Ocal mnie - ebook
Ocal mnie - ebook
Ona straciła swoją miłość.
On pogubił się w życiu.
Czy uratują siebie nawzajem?
Cage, pożeracz damskich serc, nie wie, co to prawdziwa miłość. Jego życie to ciągła zabawa, dziewczyny na jedną noc, alkohol… do czasu, gdy zostaje zatrzymany za jazdę samochodem po kilku drinkach. Żeby odpracować winę i utrzymać stypendium do najlepszej szkoły dla koszykarzy, wyjeżdża na wieś pomagać w gospodarstwie. Tam poznaje Evę.
Eva zaplanowała swoje życie krok po kroku. Od najmłodszych lat towarzyszył jej Josh – jej młodzieńcza sympatia. Pierwszy chłopak, pierwszy pocałunek, pierwsza randka. Taka miłość nie zdarza się często. Wiadomość o jego śmierci spada na nią nieoczekiwanie. Żal i samotność wypełniają jej codzienność. Do chwili, gdy poznaje Cage’a…
Czy szalony chłopak z innego świata, będzie umiał rozkochać ją w sobie?
Czy wspólnie pomogą sobie zapomnieć o przeszłości?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7642-862-8 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Twoja mama przyniosła mi dzisiaj list. – Ból w klatce piersiowej był tak silny, że musiałam walczyć z chęcią skulenia się i zawycia. – Przeczytałam każde słowo. Kilkakrotnie.
Jesienny wiatr pieścił moją twarz, ale nie był wystarczająco silny, by osuszyć łzy na policzkach. A te nigdy się nie kończyły. Nie przestawały płynąć. Przełykając ciężko ślinę, zmusiłam się do kontynuowania. Musiał mnie wysłuchać.
– To nie fair, wiesz… List nie jest dobrym sposobem na pożegnanie. To jest do bani, Josh. To tak cholernie trudne. – Z ust wyrwał mi się jęk rozpaczy. Przycisnęłam do piersi zaciśnięte pięści. Jak wiele cierpienia jest w stanie wytrzymać serce, zanim rozpadnie się na milion kawałków?
– Zawsze mi powtarzałeś, że razem się zestarzejemy. Będziemy siedzieć na huśtawce na ganku i trzymając się za ręce, obserwować nasze bawiące się na podwórku wnuki. Obiecałeś – wykrztusiłam, dotykając kciukiem maleńkiego diamentu na pierścionku, który sześć miesięcy wcześniej włożył mi na palec.
– Złamałeś daną mi obietnicę. Nigdy wcześniej ci się to nie zdarzyło. Tym razem mnie zawiodłeś i zostawiłeś za sobą tylko list. Jak mam sobie teraz z tym poradzić, co? Spodziewałeś się, że go przeczytam i tak po prostu wszystko będzie lepiej? Oczekiwałeś, że chwilę popłaczę i zapomnę? – Nie uzyskam żadnej odpowiedzi. Nic poza listem ciążącym mi teraz w tylnej kieszeni. Był tak przemoczony łzami, że kilka słów było w tym momencie kompletnie nieczytelnych. To jednak nie miałożadnego znaczenia. Znałam go na pamięć. Każde. Kolejne. Słowo.
– Zaczęłam nawet pisać odpowiedź, żeby ci ją dzisiaj przynieść. Moja ostatnia szansa na kilka słów pożegnania, ale nie potrafiłam. W liście nie da się krzyczeć. Słowa przelane na papier nie oddadzą kłębiących się we mnie emocji. – Sięgnęłam do kieszeni spodni i wyciągnęłam zdezelowany list, który już do końca życia będzie mnie dręczył.
– Zamiast pisać, postanowiłam odpowiedzieć ci twarzą w twarz. Tylko tak będzie fair. Nie… to nie będzie fair – dodałam gniewnie – ponieważ nic z tego, co się wydarzyło, nie jest fair, a jednak tylko tyle dostałam. Tylko na tyle mi pozwoliłeś.
Ostrożnie otworzyłam jednostronicowy list. Nie chciałam go podrzeć, bo zawarte w nim słowa były wszystkim, co mi pozostało. Zaczęłam czytać na głos:
– Moja Evo Blue. – Łzy pociekły mi po policzkach. Wypowiedzenie przezwiska, jakie nadał mi Josh, gdy miałam zaledwie dziewięć lat, było bolesne. Jak mam przeczytać całość bez załamania się?
– To, że piszę ten list, boli mnie bardziej, niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić. Nie chciałem, żebyś kiedykolwiek musiała go czytać, ale wierzę, że zasługujesz na słowa pożegnania. Zasługujesz na o wiele więcej i Bóg mi świadkiem, że kiedyś będziesz miała życie, jakie godzinami planowaliśmy razem. – Zamilkłam i podniosłam wzrok znad kartki papieru.
– To były nasze plany, Josh. Moje i twoje. Nie należały tylko do mnie. Były nasze, do cholery! Jak mogłeś mnie tak zostawić? Już wszystko mieliśmy zaplanowane. Te wszystkie noce pod gwiazdami, kiedy wybieraliśmy imiona naszych dzieci, kolor sypialni, kwiaty, jakie posadzimy w doniczkach na ganku, nasz domek na plaży, TO WSZYSTKOBYŁO NASZE!
Kolejne łzy spływały mi po policzkach. Szybko otarłam je z twarzy, zanim zdołały spaść na papier. Musiałam to dokończyć. Choć było to potwornie trudne, musiałam doprowadzić sprawę do końca. To nie było zamknięcie. Ono nigdy nie będzie mi dane. Będzie to jedynie coś najbliższego pożegnaniu.
– Kochałem cię od momentu, kiedy spojrzałem w te twoje niebieskie oczy. Nawet w wieku pięciu lat byłem pewien, że żadna inna dziewczyna nie zajmie już miejsca w moim sercu. Nikt nie mógł się z tobą równać. Dla mnie zawsze byłaś tylko ty, Evo Brooks. Zawsze. Proszę cię, pamiętaj o tym. Byłaś jedyną osobą, która się dla mnie liczyła. Nikt nie zdobył mojego serca tak jak ty. Moje życie było naznaczone każdym kolejnym rokiem, kiedy coraz bardziej zakochiwałem się w szalonej, dzikiej, pięknej dziewczynie z sąsiedztwa. Żyłem w podziwie, że ten ideał, ten anioł, chciał właśnie mnie, że ta wspaniała kobieta zostanie moją żoną. Przyszłość, jaką sobie zaplanowaliśmy, o jakiej marzyliśmy, była czymś, co trzymało mnie przy życiu. – Opadłam na ziemię i przyciągnęłam kolana do piersi. Ciągle płacząc, zmusiłam się do skupieniawzroku na słowach, które musiałam przeczytać. Musiałam. Musiałam.
– Modlę się do Boga, byś nigdy nie musiała czytać tego listu. Chcę, żeby był on czymś, co wyciągnę z sekretnej skrzyni, kiedy będziemy już starzy i siwi. Wtedy uśmiechniemy się do siebie i zrozumiemy, jak bardzo powinniśmy być wdzięczni za to, że ten list nigdy nie został przeczytany. Ale, Evo, jeśli kiedykolwiek otrzymasz go od mojej matki, wiedz jedno: kochałem cię do ostatniego oddechu. Byłaś jedyną osobą, o której myślałem, zapadając w wieczny sen. Dany nam wspólny czas był lepszy, niż człowiek może oczekiwać. Moje życie było rajem na ziemi, ponieważ spędziłem je z tobą.
– Mój Boże, Josh. Nie dam sobie rady bez ciebie! Nie dam rady. Tak bardzo cię kocham. Proszę cię, proszę, Boże – łkałam głośno. Nikt mnie nie słyszał. Cmentarz był pusty.
Ostatnich kilka linijek listu było najtrudniejszych do zaakceptowania. Jak w ogóle mógł myśleć, że coś takiego jest możliwe?
– Pewnego dnia ból minie. Życie potoczy się swoimi torami. Inny szczęśliwiec znajdzie miejsce w twoim sercu. Kiedy tak się stanie, kochaj go. Żyj dalej. Żyj tym szczęśliwym życiem, na które zasługujesz. Wiedz o tym, że cię kocham. Wiedz, że dzięki tobie moje życie było kompletne. Ale żyj dalej, Evo. Kochaj. Żyj własnym życiem. Kocham, Josh.– Rozdział I –
Osiemnaście miesięcy później…
Cage
– Dzięki za podwiezienie – powiedziałem, sięgając po torbę, w której znajdowała się cała moja letnia garderoba.
– Zrobiłem to dla Low – przypomniał mi już po raz drugi Marcus Hardy. Moja najlepsza przyjaciółka, Willow, była laską, nieziemsko gorącą laską. Marcus, jej narzeczony, zachowywał się czasami jak elitarny dupek, ale jakoś sobie z nim radziłem. Musiałem, jeśli miałem zamiar nadal gościć w jej życiu. Najważniejsze, że facet miał świadomość, jak cholernie niezwykła jest Low. I jeśli tak zostanie, będę w stanie go akceptować.
– Nigdy tego nie kwestionowałem – odparłem z uśmieszkiem, zakładając na ramię pasek torby.
Swoją uwagę przeniosłem na wielki, biało-beżowy wiejski dom. Otoczony był hektarami trawników, drzew i całą masą krów – tak właśnie wyglądał mój letni czyściec.
Odwróciłem się do Marcusa, skinąłem mu głową na pożegnanie i zamierzałem właśnie zatrzasnąć za sobą drzwi. Wiedziałem, że chciał jak najszybciej wrócić do Sea Breeze, gdzie czekała na niego Low. Nikt nie chciałby utknąć w tym krowim mieście.
– Cage, poczekaj – zawołał, zanim całkowicie zamknąłem drzwi samochodu. Powoli znów je otworzyłem i uniosłem pytająco brew. Czego on mógł ode mnie chcieć? Przez całą drogę tutaj prawie wcale się nie odzywał.
– Nie zawal tego, dobrze? Zostań trzeźwy. Nie prowadź samochodu, dopóki nie odzyskasz z powrotem prawka i postaraj się nie wkurzyć swojego gospodarza. To lato zadecyduje o twojej przyszłości, Low bardzo się tym przejmuje. Nie chcę, żeby się o ciebie martwiła. Tak dla odmiany pomyśl teraz o kimś innym, a nie tylko o sobie. – No cholera, właśnie dostałem rodzicielską uwagę od pieprzonego Marcusa Hardy’ego. Czyż to nie urocze?
– Marcusie, doskonale wiem, co się stanie, jeśli to zawalę. Ale dzięki za przypomnienie. – Pozwoliłem, by każde wypowiedziane przeze mnie słowo ociekało sarkazmem.
Markus skrzywił się i ewidentnie miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale najwyraźniej zmienił zdanie. Pokręcił tylko głową i wrzucił wsteczny bieg. Koniec rozmowy. Gość powinien się nauczyć nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.
Trzasnąłem drzwiami samochodu i ponownie skupiłem wzrok na budynku. Za sobą usłyszałem chrzęst opon wozu Marcusa odjeżdżającego żwirowaną ścieżką. Lepiej pójdę przywitać się ze swoim wakacyjnym stróżem i rozpocznę tę całą szopkę. Uszczęśliwienie tego gościa było moim najważniejszym zadaniem. Przez najbliższe dwa i pół miesiąca będę się zajmował jego krowami i wykonywał inne gospodarskie prace fizyczne, co ma przekonać mojego trenera, żeby nie wyrzucał mnie z zespołu. Jazda po pijaku, za którą musiał wyciągać mnie z paki, zostanie zapomniana, a ja wciąż będę dostawał stypendium. W tym planie były jedynie trzy słabe punkty:
1. Żadnych dziewczyn.
2. Nienawidzę pracy fizycznej.
3. Żadnych dziewczyn.
Poza tym nie było aż tak źle. Niedziele miałem mieć wolne. Wtedy też będę mógł zaspokajać swój głód seksownymi studentkami w mikroskopijnych kostiumach kąpielowych.
Dotarłem do drzwi wejściowych. Nie powiem, ganek okalający cały budynek był całkiem niezły. Nie kręciły mnie wiejskie klimaty, ale to miejsce nie było aż takie tragiczne. Obstawiałem, że wszystkie sypialnie w tym domu były odpowiednio przestronne.
– Pewnie jesteś tym gościem, którego Wilson zatrudnił na wakacje – powiedział stojący na schodach ganku chłopak w przetartych dżinsach i odjechanych butach. Uśmiechał się, jakby naprawdę cieszył się z tego, że się zjawiłem. To musiał być syn gospodarza. A od teraz to ja będę przerzucał krowie łajno. To zapewne wystarczający powód, by gość zapałał do mnie sympatią.
– Taa – odparłem. – Cage York. Przysłał mnie trener Mack.
Facet uśmiechnął się szeroko i skinął głową, wciskając obie dłonie w przednie kieszenie swoich spodni. Jedynym, czego mu brakowało do wyglądu stereotypowego chłopaka ze wsi, było wiszące z ust źdźbło trawy.
– Ach, racja. Słyszałem co nieco o tobie. Jazda po pijaku. Człowieku, do bani. Zwłaszcza że Wilson jest niczym poganiacz niewolników. Ja i mój brat pracowaliśmy dla niego prawie przez całe liceum. Przysięgam, że już nigdy nie wsiądziesz pijany za kierownicę.
Wyglądało na to, że gość nie był jednak synem gospodarza. Przytakując, odwróciłem się, żeby zapukać do drzwi.
– Wilson nie wrócił jeszcze z zagrody. Będzie tu za jakąś godzinę. – Chłopak wyciągnął do mnie rękę. – A tak w ogóle to jestem Jeremy Beasley. Sądzę, że często będziemy się widywać tego lata, skoro zostaliśmy sąsiadami. A, i jest jeszcze Eva. – Zamilkł, a jego wzrok skierował się w stronę drzwi. Już chciałem go zapytać, kim jest ta cała Eva, ale podążyłem za jego spojrzeniem i moim oczom ukazało się stojące przy drzwiach światełko w tunelu.
Długie, brązowe włosy, delikatnie zakręcone i przerzucone przez nagie ramię. Najczystsze błękitne oczy, jakie kiedykolwiek widziałem, w oprawie czarnych, gęstych rzęs. No i te czerwone usta – dopełniały dzieła sztuki, jakim była jej twarz. Opuściłem powoli wzrok, by napawać się widokiem gładkiej, opalonej skóry, którą tylko w niewielkim stopniu zasłaniały skąpa góra od bikini oraz niewielkie, opięte na kształtnych biodrach, szorty. Potem skupiłem się na nogach. Ciągnęły się w nieskończoność, aż do miejsca, gdzie malutkie, nagie stopy z czerwonymi paznokciami domykały stojący przede mną pakiet idealny. Cholera. Może powinienem był częściej odwiedzać wieś. Nie wiedziałem, że mają tu takie laski.
– Evo, nie jesteś jeszcze gotowa? Myślałem, że zdążymy na osiemnastą trzydzieści – powiedział zza moich pleców Jeremy. Ach, do diabła. Nie może być. Ta bogini z tym gościem? Znów spojrzałem na jej twarz. Błękitne oczy wpatrywały się we mnie. Poważnie, nigdy wcześniej nie widziałem tak niebieskich oczu.
– Kim jesteś? – Jej oschły ton nieco mnie zaskoczył.
– Spokojnie, mała. Zachowuj się. To jest facet, który tego lata będzie pomagał twojemu ojcu. – W jej oczach pojawiło się coś, co przypominało odrazę. Serio? Widywałem już u lasek taki wyraz twarzy, ale bywało to dopiero po tym, jak którąś z nich wykorzystałem i odrzuciłem. Interesujące.
– Jesteś pijakiem – zaczęła.
To nie było pytanie. Więc nie odpowiedziałem. Popatrzyłem na nią ze swoim popisowym uśmieszkiem, który zazwyczaj natychmiastowo topił kobiecą bieliznę, i podszedłem bliżej.
– Mam wiele imion, skarbie – odpowiedziałem w końcu.
Zdziwiona uniosła brwi, zaraz jednak wyprostowała się i posłała mi najzimniejsze spojrzenie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. O co tej lascechodziło?
– Zapewne. Pozwól, że zgadnę: Weneryk, Frajer, Dupek, Pijak i jeszcze parę innych – zripostowała, po czym odeszła od drzwi, przy okazji trzaskając nimi o ścianę. Spojrzała na Jeremy’ego, który, jak słowo daję, zachichotał, oglądając tę scenę.
– Nie mogę iść do kina, Jer. Musisz pojechać ze mną do pani Mabel i pomóc w naprawie jej studni.
– Znowu?
– Tak, znowu. Ona naprawdę potrzebuje nowej studni.
Eva minęła mnie, złapała Jeremy’ego za ramię i pociągnęła go w stronę schodów. Najwyraźniej nasza rozmowa dobiegła końca.
– Czy twój tata dzwonił już do jej synów? Powinni tu wrócić i pomóc matce – powiedział Jeremy, podążając za nią bez oporów. Żadne z nich nawet nie obejrzało się za siebie.
Co to, do diabła, było? Kto odchodzi bez słowa, zostawiając nieznajomego na ganku? Eva była niezwykle piękną, ale totalnie walniętą laską.
– Hej, czy mogę wejść do środka? – zawołałem.
Eva zatrzymała się i odwróciła na pięcie. Na jej twarzy znów pojawił się ten zniesmaczony grymas.
– Do domu? Och, nie – odparła, kręcąc głową, jakbym to ja był wariatem. Podniosła dłoń i wskazała w stronę dwupiętrowej, czerwonej stodoły, która znajdowała się za domem. – Twój pokój jest na tyłach stodoły. Jest tam łóżko i prysznic.
No cóż, czyż to nie cudowne…?
Eva
Nienawidziłam takich gości. Dla niego życie było żartem. Nie miałam wątpliwości, że dziewczyny, bez względu na wiek, leżały mu u stóp, zapewne śliniąc się przy tym obficie. Był zdrowy, pełen życia i zachowywał się tak, jakby wszystko było dla niego tylko grą.
– Schowaj pazurki, skarbie. Postawiłaś na swoim. Już nie będzie wokół ciebie węszył. – Jeremy ścisnął delikatnie moje kolano, po czym włączył radio.
– On jest dupkiem – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Jeremy zaśmiał się donośnie i poprawił nieco swoją pozycję na siedzeniu. Czułam, że nie jest pewien, jak powinien zareagować. Jedyną osobą, która znała mnie równie dobrze, albo i lepiej, był Josh – jego brat bliźniak i mój narzeczony. Dorastaliśmy razem, we trójkę. Jeremy zawsze był tym, którego uznawano za swego rodzaju dziwaka, ale zarówno ja, jak i Josh robiliśmy co w naszej mocy, żeby angażować go w nasze życie.
Kiedy osiemnaście miesięcy temu Josh zginął od wybuchu bomby w Bagdadzie, jedyną osobą, której towarzystwo tolerowałam, był właśnie Jeremy. Ich mama twierdziła, że to dlatego, bo tylko on mógł zrozumieć mój ból. W jakimś sensie oboje straciliśmy naszą drugą połówkę.
– Jakim cudem udało ci się wywnioskować to ze zwykłej, krótkiej rozmowy z tym gościem? Jak dla mnie wydaje się całkiem miły.
Jeremy zawsze był optymistą. W ludziach widział to, co najlepsze. Moim zadaniem było chronienie go przed tymi, którzy chcieli wykorzystać jego zaufanie. Josh już nie mógł tego robić.
– Znalazł się tutaj, bo prowadził po pijaku, Jer. To nie jest jakieś tam małe wykroczenie. Mógł wjechać w jakąś rodzinę. Mógł zabić czyjeś dziecko. To egoistyczny dupek. – Cholernie dobrze przy tym wyglądający, jeśli mam być szczera. Z tym będę musiała jakoś sobie poradzić. Ładna twarz nie przysłoni mi tego, kim naprawdę jest.
– Evo, jest wielu takich ludzi. Pewnie przejechał tylko kawałek z baru do domu. Wątpię, że wybrał się na wycieczkę. Może wypił tylko kilka piw.
Słodki Jeremy. Poczciwe serduszko. Nie ma pojęcia, jak zepsuci są niektórzy ludzie. To była jedna z tych rzeczy, które w nim kochałam. A tak się składało, że o występku Cage’a Yorka wiedziałam nieco więcej. O tym jak wybuchnął, kiedy został zatrzymany. Słyszałam, jak wujek Mack opowiadał, jakim rzezimieszkiem jest Cage i że baseball jest jedyną rzeczą, jaką się interesuje.
– Zaufaj mi, Jer, ten gość to chodzące kłopoty.
Jeremy nie odpowiedział. Oparł łokieć na otwartym oknie i pozwolił, by bryza ochłodziła jego twarz. We wnętrzu samochodu taty o tej porze roku upał dawał się odczuć wyjątkowo mocno, ale był to jedyny samochód, którym jeździłam. Mój stał w garażu, nieużywany. Nie potrafiłam się zmusić do jeżdżenia nim, a tym bardziej do pozbycia się go. Piękny, srebrny jeep – prezent od taty – stał nietknięty od momentu, kiedy otrzymałam telefon od mamy Josha z informacją o jego śmierci. W tym właśnie jeepie, zaparkowanym wtedy przy Hollows Grove, mi się oświadczył. A chwilę później włączył głośno muzykę i tańczył ze mną pod gwiazdami. Nie spojrzałam na ten samochód od półtora roku. Od tamtej pory jeżdżę furgonetką taty. Tak jest łatwiej.
– Evo? – Jeremy wyrwał mnie z zamyślenia. Zawsze zdawał się wiedzieć, kiedy potrzebowałam kogoś, kto powstrzyma natarczywe wspomnienia.
– Tak?
– Wiesz, że cię kocham, prawda?
Ścisnęłam mocniej kierownicę. Kiedy Jeremy rozpoczynał wypowiedź tymi słowami, wiedziałam już, że kolejne mi się nie spodobają. Ostatnim razem, gdy o to zapytał, powiedział, że powinnam zacząć jeździć jeepem, ponieważ tego właśnie chciałby Josh.
– Przestań, Jer – ostrzegłam.
– Już czas, żebyś ściągnęła z palca pierścionek, Evo.
Dłonie piekły mnie od uścisku, w jakim zamknęłam kółko kierownicy. Złota obrączka wrzynała mi się w palec, przypominając o swoim istnieniu. Nigdy jej nie ściągałam. I nigdy tego nie zrobię.
– Jeremy, wystarczy.
Westchnął dramatycznie i pokręcił głową. Czekałam cierpliwie na kolejne słowa, ale w duchu cieszyłam się z tego, że dotarliśmy już na podjazd pani Mabel. Pospiesznie wyskoczyłam z wozu, chcąc uciec, zanim zdąży dodać coś jeszcze. Nie mogłam zdjąć pierścionka zaręczynowego od Josha. To tak, jakbym o nim zapominała. Jakbym żyła dalej, a jego zostawiała za sobą. A tego nigdy nie zrobię.– Rozdział II –
Cage
To nie mógł być mój pokój. Pomieszczenie było wielkości mojej szafy. Rzuciłem torbę na podwójne łóżko wciśnięte w kąt pokoiku. Obok niego stał stolik, ledwo się tam zresztą mieszczący. Po przeciwnej stronie wąskiego pomieszczenia stała kabina prysznicowa. W rogu cementowego brodzika był odpływ, a ze ściany wystawała mała słuchawka prysznicowa. Jedyną barierę między łóżkiem a kabiną stanowiła ciemnoniebieska zasłona wisząca na prostym drążku. Byłem pewien, że jeśli poniesie mnie nieco pod prysznicem, to zaleję sobie wyro. Mój telefon zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pojawiło sięimię Low.
– Cześć, kotku – przywitałem się, siadając na łóżku. Materac, o dziwo, nie był najgorszy.
– Jak tam u ciebie? Gospodarze są mili? – Sam dźwięk jej głosu sprawiał, że czułem się lepiej. Mniej samotny.
– Poznałem tylko córkę właściciela i sąsiada z domu obok.
– Och, to farmer ma córkę? – Rozbawił mnie ton jej głosu. Ewidentnie droczyła się ze mną. Taa, farmer miał córeczkę, ale to nie było to, o czym myślała Low.
– Tak, ma córkę, ale laska znienawidziła mnie już od pierwszego spojrzenia. Szaleństwo, wiem. A ja myślałem, że to niemożliwe, no chyba że pannę bzyknę, a rano zapomnę jej imienia.
– Nienawidzi cię? To… dziwne. – Low nieco przycichła, jakby się nad czymś zastanawiała.
Po chwili moją uwagę przykuło głośne skrzypienie otwieranych drzwi stodoły.
– Low, muszę lecieć, skarbie. Chyba zjawił się właściciel.
– Okej, zachowuj się.
– Zawsze – odparłem, po czym schowałem telefon do kieszeni.
– Halo? – usłyszałem niski, chrapliwy głos.
Wyszedłem z tego schowka na szczotki, w którym zostałem ulokowany i ruszyłem w stronę dolatujących mnie dźwięków. Kiedy wyszedłem za róg, stanąłem jak wryty. Facet był ogromny. Miał co najmniej dwa metry wysokości i sto trzydzieści kilo mięśni. Jego słomkowy kowbojski kapelusz był trochę odchylony do tyłu, dzięki czemu zauważyłem, że gość był kompletnie łysy.
– Cage York? – zapytał. Jego poważny wyraz twarzy przypominał mi nieco trenera, ale na tym podobieństwa się kończyły. Trener nie był aż takmasywny.
– Tak – odparłem, a grymas na jego twarzy pogłębił się. Zrobił krok w moją stronę. Siłą woli powstrzymałem się przed odepchnięciem go od siebie.
– Chłopcze, czy twój tatuś nie mówił ci, że to nieładnie nie szanować starszych? Spodziewam się odpowiedzi „Tak, proszę pana”. Czy to zrozumiałe?
Serio? O czym, do cholery, myślał trener, przysyłając mnie tutaj? Nie ma szans, żeby to wypaliło.
– Kiedy zadaję ci pytanie, oczekuję odpowiedzi – warknął gigant.
Jasne. Zaraz udzielę mu pieprzonej odpowiedzi.
– Nie.
W jego oczach pojawił się cień irytacji. Wiele zależało od tej pracy, ale nie zamierzałem pozwalać mu na takie zachowanie.
– Nie, co? – zapytał przeciągle.
– Nie, tatuś nie nauczył mnie niczego poza tym, że jego pięści są większe niż mamy i tego, jak opuścić rodzinę – odparłem szyderczo.
Grymas złości na jego twarzy ani trochę nie osłabł. Co prawda nie spodziewałem się tego, ale nie podejrzewałem też, że podzielę się z nim moimi prywatnymi sprawami. Tak jakoś wyszło. O mojej rodzinie rozmawiałem tylko z Low. To wszystko zdarzyło się tak dawno, a mimo to wciąż miało na mnie wpływ.
Obserwowałem, jak drapie zarost na szczęce, nie spuszczając ze mnie wzroku. Byłem gotowy zakończyć to spotkanie i dowiedzieć się wreszcie, co tak właściwie mam tu robić.
– Mack chce ci pomóc. Polegam na jego osądzie. Ale posłuchaj mnie dobrze. Nie zawaham się wykopać cię z domu, jeśli będziesz brał narkotyki lub jeździł po pijanemu. To było głupie, dzieciaku. Idiotyczne.A, i najważniejsze, trzymaj się z dala od mojej córeczki. Jest dla ciebie całkowicie zakazana. Rozumiemy się?
Zważywszy na to, że Eva znienawidziła mnie od pierwszego spojrzenia, nie ma się o co martwić. Poza tym żadna dziewczyna nie była warta poświęcenia dla niej mojej przyszłości. Nie, jeśli wokół było tyle innych, chętnych, dostępnych lasek, którymi mógłbym się nacieszyć.
– Rozumiemy. Nie chcę stracić stypendium – odpowiedziałem szczerze.
Skinął głową i wyciągnął do mnie dłoń.
– W takim razie jestem Wilson Brooks. A teraz zabierajmy się do roboty.
Eva
– Chłopak nie ma ojca. Od takiego typa musisz się trzymać z daleka – powiedział tata na przywitanie, wchodząc do kuchni. Wywróciłam oczami, po czym wróciłam do tłuczenia piersi z kurczaka, które miałam zamiar usmażyć na kolację. – Mówię poważnie, Evo. On nie był wychowany tak jak ty. Jest zbyt pewny siebie i nie szanuje władzy. Mam co do niego złe przeczucia. – Położył kapelusz na stole i poszedł nalać sobie mrożonej herbaty.
– Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Daruj sobie te kazania. Nie poluję na faceta. – Nidy już nie będę się umawiać na randki. Miałam Jeremy’egoi dopóki on nie pozna jakiejś dziewczyny i się nie zakocha, dopóty będę miała kompana. Nagle, gdy pomyślałam o tym, że odciągam go od jego życia, pojawiło się doskonale znane mi już uczucie beznadziei. Nie podobało mi się to, że ze względu na mnie wszystkie swoje sprawy odkłada na później, tylko po to, by się mną opiekować. Zawsze bardzo się o mnie martwił. Wiedziałam, że Chelsea Jacobson się w nim podkochuje. Musiałam zrobić coś, co popchnie go w jej kierunku.
– Hmm – wymamrotał i usiadł przy kuchennym stole. – Wiem, że nie szukasz chłopaka, Evo, dziecko, ale kochanie, jesteś kobietą. Pewnego dnia będziesz musiała znów otworzyć przed kimś swoje serce.
– Tatusiu, proszę, przestań. Chcę usmażyć tego kurczaka, upiec ci twój ulubiony placek z jagodami i cieszyć się kolacją. Nie rozmawiajmy o tym. Dobrze?
Wzdychając ciężko, w końcu przystał na moją prośbę. Sięgnął po kapelusz i nakrył nim swoją łysinę.
– W takich właśnie momentach żałuję, że nie ożeniłem się ponownie. Może, mimo wszystko, potrzebowałaś mamy. A teraz nie mam pojęcia, jak ci pomóc, moja mała.
Położyłam ostatni kawałek kurczaka na talerzu i podeszłam do zlewu umyć ręce. Dłuższą chwilę poświęciłam na dokładne wyszorowanie palców mydłem, a gdy skończyłam, odwróciłam się do taty.
– Zawsze mi wystarczałeś. I nadal wystarczasz. Nigdy więcej tak nie mów. Jestem zadowolona z tego, jak jest. Nie potrzebuję nikogo, kto zająłby miejsce Josha. Nie chcę, żeby ktokolwiek je zajął. Okej?
Tata podszedł do mnie i uścisnął mnie mocno, po czym wyszedł z kuchni. Wiedziałam, że mój brak zainteresowania randkami i niechęć do zostawienia przeszłości za sobą bardzo go niepokoiły, ale nie umiałam inaczej. I nie zamierzałam tego zmieniać. Josh był moją przyszłością. A teraz jużgo nie ma.
Drzwi za moimi plecami otworzyły się niespodziewanie. Nie oczekiwałam Jeremy’ego dziś na kolacji, ale miałam przygotowaną dodatkową porcję, tak na wszelki wypadek.
Ale to nie był Jeremy. To był on.
Cage uniósł ręce w geście poddania. Luzacki uśmieszek, który wcześniej gościł na jego twarzy, zniknął. Nie patrzył też już na mnie tak, jakby chciał mnie skosztować. Wyglądał na niezainteresowanego.
– Chciałem się tylko napić. Twój tata przysłał mnie z tym do ciebie. Ale widzę, że jesteś zajęta, więc jeśli pokażesz mi, gdzie są szklanki, to sam się obsłużę.
Czy to był ten sam gość, którego poznałam dziś rano? Zmusiłam się do odwrócenia wzroku i wyciągnęłam szklankę z szafki. Podałam mu ją.
– W lodówce trzymam dzbanek z wodą. Mamy tu dobrą wodę, a ta ze studni smakuje lepiej zmrożona.
Przytaknął.
– Dzięki.
Odwróciłam się, by sprawdzić temperaturę oleju na patelni.
Gdy usłyszałam, jak Cage pije wodę, w mojej głowie pojawiły się obrazy jego poruszających się mięśni przełyku. Zacisnęłam powieki, starając się przystopować nieco swoją wyobraźnię. Nasłuchiwałam, jak sięga do lodówki i nalewa sobie jeszcze jedną szklankę, po czym szybko ją opróżnia. Panująca w kuchni cisza tylko zintensyfikowała odgłosy jego przełykania.
– Tak lepiej. Byłem kur… hmm… bardzo spragniony. Dzięki za szklankę i za wodę – westchnął i podszedł do zlewozmywaka. – Mam umyć czy ty wolisz to zrobić?
– Mogę umyć – wyjąkałam, wciąż zszokowana jego zachowaniem.
– Dzięki. Ale sam mogę to zrobić.
– Nie, naprawdę, zrobię to. I tak tylko ją opłuczę i włożę do zmywarki – wydukałam.
Drzwi ponownie się otworzyły. Ktokolwiek nam teraz przeszkodził, byłam mu za to wdzięczna. W każdym razie dopóki nie zobaczyłam wchodzącej do kuchni Bekki Lynn. Uśmiechniętej i z blond lokami. Normalnie cieszyłabym się z jej wizyty, ale nie dziś. Nie kiedy stał tu ze mną Cage. Becca zmieniała się w słodką idiotkę, jeśli w grę wchodzili atrakcyjni kolesie. A Cage zdecydowanie przebijał tę kategorię.
Jej wielkie, brązowe oczy taksowały go dokładnie. Odchrząknęłam, starając się zwrócić na siebie jej uwagę, ale skupiona była tylko na jednej osobie. Obcisła koszulka, krótkie szorty i kowbojki – jej letni styl. Tylko to nosiła o tej porze roku i trzeba przyznać, że wyglądała w tym doskonale. Spojrzałam na Cage’a, na którego twarzy znów zagościł ten seksowny uśmieszek. Napawał się widokiem równie ostentacyjnie jak Becca. Nie mogłam jej nazwać swoją najlepszą przyjaciółką – ta rola zawsze należała do Josha – niemniej jednak była najbliższą mi dziewczyną. Nasza farma miała dwóch sąsiadów. Josh i Jeremy z jednej strony, Becca z drugiej. Gdy potrzebowałam więc wspólnika, który nie był facetem, mój wybór trafiał na Beccę. Kiedyś, w liceum, ona i Jeremy chodzili ze sobą. Jestem prawie pewna, że to ona go rozdziewiczyła. Związek nie trwał jednak długo. Jeremy zakończył go bez słowa wyjaśnienia, a Becca płakała na moim ramieniu przez kilka dni, po czym przerzuciła się na Benjiego Fitza.
– Nie mówiłaś, że masz towarzystwo – zaszczebiotała Becca, nawijając na palec pukiel jasnych włosów i trzepocząc rzęsami. Dobry Boże, zachowywała się po prostu śmiesznie.
– Nie mam towarzystwa, Becco – odparłam w nadziei, że to skupi na mnie jej uwagę, ale nie zadziałało. – To wakacyjny pomocnik taty. Zajmuje się krowami. Jechał po pijaku i teraz musi odpracować karę. – Może to wyrwie ją z transu. Błąd.
– Och, więc spędzisz tu całe lato? – zapytała, wciąż uśmiechając się do Cage’a, jakby był jakąś gwiazdą rocka.
– Na to wygląda – odparł rozbawiony. Wspaniale, nawet ta męska dziwka myślała, że Becca robi z siebie idiotkę.
– No cóż, jak będziesz miał przerwę i zaczniesz się nudzić, mogę dotrzymać ci towarzystwa…
– Becco Lynn – podniosłam głos, by powstrzymać ją od zaproszenia go do wspólnego grzania jego łóżka w stodole.
Wreszcie na mnie spojrzała. Błysk w jej oczach przekonał mnie, że dobrze wiedziała, jaki wydźwięk miały jej słowa, ale po prostu miała to gdzieś.
– Dziękuję. Jestem pewien, że będę potrzebował kogoś, kto pokaże mi, jak się zabawić po tygodniu ciężkiej pracy. Nie wyobrażam sobie nikogo innego, kto mógłby mnie lepiej nauczyć, co się robi tu u was na wsi.
Seksowny sposób, w jaki przeciągał wyrazy, tylko potęgował moją złość. I jeszcze powodował gęsią skórkę. I szaleństwo w sercu.
Becca Lynn znów pożerała go wzrokiem.
– Brzmi doskonale – zaszczebiotała, zbliżając się do niego i podając mu swoją idealnie zadbaną dłoń. Byłam pewna, że różowe paznokcie, którymi machała w jego stronę, pasowały do tych u jej stóp. Becca była bardzo zadbana. – Becca Lynn Blevins.
Cage zrobił krok w przód i uścisnął jej dłoń. Czy Becca właśnie zadrżała?
– Cage York, miło cię poznać, Becco.
– Och – wystękała, ewidentnie napawając się jego dotykiem. Przysięgam, że jeśli pocałuje ją w mojej kuchni, rzucę w niego plackiem.
– Muszę wracać do pracy. Będę czekał, żebyś mnie trochę rozerwała, Becco Lynn – wyszeptał, po czym minął ją i ruszył do wyjścia, nie spoglądając już ani razu za siebie.
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, Becca przyciągnęła krzesło i klapnęła na niego z głośnym hukiem.
– O MÓJ BOŻE! – zapiszczała. – Przysięgam, że chyba właśnie zmoczyłam majtki.
Na myśl o takiej możliwości aż się wzdrygnęłam. Potrząsnęłam głową i udałam odgłos wymiotów.
– Byłam pewna, że zaraz położysz się na stole i rozłożysz dla niego nogi. Na serio, musisz się uspokoić, Becco. Bo wychodzisz na dziwkę.
Westchnęła tylko głośno.
– Och, no i co z tego! To był najwspanialszy okaz męskiego gatunku, jaki kiedykolwiek widziałam. Chcę za niego wyjść, urodzić mu dzieci, obmywać jego ciało, odziewać go i cholera, Evo, chcę go dotykać całymi dniami. Mogłabym to robić do końca życia i nigdy by mi się nie znudziło.
Zanim zdołałam wymyślić jakąś ripostę, która, miałam nadzieję, byłaby dla niej pouczająca, znów otworzyły się drzwi do kuchni. Do pomieszczenia wszedł Jeremy. Jego obecność przyniosła mi ulgę. Sam widok jego znajomej twarzy, tak podobnej do twarzy Josha, przypominał mi, że kiedyś miałam wszystko. Wzrok Jeremy’ego skupił się na siedzącej przy stole i wciąż rozmarzonej Becce. Uśmiechnął się. Dobrze wiedział, co jest grane.
– Widzę, ze Becca Lynn poznała Cage’a.
Przytaknęłam i wrzuciłam pierś z kurczaka na rozgrzany olej.
– Założę się, że zjadł cię w całości. Biedny chłopak doświadczył niezbyt miłego przywitania ze strony Evy. To, że jakaś inna dziewczyna praktycznie śliniła się na jego widok, musiało zdziałać cuda dla jego ego.
Oczywiście musiał o tym wspomnieć.
– Byłaś niemiła dla tego adonisa? – zapytała z niedowierzaniem Becca Lynn.
Skupiłam się na smażeniu mięsa. Nie miałam zamiaru o tym rozmawiać.
– Zostajecie na kolację? – zapytałam, usiłując zmienić temat.
– Czy on je z tobą? – spytała pełna nadziei Becca.
– Oczywiście, że nie. On jest tu tylko pomocą. Poza tym tata nie jest jego fanem. Przygotuję mu talerz i zaniosę do stajni.
– JAJAJAJA! Czy ja mogę to zrobić? – zapytała. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że z podniecenia aż podskoczyła na krześle.
Obraz półnagiego Cage’a Yorka napierającego na Beccę i dotykającego jej sprawił, że pokręciłam głową.
– Tacie by się to nie spodobało. Poproszę o to Jeremy’ego. – Byłam pewna, że tata miałby gdzieś, kto zaniesie kolację Cage’owi, jeśli tylko nie będę to ja. Jednak z jakiegoś powodu myśl o tym, że Becca mogłaby go dotykać, mnie przygnębiała. Nie wiedziałam dlaczego, ale tak właśnie było. Pewnie głównie dlatego, że nie chciałam, by skończyła w ciąży z kimś takim jak on.– Rozdział III –
Cage
Te cholerne krowy przybiegły do mnie, jak tylko zjawiłem się z żarciem. Dobrze wiedziały, że to czas karmienia i że mam dla nich smakołyki. Nieco przerażające było to, że sukinsyny biegły do mnie tak, jakby chciały mnie stratować. Wycierając czoło ręcznikiem, który zostawił mi rano Wilson – mówiąc przy tym, że wkrótce będę go potrzebował – usiadłem na pace wozu i sięgnąłem po termos z zimną wodą – to również była jego sprawka. Zostało zaledwie kilka kropli. Było już około trzydziestu pięciu stopni, a nawet nie minęło południe. Miałem nadzieję, że zjawi się ta mała blondynka w kowbojskich butach i oderwie mnie na chwilę od pracy. Wyglądała na łatwą. Na taką, z którą nie trzeba się wiązać. A ja potrzebowałem nieco sobie ulżyć. Zwłaszcza jeśli miałem cały dzień oglądać Evę Brooks paradującą w górze od bikini i w króciutkich szortach. Ciągłe przypominanie sobie, że jest poza moim zasięgiem, było sporym wyzwaniem.
Eva nie była pierwszą dziewczyną, którą musiałem sobie odpuścić. Z Low było podobnie, choć z zupełnie innych powodów. Ona była moją najlepszą przyjaciółką. Szanowałem ją. Chciałem mieć pewność, że jeśli wejdę z nią w związek, w którym pojawiłby się seks, to będzie tą jedyną. Tak się jednak nigdy nie stało. Szczerze wątpiłem, by były na to jakiekolwiek szanse. Nawet gdyby nie pojawił się Marcus. Ja po prostu nie byłem typem, któremu wystarczała jedna kobieta.
Z Evą było inaczej – gdybym ośmielił się jej dotknąć, tatuś Wilson powiesiłby mnie za jaja i wyrzucił z roboty, co wiązałoby się ze stratą stypendium. Poza tym laska nie pałała do mnie przesadną sympatią. Ja chciałem jej jednak skosztować. Bardzo. Cholernie bardzo. Miała gorący temperament i byłem ciekaw, czy przekładało się to również na łóżko. Pokręciłem głową, wstałem i wcisnąłem ręcznik do tylnej kieszeni spodni. Zastanawiałem się, czy gdyby była bardziej dostępna, to wciąż bym o niej fantazjował? To całe „gonienie króliczka” zawsze mnie kręciło.
– Jesteś gotowy belować siano? – zapytał przechodzący obok wozu Jeremy.
– Nie bardzo, ale chyba nie mam wyboru – odparłem z uśmiechem. Jeremy był miłym gościem. Eva pewnie wodziła go za nos. Jak dla niej był nawet zbyt miły. Ona potrzebowała silnej ręki. Kogoś, kim nie będzie mogła pomiatać. Kogoś, kto nie bałby się trzymać ją krótko i… stop! Musiałem przestać o niej myśleć. To była zabawka z napisem „nie dotykać”.
– To nie jest aż takie złe. Poza tym zawsze możemy wskoczyć do jeziora, żeby się ochłodzić. To jedyny sposób, by wytrzymać cały dzień w tym upale.
Widziałem jezioro wczoraj, gdy Wilson obwoził mnie po swoich włościach. Zbiornik był sztuczny i biegł wzdłuż trzech posiadłości: Beasleyów, którzy byli rodzicami Jeremy’ego, Wilsonów oraz Blevinsów, rodziny gorącej Bekki Lynn. Do głowy przychodziło mi kilka aktywności, jakie razem mogliśmy w tym jeziorze uprawiać.
– Kończy mi się woda. Muszę uzupełnić termos, zanim pojedziemy.
Jeremy spojrzał na dom, a potem na mnie.
– Masz coś przeciwko, żebym wybrał się z tobą?
W jego głosie usłyszałem przepraszający ton. To było dziwne. Było mu przykro, że ta dziewczyna aż tak mnie nie znosiła? Większość facetów byłaby tym zachwycona.
– Ależ skąd. Jestem pewien, że Eva wolałaby, żebyś to ty przyszedł po wodę.
Jeremy westchnął.
– Też tak myślę.
Ci wieśniacy byli doprawdy bardzo dziwnie przyjaźni. A myślałem, że wczoraj w kuchni poradziłem już sobie z Evą na dobre.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej