzystuje jego ogrzewanie i ludzkie ciepło pasażerów. Aż do momentu, gdy otrzymuje nieoczekiwaną propozycję wystąpienia w  telewizyjnym reality show…

Kilka lat później Rachel rozpoczyna pracę dla bogatej rodziny Gunnów, której ogromny dom jest położony w bogatej dzielnicy Londynu. Gunnowie chcą dobudować do niego kolejnych  11 pięter… pod ziemią. Basen z trampoliną i palmami, sala zabaw, kino, niczego nie brakuje w tej olbrzymiej siedzibie. Ale im bardziej robotnicy zbliżają się do poziomu 11, tym dziwniejsze rzeczy zaczynają się wydarzać. Są one tak dziwne, że Rachel czuje, że traci zmysły…

Ta powieść skonstruowana wokół liczby 11 jest tyleż gorzką co zabawną satyrą społeczną i polityczną  na temat szaleństwa naszych czasów. Jonathan Coe szkicuje swoich brytyjskich współobywateli rządzonych przez wszechwładną rodzinę Winshawów; chwyta w swoją sieć zarówno bogaczy, jak ich podwładnych, ich frustracje, pragnienia, przesadę we wszystkim, a robi to z wirtuozerią niemal diaboliczną.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65613-14-1
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

9

(...)

Zamknęłyśmy dom dziadków zapasowymi kluczami i wyruszyłyśmy do miasta. Łamałam oczywiście słowo dane babci, że zostaniemy w domu, ale tego rodzaju obiekcje nie mogły już wpłynąć na Alison. Maszerowała przede mną tak szybko, że do Zbędnej Alejki dotarłyśmy już po dziesięciu minutach. Właśnie dochodziła dwunasta i ostre lipcowe słońce było w zenicie. Tego przedpołudnia Beverley wydawało się spokojne i przyjazne, ale gdy tylko skręciłyśmy w wąski przesmyk między dwoma wysokimi budynkami, zaczęły osaczać nas cienie, wydawało się, że spada temperatura, a Numer Jedenaście, gdy zbliżałyśmy się do niego z coraz większym (przynajmniej ja) ociąganiem, wyglądał groźniej niż poprzednio. Ulicę, tak jak wczoraj, spowijała gęsta cisza, która została zakłócona dopiero przez odgłos naszych butów uderzających o kamienie na ścieżce oraz melancholijny świergot ptaków uwięzionych w pułapce liściastej ptaszarni tworzącej dziwaczną fasadę domu.

Przedarłszy się przez ogród, dotarłyśmy do celu. Zatrzymałyśmy się u stóp czterech wysokich schodków, które prowadziły do wejścia. To był ten moment. Nasza ostatnia szansa, by się rozmyślić i zawrócić.

Alison spojrzała mi w oczy i w tym momencie ujrzałam coś, czego wcześniej nie podejrzewałam – bała się tak samo jak ja. Zarazem jednak była, w głębi serca, znacznie odważniejsza i nie wahając się dłużej, śmiało weszła po schodach, chwyciła za ciężką żelazną kołatkę (w kształcie wykrzywionego gargulca) i uderzyła nią trzykrotnie o grube dębowe deski.

Nastąpiła długa przerwa – na tyle długa, bym mogła sobie pozwolić na luksus cudownej ulgi, kilka chwil cennej nadziei, że nikt w ogóle na jej pukanie nie zareaguje. W końcu usłyszałyśmy jednak szuranie, po czym ktoś otworzył drzwi.

Twarz Szalonej Kobiety Ptasznika, chyba stale ponura od podejrzeń, stężała jeszcze bardziej na nasz widok.

– To wy?! Czego chcecie?

– Proszę pani – powiedziała Alison – mamy coś, co należy do pani, i przyszłyśmy to oddać.

Patrzyłam na nią pełna nowego podziwu; jej ton wskazywał na odpowiednią równowagę między przypochlebianiem się a bezczelnością. Alison uniosła kartę z pająkiem. Na widok karty Szalona Kobieta Ptasznik władczym ruchem wyciągnęła po nią rękę.

– No tak. Zastanawialiśmy się, gdzie się podziała. Podaj mi ją.

Alison nie oddała jednak karty.

– Proszę pani, żeby ją przynieść, szłyśmy pieszo aż z drugiego końca miasta i teraz bardzo chce nam się pić. Czy możemy dostać coś do picia?

Kobieta zmrużyła oczy, usłyszawszy to zuchwałe pytanie. Polizała kolczyki w dolnej wardze, zastanawiała się przez kilka sekund i odparła:

– W porządku. Wejdźcie.

Przecisnęłyśmy się obok niej do przedpokoju, w którym było już wystarczająco ciemno, ale gdy gospodyni zatrzasnęła szybko drzwi, hol pogrążył się w jeszcze większej ciemności. Teraz kobieta była tylko cieniem, zwalistą męską figurą majaczącą na tle ciemnobrązowego tła ściany. Wszystkie stałyśmy się cieniami.

– Przyniosę wam wody.

– Wolałabym filiżankę herbaty – odparła Alison. – Z mlekiem i dwiema kostkami cukru.

Kobieta chrząknęła z niedowierzaniem i zapytała:

– O tej porze? – Otworzyła jednak jakieś drzwi i przytrzymała je dla nas, dodając: – W takim razie zapraszam tutaj.

Weszłyśmy do pomieszczenia, w którym było odrobinę jaśniej niż w przedpokoju. Niemal całe światło popołudniowego słońca zatrzymywało się na gęstym sicie bluszczu zasłaniającego znaczną część okna. W jego liściach podskakiwało, wiło gniazda i spoglądało na nas jasnymi oczami kilkadziesiąt ptaków z przekrzywionymi ciekawsko głowami. Był to ten sam pokój od frontu, do którego zerkałyśmy poprzedniego dnia. Głównymi elementami jego wyposażenia były długi wąski stół jadalny z ciemnego drewna z masywnymi świecznikami z żeliwa na obu jego końcach oraz duży ciemny obraz olejny – pół abstrakcja, pół pejzaż – który zajmował większość powierzchni ściany naprzeciw okien. Ściany pewnie miały kiedyś biały kolor, teraz jednak były raczej szare. Z każdego kąta wyrastały pajęczyny zwisające z łuszczących się gzymsów. Pokój był wyjątkowo zimny i ponury.

– Dasz mi to wreszcie? – zapytała Kobieta Ptasznik, wyciągając rękę.

– Najpierw herbata... potem karta – odparła Alison wyzywającym, śpiewnym tonem. Gospodyni popatrzyła na nią spode łba i wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.

Podbiegłam do nich i próbowałam je otworzyć – bez skutku.

– I zobacz, co narobiłaś! – zawołałam płaczliwie. – Jesteśmy w pułapce! Zamknęła nas!

Alison podeszła do drzwi i otworzyła je z łatwością jednym swobodnym ruchem.

– Uspokój się, dobrze? Obracałaś gałkę w niewłaściwą stronę. Możemy wyjść w każdej chwili.

– To wyjdźmy teraz – zaproponowałam. – Ona nas tu nie chce. Miała taką minę, jakby chciała nas zamordować. Widziałaś te... rzeczy na jej twarzy? I te tatuaże?!

– Mnóstwo osób ma tatuaże – przypomniała Alison. – A gdyby nas tutaj nie chciała, nie dawałaby nam herbaty. – Podeszła teraz do drugiego, mniejszego obrazu, jakiejś martwej natury, która wisiała przy drzwiach. – Co o tym sądzisz?

– Na litość boską, nie przyszłyśmy tu oglądać obrazów. Po co chciałaś wejść do środka? Dlaczego po prostu nie mogłyśmy dać jej karty i wrócić do domu?

– Dlatego, że nie po to tu przyszłyśmy. Posłuchaj... kiedy ona wróci, wymknę się i pójdę zajrzeć do piwnicy, będziesz więc musiała zająć ją rozmową.

Byłam przerażona.

– Co? Nie mogę z nią rozmawiać.

– W takim razie ja ją zajmę rozmową, a ty zejdziesz do piwnicy.

– Nie! Tego też nie mogę zrobić.

– No cóż, więcej nas nie ma. Musisz zrobić albo jedno, albo drugie. Myślisz, że to ma być rakieta tenisowa? A to? Wygląda jak futbolówka.

Odciągnęłam ją od obrazu, rozwścieczona niefrasobliwością, z jaką wydawała się godzić z tą rozpaczliwą sytuacją. Byłam przekonana, że nie wyjdziemy z tego domu żywe.

– A tak przy okazji – dodała Alison – zauważyłaś, co ona powiedziała?

– Kiedy?

– Jeszcze na progu, gdy pokazałam jej kartę. Powiedziała: „Zastanawialiśmy się, gdzie się podziała”. Nie ja zastanawiałam się, tylko my.

Posłała mi wymowne spojrzenie, wyraźnie zadowolona z tego oczywistego potwierdzenia jej hipotez. Co do mnie, to ów dodatkowy dowód – o ile to był dowód – szaleństwa Kobiety Ptasznika jeszcze gwałtowniej mnie przeraził. Na myśl o tym, że zostanę z nią sama, chciało mi się wymiotować. W rzeczywistości nie mogłam tego zrobić – to po prostu było wykluczone. Musiałam wybrać to, co teraz wydawało się (nie do wiary) mniejszym złem.

– Posłuchaj... zejdę do piwnicy. Ty zostań tutaj i zajmij ją rozmową.

– Jesteś pewna?

Skinęłam żałośnie głową i w tej samej chwili drzwi się otworzyły. Nasza budząca postrach gospodyni wróciła do pokoju, niosąc tacę z herbatą zamiast siekiery lub noża. Było to chyba jakimś pocieszeniem, chociaż nie wykluczało możliwości, że ma zamiar nas otruć.

– Proszę – powiedziała. – Dwa duże kubki. – Postawiła tacę na stole i zanim zaczęła nalewać herbatę, obróciła dzbanek kilka razy. – Aha! (zauważyła, że Alison podeszła do większego z obrazów) Podziwiasz mój obraz, prawda?

– Pani go namalowała? – zapytała Alison najwyraźniej poruszona.

– Wszystkie obrazy w tym domu są moim dziełem.

– Super. A gdzie to jest?

Kobieta Ptasznik z dzbankiem w ręku podeszła do Alison, by przyjrzeć się bliżej. Płótno mimo wszystko przyciągnęło również mój wzrok. Kiedy już spojrzałam na nie z należytą uwagą, stwierdziłam, że przedstawia smętny pas wrzosowisk pod zasnutym burzowymi chmurami niebem namalowanym tak gwałtownymi pociągnięciami pędzla, że na pierwszy rzut oka pejzaż wydawał się tylko bezładną mieszaniną szarych i czarnych cieni.

– Północne Yorkshire – powiedziała gospodyni. – Widzisz ten dom?

Przytknęła palec do detalu, którego żadna z nas wcześniej nie zauważyła. Niemal na samej grani rozległego, nieprzystępnego pasma gór wznoszących się nad rozległą, ponurą i pozbawioną wyrazu taflą wody stała surowa rezydencja namalowana najczarniejszą z czarnych farb. Ów detal zajmował bardzo niewielką część płótna, ale wydawał się dominować na obrazie: szalony zlepek gotyckich, neogotyckich i pseudogotyckich wież, które razem przypominały olbrzymią dłoń chwytającą chmury w przekonaniu, że mimo ich zwiewnej niematerialności można je skraść z samego nieba. W prawym dolnym rogu obrazu widniały dwa słowa: Winshaw Towers. Po nich umieszczono inicjały P.B. oraz datę 1991.

– To prawdziwy dom – ciągnęła Kobieta Ptasznik. – Przez jakiś czas tam pracowałam. Jako pielęgniarka. Aż pewnej nocy, dwanaście lat temu...

Umilkła, zagubiona we wspomnieniach, najwyraźniej niezbyt przyjemnych.

– Dwanaście lat temu...? – podpowiedziała Alison.

– Stało się coś złego.

Czekałyśmy, ale najwyraźniej nie zanosiło się na dalsze wyjaśnienia. Nie chcąc rozmawiać o tym, ani prawdopodobnie nawet myśleć, gospodyni wróciła do stołu.

– Z mlekiem i dwiema kostkami cukru, zgadza się? Dla ciebie tak samo? – zapytała.

– Tak, poproszę – odparłam, po czym, zdumiona własną odwagą, zaczęłam przeprowadzać naszą intrygę. – Mogę skorzystać z toalety?

Kobieta Ptasznik posłała mi bardzo nieufne spojrzenie, ale po chwili zastanowienia chyba postanowiła ustąpić. Odwróciła się ode mnie, by skupić się na nalewaniu mleka, i mruknęła:

– No dobrze. Na końcu przedpokoju jest troje drzwi. Do toalety prowadzą te po lewej. Reszty nie dotykaj. I od razu wróć tutaj.

– Dobrze. Dziękuję.

Powoli i niechętnie zaczęłam wycofywać się z pokoju. Teraz, gdy już miałam to uczynić, nadal nie byłam pewna, czy jestem do tego zdolna. Alison zerknęła na mnie wymownie, nakazując spojrzeniem pośpiech i dalsze działanie. Ja jednak nadal zwlekałam, nie mogąc się otrząsnąć z jakiegoś absurdalnego bezwładu. Zdesperowana Alison odwróciła się do Kobiety Ptasznika i zaczęła paplać o drugim obrazie.

– Mogę panią zapytać o ten obraz? Zastanawiałam się, co pani chciała na nim ukazać. Mam na myśli... bo to jest futbolówka, prawda? A to rakieta tenisowa...

Usłyszawszy te słowa, kobieta wydała z siebie dźwięk, którego wcześniej nie słyszałyśmy – coś na kształt warknięcia – odstawiła dzbanuszek z mlekiem i niczym burza ruszyła w stronę obrazu. To był dla mnie sygnał, by w końcu wymknąć się do przedpokoju; jeszcze przez pewien czas byłam na tyle blisko, by usłyszeć, jak zdegustowana malarka mówi:

– Dlaczego wszyscy rozumieją ten obraz na opak? To przecież Orfeusz, na litość boską! To lira Orfeusza i jego odcięta głowa niesione prądem wody Hebrosu. Ile razy muszę to tłumaczyć...?

Pozwoliłam jej dalej rozprawiać i szybko przekradłam się wypełnionym przez cienie przedpokojem obok stromych, wyłożonych cienkim chodnikiem prowadzących na piętro schodów, które znajdowały się na prawo ode mnie, aż dotarłam do trojga drzwi na samym końcu.

Pierwsze drzwi, z lewej strony, prowadziły do małej toalety z sedesem i umywalką. Drugie, pośrodku, były zamknięte na klucz. Trzecie, prowadzące pod schody, były oczywiście tymi, które miały mnie zaprowadzić do piwnicy. Zanim położyłam dłoń na gałce, modliłam się, żeby one też okazały się zamknięte na klucz. Wtedy musiałabym tylko wrócić do Alison i poinformować o niepowodzeniu. Spełniłabym przynajmniej swój obowiązek. Proszę Cię, Boże, mówiłam w duchu, niech tak właśnie się stanie. Nie każ mi tam schodzić. Nie każ mi schodzić w tę ciemność.

Po czym chwyciłam za gałkę, obróciłam ją... i drzwi uchyliły się ze skrzypnięciem.

Pierwsze, co mnie uderzyło, to dziwny zapach wilgoci, który powitał mnie, gdy zrobiłam krok naprzód i spojrzałam w dół schodów. Dostrzeżenie czegokolwiek było prawie niemożliwe. Sięgnęłam lewą ręką i stwierdziłam, że mogę się przytrzymać jakiejś poręczy. Stopnie pod moimi nogami były betonowe. Zerknęłam jeszcze raz w stronę pokoju, w którym Szalona Kobieta Ptasznik podała nam herbatę – oczekując po trosze, że wyjrzy za drzwi, by sprawdzić, co robię – a potem ruszyłam w dół.

W miarę jak zbliżałam się do końca schodów, cisza stawała się coraz bardziej złowroga, a woń mocniejsza. Niespodziewanie jednak łatwiej mi było dostrzec coś przed sobą. Zdałam sobie sprawę, że to dlatego, iż schody kończyły przymkniętymi drzwiami, zza których docierał delikatny żółty blask. Tak więc niezależnie od tego, czy piwnicę ktoś zajmował, czy nie, z pewnością paliło się w niej światło. Dokładnie tak, jak widziałyśmy wczoraj, przez okno.

Zatrzymałam się przed drzwiami. W panującej wokół ciszy słyszałam bicie własnego serca, swoje wdechy i wydechy, szumiącą w uszach krew. I nic więcej. Żadnego innego dźwięku.

Położyłam na nich dłoń i pchnęłam. Drzwi zaczęły się otwierać.

I znowu rozległo się skrzypnięcie – znacznie głośniejsze niż to u szczytu schodów. Wciąż jednak nie było wystarczająco głośne, by zakłócić spokój postaci siedzącej przy stole na środku pomieszczenia.

Z miejsca, gdzie stałam, wyraźnie wyglądała ona na zwłoki starszej kobiety. Była odwrócona do mnie plecami, oświetlona ostrym blaskiem żarówki wiszącej bezpośrednio nad nią. Widziałam splątane rzadkie włosy zwisające z czaszki aż do linii sterczących łopatek. Miała na sobie podartą bluzkę, niemal w strzępach; wyzierały spod niej kawałki tego, co zostało z żółknącego ciała. Zrobiłam niechętnie kilka kroków w jej stronę, kręciło mi się w głowie, czułam ucisk w żołądku i nudności. Chociaż wiedziałam, że nie żyje, nie mogłam się powstrzymać przed zadaniem anemicznym głosem idiotycznego i zupełnie irracjonalnego pytania:

– Pani Bates? Pani Bates?

Trup pozostał jednak zupełnie nieruchomy. Podeszłam bliżej i uświadomiłam sobie, że ona siedzi – lub raczej została posadzona – przed stolikiem karcianym pokrytym zielonym suknem. Na stoliku leżały karty do gry w memory. Widniały na nich owe znane mi już nieudolne, nieco odrażające obrazki zwierząt i wszystkie były skojarzone w pary: ryby z rybami, tygrysy z tygrysami, węże z wężami. Tylko jednej karcie brakowało partnerki – tej ukazującej olbrzymiego pająka, który stał prosto na dwóch odnóżach, a pozostałe unosił śmiało w powietrzu, jakby wyzywał kogoś na pojedynek. Jasna zieleń jego podbrzusza lśniła z przyprawiającą o mdłości wyrazistością. Pająk czekał na skojarzenie go z pająkiem z brakującej karty, którą przyszłyśmy zwrócić.

W końcu oderwałam wzrok od tego okropnego, choć zniewalającego obrazu, który widziałam zza nieboszczki, zerkając przez jej kościste ramię, i podniosłam powoli rękę, zastanawiając się, czy odważę się dotknąć ciała kobiety. Czy rozsypie się, w chwili gdy położę na niej dłoń, mimo że będę bardzo ostrożna? Czy jej ręka odpadnie w chmurze pyłu i kurzu, a kości ze stukiem uderzą o podłogę? Jak długo tu tak siedzi? W jakim jest stanie?

Moja dłoń zbliżała się coraz bardziej do kruchej kanciastej łopatki.

– Pani Bates? – zapytałam znowu szeptem.

I wtedy, w momencie dotknięcia...

...w momencie dotknięcia stało się coś naprawdę zdumiewającego. Zwłoki ożyły, nagle i gwałtownie. Nieboszczka obróciła się na fotelu, a ja zamiast ujrzeć pozbawioną skóry czaszkę stwierdziłam, że patrzę w szeroko otwarte, przestraszone i przepełnione szaleństwem oczy. Potem zaś otworzyły się również usta i wydobył się z nich okropny dźwięk. Przeciągły, zwierzęcy i monotonny – wyrażający strach i niezrozumienie – okrzyk na jedną nutę. Już w chwili gdy się rozległ, można było odnieść wrażenie, że nigdy nie ucichnie. Co oczywiście znaczyło, że rozbrzmiewały dwa krzyki, ponieważ ja też już krzyczałam na cały głos. I to właśnie ton, natężenie i nagłość mojego krzyku sprawiły, że siedząca postać podniosła nieznośnie chude ręce, uderzając w lampę i wprawiając ją w ruch wahadłowy tak, że teraz jego (nie mogło bowiem być wątpliwości, że to mężczyzna) wykrzywiona w wyrazie szaleństwa twarz była skąpana w świetle lub pogrążona w cieniu, najpierw w świetle, potem w cieniu. Patrzyliśmy sobie w oczy i dalej krzyczeliśmy tak długo i głośno, jak tylko mogliśmy, aż na schodach rozległy się czyjeś kroki i nim się spostrzegłam...

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: