Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętnik pani Hanki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 maja 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętnik pani Hanki - ebook

Pamiętnik pani Hanki to ostatnia i jak uważa wielu krytyków, najlepsza powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Autor idealnie oddał w niej klimat przedwojennej Warszawy - rauty, wyjazdy do wód, proszone przyjęcia i codziennie życie elit pokazane z perspektywy zajadłego przeciwnika sanacji.

Książka ma formę dziennika, do którego przypisy załącza autor. Tytułowa bohaterka, Hanna Renowicka jest żoną polskiego dyplomaty. Rozpoczynając śledztwo w sprawie domniemanego romansu swojego męża, wplątuje się w aferę szpiegowską...

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63720-68-1
Rozmiar pliku: 751 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Uważam, że pamiętnik p. Hanki Renowickiej w zupełności na druk zasługuje. Wart jest rozpowszechnienia jako po prostu dokument obyczajowości i psychiki dzisiejszej kobiety kulturalnej oraz jej środowiska.

W czasach gdy pochłaniamy setki tomów przeróżnych biografii, autobiografii i powieści autobiograficznych pisanych przez robotników, chłopów, girlsy, byłych przemytników, polityków itp. – nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy się wyrzec sposobności poznania pamiętnika kobiety należącej do warstw wyższych, do tych „dziesięciu tysięcy”, które w naszym kraju nadają ton i charakter epoce. Sądzę, że dokument ten może być równie interesujący, a uzupełniając literacki pejzaż autentyzmu przyda się przyszłemu historykowi obyczajów pierwszej połowy dwudziestego wieku.

Oddając go w ręce czytelnika pragnę zaznaczyć, że najwyższą zaletą pamiętnika jest zdumiewająca jego szczerość, szczerość, której nie zdołali osiągnąć nawet tak wielcy pamiętnikarze jak – toute proportion gardee – Jan Jakub Rousseau. Pani Renowicka wprawdzie nie występuje tu pod prawdziwym nazwiskiem, użyty jednak pseudonim nie zdoła ukryć jej osoby przed domyślnością ludzką. Osoba jej jest zbyt dobrze znana w niektórych sferach i przez nie niewątpliwie zostanie rozpoznana, wziąwszy pod uwagę choćby to, że wypadki i ludzie, o których chodzi, dla nikogo nie są tajemnicami.Mój pamiętnik

Mój Boże! Któraż z nas kobiet nie jest najgłębiej przekonana, że jej osobiste przeżycia, jej myśli i uczucia są czymś tak oryginalnym i fascynującym, że zasługują na druk. Szczęściem jest móc podzielić się z wszystkimi ludźmi na świecie swoimi tajemnicami, poruszyć ich serca, czuć wokół siebie ciepłą reakcję tych tysięcy dusz podobnie odczuwających jak ja. Do tego dodać trzeba świadomość, że zwierzenia takie mogą być pożyteczne dla wielu, wielu kobiet, które mogą się znaleźć w zbliżonych sytuacjach i, poznawszy już moje doświadczenie, mądrzej i lepiej potrafią z nich wyjść.

To wszystko, co chcę opisać, zaczęło się w pierwszych dniach stycznia. Zaraz po Nowym Roku. Jak dziś pamiętam, był to –Wtorek

Od rana dręczyły mnie złe przeczucia. Wspomniałam nawet o tym Tuli, gdyśmy się o dwunastej spotkały w „Simie”. Nie zwróciłam nawet na to uwagi, że miała fatalnie dobraną woalkę do kapelusza. Jacek nie odesłał mi samochodu i wszystkie sprawunki musiałam załatwiać taksówką. Gdy wróciłam do domu, było już oczywiście po czwartej. Nie miałam wątpliwości, że Jacek zjadł obiad beze mnie, i po to właśnie weszłam do jego gabinetu, by mu z tego powodu zrobić lekką wymówkę. W ostatnich czasach, mówiąc ściśle od Bożego Narodzenia, stał się mniej uważny i mniej delikatny niż dawniej. Zdaje się, że trapiły go jakieś zmartwienia.

Jacka w gabinecie nie było. Jego bonżurka leżała nietknięta na brzegu tapczanu. Nie był na obiedzie, nie wrócił jeszcze z konferencji. Właśnie konstatowałam to w myśli, gdy mój wzrok zatrzymał się na biurku. Leżała tam nietknięta popołudniowa korespondencja. Machinalnie wzięłam ją do ręki.

Dostępne w wersji pełnej.Środa

Boże, co za straszny dzień! Oczywiście poszedł. Cała moja przebiegłość na nic się nie zdała. Gdy wychodził przed jedenastą, prosiłam go, by odesłał mi auto, gdyż miałam nadzieję, że od szofera dowiem się, w którym był hotelu. Tymczasem Jacek w ogóle auta nie wziął i widziałam przez okno, jak wsiadał do taksówki.

„B” – to może być pierwsza litera tak dobrze nazwiska, jak i imienia. W grę wchodzić mogą, jak sądzę, trzy wielkie hotele: „Europejski”, „Bristol” i „Polonia”. W którym ona mieszka? Żebym chociaż wiedziała, ile ma lat lub jak wygląda.

Stryj Albin nie miał telefonu i musiałam jechać aż na Żoliborz, by się dowiedzieć, że nie ma go w domu. Czekałam na schodach przeszło godzinę i okropnie zmarzłam. Bałam się przy tym okropnie, by mnie kto tu nie zobaczył. Piękną awanturę urządziliby mi rodzice. Zostawiłam stryjowi kartkę z zawiadomieniem, że będę znowu o szóstej.

Jacek przyszedł na obiad wyraźnie zdenerwowany. Widziałam, ile wysiłku kosztowało go udawanie, że ma apetyt. Chciało mi się płakać. Po obiedzie najniespodziewaniej oświadczył:

Dostępne w wersji pełnej.Czwartek

Toto jest kretynem. Wyobraża sobie, że cały świat się koło niego kręci. Moje zdenerwowanie tłumaczy sobie tym, że widziano go wczoraj w „Colombinie” z Muszką Zdrojewską. Ja miałabym być zazdrosna o taką Muszkę! A ten idiota przeprasza mnie i przysięga, że nic go z nią nie łączy. Ależ proszę bardzo. Niech ma sto Muszek i z każdą pięcioraczki kanadyjskie. Powiedziałam mu to. Ja tu przeżywam wielką tragedię, a on z jakimiś Muszkami. Zresztą ona jest zezowata.

Byłam dziś z Totem i z Rysiem Platerem na śniadaniu w „Bristolu” i na kolacji w „Europie”. Toto naturalnie szczęśliwy. On życia nie rozumie bez knajp.

Dostępne w wersji pełnej.Piątek

Tego mi tylko brakowało. Nie dość mam własnych nieszczęść, jeszcze ta Halszka Korniłowska! I jak można tak głupio wpaść! Przyszła do mnie rozdygotana i podniecona, kiedy jeszcze siedziałam w wannie. Od razu domyśliłam się, że ma jakieś niezwykłe zdarzenia romantyczne, i zapytałam:

— Zerwałaś z Pawłem?

— Ach, cóż znowu, moja złota. Przecież wiesz, że go kocham do szaleństwa. No i nigdy, nigdy go nie zdradzałam. Ale wiesz, latem w Krynicy... No, ja sama nie wiem, jak się to stało... Po prostu jakaś chwila słabości... Wiesz, że ty naprawdę jesteś prześlicznie zbudowana. To te masaże. Ja dosłownie nie mam czasu na masaż i Karol wścieka się na mnie, że musi opłacać masażystkę, która co dzień odchodzi nic nie robiąc. Im bardziej się starzeje, tym staje się skąpszy. Ale nie o tym chciałam mówić. Więc w Krynicy poznałam pewnego młodego człowieka. No wiesz, sezonowa przygoda bez znaczenia. Zresztą nie wiedziałam, kto to jest. Wiesz, prezentował się bardzo dobrze. Świetnie ubrany, bardzo męski, typ sportowca. Znakomicie tańczył. Słowem bez zarzutu. Czyż mogłam przewidzieć, że to jakiś niebieski ptak.

— Niebieski ptak?

— Okropnie!

Dostępne w wersji pełnej.Sobota

Opowiem wszystko po porządku. Gdy wczoraj wchodziłam na schody jego domu, kolana trzęsły się pode mną. Na drzwiach nie było żadnej tabliczki. Przeżegnałam się i nacisnęłam guzik dzwonka. Aż przeraziłam się, gdyż drzwi niemal natychmiast się otworzyły. Przede mną stał wysoki, barczysty brunet o szarych przenikliwych oczach. Miał na sobie granatowe ubranie i czarny krawat. (Czyżby był w żałobie?) Wyglądał zupełnie przyzwoicie. Nawet przystojny.

Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem i powiedział:

— Proszę. Czekałem na panią.

Głos miał niski i raczej przyjemny. I pomyśleć, że takiego człowieka można spotkać na ulicy czy w kawiarni wcale nie wiedząc, że jest to niebezpieczny szantażysta.

— Nie zajmę panu więcej niż pięć minut czasu – powiedziałam, chcąc przejść dalej. Nie mogłam przecież zdejmować futra. On jednak z jakąś bezczelną stanowczością po prostu wziął mnie za kołnierz, mówiąc:

Dostępne w wersji pełnej.Niedziela

A to ładna historia! Rozbawiło mnie to bardzo, a jednocześnie zmartwiło. Czyż mogłam przewidzieć coś podobnego. Jeszcze przed dziesiątą zadzwonił Toto i zaproponował, byśmy pojechali na spacer do Jabłonny. Zgodziłam się chętnie. Mrozu prawie nie było, a pogoda cudna. Jego olbrzymi mercedes nosi jak kołyska.

Gdy usiadłam obok niego, wydobył z kieszeni plik banknotów i podał mi z triumfującą miną.

— Co to jest? – zdziwiłam się.

— Wygrana – odpowiedział. – Miałaś dobre przeczucie. Karta mi szła, jak umarłemu kadzidło. Obębniłem wszystkich. Nawet tego twego marnotrawnego stryjaszka. Odtąd nie siądę do gry bez wzięcia od ciebie jakiejś kwoty na szczęście.

— Toto! Serio wygrałeś? – nie wierzyłam własnym oczom.

Dostępne w wersji pełnej.Wtorek

Przez wczorajszy dzień nie miałam chwili czasu, by pióro wziąć do ręki. Teraz jest noc. Dokoła panuje zupełna cisza. Różowe światło lampy pada na papier, miękkim obiciem wybity buduar wydaje mi się jakąś cichą i bezpieczną przystania, gdzie mi nic nie grozi. Zegar cichym cykaniem odlicza sekundy. Nareszcie mogę się skupić. Spojrzeć w zdarzenia ubiegłych godzin i we własną duszę.

Więc nareszcie ją zobaczyłam!

Tak. Bo teraz nie ma najmniejszej wątpliwości już, że to jest ona. Nazywa się Elisabeth Normann. W paszporcie figuruje jako obywatelka belgijska, lat dwudziestu sześciu. Wygląda jednak co najmniej na dwadzieścia osiem, a dałabym głowę, że ma trzydzieści. Trudno zaprzeczyć temu, że jest ładna. Co do jej wieku stryj Albin nie omylił się. Natomiast jego przewidywania co do jej wyglądu zostały skompromitowane. Nie jest blondynką, lecz rudawą szatynką. Nie ma oczu niebieskich, lecz zielone. Nie jest mojego wzrostu, lecz znacznie niższa i drobniejsza. Oto mamy dowód stałości męskiego gustu. Bóg wie, w jakich jeszcze kobietach durzyć się mógł Jacek. Teraz już w nic nie wierzę. Mogły być tam brunetki i rude, może nawet Chinki czy Murzynki. Po mężczyźnie wszystkiego można się spodziewać.

Dostępne w wersji pełnej.Środa

Znowu miałam pecha. Okazuje się, że nie można zbyt daleko posunąć się w ostrożności. Ciotka Magdalena, która nigdy przed obiadem nie wychodzi z domu, tym razem poczuła przypływ łakomstwa i musiała wejść do cukierni no ciastka. Oczywiście siedziałam tam ze stryjem Albinem. Myślałam, że się babsko przewróci z wrażenia.

I właściwie mówiąc nie wiem, po co chciałam się ze stryjem widzieć, skoro mi przez telefon powiedział, że nic nowego nie wskórał. Mam pecha, po prostu pecha. Teraz już ciotka Magdalena nie da sobie oczu zamydlić żadnymi pośrednikami. Udawała wprawdzie, że nas nie widzi, ale mego oka nie uszło, że zachwiała się w posadach. Kupiła sześć ciastek. Trzy tortowe i trzy z kremem. To jest obrzydliwe napychać się z rana słodyczami, zwłaszcza wówczas, gdy się wie dobrze, że grozi cukrzyca.

W ciągu dnia nie zamieniła ze mną ani słowa poza zdawkowymi frazesami domowymi. Ona swego Jacka uważa za półboga i jeżeli coś mnie cieszy na myśl o grożącym skandalu, to perspektywa ruiny świątyń, które ona wznosi kochanemu siostrzeńcowi. Chyba otrułaby się weronalem. Nie na niej zresztą jednej upadek Jacka zrobiłby takie wrażenie. Wyobrażam sobie, ile osób, uważających go za zwierciadło cnót i zalet, musiałoby chować dudy w miech i załamywać ręce nad jego przewrotnością. Byłby to niezły rewanż za te bezsensowne gadaniny o tym, że nie dorosłam do Jacka i że wart on jest lepszej żony.

Dostępne w wersji pełnej.Wtorek

Co się działo, co się działo!

Muszę panować nad swoimi myślami, gdyż inaczej nie potrafiłabym systematycznie i jasno opowiedzieć wszystkiego. Postrzelenie ojca, awantura, operacja, ta żółta koperta, ta ruda szantażystka, stryj Albin, Jacek, porucznik Sochnowski, śledztwo – wszystko to kręci mi się w głowie jak w kołowrocie. Na dodatek jeszcze ta zwariowana ciotka Magdalena. Biedny Robert! Pewno myśli, że o nim zapomniałam. Miałam szaloną pokusę wysłać z Hołdowa doń list, lecz powstrzymałam się w ostatniej chwili. Przypomniało mi się stare mądre przysłowie, że nic tak nie plami kobiety jak atrament. List zawsze może trafić w czyjeś niepowołane ręce, jak ostatnio miałam tego dowód.

Tego by jeszcze tylko brakowało, by Robert znalazł się na tapecie!

Dostępne w wersji pełnej.Środa

Robert jeszcze nie wrócił. Tacy są mężczyźni. Uważa, że może wyjechać nawet nie zawiadamiając mnie, dokąd i na jak długo. Co prawda nie było mnie w Warszawie, a obiecał, że nie będzie się dowiadywał o mój adres. Może nawet telefonował, lecz usłyszawszy obcy głos odłożył słuchawkę. Sama go o to prosiłam. Ale gdyby chciał, mógłby przecież wymyślić jakiś sposób. I później od nas żądają wierności!

Zrobiłam dzisiaj ciotce kawał. Zaprosiłam te Węgierki, Tota i Leszka Chomińskiego. Ponieważ ciotka nie zna angielskiego ani niemieckiego, a rozmawialiśmy w tych dwóch językach, czuła się fatalnie. Już przedtem umówiłam się z Leszkiem i z Totem, że przedstawimy te dziewczyny jako panie z dyplomacji, z najwyższego high life’u budapeszteńskiego.

Uwierzyła! Stroiła takie miny, jak na dworskim przyjęciu w Buckingham. Robiliśmy poważne miny, ale w duszy pękaliśmy ze śmiechu. Początkowo miałam zamiar poprosić Węgierki, by na zakończenie tego etykietalnego przyjęcia zademonstrowały nam swój wczorajszy taniec. To by była bomba. Ciotkę trafiłaby apopleksja! Korciło mnie nieludzko, ale Leszek za nic nie chciał się zgodzić i może miał słuszność.

Dostępne w wersji pełnej.Czwartek

Ponieważ, gdy wracałam od Lolów, droga wypadła mi przez Poznańską, wstąpiłam do Roberta. Nie spodziewałam się wprawdzie go zastać, ale wstąpiłam tak sobie. I okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam. Ładnych rzeczy dowie się ode mnie o tej swojej pupilce. Niech tylko wróci!

Już na schodach słychać było gramofon. Na otworzenie drzwi czekałam dobre pięć minut. Wreszcie raczyła usłyszeć dzwonek. Od razu poznałam, co się święci. Miała wypieki i włosy nie w porządku. Chociaż zagrodziła mi tak drogę, bym nie mogła wejść, kazałam się jej usunąć i właśnie weszłam.

Dałabym głowę, że ktoś uciekł z pokoju w głąb mieszkania. Niestety nie mogłam przecież rewidować wszystkich ubikacji. Na stole stały dwie filiżanki nie dopitej kawy i owoce. Korzystając z tego, że pana nie ma w domu, ona tu przyjmuje swoich amantów, którzy później okradną go lub zamordują. Przecież ciągle się o tym czyta w gazetach. Powiedziałam jej:

Dostępne w wersji pełnej.Czwartek

Nareszcie przyjechał Jacek. Musiał w Paryżu bardzo dużo pracować albo lumpować, bo zmizerniał i stał się bardziej nerwowy. Przyjechał bardzo wcześnie, kiedy jeszcze spałam. Dowiedziałam się od Józefa, że zaraz po wzięciu kąpieli mówił z kimś przez telefon prawie godzinę. Nietrudno było mi się domyślić, że mówił z nią.

Pierwsze śniadanie jedliśmy razem w buduarze. Jacek powiedział:

— Nie chcę cię martwić, ale zdaje się, że będę musiał podać się do dymisji.

Oniemiałam. Jacek, który tak kocha swoją pracę, który jest na drodze do najświetniejszej kariery, któremu wszyscy przepowiadają wspaniałą przyszłość, miałby wyrzekać się swego stanowiska. Od razu domyśliłam się, że to przez tę kobietę. Widocznie zagroziła mu denuncjacją i on nie znalazł innego sposobu uniknięcia skandalu. Jeżeli ta baba spełni swoje pogróżki, skandal będzie i tak. Tego się nie da uniknąć, ale Jacek już nie jako osobistość oficjalna, lecz jako człowiek prywatny, przynajmniej nie skompromituje swego urzędu.

— Czy możesz mi powiedzieć szczerze – zapytałam – tak zupełnie szczerze, co cię skłania do dymisji?

Dostępne w wersji pełnej.Piątek

Przyjechał Robert. Miałam prawdziwie miłą niespodziankę, gdy w słuchawce zamiast głosu tej jego rozwydrzonej pokojówki usłyszałam jego ciepły baryton. To mi poprawiło humor na cały dzień, bo obudziłam się w fatalnym nastroju. Każda na moim miejscu byłaby wściekła. Czy tak powinien postępować mąż po tak długiej swojej nieobecności? Już kiedy weszłam wczoraj do jego sypialni, nie raczył zauważyć, że mam nowy, prześliczny szlafroczek. Trzy razy mi go przerabiano, zanim wykończono. Prawdziwe cudo: biały, matowy jedwab, bardzo gruby, skrojony na wzór franciszkańskiego habitu. Z kapiszonem i z niesłychanie szerokimi rękawami. Fałduje się nadzwyczajnie i daje niesłychanie efektowną oprawę dla głowy. Gdybym mogła w nim pokazać się Robertowi, oszalałby z zachwytu. Trzeba być absolutnie pozbawionym zmysłu estetycznego, by tego nie dostrzec.

A Jacek w odpowiedzi na mój pocałunek zapytał:

— Czy nie masz mi nic do powiedzenia?

Ton jego był lodowaty, a w spojrzeniu miał jakby naganę.

Dostępne w wersji pełnej.Niedziela

To straszne! Do tej chwili nie mogę się otrząsnąć z wrażenia. Jakie szczęście, że Jacek o niczym nie wie! Do śmierci nie zapomnę pułkownikowi tej jego delikatności. Jest naprawdę dla mnie bardzo dobry. Nie wyobrażam sobie, o co Jacek mógłby mnie posądzić, gdyby się dowiedział. W kostnicy omal nie zemdlałam.

Dowiedziałam się o wszystkim wczoraj rano. Gdy zadzwoniłam do Roberta po wyjściu Jacka, usłyszałam jakiś zupełnie obcy głos. Odłożyłam słuchawkę, co było rzeczą zupełnie zrozumiałą. Kiedy jednak po paru minutach wzięłam ją ponownie do ręki, przekonałam się, że tam się nie rozłączono. Ponieważ miałam pilną sprawę do Toli Woszczewskiej, zaczęłam się irytować, tym bardziej że wcale nie zależało mi na tym, by mój aparat był połączony z aparatem Roberta. Trwało to prawie pól godziny, zanim mogłam uzyskać połączenie z Tolą. A w pięć minut później zjawili się jacyś dwaj panowie. Tu rozgardiasz, ciotka wyjeżdża, a oni mi pokazują jakieś legitymacje i zaczynają wypytywać, czy to ja telefonowałam pod numer pana Roberta Tonnora. Oczywiście zaprzeczyłam kategorycznie. Byłam przerażona. Oświadczyli mi wówczas, ze wszyscy domownicy muszą być natychmiast przesłuchani, bo ktoś z mego aparatu telefonował do pana Tonnora. Nie miałam wobec tego innego wyjścia i przyznałam się, że to ja. Ostatecznie telefon jest rzeczą zwykłą. Telefonuje się tak samo do różnych osób, z którymi nas nic nie łączy, poza znajomością czy doraźnym interesem.

Wtedy poprosili mnie, bym ubrała się i pojechała z nimi. Gdy powiedziałam, że nie mam czasu, starszy z nich uśmiechnął się i najspokojniej w świecie powiedział:

— W takim razie będę musiał panią aresztować.

Zmartwiałam. Mnie aresztować?!

Dostępne w wersji pełnej.Poniedziałek

Jacek jednak nie kłamał. Naprawdę pożyczył te pieniądze Stanisławowi. Przekonałam się dziś o tym na własne oczy. Jacek przy mnie otworzył kopertę przyniesioną przez urzędnika z fabryki. W kopercie były weksle na pięćdziesiąt tysięcy.

Z tego powodu powiedziałam stryjowi:

— Wątpię, czy ta kobieta była szantażystką. Gdyby żądała od Jacka pieniędzy, on na wszelki wypadek chciałby je zachować i nie pożyczałby ich nikomu. To mnie niepokoi coraz bardziej.

— Dlaczego cię niepokoi? – zdziwił się stryj.

— No, bo jeżeli nie zależy jej na pieniądzach, to prawdopodobnie zależy na nim samym.

Stryj zamyślił się i pokręcił głową.

— Dotychczas nie udało mi się zorientować w jej zamiarach. Widziałem ją pięć czy sześć razy, lecz jeszcze jesteśmy na bardzo oficjalnej stopie. Nie miałem jeszcze możliwości gruntowniejszej rozmowy. Gdy jej nadmieniłem, że znam z widzenia tego młodego człowieka, z którym wysiadała z windy, pozostawiła moją uwagę bez odpowiedzi. To jest kobieta bardzo wyrobiona towarzysko. Świetnie umie mówić o niczym.

Dostępne w wersji pełnej.Wtorek

Jezus Maria, co ja teraz pocznę?! Jak mam postąpić? Wiem, że jeżeli zrobię tak, jak nakazuje mi sumienie – popełnię zbrodnię. Jeżeli tak, jak nakazuje mi obowiązek – popełnię podłość, i to podłość w stosunku do człowieka, który nie tylko mi nigdy nic złego nie zrobił, lecz który kocha mnie tak prawdziwie i tak głęboko.

Z rana przyszła paczka z poczty. Zdziwiłam się bardzo z dwóch powodów. Po pierwsze, paczka była żywnościowa, a po drugie, nadana została z Kowla przez jakąś zupełnie mi nie znaną Zofię Patrycz. To mnie tak zaintrygowało, że postanowiłam otworzyć ją sama. Moje zdumienie jeszcze bardziej wzrosło, gdy wewnątrz znalazłam dwie oskubane kury. Już chciałam zawołać Józefa, by to zabrał do kuchni, gdy między tymi obrzydliwościami dostrzegłam kopertę. Serce zabiło mi mocno. W tej chwili już wiedziałam, że to Robert. I nie omyliłam się.

Przez długą chwilę wahałam się, co mam z nią zrobić (z tą kopertą). Nie było na niej adresu. Obejrzałam jeszcze raz opakowanie paczki. Stanowczo adresował ją ktoś inny. Jakaś kobieta o niewprawnym charakterze pisma. W dodatku ohydnym anilinowym ołówkiem.

Dostępne w wersji pełnej.Wtorek, wieczorem

Nareszcie kamień spadł mi z serca. Pozostała po nim głęboka rana. Bo nigdy siebie nie rozgrzeszę za to, co zrobiłam. Pociesza mnie tylko to, że część winy spada na Romka Żerańskiego. Że też mogłam o jego istnieniu zapomnieć i tylko dzięki przypadkowi los pozwolił mi skorzystać z jego rady i pomocy.

A właściwie tylko on jest najdyskretniejszym mężczyzną w Warszawie. W dodatku zawsze wierzyłam w jego trzeźwy sąd i w jego rozum. Już nie mówiąc o tym, że Romek wolałby się zastrzelić, niż sprawić mi najmniejszą krzywdę. Wzrusza mnie jego wierność. Dotychczas się nie ożenił, chociaż już minęły trzy lata, odkąd zostałam żoną Jacka. W ciągu tych trzech lat widziałam go zaledwie dwa razy, i to z daleka. Usunął się zupełnie z tego towarzystwa, gdzie mógł spotykać Jacka.

Nie dziwię mu się zresztą. Jacek najniewinniej w świecie wyzwał go wtedy na pojedynek i zranił w rękę. Żaden z nich nie miał wówczas jeszcze mojego słowa i zarówno jeden, jak i drugi mógł na równych prawach zabiegać o moje względy. Rozeszli się niepojednani. Dwaj najbliżsi przyjaciele stali się najzawziętszymi wrogami.

Dostępne w wersji pełnej.Środa

Wszystko odbyło się według szczegółowo ułożonego planu. O godzinie jedenastej poszłam do banku. W sali sejfów i w przedsionku było ze dwadzieścia osób. Blada z emocji, otworzyłam skrytkę. Trzęsły mi się ręce. Wewnątrz istotnie były dwie nieduże paczki. Schowałam je do kieszeni.

Co to za obrzydliwa rzecz być śledzoną. Wprawdzie nie wiedziałam, kto z tych ludzi mnie śledzi, ale wprost czuwam na plecach świdrujące spojrzenia. Chociaż zapewnili mnie, że nic mi nie grozi, opanował mnie strach. Przypomniały mi się nagle wszystkie filmy gangsterskie i szpiegowskie. Lada chwila skądś z boku czy z tyłu rozlegną się strzały rewolwerowe...

Nic podobnego jednak się nie stało. Wyszłam na ulicę, przeszłam na drugą stronę. Obejrzałam się. Za mną byli zwyczajni przechodnie, nie różniący się od tych, których widywałam codziennie. Pomimo to wciąż przyśpieszałam kroku.

Gdy znalazłam się wreszcie w domu, uginały się pode mną kolana. Czekał tu już na mnie major w cywilnym ubraniu. Jakie to szczęście, że nie było Jacka. W jaki sposób wykłamałabym się przed nim z obecności majora?! Wziął z moich rąk paczki, przyjrzał się im dokładnie i powiedział:

Dostępne w wersji pełnej.Czwartek

Nie byłam na balu. Dostałam tak silnej migreny, że nie pomogły żadne proszki. Dziś mam oczy podkrążone i wyglądam staro. Jak zwykle po proszkach źle spałam. W tym zmęczeniu jest jednak i dobra strona. Mianowicie wszystkie zdarzenia, wszystkie grożące niebezpieczeństwa, cały świat zewnętrzny, wszystko to wydaje mi się mniej ważne, znacznie obojętniejsze. Postanowiłam cały dzień spędzić w domu, w szlafroku. Na piątą zaprosiłam kilka osób i Tota. Siedzieli do siódmej. Wydali mi się nudni, a ich rozmowy były tak pełne banałów i codzienności, że po ich wyjściu odczułam prawdziwą ulgę.

Dostępne w wersji pełnej.Piątek

Jacek wyjechał do Białowieży. Nasza pożegnalna noc była cudowna. I jakby dla podkreślenia tej nocy, dzień, który po niej przyszedł, jest przepiękny. Z rana spadł świeży śnieg. Wszystko dokoła wybielił. Nad białym światem lazurowa kopuła nieba bez najmniejszej chmurki. Słońce świeci tak intensywnie, że wprost oślepia.

Obudziłam się radosna i jakby pewna, że coś niezwykle miłego mnie spotka.

Nie omyliłam się: ledwie zdążyłam zjeść śniadanie (smakowało mi bardzo), gdy zadzwonił stryj Albin. Aż krzyknęłam ze zdziwienia, gdy usłyszałam nowinę: biuro detektywów w Brukseli znalazło ślad miss Elisabeth Normann. Oni są wręcz genialni. Zdołali stwierdzić, że przed trzema laty mieszkała w Biarritz, w willi „Flora” z panem Folkstonem i sama podpisywała się jako Mrs. Folkston. Spędzili tam cały sezon i uchodzili za kochające się małżeństwo. O dowody i o świadków nie będzie trudno.

Dostępne w wersji pełnej.Sobota

Stryj Albin był bardzo zaskoczony wiadomościami. Nie odmówiłam sobie przyjemności zrobienia paru złośliwych uwag o jego sprycie. Przyjął je z pokorą i powiedział:

— W takim razie jest to piekielnie przebiegła kobieta. Wierz mi, mała, że nie należę do ludzi naiwnych ani prostodusznych. Jeżeli zdołała wprowadzić mnie w błąd, dowodzi to, że jest kuta na cztery nogi i ma jakiś bardzo ważny powód, by kryć się ze znajomością polskiego języka.

— Ale jaki?...

— Pojęcia nie mam. Przecież nie ukrywa tego, że włada kilkoma innymi językami. Zna oprócz angielskiego francuski, niemiecki i włoski. Dlaczego jej tak bardzo zależy na ukryciu tego jednego języka?... Może po prostu chce mieć tę przewagę nade mną, by rozumieć, co mówię, może przed służbą udaje po to, by wiedzieć, co o niej sądzą.

Dostępne w wersji pełnej.Niedziela

Nie cierpię niedziel. Są nudne, jednostajne i bezbarwne. A przy tym swoją wyjątkowością zakłócają normalny bieg życia. Nagle przypomina człowiek sobie, że nie może pójść do miary, że nie może kupić różnych rzeczy dlatego tylko, że ludzie świętują. Poza tym wszyscy krewni uważają niedzielę za najlepszy dzień do odwiedzin i telefonów. To straszne, jak wielu człowiek ma krewnych. Właściwie mówiąc, krewni są prawdziwą udręką. Zastanawiałam się nad tym, jak by wyglądał świat, gdyby jakoś ograniczyć pokrewieństwa. Na przykład zostawić tylko ojca i matkę. No i oczywiście dzieci.

Ilekroć pomyślę o dzieciach, zawsze mi się robi przykro. Halszka ma cudną córeczkę, której oczywiście nie umie wychowywać. Wyrośnie z niej na pewno raróg. Muszka ma dwóch synów. Wspaniałe chłopaki. Wszystkie pytają mnie, dlaczego dotychczas nie mam dzieci. Przyznam się, że zarówno cieszy to mnie i martwi. Sądzę, że nie umiałabym bawić się i zajmować się sobą, gdybym miała dziecko. To jest coś tak rozkosznego, że ześrodkowałabym w nim całe swoje życie. Z drugiej jednak strony jestem przecież bardzo młoda i tak niewiele dotychczas miałam od życia. Ogarnia mnie radość, że jeszcze jestem wolna, że nie grozi mi konieczność przestrzegania jakiejś diety i nie wyrasta przede mną perspektywa długotrwałego wycofania się z zabaw i z normalnego trybu egzystencji. A jednak zazdroszczę i Halszce, i Muszce. W dodatku Jacek już kilka razy wspomniał o tym, że nasz dziecinny pokój jest pusty.

Dostępne w wersji pełnej.Poniedziałek

Wprawdzie stryj Albin mi o tym wspomniał, ale zupełnie nie byłam na to przygotowana. Miss Elisabeth Normann wczoraj wieczorem wyjechała do Krynicy. Prawdopodobnie nie na długo, gdyż nadal zatrzymała swój numer w hotelu. Stryj dał mi do zrozumienia, że miałby również wielką ochotę pojechać za nią, lecz nie pozwalają mu na to różne sprawy. Domyślam się, że po prostu brak mu gotówki.

A zresztą nie zależy mi na tym, by stryj do Krynicy jechał. Może byłoby rzeczą najrozsądniejszą, gdybym ja się tam udała. W tamtejszych warunkach, gdzie się zawiera wiele przygodnych znajomości, nietrudno byłoby zbliżyć się do niej nie wywołując jej podejrzeń, że tyle wiem o niej. Jestem przekonana, że znacznie lepiej niż stryj potrafiłabym skłonić tę panią do zwierzeń. Na przykład stryj nie potrafi przycisnąć jej do muru w związku z językiem polskim. Twierdzi, że niepodobna skierować rozmowy z nią na ten temat.

Dostępne w wersji pełnej.Wtorek

Więc stało się to najgorsze, czego można było się spodziewać!

Postaram się opowiedzieć wszystko spokojnie i systematycznie. Ponieważ z balu wróciłam po szóstej, spałam prawie do pierwszej. Gdy wstałam, Jacka już nie było w domu. Za dużo piłam szampana i dlatego trochę mnie bolała głowa. Postanowiłam więc do wieczora nie wychodzić i w związku z tym nie ubierać się. Po załatwieniu kilku telefonów, zamierzałam właśnie zająć się uporządkowaniem moich notatek, gdy przyszedł Józef i zameldował, że w przedpokoju czeka jakiś posłaniec z listem, który mu kazano oddać mi do rąk własnych.

W pierwszej chwili pomyślałam, że Toto wykombinował dla mnie jakiś nowy prezencik. On lubi takie niedorzeczne niespodzianki. Nie przeczuwałam nic złego.

W przedpokoju stał najzwyklejszy posłaniec: stary, zgarbiony człowiek z siwą bródką i z czerwoną czapką w ręku. Nie przyjrzałabym mu się nawet, gdyby nie to, że powiedział:

Dostępne w wersji pełnej.Środa

Niewygodnie jest pisać w łóżku. Mam dziś trzydzieści osiem i dwie dziesiąte. Ale czuję się wybornie. Jacek żartował, że utyję z powodu choroby. Rzeczywiście przy gorączce mam zawsze większy apetyt. Doktor powiada, że to jest dowód zdrowego organizmu, który przy intensywniejszej przemianie materii żąda większych uzupełnień.

Kazałam kupić wszystkie dzienniki. Znalazłam w nich niestety tylko krótką i jednakowo brzmiącą wzmiankę, którą tutaj wklejam:

STRZELANINA NA ULICY MONIUSZKI

Wczoraj około południa wywiadowcy służby śledczej usiłowali zatrzymać na ulicy Moniuszki podejrzanego osobnika, który w odpowiedzi na żądanie wylegitymowania się dobył rewolweru i oddał w kierunku funkcjonariuszów policji szereg strzałów.

Dostępne w wersji pełnej.Czwartek

Sama nie wiem, jak doszło do tej rozmowy. Zapamiętałam z niej każde słowo. Nie umiem sobie tylko uprzytomnić, co skłoniło Jacka do mówienia. Zdaje się, że sprowokował go do tego ojciec, bardzo surowo potępiając Tonię Potocką za jej stosunek do męża.

Gdy wieczorem wszyscy wyszli, Jacek usiadł przy moim łóżku i powiedział:

— Zastanawia mnie, dlaczego ludzie tak rzadko rozumieją innych. Wydaje mi się, że na świecie byłoby znacznie mniej niesprawiedliwości, gdyby jedni zechcieli ujawniać motywy swoich działań, a drudzy wnikać w nie i oceniać według sumienia.

Mówił jakby do siebie. Był zamyślony i smutny. Odezwałam się luźno:

— Ludzie są zbyt zajęci sobą...

— Przeciwnie – potrząsnął głową. – Zajmują się swoimi bliźnimi, ale zajmują się powierzchownie. Stąd tyle fałszywych opinii i tyle jadu. Jestem najbardziej przekonany, że w niebie znajdzie się znacznie więcej osób, niż my przypuszczamy.

Dostępne w wersji pełnej.Sobota

Wczoraj miałam tak wysoką temperaturę, że nawet pisać mi się nie chciało. Doktor był dwa razy. To taktowne ze strony Jacka, że nie narzucał mi swego towarzystwa. Chociaż doktor przypisuje gorączkę normalnemu rozwojowi choroby i twierdzi, że nie ma to nic wspólnego z nerwami, jestem przekonana, że to skutek nocnej rozmowy z Jackiem. Powiedziałam mu to zresztą.

Mama siedziała przez cały czas przy mnie porządnie wystraszona. Miarą tego może być chociażby to, że przez pomyłkę dała mi całą łyżkę wody utlenionej, zamiast mikstury. Na szczęście spostrzegłam się i nie przełknęłam, Swoją drogą stryj Albin może i ma trochę racji w swoich poglądach na inteligencję mamy. Wieczorem podobno majaczyłam. To prawdziwie pomyślny zbieg okoliczności, że wówczas oprócz mamy nikogo w pokoju nie było. Z jej relacji wiem, że mówiłam jakieś rzeczy o Robercie, o strzelaninie i o nieżywych kurach. Wymieniałam podobno jeszcze dużo innych imion. Na próżno jednak wypytywałam mamę. Nie umiała niczego powiązać. Tym lepiej. Czasami niezbyt wyostrzona inteligencja może się przydać.

Dostępne w wersji pełnej.Sobota, wieczór

Więc był u mnie. Właśnie w przedpokoju spotkał się z Jackiem, który wychodził. Słyszałam, jak zamienili kilka konwencjonalnych zdań. Mam wrażenie, że Tadeusz nie lubi Jacka, chociaż nigdy mi o tym nie wspomniał ani nawet nie dał do zrozumienia. Stosunki między nimi od początku, gdy się poznali, układały się na płaszczyźnie towarzyskiej uprzejmości.

Autorka pamiętnika tutaj się myli. Nie mam najmniejszego powodu i nigdy nie miałem, by czuć jakąś niechęć do p. Renowickiego. Uważałem go zawsze za człowieka pod każdym względem correct, obdarzonego dużymi zdolnościami i nieprzeciętnym gustem, o czym świadczyć może chociażby jego wybór żony. Jeżeli nie zbliżyliśmy się w ciągu kilku lat naszej znajomości, było to skutkiem dwóch przyczyn: po pierwsze, zakres naszych zainteresowań był dość różny, po drugie, to właśnie p, Renowicki dawał mi odczuć pewien chłód i rezerwę w stosunku do mnie. Nie biorę mu zresztą tego za złe, zdając sobie sprawę z niesłusznych wprawdzie, lecz dla niego, być może, uzasadnionych motywów niechęci. (Przypisek T.D.M.)

Jacek wprowadził go do mego pokoju. Nie wiem, czy się domyślał, że wprowadza człowieka, którego opinia zadecyduje o moim dalszym postępowaniu, w każdym razie zdobył się na nie pozbawioną głębszej treści uwagę, przyprawioną swobodnym uśmiechem.

Dostępne w wersji pełnej.Poniedziałek

Obudziłam się dziś w doskonałym nastroju. Gorączki ani śladu. Trochę zmizerniałam, ale wyglądam z tym interesująco. Błękitnawe cienie pod oczami dodają mojej cerze bardzo wiele delikatności. Nie piszę tego, by się chwalić, ale tak delikatnej cery nie widziałam jeszcze nigdy. Nawet Norblin mi to kiedyś powiedział. A on już chyba się na tym zna. Będę musiała pozować mu drugi raz, gdyż Toto koniecznie chce mieć mój portret. Już wiem, jak się ubiorę. Biała tunika empire i gładka, złota obręcz na głowie. Tunika naturalnie z rozcięciem od biodra. Tak, by cała noga była widoczna. To będzie śliczne.

Dziś już wstałam, a pojutrze będę mogła wyjść. W czwartek wyjeżdżam do Krynicy. Rozmyślnie nie powiedziałam o tym dotychczas Jackowi. Nie chciałabym by mi odradzał, by (kto go wie!?) dał jej znać, że ja przyjeżdżam. Mógłby pokrzyżować wszystkie moje plany, ułożone tak pracowicie.

Zastanawiałam się nad tym, czy nie pomówić o nich ze stryjem Albinem. Doszłam jednak do przekonania, że lepiej nie. Niepokoi mnie tylko, że stryj od tak dawna nie dzwonił.

Bardzo ciekawie ułożyły się moje stosunki z Jackiem. Zachowujemy się niby zupełnie normalnie. Rozmawiamy o potocznych sprawach bieżących, widujemy się przy stole, ale do tamtych historii nie wracamy ani jednym słowem. Zupełnie tak, jakby była między nami w tym względzie jakaś nie pisana umowa.

Dostępne w wersji pełnej.Wtorek

Cudna pogoda! Byłam na spacerze z Totem. Przy Belwederze wysiedliśmy i przyszłam pieszo aż na Kredytową, gdzie mi chciał pokazać u jubilera jakieś okazyjne kolczyki. Wcale mi się nie podobały. Jeżeli się nie mylę, stanowiły one własność Żuczki Olszynowskiej. Czyżby z nimi było tak źle, że muszą wyprzedawać się z biżuterii?!

Wczoraj obiad się nie udał. Byłam wściekła. Jednak dobrze, że postanowiłam sprowadzić ciotkę Magdalenę.

Mam dziś urwanie głowy. Oczywiście okazało się, że wszystkiego mi brak. Nawet narty mi się rozeschły bo je położyli na pawlaczu obok przewodu kominowego czy czegoś takiego. Na gwałt musiałam uzupełniać swoją garderobę. Nie mogę przecież w Krynicy pokazać się w swoich zeszłorocznych rzeczach z Davos. Wobec tych obostrzeń dewizowych wiele osób spędza zimę w kraju.

Sprzyjało mi szczęście. Gdy jechałam do stryja Albina, spotkałam go na Miodowej. Powiedział mi, że na całą sprawę zapatruje się optymistycznie. Jego zdaniem ta kobieta nie ma złych zamiarów, w przeciwnym bowiem razie nie odkładałaby sprawy, lecz starałaby się wywrzeć jak najprędzej skuteczny nacisk na Jacka.

Dostępne w wersji pełnej.Środa

Jutro wyjeżdżam. Powiedziałam to dziś Jackowi przy obiedzie, dodając, że wyjazd został zalecony przez lekarzy. Spodziewałam się jakichś protestów lub przeszkód, lecz zachował się zupełnie normalnie. Zawsze w nim cenię to opanowanie odruchów. Przy słowie „Krynica” nie drgnęły mu nawet powieki. Nie mogło go to zresztą zdziwić, gdyż wszyscy jadą do Krynicy. Spotkam tam mnóstwo znajomych.

Od Tota dowiedziałam się, ze jest tam również Romek Żerański. To bardzo dobrze. Może na tle uzdrowiska straci coś ze swojej eternalności. Może zmądrzeje. Przez pół godziny szukałam w bibliotece „Sezonowej miłości” Zapolskiej. Dam mu to do przeczytania. O ile sobie przypominam, ta powieść może mu dać do zrozumienia, że mężczyzna powinien traktować miłość sezonowo. Opowiem mu też, co mówił mi kiedyś Dołęga. Twierdził, że zna trzy rzeczy wieczne: wieczne pióro, wieczną miłość i wieczną ondulację. Jego zdaniem najtrwalsze z tych trzech rzeczy jest wieczne pióro.

Dostępne w wersji pełnej.Czwartek

Siedzę w pociągu. Kto nigdy w pociągu nie pisał, nie wie, jak to trudno. Litery wychodzą niewyraźnie, niektóre są zupełnie zniekształcone. Jestem ciekawa, czy kiedyś, jeżeli zdecyduję się moje notatki uporządkować i wydać w formie pamiętnika, sama to zdołam odczytać. Swoją drogą byłoby rzeczą frapującą wydać swój pamiętnik.

Obserwuję twarze pasażerów. Przyglądają mi się jak zwykłej ładnej kobiecie. Czyż który z nich może się domyślać, ile treści kryje się w mojej duszy?! Ja również na nich patrzę, jak na ludzi zwykłych, przeciętnych. Ten łysawy brunet jest pewno handlowcem lub fabrykantem. Ten gruby wygląda na bankiera. Starsza pani o utlenionych włosach musi być żoną jakiegoś dygnitarza kolejowego. Nie sprawia wrażenia pasażerki, która może sobie pozwolić na pierwszą klasę. Na pewno ma bilet darmowy. Młody człowiek o aparycji sportowca ma wiele pryszczy na twarzy. Jest obrzydliwy. Prawdopodobnie pracuje w jakimś dzienniku i też ma gratisowy przejazd.

Tak ich określiłam. A czyż mogę wiedzieć, kim są naprawdę? Spojrzałam na grubasa. Może jedzie, by zastrzelić swoją niewierną żonę, i już za dwa dni będzie siedział w więzieniu? Ta kobieta może być księżną krwi, a nieciekawy młodzieniec jakimś znakomitym cudzoziemcem. Przecież księcia Windsoru wzięłam kiedyś za komiwojażera. Nic nigdy nie można wiedzieć. Każdy człowiek kryje w sobie jakieś tajemnice. Ma swoje własne życie. Ludzie właściwie nigdy się nie znają i nie mogą mieć o sobie zdecydowanie sprawiedliwego zdania. Łysawy brunet, który mi się wydaje człowiekiem zupełnie pospolitym, może mieć w duszy całe piekło lub całe niebo. Dopiero nieszczęścia, które spadają na ludzi, ujawniają przed innymi ich skarby i ich ubóstwa.

Dostępne w wersji pełnej.Sobota

Jestem w Krynicy. „Patria” przepełniona. To szczęście, że Toto zamówił dla mnie pokój. Niestety, większe apartamenty wszystkie są zajęte. Moc znajomych. Wszyscy zapewniają, że bawią się znakomicie.

Pierwszą osobą, jaką spotkałam w hallu „Patrii”, była... miss Elisabeth Normann. Schodziła właśnie do sali restauracyjnej na kolację. Zdążyła już się opalić. Nie bez przykrości muszę stwierdzić, że wygląda interesująco. Przekonałam się jednak, że jej rude włosy są ufarbowane. Kobiety rude nie opalają się tak dobrze, a najczęściej dostają piegów, których życzyłabym jej z całego serca.

Albo nie pamięta mnie z Warszawy (widziałyśmy się w „Bristolu” zaledwie kilka razy), albo świetnie umie udawać. Jej zielone oczy prześliznęły się po mnie z doskonałą obojętnością. Zdążyłam się już dowiedzieć, że mieszka na pierwszym piętrze i oczywiście ma apartament. To mi trochę zepsuło humor. Dyrektor obiecał, że gdy tylko zwolni się apartament na drugim piętrze, gdzie mieszka obecnie jakiś bogaty Niemiec z Górnego Śląska, przeznaczy go dla mnie.

Jestem trochę zmęczona podróżą i krakowskimi wizytami. Człowiek nawet nie wie, ilu ma dalekich krewnych.

Dostępne w wersji pełnej.Sobota

Spotkałam Romka. To jednak jest przyjemnie, gdy ktoś przy każdym spotkaniu ze mną czerwieni się jak pensjonarka. Umacnia to mnie w wierze we własne wartości. Zatrzymałam sanki i zawołałam go. Stał przed jakimś sklepem. Potknął się o kupę śniegu na brzegu chodnika. Zachował się wprost niezdarnie, co przy jego klasie ma duży urok. Ubrany zresztą był, jak zawsze, pierwszorzędnie. To jego ogromna zaleta. Nie cierpię mężczyzn źle ubranych. Taki na przykład Leszek Ponimirski programowo ubiera się fatalnie. Podejrzewam nawet, że bardzo rzadko się kąpie. Romek pocałował mnie w rękawiczkę i powiedział:

— Och, nie przypuszczałem, że jesteś w Krynicy. Gdyby...

Nie dokończył, więc zapytałam:

— Gdybyś o tym wiedział?...

Zrobiłam mu miejsce obok siebie. Gdy już konie ruszyły, powiedział z emfazą:

— Gdybym o tym wiedział, nie przeklinałbym tak swego lekarza za to, że mnie tu wysłał. Czy... jesteś sama?

— Tak, Jacek siedzi w Warszawie. A ty?...

— Ja?... – przeraził się. – A z kimże mógłbym tu być?!

Dostępne w wersji pełnej.Poniedziałek

Wczoraj nie pisałam, bo nie miałam czasu. A zresztą nic się nie zdarzyło. Betty Normann nadal zdaje się nie szukać ze mną zbliżenia. Kłaniamy się sobie z uśmiechem. To wszystko. Dziś zauważyłam, że zapuszcza sieci na generała Koczyrskiego. Dziwny gust. Koczyrski ma wprawdzie nie więcej niż lat pięćdziesiąt, ale jest zupełnie brzydki. I nieszykowny. Czyżby jej imponowało to, że zajmuje jakieś dygnitarskie stanowisko? Byli razem w Żegiestowie i wrócili przed samym wieczorem.

Mój kostium narciarski robi furorę. Podobny, ale w znacznie gorszym gatunku (rzuca się to w oczy), ma jakaś pani Retz czy Rentz z Łodzi. Poza tym w całej Krynicy nic ciekawego. Nigdy sobie nie daruję, że nie nauczyłam się dobrze jeździć na łyżwach. Te dwie smarkate Holdynówny są formalnie oblężone. Rzeczywiście jeżdżą bardzo ładnie. Kostium łyżwiarski jest niesłychanie twarzowy. Gdy tylko idą na ślizgawkę, wali tam pół Krynicy.

Spotkałam bardzo zajmującego człowieka. Jest to pan Joe Larsen Knidle, dyplomata amerykański z Moskwy. Przyjechał tu, by wypocząć. Spędzam z nim sporo czasu. Byłam dumna, że lepiej jeżdżę na nartach od niego. I jemu to zaimponowało. Okazało się, że Jacka zna jeszcze z Ligi Narodów, a z Totem polował kiedyś w Kongo. Bardzo miły, światowy człowiek. Nie żuje gumy i nie opowiada co trzecie zdanie o wspaniałościach Ameryki. Z tym wychwalaniem swego kraju Amerykanie na ogół są nużący. Wszystko, co amerykańskie, jest dla nich superlatywem. Gdy chce taki zrobić mi komplement, mówi:

Dostępne w wersji pełnej.Wtorek

Spotkałyśmy się na schodach bec-a-bec. Gdy ją zobaczyłam, od razu przeczułam, że poznanie musi nastąpić. Zatrzymała się i z uśmiechem wyciągnęła do mnie rękę.

— Czy pani pozwoli, że się przedstawię – powiedziała po angielsku. – Nazywam się Elisabeth Normann.

Wymieniłam swoje nazwisko równie uprzejmie.

— Słyszałam od generała Koczyrskiego – mówiła – najprzyjemniejsze rzeczy o pani.

— Generał jest bardzo miły. A jakże się pani podoba Krynica?...

— Nadzwyczajnie. Dla kogoś, kto już jest zblazowany komfortem różnych zagranicznych miejscowości kuracyjnych, Krynica ma urok miłego prymitywu.

Najwyraźniej w świecie chciała podtrzymać i przedłużyć rozmowę. Teraz już nie ulegało dla mnie wątpliwości, że wie ona, kim jestem. Zaczyna się niebezpieczna gra. Ano dobrze. Nie cofnę się przed nią. Zapytałam z zainteresowaniem:

— Pani na pewno dużo podróżuje?

Dostępne w wersji pełnej.Środa

To musi coś znaczyć. Ponieważ wiem, że w Biarritz posługiwała się kiedyś jakimś cudzym nazwiskiem (a właściwie swego panieńskiego też używa nieprawnie, gdyż powinna nosić nazwisko Jacka), skłonna jestem raczej wierzyć pamięci Larsena niż zachowaniu się tej kobiety.

Było to tak.

Jedliśmy właśnie z panem Larsenem obiad, gdy do sali restauracyjnej weszła miss Normann. Przechodząc obok mego stolika pozdrowiła mnie może nawet z większą dozą serdeczności, niż na to pozwalała nasza krótka znajomość. Odpowiedziałam jej tym samym. Larsen wstał i ukłonił się również. Odpowiedziała mu ledwo dostrzegalnym skinięciem głowy. Gdy już zajęła miejsce po drugiej stronie sali, Larsen powiedział:

— Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że znam tę damę. Kto to jest?

— Nazywa się miss Elisabeth Normann.

Dostępne w wersji pełnej.Środa

Więc nareszcie Romek się odnalazł. Było to bardzo zabawne. Ale zanim to opiszę, muszę zanotować rzeczy ważniejsze. Mianowicie wysłałam wczoraj list do Brukseli wraz z fotografią. Drugą zostawiłam sobie. Schowałam ją między chusteczkami w szafie. Detektywom napisałam, by nie szczędzili kosztów, zrobili z fotografii wiele odbitek i rozesłali podobnym biurom w różnych krajach.

Teraz sprawa pójdzie innym tempem. Jeżeli od Baxtera otrzymam potwierdzenie moich podejrzeń, będę i tak już miała dość kompromitującego dla niej materiału. Śmiało będę mogła powiedzieć, że jest międzynarodową awanturnicą, o bardzo skandalicznej przeszłości. Kto wie zresztą, czy ona sama nie jest bigamistką. Może się jeszcze okazać, że ten pan, z którym mieszkała w Biarritz, był jej prawdziwym mężem.

Spotkałam ją dziś rano w hallu. Miałam doskonały pretekst do zaczęcia rozmowy, gdyż właśnie przenoszono moje rzeczy do apartamentu na drugim piętrze, położonego nad jej apartamentem.

Dostępne w wersji pełnej.Czwartek

Miałam dzisiaj bardzo urozmaicony dzień. Z rana telefonował Jacek. Telefonował z Krakowa, gdzie bawi z jakimś szwedzkim ministrem, który zwiedza Polskę. Rozmowa była zupełnie stereotypowa, na zasadzie uprzejmości i małżeńskiej troskliwości. Miałam co prawda wielką ochotę powiedzieć mu coś cieplejszego, ale należało utrzymać styl. Może i oczekiwał, że powiem mu coś o tej rudej, bo bardzo szczegółowo wypytywał, kto bawi w Krynicy. Umyślnie mówiłam mu bardzo długo o Romku. Niech ma za swoje. O Romka zawsze był zazdrosny. Dostałby szału, gdybym powiedziała mu o liście, który dziś rano otrzymałam. Zlitowałam się jednak nad nim.

Więc ten list. Przyniesiono mi go wraz ze śniadaniem. Romek pisał:

Zaczynam bez nagłówka, gdyż nie mam prawa użyć tych słów, które mi się cisną pod pióro. A słów konwencjonalnych użyć nie chcę, nie mogę. Już idąc do Ciebie wczoraj, chciałem się z Tobą poważnie i ostatecznie rozmówić. Przekonałem się jednak, że przerasta, to moje siły. W Twojej obecności tracę panowanie nad nerwami i nad sobą, co doprowadza do tak karygodnego zachowania się, jak moje wczorajsze. Najusilniej i najserdeczniej przepraszam Cię za to. Gdyś mnie przywołała do porządku, zrozumiałem, że jedynym ratunkiem dla Twojej czci i dla mego honoru, to jest dla dwóch świętości, które najbardziej cenię na ziemi, będzie natychmiastowe opuszczenie Twego pokoju.

Dostępne w wersji pełnej.Piątek

Dziś po raz pierwszy byłam u miss Normann. Udało mi się sprowokować ją do zaproszenia. Spotkałyśmy się w chwili, gdy właśnie wchodziła do siebie. Powiedziałam:

— U pani już sprzątnięte? Bo u mnie właśnie sprzątają i muszę przesiedzieć te pół godziny w hallu.

Nie wypadało jej zrobić nic innego, jak zaproponować:

— Miło mi będzie, jeżeli pani zechce ten czas spędzić u mnie.

— O, nie chciałabym pani krępować!...

— Ależ nie mam nic do roboty. I naprawdę będzie mi przyjemnie.

Apartament jej niczym się nie różni od mojego. Przekonałam się tylko, że ma bardzo piękne articles de voyage i że panuje tu wzorowy porządek. Poczęstowała mnie czekoladkami i powiedziała:

Dostępne w wersji pełnej.Niedziela

Boże, jakie straszne przeżyłam emocje! Brrr... Nie potrafiłabym zostać zawodowym złodziejem. Ale opowiem wszystko od początku.

Wszystko zdawało się układać jak najpomyślniej. Gdy z rana schodziłam na dół, zobaczyłam Betty wsiadającą do sanek z jakimś panem. Musieli jechać gdzieś dalej, gdyż zabrała własny pled. W tej chwili powzięłam postanowienie: teraz albo nigdy. Staruszek portier widocznie poszedł na mszę do kościoła, gdyż zastępował go pomocnik, wysoki dryblas, o dość tępym wyrazie twarzy. Ta zamiana była dla mnie niezwykle pomyślna.

Przez kwadrans przeglądałam „Vogue”, po czym, starając się zachować jak najzimniejszą krew, zbliżyłam się do dryblasa i kazałam podać sobie mój klucz. Wskazałam przy tym na klucz od apartamentu miss Normann. Dał mi bez najmniejszego wahania.

Dostępne w wersji pełnej.Poniedziałek

Ten Toto to prawdziwy wariat. Podobny pomysł! Jednak to miłe z jego strony. Przyjechali sześciu samochodami. Coś dwudziestu paru panów. Na samochodach wywiesili tabliczki z napisem: „Zimowy rajd do pani Hanki”. Cała Krynica o niczym innym nie mówi. Stałam się od razu najpopularniejszą tu osobą. Wyobrażam sobie, jak wszystkie baby skręcają się z zazdrości na korkociąg.

Przyjechali o dziesiątej rano, a ponieważ wszyscy byli głodni, pierwsze śniadanie zmieniło się w jakiś dziki bankiet. W sali restauracyjnej zestawiono stoły i o pierwszej, gdy zaczęto podawać normalny obiad, dyrektor musiał błagać Tota, byśmy się przenieśli do baru na dół. Tu Toto kazał sprowadzić orkiestrę i bawiliśmy się wyśmienicie aż do szóstej wieczór, kiedy zawiani i zmęczeni poszli wreszcie spać.

Toto jednak jest niestrudzony. Ani słyszeć nie chciał o śnie, chociaż od Warszawy aż do Krynicy prowadził wóz. Niejeden mężczyzna mógłby mu pozazdrościć zdrowia. Poszliśmy na ślizgawkę, gdzie rozgrywano właśnie mecz hokejowy z Łotyszami.

Dostępne w wersji pełnej.Wtorek

Między mną i Totem wszystko skończone. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Należało tak postąpić już dawno. Stało się to tak.

Obudziłam się bardzo wcześnie i włączyłam telefon. O ósmej przyszedł fryzjer, w kwadrans potem zadźwięczał dzwonek aparatu. Wzięłam słuchawkę, lecz okazało się, że to dzwoni Mirski. Nic nie wiedział o tym, żeśmy się wczoraj z Totem poprztykali, gdyż zapytał, jakie mamy (to znaczy Toto i ja) projekty na dzisiejszy dzień. Odpowiedziałam mu, że jeszcze nie wiem, gdyż Toto śpi.

— Jak to śpi? – zdziwił się. – Przecież był tu u mnie przed godziną.

Oniemiałam. Więc wstał i nie zatelefonował do mnie. „Ano, dobrze – pomyślałam sobie. – Obraziłeś się, więc się sam przeprosisz”. Zaproponowałam Mirskiemu przejażdżkę sankami. Zgodził się z radością. O dziesiątej już byliśmy na dole.

Dostępne w wersji pełnej.Czwartek

Jestem bardzo z siebie niezadowolona. Za dużo piłam u Guciów na obiedzie. Jeszcze dotychczas szumi mi w głowie. Gdyby nie ten wstrętny szampan, nie zrobiłabym na pewno tego głupstwa. Szampan i te nudy w Krakowie. Tu naprawdę nie ma co robić. Wszystko sobie popsułam. Całą moją strategię.

Toto znów gotów sobie Bóg wie co wyobrażać. Trzeba będzie jutro zastanowić się nad nową taktyką. Dziś nie mam do tego zdrowia. Taka cisza dookoła. Godzina pierwsza. Kraków już od dawna śpi. Zeszłej nocy drzemałam wprawdzie w samochodzie, ale jestem ogromnie zmęczona i oczy mi się kleją.

Dostępne w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: