Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Piołunnik - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Piołunnik - ebook

Nie było w Czarnobylu katastrofy elektrowni jądrowej - to legenda rozwinięta przez Rosjan dla przykrycia znacznie mroczniejszej tajemnicy. Zamiast opadu radioaktywnego, na Polskę i Europę spada substancja odwracająca kierunek entropii - i oto z ziemi powstają postaci z coraz głębszych warstw historii Polski.

Jest kwiecień 1986 roku i kapitan SB zostaje wysłany do Krakowa, by powstrzymać wyjście królów Polski z krypt wawelskich. Wokół niego cała historia kurczy się do jednego punktu, do pozaczasowego „teraz i zawsze”.

Opowiadanie nominowane w 2011 roku do nagrody im. Janusza A. Zajdla za rok 2010.

Opowiadanie pochodzi z tomu "Król Bólu".

Kategoria: Fantastyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-05607-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

28 kwietnia 1986, południe

Dziewczynki w białych sukienkach, trzymając się za rączki, idą parami po drugiej stronie ulicy. Czy to już czas pierwszych komunii? Przedtem urządzają w kościołach próby. Spódnice i halki unoszą się i mną, gdy dzieci przeskakują nad kałużami. Patrząc z wysokości drugiego piętra przez podwójne szyby, brudne i wypaczone, widzę jedynie rozmazane sylwetki, zarysy szarych zjaw jak z sepiowych fotografii – nieprawdziwe, należące do przeszłości, zbyt piękne. A może po prostu pora mi już wybrać się do okulisty? Zamykam oczy; ból głowy nie ustępuje. W skroniach i nad zatokami: łum, łum, łumm, w rytmie krwi.

Zadzwonił telefon. Wróciłem do biurka.

– Rzewiecki.

– Młot wzywa – powiedział Mietek. Coś trzasnęło na linii i zabuczał sygnał.

Nacisnąłem widełki. Zadzwonił ponownie.

– Młot wzywa. O drugiej u niego.

– Co znowu? Przecież byłem na wydziałówce, poniedziałek dopiero się zaczął.

– A bo ja wiem? Na piętrze we wschodnim skrzydle wywaliło hydraulikę.

– Trzeci raz? Albo czwarty.

– Jedzie gównem aż do gabinetów.

– Stawiałbym raczej na tych z Cytrynowej, drukarnia, makulatury dwa żuki, synalek towarzysza z KW. Na pewno już dzwonili z Warszawy.

– Byłeś u pani Jadzi?

– Pani Jadzia –

Pukanie do drzwi.

– Widzimy się u Młota – mruknąłem i odłożyłem słuchawkę. – Wejść!

Uchyliwszy drzwi, do pokoju wsunął głowę Miciński z administracyjnego.

– Towarzyszu kapitanie? Można?

Zgarnąłem papiery z biurka, zamknąłem skoroszyty.

– No, czego chcecie?

– Względem tych z rozróby z dwudziestego trzeciego...

W zeszłym tygodniu trzech chłopców z ZOMO obiło pod Zakładami Nowotki pijanych robotników, którzy zaczęli bazgrać czerwoną farbą na zakładowym murze. Ktoś to zdążył jednak sfotografować, no i rozdzwoniły się telefony; ponoć nawet Wolna Europa wspomniała o sprawie. Zomowców wysłaliśmy na wieś, robotników przymknęliśmy.

– Co z nimi?

– Komenda podrzuciła nam papiery. Mamy to podbić? Pójdzie do szafy.

– Nowotko jest na liście wojewódzkiej, nie? No to podrzućcie do III A.

Miciński skrzywił się, wydymając wargi, aż mu stalowe koronki błysnęły na zębach.

– Kapitan Bula z gospodarczego słał wam monity o tego cinkciarza. Ja nie –

– Cholera, dobra, sam to załatwię.

Miciński wycofał się, pozostawiając uchylone drzwi. Wdzierał się przez nie stukot maszyn do pisania, gdzieś też rzęziło rozstrojone radio. Co chwila dzwonią tu telefony, trzaskają drzwi, ktoś drze się w głębi korytarza, dyktując przez międzymiastową długie pismo. Łeb puchnie.

Sprawdziłem w biurku i w szafkach. Teczki TW Filutek nie było nigdzie.

Zajrzałem do Lipskiego i Czuchy.

– Czy ja wam dawałem teczkę jednorękiego?

Popatrzyli po sobie.

– Nie. Bo co?

– Jakiego jednorękiego? – spytał Czucha, splunąwszy petem do przepełnionej popielniczki.

– Ten łysy z protezą, musieliście go widzieć, gruby walutowiec, gospodarczy wkręca go w spekulacje w przemyśle ciężkim. Zachodził ktoś z III A, jak mnie nie było?

Pokręcili głowami.

Wróciłem do siebie. Po kwiatku pod wyblakłym godłem pełzła biała gąsienica, zgniotłem ją między palcami. Spojrzałem na zegarek. Zamknąłem na klucz obie pary drzwi i zszedłem na obiad.

W stołówce kolejka sięgała drugiego rzędu stolików. Stanąłem za Zworskim. Rozwiązywał krzyżówkę w „Przekroju”, wymyślając na poczekaniu nieistniejące słowa; zaglądałem mu przez ramię. Gdzie, u licha, mogła się podziać ta teczka? W sobotę zachodził do mnie – kto? Lipski i Czucha, sierżant z dołu, no i Wątły – Wątły przyszedł opić przydział mieszkania, podziękować za poparcie, od czasu afery mięsnej uważa mnie chyba za ojca chrzestnego.

– To ja ogórkową i flaczki.

Przysiadłem się do kościelnych, porucznika Łeby i porucznika Sobczyńskiego. Łeba kimał nad rozbabranymi kopytkami, Sobczyński wkleił mordę w niedogotowane kartofle.

– Mhm, słuchajcie, czy Młot dzwonił do czwórki w sprawie tego zebrania? Na drugą. Wiecie coś?

– Gubr-gubr-gubr! – powiedział Sobczyński.

Kopnąłem Łebę pod stołem. Podskoczył.

– Czujnym trzeba być, towarzyszu.

– O żeby was, khr, która godzina?

– Co wyście po nocy w niedzielę robili? Dyżur na mszach, czy co?

– Nie słyszeliście, co Urban wygadywał? Musimy teraz słać do Warszawy encyklopedyczne raporty. Major orze nami statystyki. Dzieło sztuki. Ta robota mnie wykończy. Kapitan zobaczy moje oczy. O! A prawe? O! Na prawe już chyba w ogóle nic nie widzę, łzawi mi tylko.

– O co chodzi Młotowi?

– Brbbbbbr!

– Zdaje się, że był jakiś radiotelegram z nasłuchu – mruknął Łeba, pociągając nosem nad zaschniętymi kopytkami.

– O?

– Wpadłem na Wiśniewskiego przy kiblach na pierwszym.

– A, słyszałem...!

– Zalało już boczną klatkę. Pół Biura stoi i przygląda się. Zapaliliśmy i mówi, że ze Skandynawii nadają o jakimś wypadku u Ruskich. Która jest godzina?

– Jakim wypadku?

– Elektrownia im wybuchła albo cuś.

– Słaszenielajojatywie.

Wytarłem rękaw swetra, na który Sobczyński napluł ziemniakami.

– Mówiliście coś, poruczniku?

Podźwignął się na krześle. Na lewym policzku miał odbity czerwony negatyw widelca.

– Skażenie radioaktywne – powiedział i wstał. – Przepraszam.

Podreptał do wyjścia.

– E-no! – Spojrzałem na Łebę. – Zachód znowu coś pieprzy od rzeczy.

– Pewnie tak. – Wzruszył ramionami. – Moskwa jeszcze nie zdementowała.

Obejrzał się na zegar na ścianie.

– O czwartej wraca major. Musimy... – Podążył w ślady Sobczyńskiego.

Flaki były bardziej gumowe niż zazwyczaj, zostawiłem niedojedzone.

Poszedłem do Wątłego. We wschodnim skrzydle rzeczywiście jechało gównem. Na korytarzu sekretarka mocowała się z oknem, bezskutecznie usiłując je otworzyć. Tych okien nigdy nie otwierano, zabito je na amen, jeszcze gdy zakładano kraty; okna tutaj wychodziły na ulicę i skwer z Leninem.

Za zakrętem przystanąłem – przy klatce schodowej, pod drzwiami WC zebrał się tłum. Mundurowi eskortowali upapranych smarami fachowców, którzy ciągnęli po schodach i do wnętrza toalet grube węże i rury. Wszyscy gapowicze zatykali nosy albo palili papierosy.

Pokój porucznika Wątłego był pierwszy po lewej. Przez zamknięte drzwi dochodziły podniesione głosy.

– Ze zmiażdżoną podstawą czaszki! Bądźcie rozsądni! Mózg mu wyciekał! – To Wątły.

– Zmiażdżona podstawa, zgadza się. – A tego nie kojarzyłem. Starszy mężczyzna.

– No to co to za idiotyzmy –

– Tu, proszę, papiery z sekcji, a tu –

– A co mi po waszych papierach! Trup albo nie trup! Na litość boską! To się w pale nie mieści!

– Młodzi jesteście, jakbym wam opowiedział, co u nas w szpitalu –

– Z mózgiem na ścianie! No ja pierdolę!

– A w ogóle wypraszam sobie taki język, towarzyszu poruczniku!

Wycofałem się po cichu spod drzwi.

Na korytarzu drugiego piętra wpadłem na Mietka.

– Idziesz już do Młota?

– Co? Nie. – Ale zawrócił ze schodów. – Czekaj, czy ty słyszałeś o jakiejś akcji na Uniwersytecie?

– Kiedy? Teraz, ostatnio? Nie no, tylko to, co zawsze.

– Pani Jadzia mówi, że to jest gość od nich. U Młota, znaczy się.

Pomyślałem o Filutku. On przecież sprzedawał fikcyjne dyplomy magistra protegowanym dyrektorów ze Zjednoczenia. Tak. Poszedł z tym prosto do Młota, cholera. Ma coś na mnie? Nie ma nic, kwity spaliłem, towar upłynniłem. Ale jak się dogadał wpierw z Bulą... I Bula przyszedł – albo przysłał kogoś – żeby wyjąć z teczki Filutka wszystko, co przeczy ich wersji...

Złapałem Mietka za ramię.

– Jak Młot kazał ci mnie wezwać – znaczy, wymienił mnie z nazwiska?

– Nie, wszystkich ze szczebla MSW, ja akurat byłem pod ręką.

– Nie chciał przez panią Jadzię?

Mietek wzruszył ramionami.

Wróciłem do siebie. Herbata w szklance wystygła, chłodna breja. Włączyłem grzałkę; w kontakcie dalej iskrzyło niebiesko, mieli naprawić. We łbie kuźnia piekielna. Poszukałem tych enerdowskich pastylek, które przysłał szwagier. Opakowanie się kończyło, połknąłem tylko jedną, popiłem zimną lurą. Od razu odezwały się wrzody: rach, rach, żyleta w żołądku. Otworzyłem sejf, wyjąłem resztkę ostatniej rolki papieru toaletowego i pognałem do WC.

Na wewnętrznej ściance kabiny, obok wulgaryzmów i obscenicznych rysunków, ktoś metodycznie wydrapał kilkanaście sygnatur akt. Zaiste, takiego systemu przekazywania tajnych informacji nie wymyśli żaden Bond. I co miałby wówczas począć kontrwywiad? Wchodzić za podejrzanym do wszystkich szaletów i skrzętnie spisywać poezję kiblową? Zatrudnić na etatach babci klozetowych swoich oficerów? Prowadzić ciągły monitoring publicznych ustępów? MSW powoła specjalny departament, Srajną Służbę Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Obstawią wszystkie kible w kraju. Każda muszla zostanie zewidencjonowana, sfotografowana i przydzielona do właściwego oficera prowadzącego. Dupartament rozrośnie się na wszystkie województwa, powoła komórki w każdej komendzie MO, powstaną sekretne sekcje zajmujące się nielegalnymi miejscami wypróżnień, w archiwach Ministerstwa utworzone zostaną rejestry obszczymurstwa, spuchną teczki operacyjne Tajnych Członków...

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: