Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Opuszczony okręt oraz inne opowieści nadzwyczajne - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opuszczony okręt oraz inne opowieści nadzwyczajne - ebook

Guy de Maupassant: „Opuszczony okręt oraz inne opowieści nadzwyczajne”. Zbiór zawiera jedenaście opowiadań. Są to opowiadania noszące tytuły: Ojciec Amable, Rozsądny, Oczekiwanie, Ojciec, Sposób Rogera, Przyjaciel Patience, Odkrycie, Baronowa, Opuszczony okręt, Ciocia Klocia, Wieczór Trzech Króli. Fragment jednego z opowiadań:
„– Ile nakryć? Zapytał Marchas, spostrzegając mnie.
– Jedenaście. Nas jest sześciu, potem proboszcz i cztery damy.
Osłupiał. Ja tryumfowałem.
Zapytał:
– Cztery damy! Mówisz: cztery damy?
– Będziemy mieli kobiety! zawołał Marchas. Ci trzej zaczęli tańczyć i głośno wyrażać swoje zadowolenie.
Wszystko było gotowe. Czekaliśmy około godziny. Stuknięcie w okiennice porwało nas wszystkich równocześnie na nogi. Ponderel pobiegł otworzyć. Po upływie dobrej minuty, mała siostra zakonna zjawiła się w obramieniu drzwi. Była chuda, pomarszczona, nieśmiała i raz po raz kłaniała się przerażonym na jej widok huzarom. Za nią słychać było stuk lasek uderzających o posadzkę przedsionka i gdy weszła do salonu, spostrzegłem idące za nią, jedna za drugą, trzy stare głowy w białych czepkach, kiwające się w chodzie w różne strony, jedna na prawo druga na lewo. I zjawiły się trzy babki z przytułku, kulejące, ciągnące za sobą nogi, okaleczałe i pokurczone ze starości, jedyne trzy zdolne jeszcze chodzić pensjonariuszki ze szpitala siostry Saint-Benoit.”

Spis treści

Ojciec Amable
Rozsądny
Oczekiwanie
Ojciec
Sposób Rogera
Przyjaciel Patience
Odkrycie
Baronowa
Opuszczony okręt
Ciocia Klocia
Wieczór Trzech Króli

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-236-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ojciec Amable

I.

Wilgotne i szare niebo zdawało się wisieć nad szeroką ciemną doliną. Zapach jesieni, smutny zapach nagiej i wilgotnej ziemi, opadłych liści, martwych ziół, czynił jeszcze gęstszem i cięższem powietrze jesiennego wieczoru.

Wieśniacy pracowali jeszcze, rozproszeni po polach, oczekując dzwonu na Anioł pański, któryby zwołał ich do chat, widzianych tu i ówdzie, po przez gołe gałęzie sadów.

Na kraju drogi, na kupie badyli bawiło się ziemniakami małe dziecię, podrzucając nimi na nędzną sukienczynę rozpostartą na szeroko rozłożonych nóżkach, podczas gdy w pobliżu, na roli, pięć kobiet schylonych kopało ziemniaki.

Powolnym i monotonnym ruchem zagłębiały kopaczki w wysokich, piasczystych bruzdach, wygrzebywały rękami ziemniaki, wrzucając je do stojących przed niemi worków.

Drogą przeszedł młody mężczyzna z batem w ręce w sabotach na nogach, – zatrzymał się przy dziecku, wziął je na ręce i pieścił. Jedna z kobiet na roli wyprostowała się i zbliżyła się do niego. Była to rosła, czerwona dziewczyna, szeroka w biodrach i piersiach, wielka samica normandzka o jasnych włosach i rumianej cerze.

Tonem stanowczym odezwała się:

– A, to był Cezar, – no i cóż nowego mi powiesz?

Mężczyzna, chłopak nędzny, o smutnym wyrazie twarzy odburknął:

– Ja? nic nowego, zawsze to samo.

– On nie chce?

– Nic chce...

– Cóż zatem robisz?

– Czy ja wiem sam co robić?

– Idź do proboszcza.

– Dobrze, pójdę...

– Ale idź zaraz.

– Dobrze, pójdę zaraz.

Popatrzyli chwilę na siebie, on trzymał ciągle dziecko na rękach, uścisnął je znowu i oddał na ręce dziewczyny.

Na horyzoncie, między dwoma domostwami widać było pług ciągniony przez konia i mężczyznę idącego za pługiem. Na tle ciemniejącego wieczornego nieba przesuwali się obaj, koń i człowiek, lekko jak cienie.

Kobieta zaczęła na nowo.

– A więc cóż mówi twój ojciec?

– Mówi że nie chce.

– Dlaczego nie chce?

Chłopak wskazał ruchem głowy dziecko, które posadził z powrotem na ziemi, potem wzrokiem wskazał jej mężczyznę idącego w oddali za pługiem.

– Bo masz z nim dziecko, odrzekł.

Dziewczyna wzruszyła ramionami, a potem wybuchła z gniewem.

– I cóż z tego! Każdy wie że mam dziecko z Wiktorem. Więc co? czy to ja jedna co tak zgrzeszyłam? Moja matka tak grzeszyła przedtem nim mnie miała, a także i twoja, zanim twój ojciec z nią się ożenił. Która tak nie robiła w naszej wsi? Tak! Ja zgrzeszyłam z Wiktorem, wziął mnie w stodole jak spałam, prawda, zgrzeszyłam z nim potem jak nie spałam, czyż przez to mniej jestem wartą jak inne?

Chłopak odrzekł dobrodusznie:

– Ja cię chcę, taką jak jesteś, z tem dzieckiem, lub bez niego. Ojciec mój tylko się sprzeciwia ale i temu da się jakoś zaradzić.

– Idź zaraz do probostwa, mówię ci.

– Idę, idę...

I poszedł swym ciężkim krokiem wieśniaka, dziewczyna zaś z rękami na biodrach wróciła kopać ziemniaki.

Rzeczywiście Cezar Houlbreque, syn głuchego, starego Amablea Houlbrèque‘a chciał się ożenić wbrew życzeniu ojca z Celestyną Lèresque, która miała dziecko z Wiktorem Lecoq, zwyczajnym parobkiem we fermie jej rodziców, wypędzonego przez nich za to.

Na wsi nie istnieje zresztą kastowość hierarchii, i parobek jeśli jest pracowitym i weźmie fermę na siebie, staje się równym swemu dawnemu panu.

Cezar idąc z batem w ręce rozmyślał głęboko ciężko stąpając sabotami oblepionymi błotem.

Zapewne, pragnął poślubić Celestynę, wziąść ją razem z dzieckiem, była bowiem kobietą jakiej potrzebował. Nie umiałby wprawdzie określić dlaczego ale był pewnym swojego wyboru. Wystarczało mu tylko spojrzeć na nią by być o tem przekonanym, aby się czuć dziwnym, całkiem poruszonym, jakby ogłupiałym ze zadowolenia. Przyjemnem mu było nawet uciszać dziecko Wiktora, bo było i jej zarazem. Bez nienawiści też patrzał na daleki profil człowieka, który popychał przed sobą pług daleko na kraju horyzontu.

Ale ojciec Amable przeciwnym był temu małżeństwu, sprzeciwiał się mu z zaślepieniem kaleki, z gwałtownym uporem. Nadaremnie Cezar krzyczał mu do jednego ucha, przez które jeszcze nieco słyszał:

– Będziemy się dobrze opiekować ojcem zapewniam cię że to jest dobra dziewczyna, pracowita, oszczędna.

Stary powtarzał zawsze: póki ja żyję nie zobaczę tego nigdy.

I nic nie mogło go poruszyć i osłabić jego uporu. Jedna tylko pozostawała dla Cezara nadzieja. Ojciec Amable czuł lęk przed proboszczem lęk powodowany blizkością śmierci, którą czuł, że nadchodzi. Zresztą nie obawiał się tak bardzo ani Boga, ani djabła, ani piekła, ani czyśtca, o których pojęcia nawet dobrego nie miał, ale obawiał się księdza, który był niejako uosobieniem pogrzebu, tak jak obawiać się można lekarzy przez lęk przed chorobami. Od ośmiu dni od których Celestyna poznała tę słabość starego, popychała Cezara, by poszedł do proboszcza. Cezar się wahał, nie lubił i on bowiem czarnej sutanny, która znowu dla niego przedstawiała ręce wyciągnięte po datek, lub lekko zarobiony kawałek chleba.

Zdecydował się atoli na to właśnie i skierował się ku probostwu, myśląc nad sposobem przedstawienia swej sprawy. Proboszcz Raffin, mały, żywy ksiądz, chudy, nigdy nie golony, czekał na obiad grzejąc nogi przed kominkiem. Za wejściem Cezara odwrócił zaledwie głowę i zapytał:

– A, to ty Cezar, – no i cóż ty mi powiesz?

– Pragnąłbym z Jegomością pomówić – odrzekł Cezar i zatrzymał się zakłopotany przy drzwiach, trzymając w jednej ręce bat, a w drugiej czapkę.

– Mów zatem.

Cezar spoglądając na starą gospodynię księdza, zajętą nakrywaniem do stołu, nieśmiało powiedział:

– Kiedy to proszę łaski księdza proboszcza, jest tak, jakby spowiedź.

Proboszcz Raffin, z uwagą spojrzał na wieśniaka, spostrzegł jego zakłopotanie, jego nieśmiałość i niespokojny wzrok i zawołał:

– Maryo, idź sobie na pięć minut do swego pokoju, mam coś do pomówienia z Cezarem.

Służąca gniewnym wzrokiem obrzuciła chłopaka i mrucząc wyszła.

Ksiądz zwrócił się do Cezara:

– No, wywnętrz się Cezar.

Chłopak wahał się jeszcze, spoglądał na swoje saboty mnąc czapkę w rękach, potem nagle zdecydował się:

– Oto, żenić się chcę z Celestyną.

– Dobrze chłopcze, a któż ci to broni?

– Ojciec mój nie chce.

– Twój ojciec?

– Tak, mój ojciec.

– A cóż on ma przeciw temu?

– To, że ona ma dziecko.

– Ach, no! ona nie pierwsza, której się to zdarza od czasu naszej matki Ewy.

– Ona ma dziecko z Wiktorem, z Wiktorem Lecoq, służącym od Antyma Loisel.

– Tak, tak, – i dlatego on nie chce?

– Dlatego.

– No i jakże ty go chcesz przekonać?

– Przedstawiam mu że ona jest dobrą dziewczyną, pracowitą i oszczędną.

– I to mu nie wystarcza? Chcesz zatem bym z nim pomówił?

– Bardzo proszę o to Jegomości.

– A cóż mam powiedzieć twemu ojcu, czem go przekonać?

– No, to co mówi ksiądz proboszcz na kazaniach, żeby skłonić do dawania składek.Rozsądny

Blérot był moim przyjacielem od młodości, moim najlepszym kolegą; nie mieliśmy przed sobą żadnych sekretów. Łączyła nas głęboka przyjaźń serca i duszy braterska poufałość, zupełne zaufanie wzajemne. On wywnętrzał przedemną swe najdelikatniejsze myśli, nawet do tych małych wyrzutów sumienia, do których zaledwie sam człowiek wobec siebie przyznać się ośmiela. Ja, odwzajemniałem mu się tą samą szczerością. Ja byłem powiernikiem wszystkich jego miłości, on był znów moich.

Kiedy mi oznajmił że ma zamiar się żenić, uczułem się tem dotknięty jak zdradą. Czułem, że to był już koniec z tą naszą serdeczną i zupełną szczerością, która nas łączyła. Żona jego miała wejść między nas. Poufałość łoża małżeńskiego stwarza między dwoma istotami, chociaż już nawet kochać się przestały, pewnego rodzaju wspólność, pewnego rodzaju tajemniczą łączność. Są oni, ten mężczyzna i ta kobieta niejako tymi dwoma dyskretnymi wspólnikami, którzy nie dowierzają całemu światu... Ścisły jednak ten związek, który zawiązuje pocałunek małżeński, ustaje nagle z dniem, kiedy kobieta bierze kochanka.Oczekiwanie

Rozmawialiśmy, paląc cygara po obiedzie. Rozmowa toczyła się o niespodziewanych spadkach, śmiesznych dziedzictwach.

Wówczas pan Brument, którego nazywano to świetnym mistrzem, – to świetnym adwokatem, przysiadł się u kominka.

Ja właśnie, rzekł, poszukuję jednego dziedzica, który zniknął wśród wyjątkowo strasznych okoliczności. Jest w tem jeden z tych zwykłych a przykrych dramatów życia codziennego, wypadek, który zdarza się prawie codziennie, a który mimo to jest jednym z najbardziej przerażających, jakie kiedykolwiek znałem.

Otóż, tak się rzecz miała.

Pewnego razu zostałem przed około sześciu miesiącami wezwany do jednej umierającej.

– Pragnę panu, mówiła, dać jedno bardzo delikatne, trudne i długie zlecenie. Zechciej pan obznajomić się najpierw z postanowieniem mego testamentu, który leży tam na stole, przeznaczam w nim dla pana sumę pięciu tysięcy franków, jako honoraryum – jeśli się panu nie uda ta sprawa, – zaś sumę stu tysięcy franków w razie powodzenia. Trzeba, żeby pan wyszukałOjciec

Przyjaciela mego Jana de Valuoir odwiedzam od czasu, do czasu. Posiada on nad brzegiem jednej rzeki małą rezydencyę, wśród lasów. Po piętnastu latach szalonego życia w Paryżu wycofał się przesycony, w to urocze zacisze. Nagle miał dość już tych wszystkich rozkoszy, tych uczt, tych ludzi, tych kobiet, – kart, – wszystkiego i schronił się do swej posiadłości, w której się urodził.

Było nas dwóch, lub trzech, którzy od czasu do czasu spędzaliśmy u niego, dwa lub trzy tygodnie co roku. On, niewątpliwie cieszył się naszym przybyciem, radował się również niewątpliwie pozostawszy sam, gdyśmy go opuścili.

Gdy przybyłem do niego ostatniego tygodnia przyjął mię z otwartemi rękoma. Dnie spędzaliśmy to razem, to samotnie. Zresztą on spędzał dzień na czytaniu, ja na pracy, wieczorami tylko gawędziliśmy do północy.

I tak, w ostatni wtorek, siedzieliśmy we dwójkę koło godziny dziewiątej wieczór nad rzeką, patrząc na płynące u stóp naszych fale, dzieląc się z swemi spostrzeżeniami, zresztą bardzo słabymi, nad bytem i ruchem gwiazd, kąpiących się w zwierciadle wody. Rozprawialiśmy o istotach zamieszkujących te światy, o ich kształtach przypuszczalnych, o ich nieodgadnionych zdolnościach, o zwierzętach, roślinach, o tych wszystkich właściwościach, tworach i postaciach, które jedynie fantazya nasza w pewnych chwilach wywołać jest wstanie.

W tem nagle z daleka posłyszeliśmy wołanie:

– Proszę pana, proszę pana!Sposób Rogera

Przechadzałem się jednego dnia po bulwarze z Rogerem. Koło nas przeszedł jakiś przekupień, który wykrzykiwał:

– Kupujcie sposób na pozbycie się teściowej! – Kupujcie!...

Zatrzymałem się i zapytałem wprost mojego towarzysza:

– Wywoływanie to przypomina mi pytanie, które oddawna miałem ci postawić. – Cóż to jest za ten „sposób Rogera“ o którym zawsze wspomina twoja żona? Wspomina o nim w sposób zawsze tak dziwny i dwuznaczny, jak gdyby się rozchodziło o dawkę kantaridy, wiadomą tylko tobie. Ile razy mówi się przy niej o młodym człowieku, zmęczonym, wyczerpanym, zniszczonym, – zwraca się ku tobie i mówi uśmiechając się:Przyjaciel Patience

– Czy nie wiesz co się stało z Loremy?

– Jest kapitanem przy szóstym pułku dragonów.

– A Pinson?

– Jest podprefektem.

– A Racollet?

– Umarł...

I długo jeszcze wyszukiwaliśmy inne imiona, znajdując między niemi jednych łysych, drugich brodatych, żonatych, ojców kilgorga dzieci i te wspomnienia z owemi zmianami wywoływały u nas nieprzyjemne dreszcze, z wrażenia, jak życie jest krótkiem, jak wszystko przechodzi i wszystko się zmienia...

Wśród tego przyjaciel zapytał mnie:

– A Patience, ten gruby Patience?

Wydałem rodzaj ryku:

– Och, o nim, coś ci opowiem. Byłem przed czterema, lub pięciu laty na objeździe kontrolnym w Limoges.Odkrycie

Statek był pełen ludzi. Przeprawa wycieczkowców z Hawru do Trouville zapowiadała się świetnie.

Podniesiono kotwice. Ostatni świst gwizdka oznajmił odjazd i natychmiast ciałem całego okrętu wstrząsnęło drżenie, po bokach zaś słychać było szelest poruszanej wody. Koła obracały się przez kilka sekund, zatrzymywały się i znów lekko obracać się poczęły. Kapitan stojący na swoim pokładzie przez tubę schodzącą aż do głębokości maszyny, zawołał: „w drogę“ i koła gwałtownie bić w wodę zaczęły.

Płynęliśmy wzdłuż tamy pokrytej ludźmi. Ludzie na statku powiewali chustkami, jak gdyby jechali do Ameryki, pozostali ich przyjaciele na lądzie odpowiadali im w ten sam sposób.

Wielkie lipcowe słońce padało na czerwone parasolki, jasne toalety, wesołe twarze, na ocean lekko falujący. Po wyjściu z portu, mały statek zrobił nagły skręt, kierując swój kończasty nos w stronę dalekiego brzegu, widzialnego po przez mgłę poranną.

Na lewo, rozciągało się ujście rzeki Seine, szerokie na dwadzieścia kilometrów. Miejscami widać było beczki oznaczające ławy piaskowe, zdaleka zaś rozpoznać było można łagodne i błotniste wody rzeki, które nie mięszając się z wodą słoną, rysowały się wielkiemi żółtemi wstęgami wśród ogromnej, zielonkawej i czystej przestrzeni pełnego morza.

Na statku odczuwam zaraz potrzebę chodzenia tam i z powrotem jak marynarz na straży. Dlaczego? Sam nie wiem. Począłem przeto spacerować po pokładzie wśród tłumu podróżnych.Baronowa

Będziesz mógł zobaczyć tam interesujące cacka, rzekł mi mój przyjaciel Boisrené, pójdź ze mną.

Zaprowadził mnie na pierwsze piętro pięknego domu, na jednej z wielkich ulic Paryża. Przyjął nas mężczyzna bardzo elegancki, o wykwintnych manierach, oprowadzał nas i pokazywał rzadkie przedmioty wymieniając niedbale ceny. Wielkie sumy, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt tysięcy franków, wychodziły z jego ust z taką łatwością i wdziękiem, że nie można było wątpić iż istotnie miliony zamknięte są w tych zbiorach, tego wielkoświatowego kupca.Opuszczony okręt

Było to wczoraj, 31-go grudnia.

Spożywałem właśnie śniadanie z moim starym przyjacielem, Jerzym Garin. Służący mój przyniósł mu list, którego koperta pokrytą była obcemi markami i pieczęciami.

Jerzy zapytał mnie:

– Czy pozwolisz?

– Bardzo cię proszę.

Zabrał się do czytania ośmiu stron zapisanych pismem angielskiem pokoślawionem w różne strony. Czytał powoli z głęboką uwagą, z zainteresowaniem, jakie wkłada się w rzeczy serdecznie nas obchodzące.

Potem położył list na rogu kominka i rzekł:

– Proszę cię, oto dziwne zdarzenie, o którem nigdy ci nie opowiadałemCiocia Klocia

Dziwne są te dawne wspomnienia, które tkwią w was i prześladują tak że się ich pozbyć nie można.

To, o którem chcę mówić jest bardzo dawne, że sam nie rozumiem że utrzymało się tak żywem i wyraźnem w mojej pamięci. Widziałem już potem tyle dziwnych, wzruszających i strasznych rzeczy, że sam się dziwię że ani dnia jednego nie miałem bez tego iżby nie przypomniała mi się postać cioci Kloci, takiej, jaką ją znałem dawniej, w tych czasach kiedy miałem dziesięć albo dwanaście lat.

Była to stara szwaczka, która raz w tygodniu każdego wtorku przychodziła naprawiać bieliznę u moich rodziców.Wieczór Trzech Króli

Przypominam sobie dobrze, rzekł kapitan hrabia de Garens, ową kolacyę w dzień Trzech Króli, w czasie wojny!

Byłem wtedy marszałkiem huzarów i od dwóch tygodni włóczyłem się w celach wywiadowczych przed frontem dywizyi niemieckiej. Dzień przedtem, posiekaliśmy kilka ułanów i straciliśmy trzech z naszych ludzi, między nimi tego biednego Raudeville. Przypominacie go sobie zapewne, Józef de Raudeville.

Otóż tego dnia, kapitan mój wydał mi rozkaz zabrania dziesięciu kawalerzystów, zajęcia i pilnowania całą noc wioski de Porterin, gdzie bito się pięć razy w ciągu trzech tygodni. W tem gnieździe os, nie było wówczas ani dwudziestu domów całych, ani dwunastu mieszkańców przy życiu.

Wziąłem z sobą dziesięciu kawalerzystów i koło czwartej udałem się w drogę. O piątej rano, wśród głębokiej nocy, dostaliśmy się do pierwszych domów wioski. Zatrzymałem oddział i poleciłem Marchas, znacie dobrze Piotra de Marchas, który ożenił się następnie z małą Martel Aurelin, córką markiza de Martel-Aurelin, ażeby udał się sam do wioski i zebrał wiadomości.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: