Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętnik czasów moich - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętnik czasów moich - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 490 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ SZÓ­STY

Do­syć było dla stron­ni­ków mo­skiew­skich wia­do­mo­ści o pod­pi­sa­niu przed­ugo­do­wych tyl­ko wa­run­ków po­ko­ju mię­dzy Mo­skwą i Por­tą, by zu­chwa­le pod­nieść swe czo­ła; po­ka­za­ło się to wraz po upły­nio­nej li­mi­cie i roz­po­czę­ciu sej­mu na dniu 15 wrze­śnia i na­stę­pu­ją­cych: za­czę­to śmie­lej niż daw­niej ta­mo­wać, zwłó­czyć wszyst­kie usta­wy, już to we­wnętrz­nych urzą­dzeń, już po­więk­sze­nia skar­bu i woj­ska ty­czą­cych się; co wię­cej, kil­ku po­słów, nie­wie­lu stron­ni­ków Szczę­sne­go, po pro­win­cjach po­da­wa­li do akt pro­te­sta­cje prze­ciw kon­sty­tu­cji trze­cie­go maja i wie­lu in­nym usta­wom sej­mo­wym. Zgor­sze­nia te do tego przy­szły stop­nia, iż sejm na­ka­zał, by ża­den gród nie przyj­mo­wał do ak­tów pro­te­sta­cji po­dob­nych, uwa­ża­jąc w nich bun­tow­ni­czy duch opie­ra­nia się temu, co re­pre­zen­tan­ci na­ro­du i po­wszech­ną na­ro­du wolę skła­da­ją­cy tak zgod­nie uchwa­li­li. Sejm ato­li sta­no­wiąc uchwa­łę tę, pa­mięt­ny za­wsze na swo­je za­sa­dy, przy­dał, iż każ­de­mu w mo­wie i pi­śmie zo­sta­wio­nym było zda­nie swo­je wy­ja­wiać, byle im tyl­ko praw­nej sank­cji przy­pi­sy­wać nie śmiał.

Waż­ny ato­li wi­dok, od tylu wie­ków w dzie­jach pol­skich nie zna­ny, za­chwy­cił pu­blicz­ność na tej dnia 15 wrze­śnia se­sji: w skut­ku kon­sty­tu­cji trze­cie­go maja przy­szli do sta­nów ze­bra­ni miast de­pu­to­wa­ni. Wy­bic­ki, sław­ny jesz­cze w roku 1766 z ziem pru­skich po­seł, dziś przy­jąw­szy pra­wo pru­skie, tkli­wą na­der mową po­wi­tał sta­ny i dzię­ko­wał im za wró­co­ne mia­stom swo­bo­dy: te­goż dnia de­pu­to­wa­ni miej­scy za­sie­dli miej­sca swo­je w roz­ma­itych ko­mi­sjach. Im bar­dziej kon­sty­tu­cja roz­wi­ja­ła się w zba­wien­nych usta­wach swo­ich, tym czyn­niej za­wzię­tość ku niej dzia­ła­ła; pod­usz­cza­li co dzień wię­cej słu­żal­ców swo­ich schro­nie­ni za gra­ni­cą hersz­to­wie. Czas jest o kno­wa­niach ich z sa­me­go po­cząt­ku sej­mu po­wie­dzieć po­krót­ce. Naj­pierw­szy, ja­kem po­wie­dział, Rze­wu­ski, wraz po otwar­ciu sej­mu w roku 1788 wi­dząc, iż nie było na­dziei po­wró­ce­nia wła­dzy het­mań­skiej, po­rzu­cił War­sza­wę, udał się naj­przód do Drezd­na, stam­tąd do Ber­li­na, wszę­dzie roz­wo­dząc żale swo­je na sejm, wszę­dzie ofia­ru­jąc ob­cym usłu­gi swo­je i go­to­wość przeda­nia oj­czy­zny za bu­ła­wę. Gdy cno­ta elek­to­ra sa­skie­go a związ­ki kró­la pru­skie­go z sej­mem na­szym nie obie­cy­wa­ły mu wiel­kich na­dziei, gdy ofia­ra na­wet jego ga­bi­ne­to­wi ber­liń­skie­mu sta­nię­cia na cze­le chcą­cych jarz­mo mo­skiew­skie zrzu­cić za po­wró­ce­nie wła­dzy het­mań­skiej od­rzu­co­ną zo­sta­ła, udał się do Wid­nia. Wkrót­ce Szczę­sny Po­toc­ki, roz­gnie­wa­ny, iż sejm nie dał mu się śle­po po­wo­do­wać, wy­je­chał tak­że do Wid­nia. Ob­ra­żo­na mi­łość wła­sna po­łą­czy­ła tych hersz­tów na po­zór: w jed­nym tyl­ko zgod­ni, to jest w prze­ci­wie­niu się wszyst­kim czy­nom sej­mo­wym, w resz­cie róż­ni w wi­do­kach, nie lu­bią­cy się, za­zdro­śni i na­trzą­sa­ją­cy je­den z dru­gie­go; śmiał się Szczę­sny z sza­łu Rze­wu­skie­go, zba­wie­nie Pol­ski po­kła­da­ją­ce­go w wła­dzy het­mań­skiej, śmiał się Rze­wu­ski z ogra­ni­czo­nych ta­len­tów, z dumy i się­ga­nia po ber­ło Szczę­sne­go. Mimo tych skry­tych za­zdro­ści i nie­na­wi­ści wspól­ność in­te­re­su łą­czy­ła ich w dzia­ła­niu. Sta­ra­li się naj­przód po­bu­dzić Kau­nit­za prze­ciw or­ga­nom sej­mo­wym, gdy nie­po­myśl­na woj­na z Tur­ka­mi i prze­ko­na­nie, że pa­no­wa­nie mo­skiew­skie w Pol­sz­cze aż nad­to dwo­ro­wi wi­deń­skie­mu było szko­dli­wym, nie po­zwo­li­ły Kau­nit­zo­wi skło­nić ucha do sza­lo­nych ich po­szep­tów, prze­ko­nał Szczę­sny Rze­wu­skie­go, iż nie było na­dziei, nie było zba­wie­nia, tyl­ko w Mo­skwie jed­nej. Za­czę­ły się więc schadz­ki u po­sła mo­skiew­skie­go w Wid­niu, Ra­zu­mow­skie­go, za­czę­ły kon­szach­ty z niż­szy­mi wy­słań­ca­mi, któ­rych Ka­ta­rzy­na i Po­tem­kin po wszyst­kich za­gra­nicz­nych dwo­rach trzy­ma­li. Do tej­że kli­ki na­le­żą­cy Bra­nic­ki, sio­strze­ni­cę Po­tem­ki­na ma­ją­cy za sobą, zo­sta­wio­ny w War­sza­wie, przy­ję­ty do Stra­ży, bę­dą­cy na cze­le woj­ska, kie­ro­wał w sej­mie fak­cją mo­skiew­ską i o wszyst­kich czy­nach rzą­do­wych Pe­ters­bur­go­wi do­no­sił.

Trze­ba było być tak bez­ro­zum­ny­mi albo ra­czej tak za­śle­pio­ny­mi dumą jak ci do­wód­cy, by na ty­le­kroć zdra­dza­ją­cej Mo­skwie po­le­gać, by za­wie­ra­jąc z nią umo­wy, by przy za­rę­cze­niu oso­bi­stych so­bie ko­rzy­ści nie za­pew­nić uro­czy­ście, na pi­śmie ca­ło­ści gra­nic Pol­ski: mo­głyż oso­bi­sta za­wiść, ura­za i py­cha tak da­le­ko oma­mić?

Uchwa­lo­na kon­sty­tu­cja trze­cie­go maja roz­draż­ni­ła do ostat­ka gnie­wy spi­sko­wych; po­spie­szy­li do Jass, gdzie ba­wił Po­tem­kin w ze­bra­nym tam jesz­cze obo­zie mo­skiew­skim. Za­wie­sze­nie bro­ni mię­dzy wal­czą­cy­mi do­zwo­li­ło sa­tra­pie temu pu­ścić wo­dze ca­łej swej roz­wią­zło­ści. Ko­chał się on na­ów­czas w księż­nie Do­łho­ru­ko­wej; su­ro­wość jej za­ostrza­ła bar­ba­rzyń­skie­go ol­brzy­ma chu­ci, ro­zu­miał, że roz­rzut­ność i fe­sty­ny za­stą­pią po­do­ba­nia się dary. Nie usta­wa­ły bie­sia­dy. Pa­mięt­nym bę­dzie bal, któ­ry Po­tem­kin wy­dał w Jas­sach dla tej pięk­no­ści: ka­zał on wy­drą­żyć pod zie­mią nie­zmier­ną salę, okry­wa­ły ją wo­ko­ło bo­ga­te ma­ka­ty, krysz­ta­ły, brą­zy, sre­bro i zło­to. Splo­ty kwia­tów świe­żych, wo­nie arab­skie na­peł­nia­ły pod­ziem­ne po­wie­trza, ty­sią­ce za­pa­lo­nych świa­teł za­stę­po­wa­ły ja­sność sło­necz­ną. Nie tyle za­cho­dów po­trze­ba było Po­tem­ki­no­wi, by otrzy­mać fa­wo­ry Wit­to­wej, z któ­rą się był póź­niej Szczę­sny oże­nił: za­wo­łał on ją z rana do sie­bie. Za­sta­ła go Wit­to­wa le­żą­ce­go w so­bo­lo­wym tu­łu­bie, roz­ma­ma­ne­go, roz­czo­chra­ne wło­sy jego okry­te były pu­chem; sta­ła przy łożu szka­tu­ła peł­na roz­ma­itych dro­gich ka­mie­ni i pe­reł. Po­tem­kin, prze­bie­ra­jąc w nich gar­ścią, wziął je, dłoń całą dał Wit­to­wej i na­sy­cił swe chu­ci. Do­syć wie­lu pi­sa­ło o zbyt­kach jego; ileż­kroć wi­dzie­li­śmy ad­iu­tan­ta jego, Bau­ra, przy­jeż­dża­ją­ce­go do War­sza­wy, po­sy­ła­ne­go nie­raz do Pa­ry­ża po kwiat­ki, trze­wi­ki, wody pach­ną­ce. Pa­mię­tam, jak raz w zi­mie spo­tka­łem go le­cą­ce­go san­ka­mi, trzy­ma­ją­ce­go przed sobą dużą wazę za­mknię­tą na kłód­kę. I cóż było w tej wa­zie? Oto ugo­to­wa­ny już ster­let, któ­ry Po­tem­kin sio­strze­ni­cy swej, Bra­nic­kiej, do War­sza­wy przy­sy­łał.

Po­tem­kin, tak roz­rzut­ny, tak wy­kwint­ny w swych da­rach, sam za­cho­wał dzi­kie na­ro­du swe­go ulu­bie­nia. Gdy stół jego giął się pod przy­sma­ka­mi, on sam gryzł su­ro­wy bu­rak lub mar­chew, po­że­rał wę­dli­ny, ła­do­wał się kwa­śną ka­pu­stą. Te to może prze­ła­do­wa­nia, nie­smak i za­zdrość z ro­sną­cej fa­wo­ry­ta Zu­bo­wa po­tę­gi przy­pra­wi­ły go nie­bez­piecz­ną cho­ro­bę; czu­jąc się co­raz bar­dziej słab­szym, ka­zał się wieźć do Mi­ko­ła­jo­wa, za­ło­żo­ne­go przez sie­bie mia­sta nad Bo­hem; w dro­dze wy­siadł z po­jaz­du, po­ło­żył się na roz­cią­gnio­nym płasz­czu pod dę­bem i wkrót­ce na ło­nie sio­strze­ni­cy swej, Bra­nic­kiej, du­szę wy­zio­nął, dnia pięt­na­ste­go paź­dzier­ni­ka 1791.

Wie­lu ów­cze­snych dzie­jo­pi­sów, szcze­gól­niej hra­bia Ségur, opi­sa­li nam cha­rak­ter, oby­cza­je, czy­ny i po­tę­gę, i dzi­wac­twa tego po­tęż­ne­go azja­tyc­kie­go ma­gna­ta, nie do mnie więc w tych pręd­ko kre­ślo­nych i nie­po­praw­nych za­pi­sach przy­da­wać do ich ob­ra­zów, to tyl­ko po­wiem, iż Po­tem­kin był nie­po­spo­li­tym czło­wie­kiem: wiel­kie za­wsze kno­wał za­my­sły, i tym może tak sil­nie umiał so­bie Ka­ta­rzy­nę po­zy­skać, iż acz za­wist­na wła­dzy swej, do­zwa­la­ła mu pra­wie pa­no­wać pod sobą. Z ubo­gie­go sier­żan­ta gwar­dii wzniósł się Po­tem­kin do naj­wyż­szych do­sto­jeństw, do nie­ogra­ni­czo­nych bo­gactw. Oprócz nie­zmier­nych dóbr w Pol­sz­cze i Mo­skwie im­pe­ra­to­ro­wa w pie­nią­dzach wy­sy­pa­ła na nie­go pięć­dzie­siąt mi­lio­nów ru­bli. Jak wie­lu, tak Po­tem­kin, raz umo­czyw­szy usta u kub­ka wy­nio­sło­ści i wła­dzy, wraz go­ręt­sze czuł onych spra­gnie­nie. Nie do­syć mu było być naj­bo­gat­szym i naj­po­tęż­niej­szym pa­nem na świe­cie, chciał jesz­cze ko­ro­ną skro­nie swe uwień­czyć. Wie­dział on, iż moż­ność i zna­cze­nie jego nie prze­trwa­ją ży­cia Ka­ta­rzy­ny, wie­dział, iż upo­ko­rzo­ny ty­le­kroć przez nie­go na­stęp­ca jej, Pa­weł, nie da­ru­je mu uraz swo­ich, chciał więc wcze­śnie za­bez­pie­czyć so­bie, schro­nić się na tak wy­so­kie mie­sce, gdzie­by go ze­msta ła­two do­się­gnąć nie mo­gła; za­my­ślał więc raz o udziel­no­ści Kry­mu, znów o księ­stwie kur­landz­kim, lecz gdy i to nie do­syć, o pol­skiej ko­ro­nie. Za­bez­pie­czał on so­bie wcze­śnie po­trzeb­ne do utrzy­ma­nia się w tym za­my­śle siły; wię­cej on my­ślał o kre­dy­cie i wpły­wie w Pol­sz­cze Bra­nic­kie­go, niż na­le­ża­ło; na nim więc do przy­go­to­wa­nia w tym wzglę­dzie umy­słów Po­la­ków po­le­gał i rów­nież prze­zor­nie i zręcz­nie go­to­wał on so­bie zbroj­ną po­tę­gę: pod po­zo­rem już nie­zdat­no­ści do służ­by czter­dzie­ści ty­się­cy do­świad­czo­ne­go żoł­nie­rza pie­cho­ty od­da­lił od puł­ków i na żoł­dzie swo­im po róż­nych mie­scach trzy­mał na każ­de za­wo­ła­nie go­to­wych. Urząd het­ma­na Ko­za­ków czy­nił go pa­nem rów­nej­że licz­by jaz­dy, wo­dzem i pa­nem. Cięż­ko ro­zu­mieć, by Po­tem­kin za ży­cia Ka­ta­rzy­ny chciał pod­nieść cho­rą­giew ro­ko­szu, lecz przy wstą­pie­niu na tron Paw­ła chciał być na wszyst­ko przy­go­to­wa­nym. Ko­ro­ny pol­skiej mógł się i za ży­cia swej pro­tek­tor­ki od ła­ski jej spo­dzie­wać. O, próż­ne ludz­kie na­dzie­je! Śmierć w jed­nej chwi­li wszyst­kie te wy­nio­słe za­my­sły prze­cię­ła. Nie wie­dzieć, czy Po­la­kom cie­szyć się z nich na­le­ża­ło; kto wie, gdy­by był choć dwa lata dłu­żej po­żył Po­tem­kin, ostat­ni cios śmier­tel­ny wy­mie­rzo­ny przez są­sia­dów na Pol­skę może by się przez nie­go od­wró­cił, może by, choć z zdep­ta­ną na czas wol­no­ścią, nie­pod­le­głość i imię Pol­ski zo­sta­ły. Nie ma już dzi­siaj i pro­chów tego, tak po­tęż­ne­go za ży­cia, Azji sa­tra­py. By­łem w roku 1818 w za­ło­żo­nym przez nie­go mie­ście Mi­ko­ła­jo­wie nad Bo­hem; po­zna­łem się tam z schro­nio­nym na sta­rość, bę­dą­cym nie­gdyś przy Po­tem­ki­nie, ofi­ce­rem; za­pew­nił on mnie o si­łach zbroj­nych, któ­re so­bie przy­spo­sa­biał Po­tem­kin; był na ko­niec świad­kiem, jak cia­ło Po­tem­ki­na zło­żo­nym było w wy­sta­wio­nej przez nie­go w Mi­ko­ła­jo­wie cer­kwi, był świad­kiem, jak po wstą­pie­niu na tron Paw­ła przy­szedł ukaz, by cia­ło to wy­ko­pać i na roz­staj­nych dro­gach po­rzu­cić; tam, w nie za­miesz­ka­łym i dzi­kim jesz­cze kra­ju, wkrót­ce żar­łocz­nych wil­ków sta­ło się pa­stwą.

Sko­ro tyl­ko przy­szła wieść o zgo­nie Po­tem­ki­na, wraz Bra­nic­ki, pod po­zo­rem bra­nia suk­ce­sji po wuju, w rze­czy zaś sa­mej przez bo­jaźń, by Szczę­sny i Rze­wu­ski nie za­war­li bez nie­go zgub­nych na oj­czy­znę fry­mar­ków, do Jass po­spie­szył; trud­no wie­dzieć, ja­kie tam były mię­dzy nimi na­mo­wy, znać ato­li, że nie doj­rzał był jesz­cze plan Ka­ta­rzy­ny i zbrod­ni­cze jej wzglę­dem po­dzia­łu Pol­ski z kró­lem pru­skim ukła­dy. Szczę­sny, Rze­wu­ski, Su­cho­rzew­ski, Kos­sa­kow­ski ode­bra­li z Pe­ters­bur­ga roz­kaz cze­ka­nia w Jas­sach. Bra­nic­ki po­wró­cił do War­sza­wy uda­jąc znie­chę­co­ne­go, po­wsta­jąc niby na sza­leń­stwo i za­cię­tość Szczę­sne­go i Rze­wu­skie­go. Umiesz­czo­ny w Stra­ży i Ko­mi­sji Woj­sko­wej, zbyt jesz­cze był po­trzeb­nym w War­sza­wie, by go ca­ro­wa od­da­lić od niej pra­gnę­ła.

Gdy tym spo­so­bem Ka­ta­rzy­na roz­po­ście­ra z da­le­ka si­dła swe na Pol­skę, gdy płat­ni jej słu­dzy co­raz śmie­lej zwło­ka­mi i prze­ci­wie­niem się swo­im za­my­sły jej wspie­ra­ją na sej­mie, zbie­ra się w Pil­l­nitz w wrze­śniu zjazd mo­nar­chów, zjazd, któ­re­go cel i umo­wy do­tąd ta­jem­ni­cą są dla świa­ta. Pi­szą­cy o nim pa­no­wie Ségur i Fer­rand róż­nią się w zda­niach swo­ich, przy­tom­ny na­ów­czas po­seł nasz w Ber­li­nie, ksią­żę Ja­bło­now­ski, po­wia­dał mi, iż wszel­kich uży­wał spo­so­bów, chcąc na­wet prze­ku­pić słu­żą­cych u drzwi elek­to­ra pa­ju­ków, lecz o ni­czym z pew­no­ścią do­wie­dzieć się nie mógł. Przy­tom­ni byli zjaz­do­wi temu ce­sarz Le­opold II, Fry­de­ryk Wil­helm, król pru­ski, elek­tor sa­ski, przy­był tak­że nie­pro­szo­ny hra­bia Ar­te­zji, brat Lu­dwi­ka XVI, pan Ca­lon­ne i mnó­stwo emi­gran­tów fran­cu­skich. Pan Ségur tak o zjeź­dzie tym mówi: "Zjazd w Pil­l­nitz, któ­ry w jed­nych tyle na­dziei, w dru­gich tyle wznie­cił nie­spo­koj­no­ści, do­tąd ta­jem­ni­cą się sta­je, nie po­zo­stał z kon­fe­ren­cji tych inny ślad, jak w nie­wy­raź­nych bar­dzo zna­cze­niach utwo­rzo­na nota, w któ­rej, gdy­by stan nie­szczę­śli­wy kró­la fran­cu­skie­go dłu­żej trwać miał, na­dzie­ja po­mo­cy od państw nie­miec­kich ksią­żę­tom fran­cu­skim przy­rze­czo­ną była. Do­świad­cze­ni po­li­ty­cy znaj­do­wa­li w tej no­cie wię­cej chwie­ją­ce; nie­pew­no­ści niź­li ener­gii, prze­cież po­mno­ży­ła ona śle­pą uf­ność emi­gran­tów, roz­draż­ni­ła umy­sły re­wo­lu­cjo­ni­stów fran­cu­skich i po­ło­że­nie Lu­dwi­ka XVI tym nie­bez­piecz­niej­szym spra­wi­ła".

Gdy Le­opold i król pru­ski tak bła­hy­mi obiet­ni­ca­mi kar­mią emi­gran­tów fran­cu­skich, Ka­ta­rzy­na, któ­rej po­trze­ba było wszę­dzie pod­że­gać i kłó­cić, by, wpro­wa­dziw­szy dru­gich w kło­po­ty, sa­mej tym wol­niej­sze do za­my­słów swych mieć ręce, Ka­ta­rzy­na – mó­wię – przez mi­ni­stra swe­go w Ko­blentz, Ru­man­ce­wa, oświad­czyć emi­gran­tom ka­za­ła, że ich bie­rze pod wy­so­ką swo­ją pro­tek­cję i w przy­pad­ku nie­któ­re mia­sta w pań­stwach swo­ich do miesz­ka­nia im prze­zna­cza. Nie­któ­rzy wno­szą, iż wten­czas już mi­lion ru­bli księ­ciu d'Ar­to­is dała. Pan Fer­rand, po po­wro­cie Bo­ur­bo­nów bliż­szy może przy­stęp ma­ją­cy do dy­plo­ma­tycz­nych ak­tów, tak się co do kon­fe­ren­cji w Pil­l­nitz tłu­ma­czy:

"Ze­bra­li się trzej mo­nar­cho­wie w Pil­l­nitz w za­mia­rach szla­chet­nych i mą­drych. Zgo­dzo­no się tam na za­sa­dy, na któ­rych wkrót­ce po­kój wi­deń­ski zo­stał za­war­tym. Przez trak­tat ten dwo­ry wi­deń­ski i pru­ski za­bez­pie­cza­ły so­bie pań­stwa swo­je prze­ciw ze­wnętrz­nym na­pa­ściom, rów­nie jak prze­ciw we­wnętrz­nym roz­ru­chom, któ­rych bo­jaźń re­wo­lu­cja fran­cu­ska wzbu­dza­ła. Trzy ar­ty­ku­ły ta­jem­ne były rze­tel­nym po­wo­dem i ce­lem przy­mie­rza tego: pierw­szym dwa dwo­ry za­rę­cza­ły nie­roz­dziel­ność, nie­pod­le­głość i trwa­łość no­wej kon­sty­tu­cji pol­skiej; dru­gi punkt wa­ro­wał, że ża­den z ksią­żąt au­striac­kich i pru­skich nie mógł być cór­ki elek­to­ra sa­skie­go, in­fant­ki na­szej, mę­żem. Trze­cim wa­run­kiem oby­dwa mo­nar­cho­wie obo­wią­zy­wa­li się przy­ło­żyć sta­rań swo­ich, by ca­ro­wa mo­skiew­ska przy­stą­pi­ła do trak­ta­tu tego".

Cze­muż, o nie­ba! Tak słusz­ne, tak zba­wien­ne umo­wy nie przy­szły do skut­ku, ale opar­ły się im: śmierć Le­opol­da, re­wo­lu­cja fran­cu­ska, pod­stę­py prze­wrot­nej Ka­ta­rzy­ny, nie­zbęd­ne na ko­niec prze­zna­czeń wy­ro­ki.

Mimo opo­ru ha­nieb­nych prze­ciw sej­mo­wi i mar­szał­ko­wi sej­mo­we­mu ma­ni­fe­stów i pro­te­sta­cji, mimo, z obiet­ni­ca­mi wspar­cia od Mo­skwy, co­raz więk­sze­go stron­ni­ków jej zu­chwal­stwa po­stę­po­wa­no w uzu­peł­nie­niu ma­gi­stra­tur rzą­do­wych; opi­sa­ne sej­my, ase­so­rie, ko­mi­sje po­li­cji i skar­bo­wa ra­zem dla obu na­ro­dów. Roz­sąd­ny na­ród li­tew­ski, za­wsze po­ko­ju i po­rząd­ku pra­gną­cy, wniósł i otrzy­mał pra­wo dnia trze­cie­go grud­nia 1791 pod ty­tu­łem: Roz­gra­ni­cze­nie Nor­mal­ne w Wiel­kim Księ­stwie Li­tew­skim; dnia pią­te­go grud­nia sta­nę­ło roz­gra­ni­cze­nie dóbr wszel­kiej na­tu­ry w pro­win­cjach ko­ron­nych. Co za do­bro­dziej­stwo dla naj­pierw­sze­go z ży­czeń ludz­kich, spo­koj­no­ści do­mo­wej, jaki cios śmier­tel­ny za­da­ny pie­niac­twu, ma­tac­twu i zdzier­stwu pa­tro­nów. Jest to jed­no z naj­więk­szych do­bro­dziejstw, któ­re sejm ten przy­niósł kra­jo­wi, nie­ste­ty, jak tyle in­nych, spi­skiem tar­go­wic­kim zwa­lo­ne i zni­we­czo­ne.

Dnia dzie­więt­na­ste­go grud­nia, na se­sji, któ­ra od po­łu­dnia trwa­ła aż do go­dzi­ny czwar­tej na­za­jutrz, przy­ję­te zo­sta­ły za­sa­dy pro­jek­tu do sprze­da­ży sta­rostw. Do­bra te na­ro­do­we, zo­sta­wio­ne nie­gdyś do sza­fun­ku kró­lów dla mę­żów za­słu­żo­nych oj­czyź­nie, od cza­su nie­rzą­du i znik­czem­nie­nia na­sze­go, od cza­su jak nie było już za­słu­żo­nych ni w obo­zach, ni w ra­dzie, słu­ży­ły je­dy­nie do ob­żar­stwa w zbyt­kach za­nu­rzo­nych ma­gna­tów, mę­czar­ni kró­lów, któ­rzy za jed­ne­mu dane sta­ro­stwo dzie­się­ciu ro­bi­li so­bie nie­przy­ja­ciół i mści­wych na sej­mach i sej­mi­kach bu­rzy­cie­li. Do­wio­dły wie­ki złe skut­ki sta­rostw, wszyst­ko oka­zy­wa­ło ko­rzy­ści z przeda­ży i pusz­czań w dzier­ża­wy: zbo­ga­ce­nie skar­bu pu­blicz­ne­go, po­mno­że­nie upra­wy rol­nic­twa z po­dzia­łu tych wiel­kich ma­jęt­no­ści i po­dzie­le­nie onych na drob­niej­sze czę­ści, ła­twość nie­ma­jęt­nym na­by­wa­nia onych, wy­rzą­dza­nia w nich usi­ło­wań i prze­my­słu swe­go sku­tecz­niej, niż kie­dy w ob­szer­no­ści swej pod jed­nym, nie­przy­tom­nym naj­czę­ściej, do­ży­wot­nim tyl­ko były dzier­żaw­cą, umo­rze­nie na ko­niec ubie­gań się o nie przez po­chleb­stwa i pła­skość i msz­cze­nia się przez nie­do­sta­nie. Wiel­ka była wal­ka w tak po­pu­lar­nej z jed­nej, tak gro­żą­cej dla dru­gich ma­te­rii. Po­sia­da­cze sta­rostw po­łą­czy­li się z stro­ną mo­skiew­ską; prze­szedł pro­jekt 105 kre­ska­mi prze­ciw 93.

Gdy się to dzie­je, po­byt cią­gły Szczę­sne­go i Rze­wu­skie­go w Jas­sach, na­mo­wy ich czę­ste z Bez­bo­rod­kiem, mi­ni­strem mo­skiew­skim, i Po­po­wem, po­wier­ni­kiem ze­szłe­go Po­tem­ki­na, acz krót­kie – od­wie­dze­nie ich tam Bra­nec­kie­go, goń­cy ustaw­ni do stron­ni­ków tu mo­skiew­skich i co­raz bar­dziej ro­sną­ca ich zu­chwa­łość oka­zy­wa­ły aż nad­to wi­docz­nie, iż dum­ni i za­śle­pie­ni przy­wód­cy nie­przy­ja­ciół kon­sty­tu­cji na po­gnę­bie­nie jej już oczy­wi­ście mo­skiew­skiej szu­ka­ją po­mo­cy.

Prze­ra­że­ni tak sro­gim za­ma­chem, tro­skli­wi o ca­łość oj­czy­zny w sej­mie Po­la­cy już dłu­żej znie­wa­gi swo­jej cier­pli­wo­ścią po­kry­wać nie mo­gli, Ko­ściał­kow­ski więc, po­seł wił­ko­mir­ski, w te ode­zwał się sło­wa: "Oj­czy­zna po­win­na być wszyst­kim mat­ką i pa­nią, są jed­nak – o Boże – któ­rzy pół­noc­ną po­tę­gę ob­ra­li so­bie za mat­kę, po­ten­cję, któ­ra nie zrze­kła się jesz­cze opie­ki nad na­ro­dem na­szym, ca­rów jej nie­gdyś da­ją­cym. Są wy­rod­ni ziom­ko­wie wy­cho­wa­ni na ło­nie oj­czy­zny, ob­da­rze­ni jej do­bro­dziej­stwy, któ­rzy Mo­skwę po­bu­dza­ją prze­ciw nam. Nędz­ni, szu­ka­ją pier­si u ob­cej mat­ki, gdy im słod­ki po­karm ofia­ru­je oj­czy­zna. Ma­jąż być Jas­sy lep­sze nad Pol­skę, a gre­na­die­ry mo­skiew­skie mil­sze nad kró­la i wła­sny na­ród? Py­cha pod­że­ga ich na krew na­szą, oni w Jas­sach za­ło­ży­li sie­dli­sko, by tam zgu­bę oj­czyź­nie go­to­wać, w Jas­sach tar­gu­ją się, aby wy­wró­cić rząd, wy­ple­nić po­czci­wych, urzę­dy po­osa­dzać swy­mi, po­dzie­lić może kraj, a kró­la do­bre­go, je­że­li nie ze­pchnąć z tro­nu, to zo­sta­wić go mo­nar­chą nad war­szaw­ską zie­mią: mil­cza­łem dłu­go, lecz wi­dzę, że ła­god­ność na­sza za­twar­dza ich, czyż ich kil­ku le­piej ży­czyć może oj­czyź­nie jak mi­lio­ny pol­skich miesz­kań­ców?! Upór, nie mi­łość oj­czy­zny, za­śle­pia ich. Nie są płon­ne moje sło­wa, na ostroż­no­ści nicht nie stra­cił. Już z Jass po­sy­ła­ją z kon­dy­cja­mi do Pe­ters­bur­ga, ja was o tym ostrze­gam, za­po­bie­gaj­cie temu".

Po­par­li głos ten Zbo­iń­ski, po­seł do­brzyc­ki, Weys­sen­hoff, Niem­ce­wicz, inf­lanc­ki, pierw­szy po­da­ją­cy pro­jekt za­ka­zu ak­tów pu­blicz­nych, przyj­mo­wa­nia ma­ni­fe­stów i pro­te­sta­cji, ostat­ni na­zna­cza­ją­cy Szczę­sne­mu i Rze­wu­skie­mu, jako woj­sko­wym, aby do­peł­ni­li pra­wa przy­się­że­nia na kon­sty­tu­cję i oby­dwa w prze­cią­gu trzech mie­się­cy sta­wi­li się w sej­mie. Moż­naż było z jaw­ny­mi już bun­tow­ni­ka­mi po­stę­po­wać ła­god­niej; dano im czas do upa­mię­ta­nia, lecz któż za­śle­pio­ną py­chę upa­mię­tał kie­dy?

Na se­sji tej Szczę­sne­go męż­nie bro­nił Hu­le­wicz, Złot­nic­ki, Bra­nic­kie­go sio­strze­niec jego Sa­pie­ha; Cze­twer­tyń­ski, Pla­ter rów­nie się gło­śno od­zy­wa­li za nimi.

Je­że­li po­byt bun­tow­ni­czych ma­gna­tów w Jas­sach, zu­chwa­łość stron­ni­ków ich wzbu­dza­ły spra­wie­dli­we w umy­słach cno­tli­wych oba­wy, nie za­spa­ka­ja­ło ich trwoż­li­we elek­to­ra sa­skie­go w przy­ję­ciu ko­ro­ny ocią­ga­nie się. Pan ten, mą­dry, bo­go­boj­ny, su­mien­ny, acz żywo tknię­ty był wdzięcz­no­ścią za tak zgod­ne, peł­ne za­pa­łu przy­wią­za­nie do sie­bie Po­la­ków, nie chciał ato­li ko­rzy­stać z nie­go, pó­ki­by za­wzię­ta Ka­ta­rzy­na nie ze­zwo­li­ła na wy­bór ten i nie­któ­re wąt­pli­wo­ści w kon­sty­tu­cji ob­ja­śnio­ny­mi mu nie były. To za­wie­ra­ła nota jego po­da­na w Dreź­nie mi­ni­stro­wi na­sze­mu, w tym celu dla wspól­nych po­ro­zu­mień się wy­sła­ny zo­stał do elek­to­ra ksią­żę Czar­to­ry­ski, ge­ne­rał ziem po­dol­skich.

Tym­cza­sem re­wo­lu­cja fran­cu­ska co­raz bar­dziej za­stra­sza­ją­cą mo­nar­chów przy­bie­ra­ła po­stać; bra­cia Lu­dwi­ka XVI, ksią­żę­ta, znacz­niej­si Fran­cu­zi i co za znacz­nych chcie­li się uda­wać, sło­wem, trzy czę­ści szlach­ty fran­cu­skiej, uprzy­wi­lio­wa­nej do­tąd i wol­nej od po­dat­ków, nie cier­piąc zmniej­szeń pre­ro­ga­tyw swo­ich, nie mo­gąc znieść, by w pra­wach i pu­blicz­nych cię­ża­rach z resz­tą miesz­kań­ców po­rów­na­ną była, wy­je­cha­li za gra­ni­cę, po wszyst­kich dwo­rach nie­miec­kich, po wszyst­kich kra­jach, w Pol­sz­cze, Sztok­hol­mie, Pe­ters­bur­gu na­wet, roz­sy­pa­ło się. Z ca­łym ogniem i po­pę­dli­wo­ścią na­ro­du swe­go sze­rzy­li oni skar­gi swo­je, trwo­ży­li, za­pa­la­li pa­sje mo­nar­chów. Fa­mi­lie: Po­li­gnac, Vau­dre­vil­le, Lu­si­gnan etc., uda­li się naj­przód do Wid­nia, po­tem wraz z Es­ter­ha­zym do Pe­ters­bur­ga. Nic za­gnie­wa­ne na na­ród ludz­ki nie­ba po­myśl­niej­sze­go dla Ka­ta­rzy­ny zda­rzyć nie mo­gły jak wy­buch­nie­nie re­wo­lu­cji fran­cu­skiej. Uży­ła jej ona na od­wró­ce­nie na­tę­żo­nej do­tąd na ol­brzy­mi wzrost jej uwa­gi mo­nar­chów ku prze­sa­dzo­ne­mu nie­szczę­ściu, któ­rym ta re­wo­lu­cja za­gra­ża­ła im. Gdy z jed­nej stro­ny prze­ra­ża ich umy­sły, z dru­giej przy­tuł­kiem i za­si­la­niem, któ­re daje emi­gran­tom, pod­nie­ca ich na­dzie­je, po­bu­dza do zu­chwa­ło­ści, a kro­ki tymi draż­ni, roz­ją­trza aż do za­pa­mię­ta­nia na­ród fran­cu­ski prze­ciw kró­lo­wi, od­da­lo­nym z kra­ju ksią­żę­tom i szlach­cie.

Znaj­do­wa­li się bra­cia kró­lew­scy w Co­blentz, do 40 000 szlach­ty ze­bra­ło się do nich: Ka­ta­rzy­na, mały na taką licz­bę, lecz po­więk­sza­ny w ga­ze­tach, po­si­łek 40 000 zło­tych nie­miec­kich po­sy­ła fran­cu­skim ksią­żę­tom. Co wię­cej, wy­sy­ła do Co­blentz po­sła swe­go Ro­man­co­wa, by ksią­żąt i szlach­tę w przed­się­wzię­tych opie­ra­nia się Zgro­ma­dze­niu Na­ro­do­we­mu fran­cu­skie­mu utrzy­my­wał; po­mo­cą naj­sil­niej­sze­go wspar­cia król szwedz­ki po­sy­ła tam tak­że Oxen­stier­na, po­sła swe­go. Król ten, wię­cej próż­no­ści, wię­cej ro­man­so­wej ima­gi­na­cji niż tak po­trzeb­ne­go kró­lom po­sia­da­ją­cy roz­sąd­ku, za­zdro­sny aż do śmiesz­no­ści wła­dzy i po­wa­gi mo­nar­szej, w zmniej­sze­niu wła­dzy Lu­dwi­ka XVI wła­sne swe upa­try­wał upo­śle­dze­nia. Naj­od­da­leń­szy od Fran­cji naj­słab­szy z mo­nar­chów, naj­pierw­szy śmia­ło i gło­śno oświad­czył się prze­ciw no­we­mu po­rząd­ko­wi we Fran­cji; mó­wiąc raz z po­słem hisz­pań­skim przy dwo­rze swo­im: "Nie masz – rzekł – jak ja i im­pe­ra­to­ro­wa, któ­rzy nie ta­imy się z nie­na­wi­ścią na­szą ku re­wo­lu­cji fran­cu­skiej i wię­cej je­ste­śmy Bur­bo­na­mi niż Bur­bo­no­wie sami". Nie omiesz­ka­ła Ka­ta­rzy­na z sza­łu tego ko­rzy­stać, w krwa­wych przez nią na Pol­skę za­my­słach wie­le jej na tym za­le­ża­ło, by uwi­kław­szy w woj­nę z Fran­cją Au­strię i Pru­sy być z stro­ny tak nie­sta­łe­go Gu­sta­wa III bez­piecz­ną i pew­ną. Wy­no­si­ła więc pod nie­ba wiel­kie i szla­chet­ne jego w spra­wie kró­lów uczu­cie, po­wie­dzia­ła, że on bę­dzie Aga­mem­no­nem zjed­no­czo­nych wojsk wszyst­kich mo­nar­chów prze­ciw zbun­to­wa­nym Fran­cu­zom, co wię­cej, za­war­ła z nim trak­tat, pod­da­jąc pod wła­dzę jego 12 000 Mo­ska­li, któ­re, przy­łą­czo­ne do 12 000 Szwe­dów, prze­ciw Fran­cji cią­gnąć mia­ły. Ani też usłu­ga taka mia­ła zo­stać bez na­gro­dy. Wie­le do­wo­dów wie­rzyć każe, iż Ka­ta­rzy­na ko­ły­sa­ła próż­ne­go Gu­sta­wa na­dzie­ję, że mu tron pol­ski osiąść po­zwo­li. To pew­na, iż Gu­staw czę­sto się z tą na­dzie­ją zdra­dzał, że wziął od po­sła na­sze­go w Sztok­hol­mie, Po­toc­kie­go, sta­ro­sty tłu­mac­kie­go, strój na­ro­do­wy pol­ski, po­dob­ny zro­bić so­bie ka­zał i że czę­sto ubra­ny weń lu­bił się prze­glą­dać w zwier­ście­dle. Ży­ją­cy jesz­cze Jó­zef Sie­ra­kow­ski, se­kre­tarz po­sel­stwa na­sze­go w Sztok­hol­mie, by­wał świad­kiem i po­moc­ni­kiem prze­bie­ra­nia się tego. Prze­zna­cze­nie, lu­bią­ce wy­wra­cać naj­słod­sze dum­nych ma­rze­nia, wkrót­ce, jak zo­ba­cze­my póź­niej, i tym Gu­sta­wa III ma­rze­niom smut­ny po­ło­ży­ło ko­niec.

Przy koń­cu roku tego Luc­che­si­ni, po­seł pru­ski w War­sza­wie, od wię­cej roku to na kon­gre­sie w Rey­chen­bach, to w Szy­sto­wie jako po­śred­nik ba­wią­cy, za­koń­czyw­szy dzie­ło swo­je, nie­zmier­ne ze­braw­szy bo­gac­twa, do War­sza­wy po­wró­cił. Po­strze­głem w nim nad­zwy­czaj­ną zmia­nę. Mimo dy­plo­ma­tycz­nej i wło­skiej ra­zem układ­no­ści wi­docz­ny przy­mus po­strze­gać w nim moż­na było. Już nie szep­tał po pu­blicz­nych zgro­ma­dze­niach, już nie pod­bu­rzał prze­ciw Mo­skwie, a gdy się uno­szo­no nad Kon­sty­tu­cją, zda­wa­ło się, iż wy­kra­cza prze­ciw po­win­no­ści swo­jej, gdy się na naj­mniej­szy uśmiech apro­ba­cji wy­si­li.

Luc­che­si­ni jak daw­niej stro­nił, tak dziś wi­tał z mi­łym uśmie­chem Buł­ha­ko­wa, po­sła mo­skiew­skie­go; wkrót­ce oby­dwa za­czę­li się od­wie­dzać, wkrót­ce też na­de­szły od ba­wią­cych za gra­ni­cą po­słów na­szych wie­ści, iż ca­ro­wa przez dwór duń­ski szu­ka się po­jed­nać i po­ro­zu­mieć z kró­lem pru­skim. Ła­two so­bie wy­sta­wić moż­na, ja­kim za­dzi­wie­niem, jaką zgro­zą i znie­wa­gą prze­ję­te były ser­ca na­sze na tak ohyd­ną – nie mó­wię: nie­wia­rę, lecz oczy­wi­stą zdra­dę Fry­de­ry­ka Wil­hel­ma; prze­cież nie roz­pa­cza­no jesz­cze, je­że­li ostygł dwór ber­liń­ski w oświad­cze­niach swo­ich, nie oświad­czył się prze­cie gło­śno z nie­przy­jaź­nią swą ku nam. Co wię­cej, przy za­war­ciu po­ko­ju osta­tecz­ne­go w Jas­sach ca­ro­wa, lę­ka­jąc obu­dzić nie­uf­ność w Por­cie Ot­to­mań­skiej i kró­lu szwedz­kim, oświad­czy­ła, iż by­najm­niej nie chce wspie­rać mal­kon­ten­tów ba­wią­cych w Jas­sach; lecz gdy tak za­pew­nia w Jas­sach, po­ta­jem­nie, lecz sil­nie ofia­ra­mi na Pol­sz­cze łu­dzi chci­wość Wil­hel­ma.

Rok 1792; Ob­cho­dzo­no z naj­więk­szą wspa­nia­ło­ścią u dwo­ru za­czę­cie tego ostat­nie­go, iż tak rze­kę, roku krót­kiej nie­pod­le­gło­ści na­szej; wie­czo­rem se­nat, stan ry­cer­ski, co przed­niej­sze damy w dwor­skim ubio­rze na ro­gów­kach z dłu­gi­mi ogo­na­mi, po­sło­wie za­gra­nicz­ni od wszyst­kich pra­wie za­gra­nicz­nych mo­nar­chów, na prze­pych ubra­ni, uda­li się do wiel­kiej, rzę­si­sto oświe­co­nej sali zam­ko­wej z po­win­szo­wa­nia­mi swy­mi kró­lo­wi; mię­dzy tłu­mem pięk­no­ściów trzy szcze­gól­niej ja­śnia­ły wdzię­ka­mi i pięk­no­ścią swo­ją: księż­na z Chod­kie­wi­czów Lu­bo­mir­ska, kasz­te­la­no­wa ki­jow­ska, pani pod­skar­bi­na ko­ron­na Kos­sow­ska i pani z Lu­bo­mir­skich Ja­no­wa Po­toc­ka. Ocię­ża­ły wie­kiem król, za­wsze lu­bią­cy spo­koj­ność i roz­ko­sze, od­da­lał jak nie­przy­jem­ne wszyst­ko, co mu mo­gło nie­spo­koj­no­ścią, zmia­ną losu za­gra­żać, chcąc z obec­nej chwi­li jak naj­dłu­żej ko­rzy­stać. Prze­cież nie­spo­koj­ność ma­lo­wa­ła się nie­raz na twa­rzy jego; osła­bie­nie przez lata i roz­ko­sze nie tyl­ko czy­ni­ły go opie­sza­łym w tak po­trze­bu­ją­cych dziś naj­więk­szej czyn­no­ści spra­wach pu­blicz­nych, lecz na­wet i do ba­wie­nia trud­nym.

Ileż razy od­bie­ra­łem za­pro­sze­nia od sio­stry kró­lew­skiej, Pani Po­dol­skiej, bym był u niej na wie­czór, żeby ba­wić kró­la; czy­ta­łem mu więc no­ta­ty po­dró­ży mo­jej do Włoch. Chciał król, że­bym tłu­ma­czył wy­szłe na­ów­czas, wie­le ha­ła­su ro­bią­ce dzie­ło Po­dró­ży Ana­kar­si­sa do Gre­cji; prze­tłu­ma­czy­łem wstęp do niej, na­stęp­ne przy­go­dy prze­rwa­ły dal­szą pra­cę i wstęp ten, z tylą in­ny­mi pi­sma­mi, nie wie­dzieć gdzie się po­dział. Ksiądz Dmo­chow­ski wy­jął z nie­go ar­ty­kuł o Ho­me­rze i w prze­ło­że­niu swo­im Ho­me­ra za swój go umie­ścił. Ba­wi­ło to wszyst­ko kró­la i przy­znać na­le­ży, że gdy był ock­nio­ny i w do­brym hu­mo­rze, spo­łe­czeń­stwo jego było na­der przy­jem­nym i in­te­re­su­ją­cym. Opo­wia­dał wie­le anech­dot o Ka­ro­lu XII, kró­lu szwedz­kim, któ­re miał od ojca swe­go, po­wier­ni­ka i przy­ja­cie­la tego za­go­rza­łe­go mo­nar­chy. Nie mogę się wstrzy­mać, bym tu jed­nej nie przy­to­czył. "Raz – mó­wił Po­nia­tow­ski – gdy­śmy przez za­ro­słe wy­so­ką tra­wą ste­py cią­gnę­li przez Ukra­inę, Ka­rol XII schy­lił się z ko­nia ku zie­mi i, za­gar­nąw­szy gar­ścią pęk tra­wy, żuć ją za­czął: skrzy­wiw­szy się wy­plu­nął tra­wę i ob­ra­ca­jąc się do Po­nia­tow­skie­go rzekł: «Gdy­by tę tra­wę ja­kim­kol­wiek spo­so­bem po­łknąć moż­na było, woj­sko moje w po­cho­dach nie mia­ło­by in­ne­go po­ży­wie­nia»".

Na ta­kich roz­mo­wach, na ro­zu­mo­wa­niu o sztu­kach pięk­nych scho­dzi­ły wie­czo­ry. Choć w po­de­szłym już wie­ku, naj­go­ręt­szym Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta ży­cze­niem było, by mógł Wło­chy oglą­dać. "Jak się pra­ce na­sze skoń­czą – ma­wiał nie­raz – spo­dzie­wam się, że mi po­zwo­li­cie Wło­chy od­wie­dzić". Nie­ste­ty! nie pod słod­kim nie­bem Au­zo­nii, wy­gna­niec, w skrze­płym Pe­ters­bur­gu ży­cia do­ko­nał. Przed pół­no­cą po­wra­cał król do Zam­ku i tam ro­ze­braw­szy się ka­zał so­bie po­da­wać tom jaki ko­persz­ty­chów, prze­glą­dał je, aż go na ko­niec znaj­do­wa­no z opar­tą na nich gło­wą śpią­ce­go. Wra­cam do sej­mu.

W po­cząt­ku roku tego sta­nę­ło waż­ne na­der dla spo­koj­no­ści oby­wa­tel­skiej pra­wo o są­dach zie­miań­skich. Waż­ną była se­sja dnia 27 stycz­nia, był to dzień, w któ­rym upły­wał trzy­mie­sięcz­ny czas, zo­sta­wio­ny przez sejm ba­wią­cym w Jas­sach Szczę­sne­mu i Rze­wu­skie­mu, by jako woj­sko­wi i człon­ki sej­mo­we sta­wi­li się na mie­sca swe i na­ka­za­ną przy­się­gę na kon­sty­tu­cję trze­cie­go maja wy­ko­na­li. Za­miast sta­nia się po­słusz­ny­mi na­pi­sał Rze­wu­ski list naj­zu­chwal­szy do sta­nów, wy­rzu­ca­jąc im, że wy­wró­ci­li sta­ro­daw­ną szla­chec­ką wol­ność pol­ską, szka­lu­jąc kró­la, se­nat i koło ry­cer­skie. Wi­dać było, że Rze­wu­ski czuł już za sobą ple­cy mo­skiew­skie: nie był tak zu­chwa­łym w roku 1776, gdy mu od­bie­ra­no wła­dzę het­mań­ską; wten­czas, gdy się temu opie­rał i przy­siąc na kon­fe­de­ra­cję nie chciał, za­gro­żo­ny, że urząd i pen­sję stra­ci, w nie­byt­no­ści kru­cy­fik­sa, wraz na roz­ło­żo­ne na krzyż no­życz­ki przy­siągł. Dziś, ufny w po­mo­cy mo­skiew­skiej, przy niej tyl­ko od­waż­ny, nie tyl­ko wzgar­dził roz­ka­za­mi sej­mu, ale i on, i Szczę­sny głu­chy­mi sta­li się na głos przy­jaź­ni i po­kre­wień­stwa, wszy­scy bo­wiem krew­ni, sam mar­sza­łek sej­mo­wy, pry­wat­nie pi­sa­li do nich, sta­ra­jąc się ich upa­mię­tać w twar­dej ich za­cię­to­ści. Co wię­cej, wy­słał był do nich do Jass król pana Sta­ni­sła­wa Po­toc­kie­go, by jak krew­ny użył nad nimi wpły­wu swe­go. Jak wola sej­mu, tak prze­ło­że­nia przy­jaź­ni i po­kre­wień­stwa har­do od­rzu­co­ny­mi zo­sta­ły. Gdy – tak ja­kem po­wie­dział – przy­szedł dzień za­mie­rzo­ny bun­tow­ni­kom do sta­wie­nia się, za­py­tał Za­bieł­ło, po­seł inf­lanc­ki: "Kró­lu, ja­kie Straż ode­bra­ła od­po­wie­dzi od Szczę­sne­go i Rze­wu­skie­go na prze­sła­ne im od sta­nów roz­ka­zy?" Od­po­wie­dział król, iż z ża­lem do­nieść mu przy­cho­dzi, iż Szczę­sny Po­toc­ki i Rze­wu­ski het­man nie sta­wi­li się na roz­ka­zy sej­mu i do­tąd sta­wić się nie przy­rze­kli; na­ten­czas Niem­ce­wicz, po­seł inf­lanc­ki, sil­nie ma­lu­jąc zu­chwal­stwo oprysz­ków, przy­wo­dząc, jak po­dob­na duma ma­gna­tów ty­le­kroć oj­czyź­nie fa­tal­ną się sta­ła, gdy się inni wa­ha­li, na­stę­pu­ją­cy po­dał pro­jekt do la­ski: "Gdy uro­dzo­ny Se­we­ryn Rze­wu­ski, het­man po­lny ko­ron­ny, i uro­dzo­ny Szczę­sny Po­toc­ki, ge­ne­rał ar­ty­le­rii ko­ron­nej, na roz­ka­zy na­sze sta­li się nie­po­słusz­ny­mi, nad­to ten­że het­man. Rze­wu­ski przez lat osiem­na­ście obo­wiąz­kom urzę­du swe­go za­do­syć nie czy­nił, prze­to my, król, za zgo­dą sta­nów bu­ła­wę po­lną ko­ron­ną za wa­ku­ją­cą de­kla­ru­je­my i oby­dwie bu­ła­wy po­lne zno­sie­my. Na­ka­zu­je­my oraz Ko­mi­sji Woj­sko­wej Obro­ny Na­ro­do­wej, aby tak na mie­sce uro­dzo­ne­go Po­toc­kie­go, ge­ne­ra­ła ar­ty­le­rii jako też na mie­sca in­nych ofi­ce­rów, któ­rzy za or­dy­nan­sa­mi przy­się­gi na kon­sty­tu­cję nie wy­ko­na­li, in­nych po­dług star­szeń­stwa i zdat­no­ści nam, kró­lo­wi, for­tra­go­wa­ła".

Mimo zgro­zy i znie­wa­gi, któ­re li­sty zu­chwal­ców spra­wi­ły w umy­słach sej­mu­ją­cych, taka była jesz­cze wpo­jo­na z mło­du cześć dla wiel­kich urzę­dów i imion, iż wie­lu dzi­wi­ło się śmia­ło­ści nie­ma­jęt­ne­go szlach­ci­ca w po­da­niu po­dob­ne­go wnio­sku. Str­wo­że­ni sam król i pry­mas do dal­szej ła­ska­wo­ści po­bu­dza­li sta­ny, Cze­twer­tyń­ski, Za­gór­ski sta­ra­li się so­fi­zma­mi unie­win­niać pryn­cy­pa­łów swo­ich. Soł­tyk, po­seł kra­kow­ski, po­dał pro­jekt, by do pierw­sze­go mar­ca po­zwo­lić nie­po­słusz­nym cza­su do opa­mię­ta­nia się. Dwie se­sje za­bra­ły te spo­ry, o dwu­na­stej już w nocy po­szedł tur­nus mię­dzy moją i pana Soł­ty­ka pro­po­zy­cją. Wie­lu po­słów i se­na­to­rów, znu­żo­nych nie­wcza­sem, uda­ło się do spo­czyn­ku. Za moim pro­jek­tem było w gło­śnych kre­skach 37 prze­ciw 59, w se­kret­nym tur­no­wa­niu za moim pro­jek­tem 51 prze­ciw 43. Jaw­ny do­wód, jak do­brze na­wet my­ślą­cy prze­ciw wy­stęp­nym ma­gna­tom nie śmie­li się gło­śno oświad­czać.

Po tej wal­ce mię­dzy na­ro­dem i dwo­ma tyl­ko zu­chwa­ły­mi wy­rod­ka­mi, gdy co waż­niej­sze usta­wy sej­mo­we dla do­bra kra­ju uzu­peł­nio­ny­mi zo­sta­ły, gdy wie­lu z sej­mu­ją­cych to na kon­trak­ty, to na od­po­czy­nek do do­mów uda­wać się za­czę­ło, se­sje od dnia 28 stycz­nia do 15 mar­ca od­ro­czo­ny­mi zo­sta­ły.

W tym­że mie­sią­cu i w cza­sie li­mi­ty sej­mu waż­ne w Eu­ro­pie za­szły zda­rze­nia, fran­cu­ska re­wo­lu­cja co­raz groź­niej­szą przy­bie­ra­ła po­stać. Pod­pi­sa­ny w Jas­sach osta­tecz­ny trak­tat po­ko­ju mię­dzy Por­tą i Mo­skwą. Zy­ska­ła ca­ro­wa trakt Dzi­kie­go Pola mię­dzy Dnie­strem i Bo­hem, dziś Be­sa­ra­bią zwa­ny; każ­da piędź brze­gów mor­skich za waż­ną zdo­bycz li­czyć się po­win­na, ja­koż wraz o za­ło­że­niu Ode­ssy my­śleć za­czę­to. Ca­ro­wa, peł­na za­wsze mści­wych nad Pol­ską za­my­słów, chcąc się jak naj­sil­niej z stro­ny nie­spo­koj­ne­go Gu­sta­wa za­pew­nić, nie prze­sta­jąc na trak­ta­cie w We­re­la za­war­tym, nowe, znacz­niej­sze przy­mie­rze od­por­ne za­war­ła. Nie wie­dzia­no praw­dzi­wie, kogo te mo­car­stwa lę­kać się mia­ły, uwa­ża­no więc trak­tat ten gło­śny utwo­rzo­ny za po­zór, ta­jem­ne zaś jego ar­ty­ku­ły przed­niej szy­na były one­go ce­lem, to jest, by za­go­rza­łe­go Gu­sta­wa wy­słać na sza­lo­ną woj­nę prze­ciw Fran­cji i być od Szwe­cji spo­koj­ną. Dnia pierw­sze­go mar­ca prze­stał żyć nie­spo­dzia­nie pra­wie ce­sarz Le­opold II, głę­bo­ką mą­dro­ścią, szla­chet­ny­mi uczu­cia­mi i żą­dzą uszczę­śli­wie­nia lu­dów swo­ich już na tro­nie to­skań­skim zna­ny. Prze­niósł on te wszyst­kie uczu­cia i na tron ce­sar­ski. W krót­kim cza­sie pa­no­wa­nia swe­go ule­czył po czę­ści za­da­ne pań­stwu po­pę­dli­wo­ścią Jó­ze­fa II rany, za­warł po­kój z Por­tą, od­zy­skał i uspo­ko­ił po­bu­rzo­ny Bra­bant; gdy­by był po­żył, wier­ny zdro­wej po­li­ty­ce i przy­rze­cze­niom swo­im, był­by może nie do­zwo­lił Mo­skwie ostat­niej nad Pol­ską speł­nić ofia­ry. Umarł w naj­kry­tycz­niej­szym cza­sie, zo­sta­wu­jąc rzą­dy pań­stwa mło­de­mu, nie ufa­ją­ce­mu so­bie, sła­be­mu Fran­cisz­ko­wi II .

Wten­czas to doj­rza­ły już za­pew­ne zgub­ne na oj­czy­znę na­szą mię­dzy Szczę­snym, Rze­wu­skim i ca­ro­wą umo­wy, ode­bra­li oni roz­kaz uda­nia się do Pe­ters­bur­ga, za­braw­szy z sobą kil­ku słu­żal­ców swo­ich, lecz – wstyd­ni re­pre­zen­to­wać na­ród w tak ma­łej i li­chej ko­mi­ty­wie – przy­sła­li do Bra­nec­kie­go, by do nich po­spie­szył; po­dob­nyż roz­kaz ode­brał Bra­nec­ki od sa­mej ca­ro­wej, lecz, mi­ni­ster i bę­dą­cy w Stra­ży, bez po­zwo­le­nia kró­lew­skie­go nie mógł się z kra­ju od­da­lić. Lubo wi­docz­nym było nie­bez­pie­czeń­stwo z do­zwo­le­nia tak prze­wrot­ne­mu czło­wie­ko­wi je­chać w mie­sce, gdzie się otwar­ci już nie­przy­ja­cie­le oj­czy­zny prze­nie­śli, lubo mar­sza­łek wiel­ki li­tew­ski Po­toc­ki i mar­sza­łek sej­mo­wy Ma­ła­chow­ski sil­nie prze­kła­da­li kró­lo­wi, by Bra­nec­kie­go nie wy­pusz­czać, prze­mo­gły jed­nak zgod­niej­sze z trwoż­li­wą sła­bo­ścią kró­la wsta­wia­nia się Chrep­to­wi­cza, Pani Kra­kow­skiej, na ko­niec Buł­ha­ko­wa, po­sła mo­skiew­skie­go; ten dał uczuć kró­lo­wi, iż po­wol­ność ta kró­la uła­go­dzi ura­żo­ną na nie­go Ka­ta­rzy­nę. Na wspo­mnie­nie tak strasz­ne­go imie­nia zni­kły wa­ha­nia się i Bra­nec­ki wy­je­chał.

Co ci obłą­ka­ni zmien­ni­cy w Pe­ters­bur­gu dzia­ła­li, ja­kie ich tam było i na dwor­cu ca­ry­cy, i od pu­blicz­no­ści mo­skiew­skiej przy­ję­cie nie z pa­mię­ci, nie z od­gło­sów, nie z wąt­pli­wych za­pi­sy­wań, ale czer­piąc w sa­mym źrzó­dle, to jest w li­stach po­sła na­sze­go w Pe­ters­bur­gu, pana De­bo­li, wier­nie opo­wiem, a ra­czej wy­jąt­ki z ory­gi­nal­nych li­stów tych przy­to­czę. Wy­pis z ory­gi­nal­nych de­pe­szów pana De­bo­li, po­sła na­sze­go w Pe­ters­bur­gu, pod datą dwu­dzie­ste­go mar­ca 1792:

"Pa­no­wie Po­toc­ki Szczę­sny i Rze­wu­ski za­pro­wa­dze­ni byli w ostat­ni pią­tek do im­pe­ra­to­ro­wej przez pana Zu­bow, do któ­re­go uda­li się w tym celu pod prze­wod­nic­twem Kos­sa­kow­skie­go; ten zda­je się, że zu­peł­nie ich so­bie pod­bił, mia­no­wi­cie pana Szczę­sne­go, nie od­stę­pu­je od nich i kro­ku. Im­pe­ra­to­ro­wa przy­ję­ła ich ła­ska­wie, bli­sko dwóch go­dzin ba­wi­li z nią, małe wnij­ścia do ga­bi­ne­tu jej są im udzie­lo­ne. Nie wy­mó­wio­no i sło­wa w spra­wach pu­blicz­nych. Ca­ro­wa nie mó­wi­ła pra­wie z pa­nem Po­toc­kim, gdyż cięż­ko z nim o czym mó­wić, naj­wię­cej roz­ma­wia­ła jej car­ska mość z pa­nem Rze­wu­skim o li­te­ra­tu­rze. W przy­ję­ciu tych ich­mo­ściów nie wi­dać było zna­ku sza­cun­ku naj­mniej­sze­go, lecz samą tyl­ko grzecz­ność, by oczy oma­mić. Gdy­by co mo­gło zmniej­szyć umar­twie­nie moje z pa­trza­nia na tych tu zdraj­ców, by­ła­by chy­ba ostat­nia po­gar­da, któ­rą cała pu­blicz­ność tchnie ku nim. By­łem u dwo­ru w nie­dzie­lę i wi­dzia­łem nie bez za­dzi­wie­nia, że gdy ich­mość ci na po­zór ła­ska­wie byli przez ca­ro­wę przy­ję­ci, pu­blicz­ność naj­mniej­sze­go nie oka­zy­wa­ła dla nich wzglę­du. Wie­lu znacz­niej­szych pa­nów zbli­ża­jąc się do mnie ubo­le­wa­ło nade mną i pal­cem wska­zu­jąc na tych pa­nów: «Oto jest pol­ski Sprengt­por­ten» – mó­wi­li. Panu Po­toc­kie­mu nada­no na­trzą­sa­ją­ce się na­zwi­sko po­czmi­strza, a to dla po­do­bień­stwa mun­du­ru ge­ne­ra­ła ar­ty­le­rii pol­skiej, któ­ry nosi, z mun­du­rem dy­rek­to­ra poczt tu­tej­szych. Po­seł an­giel­ski nie po­sia­dał się w znie­wa­dze swo­jej ku tym pa­nom, wśród okrę­gu dwor­skie­go cho­dził od jed­ne­go do dru­gie­go za­py­tu­jąc, cze­góż to chcą ci zmien­ni­cy, czy przy­szli pro­sić o nowy po­dział Pol­ski; sło­wem, prze­świad­czy­łem się w dzień o praw­dzie przy­sło­wia: Pro­di­tio­nem amo, pro­di­to­rem odi. Pan Po­toc­ki rzekł do jed­ne­go z po­słów cu­dzo­ziem­skich: «Pol­ska usta­no­wiw­szy na­stęp­stwo tro­nu sta­ła się nie­wol­ni­czą, i dla­te­go przy­by­łem tu szu­kać schro­nie­nia.» Czy­ta­łem dziś w jed­nym z pism pu­blicz­nych te sło­wa o zbie­gach na­szych: «Wolą oni słu­żyć za pod­łe na­rzę­dzia ob­cej po­li­ty­ce niż się pod­dać pod pra­wa kra­ju swe­go». Pu­blicz­ność pa­trzy z za­dzi­wie­niem na włó­czą­cych się za tymi pa­na­mi Po­la­ków; już na­stę­pu­ją­cy ścią­gnę­li do nich: Mosz­czyń­ski, To­ma­szew­ski, Wy­how­ski, Su­cho­rzew­ski, Złot­nic­ki; Kos­sa­kow­ski po­śred­ni­kiem jest mię­dzy nimi i dwo­rem, z któ­rym na­ra­dza­ją się o przy­szłej for­mie rzą­du. Plan ich jest po­wró­cić rze­czy w Pol­sz­cze do pierw­sze­go sta­nu na­tu­ry. Jest to dzie­ło sza­leń­ca Rze­wu­skie­go. Lecz gdy pa­no­wie ci ta­ki­mi ba­wią się ma­rze­nia­mi, nie zwa­ża­ją, że woj­ska mo­skiew­skie na na­szych gra­ni­cach mają roz­kaz by­cia go­to­wy­mi do po­cho­du… Prze­cież ci, co zna­ją tu do­brze ob­rót rze­czy i do­brze nam ży­czą, nie prze­sta­ją mnie za­pew­niać, że je­że­li król oka­że się sta­łym, je­że­li sejm łącz­nie z nim nie prze­sta­nie po­stę­po­wać z tę­go­ścią, je­że­li nie­zła­ma­ną oka­że­my wolę bro­nie­nia, się wa­lecz­nie, wy­ba­wi­my oj­czy­znę, je­śli in­a­czej, bę­dzie­my zdep­ta­ni, znisz­cze­ni, okry­jem się nie­zma­za­ną hań­bą… Nig­dym nie wie­rzył sza­lo­nym de­kla­ma­cjom Su­cho­rzew­skie­go: uspra­wie­dli­wia on dzi­siaj mnie­ma­nie moje".

27 mar­ca 1792:

"Pa­no­wie Po­toc­ki i Rze­wu­ski nie od­da­li mi na­wet wi­zy­ty. Pani Bra­nec­ka lęka się, sami nie po­koń­czy­li wszyst­kie­go, nic mę­żo­wi jej nie ze­sta­wu jej do ro­bo­ty. Pa­no­wie Mosz­czyń­ski i Szwy­kow­ski jesz­cze nie byli przed­sta­wie­ni u dwo­ru. W kom­pa­nii jed­nej, gdy chwa­lo­no kon­sty­tu­cję i nowy po­rzą­dek rze­czy w Pol­sz­cze: «Co to jest po­rzą­dek – ode­zwał się Szwy­kow­ski – ja lu­bię cha­os, i trze­ba ko­niecz­nie, aby w Rze­czy­po­spo­li­tej był cha­os»".

Od 30 mar­ca do 17 kwiet­nia:

"Ksią­żę Cze­twer­tyń­ski i puł­kow­nik Bo­gu­ski przed­sta­wie­ni byli u dwo­ru przez pryn­cy­pa­łów swo­ich. Pan Po­toc­ki oka­zu­je nie­raz, iż ser­ce jego nie jest cał­kiem dla oj­czy­zny za­ka­mie­nia­łym chciał­by on, by woj­ska mo­skiew­skie nie wcho­dzi­ły do nas, by­le­by tyl­ko kon­sty­tu­cja na­sza oba­lo­ną była. Pu­blicz­ność tu­tej­sza w opo­zy­cji z po­li­ty­ką dwo­ru, oka­zu­je cią­gle naj­więk­szą dla tych ich­mo­ściów wzgar­dę i już panu Rze­wu­skie­mu nada­ła na­zwi­sko «wście­kłe­go ». Rze­wu­ski uno­sząc się prze­ciw kon­sty­tu­cji na­szej rzekł: «Po­nie­waż Pol­ska wzmac­nia się, na­le­ży, aby Ro­sja spie­szy­ła się ude­rzyć na nią; jest w woj­sku pol­skim trze­cia część de­zer­te­rów mo­skiew­skich, trze­ba ich ode­brać»… Bra­nic­ki przy­sią­gł­szy na kon­sty­tu­cję cią­gle się tu­taj znaj­du­je. Pa­no­wie ci od­bie­ra­ją dzie­sięć ty­się­cy ru­bli pa­pie­ro­wych mie­sięcz­nie. Po­toc­ki pie­nią­dze te roz­dzie­la po­mię­dzy słu­żal­ców swo­ich; je­den z Mo­ska­li rzekł na to: «Pan Po­toc­ki umie dzie­lić pie­nią­dze, któ­re mu tu dają, my po­tra­fie­my dzie­lić się łu­pa­mi ca­łej Pol­ski»… Ksią­żę Rep­nin, spo­tkaw­szy pa­nów Po­toc­kie­go i Rze­wu­skie­go wy­cho­dzą­cych od ge­ne­ra­ła Soł­ty­ko­wa, rzekł wcho­dząc do ge­ne­ra­ła tego: «Spo­tka­łem wła­śnie tych zdraj­ców Po­la­ków. Sza­le­ni, ro­zu­mie­ją, że ca­ro­wa słu­żyć tyl­ko bę­dzie oso­bi­stym ich przy­wi­dze­niom i że urzą­dzi Pol­skę po­dług ich po­li­ty­ki, że się sto­so­wać bę­dzie do ich uro­jeń i że nicht prze­ciw­ić się im nie od­wa­ży. Po­toc­ki nie uczy­nił­by złe­go kra­jo­wi swe­mu, byle tyl­ko wszyst­ko po­dług woli jego sta­ło się. Bra­nic­ki sprzy­jał­by Pol­sz­cze, gdy­by Pol­ska przy­zna­ła mu wła­dzę naj­wyż­szą, co do Rze­wu­skie­go, ten, jak naj­sza­leń­szy ze trzech, naj­trud­niej­szym był­by do ukon­ten­to­wa­nia». Bra­nic­ki, Po­toc­ki i Rze­wu­ski dwa mie­li pry­wat­ne po­słu­cha­nia u ca­ro­wej; na tych gdy Szczę­sny ode­zwał się, iż stron­ni­cy jego po­trze­bo­wa­li­by opo­rzą­dzić się na nowo, ca­ro­wa dała im znów asy­gna­cję na 10000 ru­bli, to jest 4000 w sztu­kach po 10 ko­pie­jek, 2000 w ru­blach srebr­nych i 4000 w pa­pie­rach. Pa­no­wie ci ba­wią się te­raz czy­ta­niem wier­szów pana Hu­le­wi­cza. Ktoś czy­nił uwa­gę Szczę­sne­mu, że mogą mu w Pol­sz­cze do­bra skon­fi­sko­wać. «Przy­go­to­wa­łem się wcze­śnie na wszyst­ko – od­po­wie­dział Szczę­sny – i sto­sow­ne do tego środ­ki po­bra­łem »… Bra­nic­ki wszel­kich szu­ka wy­krę­tów, by mnie oma­mić, chce, bym wie­rzył, że źle jest z Szczę­snym i Rze­wu­skim. Wiel­hor­ski na ko­niec pu­blicz­nie już z pa­na­mi tymi po­ka­zu­je się i wspól­nie dzia­ła. Po­wia­da, że brat jego bry­ga­dier wspól­nie z nimi czy­nić bę­dzie. Żona jego (Ma­tiusz­kin z domu) pa­pla przed za­gra­nicz­ny­mi po­sła­mi, że to była rzecz okrut­na usta­na­wiać suk­ce­sję tro­nu, że dzie­ci jej, pra­wnu­ki kró­lów pol­skich, sami mo­gli być kie­dyś kró­la­mi pol­ski­mi. Bra­nic­kie­go wy­sy­ła­ją na gra­ni­cę, by woj­ska na­sze sta­rał się zbun­to­wać".

Wzdry­gać się bę­dzie po­tom­ność nad tą nie­ogra­ni­czo­ną dumą i za­śle­pie­niem wy­stęp­nych ro­da­ków na­szych, a gdy­by nie przy­wie­dzio­ne do­pie­ro li­sty po­sła na­sze­go, na­ocz­ne­go świad­ka, bez­ro­zu­mo­wi i za­śle­pie­niu lu­dzi tych wie­rzyć by może nie chcia­ła.

Za­czę­te po upły­nie­niu li­mi­ty na dniu pięt­na­ste­go mar­ca aż do dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go maja ze­szły na opi­sa­niu try­bu­na­łów, za­ła­twia­niu de­zy­de­riów róż­nych po­wia­tów i zie­mi, a gdy nie­wąt­pli­we już o nie­przy­ja­znych kro­kach Ka­ta­rzy­ny na­de­szły wia­do­mo­ści, sejm na dniu szes­na­ste­go kwiet­nia uchwa­lił usta­wę pod ty­tu­łem: Go­to­wość do Obro­ny Po­spo­li­tej. Uchwa­łą tą sejm uchwa­la, aby jego kró­lew­ska mość: 1° po­wie­rzo­nej so­bie naj­wyż­szej wła­dzy wy­ko­naw­czej użył do opa­trze­nia naj­sku­tecz­niej­sze­go obro­ny kra­jo­wej, 2° by spro­wa­dził z za­gra­ni­cy je­ne­ra­łów bie­głych w sztu­ce wo­jen­nej, 3° by skarb za re­kwi­zy­cją jego kró­lew­skiej mo­ści na po­trze­by wo­jen­ne dzie­więć mi­lio­nów wy­li­czył, 4° by Ko­mi­sja Skar­bo­wa jak naj­ry­chlej za­cią­gnę­ła za gra­ni­cą sumę trzy­dzie­stu mi­lio­nów.

Dzień trze­cie­go maja, ani­wer­sarz uchwa­lo­nej kon­sty­tu­cji, na któ­ry pa­pież prze­niósł świę­to świę­te­go Sta­ni­sła­wa, pa­tro­na Pol­ski, ob­cho­dzo­ny był z naj­więk­szą uro­czy­sto­ścią; zje­cha­li ze wszyst­kich ziem i po­wia­tów nad­zwy­czaj­ni de­le­go­wa­ni do oświad­cze­nia ra­do­ści na­ro­du z uchwa­ły tej kon­sty­tu­cji. Ze izba sej­mo­wa wszyst­kich umie­ścić by nie mo­gła, na­zna­czo­no pu­blicz­ną se­sję w ko­ście­le Świę­te­go Krzy­ża, gdzie wy­sta­wio­no tron i po­czy­nio­no wszyst­kie do tego przy­go­to­wa­nia. Po od­by­tym na­bo­żeń­stwie i ka­za­niu mar­sza­łek wiel­ki ko­ron­ny, mar­sza­łek sej­mo­wy, je­den de­le­go­wa­ny z każ­dej pro­win­cji zło­ży­li kró­lo­wi po­win­szo­wa­nia swo­je, po czym wszy­scy przy­stą­pi­li do uca­ło­wa­nia ręki kró­lew­skiej. Był to praw­dzi­wie rów­nie wspa­nia­ły jak tkli­wy wi­dok. Wi­dzieć w ob­li­czu przy­tom­ne­go w świą­ty­ni swej Boga sę­dzi­we­go kró­la, na­ród cały w re­pre­zen­tan­tach swo­ich ze­bra­ny, wszyst­kich po­da­ją­cych się naj­żyw­szej ra­do­ści, wszyst­kich ze łza­mi, pod­no­szą­cych ręce do Boga, by im bło­go­sła­wił, by czu­wał nad nimi; i kie­dyż? Oto, kie­dy za­wzię­ta na nas Ka­ta­rzy­ny nie­na­wiść już woj­skom swo­im zbroj­nie do Pol­ski wkra­czać roz­ka­za­ła.

Po skoń­czo­nej uro­czy­sto­ści król z tąż samą służ­bą dwor­ską, oto­czo­ny mi­ni­stra­mi, se­na­tem, po­sła­mi, de­pu­to­wa­ny­mi z ca­łe­go kró­le­stwa, pie­cho­tą udał się na wzgó­rze prze­ciw Ujaz­do­wo­wi, gdzie sto­sow­nie do uczy­nio­nych przez sejm szlu­bów ko­ściół Opatrz­no­ści Bo­skiej jako eks-vo­tum za Kon­sty­tu­cję za­kła­dał się w dniu tym. Król pierw­szy ka­mień po­ło­żył i wziąw­szy zło­tą kiel­nię pierw­sze wap­no na­rzu­cił: wło­żo­no pod ka­mień pie­nią­dze za pa­no­wa­nia tego wy­bi­te. Opu­ścić nie na­le­ży, że w cza­sie za­kła­da­nia tego tak nie­sły­cha­ny po­wstał wi­cher, iż król i idą­cy z nim le­d­wie na no­gach utrzy­mać się mo­gli. Wszy­scy za­gra­nicz­ni po­sło­wie przy­tom­ny­mi byli ca­łej tej uro­czy­sto­ści, prócz po­sła mo­skiew­skie­go; ten z Oża­row­skim i stron­ni­ka­mi mo­skiew­ski­mi udał się do Unru­ha, dy­rek­to­ra men­ni­cy, do wsi jego Ko­był­ki. Buł­ha­kow wszyst­kich użył środ­ków, gro­żą­cych na­wet pew­nym za­bój­stwem li­stów bez­i­mien­nych, by od­wieść kró­la od by­cia przy­tom­nym na tej uro­czy­sto­ści. Z za­cho­dem słoń­ca upadł wiatr, całe mia­sto pło­nę­ło w naj­pięk­niej­szych ogniach z roz­ma­ity­mi na cześć Kon­sty­tu­cji em­ble­ma­ta­mi. Dano na te­atrum dra­ma moje, Ka­zi­mie­rza Wiel­kie­go, z przy­sto­so­wa­nia­mi do oko­licz­no­ści; i ta była je­dy­na ca­łej tej sztu­ki na­pi­sa­nej w ty­go­dniu za­le­ta. Te­atr był nie­zmier­nie na­tło­czo­ny, wszyst­kie ko­bie­ty mia­ły suk­nie bia­łe z pą­so­wy­mi wstę­ga­mi. Przy­wi­ta­ny był król z po­wszech­ny­mi okla­ska­mi i unie­sie­niem, a gdy na sce­nie Ka­zi­mierz Wiel­ki mówi, iż w po­trze­bie sta­nie na cze­le wojsk swo­ich, wy­sta­wił się z loży Sta­ni­sław Au­gust i za­wo­łał. "Sta­nę i wy­sta­wię się!" Nie­ste­ty! Nie sta­nął jed­nak.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: