Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podwójna przynęta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 października 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,90

Podwójna przynęta - ebook


„Podwójna przynęta” to pierwszy polski „kryminał ironiczny” umieszczony w realiach brytyjskich, w środowisku bankowym. I nie tylko. Autor ukazuje naszych rodaków za granicą w sposób sympatyczny, dowcipny i interesujący. Liczne polonica ubarwiają wartką narrację. Akcja mocno osadzona jest na kanwie sensacyjnej. Mamy w niej niezbędne atrybuty dobrej powieści kryminalnej – piękne kobiety, wielkie sumy pieniędzy, przemyt, szantaż, co najmniej trzy grupy mafijne, szybkie samochody sportowe, zagmatwane wątki i pogmatwane losy skorumpowanych policjantów oraz Interpol. I jednego uczciwego bankowca. No, w miarę uczciwego.

Wspaniała lektura dla mężczyzn. I kobiet... którzy umieją się na niej poznać. Uwaga! – czytać z przymrużeniem oka. Nie dla ponuraków. Dla miłośników piwa i piłki nożnej. Szczególnie.

Aleksander Janowski, autor wielu popularnych powieści uporczywie przyswajał oporną wiedzę w Wyższej Szkole Języków Obcych Uniwersytetu Warszawskiego. Nie mając głowy do handlu, manipulacji ani kombinowania, poszedł po drodze najmniejszego oporu, uzyskując magisterium z ekwiwalencji tłumaczeniowej na Wydziale Lingwistyki UW. M. in. w Wiedniu zaliczył dwutygodniowy kurs zastosowania sił pokojowych, zorganizowany przez Akademię Pokoju Organizacji Narodów Zjednoczonych. Nie miał, niestety, okazji do aplikowania zdobytej wiedzy w praktyce – stąd tyle konfliktów na świecie. W czasie wolnym ima się pisania książek, z których nie śmieje się ostatni. Śmieją się inni. Dla urozmaicenia repertuaru przełożył z rosyjskiego ”Polowanie na Stalina, polowanie na Hitlera” Borysa Sokołowa. Autor ma także w zanadrzu kilka świetlanych pomysłów na zbawienie świata. Na szczęście… nie zdradzi ich.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-119-4
Rozmiar pliku: 887 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Rzuciłem palenie kilkanaście lat temu i dlatego moje ponownie uczulone powonienie wychwyciło od razu ostry zapach niemytego ciała i ludzkiego potu we wnętrzu mojego jaguara. Bukiet zapachowy, przyznam, dla niego absolutnie niewłaściwy. Zawsze pachnie nową skórą na fotelach i drogimi perfumami. Nie, nie moimi. Nie używam. Zostawiam to kobietom.

Nie wożę z zasady nikogo, kto nie kąpie się co najmniej raz dziennie. Mam i takie przypadki, że biorą i dwa prysznice w krótkim czasie. Jeden przed – drugi po. Tak, po tym, o czym pomyśleliście. Z powodów oczywistych. Tak.

Wiec tym bardziej takich aromatów żadna z nich nie zwykła po sobie pozostawiać. Żadna, zapewniam.

A już na pewno nie panna Alicja, czyścioszek do przesady.

Kolegom wozu nie pożyczam – mają swoje nie gorsze. Nie potrzebują mojego.

Chłopak parkingowy wczoraj w tej snobistycznej restauracji japońskiej rozsiewał na cały placyk duszącą woń Yardleja. Aż się trochę zdziwiłem - ten zapach jest raczej zarezerwowany dla starszych panów. Potem zrozumiałem – użył czyjegoś. Wyglądał mi, zresztą, na takiego, co pozwala się innym utrzymywać. Chyba całą swoją czerwoną marynarkę miał naperfumowaną, jak mu wtykałem niezły napiwek w kieszonkę za podstawienie wozu. Czyli, to też nie on.

- No to mamy zagadkę - jak mawia pewien zazdrosny mąż po nieoczekiwanym powrocie do domu. Dalej w tym dowcipie, bo to jest powiedzonko z dowcipu, jest wytłumaczone, dlaczego on tak sądzi i to ma być śmieszne. Opowiadał mi tę śmiesznostkę mój mechanik przed miesiącem, ale mnie się dowcipy nie trzymają.

Jak sobie przypomnę, to dopowiem.

Uważnie rozglądam się po wnętrzu samochodu.

Szyby całe. Zamki nietknięte. Tylne siedzenie nadal ozdabia mój pozostawiony tam wieczorem płaszcz, od samego mistrza Armaniego. Nieco snobistyczny, zgadzam się. Wymaga tego moje stanowisko. Jako bankowiec reprezentuję sobą całą firmę. O wizerunek musimy dbać wszyscy. Od renomy i wyników finansowych tej szacownej instytucji zależy, między innymi, moja pensja. Nie powiem, nie najniższa. I ten oto jaguar to też wyznacznik osiągniętego statusu jego właściciela, do jakiegoś tam stopnia.

Nic nie zginęło. Nawet numer tygodnika dla mężczyzn, z mocno rozebraną Chineczką na lśniącej okładce. Za chuda trochę, na mój gust.

A co to? Siedzenie kierowcy jest za bardzo przysunięte do przodu. Rozumiem, ktoś musiał być znacznie niższy ode mnie i po wykonaniu swojej czynności, jakakolwiek by ona nie była, zapomniał odsunąć fotel do pierwotnej pozycji. Roztargniony czy spłoszony przez przypadkowego przechodnia?

Na włamanie to mi absolutnie nie wygląda. Dziwne też, że nie zadziałał patentowy przecież system alarmowy. Co to oznacza? Myśl, chłopie – dopinguje sam siebie.

To znaczy, że nie był to przygodny miłośnik cudzych aut, co chciał zaimponować maczyzmem nowo poderwanej dziewczynie i odjechać wozem w filmowy zachód słońca. Ani też tani ćpun, zżerany głodem narkotykowym, kradnący z zaparkowanych samochodów wszystko, co dałoby się natychmiast sprzedać za cenę jednej dawki marychy. Zresztą, nie w tej dzielnicy.

Skoro tak, to co? Zawodowcy?

Ależ to nie miałoby sensu. Kto i czego miałby tu szukać? Wszyscy potencjalnie zainteresowani moją skromną osobą powinni wiedzieć przecież, że od dawna nie zajmuje się niczym, co mogłoby ich choć trochę obchodzić.

Nawet gdyby któryś był nie do końca poinformowany, to po to właśnie, między innymi, wynaleziono telefony i inne środki komunikacji międzyludzkiej. Nazwisko moje widnieje w każdej książce telefonicznej. Po co zadawać sobie zbędny trud, kiedy można wprost i bezpośrednio się poinformować? Zadzwonić do mnie. Legalnie. Bez dodatkowego wysiłku fizycznego.

Widocznie, ten ktoś nie chce w sposób prosty i woli drogę skomplikowaną. Poza tym, jak widać, nie chce też, abym się tego domyślał. Czyli, chodzi o coś, o czym ja jeszcze nie wiem. Pośrednio mogę być w jakiś sposób dla kogoś użyteczny? Tylko dla kogo? Same zagadki. A może gliniarze prowadzą sprawę przeciwko komu innemu i wypłynęło przy okazji moje nazwisko? Zaczynałem skłaniać się w myślach ku przekonaniu, że to ich robota. Prawdopodobne. Chyba tak.

Co więc mam uczynić? Ponieważ na tym etapie nie wiem kto i nie wiem co, mogę podjąć tylko ograniczone środki zaradcze.

A może po prostu zmieniali baterie w dawniej założonym urządzeniu podsłuchowym? Teoretycznie, być może, ale dopiero co mój mechanik zapewniał, że wózek jest czysty, pod każdym względem, i nie miał on bynajmniej na myśli pobliskiej myjni. Muszę do niego wpaść, najlepiej już jutro.

Tak, chyba chodzi o podsłuch, bo przecież gdyby tylko zamierzali śledzić samochód, wystarczyłoby podczepić gdzieś na podwoziu malusieńki guziczek - nadajnik, bez wchodzenia do środka. Do głowy by mi nie przyszło szukać tam czegokolwiek.

I jeśli już zainstalowali cokolwiek w jaguarze, to czy pozostawią w spokoju mieszkanie i biuro? Raczej nie. Ja bym na ich miejscu nie pozostawiał.

Należy więc założyć, że albo to już zrobili albo zrobią w najbliższym czasie. Usiłuję sobie przypomnieć, kiedy widziałem ostatnio przy moim domu jakiś zaparkowany na dłużej furgon z napisem KWIATY lub POGOTOWIE GAZOWE z kręcącymi się przy nim robotnikami w odpowiednich kombinezonach. Nie przypominam sobie. Czyli, wszystko przede mną. Należy się spodziewać wizyty.

A w korespondencji? Było coś nadzwyczajnego? Nie, sama rutyna. Zaraz, zaraz. Przed kilkoma tygodniami otrzymałem pismo od dealera, abym się stawił z samochodem do wymiany jakiegoś czipa komputerowego w układzie wtrysku paliwa, co to niby fabryka wadliwie zainstalowała i teraz wymienia na swój koszt.

Przyznam się, że zlekceważyłem to pisemko - po co mam wymieniać, kiedy silnik gra jak skrzypce, prawda? Zresztą, zapomniałem o tym. To co, fabryka w swojej uprzejmości posuwa się tak daleko w obsłudze klienta, że wymienia mu wadliwą część w środku nocy, pod jego domem, nie powiadamiając o tym samego właściciela?

Nie sądzę, aby to był ten ciekawy przypadek, jak mawia pewien przyjaciel mojego polskiego przyjaciela, z zawodu lekarz - ginekolog.

Wczesnym rankiem podjechałem pod warsztat, położony dogodnie na przedmieściu, nienarażony na niedyskretne spojrzenia. Słońce już odbijało się w kałużach, gołębie zawzięcie gruchały, zapachy wiosny walczyły z zastarzałą wonią benzyny i smarów. Mechanicy w overallach opukiwali i osłuchiwali kilka sportowych wozów na podnośnikach.

- Boss się ocknął? - rzuciłem żartobliwie do jednego z nich, w firmowej koszulce HARLEY - DAVIDSON. Wskazał głową za siebie.

W kącie hali, w oszklonym pomieszczeniu zobaczyłem Stana z komórkowcem przy uchu. Wskazał mi ręką na krzesło przed biurkiem, pod portretem tego ich Papieża i na express kawowy na stoliku obok.

Owszem, nalałem sobie pół styropianowego kubka – oni tu nie piją z porcelany - z mlekiem. Lekarz ostatnio coś wspominał o mleku w kawie, że niby coś osłania. Może ma rację?

Stan skończył wreszcie i obrócił się w moją stronę.

- Nie powiesz chyba, że moje chłopaki spieprzyli coś w twoim rzęchu? chcesz coś do tej lury? – sięgał do szafki na ścianie.

- Nie, dziękuję, za wcześnie na mnie. Nie powiem, oni są świetni. Wózek gra jak prezydent Clinton na saksofonie.

- Musi grać – co roku ktoś z ekipy fabrycznej Jaguara przyjeżdża tu na tydzień, a ostatnio Jack spędził u nich calutki tydzień. Pokazywali mu takie nowe komputery diagnostyczne. Mówię ci, najlepsze szpitale takiego czegoś nie mają... a powinny...

- Czy ten twój osławiony Jack potrafi znaleźć w moim wozie coś, czego tam nie było jeszcze dwa dni temu?

Spojrzał na mnie uważnie. Podszedł do drzwi, zamknął.

- To może potrwać... a gdzie ma szukać? Możesz wskazać, w przybliżeniu, oczywiście?

- Sądzę, że gdzieś przy kierownicy, może pod... może z boku... nie wiem...

- Pali się?

- Niespecjalnie, ale niech on nie zasypia przy tym...

- Zostaw kluczyki... zadzwonię... jak coś znajdzie... Żebyś nie chodził piechotą, weź sobie tego białego wyścigowca pod ścianą... klient wraca za trzy tygodnie... Widziałeś ostatniego gola Ronaldo? Chłopie, ta piłka szła jak w róg bramki jak zaczarowana...

- Kaka by to zrobił lepiej - wrzuciłem dla podtrzymania konwersacji i zacząłem się żegnać. Akurat znam to nazwisko piłkarskie, bo podawali je w porannych wiadomościach obok zawrotnej sumy idącej w miliony funtów brytyjskich. I że jest, cytuję, obunożny. A jaki niby ma być? Trzy?

O piłce nożnej Stan może perorować kilka godzin z rzędu, podobne jak o blondynkach, motorach, paralotniach i piwie. Wszystkie zdrowe zainteresowania.

Nigdy nie wiem, co stawia na czołowym miejscu, widując go na przystani z wiotkimi, długonogimi panienkami o szeleszczącej wymowie, ładującego na potężną motorówkę skrzynki dobrego piwa, whisky i lodu. Uprawia te wszystkie swoje hobby jednocześnie? Chciałbym to zobaczyć.

Na dworze dla odmiany siąpiło. Gołąb nad bramą kapnął mi na klapę płaszcza.

Na szczęście?

Lało już porządnie, kiedy zaparkowałem na automacie przy sklepiku z artykułami sprzętu gospodarczego. Łysawy czterdziestolatek za ladą oderwał się od przeglądu sportowego z wyraźną niechęcią.

- O widzę, że pan też lubi Ronaldo - zaryzykowałem.

- On jest... proszę pana... to jest...

- Drugi Zidane - brnąłem dalej. To, z kolei, nazwisko zapamiętałem z niezliczonych dialogów ojczulka z telewizorem.

- Tak jest... on jest...

- Nawet lepszy od Kaki – zauważyłem, że dobrze mi się rozmawia z samym sobą.

- Tak jest...

- To może mi pan pomoże, jak kibic kibicowi, tym bardziej, że pan tak się świetnie zna na piłce... rzadko dziś się spotyka takich koneserów...

- Że co?

Zapomniałem o nakazie mojego najlepszego polskiego przyjaciela – „nigdy nie rzucaj perłami w świnię... nie poczuje, rzucaj dużym kijem... jak najgrubszym...”

- Tak wspaniale się pan zna na piłce...

- O tak... jest.

- Stan mnie przysyła i kazał pana pozdrowić.

- Ach, ten... on się dopiero zna na nożnej... jak ostatnio byliśmy...

- Więc może mi pan pomóc? – przerwałem. Wiem, to nieładnie.

- Mogę... a w czym?

- Proszę pana, jaki zamek do drzwi zainstalowałby pan, aby ukochana teściowa za nic nie mogła do pana się dostać w momencie jak pan się zabawia z uroczą sąsiadką, wysławszy uprzednio żoneczkę z dziećmi na wakacje?

- To zależy od gatunku teściowej – facet za kontuarem odzyskał dar mowy.

- Dwieście funtów żywej wagi, ponad sześć stóp wzrostu, nawet na płaskich obcasach, wytrenowana we wschodnich sztukach walki, ukrywa twarz za kominiarką, porusza się bezszelestnie, unika dziennego światła, nie lubi hałasować, nie pozostawia śladów wizyty, nie rozstaje się z czymś twardym...

- Współczuję panu... takiej nic się nie oprze... żałuję, ale...

- A za podwójną opłatą?

- Wie pan, jak kibic kibicowi... na rękę... czasami... Czy chodzi o to, aby teściowa...

- Ukochana, zresztą...

- Czy żeby ona nie weszła, czy aby weszła i niekoniecznie wyszła?

- To i tak można wyperswadować?

- Jak kibic sędziemu piłkarskiemu po sprzedanym meczu...

Chyba polubię tę piłkę nożną, pomyślałem.

- Wie pan co? Czy można tak urządzić, żeby ona weszła i wyszła, a żebym ja potem wiedział, co ona tam robiła i co pozostawiła, ewentualnie?

- Jak pan się orientuje, za takie zagrania sędzia może podyktować rzuty karne... bezapelacyjnie.

- Trzeba by zaangażować kilku zawodników o bardzo wysokiej technice. Jak Beckham, co najmniej. Albo Kaka.

- Absolutnie... a wie pan ile oni teraz zarabiają?

- Coś słyszałem... od Stana...

- Jeśli Stan tak powie.. i odpowiedni sponsor się znajdzie... to pomyślimy...

- Dobrze, tu... zostawiam... na wstępne wydatki... i rozmowy... O reszcie pogadamy jak od pana coś usłyszę... Nie, żadnych telefonów... będę tu wieczorem.

Teraz można porozmyślać, przekonywałem sam siebie sadowiąc się przy stoliku, z dala od okna, w libańskiej restauracyjce. Dobry kawał jagnięciny moczonej przez dwa dni w specjalnej zalewie z ziół i kwaśnego mleka, à la Bonifacy, z przepisu mojego polskiego przyjaciela, bije na głowę każde danie w spisie wszystkich snobistycznych restauracji w słynnym przewodniku gastronomicznym ZAGATa. Szczególnie z kieliszkiem australijskiego Shiraza. Boskie.

Czy będą mnie śledzić na mieście? Nie powinni, jeśli sprawa jest błaha i owszem, jeśli – ich zdaniem - jest poważniejsza. I jeśli tak, to ilu ich będzie do tej roboty? Kilku zaledwie, jeśli sprawa jest rutynowa i odpowiednio więcej, jeśli będą przekonani o jej większym wymiarze.

Więc co mam robić?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: