Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Polska 1918 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 czerwca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Polska 1918 - ebook

Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. (…) Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne Państwo! – pisał o jesieni 1918 roku Jędrzej Moraczewski.

To się wydarzyło 100 lat temu…Jak wówczas żyli nasi pradziadowie? Z jakimi wyzwaniami u progu niepodległości musieli się zmierzyć? Jakie zadania ich czekały w dziedzinach takich jak: prawo, transport, kultura, religia, zdrowie i oczywiście polityka. Co działo się w największych miastach: Lwowie, Wilnie, Warszawie, Krakowie, Poznaniu? W dwudziestu dziewięciu rozdziałach będących odrębnymi esejami autor przybliża zagadnienia ważne w pierwszych miesiącach i latach niepodległej Polski.

Poznajemy warunki życia ludności, życie społeczne, nowe polskie uczelnie, organizacje kobiece, stowarzyszenia, salony literackie. Autor kreśli portrety pierwszych reprezentantów narodu w Sejmie Ustawodawczym oraz najważniejszych postaci niepodległej Polski.

Mimo licznych trudności był to okres fascynujący. Rok 1918 to początek krótkiego okresu polskiej niezależności, który może stanowić dla nas wszystkich inspirujący punkt odniesienia. Był to bowiem czas, jedyny między XVIII wiekiem a rokiem 1989, w którym Polacy sami budowali podwaliny swego życia zbiorowego. Nasi przodkowie byli wówczas tacy, jacy mogli i chcieli być, a dzień, w którym nadeszła niepodległość, trwale zapisał się w ich pamięci.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0795-5
Rozmiar pliku: 18 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Książka ta nie jest z pewnością podręcznikiem do dziejów II Rzeczypospolitej, nie wyczerpuje bowiem wszystkich kluczowych aspektów ówczesnych wydarzeń. Nie ma też ambicji stać się rozprawą naukową ani odsłaniać nieznanych kulis wypadków dziejowych sprzed 100 lat. Większość poruszanych na jej kartach zagadnień była już dogłębnie analizowana przez wielu badaczy. To raczej zbiór dwudziestu dziewięciu krótkich esejów, z których każdy miał być rzutem oka na kolejne obszary rzeczywistości lat 1918–1919, wybrane arbitralnie – jako mniej znane lub wymagające wyjaśnienia, a niekiedy uporządkowania – a pozwalające zrozumieć, z jakimi wyzwaniami u progu niepodległej Polski mierzyli się nasi pradziadowie.

Można oczywiście zadać sobie uzasadnione pytanie, po co poświęcać czas na przyglądanie się poczynaniom naszych przodków, żyjących w pierwszym ćwierćwieczu XX wieku. Najprostsza odpowiedź brzmi, że doskonałym powodem, by to zrobić, jest przypadające w tym roku stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. To rocznicowe podejście ma oczywiście swój sens, pozwala bowiem przypomnieć sobie o tym, co stanowi nasze korzenie. Z pewnością jednak ogranicza nieco perspektywy i na pewno nie chciałbym, by książka ta została uznana po prostu za „rocznicową produkcję”.

W tych dwudziestu dziewięciu obrazach próbowałem skupić się szczególnie na pierwszych miesiącach istnienia odrodzonej Polski, z rzadka tylko zapuszczając się aż do okresu wojny polsko-bolszewickiej czy Konstytucji marcowej. Uznałem bowiem, że to jest czas najbardziej fascynujący, gdy Polska powstawała z niebytu.

Uważamy dzisiaj rok 1918 za wystarczająco ważny dla nas, Polaków, by w rocznicę objęcia przez Józefa Piłsudskiego naczelnej władzy wojskowej – 11 listopada, obchodzić nasze główne święto narodowe. A jednak nasze rozumienie tych wydarzeń wydaje się często zbyt powierzchowne, zbyt zasklepione w schematach interpretacji wypracowanych po 1989 r., które nie są już w stanie odpowiedzieć na stawiane dzisiaj pytania. Książka ta powstała więc po to, by choć odrobinę przyczynić się do przezwyciężenia naszych myślowych przyzwyczajeń, a często po prostu niewiedzy, która utrudnia nam zrozumienie tych istotnych historycznych wypadków.

Rok 1918 to początek zaledwie dwudziestoletniego istnienia niepodległej Polski, a jednak okres ten stanowić może do dzisiejszego dnia dla nas wszystkich inspirujący punkt odniesienia, bowiem był to czas – jedyny między XVIII wiekiem a rokiem 1989, w którym Polacy sami budowali podwaliny swego życia zbiorowego, z wszystkimi jego ograniczeniami i słabościami. Nasi przodkowie byli wówczas tacy, jakimi mogli i chcieli być. Być może więc najlepiej jesteśmy w stanie zrozumieć także nasze własne słabości i potencjał, uważnie patrząc na ten krótki przebłysk polskiej samodzielności.

Ten rok był również fascynującym okresem gwałtownego przełomu – stary świat legł bowiem w gruzach, a dotychczasowe hierarchie i realia stawały się niemal z dnia na dzień całkowicie nieaktualne, załamując się pod ciężarem toczonej już od kilku lat wielkiej wojny i rozlewającej się po świecie brutalnej rewolucji. W tym przerażającym, a zarazem fascynującym chaosie rodziła się Polska.

Jak ważny to był czas, niech świadczy fakt, że często krytycy wybierają właśnie ten okres historyczny, by polemizować z naszymi postawami i przekonaniami. Jednak ten sam czas niepodległości jest okazją do dostrzeżenia w nim, nieczęstych przecież w naszych dziejach, momentów czystej radości i niezmąconej dumy. Mam nadzieję, że książka stanie się także okazją do ich odnalezienia.

Wreszcie napisałem tę książkę z potrzeby serca. Nie będąc specjalistą od okresu I wojny światowej i dwudziestolecia międzywojennego, próbowałem jednak od wczesnej młodości zrozumieć, w jaki sposób jesienią 1918 roku to, co jeszcze kilka lat wcześniej wydawało się nierealne, stać się mogło faktem. Jak doszło do tego, że Polacy odzyskali swoje państwo i polityczną samodzielność… Ponieważ wielu aspektów tego procesu czytywane przeze mnie od czasu do czasu współczesne monografie historyczne czy książki z epoki nie były mi w stanie w pełni wyjaśnić, starałem się samodzielnie je zrozumieć i jakoś te swoje przemyślenia uporządkować. Książka ta jest więc po części także owocem moich osobistych potrzeb i fascynacji.

Chciałem pisać jak najprościej i najbardziej zrozumiale, ale nie zawsze pewnie udało mi się uniknąć zawodowego skrzywienia historyka, który z racji „postawy krytycznej” czasami zbytnio szuka „dziury w całym”. Za te niedoskonałości serdecznie przepraszam.

Teraz z czystym sumieniem mogę zaprosić do wspólnej wyprawy w czasy, które słusznie możemy dziś uznać za okres prawdziwego sukcesu i w pełni uzasadnionej radości…Przywykliśmy do myślenia o odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości jako o pewnym momencie – najczęściej w tym kontekście wymieniamy datę 11 listopada 1918 roku. W drodze do wolności niebagatelne znaczenie miały jednak zarówno wypadki poprzedzające ten symboliczny dzień, jak i to, co nastąpiło wkrótce po nim. Stary Kontynent, po którym właśnie przetoczyła się wojna, przeżywał wówczas wielkie polityczno-społeczne poruszenie. I na ziemiach polskich, i w całej Europie był to więc okres niezwykle dynamicznych zmian. Co przyniosły? Czy spełniły oczekiwania Polaków? Jaki kształt nadały nowej, odrodzonej Rzeczypospolitej?

Mglisty poranek – nastroje wulkaniczne

To nie był zwykły poniedziałek. To był początek nowej epoki – 11 listopada 1918 roku, imieniny Marcina i Bartłomieja – dla Polski data przełomowa. Dzień chłodny, jesienny, a jednak gorący. Rozpalony nadziejami, rozżarzony radością, że oto wreszcie, po latach, nadeszła tak wyczekiwana wolność. Słońce wzeszło o 7.15…

Poniedziałkowy „Kurier Warszawski” pisał:

Warszawa wstała dziś ze snu z zapytaniem na czołach: co przyniesie dzień dzisiejszy? To jest ogólne znamię dnia dzisiejszego. Warszawa, a za nią kraj cały – czeka.

Zanim jeszcze nastał brzask, wiele się działo w stolicy i wielu było takich, co się tej nocy spać nie kładli. O burzliwych wydarzeniach na ulicach w rubryce Wypadki dnia donosiła 11 listopada warszawska „Nowa Gazeta”:

Po nocy niezwykle ożywionej, rozbrzmiewającej strzałami, turkotem szybko jeżdżących samochodów wojskowych polskich, nastał mglisty poranek.

Ulice wkrótce zaległy gęste tłumy podniecone i wojownicze. Na miasto wyszły patrole wojska polskiego i milicji. Rozbrajają przechodzących żołnierzy i oficerów niemieckich. Większość z nich oddaje broń dobrowolnie, zdarzają się jednak i wypadki oporu. Wtedy zwykle interweniuje tłum, przechylając zawsze zwycięstwo na stronę polską. W paru miejscach doszło do wymiany strzałów: są ranni i zabici.

Wiele gmachów publicznych znajduje się w rękach polskich, ukazują się na nich zaraz chorągwie polskie.

Zapanowała w społeczeństwie atmosfera wszechobecnej euforii, nierzadko jednak emocje wymykały się spod kontroli. Nieposkromione, kipiały i wybuchały, dochodziło do aktów przemocy wobec okupantów. Powszechne rozgorączkowanie i chaos tych dni sprzyjały agresji i pospolitym rozbojom. Te rozbuchane nastroje trzeba więc było studzić. Temu między innymi miały służyć komunikaty i odezwy kierowane przez władze do ludności, a związane z reorganizacją państwa. Rozwieszano je na ulicach, drukowano w prasie. Do zachowania zimnej krwi, równowagi i spokoju wzywał obywateli sam komendant Piłsudski. W jednej z takich odezw mówił m.in.:

Rozumiem w pełni rozgoryczenie, jakie we wszystkich kołach społeczeństwa obudziły rządy okupantów. Pragnę jednak, byśmy nie dali się porwać uczuciom gniewu i zemsty. Wyjazd władz i wojsk niemieckich musi się odbyć w najzupełniejszym porządku.

Nastała wolność, ale nie odmieniła ona jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki polskiego pejzażu. Nie uzdrowiła w okamgnieniu wyniszczonego organizmu. Trzeba było jeszcze wielu dni, miesięcy i lat, by kształtującą się dopiero strukturę przemienić w dojrzałe i sprawne państwo. Najszybciej z otaczającej Polaków rzeczywistości zniknęły stygmaty zaborców – usuwano obcojęzyczne napisy, zdejmowano szyldy, godła okupantów zastępowano Orłem. Gruntowne wewnętrzne przemiany wymagały jednak czasu. Ale nadeszły. Stopniowo, i nie bez przeszkód, z chaosu wyłaniał się kształt II Rzeczypospolitej.

Dość szybko oznaki powrotu do polskości mogli dostrzec, na przykład, bywalcy kinematografów. Już 11 listopada „Kurier Warszawski” pisał:

Dotychczas objaśnienia tekstowe do obrazów kinematograficznych podawane były w języku przedewszystkiem niemieckim (przed okupacją w rosyjskim) i dodatkowo – w polskim.

Obecnie niektóre kinematografy przestały podawać objaśnienia w języku niemieckim z uwagi na to, że jest już coraz mniej widzów, którym język niemiecki jest potrzebny.

Błyskawicznie zareagowało też Towarzystwo Krajoznawcze, które, jak donosił ten sam „Kurier”, chcąc uprzystępnić poznanie Warszawy rodakom z innych zaborów, zapraszało chętnych na wycieczkę po Starym Mieście.

Bez wątpienia jednak pierwszą i najbardziej zauważalną oznaką wskrzeszenia Niepodległej był niesamowity entuzjazm, jaki ogarnął Polaków. Ojczyzna wolna, jarzmo zrzucone – rodaków rozpierała energia. Jakby niesieni na fali tej wolności, gotowi góry przenosić, byle tylko jak najszybciej scalić w jedno rozczłonkowany organizm państwowy. Jakby obudzeni ze stuletniego letargu, chcieli nadrobić stracony czas. Angażowali się w budowę nowej administracji, organizowali polskie instytucje, zawiązywali stowarzyszenia pomocowe. Impulsem do działania była odzyskana wolność, celem – silne państwo.

Nie wszędzie jednak na ziemiach polskich panowała w listopadzie podobnie radosna atmosfera jak Warszawie, choć niemal wszędzie dominowały nastroje gorączkowe. Wilno wciąż było pod okupacją niemiecką, w Poznaniu narastało napięcie, a wkrótce wybuchło powstanie wielkopolskie, we Lwowie trwały walki z Ukraińcami. Ale to Warszawa właśnie była w tych dniach centrum wydarzeń. To tu rozstrzygały się losy kraju, tu zapadały najważniejsze decyzje, tu formowały się nowe władze.

Najwyrazistszym symbolem przełomowych jesiennych dni stał się powrót Piłsudskiego do stolicy 10 listopada. Równie symboliczne i znamienne były tytuły, które nazajutrz po tym wydarzeniu pojawiły się na łamach gazet. Piłsudski w Warszawie i Koniec okupacyi niemieckiej, można było m.in. przeczytać nawet w krakowskim „Czasie”. Warszawski „Kurier Poranny”, jak większość ówczesnych dzienników, na pierwszej kolumnie zamieścił relację z przybycia komendanta.

W niedzielne deszczowe przedpołudnie Piłsudski przemówił do wiwatujących na jego cześć mieszkańców stolicy. Gdy pojawił się na balkonie pensjonatu przy ul. Moniuszki, w którym się zatrzymał, widać było, że jest zmęczony. Wyglądał mizernie. Mówił krótko, bo dokuczał mu ból gardła i przeziębienie. Obiecał jednak solennie, że gotów jest do podjęcia wyzwań, jakie przed nim stoją, i że wszystkie swoje siły odda na potrzeby ojczyzny.

Od kogo Józef Piłsudski przejął władzę?

Zwolniony z niemieckiego więzienia w twierdzy magdeburskiej brygadier Józef Piłsudski (1867–1935) przybył więc do Warszawy 10 listopada. Powrót do kraju był zarazem powrotem na polską scenę polityczną. Z rąk Rady Regencyjnej już następnego dnia – 11 listopada – przejął naczelną władzę wojskową, a trzy dni później także najwyższą władzę cywilną. Na kartach szkolnych podręczników widzimy zdjęcie idących trzech regentów, członków Rady, wśród których wyróżnia się wysoka sylwetka arcybiskupa warszawskiego Aleksandra Kakowskiego, a obok niego kroczą konserwatywni politycy: prezydent Warszawy – Zdzisław Lubomirski i prezes Stronnictwa Polityki Realnej – Józef Ostrowski. To oni przekazali władzę Naczelnikowi Państwa.

Ale to nasze wyobrażenie kryje w sobie pewną oczywistą sprzeczność. Skoro przyszły Marszałek Polski Piłsudski od kogoś przejmował władzę i nie był to organ państwowy któregoś z zaborców, ani nawet stacjonujący w Warszawie generał-gubernator Hans von Beseler, to przecież oznacza to, że już wcześniej musiały być w stolicy polskie instytucje państwowe.

Być może nie cieszyły się pełną swobodą działania i pełną niezależnością, być może nie mogły konkurować z Piłsudskim pod względem poparcia społecznego, ale istniały, działały i tworzyły zręby instytucji państwowych, na których oparł się przybywający do Warszawy lider. Gwoli zwykłej sprawiedliwości warto więc się przyjrzeć sytuacji politycznej na ziemiach polskich, jaka wytworzyła się jesienią roku 1918, w okresie tuż przed odzyskaniem niepodległości.

W przededniu Niepodległej

Jesienią 1918 roku Warszawa była stolicą Królestwa Polskiego, ustanowionego dwa lata wcześniej tzw. aktem 5 listopada – wspólnym orędziem dwóch cesarzy: niemieckiego Wilhelma II Hohenzollerna i austriackiego Franciszka Józefa I Habsburga. Twórcom tej namiastki Polski niepodległej chodziło o stworzenie wasalnego tworu, który rozwiązałby im ręce, jeśli chodzi o pobór rekrutów z ziem polskich dawniej należących do Cesarstwa Rosyjskiego (w myśl prawa międzynarodowego były one tylko okupowanym przez armię niemiecką i austriacką terytorium wroga).

Cele okupantów być może były doraźne, ale wywołały polityczny ferment. Na mapie Europy pojawił się zalążek państwa polskiego, po raz pierwszy od upadku powstania listopadowego w 1831 roku. Z jednej strony wzrosły gwałtownie oczekiwania społeczeństwa polskiego, z drugiej zaś rozpoczęła się dyplomatyczna licytacja między inicjatorami tego aktu, tzw. państwami centralnymi, a wojującym z nimi sojuszem – ententą, w której skład wchodziła najbardziej poszkodowana przez akt 5 listopada carska Rosja.

Okupacje państw centralnych

Poczęte w tak niecodziennych okolicznościach półsuwerenne, a może nawet ćwierćsuwerenne, państewko nie było uznawane na świecie przez nikogo poza dwoma państwami inicjatorami jego powstania, które dodatkowo okupowały jego nieokreślone w precyzyjny sposób, potencjalne terytorium. Siedzibą okupacji niemieckiej była Warszawa, a siedzibą austriackich władz okupacyjnych – Lublin.

Obie okupacje powstały w wyniku ofensywy państw centralnych na froncie wschodnim w lecie 1915 r., która zmusiła Rosjan do wycofania się z terenów dawnego Królestwa Kongresowego. Okupacja niemiecka obejmowała północną część dawnej tzw. Kongresówki, a austriacka – jej część południowo-wschodnią. Na wschód – począwszy od Suwalszczyzny na północy, po Wołyń na południu, rozciągały się tereny zaplecza frontu państw centralnych, podporządkowane naczelnemu dowództwu armii wschodnich (tzw. Ober-Ost).

Okupacja austriacka obejmowała ponad 43 tys. km kw. z 3,5 mln mieszkańców i tylko dwoma większymi miastami: Lublinem (ok. 80 tys. ludności) i Radomiem (ok. 50 tys.). Okupacja niemiecka – czyli oficjalnie Cesarsko-Niemieckie Generalne Gubernatorstwo Warszawskie – była dużo większa i zajmowała 62 tys. km kw. z zamieszkałymi na tym terenie 6,5 mln ludzi. Pod kontrolą władz niemieckich znalazły się dwa wielkie miasta: mająca ponad 800 tys. mieszkańców Warszawa i niemal półmilionowa Łódź. Poza tym znajdowały się tam także Sosnowiec (ponad 100 tys.) – główny ośrodek uprzemysłowionego Zagłębia Dąbrowskiego i Częstochowa (70 tys.).

Na czele władz austriackiej strefy okupacyjnej stał początkowo generał Erich von Diller, ale wkrótce zastąpił go generał Karl Kuk. Od kwietnia 1917 r. do lutego 1918 r. lubelskim generałem-gubernatorem był Polak – generał Stanisław Szeptycki, nawiasem mówiąc, rodzony brat nastawionego proukraińsko metropolity lwowskiego obrządku greckokatolickiego Andrieja Szeptyckiego. Generał Szeptycki jednak także nie doczekał końca wojny na tym stanowisku.

W lutym w proteście przeciwko przekazaniu Chełmszczyzny Ukraińcom w traktacie brzeskim (tzw. traktacie chlebowym), o czym jeszcze będzie mowa, ustąpił ze stanowiska. Jego brat zaś w tym samym czasie wraz z duchowieństwem greckokatolickim nie krył satysfakcji z przekazania ziem ukraińskich w ręce pełnoprawnych właścicieli. Taką jego postawą byli oburzeni Polacy, którzy lwowskiego metropolitę określali dosadnie – słowami Marii Lubomirskiej, żony jednego z członków Rady Regencyjnej – nazywając go „rusińskim polakożercą”.

Miejsce Stanisława Szeptyckiego zajął więc w lutym 1918 r. Chorwat – gen. Anton Lipošćak, który ostatecznie przekazał władzę nad Lublinem Polakom 2 listopada tegoż roku.

Jednak to nie często zmieniający się austriaccy generałowie-gubernatorzy, lecz rezydujący w Warszawie ich niemiecki odpowiednik – generał Hans von Beseler był faktycznym zarządcą Królestwa Polskiego. To on ze stołecznego Belwederu rozdawał karty w grze o wpływy w Warszawie i kontrolował powstające polskie władze państwowe i samorządowe.

Królestwo bez króla

Początkowo – od stycznia 1917 r. – władza w ustanowionym Królestwie Polskim należała do ciała zbiorowego reprezentującego obie okupacje – Tymczasowej Rady Stanu. Była to namiastka władzy polskiej ustawodawczej i wykonawczej. Członkiem TRS był m.in. Józef Piłsudski do chwili, gdy został aresztowany z powodu kryzysu przysięgowego.

W kwietniu 1917 r. powołano do życia Polską Siłę Zbrojną (niem. Polnische Wehrmacht). Została ona podporządkowana faktycznemu zwierzchnikowi Królestwa, niemieckiemu generałowi-gubernatorowi von Beselerowi. Liczyła wówczas niemal 21 tysięcy żołnierzy – głównie należących uprzednio do Legionów Polskich. Decyzja Piłsudskiego o odmowie złożenia przez legionistów przysięgi na wierność cesarzowi Niemiec doprowadziła do tzw. kryzysu przysięgowego i w konsekwencji rozbicia dotychczasowych polskich jednostek. W wyniku tego kryzysu Piłsudski został uwięziony przez Niemców w twierdzy magdeburskiej. Pozostał tam aż do listopada 1918 r., po zwolnieniu przybył do stolicy i objął pełnię władzy w odradzającej się Polsce.

Wracając jednak do kwietnia 1917 r. – wierna Piłsudskiemu część polskich żołnierzy odmówiła złożenia przysięgi. Byli to przede wszystkim weterani I i III Brygady Legionów. Trzy tysiące niepokornych żołnierzy, poddanych austriackich, wcielono wprost do armii austro-węgierskiej i skierowano na front włoski. Ich opornych kolegów, ale pochodzących z Królestwa Polskiego, rozbrojono i internowano na miejscu. Blisko 4 tysiące z nich znalazło się w obozie w Szczypiornie. Po ich wielomiesięcznej przymusowej bezczynności światu pozostała oryginalna sportowa pamiątka: izolowani legioniści wymyślili grę w piłkę ręczną, po dziś dzień nazywaną w Polsce – od miejsca pierwszych rozgrywek – „szczypiorniakiem”.

Część jednak polskich żołnierzy nie poparła w trakcie kryzysu przysięgowego Piłsudskiego i złożyła wymaganą od nich przez okupantów przysięgę. Z tych większość – 8 tysięcy ludzi, głównie żołnierzy dawnej II Brygady Legionów, na czele z pułkownikiem Józefem Hallerem (1873–1960), oddano z powrotem pod rozkazy austriackie jako tzw. Polski Korpus Posiłkowy. W październiku 1918 r. siły te nie znajdowały się już jednak po stronie państw centralnych. Na wieść o przekazaniu Chełmszczyzny Ukraińcom także żołnierze Hallera zbuntowali się przeciwko nielojalnym Austriakom i postanowili przejść na stronę rosyjską.

Na terenie Królestwa pozostało tylko niecałe 3 tysiące żołnierzy pochodzących z Kongresówki i będących pod rozkazami von Beselera. Na szczęście nie zaniechano dalszego werbunku – liczebność Polnische Wehrmacht stale wzrastała i w chwili, gdy w październiku 1918 r. Beseler w końcu zrzekł się zwierzchnictwa nad tymi jednostkami na rzecz Rady Regencyjnej, liczyły one już 9 tysięcy ludzi. Dowództwo przejął wtedy na niecały miesiąc generał Szeptycki, w listopadzie przekazał je Piłsudskiemu. Siła ta – choć skromna – okazała się istotna w chwili, gdy Polakom przyszło walczyć o Lwów i bronić terytorium kraju jesienią 1918 r. i w początkach następnego roku.

Od 12 września 1917 r. istniała w Warszawie Rada Regencyjna – najwyższy organ władzy, stojący na czele struktur Królestwa Polskiego powstałego na mocy aktu 5 listopada. Dokument powołujący ją do życia podpisany został przez dwóch generałów-gubernatorów stref okupacyjnych, a jego artykuł I punkt 1 stanowił:

Najwyższą władzę państwową w Królestwie Polskim oddaje się aż do jej objęcia przez Króla lub Regenta Radzie Regencyjnej, nie naruszając międzynarodowego stanowiska państw okupacyjnych.

Organ ten zapisał się w historii Polski przede wszystkim w kontekście zakończenia swojej działalności, który to moment zwykle uznajemy za powstanie struktur państwowych niepodległej Rzeczypospolitej. Rada nie cieszyła się zresztą uznaniem społeczeństwa – opinia publiczna miała za złe regentom wiernopoddańcze wizyty składane w Berlinie i Wiedniu w styczniu 1918 roku.

Regenci – portret potrójny

W skład Rady, jak już wspomniano, wchodziło trzech regentów. Tę funkcję pełniły postaci znaczące w ówczesnym życiu społecznym Warszawy i Królestwa: arcybiskup warszawski – Aleksander Kakowski (1862–1938), konserwatywny polityk i ziemianin – Józef Ostrowski (1850–1923) oraz dotychczasowy prezydent Warszawy – książę Zdzisław Lubomirski (1865–1943).

Przyjrzyjmy się im przez chwilę. Aleksander Kakowski był arcybiskupem metropolitą warszawskim stosunkowo krótko, bo od 1913 r. Syn powstańca styczniowego, pochodził z rodziny drobnej szlachty z powiatu przasnyskiego. Ukończył petersburską Akademię Duchowną oraz rzymski Uniwersytet Gregoriański. Był przez wiele lat wykładowcą seminarium warszawskiego i stołecznym kanonikiem. Od 1910 r. pełnił funkcję rektora wspomnianej Akademii Duchownej w Petersburgu, a na rok przed wojną nominowany przez cara i Stolicę Apostolską objął arcybiskupstwo warszawskie. Zatem to bodaj ostatni polski biskup, który musiał złożyć przysięgę na wierność carowi.

Nic więc dziwnego, że w okresie I wojny światowej był początkowo zwolennikiem opcji prorosyjskiej. Po okupacji Warszawy przez Niemców w 1915 r. zajął wyczekujące stanowisko. Jednak do Rady Regencyjnej wszedł. Miał się na to zdecydować pod wpływem arcybiskupa Antoniego Nowowiejskiego, wtedy jeszcze biskupa, ordynariusza płockiego, późniejszego sekretarza generalnego Episkopatu Polski (w 1918 r.), który został w 1999 r. błogosławionym jako męczennik II wojny światowej. Wchodząc do Rady, Kakowski przysięgi lojalności wobec cara jednak nie złamał, bowiem we wrześniu 1917 r. ostatni imperator – Mikołaj II – był od siedmiu miesięcy zdetronizowany przez rewolucję lutową, a w wojnie po stronie ententy brała udział rosyjska republika.

Arcybiskup Kakowski po I wojnie był aktywnym uczestnikiem życia kościelnego – m.in. w 1919 r. jako konsekrator w warszawskiej katedrze abp. Achille Rattiego, nuncjusza apostolskiego w Warszawie, który wkrótce został papieżem Piusem XI. W późniejszych latach stał na czele swej diecezji, energicznie nią kierując, aż do śmierci pod koniec grudnia 1938 r. Pełnił wówczas zaszczytną funkcję kanclerza kapituły Orderu Orła Białego. Spoczął jednak nie jak inni arcybiskupi warszawscy w katedrze, lecz w znacznie skromniejszym otoczeniu, wraz ze swymi wiernymi na największym warszawskim cmentarzu na Bródnie.

Drugi z regentów, Józef Ostrowski, znany był w Warszawie przede wszystkim jako współzałożyciel i prezes konserwatywnego Stronnictwa Polityki Realnej. Skończył warszawską Szkołę Główną Handlową i rosyjski Cesarski Uniwersytet Warszawski. Ziemianin, z przekonań konserwatysta, związany przez lata z opcją prorosyjską, był głównym autorem orędzi Rady Regencyjnej (wraz z ks. Zygmuntem Chełmickim).

To w jego warszawskim mieszkaniu Rada Regencyjna przekazała władzę wojskową 11 listopada 1918 r. przybyłemu z Magdeburga Piłsudskiemu. Wybór tak zwyczajnego miejsca na wydarzenie tak doniosłe, ważące o losach Polski, spowodowany był chorobą Ostrowskiego, która nie pozwalała mu wówczas opuszczać domu.

Po listopadzie 1918 r. Ostrowski nie odgrywał już żadnej roli politycznej, zmarł w 1923 r. w swych dobrach w Maluszynie.

Trzeci wreszcie regent to książę Zdzisław Lubomirski. Ten pochodzący z Kongresówki arystokrata został wysłany przez rodziców, by uczyć się po polsku w Galicji. Studiował tam prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był jedną z najbardziej znaczących postaci życia społecznego przedwojennej Warszawy – m.in. pełnił funkcję prezesa Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności. Działacz oświatowy, założyciel wielu polskich szkół prywatnych. Po wybuchu I wojny był prezesem Komitetu Obywatelskiego w Warszawie, powstałego już 3 sierpnia 1914 r. Wchodził też Lubomirski w skład Centralnego Komitetu Obywatelskiego powołanego przez endeków i Stronnictwo Polityki Realnej, na którego czele stali Seweryn Czetwertyński i Władysław Grabski. W lipcu 1915 r., w obliczu nieuchronnego zajęcia Warszawy przez Niemców, został nawet prezesem tego Komitetu z powodu wyjazdu polityków prorosyjskich w głąb Rosji. W lipcu roku następnego za zgodą władz okupacyjnych zorganizował wybory do samorządu warszawskiego i w ich wyniku został wybrany na prezydenta miasta. Politycznie współpracował raczej z Międzypartyjnym Kołem Politycznym, które przeciwstawiało się aktywnej współpracy z okupantem, to jest zajmowało pozycję pasywistyczną.

Do Rady Regencyjnej wstępował Lubomirski pod warunkiem amnestii, złagodzenia polityki okupacyjnej i zgody na utworzenie polskiej armii.

Podjął się tej specyficznej misji politycznej, mimo że najprawdopodobniej nie miał nadziei na zwycięstwo militarne państw centralnych w wojnie światowej. Starał się jednak wykorzystać maksymalnie moment dziejowy i jak najwięcej uzyskać dla polskiego społeczeństwa, przez tyle lat pozbawionego możliwości posiadania własnej reprezentacji i samoorganizacji. Zdzisław Lubomirski to niewątpliwie postać bardzo ciekawa i zasługująca na uznanie.

W niepodległej już Polsce jako jedyny z trzech regentów Lubomirski wrócił do polityki, lecz miało to miejsce dopiero w maju 1926 r., podczas zamachu stanu Marszałka Piłsudskiego. Spotkał się wówczas z Piłsudskim i był jednym z jego kandydatów na stanowisko prezydenta. Wybrał jednak dla siebie rolę mediatora między stronami bratobójczego konfliktu. W 1928 r. podjął współpracę polityczną z Marszałkiem i został senatorem z ramienia sanacyjnego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Był dwukrotnie wybierany z Warszawy – ponownie w 1930 r. W 1935 r. został po raz trzeci członkiem polskiego senatu – tym razem jednak zgodnie z nową, autorytarną konstytucją nominowany został na tę funkcję przez prezydenta Ignacego Mościckiego (1867–1946). W 1938 r. Lubomirski był już jednak na tyle zdystansowany do obozu rządzącego, m.in. pod wpływem sprawy brzeskiej, że nie otrzymał przedłużenia mandatu. W czasie II wojny światowej nie odgrywał większej roli politycznej, mimo to został aresztowany przez Niemców w listopadzie 1942 roku i był torturowany przez gestapo. Zwolniony, zmarł w następnym roku w wyniku doznanych w więzieniu obrażeń.

Rada Regencyjna w swym trzyosobowym składzie od 27 października 1917 r. urzędowała na warszawskim Zamku Królewskim. Mimo że była organem zależnym od władz okupacyjnych, mimo że nie cieszyła się popularnością, a najsilniejsze środowiska polityczne Królestwa (z jednej strony endecy, z drugiej propiłsudczykowska lewica niepodległościowa) ostro ją zwalczały, miała jednak swoje osiągnięcia. Udało jej się stworzyć podstawy polskich struktur administracyjnych i sądowniczych, a także fundamenty organizacji wojska, nad którym od października sprawowała rzeczywistą kontrolę.

Rządy Rady Regencyjnej

Mało kto dziś pamięta, że w roku poprzedzającym moment przejęcia władzy przez tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego i powołania w kilka dni później rządu Moraczewskiego, w Warszawie działały już rządy polskie, sformowane przez Radę Regencyjną.

Od jesieni roku 1917 do jesieni 1918 zdążyło zaistnieć pięć kolejnych gabinetów, w tym dwa tzw. prowizoria rządowe złożone z urzędników mających za zadanie podtrzymać prace ministerstw do czasu sformowania kolejnego gabinetu politycznego.

Pierwszym od wielu dziesiątek lat polskim rządem – ograniczonym wprawdzie w sprawach zagranicznych i wojskowych, ale mogącym rozpocząć budowę struktur administracji państwowej – był gabinet Jana Kucharzewskiego, utworzony ostatecznie 13 grudnia 1917 r. Zwłoka w utworzeniu rządu, od chwili powstania Rady Regencyjnej, wynikała z faktu, że regenci próbowali przeforsować na stanowisko premiera kandydaturę hrabiego Adama Tarnowskiego, której jednak kategorycznie sprzeciwił się generał-gubernator niemiecki von Beseler.

Tarnowski był wieloletnim dyplomatą w służbie austriackiej, byłym posłem austro-węgierskim, rezydującym w latach 1911–1916 w Sofii (a więc w czasach zamieszania towarzyszącego wojnom bałkańskim i wybuchowi I wojny światowej), a potem w Waszyngtonie, gdzie przebywał do czasu przystąpienia USA do wojny po stronie ententy, co miało miejsce wiosną 1917 r. Dla Niemców był jednak politykiem zbyt samodzielnym.

Dopiero kandydatura Jana Kucharzewskiego (1876–1952) została zaakceptowana przez oba rządy państw centralnych i polityk mógł przystąpić do formowania gabinetu. Kucharzewski był wówczas szefem gabinetu cywilnego Rady Regencyjnej. Ten prawnik, a z zamiłowania historyk (dziełem jego życia było wydane już po wojnie wielotomowe studium rosyjskiej polityki pt. Od białego do czerwonego caratu), weteran „Zetu” – konspiracyjnej organizacji młodzieżowej, były narodowy demokrata, poróżnił się z endekami na tle ich filorosyjskości i wystąpił ze stronnictwa oraz z Ligi Narodowej w 1908 r. Od początku wielkiej wojny (I wojny światowej) przebywał w neutralnej Szwajcarii, a wrócił do Polski w 1917 r. po akcie 5 listopada i włączył się wtedy w dzieło budowy polskiej administracji.

W skład sformowanego przezeń rządu weszli politycy pasywistyczni, tj. odmawiający dotąd czynnej współpracy z okupantami (jak np. Antoni Ponikowski czy Jan Stecki), aktywistyczni (Józef Mikułowski-Pomorski, Stanisław Bukowiecki), a także dyrektor Banku Krajowego we Lwowie – Jan Kanty Steczkowski.

Rząd premiera Kucharzewskiego zmuszony został do podania się do dymisji, gdy państwa centralne – a głównie Niemcy – nie zaprosiły jego przedstawicieli do stołu rokowań z Ukrainą i doprowadziły do jego kompromitacji. W lutym 1918 r. podpisano w wyniku tych negocjacji pokój brzeski, w którym Niemcy i Austro-Węgry bez żadnych skrupułów decydowały o polskim terytorium, oddając Ukraińcom Chełmszczyznę w zamian za zobowiązanie do dostarczenia przez Ukrainę ogromnego kontyngentu zboża państwom centralnym. Nie trzeba dodawać, że było to ewidentne złamanie konwencji haskiej, ponieważ państwa centralne rozporządzały terytorium okupowanym.

Na skutek tych wydarzeń Rada Regencyjna oświadczyła, że akt przemocy, jakiego dopuszczono się wobec Królestwa Polskiego w Brześciu, czyni z Rady organ umocowany jedynie w woli polskiego narodu.

Społeczeństwo polskie zareagowało na traktat brzeski masowymi demonstracjami, strajkiem urzędników, protestami kół polskich w parlamentach wiedeńskim i berlińskim, a wreszcie zwracaniem odznaczeń austro-węgierskich. Był to moment decydujący, w którym Polacy pozbyli się ostatecznie złudzeń co do możliwości współpracy z państwami zaborczymi.

Po Kucharzewskim w Królestwie Polskim władzę wykonawczą objął prowizoryczny gabinet Antoniego Ponikowskiego (1878–1949), wcześniej u Kucharzewskiego pełniącego funkcję ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Ponikowski, podobnie jak Kucharzewski, wywodził się ze środowisk narodowo-demokratycznych, ale rozstał się z Ligą Narodową w 1911 r., także krytycznie oceniając jej prorosyjskie stanowisko. W czasie okupacji niemieckiej był członkiem Rady Głównej Opiekuńczej i radnym Warszawy, potem – po akcie 5 listopada – współpracował z Tymczasową Radą Stanu. Po zakończeniu I wojny Ponikowski działał w szeregach Chrześcijańskiej Demokracji, z ramienia której był nawet premierem niepodległej Polski w latach 1921–1922, a jednocześnie ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego oraz kultury. Był także rektorem Politechniki Warszawskiej.

Ze stanowiska premiera Ponikowski ustąpił 4 kwietnia 1918 r. na rzecz Jana Kantego Steczkowskiego (1862–1929). Był on głównym organizatorem aparatu skarbowego państwa. Pochodził, w przeciwieństwie do dwóch poprzedników, z Galicji i był członkiem Stronnictwa Prawicy Narodowej, tzw. konserwatystów krakowskich, stańczyków. Swoją misję na czele rządu Rady Regencyjnej pełnił od kwietnia. W czerwcu zdążył wydać kontrowersyjną deklarację, w której protestował przeciwko stanowisku rządów ententy (Francji, Włoch i Wielkiej Brytanii) zapowiadających powstanie zjednoczonej i niepodległej Polski, zgodnie z zapisami styczniowych 14 punktów prezydenta Wilsona.

Na początku października 1918 r., gdy USA włączyły się na dobre do wojny na froncie zachodnim, toczyły się już rozmowy o osobnej kapitulacji Austro-Węgier, Bułgarii i Turcji, chwiał się front włoski, narastała fala rewolucyjna, a klęska państw centralnych zbliżała się wielkimi krokami, dla wszystkich w Warszawie stało się jasne, że dalsze sprawowanie władzy w oderwaniu od zaplecza społecznego jest już niemożliwe. Rada Regencyjna była bardzo niepopularna, a od rządu dystansował się zarówno obóz narodowy, jak i lewica niepodległościowa.

Deklaracja niepodległości

W tej sytuacji Rada Regencyjna 7 października 1918 r. ogłosiła deklarację niepodległości Polski. Stało się tak z inicjatywy najbardziej rzutkiego z regentów – Zdzisława Lubomirskiego. W opublikowanym wówczas manifeście do narodu polskiego można było przeczytać:

Zbliża się pokój, a wraz z nim ziszczenie nigdy nieprzedawnionych dążeń narodu polskiego do zupełnej niepodległości. Polacy! Obecnie już losy nasze w znacznej mierze w naszych spoczywają rękach. niech zabrzmi jeden wielki głos: Polska zjednoczona niepodległa.

Rada powoływała się na zasady ogłoszone w styczniu 1918 r. w orędziu prezydenta USA – Woodrowa Wilsona. Zapowiadała stworzenie rządu „najszerszych warstw narodu i kierunków politycznych”, a następnie zwołanie sejmu, który miał zadecydować o kształcie władz, na rzecz których Rada miała zrzec się sprawowanej władzy. Deklaracja mówiła o niepodległym państwie polskim, obejmującym wszystkie ziemie polskie, z dostępem do morza, z polityczną i gospodarczą niezawisłością.

W chwili wydania deklaracji członkowie Rady Regencyjnej ponownie poprosili o sformowanie gabinetu Kucharzewskiego, który podpisał się nawet wraz z nimi jako premier pod manifestem 7 października. Jednak wobec oporu endeków i socjalistów zrezygnował on z misji utworzenia rządu. Zadanie to otrzymał więc narodowy demokrata – Józef Świeżyński (1868–1948). Ten ziemianin i lekarz był przed wojną, w latach 1906–1915, trzykrotnym posłem do Dumy z ramienia Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. W latach wojny został prezesem Międzypartyjnego Koła Politycznego, zrzeszającego tzw. pasywistów, współpracujących z paryskim Komitetem Narodowym Polskim, na którego czele stał Roman Dmowski (1864–1939).

Świeżyńskiemu nie udało się jednak ani uzyskać zwolnienia z niemieckiej twierdzy kandydata na wodza armii – Józefa Piłsudskiego, ani przekonać socjalistów do wejścia do rządu Rady Regencyjnej. Mieli oni bowiem już zaawansowane własne plany stworzenia „rządu ludowego”.

Wobec zaistniałej sytuacji Świeżyński wraz z ministrem spraw wewnętrznych Zygmuntem Chrzanowskim próbowali dokonać 4 listopada 1918 r. detronizacji Rady Regencyjnej, co jednak spotkało się z natychmiastową kontrakcją regentów, którzy zdymisjonowali swojego trzeciego premiera… I, co zaskakujące, premier postanowił tę dymisję przyjąć.

Tego też dnia na czele rządu – a raczej tymczasowego prowizorium – stanął Władysław Wróblewski (1875–1951). W II Rzeczypospolitej był wiceministrem, szefem Biura Prezydencjalnego Rady Ministrów przy Moraczewskim, następnie posłem Rzeczypospolitej w Londynie i Waszyngtonie, a wreszcie w latach 1929–1936 prezesem Banku Polskiego. Właśnie Wróblewski przekazał władzę wyznaczonemu przez Naczelnika Państwa pierwszemu premierowi Rzeczypospolitej Polskiej – Jędrzejowi Moraczewskiemu (1870–1944), którego nazwisko otwiera zazwyczaj poczet szefów rządów Polski niepodległej.Witryna sklepu galanteryjnego J. Chojnackiego na ul. Niecałej w Warszawie jeszcze z rosyjskimi nazwami, rok 1914. Fot. Biblioteka Narodowa

Warszawa przed I wojną. Tętniący życiem Ogród Saski, w głębi widoczne: Pałac Saski oraz symbol panowania rosyjskiego zaborcy – sobór św. Aleksandra Newskiego zburzony przez Polaków w 1924 r. Fot. Biblioteka Narodowa

W listopadzie 1918 r. Warszawa była centrum wydarzeń politycznych i społecznych. Fot. Biblioteka Narodowa

Jednym z kluczowych wydarzeń w listopadzie 1918 r. było przybycie do Warszawy zwolnionego z niemieckiej niewoli Józefa Piłsudskiego.
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Rada Regencyjna – abp Aleksander Kakowski (w środku), prezydent Warszawy Zdzisław Lubomirski (z prawej), Józef Ostrowski (z lewej). Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Niemiecki generał-gubernator Hans von Beseler. Fot. Biblioteka Narodowa

Godło Królestwa Polskiego w 1918 r. Fot. Wikimedia Commons

Lublin, siedziba austriackich władz okupacyjnych. Na zdjęciu ulica Królewska, rok 1917.
Fot. Biblioteka Narodowa

Łódź w roku 1915 znalazła się pod kontrolą wojsk niemieckich. Na zdjęciu ulica Piotrkowska. Fot. Biblioteka Narodowa

Stary Rynek w Łodzi, rok 1917. Fot. Biblioteka Narodowa

Lublin, ulica Namiestnikowska, rok 1916. Fot. Biblioteka Narodowa

Obóz internowania w Szczypiornie. Grupa żołnierzy na tle baraku, rok 1917. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Internowani żołnierze przed łaźnią w obozie w Szczypiornie, rok 1917. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Generał Józef Haller.
Fot. Wikimedia Commons

Informację o ustanowieniu aktu 5 listopada (5 XI 1916), powołującego do życia Królestwo Polskie, do wiadomości mieszkańców Warszawy podał Hans von Beseler. Fot. Wikimedia Commons

Ogłoszenie aktu 5 listopada przez austriackie władze okupacyjne z balkonu Pałacu Sandomierskiego w Radomiu. Fot. Wikimedia Commons

Uroczystość inauguracji działalności Rady Regencyjnej 27 października 1917 r. W powozie od lewej: Józef Ostrowski i Zdzisław Lubomirski. Fot. Biblioteka Narodowa

Arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski. Fot. Biblioteka Narodowa

Józef Ostrowski. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Książę Zdzisław Lubomirski. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Pieczęć Rady Regencyjnej. Fot. Wikimedia Commons

Pierwszy polski rząd w Królestwie Polskim sformował Jan Kucharzewski. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Antoni Ponikowski kierował kolejnym rządem w Królestwie Polskim. Portret Ponikowskiego pędzla Stanisława Niesiołowskiego. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Kolejnym premierem został Jan Kanty Steczkowski. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Rada Regencyjna ogłasza nadchodzącą niepodległość Polski, dodatek nadzwyczajny „Monitora Polskiego” z 7 października 1918 r. Fot. Wikimedia Commons

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersjiZ dni przełomu, „Kurier Warszawski” nr 312 (11 listopada 1918), wyd. wieczorne, s. 4.

„Nowa Gazeta” nr 466 (11 listopada 1918), wyd. popołudniowe, s. 1.

Odezwy komendanta Piłsudskiego, „Kurier Warszawski” nr 313 (12 listopada 1918), wyd. poranne, s. 2.

„Kurier Warszawski” nr 312 (11 listopada 1918), wyd. wieczorne, s. 6.

Tamże.

Art. I, Patent z dnia 12 września 1917 r. o ustanowieniu władzy państwowej w Królestwie Polskim, „Dziennik urzędowy Departamentu Sprawiedliwości Tymczasowej Rady Stanu Królestwa Polskiego”, nr 5, 2 października 1917 r., s. 2.

Proces brzeski – trwający w latach 1931–1932 i wytoczony przez władze piłsudczykowskie polityczny proces sądowy byłych posłów, przywódców Centrolewu – antysanacyjnej koalicji, m.in. partii ludowych i PPS. Oskarżeni, m.in. Wincenty Witos, Adam Pragier, Herman Lieberman i Kazimierz Bagiński, zostali aresztowani w 1930 r. i osadzeni w twierdzy w Brześciu nad Bugiem.

Z powodu swych ustaleń dotyczących żywności traktat brzeski z Ukraińską Republiką Ludową bywa nazywany „traktatem głodowym” lub „traktatem chlebowym”.

Rada Regencyjna do Narodu Polskiego, „Monitor Polski”, dodatek nadzwyczajny, 7 października 1918 r., s. 1.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: