Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opowieści z angielskiego dworu. Camilla - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 lipca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Opowieści z angielskiego dworu. Camilla - ebook

Trzecia część trylogii "Opowieści z angielskiego dworu" przedstawia losy księcia Karola i Camilli Parker Bowles po tragicznej śmierci księżnej Diany w 1997 roku. Akcja została doprowadzona do drugiego małżeństwa następcy tronu w roku 2005.

Oprócz dalszego życia dwojga słynnych bohaterów prezentuje galerię nieprzeciętnych i wpływowych postaci z ich otoczenia. Ukazuje historię wielkich namiętności, walkę o prawo do samostanowienia, a także starania o określenie swojej roli w świecie. Trylogia jest pierwszą próbą powieściowej fabularyzacji życia Diany, księżnej Walii, Camilli, obecnej księżnej Kornwalii, i księcia Karola. To swego rodzaju subiektywne studium ich życia.

Magdalena Niedźwiedzka, autorka zbeletryzowanych biografii "Królewska heretyczka" i "Maria Skłodowska-Curie" oraz cyklu "Opowieści z angielskiego dworu". Łączy pracę na uczelni technicznej z pisaniem powieści. W wolnych chwilach maluje obrazy olejne.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8123-780-2
Rozmiar pliku: 718 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BALMORAL, 31 SIERPNIA 1997

Obudziło go głośne, natarczywe pukanie. Zanim oprzytomniał, drzwi się uchyliły. W stojącej w półmroku postaci następca tronu rozpoznał swego sekretarza Stephena Lamporta.

– Księżna Walii miała wypadek samochodowy – powiedział mężczyzna i podszedł do łóżka. Zawisł nad Karolem, nie panując nad ruchami. Przypominał pijanego. – Żyje – relacjonował szeptem, mimo że w pokoju nie było nikogo poza nimi. – Nic jej nie zagraża.

– Kontaktowałeś się z kimś kompetentnym? – Książę był zły, że była żona wciąż go prześladuje. Miała wrodzony dar wywoływania skandali. – Jaki to szpital? Co się w ogóle stało?

– Operują – odparł Stephen wymijająco i wrócił do salonu sąsiadującego z sypialnią, pozwalając Karolowi otrząsnąć się ze snu i włożyć szlafrok.

Ponieważ drzwi się za nim zamknęły i nastała ciemność, książę sięgnął do włącznika światła, potrącając jedną z porcelanowych figurek Diany. Kupowała je na całym świecie i ustawiała wszędzie. Figurka spadła na podłogę i roztrzaskała się w drobny mak.

– Jasny gwint! – skwitował książę bez żalu, otulił się szlafrokiem i wszedł do salonu. Twarz sekretarza przypominała zmiętą szmatę. – Jezu, która godzina?

– Szofer Diany stracił panowanie nad kierownicą. On i Al-Fayed zginęli na miejscu.

W głowie księcia zapaliła się czerwona lampka. Sytuacja z kategorii „irytująca” przesunęła się do kategorii „niebezpieczna”. Karol usiadł i zastygł w bezruchu, zastanawiając się, czy powinien obudzić synów. Postanowił, że zaczeka na konkretne wiadomości. Źle się działo. Za dużo pisano o tym egipskim playboyu, nowym przyjacielu Diany. Rozdmuchiwano historię ich znajomości, przydawano jej znaczenia. Książę wyobraził sobie szydercze komentarze prasy: księżna Walii ranna w wypadku podczas romantycznej przejażdżki z ukochanym. Wolałby oszczędzić tego chłopcom. To, że ich matka przeżyła wypadek, w którym kierowca i drugi pasażer zginęli, jakoś go nie zdziwiło.

Oddalił Stephena i zadzwonił do Camilli. Był zły, że Diana znowu wpakowała się w kłopoty. I zaniepokojony – mimo wszystko. Ta kobieta miała pecha.

– Diana jest ranna – zaczął, usłyszawszy zaspany głos przyjaciółki. – Jej samochód się roztrzaskał. Al-Fayed nie żyje. Kierowca również zginął. Zawieźli ją do któregoś z paryskich szpitali, nawet nie wiem do którego. Jezu Chryste, czy ja nigdy nie będę miał spokoju? Chłopcy pewnie zechcą do niej jechać. Głośno myślę. Jesteś tam? – rzucił z wściekłością, bo po drugiej stronie słuchawki panowała cisza. To nie pomagało.

– Harry i William muszą do niej jechać – zawyrokowała Camilla, co jeszcze bardziej rozgniewało księcia.

Przyjaciółka nie miała pojęcia, co się stało ani w jakim stanie jest Diana. Dlaczego rozstrzyga, kto i co powinien?! Karol zawstydził się, stwierdzając w duchu, że minione lata kompletnie zszargały mu nerwy. Zachowywał się jak wariat.

– Niech to jasna cholera. – Uderzył dłonią w oparcie fotela. – Trzymałem chłopców z dala od gazet, żeby nie czytali głupstw, a tu masz. Teraz dopiero się naczytają.

– W jakim ona jest stanie? Znasz szczegóły?

– Czekaj, Lamport znowu się dobija. Zadzwonię za chwilę.

Karol darował sobie uwagę, że jego apartament nie jest dworcową poczekalnią, choć zaaferowany sekretarz wszedł bez pozwolenia.

– Co znowu? Coś wiadomo? – burknął książę, odłożywszy słuchawkę.

Zaniepokoił go wyraz twarzy Stephena. Zmarszczki na czole mężczyzny pogłębiały się, gdy krzywił usta. Miał łzy w oczach.

– Diana nie żyje.

Książę chciał zapytać, czy to pewne, chwilę później, czy mówiąc „nie żyje”, Lamport ma na myśli to samo, co on, ale zmilczał, bo zaczęło do niego docierać, co usłyszał. Nie wiedział wcześniej, że w ułamku sekundy można dostać migreny. Poczuł mdłości z bólu.

– Zmarła – rzekł Lamport z gniewem, kompletnie nad sobą nie panując. – Nie przeżyła. Nie było szans. Tak twierdzą lekarze. Rozmawiałem z dyrektorem szpitala. Wiadomość jest, niestety, pewna.

Wstrząśnięty Karol wysłuchał relacji o paparazzich, do ostatniej chwili prześladujących Dianę, i wyprosił Stephena, żeby zebrać myśli.

Wypadek Diany to jedno, a jej śmierć to zupełnie co innego. Tego się nie spodziewał. Nie miała prawa umrzeć przed nim. Nie w ten sposób, nie tak nagle. To był jakiś kiepski żart. Książę nie usiadł, ale zwalił się na fotel, jakby nagle stracił władzę w nogach. Życie nie kończy się ot tak, nad ranem, bez powodu. Ścigali ją paparazzi. Rozpędzony samochód uderzył w betonowy filar podziemnego tunelu. Nie miała zapiętych pasów, bo i po co je zapinać?

– Nie miała prawa tego robić – syknął z wściekłością. Bo… nie miała prawa. Boże… Jakie to jest… nieprawdopodobnie beznadziejne.

Siedział ze zwieszoną głową, nie wierząc, że Diana odeszła. Nie przyjmował tego do wiadomości. Kilka minut później połączył się z Camillą, by zapytać, jak się zachować w sytuacji, która go przerasta. Chciał posłuchać jej genialnych rad. Zawstydził się sarkazmu. Przerażenie i dojmujący smutek mieszały się z głuchym gniewem.

– Powiedz mi, dlaczego ona mi to robi? – powtarzał. – Czemu, Camillo? Jest potrzebna chłopcom. Wszystko wzięło w łeb, rozumiesz? Całe nasze cholerne życie! – krzyknął. – Załatwiła nas! Jasny szlag! To koniec.

Książę odbył kilka rozmów. Pierwszą z synami i ta była wyczerpująca. Drugą z Fellowesem, szwagrem Diany i doradcą królowej; nie bawili się w sentymenty, wymienili uwagi na temat technicznej strony sprowadzenia ciała księżnej do Anglii. Trzecią z matką. Królowa nie wyraziła zgody na pochowanie synowej zgodnie z dworskim protokołem. Doradcy utwierdzali ją w przekonaniu, że pozbawiona tytułów była księżna Walii, co powtórzyli kilkakrotnie, nie może być traktowana na równi z członkami rodziny królewskiej.

– O czym ty mówisz, mamo? – żachnął się następca tronu, z trudem panując nad ogarniającą go wściekłością.

Był zły zwłaszcza na Fellowesa, który jak zwykle nieźle namieszał, niby to mediując między nim a matką. Fellowes nienawidził Diany. On i Karol skoczyli sobie do gardeł. Padły słowa, których obaj natychmiast pożałowali. Królowa przywołała ich do porządku.

– Co ma rozwód do rzeczy?! – krzyczał książę. – Nie przestała być matką przyszłego króla! Na miły Bóg, nie odeślemy przecież jej ciała do miejskiego domu pogrzebowego; to jakiś absurd. Nie róbmy z tego farsy, bo świat nas wyśmieje. – Podszedł do matki. Była przybita nie mniej niż on, lecz uparta; w głębi serca wciąż skrywała urazę do zmarłej. – Mamo – szepnął, żeby Fellowes nie słyszał. – Chłopcy są wstrząśnięci. Uszanujmy ich ból.

– Pogrzeb będzie wystawny – powiedziała po chwili królowa.

Karol nie wierzył własnym uszom. Wystawny? Czyli królowa sypnie groszem? Jakie to małoduszne. A zdawało mu się zawsze, że matkę cechuje szlachetność.

– Książęta życzą sobie, by księżną Walii pochowano zgodnie z etykietą. Ja również, mamo. – Spojrzał królowej w oczy.

– Nie zgadzam się – usłyszał.

Byłby trzasnął drzwiami, gdyby nie kamerdyner usłużnie je otwierający i zamykający. Książę zbiegł ze schodów zamku Balmoral i już po chwili leciał helikopterem do Londynu. Nie chciał, żeby w ostatniej podróży towarzyszyły Dianie wyłącznie jej siostry. Synowie liczyli na niego, wierzyli, że uczyni wszystko, by pochowano ich matkę jak księżną Walii. Nie zdawali sobie sprawy, że zdanie ojca nic nie znaczyło wobec uporu królowej i jej współpracowników.LONDYN–PARYŻ–LONDYN, 31 SIERPNIA 1997

Tragiczna wiadomość obiegła świat. Nim Karol doleciał do Paryża, już komentowano dziwne zachowanie rodziny królewskiej, udział jej członków w niedzielnej mszy, podczas której nawet nie wspomniano o wypadku księżnej.

Książę skierował się prosto do szpitala, gdzie byli już prezydent Francji Jacques Chirac z żoną, premier Lionel Jospin i minister zdrowia Bernard Kouchner. Książę wszedł do pomieszczenia, w którym było ciało księżnej. Spojrzał na jej przerażająco białą twarz, czując dławiący ból i żal do losu. Jak mogła odejść tak niespodziewanie? Jak to w ogóle możliwe? Miał wyrzuty sumienia. Czuł się winny, że jej życie nie potoczyło się, jak tego pragnęła.

Jeszcze niedawno wierzył, że Diana odnajdzie szczęście. To by go z pewnością rozgrzeszyło, a obojgu poprawiło opinię. Księżna Walii, uwielbiana przez media, póki im schlebiała, odeszła w niesławie, ledwie zażądała od nich prywatności. Nagle stała się niepotrzebna. Prasa ją szkalowała, rodzina królewska jej nie chciała. Nie dopuszczono, by została ambasadorem Zjednoczonego Królestwa. Budziła tanią sensację i wywoływała skrajne emocje. Poddani ją uwielbiali. Dopiero zaczynała życie na własny rachunek. Czemu, do cholery, zaczęła je u boku…? Nie szukała bezpieczeństwa i spokoju. Goniła za nowymi wrażeniami.

Patrzył na ciało Diany i przepraszał ją za życie, na jakie ją skazał. Nie powinni byli brać ślubu. Nigdy i pod żadnym pozorem. Nie powinien był się przy niej zatrzymać, ulec namowom, powiedzieć „tak”.

Zagubił się. Przecież dotykał jej twarzy i była w tym czułość, szansa na głębsze uczucie. Dlaczego robił to, co ją denerwowało? Po narodzinach Williama mogli być szczęśliwi. Tak mu się przynajmniej wydawało, mimo że nie rozumiał cierpienia i pretensji żony. A może po latach oszukiwał sam siebie? Korzystał przecież z byle pretekstu, by się od niej oddalić. Nie potrzebował Diany, więc cokolwiek robiła, nie starał się nawet jej zrozumieć. Nie zastanawiał się nad poczynaniami i emocjami żony, bo nie musiał. Wywoływała w nim jedynie protest. Teraz, zamknięty z Dianą w ciasnej przestrzeni szpitalnej sali, czuł przerażającą pustkę, beznadziejną potrzebę porozmawiania z nią, wytłumaczenia, że nie była winna… temu, co się stało.

W wyobraźni widział ją jeszcze wychodzącą z gabinetu królowej – milczącą, zatopioną w swoich myślach. Dziewczynę rzucającą w wodę kamieniami, płoszącą mu ryby. Nastolatkę całowaną na pałacowym balkonie ku uciesze milionów przez mężczyznę przesiąkniętego zapachem miłosnej nocy spędzonej z inną kobietą. Półprawdy i półkłamstwa. Skazał ją na życie w osamotnieniu, tyle że… czuł się wtedy równie samotny i oszukany. Diana z uśmiechem składająca przysięgę małżeńską w samym centrum śnionej na jawie baśni dla pospólstwa. Gdzie był on w tym wszystkim? Nikt z bliskich nie udawał, że wierzy w jego miłość do Diany. Pilnowano tylko, by się nie wycofał. Powinien był powiedzieć „nie”, zranić ją wtedy, ale pozostawić wolną. Mogła być szczęśliwa.

W asyście wojska, z wszelkimi honorami wyprowadzono trumnę z ciałem Diany ze szpitala i przewieziono na lotnisko wojskowe, skąd rozpoczęli podróż do Anglii – książę Walii, siostry zmarłej, lady Sarah McCorquodale i lady Jane Fellowes, zaufany lokaj zmarłej i szef ochrony.

Królowa była nieugięta w kwestii pochówku. Spór nasilał się z godziny na godzinę. Karol zdecydował, że po wylądowaniu w Londynie przewiezie trumnę do kaplicy królewskiej w pałacu St. James bez zgody Jej Wysokości.

Kiedy lecieli nad Londynem, kazał się połączyć z premierem.

– Królowa nie zmieniła zdania, sir – usłyszał od Tony’ego Blaira – jesteśmy więc przygotowani na obie ewentualności. Dom pogrzebowy…

– Nie ma o tym mowy.

Premier taktownie zamilkł, upewniając się, że następca tronu skończył.

– Będę namawiał Jej Królewską Wysokość…

– Pozostajemy w kontakcie.

Książę zażądał rozmowy z matką. Ku jego zdziwieniu połączono go bezzwłocznie, zupełnie jakby Elżbieta czekała na telefon.

– Chciałem poinformować Waszą Wysokość, że zawiozę Dianę do kaplicy w St. James – oświadczył.

– Zabraniam ci – odparła.

To niesamowite, jak nad sobą panowała. W jej głosie był wyłącznie spokój.

Karol miał ochotę zawyć z bezsilności, zrobić matce karczemną awanturę. Nie starała się zrozumieć, co przeżywał. Przecież w kwestii, o którą toczyli spór, nie chodzi o zmarłą księżną Walii, lecz o niego i o przejmujący smutek, jaki go ogarnął, kiedy ujrzał Dianę – bladą i nieruchomą. Był to winien matce swoich dzieci. Jezu Chryste, czy tak trudno to pojąć? William pytał, gdzie ją pochowają. Skąd miał wiedzieć? Nie pierwszy raz w dorosłym życiu czuł się niczym sztubak.

– Mamo, zrobię, co uważam za słuszne. Przykro mi, że ci to mówię – rzekł uprzejmie, co, zważywszy na okoliczności, musiało zabrzmieć impertynencko. – Wiesz, że nie kieruję się sentymentem. Po prostu czuję, że tak trzeba. Jestem to winien chłopcom.

– Nie zgadzam się, Karolu.

– W takim razie masz czas, żeby pomyśleć, jak mnie ukarzesz.

Oddychał z trudem, zastanawiając się gorączkowo, do czego doprowadzi niesubordynacja. Był zdecydowany sprzeciwić się woli królowej. Jane i Sarah, siostry Diany, nie odzywały się do niego podczas całej przygnębiającej podróży. Ignorowały go, był znienawidzonym źródłem wszelkich problemów ich zmarłej siostry.

Kilkanaście minut później następca tronu stał na płycie lotniska, patrząc na wyłaniającą się z kadłuba samolotu trumnę.

– Do kaplicy w St. James – polecił zachrypniętym głosem.

Dotychczas nie umiał walczyć. Uznał, że czas się tego nauczyć. Synowie mu ufali. Tylko to się liczyło.

– Dzwoni sekretarz Fellowes, sir.

Karol z wściekłością przejął telefon.

– Jej Wysokość wyraziła zgodę na przewiezienie ciała księżnej do królewskiej kaplicy. Pogrzeb odbędzie się zgodnie z etykietą.

Książę dawno nie czuł takiej ulgi.BALMORAL, WRZESIEŃ 1997

Karol wpatrywał się w ekran telewizora, nie wierząc, że to, co widzi, dzieje się naprawdę. Przed pałacami królewskimi zbierały się tłumy, setki tysięcy ludzi. Przed bramami i wzdłuż ogrodzeń piętrzyły się dowody pamięci; hałdy pożegnalnych bukietów, kartki, zdjęcia Diany. Kamery filmowały zapłakane, pełne rozpaczy twarze.

– Dlaczego nad pałacem nie ma flagi opuszczonej do połowy masztu? – pytano. – Gdzie jest nasza królowa?

Ludzie byli oburzeni i rozgoryczeni. Nikt nie zważał na to, że flagę wywieszano wyłącznie podczas obecności monarchy w rezydencji, i nawet gdy umierał, nie była opuszczana do połowy masztu na znak żałoby, ponieważ żył przecież jego następca.

– Wygnali Dianę – mówiono do kamer. – To oni są winni jej śmierci. Rodzina królewska.

Książę pomyślał, że takie nastroje grożą rozruchami. Nie przeżył dotychczas czegoś podobnego. To było spontaniczne, niekontrolowane i posępne. W niektórych miejscach zwały wiązanek sięgały półtora metra, rośliny na spodzie zaczynały gnić i wydzielać specyficzny fetor. Operatorzy kamer dwoili się i troili, by przekazać widzom atmosferę panującą w Londynie. Podgrzewali ją zresztą z całą bezwzględnością, świadomi, co czynią.

– Przepraszam, że przeszkadzam, sir. – Stephen Lamport stał na środku pokoju, cierpliwie czekając, aż Karol oderwie wzrok od ekranu telewizora.

– Daj mi chwilę – syknął książę, przysłuchujący się akurat nerwowej wypowiedzi młodej kobiety.

– Wszyscy ludzie, których dziś spotkałam, uważają, że królowa powinna przemówić, odezwać się, dać znać, że tragedia wstrząsnęła rodziną królewską. Jej milczenie jest źle odbierane. Jakby ich to nic nie obchodziło. Są nieczuli.

– Czego chcesz? – zapytał, przyciszając odbiornik.

– Pozwoliłem sobie, sir, zwrócić się w pańskim imieniu o zwiększenie policyjnej ochrony dla pani Parker Bowles.

Karol spojrzał w oczy sekretarza.

– Co się dzieje?

– Tłum jest wrogo nastawiony, Wasza Wysokość – oświadczył Lamport wymijająco.

– Wyślij kogoś z mojej ochrony – rzucił książę zdławionym głosem, zły, że nie pomyślał o tym wcześniej.

– Jak pan sobie życzy, sir.

– Niech kilka osób nie odstępuje jej na krok.

Stephen skinął głową i oddalił się bez słowa. Karol przeraził się nie na żarty. Wybrał numer Camilli. Nie przyszło mu do głowy, że jak zwykle wszelkie oskarżenia skupią się na niej. Niszczył kolejną kobietę, która się z nim związała; niszczył tylko dlatego, że go kocha. Dał jej tylko siebie. Może jego bliscy mieli rację, twierdząc, że powinien zerwać z Camillą, skoro konsekwencją tego, w co zmienił jej życie, były wyłącznie kpiny i nienawiść.

– Nie wychodź nigdzie, proszę – rzekł zdenerwowany. – Nie wyjeżdżaj z domu bez policji. Słyszysz, co do ciebie mówię?

Poinformował Camillę o decyzji królowej w sprawie pogrzebu księżnej Walii. Nie potrafił mówić o sobie. Słowa dławiły.

– Jak zniosłeś podróż? – zapytała.

– Boję się o ciebie – szepnął.

– Pilnuje mnie kordon policji na motocyklach. W nocy jadę do Nicka.

– Wieczorem wracam do Balmoral – oświadczył.

– Bądź z Williamem i Harrym. Potrzebują cię jak nigdy.

– Millu, chciałbym cię zobaczyć.

– Wiem, kochanie. Dasz sobie radę.

– Nie zniosę tego bez ciebie. Boję się, że ktoś cię skrzywdzi.

– Nic mi się nie stanie.

Tkwił pochylony nad słuchawką. Milczenie się przedłużało.

– Co ja mam robić? – spytał wreszcie. – Oskarżają mnie o śmierć Diany.

– Bzdura! Nie mów głupstw, Karolu. Rób, co ci dyktują serce i rozum. Zobaczymy się po wszystkim. Przestań się przejmować bezinteresowną nienawiścią.

– Boże… dlaczego, Camillo? Czemu nas to spotyka? Jestem winny. Z moralnego punktu widzenia to ja ponoszę odpowiedzialność za to, co się stało. Dlaczego nam to robią? To przekleństwo?

Książę źle się czuł. Codziennie gorzej. Nie mógł sobie znaleźć miejsca. Telewizja go przygnębiała. Ceremoniał pogrzebowy wydawał się nie do przejścia. Nie miał sił, by się z tym zmierzyć bez Camilli, jedynej osoby, która nie powinna się pojawiać w Londynie. Sekretarz nie musiał tłumaczyć, czego się obawiano. Nastroje groziły próbą dokonania samosądu. Psychoza się nasilała. Nikomu jeszcze nie grożono, na razie ograniczano się do gwizdów i poniżającego buczenia, ale zbiorowy ból mógł znaleźć ujście w bezmyślnym akcie okrucieństwa. W takich sytuacjach rozum śpi. Ludzie w tłumie czują się bezkarni. Nie brakowało szaleńców. Karol bał się o Camillę. Czuł żenujący strach i nieprzyjemny szum w uszach. Słyszał uderzenia serca pompującego krew.

Limuzyna królowej zatrzymała się przy samej bramie pałacu Buckingham, gwarantując Jej Wysokości możliwość bezpiecznego wycofania się, gdyby ktoś próbował ją znieważyć. Królowa lękała się. Pierwszy raz za swego panowania, pierwszy raz w życiu. Poddani zachowali się jednak z godnością, a gdy przywitawszy się z paroma osobami, odjechała, obserwowali, czy flaga nad rezydencją zatrzyma się w pół drogi. Kiedy wciągnięto ją na maszt, ulicami Londynu przeszedł pomruk niezadowolenia. Powtarzano, że rodzina królewska zlekceważyła pamięć Diany. Dziennikarze krążyli między ludźmi, relacjonując na żywo przebieg tego ponurego, dosyć statycznego widowiska. Po godzinie nerwowego wyczekiwania rozległy się okrzyki aprobaty. Flaga opadła do połowy masztu. Królowa ugięła się przed wolą zatrważających tłumów, zgromadzonych przed pałacem. Wystąpiła w telewizji, lecz jej chłodne słowa rozczarowały poddanych. Uznano je za tak wyważone, że aż wyzute z wszelkich uczuć.

Służby pałacowe na bieżąco monitorowały nastroje społeczne. Zdano sobie sprawę, że na to wydarzenie bez precedensu zwrócone są oczy całego świata. Nikt nie wiedział, czym się skończy zbiorowa histeria. Trzeba było nadzwyczajnych środków ostrożności i subtelnych działań, by nie wzburzyć i tak już podnieconych, pogrążonych w smutku, czekających na ostatnią drogę ukochanej księżnej tłumów jej wielbicieli, koczujących w namiotach, siedzących na trawnikach, wspartych o drzewa lub leżących wprost na chodnikach. Była w tym demonstracja przeciw rodzinie panującej, protest dobitnie świadczący o niezadowoleniu z jej posunięć.

Książę siedział nieruchomo ramię w ramię ze starszym synem. Śledzili relację telewizyjną. Karol przeżywał koszmar, widząc fragmenty swojej ceremonii ślubnej i roześmianą Dianę, której widok wywoływał łzy Williama. Skóra mu ścierpła, gdy zobaczył na ekranie dawny dom Parkerów Bowlesów. Chłodne oko kamery zajrzało przez jedno z okien do wnętrza i zatrzymało się na Camilli, ukazując jej twarz – bez komentarza, bez podkładu muzycznego, w złowrogiej ciszy. Nie mógł na to patrzeć. Wstydził się spojrzeć na Williama, bał się jego reakcji.

– Tato, muszę z tobą porozmawiać. Jednak chcielibyśmy iść za trumną mamy… całą drogę do opactwa. Dziadek twierdzi, że będziemy żałować, jeśli tego nie zrobimy.

– Pójdziemy razem – rzekł stanowczo książę.

William odetchnął z ulgą, jakby wcześniej wstrzymał oddech z obawy przed spodziewanym protestem. Karol objął go ramieniem.

– Pójdę z wami, synu.

– Powiesz o tym babci? Wytłumaczysz jej?

Książę był dumny z Williama. Nastolatek panował nad sobą, co budziło podziw, choć należało brać pod uwagę i to, że okrutna prawda nie całkiem jeszcze do niego dotarła.

– Chodź, zobaczmy, co się dzieje z Harrym.

Obecność synów w Balmoral działała kojąco. Nigdy wcześniej Karol nie czuł, że jest komuś tak bardzo potrzebny, że jest ostoją, więc nie może się załamać, wahać i wątpić. Stał się wyrocznią. To on podejmował decyzje. Synowie go nie odstępowali. Godzili się wyłącznie z jego wolą, gotowi zbuntować się nawet przeciw królowej. Czuli, że cokolwiek ojciec zrobi, zrobi to dla ich dobra. Karol tego potrzebował. Dzięki synom nie rozpadł się na milion kawałków. Nocą opowiadał im o Dianie – wbrew sobie – ciepło i wyczerpująco. Przemógł się.

– Była śliczna – szepnął Harry. Usta mu zadrżały.

Karol uśmiechnął się do niego. Przyjrzał się zdjęciu trzymanemu przez syna.

– Była piękna. Absolutnie piękna – potwierdził.

Niestety, wrzenie dotarło i do Balmoral. Rodzinę królewską odsądzano od czci i wiary. Powinni byli jechać do Londynu, ale książę nie wiedział, czy ze względu na synów to dobry pomysł. Pragnął im oszczędzić cierpień. Bał się również posądzenia o hipokryzję. Nie wierzono w jego smutek po śmierci Diany, a nie zamierzał nikomu tłumaczyć, co czuje.

Po uroczystościach żałobnych trumnę z ciałem księżnej przewieziono do Althorp, rodzinnej posiadłości Spencerów. Tam Dianę pochowano.HIGHGROVE–LACOCK, WRZESIEŃ 1997

Karol zabrał synów do Highgrove. Chciał, by odpoczęli po tragicznych przejściach poprzedniego tygodnia. Sam również potrzebował odpoczynku. Czuł ulgę i jednocześnie wyrzuty sumienia. Nie wspominał Diany. Myślał o tym, co się działo z panią Parker Bowles. Postanowienie, że uczyni z Camilli oficjalną partnerkę, odeszło w niebyt. Było nierealne. Księżna Walii znów wygrała. Pokonała rywalkę, płacąc za to najwyższą cenę.

Książę usiadł do pracy nad artykułem o zintegrowanej opiece zdrowotnej. Medycyna zawsze była, jego zdaniem, jedną z najmniej reformowalnych dziedzin nauki. Rozumiał, że spraw zdrowia nie powinno się załatwiać w euforii i pod wpływem impulsu, wiadomo jednak od stuleci, że środowiska lekarskie są skostniałe i wbrew logice opierają się postępowi. Karolowi się zdawało, że lekarzy deprawuje syndrom Stwórcy, podświadome przekonanie o wyższości tego, co robią, nad innymi zajęciami, wchodzenie w kompetencje Boga. Martwiło go, że medycyna odcina się od własnych korzeni – ziołolecznictwa, kręgarstwa i homeopatii.

Podniósł głowę, usłyszawszy ciche pukanie.

– Byli członkowie pańskiej ochrony, sir, ci, o których rozmawialiśmy, zaczęli pracę u pani Parker Bowles – poinformował sekretarz. – Podpisali umowy. Wynagrodzenia ustalono zgodnie z pańskimi sugestiami, sir. Zostawiam dokumenty do podpisu.

– Zaczekaj, usiądź na moment – mruknął Karol i pobieżnie przejrzał położone na biurku papiery. – Rozmawiałeś z nimi? Istnieje jakieś zagrożenie?

Mężczyzna spojrzał w bok. Chwilę przyglądał się perskiemu dywanowi na podłodze.

– Jest dużo złej korespondencji i natrętne telefony z pogróżkami.

– Jakiego rodzaju? – spytał książę spokojnie.

Stephen Lamport odezwał się dopiero wtedy, gdy Karol na niego spojrzał.

– Informują, że będzie umierała w męczarniach.

Serce załomotało Karolowi jak szalone.

– Pewnie robi ochronie poranną kawę. Jak zawsze – parsknął śmiechem, chcąc zagłuszyć strach.

Sekretarz nie zrozumiał. Zmrużył oczy, zacisnął dłonie na kościstych kolanach.

– O tym nie ma mowy, sir. Dwóch funkcjonariuszy pilnuje otoczenia. Nikt nie zbliży się do domu. Dwóch jest wewnątrz. Nawet gdyby ktoś się wdarł do środka, zawsze są pod drzwiami pomieszczenia, w którym przebywa pani Parker Bowles.

– Wyobrażam sobie, że jest zachwycona.

– O ile mi wiadomo, sir, nie robi problemów. Mam wrażenie, że te telefony nieco ją przeraziły.

Karol opuścił gabinet, nie żegnając się z sekretarzem, który chwilę później ruszył jego śladem. Mijany lokaj ustąpił następcy tronu z drogi. Ma kamienną twarz zagorzałego wroga monarchii, pomyślał książę, ale natychmiast ofuknął się w duchu za nadmierną podejrzliwość.

Diana nie miała łatwego charakteru, myślał rozdrażniony. Była w dziwnych układach ze swoim ojcem, widywała go sporadycznie, pokłóciła się też z matką i nie rozmawiała z nią aż do swojej śmierci. Ponoć miała za złe, że ta potępia jej związek z muzułmaninem. Nie rozumiała się z bratem, nawet z siostrami nie łączyła jej szczególna przyjaźń. Zrażała do siebie ludzi. Karol wzruszył ramionami, uznając, że roztrząsanie charakteru Diany nie ma sensu.

Zajrzał do synów. William czytał, Harry słuchał muzyki. Żaden nie wydawał się zainteresowany rozmową z ojcem czy choćby jego towarzystwem. Książę wezwał zarządcę i ruszyli na obchód posiadłości. Praca zawsze go wyciszała. Była najskuteczniejszym lekarstwem na cierpienia.

– Trzeba odnowić elewację – rzucił, gdy okrążali budynek gospodarczy.

– Mamy to w przyszłorocznych planach. Również ogrodzenie od północnej strony.

– Podoba mi się wasz pomysł rozszerzenia oferty „Duchy Originals”. Przejrzałem tylko część projektu, jest niezły. Sprzedaż wzrasta?

– Jest na stałym poziomie, sir.

Karol przyspieszył kroku.

– Stanie w miejscu to cofanie się – powiedział twardo. – Mam kilka uwag do tegorocznego raportu. Nie było kiedy ich omówić. Zabierz psa – polecił nagle, zatrzymując się przy samochodzie terenowym, z którego korzystali pracownicy farmy. – Przejadę się. Wrócę za godzinę, może dwie.

Zarządca kiwnął głową, nie okazując zdziwienia. Wszystko wracało do normy, a zatem przejażdżki Jego Wysokości zdezelowanym autem również. Nie zgadywał, dokąd książę się wybiera. To było oczywiste. Trzymał wyrywającego się teriera, dopóki auto nie zniknęło im z oczu.

Świeciło słońce. To był dobry dzień na przemyślenia i odpoczynek, ale Karol nie mógł ani myśleć logicznie, a tym bardziej twórczo, ani się zrelaksować. Uprzedził Camillę, że zaraz u niej będzie, i nie spiesząc się, jechał w stronę jej domu. Chyba to najbardziej mu odpowiadało – praca kierowcy. Wyobrażał sobie, że polega na siedzeniu za kierownicą i bezmyślnym pokonywaniu odległości.

Camilla nadrabiała miną, książę wiedział jednak, że boi się pogróżek szaleńców. Nie mógł jej zapewnić, że jest bezpieczna. Ciągnął panią Parker Bowles na dno. Powinien się z nią rozstać, uwolnić ją od siebie i niebezpieczeństwa, jakie sprowadzał. Tuż przed pogrzebem Diany, kompletnie przybity relacjonowaną przez media psychozą tłumu, podjął decyzję, że zerwie z Camillą, wciąż jednak nie znalazł okazji, żeby ją o tym poinformować. Może dziś?

– Mam czterdzieści dziewięć lat – rzucił po przywitaniu. – Nie wyobrażasz sobie, jaki jestem stary przy swoich synach. – Nie chciał rozwijać tematu, myśleć, że się starzeją i że nic ich już nie czeka. Bolało go cierpienie Camilli i własny strach przed niewiadomym, wszystkie te uczucia odpływały jednak z kolejną, trudną do opanowania falą senności. Poduszka miała zapach włosów pani Parker Bowles. Książę zamknął oczy z uczuciem błogiego spokoju. – Dobrze cię pilnują? – spytał.

– Tylko w łóżku żadnego nie ma. – Roześmiała się na cały głos.

Spojrzał zaskoczony. Jej oczy pozostały poważne.

– Karolu, to się nigdy nie uda – szepnęła. – Nie wybaczą nam.

Mógł zaprzeczyć, powiedzieć cokolwiek, ale tyle razy w życiu kłamał wbrew sobie, że to jedno kłamstwo, na którym jej tak zależało, nie przeszło mu przez gardło. Chciał zapomnieć, że Camilla istnieje.

– Włącz muzykę – poprosił. – Jestem skonany. – Leżał w milczeniu, delektując się brzmieniem Sibeliusa. – Kto usłyszy śpiew łabędzia z Tuoneli, tego ogarnia tęsknota za śmiercią; musi umrzeć – stwierdził.

Widzieli się pierwszy raz od pogrzebu Diany. Miał świadomość, że dla Camilli był to okres trudniejszy niż dla niego, mimo to tylko zamknął oczy w nadziei, że znajdzie w sobie siłę, by zrobić to, co powinien był zrobić lata temu.

Pani Parker Bowles wiedziała, czego potrzebował – ciszy i świętego spokoju. W Highgrove nie był sobą. Deprymowała go obecność synów, którym nie umiał pomóc. Nie mógł się przy nich uwolnić od wyrzutów sumienia. W obliczu śmierci każdy był samotny.

Książę zastanawiał się, czy religijne koncepcje życia po życiu są wytworem ludzkiej wyobraźni i wyrażają odwieczną tęsknotę człowieka za nieśmiertelnością. Czy wszelka sztuka jest wyłącznie próbą oszukania czasu? Dokąd zmierza zwykły, szary człowiek? Wszystko było grą. Udawane cele, udawana rozpacz, nieistniejące zdobycze. Karol widział to wyraźniej niż niejeden z jego poddanych – pustkę materialnej egzystencji. Stąpał po miękkich kosztownych dywanach, dotykał dłonią jedwabiu damskich bluzek. Przeszywał go dreszcz pożądania. Czego pożądał? Zmysłowego luksusu? Czuł delikatny zapach kobiecej skóry. Szukał w nim miłości swego życia czy subtelnych perfum, które łudziły? Zapinał sznury pereł na szyjach nieistotnych kobiet. Tęsknił za szczęściem czy poczuciem władzy? Po co powoływał kolejne fundacje? Dla kogo zbierał miliony funtów? Przecież nie znał ludzi, między których rozdzielano te pieniądze. Robił to dla siebie? Czuł się dzięki temu lepiej? Czego brakowało człowiekowi i czy zawsze tego, czego mu nie dano? Milionerzy nie wierzyli w szczerość i prostotę, żebracy w sprawiedliwość i talerz darmowej zupy. Poeci zestawiali słowa, by traciły dotychczasowe znaczenie, malarze odbierali rzeczywistości piękno. Każdemu przybywało zmarszczek. Oto książę wracał na początek drogi, ku nieskończoności, która go wypchnęła na te kilkadziesiąt lat. Tak wiele czasu, by zrozumieć, i zdziwienie, że się nie zdążyło wyrazić siebie, nacieszyć obecnością drugiego człowieka. Karol nie pojmował śmierci i nie tęsknił za nią, choć może była tym, do czego zmierzał – nieskończoną prawdą. Całe życie starał się postępować uczciwie. Dlaczego w jej obliczu stawał się żałosnym kłamcą? Co zmieniało perspektywę? Lęk, że śmierć niesie autentyczny koniec? Od dawna wiedział, że nie płacze nad zmarłymi. Zawsze i niezmiennie płakał nad sobą.

– Kto powiedział, że powinniśmy być dobrzy? – spytał nagle.

– A kto ci powiedział, że jesteśmy?

Zdziwiła go odpowiedź Camilli.

– Myślisz o tym, jak nas postrzegają? Mówię o naszym związku.

– Nie. Zastanawiam się, o co walczymy. Dlaczego ludzie dobierają się w pary i strzegą gniazda, jakby naprawdę było w tym coś cennego? Z potrzeby zachowania gatunku? Nie ma silniejszego instynktu? Nie masz ze mną dzieci i nie będziesz miał. Co nam daje bycie razem? Poza cierpieniem?

– Potrzebuję zrozumienia.

– Uważasz, że cię rozumiem? – Uśmiechnęła się czule, nieco rozbawiona. – Naprawdę w to wierzysz? Bo ja myślę, że to lęk.

Usiadł zniecierpliwiony, nie patrząc w jej stronę.

– Wiesz, czego się boję? Że te moje akcje i poszukiwania, fundacje, które powołuję… że wejdą w stadium stagnacji i rutyny. Początek stymuluje, bo to burza mózgów, plany, wielkie namiętności. Potem przychodzą rozczarowania, bo nic się nie dzieje tak, jak zakładaliśmy, pojawiają się problemy, walimy głową w mur. Tego się boję, nie samotności – skłamał.

Zamilkł. Czuł, że to akceptacja pani Parker Bowles pozwalała mu iść dalej. To jej miłość sprawiała, że codziennie rodził się na nowo. Tylko Camilla trwale zapełniała pustkę w jego świecie. Tęsknił, gdy się oddalała.

Camilla też milczała, a jej milczenie – jak zwykle – nie należało do niego. Przyzwyczaił się przez lata, że tak było. Nawet nie pytał, o czym myśli. Zaczął jej się przyglądać – ustom, wokół których pojawiły się zmarszczki, smutnym oczom, długim rzęsom, linii nosa. Była dojrzałą kobietą, w której ciągle jeszcze widział młodą, wpatrzoną w niego dziewczynę, stojącą przy drzewie w cieniu zamku Windsor; dziewczynę, której pragnął jak nikogo na świecie.

– Muszę wracać.

Pożegnał ją dość beznamiętnie, czując rosnące zniecierpliwienie i pretensję do świata. Był przekonany, że jeśli nie chce postradać zmysłów, musi wreszcie postanowić, co zrobi z dalszym życiem. Bez uświadomienia sobie, dokąd zmierza, nie był już w stanie funkcjonować.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: