Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obwód głowy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Obwód głowy - ebook

Martin Pollack: Nie znam żadnej innej książki, która tak plastycznie pokazywałaby pogranicze polsko-niemieckie, w przeszłości, ale także dziś. Włodzimierz Nowak opowiada o pojedynczych ludzkich losach i tragediach z dokładnością historyka i empatycznym językiem reportera, sprawiając, że wielkie konteksty historyczne stają się dla czytelnika zrozumiałe. To ważny zbiór reportaży, który powinien być lekturą szkolną zarówno w Polsce, jak i w Niemczech.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-942777-1-0
Rozmiar pliku: 664 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O WANDZIE, CO NIE CHCIAŁA NIEMCA

To musiało zabawnie wyglądać. Gerdi, stary, siwy Niemiec, leży na trawie i trzyma mnie za stopę, aż się trzęsie z wysiłku, ja wiszę z głową w dół w szuwarach i próbuję wyciągnąć z rzeki małego brązowego pieska pani Ewy, który zsunął się ze stromego brzegu. Uratowaliśmy kundelka. Gerdi promieniał, potrząsał siwą czupryną, dumny, że pierwszy popędził kundelkowi na ratunek.

Pani Ewa mówi, że Gerdi ma wielkie serce, większe od rozumu, i dlatego dał się oskubać cwanej babie.

Pani Ewa, ładna szatynka koło trzydziestki z blond wąsikiem, mieszka w poniemieckiej chałupie na końcu Nowych Bielic (niedaleko Krzyża). Samotna, z córką i starą ciotką, od podstawówki tyra na trzynastu hektarach. Pięć lat temu przygarnęła bezdomnego Niemca, bo Gerdi chodził od zagrody do zagrody i szukał schronienia.

Kiedy kundelek chlupnął do rzeki, Gerdi pokazywał mi właśnie miejsce za chałupą pani Ewy, gdzie Drawa wpływa do Noteci. Cicho i pięknie. Słodki Rożek – mówili o tym miejscu Niemcy jeszcze przed wojną, kiedy tamten brzeg był polski, ten – niemiecki, a granica biegła środkiem Noteci. Kiedyś podobno dwie barki z cukrem – jedna płynęła Drawą, druga Notecią – zderzyły się w tym miejscu i na jakiś czas osłodziły wodę.

Przed wojną Słodki Rożek wyglądał inaczej: na brzegu hotelik z restauracją i salą dansingową, obok mały port rzeczny. Sześciu rybaków z polskiego i sześciu z niemieckiego brzegu codziennie wyciągało sieci pełne ryb.

Potem hotelik opustoszał, właściciele uciekli. Czerwonoarmiści posiekli pepeszą ściany i okna. Chłopakowi z sąsiedztwa to się nie podobało, zagadał do żołnierzy z czerwonymi gwiazdami. Dostał serię w brzuch. Wysadzili hotelik w powietrze. Młody Niemiec do dzisiaj leży w ogródku pani Ewy.

Potem latami nic się nie działo, czasami tylko ktoś utopił się w rzece, jak dwaj bracia pani Ewy. Barki przestały pływać. Chałupy poodwracały się do rzeki pokrzywami i drewnianymi wygódkami. Było spokojnie i biednie.

Tylko raz, w pięćdziesiąt lat po terkocie radzieckiej pepeszy, huknął strzał. W stodole pani Ewy zabił się Dietrich, stary Niemiec. Strzelił sobie w usta wielkim nabojem. Takimi zabija się słonie na safari.

Gerdi mówi, że Dietrich był Heimattourist. Pokazuje zdjęcia innych hajmatturystów. To ci staruszkowie przy kominku z kieliszkami szampana i błogim uśmiechem. Pewnie zobaczyli właśnie jakąś starą gruszę z dzieciństwa albo miejsce, gdzie stał dom, przypomnieli sobie zapach piołunu w upalny dzień i ścieżkę, którą biegali do rzeki.

Dietrich przyjechał w rodzinne strony zabić się, bo miał raka. Leży na cmentarzu w sąsiednich Drawinach, gdzie się urodził.

Gerdi też przyjmował hajmatturystów w swoim góralskim motelu pod Drezdenkiem, parę kilometrów stąd. Staruszkowie z Niemiec dobrze płacili za spotkania z dzieciństwem.

Ale Gerdi nie przyjechał do Polski po wspomnienia, wpadł tu przypadkiem, osiemnaście lat temu.

Lipiec 1981 roku: Gerhard Zandecki, przedsiębiorca spod Hamburga, jedzie na urlop do Polski. Żona, córki i syn trochę się boją. Nigdy nie byli w Polsce. Odkąd zmarł Tadeusz Zandecki, ojciec Gerharda, nikt nie rozumie listów od krewnych z Polski. Chodzą z listami do tłumacza. Okazało się, że mają w Polsce dużą rodzinę.

Dziad Gerharda, piekarz z Ostrowa Wielkopolskiego, sto lat temu wyjechał za chlebem do Hamburga. Ojciec – Tadeusz, kierowca ciężarówki, miał jeszcze dwa serca, polskie i niemieckie. Jak Polacy grali w piłkę z Niemcami, wyłączał telewizor, bo nie wiedział, komu kibicować. Niemcy w obie wojny wysłali go na front francuski, bo nazwisko, które czytają „Candeki”, było zbyt słowiańskie. Tadeusz chciał, żeby syn uczył się polskiego, ale Gerhard kibicował już tylko niemieckiej drużynie, a z komunistami nie chciał mieć nic wspólnego. Zresztą nie miał czasu. Był młodym rzeźnikiem, jeździł na rowerze po hamburskich podwórkach i zarzynał świnie. Inga była córką jednego z klientów. Kiedy urodziła się im córka, Gerhard miał siedemnaście lat. Po roku następna córka, potem syn. Gerhard pracował na dwie zmiany, po godzinach za dwadzieścia marek rozładowywał dwudziestotonowe wagony węgla. Kupił trójkołowy samochód Tempo 200 i zwoził nim złom z całego miasta. W niedziele bronił bramki Germanii Schnelsen, jednej z hamburskich drużyn.

Zdobył drugi zawód – konserwatora budynków. Wczesnym rankiem czyścił kwasem stare pomniki, sczerniałe ściany budynków, naprawiał dachy. Młodzi Zandeccy szybko się dorabiali. Wzięli pół miliona marek kredytu i otworzyli pod Hamburgiem pralnię chemiczną. Miała pięć filii, w których sprzedawali tekstylia i środki czystości.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: